POKÓJ JAK POKÓJ
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 13 z 16 • Share
Strona 13 z 16 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14, 15, 16
POKÓJ JAK POKÓJ
First topic message reminder :
Typowo męski i pozbawiony szczególnych ozdób pokój, służący jego mieszkańcom za miejsce do spania i zostawianie brudnych ciuchów. Gdzieniegdzie natknąć się można na wciąż nierozpakowane bagaże a jedynym elementem nadającym pomieszczeniu przyjaznego charakteru jest znajdujące się w jednym z kątów posłanie dla kota.
Ostatnio zmieniony przez Veneficium dnia Pon Gru 05, 2016 12:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Veneficium
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Pociąć? Ubiczować? Nie, lepiej już o tym nie wspominajmy. Pomysł poszedł w odstawkę, tak samo jak chęci Remiego do wynajdywania zastępczej pokuty na siłę. Jasne, dalej zależało mu by oczyścić się w oczach Boga, ale odkąd zdał sobie sprawę, że przecież to samo musi jeszcze zrobić Annabell, zaczął zupełnie inaczej podchodzić do sprawy - wszystkie te ekstremalne opcje po prostu musiały zostać skreślone, bo nie zamierzał stosować ich na kobiecie swego życia. Do tego rewelacja co do spowiedzi... koniecznie musiał porozmawiać o tym z ojcem Florentinem i to jak najszybciej! Dziś było już za późno, ale jutro nic nie stało na przeszkodzie aby wrócić na moment do Francji i szczerze porozmawiać z księdzem, który znał go od najmłodszych lat.
Jeśli on nie pomoże, to już chyba nikt...
Chciał się znowu załamać, ale wolał trzymać się tej ostatniej nadziei w postaci starego duchownego i chociaż dziś odpocząć od nieustannie zżerających go nerwów oraz poczucia winy.
Chociaż dziś... i tak jest już wieczór. Te parę godzin mnie nie zbawi, ale...
Nie zbawi... heh.
Uśmiechnął się lekko do siebie, akurat, gdy Nathan postanowił się (w końcu) zebrać. Jego wcześniejszy komentarz przeszedł rudzielcowi mimo uszu i równie dobrze mógł przez zamyślenie nie zwrócić uwagi na resztę wypowiedzi Brytyjczyka, lecz kiedy ten zatrzymał się jeszcze na moment, Remi spojrzał na niego najpierw pytająco, by za moment przewrócić oczami i westchnąć.
- Taa, mógbyś się określić, gdzie mieszka.... aaa zresztą. - on już nie miał na to sił. Nie dziś. Nie teraz. W sumie nawet powoli przestawał mu przeszkadzać to, że White tak ciągle mu sie tutaj wbija. Łóżko miał, kot go tolerował, więc nie było co się czepiać. Odprowadziwszy go wzrokiem do drzwi i upewniwszy się, że je za sobą zamknął, Francuz rozejrzał się po pokoju, zastanawiając nad tym jak spędzić resztę dnia. Niby nic nie jadł, ale nie był głodny i naprawdę nie miał ochoty już więcej wychodzić, więc skreślił tę opcję. Księga i Maui mieli dostać jeść dopiero na samą noc, także i to odpadało. Teraz oba spały, więc budzenie ich dla zabawy również nie wchodziło w grę... Wodząc wzrokiem po otoczeniu, wpadł mu w oko jeden z wywalonych na podłogę szkicowników.
Dawno nie rysowałem.
Chłopak ruszył w jego kierunku, wyciągnął metalową puszkę pełną pasteli i rozsiadłszy się na podłodze, zaczął babrać siebie i kartkę w kolorach, uwieczniając wszystko co tylko podsuwały mu myśli. Tak jak jego szkice były dosyć proste i eleganckie, tak zabawy z kolorami wychodziły mu najzupełniej chaotycznie, odzwierciedlając wszystko to co kryło się na co dzień w jego sercu. Dalej było widać zarys postaci czy przedmiotu, ale dobór barw przypominał mokry sen ćpuna, a nie odbicie rzeczywistości.
Zupełnie straciwszy poczucie czasu, Rem tworzył w ciszy i skupieniu, wyżywając się za ten cały, paskudny dzień jaki go spotkał.
Jeśli on nie pomoże, to już chyba nikt...
Chciał się znowu załamać, ale wolał trzymać się tej ostatniej nadziei w postaci starego duchownego i chociaż dziś odpocząć od nieustannie zżerających go nerwów oraz poczucia winy.
Chociaż dziś... i tak jest już wieczór. Te parę godzin mnie nie zbawi, ale...
Nie zbawi... heh.
Uśmiechnął się lekko do siebie, akurat, gdy Nathan postanowił się (w końcu) zebrać. Jego wcześniejszy komentarz przeszedł rudzielcowi mimo uszu i równie dobrze mógł przez zamyślenie nie zwrócić uwagi na resztę wypowiedzi Brytyjczyka, lecz kiedy ten zatrzymał się jeszcze na moment, Remi spojrzał na niego najpierw pytająco, by za moment przewrócić oczami i westchnąć.
- Taa, mógbyś się określić, gdzie mieszka.... aaa zresztą. - on już nie miał na to sił. Nie dziś. Nie teraz. W sumie nawet powoli przestawał mu przeszkadzać to, że White tak ciągle mu sie tutaj wbija. Łóżko miał, kot go tolerował, więc nie było co się czepiać. Odprowadziwszy go wzrokiem do drzwi i upewniwszy się, że je za sobą zamknął, Francuz rozejrzał się po pokoju, zastanawiając nad tym jak spędzić resztę dnia. Niby nic nie jadł, ale nie był głodny i naprawdę nie miał ochoty już więcej wychodzić, więc skreślił tę opcję. Księga i Maui mieli dostać jeść dopiero na samą noc, także i to odpadało. Teraz oba spały, więc budzenie ich dla zabawy również nie wchodziło w grę... Wodząc wzrokiem po otoczeniu, wpadł mu w oko jeden z wywalonych na podłogę szkicowników.
Dawno nie rysowałem.
Chłopak ruszył w jego kierunku, wyciągnął metalową puszkę pełną pasteli i rozsiadłszy się na podłodze, zaczął babrać siebie i kartkę w kolorach, uwieczniając wszystko co tylko podsuwały mu myśli. Tak jak jego szkice były dosyć proste i eleganckie, tak zabawy z kolorami wychodziły mu najzupełniej chaotycznie, odzwierciedlając wszystko to co kryło się na co dzień w jego sercu. Dalej było widać zarys postaci czy przedmiotu, ale dobór barw przypominał mokry sen ćpuna, a nie odbicie rzeczywistości.
Zupełnie straciwszy poczucie czasu, Rem tworzył w ciszy i skupieniu, wyżywając się za ten cały, paskudny dzień jaki go spotkał.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Dziś o dziwo praktycznie nic nie robiła, a zamiast tego pozwoliła sobie na rozmyślanie. Z racji, że na zewnątrz wyjść nie mogła z powodu pogody, a w wolnym czasie najczęściej spacerowała, znowu włóczyła się bez celu po korytarzach akademika. Jedynie na czas posiłków wracała względnie do rzeczywistości i ruszała w stronę stołówki, gdzie w zasadzie znowu się zamyślała i dumała, ale dla odmiany nad talerzem. W takich chwilach mogła wydawać się naprawdę samotna, ale na ogół jakoś specjalnie jej to nie przeszkadzało, lubiła samotność. W odosobnieniu mogła liczyć na spokój, jakiego nie dałoby się osiągnąć w towarzystwie. Ana nie była odludkiem i z ludźmi też lubiła przebywać, ale jedna zdecydowanie mniej.
Kiedy nawet na kolacji nie udało jej się wypatrzyć Remiego, czarownica nie była już w stanie znieść tej ciągłej niepewności co do jego stanu i po prostu musiała się z nim zobaczyć. Nie miała pewności, czy jest on w swoim pokoju, ale zawsze warto było spróbować. Nie, nie poszła tam od razu. Najpierw wróciła się do pokoju, gdzie zdjęła buty, wymieniła świecę w lampionie, spędziła trochę czasu z Lou, która domagała się większej uwagi ze strony koleżanki (bo "panią", to wróżka z pewnością Ann nie zamierzała nazywać), a dopiero później wyruszyła w niespieszną podróż w stronę kwatery Francuza.
Stanęła przed drzwiami i po chwili wahania zastukała w nie.
- Remi, jesteś? - zapytała niezbyt głośno, ponieważ nie chciała mu przypadkiem przeszkadzać, ale zarówno na tyle głośno, by spokojnie mógł ją zrozumieć, jeśli nie postanowił się jeszcze położyć.
Kiedy nawet na kolacji nie udało jej się wypatrzyć Remiego, czarownica nie była już w stanie znieść tej ciągłej niepewności co do jego stanu i po prostu musiała się z nim zobaczyć. Nie miała pewności, czy jest on w swoim pokoju, ale zawsze warto było spróbować. Nie, nie poszła tam od razu. Najpierw wróciła się do pokoju, gdzie zdjęła buty, wymieniła świecę w lampionie, spędziła trochę czasu z Lou, która domagała się większej uwagi ze strony koleżanki (bo "panią", to wróżka z pewnością Ann nie zamierzała nazywać), a dopiero później wyruszyła w niespieszną podróż w stronę kwatery Francuza.
Stanęła przed drzwiami i po chwili wahania zastukała w nie.
- Remi, jesteś? - zapytała niezbyt głośno, ponieważ nie chciała mu przypadkiem przeszkadzać, ale zarówno na tyle głośno, by spokojnie mógł ją zrozumieć, jeśli nie postanowił się jeszcze położyć.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Podczas, gdy Ana relaksowała się w zamyśleniu, Remi miał naprawdę pracowity dzień już od samego ich rozstania. Zdążył odwiedzić matkę i dać się jej wyśmiać, pójść do kolejnej, jak się okazuje, zupełnie bezsensownej próby spowiedzi oraz wygadać przyjacielowi, który swoim zwyczajem go nawiedził w pokoju. W tym wszystkim rudzielec zupełnie zapomniał o jedzeniu, co jednak zdarzało mu się wręcz nagminnie. Nie dziwne, że potem mdlał w dziwnych miejscach czy przesypiał po ponad dwanaście godzin - wieczne nerwy i zupełne niedbanie o własny organizm wyraźnie mu nie służyły. Nikt mu tego jednak nie wytykał, a on był zbyt roztrzepany by pamiętać o tego typu niuansach. Zresztą, łatwiej było mu to zwalić na niskie ciśnienie krwi i żłopać kawę, zaciągając się przy tym papierosem. W pewnych kwestiach ten jełop był zupełnie niereformowalny...
Nie zdążył zrobić za wiele z tymi pastelami. Nawet się porządnie nie upaćkał, gdy ktoś zapukał do jego drzwi, momentalnie odrywając chłopaka od pracy. Wena była krnąbrną kochanką i, przynajmniej w przypadku Francuza, nawet chwilowe odwrócenie uwagi od tworzonego dzieła, oznaczało jej automatyczną utratę, więc metamorfomag westchnął tylko przeciągle, czego jednak nie dało się usłyszeć po drugiej stronie drzwi.
Właśnie dlatego tak mało rysuję...
Skrzywił się, wracając spojrzeniem do nieukończonego malunku i krytycznie oceniając go na co najwyżej mierny.
I tak nic by z tego nie wyszło.
- Chwila! - zawołał podnosząc się z podłogi i zbierając pastele oraz blok by wrzucić je z powrotem do walizki. To była jego forma sprzątania - wzięcie rzeczy i ciśnięcie w kąt, tak by się o nie nie potknął z rana lub w nocy. Otrzepawszy ręce o spodnie, ruszył do drzwi i zanim zorientował się do kogo należał głos zza nich, już otworzył je na oścież, ukazując się Ann tylko w połowie ubrany, całkowicie nieprzygotowany na jej widok. Wielkie z zaskoczenia ślepia wbiły się w jej drobną sylwetkę, z miejsca uświadamiając rudzielcowi jak bardzo zdążył się za nią stęsknić. Cała reszta, w tym jego niekompletny strój oraz fakt, że spodnie i ręce miał umorusane w kolorowym pyle, zupełnie straciły teraz na znaczeniu. Liczyła się tylko Ann, która odwiedziła go, bo... bo... Ej, co ona tu właściwie robiła?
- Coś się stało? - zapytał w końcu, zabawnie przekrzywiając łeb. Dopiero co rano się widzieli, a mimo to czarownica zawitała pod samego jego drzwi i to bez żadnej zapowiedzi. Oczywiście Rem nie miał jej tego za złe i zupełnie nie planował jej unikać... no, JUŻ tego nie planował, na razie przynajmniej, zważywszy jak ciężkie byłoby to w praktyce przez ich tak bliskie zamieszkanie. Mimo to zakładał, że następnym razem natkną się na siebie w kolejce pod prysznic czy zwyczajnie na korytarzu - przez nieunikniony przypadek. Odwiedziny Islandki sprawiły, że wyglądała jakby czegoś od niego zapomniała i Francuz bardzo szybko zaczął się modlić o to by nie były to majtki lub stanik, które do tej pory przeoczył, a które mogły wpaść w oczy Nathanowi... Niby nic nie powiedział, ale kto go tam wie?
Nie zdążył zrobić za wiele z tymi pastelami. Nawet się porządnie nie upaćkał, gdy ktoś zapukał do jego drzwi, momentalnie odrywając chłopaka od pracy. Wena była krnąbrną kochanką i, przynajmniej w przypadku Francuza, nawet chwilowe odwrócenie uwagi od tworzonego dzieła, oznaczało jej automatyczną utratę, więc metamorfomag westchnął tylko przeciągle, czego jednak nie dało się usłyszeć po drugiej stronie drzwi.
Właśnie dlatego tak mało rysuję...
Skrzywił się, wracając spojrzeniem do nieukończonego malunku i krytycznie oceniając go na co najwyżej mierny.
I tak nic by z tego nie wyszło.
- Chwila! - zawołał podnosząc się z podłogi i zbierając pastele oraz blok by wrzucić je z powrotem do walizki. To była jego forma sprzątania - wzięcie rzeczy i ciśnięcie w kąt, tak by się o nie nie potknął z rana lub w nocy. Otrzepawszy ręce o spodnie, ruszył do drzwi i zanim zorientował się do kogo należał głos zza nich, już otworzył je na oścież, ukazując się Ann tylko w połowie ubrany, całkowicie nieprzygotowany na jej widok. Wielkie z zaskoczenia ślepia wbiły się w jej drobną sylwetkę, z miejsca uświadamiając rudzielcowi jak bardzo zdążył się za nią stęsknić. Cała reszta, w tym jego niekompletny strój oraz fakt, że spodnie i ręce miał umorusane w kolorowym pyle, zupełnie straciły teraz na znaczeniu. Liczyła się tylko Ann, która odwiedziła go, bo... bo... Ej, co ona tu właściwie robiła?
- Coś się stało? - zapytał w końcu, zabawnie przekrzywiając łeb. Dopiero co rano się widzieli, a mimo to czarownica zawitała pod samego jego drzwi i to bez żadnej zapowiedzi. Oczywiście Rem nie miał jej tego za złe i zupełnie nie planował jej unikać... no, JUŻ tego nie planował, na razie przynajmniej, zważywszy jak ciężkie byłoby to w praktyce przez ich tak bliskie zamieszkanie. Mimo to zakładał, że następnym razem natkną się na siebie w kolejce pod prysznic czy zwyczajnie na korytarzu - przez nieunikniony przypadek. Odwiedziny Islandki sprawiły, że wyglądała jakby czegoś od niego zapomniała i Francuz bardzo szybko zaczął się modlić o to by nie były to majtki lub stanik, które do tej pory przeoczył, a które mogły wpaść w oczy Nathanowi... Niby nic nie powiedział, ale kto go tam wie?
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Czy wielogodzinne zamartwianie się i tortury psychiczne niemożliwe do wyparcia przez brak znajomych lub zajęcia do odwrócenia uwagi można było nazwać relaksowaniem się? Bardzo wątpliwe. Po całym tym dniu Ann była kompletnie wyczerpana i jedyne o czym marzyła, to jakakolwiek chwila ukojenia i wyzbycia się chociażby części swej niepewności. To właśnie ta głęboka potrzeba pchnęła ją do pojawienia się u Remiego jeszcze tego wieczoru, zamiast zaczekać do jutrzejszych zajęć... na które Francuz pewnie i tak by nie przyszedł, więc czarownica pofatygowałaby się do niego by i o tę sprawę zapytać. Chyba już nawet zastanawiała się kiedyś nad koniecznością zaciągnięcia go w końcu na jakieś wykłady, bo z tego, co pamiętała, nie zjawił się jeszcze na żadnych.
Idąc tutaj miała w głowie jakiś tam plan rzeczy, które chciała wyjaśnić albo których chciała się dowiedzieć, jednak w momencie kiedy Remi otworzył jej drzwi wszystko jakimś dziwnym trafem wyparowało, a dziewczyna kompletnie mu się zwiesiła. Rudzielec miał dziś rano problem, gdy bluzka Ann zbyt wiele odsłoniła? W tym momencie role się odwróciły, bo to czarownica stała teraz przez dobrych parę sekund jedynie się w niego wpatrując. Myśli odleciały jej w kompletnie innym kierunku, niż to wcześniej planowała i dopiero głos Remiego i jego zaciekawiona mina uświadomiły jej, że czas się wcale nie zatrzymuje, gdy mózg ci się wyłącza.
- Mm... co? - wyrwało jej się, gdy zmarszczyła brwi, w pierwszej chwili próbując przetworzyć pytanie, którego tak właściwie to nie dosłyszała i kompletnie nie miała szans sobie przypomnieć. Przyznanie się, że się go nie dosłyszało nie było teraz zbyt dobrym posunięciem, ale dziewczyna nie mogła już nic na to poradzić, że zareagowała odruchowo na wyrwanie z głębokiego zamyślenia... albo raczej braku myślenia. Teraz pozostawało już tylko szybko zmienić temat.
- Emm, dlaczego jesteś cały w kolorowe plamy? - zapytała nagle wskazując na różnobarwny pył i to na nim skupiając teraz wzrok oraz myśli. Pytanie to naprawdę ją nurtowało, a poza tym, tak było po prostu bezpieczniej. Musiała czymś odwrócić swoje myśli od jego wyglądu, a to było pierwszym, co jej się teraz nasunęło.
Idąc tutaj miała w głowie jakiś tam plan rzeczy, które chciała wyjaśnić albo których chciała się dowiedzieć, jednak w momencie kiedy Remi otworzył jej drzwi wszystko jakimś dziwnym trafem wyparowało, a dziewczyna kompletnie mu się zwiesiła. Rudzielec miał dziś rano problem, gdy bluzka Ann zbyt wiele odsłoniła? W tym momencie role się odwróciły, bo to czarownica stała teraz przez dobrych parę sekund jedynie się w niego wpatrując. Myśli odleciały jej w kompletnie innym kierunku, niż to wcześniej planowała i dopiero głos Remiego i jego zaciekawiona mina uświadomiły jej, że czas się wcale nie zatrzymuje, gdy mózg ci się wyłącza.
- Mm... co? - wyrwało jej się, gdy zmarszczyła brwi, w pierwszej chwili próbując przetworzyć pytanie, którego tak właściwie to nie dosłyszała i kompletnie nie miała szans sobie przypomnieć. Przyznanie się, że się go nie dosłyszało nie było teraz zbyt dobrym posunięciem, ale dziewczyna nie mogła już nic na to poradzić, że zareagowała odruchowo na wyrwanie z głębokiego zamyślenia... albo raczej braku myślenia. Teraz pozostawało już tylko szybko zmienić temat.
- Emm, dlaczego jesteś cały w kolorowe plamy? - zapytała nagle wskazując na różnobarwny pył i to na nim skupiając teraz wzrok oraz myśli. Pytanie to naprawdę ją nurtowało, a poza tym, tak było po prostu bezpieczniej. Musiała czymś odwrócić swoje myśli od jego wyglądu, a to było pierwszym, co jej się teraz nasunęło.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Czy Remi mógł zorientować się dlaczego Ann tak dziwnie zareagowała na jego widok? Raczej marne szanse. Jasne, zauważył, że czarownica zachowuje się dziwnie, ale pierwszym wytłumaczeniem jakie mu się nasunęło był powód jej przyjścia tutaj. Dalej go nie poznał, ale może to dlatego jest z nią źle? Czy mogło się coś stać, kiedy on załatwiał własne sprawy, nie przejmując się jak mija dzień najbliższej mu osobie?
- Ann..? - wyciągnął do niej rękę akurat, gdy zapytała go o "kolorowe plamy". Zamrugał zdziwiony i przeniósł spojrzenie na swoją wyciągniętą dłoń. Pomimo wytarcia o spodnie, dalej była umorusana pastelowym pyłem.
- Och... to... to nic takiego. Wejdziesz? - cofnął się z progu, w międzyczasie do końca otrzepując ręce o dżinsy. Teraz już tylko spodnie miał brudne. Bez zastanowienia rozpiął rozporek i zaczął je ściągać, rozglądając się za czystą parą. I tak chodzenie w samych bokserkach mu nie przeszkadzało - mniej niż z gołą klatą, ale o tym później - więc bez krępacji krzątał się po pokoju, szukając czystych ubrań. Ponieważ wszystkie, bez względu na stan, rzucał zawsze w losowy kąt, momentami ciężko było mu na szybko wynaleźć jeszcze nieużywany ciuch. Rozkminiając w którym miejscu szafy mogą leżeć te dopiero co uprane w domu, świeże spodnie, rudzielec przypomniał sobie o Ann i zaprzestając na chwilę poszukiwań, obejrzał na nią w zamyśleniu.
- Nie odpowiedziałaś mi. - zauważył i wyprostował się, przyglądając jej z na powrót rosnącą w oczach troską.
- Coś się stało? Dziwnie się zachowujesz...
No, jak stał przed nią w samych gatkach i jak raz nie schizował z tego powodu, tylko zachowywał jak normalny, całkiem przystojny facet, to co się... Nie, nie ważne. To Remi. On nie myślał o sobie w takich kategoriach, więc domyślenie się w czym tkwił problem wykraczał poza jego pojmowanie.
- Ann..? - wyciągnął do niej rękę akurat, gdy zapytała go o "kolorowe plamy". Zamrugał zdziwiony i przeniósł spojrzenie na swoją wyciągniętą dłoń. Pomimo wytarcia o spodnie, dalej była umorusana pastelowym pyłem.
- Och... to... to nic takiego. Wejdziesz? - cofnął się z progu, w międzyczasie do końca otrzepując ręce o dżinsy. Teraz już tylko spodnie miał brudne. Bez zastanowienia rozpiął rozporek i zaczął je ściągać, rozglądając się za czystą parą. I tak chodzenie w samych bokserkach mu nie przeszkadzało - mniej niż z gołą klatą, ale o tym później - więc bez krępacji krzątał się po pokoju, szukając czystych ubrań. Ponieważ wszystkie, bez względu na stan, rzucał zawsze w losowy kąt, momentami ciężko było mu na szybko wynaleźć jeszcze nieużywany ciuch. Rozkminiając w którym miejscu szafy mogą leżeć te dopiero co uprane w domu, świeże spodnie, rudzielec przypomniał sobie o Ann i zaprzestając na chwilę poszukiwań, obejrzał na nią w zamyśleniu.
- Nie odpowiedziałaś mi. - zauważył i wyprostował się, przyglądając jej z na powrót rosnącą w oczach troską.
- Coś się stało? Dziwnie się zachowujesz...
No, jak stał przed nią w samych gatkach i jak raz nie schizował z tego powodu, tylko zachowywał jak normalny, całkiem przystojny facet, to co się... Nie, nie ważne. To Remi. On nie myślał o sobie w takich kategoriach, więc domyślenie się w czym tkwił problem wykraczał poza jego pojmowanie.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Ucieszyła się, gdy myśli chłopaka podążyły we wskazanym przez nią kierunku. Szkoda tylko, że jednak nie raczył zaspokoić jej ciekawości, a zamiast tego wykręcił się, że czarownica ma się tym nie przejmować i po prostu wchodzić. Oczywiście nie protestowała i kiedy tylko Remi zszedł jej z drogi, wkroczyła do pokoju niespiesznie kierując się w stronę jego łóżka.
Przystanęła jednak w połowie drogi, gdyż zachowanie Francuza było co najmniej zastanawiające. Potrzebowała dobrej chwili żeby ogarnąć, ze po prostu postanowił się bez zapowiedzi przebrać. Nie miała nic przeciwko takiemu zachowaniu, bo sama pewnie mogłaby zrobić to samo... ponieważ najpierw zdążyłby zdjąć bluzkę, a dopiero później przypomniałaby sobie, jak strasznie przeszkadza Remiemu to, jak on na takie akcje reaguje. To pocieszające, że przynajmniej ona potrafiła zachowywać się teraz względnie normalnie zamiast odwalać akcje pokroju próby złamania sobie nosa. Swoją drogą, będzie trzeba się wreszcie zająć tą plamą, ponieważ mogła wzbudzać niepotrzebną ciekawość u ludzi odwiedzających rudzielca.
Westchnęła ciężko i usiadła na łóżku, niby obojętnie widząc za Francuzem wzrokiem.
- Powinieneś tu chociaż trochę posprzątać... i zrobić pranie. Jesteś tu dopiero tydzień, a już nie możesz nic znaleźć. - Przewróciła oczami i zaśmiała się bezgłośnie.
Mina trochę jej zrzedła, kiedy Remi wypomniał jej brrak odpowiedzi na wcześniejsze pytanie. Pocieszające, że przynajmniej je później powtórzył, więc Ana przynajmniej wiedziała, na co ma tak właściwie odpowiadać.
Milczała przez moment zastanawiając się nad odpowiedzią, aż wreszcie westchnęła i poparła brwi ręką.
- Nie, nic takiego. Po prostu jestem roztargniona przez cały ten dzień. Nie ma się czym martwić. - Podniosła na niego oczy i posłała mu pogodny uśmiech, który wyraźnie dawał do zrozumienia, że wszystko z nią dobrze i jest równie pogodna, co zwykle.
Dlaczego nie podała bezpośredniego powodu swojego zachowania, a ten mniej znaczący? Dlatego, że było jej głupio przyznać, jak na nią działał i że myślami zaczęła uciekać do ostatniej nocy? Nie, Ann nie miałaby problemu by to otwarcie powiedzieć, ale zapewne gdyby uświadomiła go, so jakiego stanu ją doprowadza, to zapewne bardzo szybko by się ubrał i zaczął bardziej w tej kwestii pilnować, a tego Ann z pewnością nie chciała...
Przystanęła jednak w połowie drogi, gdyż zachowanie Francuza było co najmniej zastanawiające. Potrzebowała dobrej chwili żeby ogarnąć, ze po prostu postanowił się bez zapowiedzi przebrać. Nie miała nic przeciwko takiemu zachowaniu, bo sama pewnie mogłaby zrobić to samo... ponieważ najpierw zdążyłby zdjąć bluzkę, a dopiero później przypomniałaby sobie, jak strasznie przeszkadza Remiemu to, jak on na takie akcje reaguje. To pocieszające, że przynajmniej ona potrafiła zachowywać się teraz względnie normalnie zamiast odwalać akcje pokroju próby złamania sobie nosa. Swoją drogą, będzie trzeba się wreszcie zająć tą plamą, ponieważ mogła wzbudzać niepotrzebną ciekawość u ludzi odwiedzających rudzielca.
Westchnęła ciężko i usiadła na łóżku, niby obojętnie widząc za Francuzem wzrokiem.
- Powinieneś tu chociaż trochę posprzątać... i zrobić pranie. Jesteś tu dopiero tydzień, a już nie możesz nic znaleźć. - Przewróciła oczami i zaśmiała się bezgłośnie.
Mina trochę jej zrzedła, kiedy Remi wypomniał jej brrak odpowiedzi na wcześniejsze pytanie. Pocieszające, że przynajmniej je później powtórzył, więc Ana przynajmniej wiedziała, na co ma tak właściwie odpowiadać.
Milczała przez moment zastanawiając się nad odpowiedzią, aż wreszcie westchnęła i poparła brwi ręką.
- Nie, nic takiego. Po prostu jestem roztargniona przez cały ten dzień. Nie ma się czym martwić. - Podniosła na niego oczy i posłała mu pogodny uśmiech, który wyraźnie dawał do zrozumienia, że wszystko z nią dobrze i jest równie pogodna, co zwykle.
Dlaczego nie podała bezpośredniego powodu swojego zachowania, a ten mniej znaczący? Dlatego, że było jej głupio przyznać, jak na nią działał i że myślami zaczęła uciekać do ostatniej nocy? Nie, Ann nie miałaby problemu by to otwarcie powiedzieć, ale zapewne gdyby uświadomiła go, so jakiego stanu ją doprowadza, to zapewne bardzo szybko by się ubrał i zaczął bardziej w tej kwestii pilnować, a tego Ann z pewnością nie chciała...
Ostatnio zmieniony przez Annabella Greenforest dnia Pią Lut 03, 2017 11:07 pm, w całości zmieniany 1 raz
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Co? Dopiero tydzień minął? Serio, po tym wszystkim miało się wrażenie jakby już miesiąc zleciał, jak nie więcej! Chłopak rozejrzał się po swojej graciarni i uśmiechnął przepraszająco, drapiąc się po głowie.
- To zorganizowany chaos... - stwierdził z lekkim uporem, mimo, że jego niemożność znalezienia nawet jednej pary czystych spodni mocno temu przeczyła.
- I dopiero co dziś zrobiłem pranie... - przyznał już ciszej, rumieniąc się i odwracając, wznawiając poszukiwania.
Po prostu za cholerę nie pamiętam, gdzie je wcisnąłem... Chwila, a może wcale nie zabrałem z domu? Nosz kur...
Westchnął, porzucając przerzucanie jednej sterty ubrań w szafie na drugą i na nowo powracając uwagą do dziewczyny. Była roztargniona, tak? W sumie miało to sens. Dopiero co ją roz... dopiero co robili "to" razem, a przecież znali się tak krótko i nie byli nawet małżeństwem. Do tego rozstali się w średnich nastrojach... To tylko naturalne, że Ann mogła nie czuć się tak wspaniale i beztrosko jak zazwyczaj.
- Ann... - mruknął Francuz markotniejąc i spoglądając na nią iście szczenięcymi oczami.
- Przepraszam... Wiem, że już jest za późno i pewnie nie da się tego naprawić, ale... Ale nawet jeśli to już bez znaczenia, to wiedz, że żałuję tego co się stało i zrobię wszystko by to się już nigdy nie powtórzyło. - na koniec tej poważnej, szczerej przemowy chłopak uśmiechnął się smutno, jakby dla dodania im obojga otuchy.
Od teraz wszystko będzie już tylko lepiej. Znajdę sposób by to naprawić i będę się lepiej pilnował. Nate mówił, że prawdziwy żal i chęć poprawy mogą zadecydować o odpuszczeniu grzechów... Może więc, jeśli się postaram...
Remi potrzebował tej nadziei i złapał się jej chyba nawet mocniej niż ktokolwiek tego po nim oczekiwał. Tak bardzo, że planował z rana wrócić do kościoła i wyspowiadać z nocy z Ann, a potem zrobić dokładnie to co powinien był robić po każdej spowiedzi - starać się by już nigdy więcej nie powtórzyć żałowanego występku. Już nigdy nie myśleć o Islandce w ten sposób, nie pozwolić sobie na kolejną noc u jej boku... Oj, będzie ciężko. Dobrze, że Annabell była jedną z tych słodkich i niewinnych, a nie jakąś demoniczną rozpustnicą! Chociaż tyle ułatwienia.
- To zorganizowany chaos... - stwierdził z lekkim uporem, mimo, że jego niemożność znalezienia nawet jednej pary czystych spodni mocno temu przeczyła.
- I dopiero co dziś zrobiłem pranie... - przyznał już ciszej, rumieniąc się i odwracając, wznawiając poszukiwania.
Po prostu za cholerę nie pamiętam, gdzie je wcisnąłem... Chwila, a może wcale nie zabrałem z domu? Nosz kur...
Westchnął, porzucając przerzucanie jednej sterty ubrań w szafie na drugą i na nowo powracając uwagą do dziewczyny. Była roztargniona, tak? W sumie miało to sens. Dopiero co ją roz... dopiero co robili "to" razem, a przecież znali się tak krótko i nie byli nawet małżeństwem. Do tego rozstali się w średnich nastrojach... To tylko naturalne, że Ann mogła nie czuć się tak wspaniale i beztrosko jak zazwyczaj.
- Ann... - mruknął Francuz markotniejąc i spoglądając na nią iście szczenięcymi oczami.
- Przepraszam... Wiem, że już jest za późno i pewnie nie da się tego naprawić, ale... Ale nawet jeśli to już bez znaczenia, to wiedz, że żałuję tego co się stało i zrobię wszystko by to się już nigdy nie powtórzyło. - na koniec tej poważnej, szczerej przemowy chłopak uśmiechnął się smutno, jakby dla dodania im obojga otuchy.
Od teraz wszystko będzie już tylko lepiej. Znajdę sposób by to naprawić i będę się lepiej pilnował. Nate mówił, że prawdziwy żal i chęć poprawy mogą zadecydować o odpuszczeniu grzechów... Może więc, jeśli się postaram...
Remi potrzebował tej nadziei i złapał się jej chyba nawet mocniej niż ktokolwiek tego po nim oczekiwał. Tak bardzo, że planował z rana wrócić do kościoła i wyspowiadać z nocy z Ann, a potem zrobić dokładnie to co powinien był robić po każdej spowiedzi - starać się by już nigdy więcej nie powtórzyć żałowanego występku. Już nigdy nie myśleć o Islandce w ten sposób, nie pozwolić sobie na kolejną noc u jej boku... Oj, będzie ciężko. Dobrze, że Annabell była jedną z tych słodkich i niewinnych, a nie jakąś demoniczną rozpustnicą! Chociaż tyle ułatwienia.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Ana już nie komentowała jego tłumaczeń. Wykłócanie się o takie głupoty nie wydawało się być najciekawszym zajęciem, ani nie miało prowadzić do jakichś pozytywnych zmian w najbliższym czasie. Może kiedy indziej się tym zajmą. W sumie, biorąc pod uwagę chęci Ann do zajmowania się tego typu rzeczami, można było założyć, że jeżeli tylko rudzielec jej na to pozwoli, ona sama postanowi mu tu sprzątać, robić pranie i jeszcze ciągać na posiłki i zajęcia. Jej potrzeba niesienia pomocy każdemu, który wyglądał na potrzebującego była naprawdę zadziwiająca.
- Mm? - Podniosła oczy na jego twarz, kiedy wypowiedział jej imię, ale wyraz jej twarzy z lekkiego zaciekawienia szybko przerodził się w zaskoczenie i zmęczenie tematem, aż wreszcie w wyraźne niezadowolenie, No tak, ile można było wałkować to samo i za każdym razem bredzić od rzeczy. Ann może i była na swój sposób świętą i miała do wszystkiego anielską cierpliwość, a już zwłaszcza do Remiego, ale nawet jej czasem ręce opadały. Najbardziej dobijało ją tu jednak nie to, że chłopak się powtarza, a że z taką żarliwością przekonuje ją, że już więcej się do tego nie posunie, że przeprasza, że nie powinien był i że jest wdzięczny za przebaczenie. Szło się załamać, kiedy miało się w głowie świadomość, że właśnie "dla niej" powstrzyma się przed zrobieniem czegoś, na co ona ma teraz nadzieję. Nie ma na niego słów, po prostu niema.
A jeśli już o rozdrażnieniu Ann mowa... To musiał być naprawdę ciekawy widok, bo czarownica nawet w takim stanie musiała wyglądać uroczo, bardziej jak naburmuszone dziecko niż wściekła kobieta, która potrafiłaby kogoś pogonić wałkiem. Do tego zaczęła mamrotać coś pod nosem po islandzku, a włosy zaczęły jej od spodu ciemnieć, co powoli stawało się widoczne, bo czerń coraz bardziej przejmowała wiśniowe pasma jej włosów, jednak nie pochłonęła wszystkich.
- Dopiero co rano mówiłeś, że skoro zrobiliśmy to raz, to teraz już nie ma różnicy, czy to powtórzymy - wypomniała mu z tą samą nadąsaną miną, a później ciężko westchnęła.
Oczywiście, jego wywód na temat grzechów, piekła, sumienia i klasyfikacji grzechów dotyczył znacznie większej skali, jednak Ann wyciągnęła z niego tyle, ile było jej na ten moment potrzebne i ile dotyczyło poruszanego teraz tematu.
- Mm? - Podniosła oczy na jego twarz, kiedy wypowiedział jej imię, ale wyraz jej twarzy z lekkiego zaciekawienia szybko przerodził się w zaskoczenie i zmęczenie tematem, aż wreszcie w wyraźne niezadowolenie, No tak, ile można było wałkować to samo i za każdym razem bredzić od rzeczy. Ann może i była na swój sposób świętą i miała do wszystkiego anielską cierpliwość, a już zwłaszcza do Remiego, ale nawet jej czasem ręce opadały. Najbardziej dobijało ją tu jednak nie to, że chłopak się powtarza, a że z taką żarliwością przekonuje ją, że już więcej się do tego nie posunie, że przeprasza, że nie powinien był i że jest wdzięczny za przebaczenie. Szło się załamać, kiedy miało się w głowie świadomość, że właśnie "dla niej" powstrzyma się przed zrobieniem czegoś, na co ona ma teraz nadzieję. Nie ma na niego słów, po prostu niema.
A jeśli już o rozdrażnieniu Ann mowa... To musiał być naprawdę ciekawy widok, bo czarownica nawet w takim stanie musiała wyglądać uroczo, bardziej jak naburmuszone dziecko niż wściekła kobieta, która potrafiłaby kogoś pogonić wałkiem. Do tego zaczęła mamrotać coś pod nosem po islandzku, a włosy zaczęły jej od spodu ciemnieć, co powoli stawało się widoczne, bo czerń coraz bardziej przejmowała wiśniowe pasma jej włosów, jednak nie pochłonęła wszystkich.
- Dopiero co rano mówiłeś, że skoro zrobiliśmy to raz, to teraz już nie ma różnicy, czy to powtórzymy - wypomniała mu z tą samą nadąsaną miną, a później ciężko westchnęła.
Oczywiście, jego wywód na temat grzechów, piekła, sumienia i klasyfikacji grzechów dotyczył znacznie większej skali, jednak Ann wyciągnęła z niego tyle, ile było jej na ten moment potrzebne i ile dotyczyło poruszanego teraz tematu.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Najpierw Remiego ogarnął prawdziwy strach. Wyraźna złość Annabell, jej ciemniejące włosy i to co mówiła, czego może i nie rozumiał, ale dało się w tym dosłyszeć irytację - to wszystko sprawiło, że polepszający się nastrój Francuza legł w gruzach, a on, biedny i przerażony, prawie padł na kolana przed dziewczyną, rzucając się w jej stronę z chęcią przeproszenia, choć w sumie to sam nie wiedział za co tym razem. I tylko ostatnie, te już zrozumiałe dla niego słowa czarownicy zatrzymały rudzielca w pół kroku, przyprawiając dodatkowo o opadnięcie szczęki.
- C-co... ale... ale to nie tak! - jego twarz momentalnie przybrała barwę dojrzałego pomidora, a marchewkowe włosy przeszły w bardziej czerwoną wersję rudości.
- P-przecież... Nie miałem tego naprawdę na myśli, ja... N-nie chciałem... nie śmiałbym... naprawdę, nie masz się co tym przejmować, bo jak Boga kocham, nigdy cię już nie tknę! M-mogę cię nawet nie całować, jeśli i to ci przeszkadza... więc nie złość się, proszę... - podniósł na nią smutne, jasne tęczówki w których malował się nieskończony żal, ale też ogromne uczucie jakim do niej pałał. I szacunek, choć może w nocy nie było go po nim widać... Wtedy, po pijaku, myślał tylko o sobie i własnych potrzebach i ją wykorzystał. Wybaczyła mu, ale najwidoczniej wciąż coś ją gryzło, bo to co powiedziała wcale nie brzmiało jakby do końca pogodziła się z ostatnimi wydarzeniami. Ponieważ Remiemu cholernie na niej zależało, był bliski prawdziwej paniki na sam widok jej naburmuszenia i gotowy rzucić się jej do stóp. Zrobiłby wszystko byle tylko go nie zostawiała... wszystko i to bez wyjątków! Żeby była szczęśliwa i chciała dać mu jeszcze jedną szansę. Żeby mogli zacząć wszystko od nowa, tym razem tak jak trzeba; powoli i w granicach dobrego smaku. Takie było właśnie spojrzenie Francuza na całą tę sprawę, z aktualną reakcją Annabell włącznie. Och, jak bardzo mijał się on z realiami...
- C-co... ale... ale to nie tak! - jego twarz momentalnie przybrała barwę dojrzałego pomidora, a marchewkowe włosy przeszły w bardziej czerwoną wersję rudości.
- P-przecież... Nie miałem tego naprawdę na myśli, ja... N-nie chciałem... nie śmiałbym... naprawdę, nie masz się co tym przejmować, bo jak Boga kocham, nigdy cię już nie tknę! M-mogę cię nawet nie całować, jeśli i to ci przeszkadza... więc nie złość się, proszę... - podniósł na nią smutne, jasne tęczówki w których malował się nieskończony żal, ale też ogromne uczucie jakim do niej pałał. I szacunek, choć może w nocy nie było go po nim widać... Wtedy, po pijaku, myślał tylko o sobie i własnych potrzebach i ją wykorzystał. Wybaczyła mu, ale najwidoczniej wciąż coś ją gryzło, bo to co powiedziała wcale nie brzmiało jakby do końca pogodziła się z ostatnimi wydarzeniami. Ponieważ Remiemu cholernie na niej zależało, był bliski prawdziwej paniki na sam widok jej naburmuszenia i gotowy rzucić się jej do stóp. Zrobiłby wszystko byle tylko go nie zostawiała... wszystko i to bez wyjątków! Żeby była szczęśliwa i chciała dać mu jeszcze jedną szansę. Żeby mogli zacząć wszystko od nowa, tym razem tak jak trzeba; powoli i w granicach dobrego smaku. Takie było właśnie spojrzenie Francuza na całą tę sprawę, z aktualną reakcją Annabell włącznie. Och, jak bardzo mijał się on z realiami...
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
To było oczywiste, że jej nie zrozumie i Annabella nawet się w tej kwestii nie łudziła, ale jego kompletne przeinaczenie sytuacji tylko ją podłamało. Po raz pierwszy doskonale wiedziała, jak sytuacja wygląda z jego perspektywy, bo jej to wytłumaczył, ale i tak ich toki rozumowania się kompletnie ze sobą mijały. I jak ona miała mu to teraz wytłumaczyć żeby zrozumiał? Skoro już tak strasznie nastawił się na wstrzemięźliwość i wydawało się mu to pomagać, biorąc pod uwagę poranne załamanie, to jak ona miała mu to teraz tak okrutnie zniszczyć? Z jednej strony kompletnie załamywało ją to, jak zły ma on obraz sytuacji, a z drugiej czuła się okropnie z wizją odebrania mu tej nowej nadziei. Już samo jej wtrącenie i rozdrażnienie sprawiły, że chłopak na nowo się załamał i miał ochotę paść przed nią na kolana... jeszcze bardziej gubiąc się w swoim mylnym obrazie świata. Z deszczu pod rynnę, chciałoby się rzec.
Słuchając go tylko siedziała, nie odrywając ręki od brwi, które początkowo zamierzała jedynie potrzeć z irytacją. Nie, złość nie była dla niej czymś normalnym i jej jednej wolała w pełni nie przeżywać. Z resztą, już po tym krótkim momencie irytacji, miała większą ochotę jak najszybciej zażegnać ten spór, niż przypadkiem skrzywdzić swoim zachowaniem Remiego.
W końcu westchnęła ciężko i poderwała się z miejsca, by do niego podejść, pocałować go, a później się do niego przytulić. W takiej pozycji miała z pewnością większe szanse się uspokoić. A pocałunek? On miał skłonić go do uciszenia się i uświadomić mu, tak na początek, że Ana wcale nie chce by tego nie robił.
Oparła głowę o jego klatkę piersiową i pokręciła powoli głową, ponownie ciężko przy tym wzdychając. Ciepło jego ciała, zapach i sama świadomość jego bliskości potrafiły naprawdę wiele zdziałać.
- Chyba już wolałam opcję, w której byś się w ogóle nie hamował - wymruczała, ciągle kręcąc głową, co przy okazji wiązało się z wodzeniem nosem po jego skórze. Teoretycznie mogłaby odwrócić głowę i tego nie robić, ale jakoś podobał jej się ten drobny gest.
Słuchając go tylko siedziała, nie odrywając ręki od brwi, które początkowo zamierzała jedynie potrzeć z irytacją. Nie, złość nie była dla niej czymś normalnym i jej jednej wolała w pełni nie przeżywać. Z resztą, już po tym krótkim momencie irytacji, miała większą ochotę jak najszybciej zażegnać ten spór, niż przypadkiem skrzywdzić swoim zachowaniem Remiego.
W końcu westchnęła ciężko i poderwała się z miejsca, by do niego podejść, pocałować go, a później się do niego przytulić. W takiej pozycji miała z pewnością większe szanse się uspokoić. A pocałunek? On miał skłonić go do uciszenia się i uświadomić mu, tak na początek, że Ana wcale nie chce by tego nie robił.
Oparła głowę o jego klatkę piersiową i pokręciła powoli głową, ponownie ciężko przy tym wzdychając. Ciepło jego ciała, zapach i sama świadomość jego bliskości potrafiły naprawdę wiele zdziałać.
- Chyba już wolałam opcję, w której byś się w ogóle nie hamował - wymruczała, ciągle kręcąc głową, co przy okazji wiązało się z wodzeniem nosem po jego skórze. Teoretycznie mogłaby odwrócić głowę i tego nie robić, ale jakoś podobał jej się ten drobny gest.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
On jej tak bardzo nie rozumiał... a chciał! Zawsze chciał wszystko rozumieć, choćby sam miał sobie wszystko tłumaczyć, jeszcze bardziej przeinaczając realia na własną modłę, skazując się na życie w chorym zakłamaniu. To dalej była według niego lepsza opcja niż życie z niewiadomą, wieczne domyślanie się i ta okropna niepewność jaka się z tym wiązała. Dlatego też i teraz Remi zaczął próbować ogarnąć zachowanie i słowa Annabell, tłumacząc sobie wszystko co mówiła jej wewnętrzną dobrocią, skoro na pytania odpowiadała mu niesatysfakcjonująco.
Kiedy czarownica wstała, przez krótką chwilę Francuza przeszła straszna myśl, że właśnie ją stracił, że postanowiła wyjść i go opuścić, bo żadna ilość przeprosin nie była w stanie sprawić by potrafiła wybaczyć mu to co jej zrobił. Aż go serce zakuło i dopiero objęcie przez dziewczynę oraz delikatny pocałunek jakim go uraczyła pozwoliły rudzielcowi odetchnąć z ulgą, choć trochę go rozluźniając.
Jeszcze nie wszystko stracone.
Przytulił ją lekko, akurat w chwili, gdy zabrała głos. Może i lepiej, że na niego teraz nie patrzyła, bo minę miał bezcenną - zarumieniony i zaskoczony spuścił wzrok na jej wiśniową grzywkę, nie tylko nie do końca rozumiejąc co miała na myśli, lecz także nie dowierzając jak łątwo Ann przychodziło mówienie tak... bezwstydnych rzeczy?
Nie, to nie tak. Na pewno chodziło jej o coś innego. Po prostu widzi jak bardzo mnie to męczy i się martwi... To taka dobra osoba! Boże, nie pozwól mi tego znowu zjeba... tzn zepsuć. Proszę...
Przy ostatnim słowie jakie przeszło mu przez myśl, uścisnął Ann odrobinę mocniej, pozwalając sobie na więcej uczucia. Tak bardzo ją kochał... Znali się krótko, ale już nie wyobrażał sobie bez niej dalszej egzystencji! Szalone? Nie, Remi wolałby nazwać to przeznaczeniem. To Pan mu ją zesłał by uczyniła go lepszym człowiekiem. I tym właśnie zamierzał się stać.
- Wtedy byłem pijany... - zauważył, unosząc jedną rękę do wiśniowych włosów ukochanej i gładząc ją po nich.
- Nie martw się. Na trzeźwo nigdy nie stracę nad sobą kontroli. Masz to jak w banku. - uśmiechnął się na pokrzepienie.
Nie musisz się dla mnie poświęcać, bo od teraz będę silniejszy. Postaram się... dla ciebie.
Kiedy czarownica wstała, przez krótką chwilę Francuza przeszła straszna myśl, że właśnie ją stracił, że postanowiła wyjść i go opuścić, bo żadna ilość przeprosin nie była w stanie sprawić by potrafiła wybaczyć mu to co jej zrobił. Aż go serce zakuło i dopiero objęcie przez dziewczynę oraz delikatny pocałunek jakim go uraczyła pozwoliły rudzielcowi odetchnąć z ulgą, choć trochę go rozluźniając.
Jeszcze nie wszystko stracone.
Przytulił ją lekko, akurat w chwili, gdy zabrała głos. Może i lepiej, że na niego teraz nie patrzyła, bo minę miał bezcenną - zarumieniony i zaskoczony spuścił wzrok na jej wiśniową grzywkę, nie tylko nie do końca rozumiejąc co miała na myśli, lecz także nie dowierzając jak łątwo Ann przychodziło mówienie tak... bezwstydnych rzeczy?
Nie, to nie tak. Na pewno chodziło jej o coś innego. Po prostu widzi jak bardzo mnie to męczy i się martwi... To taka dobra osoba! Boże, nie pozwól mi tego znowu zjeba... tzn zepsuć. Proszę...
Przy ostatnim słowie jakie przeszło mu przez myśl, uścisnął Ann odrobinę mocniej, pozwalając sobie na więcej uczucia. Tak bardzo ją kochał... Znali się krótko, ale już nie wyobrażał sobie bez niej dalszej egzystencji! Szalone? Nie, Remi wolałby nazwać to przeznaczeniem. To Pan mu ją zesłał by uczyniła go lepszym człowiekiem. I tym właśnie zamierzał się stać.
- Wtedy byłem pijany... - zauważył, unosząc jedną rękę do wiśniowych włosów ukochanej i gładząc ją po nich.
- Nie martw się. Na trzeźwo nigdy nie stracę nad sobą kontroli. Masz to jak w banku. - uśmiechnął się na pokrzepienie.
Nie musisz się dla mnie poświęcać, bo od teraz będę silniejszy. Postaram się... dla ciebie.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Nie miała na niego siły. Może nie było to spowodowane jedynie obecną sytuacją, ale również całym dzisiejszym dniem, który nie oszukujmy się, był bardzo wykańczający psychicznie. Nic więc dziwnego, że nie miała teraz ochoty się o to wszystko wykłócać i próbować siłą wbić mu do słowy swój punkt widzenia. Ana zwyczajnie tego nie potrafiła i po części też nie chciała, bo aż za bardzo obawiała się powrotu do porannych katuszy, które przeżywał przez życie w niezgodzie z własnym sumieniem. Przecież ona sama doskonale wiedziała, jak to jest, gdy trzeba coś robić albo nie robić, co nie zgadzało się z naszą wolą. Już wolała sama cierpieć, niż rujnować mu tę na nowo odzyskaną nadzieję. Tylko ten dodatkowy ból wywołany myślą, że właśnie oboje mają żyć wbrew sobie dla tego drugiego był jeszcze bardziej dobijający. Ona była świadoma wyglądu sytuacji z obu stron, a on jedynie ze swojej i tej "wymyślonej dla Ann".
- A szkoda - mruknęła po jego ostatnich słowach i ciężko westchnęła. Wiśnia na jej włosach lekko zszarzała, ale nie straciła w pełni swojego koloru, co w połączeniu z pozostałą na głowie czernią dawało trochę depresyjny efekt.
Zamknęła oczy i spróbowała się skupić na tym, co teraz miała. Tak, próba odwrócenia uwagi tuleniem się jakoś pomagała, ale nie pozwalała na pozbycie się wszystkich negatywnych emocji. Oj, Remi nie miał pojęcia, jak strasznie ją teraz ranił. Niby była to głupota, niby wiedziała, że tamto podejście było nie na miejscu, że tak nie powinno się robić i lepszym pomysłem było się dostosować, ale to nie zmienia powodu, że ją to bolało, co przy okazji wzbudzało w niej smutek, irytację i lawinę innych negatywnych emocji. Pewnie poradzi sobie z nimi, jak zawsze... jakoś. Dobrze, że przynajmniej z płaczliwością nigdy nie miała problemów, bo tylko tego jej tutaj brakowało, żeby mu się przez coś takiego rozryczeć.
Głupia.
Uśmiechnęła się do siebie ze smutkiem i drwiną, czego Remi na szczęście nie mógł dojrzeć.
- Nie, nie będę cię męczyć. Jak chcesz tak, to może być tak... - stwierdziła, odrywając się od niego i wracając na łóżko. Na wszelki wypadek starała się na niego teraz nie patrzyć, by nie zrobić czegoś, czego by nie chciała. Zbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak łatwo jest jej teraz utracić nad sobą panowanie i choć nie była pewna, co dokładnie mogła zrobić, to prawie na pewno byłoby to coś, co mogło teraz tylko pogorszyć sprawę.
- A szkoda - mruknęła po jego ostatnich słowach i ciężko westchnęła. Wiśnia na jej włosach lekko zszarzała, ale nie straciła w pełni swojego koloru, co w połączeniu z pozostałą na głowie czernią dawało trochę depresyjny efekt.
Zamknęła oczy i spróbowała się skupić na tym, co teraz miała. Tak, próba odwrócenia uwagi tuleniem się jakoś pomagała, ale nie pozwalała na pozbycie się wszystkich negatywnych emocji. Oj, Remi nie miał pojęcia, jak strasznie ją teraz ranił. Niby była to głupota, niby wiedziała, że tamto podejście było nie na miejscu, że tak nie powinno się robić i lepszym pomysłem było się dostosować, ale to nie zmienia powodu, że ją to bolało, co przy okazji wzbudzało w niej smutek, irytację i lawinę innych negatywnych emocji. Pewnie poradzi sobie z nimi, jak zawsze... jakoś. Dobrze, że przynajmniej z płaczliwością nigdy nie miała problemów, bo tylko tego jej tutaj brakowało, żeby mu się przez coś takiego rozryczeć.
Głupia.
Uśmiechnęła się do siebie ze smutkiem i drwiną, czego Remi na szczęście nie mógł dojrzeć.
- Nie, nie będę cię męczyć. Jak chcesz tak, to może być tak... - stwierdziła, odrywając się od niego i wracając na łóżko. Na wszelki wypadek starała się na niego teraz nie patrzyć, by nie zrobić czegoś, czego by nie chciała. Zbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak łatwo jest jej teraz utracić nad sobą panowanie i choć nie była pewna, co dokładnie mogła zrobić, to prawie na pewno byłoby to coś, co mogło teraz tylko pogorszyć sprawę.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Tyle się podziało... Najlepiej zacznijmy od początku:
Na "a szkoda" ukochanej, Remi od razu przytaknął, z miejsca przypisując tym słowom własne znaczenie. "Szkoda, że się wtedy upiłem" wytłumaczył sobie w ekspresowym tempie, już nawet nie dziwiąc się możliwą dwuznacznością stwierdzenia Ann. Jej późniejsza zmiana wyglądu tylko potwierdzała to co z góry założył - dziewczyna poszarzała i posmutniała, gdyż zdołowało ją wspomnienie Francuza po alkoholu. Sam się takim sobą brzydził, więc doskonale ją rozumiał i pogłaskał tylko, nie wiedząc co jeszcze mógłby teraz dla niej zrobić. I mogliby tak długo trwać, w objęciach i milczeniu, gdyby Islandka nie oderwała się nagle od niego, mówiąc coś co zupełnie nie przypasowało mu do sytuacji w jakiej się oboje znajdowali.
- Ale ty mnie nie... - zdążyło mu się wyrwać, zanim zupełnie od niego nie odeszła, zajmując znowu miejsce na łóżku.
To dla mojego dobra. Na pewno. Nie chciała bym znowu zapragnął... I tak długo była blisko, powinienem się z tego cieszyć. A jednak... jednak...
Chciałbym móc już nigdy nie wypuszczać jej z objęć...
Rudzielec pokręcił głową, gardząc swymi chciwymi, egoistycznymi myślami. Zamiast doceniać co mu dano, znowu chciał więcej! W ten sposób nigdy nie naprawi tego co już zdążył schrzanić.
- Jest coś co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał po dłuższej pauzie, próbując zadośćuczynić swym samolubnym myślom poprzez skupienie na potrzebach Annabell. Dla niej był gotów do największych poświęceń. Szczególnie teraz, gdy tak strasznie czuł, że musi zrekompensować jej wyrządzone krzywdy. Tylko jedno jej słowo, a on nie spocząłby póki na powrót nie wywołałby na jej buzi tego słodkiego, pogodnego uśmiechu...
Na "a szkoda" ukochanej, Remi od razu przytaknął, z miejsca przypisując tym słowom własne znaczenie. "Szkoda, że się wtedy upiłem" wytłumaczył sobie w ekspresowym tempie, już nawet nie dziwiąc się możliwą dwuznacznością stwierdzenia Ann. Jej późniejsza zmiana wyglądu tylko potwierdzała to co z góry założył - dziewczyna poszarzała i posmutniała, gdyż zdołowało ją wspomnienie Francuza po alkoholu. Sam się takim sobą brzydził, więc doskonale ją rozumiał i pogłaskał tylko, nie wiedząc co jeszcze mógłby teraz dla niej zrobić. I mogliby tak długo trwać, w objęciach i milczeniu, gdyby Islandka nie oderwała się nagle od niego, mówiąc coś co zupełnie nie przypasowało mu do sytuacji w jakiej się oboje znajdowali.
- Ale ty mnie nie... - zdążyło mu się wyrwać, zanim zupełnie od niego nie odeszła, zajmując znowu miejsce na łóżku.
To dla mojego dobra. Na pewno. Nie chciała bym znowu zapragnął... I tak długo była blisko, powinienem się z tego cieszyć. A jednak... jednak...
Chciałbym móc już nigdy nie wypuszczać jej z objęć...
Rudzielec pokręcił głową, gardząc swymi chciwymi, egoistycznymi myślami. Zamiast doceniać co mu dano, znowu chciał więcej! W ten sposób nigdy nie naprawi tego co już zdążył schrzanić.
- Jest coś co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał po dłuższej pauzie, próbując zadośćuczynić swym samolubnym myślom poprzez skupienie na potrzebach Annabell. Dla niej był gotów do największych poświęceń. Szczególnie teraz, gdy tak strasznie czuł, że musi zrekompensować jej wyrządzone krzywdy. Tylko jedno jej słowo, a on nie spocząłby póki na powrót nie wywołałby na jej buzi tego słodkiego, pogodnego uśmiechu...
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Dobrze, że przynajmniej jego myśli nie słyszała. Już sam fakt, że znała jego mylne podejście był wystarczająco dołujący, a co dopiero konieczność słuchania tego. Nawet tyle, ile powiedział teraz na głos wystarczyło, by w tak znacznym stopniu odbarwiły jej się włosy, choć sama świadomie starała się to powstrzymać. Może i udawało jej się w wielu sytuacjach zachowywać ogromny spokój i nie zaczynała ryczeć z byle powodu, ale jako osoba pozwalająca uczuciom i hormonom sobą prowadzić, nie potrafiła w pełni siebie kontrolować. Stąd właśnie ta niepewność, co do swojej możliwej reakcji w tym momencie. Było zbyt wiele możliwości, pod którym względem pęknie szybciej.
Nawet chciało jej się mu tłumaczyć, dlaczego właśnie uważa, że go męczy. To wymagałoby zbyt wielkiego nakładu pracy, jak na jej obecny stan i zapewne wiązałoby się z koniecznością patrzenia na jego wielki smutek, a tego teraz najmniej chciała. Było też coś jeszcze. Taka jedna irracjonalna emocja, która właśnie usiłowała doprowadzić ją do łez - ból odrzucenia. Jasne, to nie o to chodziło, ale weź wytłumacz uczuciom, że mają przestać być odczuwalne, bo nie mają one sensu. Jeśli normalnemu człowiekowi było z tym ciężko, to dla Ann było to praktycznie niewykonalne. Chociaż tyle, że jakimś cudem się jeszcze trzymała. Tak, cudem...
Kiedy zaproponował jej jakąś pomoc, tylko spojrzała na niego nieodgadnionym wzrokiem, a później podciągnęła jedną nogę na łóżko i oparła się czołem o swoje kolano. Nie chciała żeby widział teraz jej twarz, bo marna była z niej aktorka. Już wystarczyły jej te czarno-szare włosy, które postanowiły się dodatkowo wydłużyć, by móc lepiej ją zakryć. Musiała teraz naprawdę zastanowić się nad odpowiedzią, by go jeszcze bardziej nie zranić, nie skłamać, ani nie zadać sobie dodatkowego bólu.
Głupia.
Znowu uśmiechnęła się z politowaniem dla samej siebie. Wiedziała, jak powinna się zachowywać oraz jak bardzo nie potrafiła tego robić. Łatwiej było jednak żyć w izolacji i musieć się przejmować jedynie tą burzą za oknem, która uniemożliwiała jej wyjście na zewnątrz.
Nie, ja muszę się przejść. Muszę wrócić do domu. Nie ważne, że pada i jest noc, ja muszę wyjść.
Westchnęła ciężko i zebrała się w sobie.
- Nie, nie ważne. Postaram się cię o to nie męczyć. Nic nie musisz robić, ani się do niczego zmuszać. - Podniosła głowię i uśmiechnęła się do niego pocieszająco, jednak tym razem strasznie smutno jak na siebie. Nie potrafiła wykrzesać z siebie na siłę jakiejś wielkiej radości, więc mogła jedynie starać się tu do reszty nie załamać, czemu nadal była okropnie bliska.
- Nie martw się o mnie... po prostu przestań się martwić - dodała, podnosząc się z łóżka i znowu się do niego zbliżając. Ponownie objęła go i pocałowała, jednak tym razem się nie odsunęła. Domyślała się, że nie ma co liczyć na jakieś wielkie zaangażowanie z jego strony, a wręcz prędzej postanowi ją od siebie odsunąć, ale i tak nie mogła się powstrzymać przynajmniej przed tym. Przecież nic takiego nie zrobiła, starała się nawet nie przesadzić. W końcu sama będzie się tu musiała jeszcze bardziej od niego pilnować, by nie musieć czuć aż takiego bólu odrzucenia, bo ten w pewnym stopniu już się w niej zadomowił i zapewne szybko nie minie.
Nawet chciało jej się mu tłumaczyć, dlaczego właśnie uważa, że go męczy. To wymagałoby zbyt wielkiego nakładu pracy, jak na jej obecny stan i zapewne wiązałoby się z koniecznością patrzenia na jego wielki smutek, a tego teraz najmniej chciała. Było też coś jeszcze. Taka jedna irracjonalna emocja, która właśnie usiłowała doprowadzić ją do łez - ból odrzucenia. Jasne, to nie o to chodziło, ale weź wytłumacz uczuciom, że mają przestać być odczuwalne, bo nie mają one sensu. Jeśli normalnemu człowiekowi było z tym ciężko, to dla Ann było to praktycznie niewykonalne. Chociaż tyle, że jakimś cudem się jeszcze trzymała. Tak, cudem...
Kiedy zaproponował jej jakąś pomoc, tylko spojrzała na niego nieodgadnionym wzrokiem, a później podciągnęła jedną nogę na łóżko i oparła się czołem o swoje kolano. Nie chciała żeby widział teraz jej twarz, bo marna była z niej aktorka. Już wystarczyły jej te czarno-szare włosy, które postanowiły się dodatkowo wydłużyć, by móc lepiej ją zakryć. Musiała teraz naprawdę zastanowić się nad odpowiedzią, by go jeszcze bardziej nie zranić, nie skłamać, ani nie zadać sobie dodatkowego bólu.
Głupia.
Znowu uśmiechnęła się z politowaniem dla samej siebie. Wiedziała, jak powinna się zachowywać oraz jak bardzo nie potrafiła tego robić. Łatwiej było jednak żyć w izolacji i musieć się przejmować jedynie tą burzą za oknem, która uniemożliwiała jej wyjście na zewnątrz.
Nie, ja muszę się przejść. Muszę wrócić do domu. Nie ważne, że pada i jest noc, ja muszę wyjść.
Westchnęła ciężko i zebrała się w sobie.
- Nie, nie ważne. Postaram się cię o to nie męczyć. Nic nie musisz robić, ani się do niczego zmuszać. - Podniosła głowię i uśmiechnęła się do niego pocieszająco, jednak tym razem strasznie smutno jak na siebie. Nie potrafiła wykrzesać z siebie na siłę jakiejś wielkiej radości, więc mogła jedynie starać się tu do reszty nie załamać, czemu nadal była okropnie bliska.
- Nie martw się o mnie... po prostu przestań się martwić - dodała, podnosząc się z łóżka i znowu się do niego zbliżając. Ponownie objęła go i pocałowała, jednak tym razem się nie odsunęła. Domyślała się, że nie ma co liczyć na jakieś wielkie zaangażowanie z jego strony, a wręcz prędzej postanowi ją od siebie odsunąć, ale i tak nie mogła się powstrzymać przynajmniej przed tym. Przecież nic takiego nie zrobiła, starała się nawet nie przesadzić. W końcu sama będzie się tu musiała jeszcze bardziej od niego pilnować, by nie musieć czuć aż takiego bólu odrzucenia, bo ten w pewnym stopniu już się w niej zadomowił i zapewne szybko nie minie.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Annabell nie chciało się już tłumaczyć, a Remiego przerażała wizja życia w niepewności. Już kij z tym, jeśli był sobie w stanie jako tako wyjaśnić gryzące go niejasności by miały chociaż w jego głowie wymierny sens, ale teraz pogarszający się stan czarownicy był dla rudzielca już zupełnie niemożliwy do ogarnięcia i nic na co wpadał, nie było w stanie go do końca uspokoić. Kiedy dziewczyna schowała twarz, kuląc się na łóżku, a potem zaczęła na nowo mamrotać coś o niemęczeniu Remiego, aż wreszcie wróciła w jego objęcia karząc mu się nie przejmować - to wszystko przegięło szalę i choć Francuz naprawdę nie chciał dobijać jej kolejnymi pytaniami, po prostu musiał wreszcie zareagować. Odsunął od siebie Islandkę, ale tylko na tyle by móc spojrzeć jej prosto w twarz. Jedną ręką złapał ją za ramię by mu nie uciekła, drugą odgarnął włosy z buzi i zmierzył poważnym, jak raz zupełnie niewnoszącym sprzeciwu wzrokiem.
- Annabell, posłuchaj mnie uważnie. Nie ma szans bym się o ciebie nie martwił, więc nawet mnie o to nie proś. Zależy mi na tobie... - westchnął, z całych sił starając się nie wyglądać w tej chwili na tak zranionego jakim faktycznie był. Sam pomysł dziewczyny, że mógłby się nią nie przejmować był naprawdę godzący w serce. To, że mogła wziąć pod uwagę, że by się zgodził... Za kogo ona musiała go mieć? Nie, w tej chwili nie powinien nic z góry zakładać, bo jedyne co go nachodziło to najgorsze wyobrażenia, a w te naprawdę nie chciał wierzyć.
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko... Wszystko, rozumiesz? Jeśli czegoś potrzebujesz, jeśli... jeśli czegoś nie rozumiem albo robię źle... powiedz mi to, dobrze? J-ja... nie jestem aż tak domyślny... - no cooo tyyy...
A tak na serio, to Remiemu naprawdę ciężko było się przyznawać do tego, że czegoś nie ogarnia i dopytywanie innych o szczegóły. Odkąd pamiętał, takie dociekanie tylko wściekało drugą osobę, więc nauczył się "domyślać". Skoro nie mógł poprosić o naprostowanie tego czego nie usłyszał, a niezrozumienie nie pozwalało mu się skupić na niczym innym i doprowadzało go do szału, to koniec końców najlepszą opcją zdawało się używanie logiki i próba wydedukowania prawdy. Tyle, że żaden z niego Sherlock Holmes i wnioski jakie czasami wyciąga potrafią naprawdę mocno mijać się z rzeczywistością... Tym bardziej w tej jakże ważnej kwestii wolał nie ryzykować i z trudem, odwracając na koniec wzrok i przełykając narastające zażenowanie, przyznał się do tego co tak bardzo zawsze starał się ukryć. I oby to odniosło oczekiwany efekt, bo już lepszych pomysłów nie miał, a danie Ann spokoju nie wchodziło w ogóle w grę.
- Annabell, posłuchaj mnie uważnie. Nie ma szans bym się o ciebie nie martwił, więc nawet mnie o to nie proś. Zależy mi na tobie... - westchnął, z całych sił starając się nie wyglądać w tej chwili na tak zranionego jakim faktycznie był. Sam pomysł dziewczyny, że mógłby się nią nie przejmować był naprawdę godzący w serce. To, że mogła wziąć pod uwagę, że by się zgodził... Za kogo ona musiała go mieć? Nie, w tej chwili nie powinien nic z góry zakładać, bo jedyne co go nachodziło to najgorsze wyobrażenia, a w te naprawdę nie chciał wierzyć.
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko... Wszystko, rozumiesz? Jeśli czegoś potrzebujesz, jeśli... jeśli czegoś nie rozumiem albo robię źle... powiedz mi to, dobrze? J-ja... nie jestem aż tak domyślny... - no cooo tyyy...
A tak na serio, to Remiemu naprawdę ciężko było się przyznawać do tego, że czegoś nie ogarnia i dopytywanie innych o szczegóły. Odkąd pamiętał, takie dociekanie tylko wściekało drugą osobę, więc nauczył się "domyślać". Skoro nie mógł poprosić o naprostowanie tego czego nie usłyszał, a niezrozumienie nie pozwalało mu się skupić na niczym innym i doprowadzało go do szału, to koniec końców najlepszą opcją zdawało się używanie logiki i próba wydedukowania prawdy. Tyle, że żaden z niego Sherlock Holmes i wnioski jakie czasami wyciąga potrafią naprawdę mocno mijać się z rzeczywistością... Tym bardziej w tej jakże ważnej kwestii wolał nie ryzykować i z trudem, odwracając na koniec wzrok i przełykając narastające zażenowanie, przyznał się do tego co tak bardzo zawsze starał się ukryć. I oby to odniosło oczekiwany efekt, bo już lepszych pomysłów nie miał, a danie Ann spokoju nie wchodziło w ogóle w grę.
Remi Thibault
Sponsored content
Strona 13 z 16 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14, 15, 16
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 13 z 16
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach