POKÓJ JAK POKÓJ
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 8 z 16 • Share
Strona 8 z 16 • 1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 12 ... 16
POKÓJ JAK POKÓJ
First topic message reminder :
Typowo męski i pozbawiony szczególnych ozdób pokój, służący jego mieszkańcom za miejsce do spania i zostawianie brudnych ciuchów. Gdzieniegdzie natknąć się można na wciąż nierozpakowane bagaże a jedynym elementem nadającym pomieszczeniu przyjaznego charakteru jest znajdujące się w jednym z kątów posłanie dla kota.
Ostatnio zmieniony przez Veneficium dnia Pon Gru 05, 2016 12:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Veneficium
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Ana pewnie nieprędko zdałaby sobie sprawę, jak duży problem ta wpadka mogła sprawić chłopakowi, gdyby nie jego nagła reakcja. Jak raz udało się jej lotem błyskawicy zorientować, o co chodzi. Niby niewiele miała w tym momencie opcji, ale zwykle dojście do tej właściwej tę chociażby krótką chwilę jej zajmowało.
Natychmiast się wyprostowała i przerażona,schowała pół twarzy w dłoniach. Nie miała pojęcia, co ma robić, więc w pierwszym odruchu zaczęła strasznie przepraszać go dziwnie piskliwym głosikiem. Tak, było widać, że głupio jej i spanikowała. Teoretycznie powinna chyba do niego podejść i sprawdzić, co z jego twarzą, bo jego zderzenie ze ścianą nie brzmiało dobrze i choć nie widziała jeszcze krwi, domyślała się, że może być z nim źle. Nie ośmieliła się jednak zbliżyć wiedząc, że to ona jest tu wszystkiemu winna i jej ciągłe wpadki związane z "życiem w społeczeństwie". Wiedziała, że będzie je popełniać i w teorii starała się na nie przygotować, ale naprawdę żałowała, że Remi tak bardzo musiał na nich cierpieć i to tak często.
Naprawdę chciała do niego teraz podejść i jakoś mu pomóc, ale wiedziała, że na razie musi się z tym wstrzymać. Może za chwilę, ale nie teraz. Jak chłopak się uspokoi, to mogą pomyśleć nad fizycznymi obrażeniami, ale na razie... Na razie może lepiej będzie jeśli zostanie tam, gdzie stała. Niestety, te dwa kroki zdążyła się zbliżyć, zanim świadomie postanowiła trzymać się jednak z daleka.
Głupia, głupia, głupia. Patrz, co zrobiłaś. Uważaj trochę na przyszłość.
Tak, ta parka musiałamomentami przez większość czasu wyglądać po prostu komicznie.
Natychmiast się wyprostowała i przerażona,schowała pół twarzy w dłoniach. Nie miała pojęcia, co ma robić, więc w pierwszym odruchu zaczęła strasznie przepraszać go dziwnie piskliwym głosikiem. Tak, było widać, że głupio jej i spanikowała. Teoretycznie powinna chyba do niego podejść i sprawdzić, co z jego twarzą, bo jego zderzenie ze ścianą nie brzmiało dobrze i choć nie widziała jeszcze krwi, domyślała się, że może być z nim źle. Nie ośmieliła się jednak zbliżyć wiedząc, że to ona jest tu wszystkiemu winna i jej ciągłe wpadki związane z "życiem w społeczeństwie". Wiedziała, że będzie je popełniać i w teorii starała się na nie przygotować, ale naprawdę żałowała, że Remi tak bardzo musiał na nich cierpieć i to tak często.
Naprawdę chciała do niego teraz podejść i jakoś mu pomóc, ale wiedziała, że na razie musi się z tym wstrzymać. Może za chwilę, ale nie teraz. Jak chłopak się uspokoi, to mogą pomyśleć nad fizycznymi obrażeniami, ale na razie... Na razie może lepiej będzie jeśli zostanie tam, gdzie stała. Niestety, te dwa kroki zdążyła się zbliżyć, zanim świadomie postanowiła trzymać się jednak z daleka.
Głupia, głupia, głupia. Patrz, co zrobiłaś. Uważaj trochę na przyszłość.
Tak, ta parka musiała
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Och, dlaczego teraz? Dlaczego nagle, zupełnie bez przygotowania i żadnego uprzedzenia musiał zacząć czuć tę okropną, grzeszną namiętność? Jasne, wiedział, że to naturalne i wręcz typowe dla samców w wieku dojrzewania, ale przecież nie był podrostkiem jakiegoś głupiego gatunku czworonoga, tylko człowiekiem! Stworzony na wzór samego Boga, nie powinien ulegać instynktom. Nie, w jego wypadku to musiało być już kuszenie, a z takowym tym bardziej winien walczyć, opierać się mu i bronić swej nieśmiertelnej duszy! To wszystko czego nagle zapragnął i tak kiedyś zapewne go czeka - po ślubie, po bożemu i w chwale Pana, pozwalając na przedłużenie gatu... tzn na wydanie na świat dziecka, które wychowane w wierze będzie sławić imię Najwyższego i oddawać mu cześć! Tak, to wszystko go nie ominie, a do tego jak już nadejdzie na to czas, to nie będzie w tym ani krztyny zbereźności. Czemu więc jego organizm za nic go nie słuchał i nie dawał się okiełznać? I nawet przebijające się przez szalejące hormony cierpienie i ślad czerwieni na ścianie nie pomagały Remiemu odwrócić rozbieganych myśli od żądzy, od chęci odwrócenia się do czarownicy stojącej za nim i rzucenia na nią niczym dzikie zwierzę.
You and me, baby, ain't nothin', but mammals, so let's do it like they do on the Discovery Channel...
Rudzielec prychnął, wpatrując się w błyszczącą krew leniwie spływającą po dotąd białej ścianie. Zawsze irytowała go ta piosenka - ten jej wpadający w ucho rytm i ubliżający tekst. Jak mugole mogli okrzyknąć to hitem? Chociaż w sumie to ich muzyka po większości była strasznym syfem, więc wielkiego wyboru nie mieli...
Powoli, jakby ospale, chłopak sięgnął jedną ręką twarzy, sprawdzając stan swojego nosa, podczas, gdy drugą poprawiał spodnie. Pomimo narastającego bólu, wyglądało na to, że jednak nic sobie nie złamał, a co najwyżej rozbił. Szczęście w nieszczęściu, co nie? Chociaż pewnie wystarczyłoby zaklęcie do naprawy tego stanu, no, ale te rzeczy dalej nie były przyjemne, więc lepiej było zwyczajnie unikać potrzeby majstrowania przy tym, szczególnie bez znieczulenia. Z dołem było już gorzej, bo Rem miał o wiele mniejszy wpływ na tę część ciała. Zastanawiając się czy Ann będzie w ogóle zerkać na jego krok i czy wystarczy rozciągnąć sweter by zakryć wybrzuszenie, Francuz dalej nie spieszył się z odklejaniem o ściany. Dopiero teraz powoli docierało do niego, że chyba słyszał jakieś piski za plecami, które do tej pory nie zrobiły na nim dostatecznie dużego wrażenia by się w nie wsłuchiwał, a które teraz już chyba ucichły, albo przynajmniej zrobiły sobie przerwę.
Co za dzień...
Westchnął, przymykając oczy. Szybko jednak uniósł powieki z powrotem w górę, warcząc cicho pod obitym nosem.
Czeka mnie dłuuuga noc...
Ledwo zamykał ślepia, a już masochistyczny umysł wciskał mu przed nie obraz biustu Annabell. Za dnia mógł z tym jeszcze żyć, gdyż i tak musiał mieć oczy otwarte, gdy gdzieś szedł czy coś robił. Ale jeśli nie znajdzie sposobu by zapomnieć do wieczora...
Czeeeemuuuu jaaa...
You and me, baby, ain't nothin', but mammals, so let's do it like they do on the Discovery Channel...
Rudzielec prychnął, wpatrując się w błyszczącą krew leniwie spływającą po dotąd białej ścianie. Zawsze irytowała go ta piosenka - ten jej wpadający w ucho rytm i ubliżający tekst. Jak mugole mogli okrzyknąć to hitem? Chociaż w sumie to ich muzyka po większości była strasznym syfem, więc wielkiego wyboru nie mieli...
Powoli, jakby ospale, chłopak sięgnął jedną ręką twarzy, sprawdzając stan swojego nosa, podczas, gdy drugą poprawiał spodnie. Pomimo narastającego bólu, wyglądało na to, że jednak nic sobie nie złamał, a co najwyżej rozbił. Szczęście w nieszczęściu, co nie? Chociaż pewnie wystarczyłoby zaklęcie do naprawy tego stanu, no, ale te rzeczy dalej nie były przyjemne, więc lepiej było zwyczajnie unikać potrzeby majstrowania przy tym, szczególnie bez znieczulenia. Z dołem było już gorzej, bo Rem miał o wiele mniejszy wpływ na tę część ciała. Zastanawiając się czy Ann będzie w ogóle zerkać na jego krok i czy wystarczy rozciągnąć sweter by zakryć wybrzuszenie, Francuz dalej nie spieszył się z odklejaniem o ściany. Dopiero teraz powoli docierało do niego, że chyba słyszał jakieś piski za plecami, które do tej pory nie zrobiły na nim dostatecznie dużego wrażenia by się w nie wsłuchiwał, a które teraz już chyba ucichły, albo przynajmniej zrobiły sobie przerwę.
Co za dzień...
Westchnął, przymykając oczy. Szybko jednak uniósł powieki z powrotem w górę, warcząc cicho pod obitym nosem.
Czeka mnie dłuuuga noc...
Ledwo zamykał ślepia, a już masochistyczny umysł wciskał mu przed nie obraz biustu Annabell. Za dnia mógł z tym jeszcze żyć, gdyż i tak musiał mieć oczy otwarte, gdy gdzieś szedł czy coś robił. Ale jeśli nie znajdzie sposobu by zapomnieć do wieczora...
Czeeeemuuuu jaaa...
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Ile go tak przepraszała? Całkiem długo, może nawet kilka minut. Nie wyglądało jednak na to, że chłopak ją w ogóle słucha, więc Ann z jednej strony zaczęła się uspokajać w miarę upływu czasu, a z drugiej martwić brakiem reakcji z jego strony. W końcu faktycznie jej błagania o przebaczenie zaczęły stopniowo cichnąć, a ona zdecydowała się wreszcie ruszyć z miejsca i sprawdzić, co się z nim dzieje. Oczywiście nie podeszła prosto do niego, a jedynie go okrążyła i oparła głowę bokiem o ścianę, przyglądając się jego poobijanemu profilowi. W jakiej odległości od niego się zatrzymała? Jakiś metr-półtora.
- Remi..? - zapytała niepewnie i taki też miała wyraz twarzy. Odcień fuksji zaczął z niej stopniowo schodzić, pozostawiając skórę jedynie lekko zaróżowioną, ale włosy ciągle w tym samym odcieniu.
To jasne, że będzie tak reagował. Powinnam bardziej uważać.
Skrzywiła się, dalej obwiniając się o całe zajście i nie dość, że o jego poobijany łeb, to jeszcze męczące go teraz myśli. Czy wiedziała, co się z nim teraz dzieje? Na jego nieszczęście, tak. Czy zamierzała to jakoś komentować lub dać po sobie poznać? Na jego szczęście, nie. Ann miała cudowny dar milczenia na pewne tematy. Momentami może faktycznie robiła lub mówiła rzeczy, których nie powinna, ale przy tych najbardziej drażliwych potrafiła trzymać buzię zamkniętą.
Mam nadzieję, że mu przejdzie... i nie będzie aż tak źle później.
To przykre, ale ona naprawdę robiła mu to zupełnie nieświadomie i gdy już zdawała sobie z tego sprawę, to było jej potwornie głupio i tego żałowała. Tak, pod niektórymi względami potrafiła się w tym wszystkim wydawać urocza. Szkoda tylko, że nie mogła być taka w stu procentach, bo zapewne ułatwiłoby to Francuzowi życie, przynajmniej w tym momencie.
- Remi..? - zapytała niepewnie i taki też miała wyraz twarzy. Odcień fuksji zaczął z niej stopniowo schodzić, pozostawiając skórę jedynie lekko zaróżowioną, ale włosy ciągle w tym samym odcieniu.
To jasne, że będzie tak reagował. Powinnam bardziej uważać.
Skrzywiła się, dalej obwiniając się o całe zajście i nie dość, że o jego poobijany łeb, to jeszcze męczące go teraz myśli. Czy wiedziała, co się z nim teraz dzieje? Na jego nieszczęście, tak. Czy zamierzała to jakoś komentować lub dać po sobie poznać? Na jego szczęście, nie. Ann miała cudowny dar milczenia na pewne tematy. Momentami może faktycznie robiła lub mówiła rzeczy, których nie powinna, ale przy tych najbardziej drażliwych potrafiła trzymać buzię zamkniętą.
Mam nadzieję, że mu przejdzie... i nie będzie aż tak źle później.
To przykre, ale ona naprawdę robiła mu to zupełnie nieświadomie i gdy już zdawała sobie z tego sprawę, to było jej potwornie głupio i tego żałowała. Tak, pod niektórymi względami potrafiła się w tym wszystkim wydawać urocza. Szkoda tylko, że nie mogła być taka w stu procentach, bo zapewne ułatwiłoby to Francuzowi życie, przynajmniej w tym momencie.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Już nawet nie panikował. Był załamany i aż za dobrze wiedział co go czeka, ale po tym wszystkim co go dotąd spotkało na tej cholernej uczelni, chłopak nawet był w stanie stwierdzić, że mógł się tego spodziewać. W końcu od dłuższej chwili wszystko szło aż za dobrze - to jasne, że w końcu coś musiało się zjebać. Po prostu tym razem były to jego nos oraz resztki godności.
Kiedy Ann podeszła i stanęła w jego polu widzenia, Rem zerknął na nią kotem oka i ponownie westchnął.
- Nic mi nie jest... - zapewnił czarownicę. Chociaż wcale na to nie wyglądało, on serio już się całkiem uspokoił. Po kolejnej tego ranka lawinie emocji, w końcu musiało ogarnąć go zmęczenie, któremu poddał się, zarazem podporządkowując swemu marnemu losowi. Patrząc w milczeniu na Annabell, rudzielec zaczął zastanawiać się nad wszystkim i zarazem nad niczym konkretnym. Ten stan, w którym setki myśli swobodnie przepływały przez jego umysł, a on przeskakiwał z jednej na drugą, zdarzał mu się bardzo często, lecz w większości przypadków wynikało to samoistnie i jak tylko rudzielec orientował się, że znowu dał się ponieść rozkminom, uciekał z tego niekończącego się oceanu, momentalnie zapominając wszystko co próbował złożyć w nim w całość. Teraz jednak zanurzenie się w odmętach własnego wnętrza było jego własnym, świadomym wyborem, który podjął w momencie, gdy zrozumiał, że nie ucieknie przed samym sobą - przed tym co zobaczył, a co będzie go teraz gnębić. Ten jeden obraz, choć przecież nie powinien być niczym tak niezwykłym dla dorosłego faceta, dokonał więcej niż tylko prawie złamał nos Francuzowi - zmusił go do zastanowienia się nad własnymi pragnieniami i uczuciami. Czy to co kierowało nim względem Ann to zwykła żądza czy już miłość? Czy to możliwe by zakochać się w kimś tak po prostu, z dnia na dzień? I, jeśli tak, to czy miało to szansę przetrwać dłużej niż kolejną godzinę, dzień, tydzień... Czy przerodzi się w coś stałego? Czy Remi właśnie patrzył na swoją przyszłą żonę, na kobietę z którą się zestarzeje, założy rodzinę i jeszcze przyjdzie mu się śmiać u jej boku z tych zaczątków ich znajomości, z tych lat spędzonych na biomagii w Veneficium..?
Miodowe oczy ani na moment nie zbłądziły z twarzy Annabell, kiedy przez głowę jej poobijanego chłopaka przechodziły coraz to nowe pytania - każde z nich poważniejsze od poprzedniego i wybiegające coraz to dalej w przyszłość, ich przyszłość, wspólną lub też osobną. Którą on wolał? Na którą miał szansę?
- Ale ze mnie kretyn... - uśmiechnął się lekko, z przekąsem. Daleko było mu jednak do szczerego śmiechu, chyba, że z samego siebie.
Jestem z dziewczyną kwadrans i już myślę o takich rzeczach... Jezu, nawet nie jestem pewien czy jesteśmy razem! Czy to wcześniej już coś oznacza czy jeszcze nie? Tak bardzo się na tym nie znam. Zawsze chciałem, ale jakoś nigdy za bardzo nad tym nie pracowałem i... I co teraz? I czy już zawsze przy niej będę co chwila musiał zadawać sobie to pytanie?
Co teraz?
- Ann... nie miałaś przypadkiem iść na zajęcia? - mruknął w końcu, nie przestając się jej bacznie przyglądać. Pomimo krwi, która spłynęła mu już przez usta na brodę i zaczęła kapać na podłogę, oraz rozczochranych, wciąż lekko wilgotnych kłaków, powoli wracających do tycjanowej barwy, Remi wyglądał w tym jednym niewiarygodnym momencie naprawdę... dorośle. Jakby cała dojrzałość na jaką było go stać wreszcie znalazła ujście w tym jednym, poważnym spojrzeniu i na wpół smutnym, na wpół szelmowskim uśmieszku. Aż dało się zrozumieć co którakolwiek panna mogłaby kiedykolwiek dojrzeć w tym uroczym panikarzu...
Kiedy Ann podeszła i stanęła w jego polu widzenia, Rem zerknął na nią kotem oka i ponownie westchnął.
- Nic mi nie jest... - zapewnił czarownicę. Chociaż wcale na to nie wyglądało, on serio już się całkiem uspokoił. Po kolejnej tego ranka lawinie emocji, w końcu musiało ogarnąć go zmęczenie, któremu poddał się, zarazem podporządkowując swemu marnemu losowi. Patrząc w milczeniu na Annabell, rudzielec zaczął zastanawiać się nad wszystkim i zarazem nad niczym konkretnym. Ten stan, w którym setki myśli swobodnie przepływały przez jego umysł, a on przeskakiwał z jednej na drugą, zdarzał mu się bardzo często, lecz w większości przypadków wynikało to samoistnie i jak tylko rudzielec orientował się, że znowu dał się ponieść rozkminom, uciekał z tego niekończącego się oceanu, momentalnie zapominając wszystko co próbował złożyć w nim w całość. Teraz jednak zanurzenie się w odmętach własnego wnętrza było jego własnym, świadomym wyborem, który podjął w momencie, gdy zrozumiał, że nie ucieknie przed samym sobą - przed tym co zobaczył, a co będzie go teraz gnębić. Ten jeden obraz, choć przecież nie powinien być niczym tak niezwykłym dla dorosłego faceta, dokonał więcej niż tylko prawie złamał nos Francuzowi - zmusił go do zastanowienia się nad własnymi pragnieniami i uczuciami. Czy to co kierowało nim względem Ann to zwykła żądza czy już miłość? Czy to możliwe by zakochać się w kimś tak po prostu, z dnia na dzień? I, jeśli tak, to czy miało to szansę przetrwać dłużej niż kolejną godzinę, dzień, tydzień... Czy przerodzi się w coś stałego? Czy Remi właśnie patrzył na swoją przyszłą żonę, na kobietę z którą się zestarzeje, założy rodzinę i jeszcze przyjdzie mu się śmiać u jej boku z tych zaczątków ich znajomości, z tych lat spędzonych na biomagii w Veneficium..?
Miodowe oczy ani na moment nie zbłądziły z twarzy Annabell, kiedy przez głowę jej poobijanego chłopaka przechodziły coraz to nowe pytania - każde z nich poważniejsze od poprzedniego i wybiegające coraz to dalej w przyszłość, ich przyszłość, wspólną lub też osobną. Którą on wolał? Na którą miał szansę?
- Ale ze mnie kretyn... - uśmiechnął się lekko, z przekąsem. Daleko było mu jednak do szczerego śmiechu, chyba, że z samego siebie.
Jestem z dziewczyną kwadrans i już myślę o takich rzeczach... Jezu, nawet nie jestem pewien czy jesteśmy razem! Czy to wcześniej już coś oznacza czy jeszcze nie? Tak bardzo się na tym nie znam. Zawsze chciałem, ale jakoś nigdy za bardzo nad tym nie pracowałem i... I co teraz? I czy już zawsze przy niej będę co chwila musiał zadawać sobie to pytanie?
Co teraz?
- Ann... nie miałaś przypadkiem iść na zajęcia? - mruknął w końcu, nie przestając się jej bacznie przyglądać. Pomimo krwi, która spłynęła mu już przez usta na brodę i zaczęła kapać na podłogę, oraz rozczochranych, wciąż lekko wilgotnych kłaków, powoli wracających do tycjanowej barwy, Remi wyglądał w tym jednym niewiarygodnym momencie naprawdę... dorośle. Jakby cała dojrzałość na jaką było go stać wreszcie znalazła ujście w tym jednym, poważnym spojrzeniu i na wpół smutnym, na wpół szelmowskim uśmieszku. Aż dało się zrozumieć co którakolwiek panna mogłaby kiedykolwiek dojrzeć w tym uroczym panikarzu...
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Przyglądała mu się z wyraźnym niepokojem nawet wtedy, gdy zapewnił ją, że nic mu nie jest. Już nie tylko jego wygląd ją niepokoił, ale też nagła zmiana, jaka zaszła w jego zachowaniu.
- Wyglądasz strasznie. - Skrzywiła się i postąpiła krok w jego stronę, wyciągając przy tym rękę w kierunku jego twarzy, ale zatrzymała ją kilka centymetrów od niej, jakby bojąc się go dotknąć przez to ogarniające ją poczucie bezsilności. Ona zdecydowanie za łatwo przejmowała jego emocje i nawet nieświadomie wiedziała, kiedy z nim się coś działo.
- Jeszcze raz przepraszam - powtórzyła, cofając rękę i samej się obejmując. W tym momencie włosy z wściekle różowych, zrobiły jej się zdecydowanie ciemniejsze, zahaczając o coś między śliwką a wiśnią, jakby nie mogły się do końca zdecydować.
- Jesteś pewien, że nie chcesz pomocy z tym... - Nie dokończyła, a zamiast tego wskazała gestem jego zakrwawioną twarz.
Tak, czuła, że ją wygania, ale jakoś nie miała ochoty tak nagle wychodzić. Niestety, zostawać na siłę też nie mogła, bo narzucanie się ludziom nie leżało w jej naturze. Z resztą, chyba nikt nie lubił siedzieć tam, gdzie go nie chcieli.
Na wspomnienie o zajęciach jedynie wzruszyła ramionami, a włosy nieznacznie jej poszarzały.
Powinnam nad nimi popracować. W domu mogły robić, co chciały, ale tutaj nie wszyscy muszą od razu wiedzieć, co się ze mną dzieje.
Przymknęła na moment oczy, by przywrócić swój wygląd do normalności, a później jeszcze raz zerknęła niepewnie na rudzielca.
- Wyglądasz strasznie. - Skrzywiła się i postąpiła krok w jego stronę, wyciągając przy tym rękę w kierunku jego twarzy, ale zatrzymała ją kilka centymetrów od niej, jakby bojąc się go dotknąć przez to ogarniające ją poczucie bezsilności. Ona zdecydowanie za łatwo przejmowała jego emocje i nawet nieświadomie wiedziała, kiedy z nim się coś działo.
- Jeszcze raz przepraszam - powtórzyła, cofając rękę i samej się obejmując. W tym momencie włosy z wściekle różowych, zrobiły jej się zdecydowanie ciemniejsze, zahaczając o coś między śliwką a wiśnią, jakby nie mogły się do końca zdecydować.
- Jesteś pewien, że nie chcesz pomocy z tym... - Nie dokończyła, a zamiast tego wskazała gestem jego zakrwawioną twarz.
Tak, czuła, że ją wygania, ale jakoś nie miała ochoty tak nagle wychodzić. Niestety, zostawać na siłę też nie mogła, bo narzucanie się ludziom nie leżało w jej naturze. Z resztą, chyba nikt nie lubił siedzieć tam, gdzie go nie chcieli.
Na wspomnienie o zajęciach jedynie wzruszyła ramionami, a włosy nieznacznie jej poszarzały.
Powinnam nad nimi popracować. W domu mogły robić, co chciały, ale tutaj nie wszyscy muszą od razu wiedzieć, co się ze mną dzieje.
Przymknęła na moment oczy, by przywrócić swój wygląd do normalności, a później jeszcze raz zerknęła niepewnie na rudzielca.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Wyglądasz strasznie.
- Och, ranisz mnie... - jęknął, czy może bardziej westchnął, w tej dziwnej próbie zażartowania. Nawet pomimo zmęczenia i zamyślenia, nie chciał martwić Ann swoim stanem. Kiedy dziewczyna cofnęła od niego rękę i widocznie zmarkotniała, złapał ją za nadgarstek zanim zdążyła zupełnie ją od niego odsunąć, po czym pocałował ją w sam środek dłoni, od wewnętrznej strony. Zaraz jednak zrozumiał jak durnie postąpił, bo na jasnej, czystej skórze czarownicy pojawił się krwawy odcisk.
- P-pardon... - mruknął puszczając ją i wreszcie odwracając od niej spojrzenie.
Nawet coś takiego musiałem zjebać... Typowe.
Już nie chciało mu się tym bardziej dobijać. Od niechcenia przetarł twarz rękawem swetra, babrając go na czerwono. Nie uważał na nos, więc zaraz syknął z bólu, gdy niechcący za mocno go nacisnął.
Dobra, to zaczyna być irytujące. Będę musiał coś wymyślić...
W tym samym momencie jak to pomyślał, Annabell niejako zaoferowała się z pomocą i rudzielec odwrócił się, tak, że opierając tym razem ramieniem o ścianę, dał kobiecie pole do manewru. Sam ten gest, przynajmniej w jego mniemaniu, wystarczył za odpowiedź na ostatnie pytanie wiedźmy, więc nie odezwał się więcej, tylko czekał grzecznie, skupiając na jej wielobarwnych tęczówkach. Tylko raz przez łeb przemknęła mu myśl by zerknąć nieco niżej i tyle wystarczyło by jego mięśnie się widocznie spięły, zaś twarz oblała słodkim rumieńcem. Oczywiście dalej wydawał się skłonny poganiać ją do wyjścia, jednak nie było to spowodowane złością na Bogu ducha winną Greenforestównę! Tak szczerze, to jakaś jego część wcale nie chciała by dziewczyna opuszczała ten pokój (w końcu mogliby jeszcze tyle porobić...), ale silny kręgosłup moralny podpowiadał Francuzowi, że te chwilowe rozstanie, przynajmniej na czas zajęć, dobrze im zrobi - on ochłonie, ona załatwi swoje sprawy, a zobaczyć mogą się przecież później, najlepiej wtedy, gdy rudzielcowi uda się przestać myśleć o jej cyckach i pogodzić z koczującym znów pod łóżkiem kotem.
- Och, ranisz mnie... - jęknął, czy może bardziej westchnął, w tej dziwnej próbie zażartowania. Nawet pomimo zmęczenia i zamyślenia, nie chciał martwić Ann swoim stanem. Kiedy dziewczyna cofnęła od niego rękę i widocznie zmarkotniała, złapał ją za nadgarstek zanim zdążyła zupełnie ją od niego odsunąć, po czym pocałował ją w sam środek dłoni, od wewnętrznej strony. Zaraz jednak zrozumiał jak durnie postąpił, bo na jasnej, czystej skórze czarownicy pojawił się krwawy odcisk.
- P-pardon... - mruknął puszczając ją i wreszcie odwracając od niej spojrzenie.
Nawet coś takiego musiałem zjebać... Typowe.
Już nie chciało mu się tym bardziej dobijać. Od niechcenia przetarł twarz rękawem swetra, babrając go na czerwono. Nie uważał na nos, więc zaraz syknął z bólu, gdy niechcący za mocno go nacisnął.
Dobra, to zaczyna być irytujące. Będę musiał coś wymyślić...
W tym samym momencie jak to pomyślał, Annabell niejako zaoferowała się z pomocą i rudzielec odwrócił się, tak, że opierając tym razem ramieniem o ścianę, dał kobiecie pole do manewru. Sam ten gest, przynajmniej w jego mniemaniu, wystarczył za odpowiedź na ostatnie pytanie wiedźmy, więc nie odezwał się więcej, tylko czekał grzecznie, skupiając na jej wielobarwnych tęczówkach. Tylko raz przez łeb przemknęła mu myśl by zerknąć nieco niżej i tyle wystarczyło by jego mięśnie się widocznie spięły, zaś twarz oblała słodkim rumieńcem. Oczywiście dalej wydawał się skłonny poganiać ją do wyjścia, jednak nie było to spowodowane złością na Bogu ducha winną Greenforestównę! Tak szczerze, to jakaś jego część wcale nie chciała by dziewczyna opuszczała ten pokój (w końcu mogliby jeszcze tyle porobić...), ale silny kręgosłup moralny podpowiadał Francuzowi, że te chwilowe rozstanie, przynajmniej na czas zajęć, dobrze im zrobi - on ochłonie, ona załatwi swoje sprawy, a zobaczyć mogą się przecież później, najlepiej wtedy, gdy rudzielcowi uda się przestać myśleć o jej cyckach i pogodzić z koczującym znów pod łóżkiem kotem.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Początkowo zaskoczył ją, gdy zobaczyła (a później poczuła), jak chwyta ją za nadgarstek, ale gdy ucałował jej dłoń, delikatnie się uśmiechnęła. Nawet nie zwróciła uwagi na fakt, że przy okazji ją ubrudził, więc gdy zaczął ją przepraszać, wybąkała jedynie coś w stylu "nic nie szkodzi" i pozwoliła swoim myślom iść dalej. Po raz kolejny Remi bez powodu wytykał sobie swoją wpadkę, której Ann tak na dobrą sprawę nawet nie odnotowała. Może ona po prostu miała talent do skupiania się na tym, co pozytywne w życiu? To piękny dar, móc chodzić po świecie i zamiast zamartwiać się jak inni, móc cieszyć się promieniami słońca i miłym uśmiechem drugiej osoby; myśleć o dobroci innych istot zamiast rozpamiętywać to co złe; potrafić nie przejmować się swoją krzywdą, a skupiać się na pomaganiu innym. Tak, to musiał być niezwykły dar i oby udało się jej jak najwięcej osób nim zarazić.
Uśmiechnęła się niepewnie, gdy chłopak zmienił wreszcie zdanie i pozwolił jej wkroczyć do akcji. Dopiero sięgając po różdżkę zdała sobie sprawę z tego, że przez pośpiech nie przełożyła jej na spodnie, więc dostanie się do niej było nieco trudniejsze, ale nie, nie musiała jakoś dziwnie majstrować, by ją wydobyć. Po prostu zajęło jej to tych kilka krótkich sekund zamiast jednej.
- Uhh - Skrzywiła się, przyglądając z bliska ranom. Widok obrażeń wcale jej tak strasznie nie ruszał, ale medykiem też nigdy nie zamierzała zostawać. W tym momencie najbardziej chyba ją bolało to, że to Remi był tutaj potrzebującym pomocy.
- Tergeo - szepnęła zbliżywszy się do jego twarzy i pozbyła się w ten sposób większości krwi.
- Rennervate - poprawiła tym jednym z niewielu zaklęć leczących jakie znała, a bolący nos Francuza wrócił względnie do normy. Nadal mógł trochę pobolewać, ale z pewnością był cały.
- Gotowe. - Uśmiechnęła się ciepło, a później wspięła na palce i ostrożnie ucałowała w policzek. To podobno pomaga, prawda? A nawet jeśli nie, to po prostu chciała to zrobić.
Uśmiechnęła się niepewnie, gdy chłopak zmienił wreszcie zdanie i pozwolił jej wkroczyć do akcji. Dopiero sięgając po różdżkę zdała sobie sprawę z tego, że przez pośpiech nie przełożyła jej na spodnie, więc dostanie się do niej było nieco trudniejsze, ale nie, nie musiała jakoś dziwnie majstrować, by ją wydobyć. Po prostu zajęło jej to tych kilka krótkich sekund zamiast jednej.
- Uhh - Skrzywiła się, przyglądając z bliska ranom. Widok obrażeń wcale jej tak strasznie nie ruszał, ale medykiem też nigdy nie zamierzała zostawać. W tym momencie najbardziej chyba ją bolało to, że to Remi był tutaj potrzebującym pomocy.
- Tergeo - szepnęła zbliżywszy się do jego twarzy i pozbyła się w ten sposób większości krwi.
- Rennervate - poprawiła tym jednym z niewielu zaklęć leczących jakie znała, a bolący nos Francuza wrócił względnie do normy. Nadal mógł trochę pobolewać, ale z pewnością był cały.
- Gotowe. - Uśmiechnęła się ciepło, a później wspięła na palce i ostrożnie ucałowała w policzek. To podobno pomaga, prawda? A nawet jeśli nie, to po prostu chciała to zrobić.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Uśmiechnęła się na pocałunek? Nawet nie zauważył, bo już patrzył gdzieś indziej. Było to jednak w ich przypadku już aż nazbyt typowe - jedno akurat nie widziało tego delikatnego gestu jaki wykonało drugie i źle coś odbierało, albo musiało się domyślać na własną rękę. Chociaż tyle, że Annabell szło to całkiem nieźle, bo Remi wciąż za wiele z góry zakładał, tak jak np. teraz...
Bijąc się w myślach za swe nieprzemyślane zachowanie, na zewnątrz dalej pozostawał nad wyraz spokojny i, co najwyżej, wyraźnie wymęczony dramatami z tego poranka. Cierpliwie czekał aż Ann zajmie się jego obrażeniami, tylko odrobinę przygasając, kiedy dziewczyna skrzywiła się na jego widok.
Powinienem był to zrobić sam.
Ta niepocieszająca myśl przeszła mu przez głowę, akurat, gdy magia czarownicy zdziałała swoje i najpierw oczyściła, a następnie naprawiła jego twarz.
W sumie to wystarczył plaster i trochę wody utlenionej.
Przyzwyczajony do zajmowania się takimi rzeczami bez użycia czarów, Remi mimowolnie zaczął rozkminiać jak długo goiłby mu się nos w naturalny sposób i czy ktokolwiek zwracałby uwagę, gdyby nosił na nim opatrunek. To ostatnie szczególnie by go bolało, bo przecież nie chciał zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, a już zwłaszcza tej negatywnej. Ostatecznie Francuz doszedł do wniosku, że Ann oszczędziła mu wiele zachodu i nieprzyjemności, co pomogło mu jeszcze bardziej docenić jej pomoc i choć odrobinę się rozchmurzyć.
Taka kobieta to skarb i chłopak coraz bardziej się o tym przekonywał. Czy miał szansę ją przy sobie utrzymać i być z nią razem już do końca ich dni? Tego nie wiedział nikt, no, co najwyżej można by podpytać Nathana, ale na nim przecież nie można było za bardzo polegać. Tak czy inaczej, teraz szło im chyba całkiem nieźle i warto było się tym nacieszyć na zapas.
- Merci. - rudzielec wyszczerzył się i kiedy twarz Ann zbliżyła się do niego, odwrócił swoją tak by usta dziewczyny trafiły w jego własne, a nie gdzieś z boku.
- Idź już, bo się spóźnisz. - o ile już tego nie zrobiła...
- Spotkamy się później. - wyciągnął do niej dłoń i zmierzwił jej włosy, tak jak miał to w zwyczaju. Mimo wszystko dalej wydawała mu się momentami takim słodkim, małym stworzonkiem wymagającym opieki, a to budziło w nim takie właśnie odruchy jak ten.
Bijąc się w myślach za swe nieprzemyślane zachowanie, na zewnątrz dalej pozostawał nad wyraz spokojny i, co najwyżej, wyraźnie wymęczony dramatami z tego poranka. Cierpliwie czekał aż Ann zajmie się jego obrażeniami, tylko odrobinę przygasając, kiedy dziewczyna skrzywiła się na jego widok.
Powinienem był to zrobić sam.
Ta niepocieszająca myśl przeszła mu przez głowę, akurat, gdy magia czarownicy zdziałała swoje i najpierw oczyściła, a następnie naprawiła jego twarz.
W sumie to wystarczył plaster i trochę wody utlenionej.
Przyzwyczajony do zajmowania się takimi rzeczami bez użycia czarów, Remi mimowolnie zaczął rozkminiać jak długo goiłby mu się nos w naturalny sposób i czy ktokolwiek zwracałby uwagę, gdyby nosił na nim opatrunek. To ostatnie szczególnie by go bolało, bo przecież nie chciał zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, a już zwłaszcza tej negatywnej. Ostatecznie Francuz doszedł do wniosku, że Ann oszczędziła mu wiele zachodu i nieprzyjemności, co pomogło mu jeszcze bardziej docenić jej pomoc i choć odrobinę się rozchmurzyć.
Taka kobieta to skarb i chłopak coraz bardziej się o tym przekonywał. Czy miał szansę ją przy sobie utrzymać i być z nią razem już do końca ich dni? Tego nie wiedział nikt, no, co najwyżej można by podpytać Nathana, ale na nim przecież nie można było za bardzo polegać. Tak czy inaczej, teraz szło im chyba całkiem nieźle i warto było się tym nacieszyć na zapas.
- Merci. - rudzielec wyszczerzył się i kiedy twarz Ann zbliżyła się do niego, odwrócił swoją tak by usta dziewczyny trafiły w jego własne, a nie gdzieś z boku.
- Idź już, bo się spóźnisz. - o ile już tego nie zrobiła...
- Spotkamy się później. - wyciągnął do niej dłoń i zmierzwił jej włosy, tak jak miał to w zwyczaju. Mimo wszystko dalej wydawała mu się momentami takim słodkim, małym stworzonkiem wymagającym opieki, a to budziło w nim takie właśnie odruchy jak ten.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Remi nie miał w zwyczaju pamiętać o magicznych rozwiązaniach problemu? No to teraz mógł się zacząć przyzwyczajać do korzystania z takich przez Ann. Oczywiście, dziewczyna potrafiła zajmować się opatrywaniem rannych również w sposób niemagiczny, ale szło jej to jednak trochę gorzej i z pewnością było też mniej skuteczne, dlatego już dawno nauczyła się sięgać po magię.
Powinnam nauczyć się więcej zaklęć leczących. I dokupić kilka mikstur. Tak, to dobry pomysł. Nie jestem już w domu, gdzie wystarczy sięgnąć do szafki by wyjąć potrzebny specyfik. Tutaj muszę być samowystarczalna i o wszystkim myśleć z zawczasu.
Po odnotowaniu tej całkiem istotnej informacji uśmiechnęła się promiennie do chłopaka, który najwyraźniej poczuł się choć trochę lepiej, mimo swojego ogólnego kiepskiego stanu. Tak, nadal widziała, że ma ze sobą wielki problem i się nim martwi, ale jak zwykle, nie zamierzała być wścibska i nie naciskała. Z niektórymi rzeczami, każdy musi poradzić sobie sam.
Swoim odwróceniem głowy nieźle ją zaskoczył, ale bynajmniej nie negatywnie. Otworzyła szerzej oczy i na moment rumieńce na policzkach nabrały więcej koloru, ale szybko się opanowała i znowu słodko uśmiechnęła. Ta dziewczyna naprawdę momentami musiała wydawać się naprawdę urocza. Przymknęła oczy i zaśmiała się, gdy zmierzwił jej włosy, co sprawiło, że w całej swej słodyczy przypominała jeszcze małe kociątko. Doprawdy, i jak tu patrzyć na nią inaczej, jak na aniołka.
- Taaak, wiem - przytaknęła mu niechętnie i pokiwała głową.
- To do zobaczenia. - Uśmiechnęła się raz jeszcze i skłoniła jak na młodą panienkę przystało, a później opuściła pokój.
Oby szybko mu przeszło. I obym jak szybciej go później zobaczyła. Nie pójdzie znowu na zajęcia? Muszę go o to następnym razem zapytać. Jeśli nazbierają mu się większe zaległości, to może mieć później problem na zaliczeniach, a tego przecież nie chcę. Ehh... Tyle jest jeszcze rzeczy do przemyślenia...
Lekkim krokiem ruszyła w stronę swojego pokoju, w ogóle nie przejmując się swoim wyglądem czy reakcjami mijanych przez nią ludzi, była w tym momencie zbyt pochłonięta myślami. Na szczęście, mało kogo obeszło jej zachowanie, bo jak na razie wcale nie wychodziła jeszcze na aż takiego dziwoląga. Na tej uczelni bywało już nieraz gorzej, więc ludzie się uodpornili.
[z/t]
Dodano 4 PD
Powinnam nauczyć się więcej zaklęć leczących. I dokupić kilka mikstur. Tak, to dobry pomysł. Nie jestem już w domu, gdzie wystarczy sięgnąć do szafki by wyjąć potrzebny specyfik. Tutaj muszę być samowystarczalna i o wszystkim myśleć z zawczasu.
Po odnotowaniu tej całkiem istotnej informacji uśmiechnęła się promiennie do chłopaka, który najwyraźniej poczuł się choć trochę lepiej, mimo swojego ogólnego kiepskiego stanu. Tak, nadal widziała, że ma ze sobą wielki problem i się nim martwi, ale jak zwykle, nie zamierzała być wścibska i nie naciskała. Z niektórymi rzeczami, każdy musi poradzić sobie sam.
Swoim odwróceniem głowy nieźle ją zaskoczył, ale bynajmniej nie negatywnie. Otworzyła szerzej oczy i na moment rumieńce na policzkach nabrały więcej koloru, ale szybko się opanowała i znowu słodko uśmiechnęła. Ta dziewczyna naprawdę momentami musiała wydawać się naprawdę urocza. Przymknęła oczy i zaśmiała się, gdy zmierzwił jej włosy, co sprawiło, że w całej swej słodyczy przypominała jeszcze małe kociątko. Doprawdy, i jak tu patrzyć na nią inaczej, jak na aniołka.
- Taaak, wiem - przytaknęła mu niechętnie i pokiwała głową.
- To do zobaczenia. - Uśmiechnęła się raz jeszcze i skłoniła jak na młodą panienkę przystało, a później opuściła pokój.
Oby szybko mu przeszło. I obym jak szybciej go później zobaczyła. Nie pójdzie znowu na zajęcia? Muszę go o to następnym razem zapytać. Jeśli nazbierają mu się większe zaległości, to może mieć później problem na zaliczeniach, a tego przecież nie chcę. Ehh... Tyle jest jeszcze rzeczy do przemyślenia...
Lekkim krokiem ruszyła w stronę swojego pokoju, w ogóle nie przejmując się swoim wyglądem czy reakcjami mijanych przez nią ludzi, była w tym momencie zbyt pochłonięta myślami. Na szczęście, mało kogo obeszło jej zachowanie, bo jak na razie wcale nie wychodziła jeszcze na aż takiego dziwoląga. Na tej uczelni bywało już nieraz gorzej, więc ludzie się uodpornili.
[z/t]
Dodano 4 PD
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Ileż rozkoszy mogło się mieścić w takim małym ciałku?
Całkiem seksownym ciał... Kurwa.
Oj, Szatan miał dziś używanie z tym biedakiem. Chociaż tyle, że ciało przestało mu wariować i nawet te losowe, grzeszne myśli z łatwością udawało się chłopakowi odsunąć od siebie, karcąc się za nie wewnętrznie i obiecując poprawę.
- Au revoir~
Remi posłał Ann ostatni, szelmowski uśmiech i odprowadził wzrokiem do drzwi. Kiedy wreszcie został sam, odkleił się od tej cholernej ściany i leniwie wziął za ogarnianie. Ann użyła magii tylko do wyczyszczenia jego twarzy z krwi, więc ściana oraz sweter dalej były czerwonobrunatne. Nawet na podłodze znalazło się parę kropel, które umknęły uwadze pary. Ponieważ jednak Remi nie należał do osób, którym takie "drobnostki" przeszkadzały, jedynie zdjął z siebie sweter i cisnął go w kąt z zamiarem uprania, całą resztę pozostawiając na... kiedyś. Prawdopodobnie na moment, gdy ktoś go odwiedzi i zdziwi się makabrycznym widokiem, czym zwróci mu dostatecznie uwagę, że czas coś z tym jednak zrobić.
Kolejne pół godziny po doprowadzeniu się do względnego porządku, Francuz spędził przy łóżku na deskach, próbując udobruchać Mauiego. Kotu ani się śniło wychodzić do niewdzięcznego człowieka, zwłaszcza, że temu aż tyle czasu zajęło zwrócenie nań należytej uwagi. Wreszcie jednak dał się przekonać masą przysmaków, przymilnych pomruków ze strony swego właściciela, a następnie masą głaskania i tulenia. Czując, że odzyskał wreszcie swe miejsce w sercu rudzielca, kocur dał się nawet podrapać po brzuszku i zadowolony zajął swe zwykłe miejsce na rozkotłowanej pościeli. Remi tymczasem napisał zwyczajowy list do matki (robi to średnio co dwa-trzy dni), po czym przypomniawszy sobie o niedomówieniach z Nathanem, wyszedł poszukać kumpla...
***
Wróciwszy wieczorem, zamiast zacząć się szykować do odwiedzin w domu, napisał kolejną wiadomość do matki w której informował ją, że wpadnie do niej dopiero w niedzielę i przepraszał za zmianę planów. Podczas szukania Nate'a do uszu Francuza dotarła wiadomość o jakimś ognisku czy innym czymś związanym z rozpoczęciem roku akademickiego. Normalnie ani by myślał by iść na taką imprezę, ale zaraz wpadł na pomysł zaproszenia Annabell, więc zmodyfikował plany na weekend i jeszcze tego samego wieczoru wybrał się pod drzwi jej pokoju w celu oficjalnego poproszenia o jej jutrzejsze towarzystwo...
[zt]
Dodano 4 PD
Całkiem seksownym ciał... Kurwa.
Oj, Szatan miał dziś używanie z tym biedakiem. Chociaż tyle, że ciało przestało mu wariować i nawet te losowe, grzeszne myśli z łatwością udawało się chłopakowi odsunąć od siebie, karcąc się za nie wewnętrznie i obiecując poprawę.
- Au revoir~
Remi posłał Ann ostatni, szelmowski uśmiech i odprowadził wzrokiem do drzwi. Kiedy wreszcie został sam, odkleił się od tej cholernej ściany i leniwie wziął za ogarnianie. Ann użyła magii tylko do wyczyszczenia jego twarzy z krwi, więc ściana oraz sweter dalej były czerwonobrunatne. Nawet na podłodze znalazło się parę kropel, które umknęły uwadze pary. Ponieważ jednak Remi nie należał do osób, którym takie "drobnostki" przeszkadzały, jedynie zdjął z siebie sweter i cisnął go w kąt z zamiarem uprania, całą resztę pozostawiając na... kiedyś. Prawdopodobnie na moment, gdy ktoś go odwiedzi i zdziwi się makabrycznym widokiem, czym zwróci mu dostatecznie uwagę, że czas coś z tym jednak zrobić.
Kolejne pół godziny po doprowadzeniu się do względnego porządku, Francuz spędził przy łóżku na deskach, próbując udobruchać Mauiego. Kotu ani się śniło wychodzić do niewdzięcznego człowieka, zwłaszcza, że temu aż tyle czasu zajęło zwrócenie nań należytej uwagi. Wreszcie jednak dał się przekonać masą przysmaków, przymilnych pomruków ze strony swego właściciela, a następnie masą głaskania i tulenia. Czując, że odzyskał wreszcie swe miejsce w sercu rudzielca, kocur dał się nawet podrapać po brzuszku i zadowolony zajął swe zwykłe miejsce na rozkotłowanej pościeli. Remi tymczasem napisał zwyczajowy list do matki (robi to średnio co dwa-trzy dni), po czym przypomniawszy sobie o niedomówieniach z Nathanem, wyszedł poszukać kumpla...
***
Wróciwszy wieczorem, zamiast zacząć się szykować do odwiedzin w domu, napisał kolejną wiadomość do matki w której informował ją, że wpadnie do niej dopiero w niedzielę i przepraszał za zmianę planów. Podczas szukania Nate'a do uszu Francuza dotarła wiadomość o jakimś ognisku czy innym czymś związanym z rozpoczęciem roku akademickiego. Normalnie ani by myślał by iść na taką imprezę, ale zaraz wpadł na pomysł zaproszenia Annabell, więc zmodyfikował plany na weekend i jeszcze tego samego wieczoru wybrał się pod drzwi jej pokoju w celu oficjalnego poproszenia o jej jutrzejsze towarzystwo...
[zt]
Dodano 4 PD
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Dotarcie tutaj trochę im zajęło, bo raczej ciężko jest ciągnąć gdzieś parę nastolatków, którzy za żadne skarby nie chcą się od siebie odkleić. Niemniej jednak, już lepsze holowanie ich w takim stanie, niż szukanie jakiejś pomocy lub męczenie się z zaklęciami, bo rozłączanie ich siłą jak widać sensu większego nie miało. Z resztą, na szukanie pomocy też większych szans nie było, bo nawet teraz pod pokojem wystarczył tylko moment, by parka jeszcze chętniej zaczęła się do siebie dobierać. Nie, Remi nie był tu jedynym chętnym do pójścia na przód, ale o takich rzeczach się zwykle nie mówi i nawet widząc to, jakoś przymyka się na to oko. Z resztą, dopóki jawnie nie dobierała mu się do spodni, to chyba nie było aż tak źle, prawda? Co najwyżej wplątała palce w jego włosy, czasami chwyciła za kurtkę czy pocałowała w szczękę albo inne miejsce, do którego sięgała, nie wyrywając się zanadto chłopakowi.
Próby przywołania ich do porządku były istną walką z wiatrakami, bo burza hormonów, procenty i brak zahamowań robiły swoje.
- Nate idź juuuż - zawyła, gdy Remi znów przeniósł się na jej szyję, dając jej dzięki temu dojść do słowa. Nie chciało jej się czekać aż Brytyjczyk po raz czwarty(?) już zacznie ich od siebie odciągać. Niech się dzieje co chce, a on niech da sobie już spokój i przestanie z nimi użerać. To znaczy, nie trudno było się domyślić CO chce się dziać.
Próby przywołania ich do porządku były istną walką z wiatrakami, bo burza hormonów, procenty i brak zahamowań robiły swoje.
- Nate idź juuuż - zawyła, gdy Remi znów przeniósł się na jej szyję, dając jej dzięki temu dojść do słowa. Nie chciało jej się czekać aż Brytyjczyk po raz czwarty(?) już zacznie ich od siebie odciągać. Niech się dzieje co chce, a on niech da sobie już spokój i przestanie z nimi użerać. To znaczy, nie trudno było się domyślić CO chce się dziać.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Kontynuacja stąd: klik
Jasna cholera, i jak ja mam tu nie przeklinać?
Nate zawodził w myślach przez cała drogę do pokoju przyjaciela.
No jeśli to nie jest poświęcenie, to ja nie wiem, co nim jest. Jeszcze z nikim nie musiałem się tyle użerać. Nie nadaję się do takich rzeczy! Niech to ktoś zrobi za mnie!! Ehh... Nikt tego nie zrobi za mnie, a ktoś musi. Kurwa... Ugh. Miałem nie przeklinać.
Po otworzeniu pokoju Remiego i rzuceniu oka na jego wystrój nawet nie zamierzał zadawać żadnych pytań. To znaczy, w najbliższej przyszłości pewnie zapyta o tę plamę na ścianie, której pochodzenie musiało być naprawdę ciekawe, ale w tym momencie ta sprawa była bardzo mało istotna.
- No serio? - zapytał retorycznie, odwracając się i widząc, jak Francuz z jeszcze większym zapałem niż wcześniej pakuje dziewczynie ręce pod bluzkę, a ta wydaje się nie tylko przed tym oponować, ale też sama nie wie, co począć z rękami.
Króliki... Gdybym nie wiedział, że uznacie to jutro za cholerny błąd swojego życia, to wepchnąłbym was do tego pokoju i się nie przejmował. Miłej zabawy i w ogóle, kurwa... Kur, MIAŁEM NIE PRZEKLINAĆ. Co też studia robią z człowiekiem... A przez moje narzekanie teraz, już zupełnie czuję się jak stary pryk.
- Remi, pakujesz się do pokoju. Jutro mi za to podziękujesz, serio - oświadczył tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Drętwota - rzucił szybko, zanim rudzielec zdążył zareagować, a później wciągnął go do pokoju i zamknął za nim drzwi.
- Colloportus. - Wycelował w zamek i załatwił sprawę ewentualnej próby wydostania się Francuza ze środka. Skoro chłopak znowu posiał gdzieś różdżkę, a kluczy też pewnie będzie musiał szukać, to Nate zyskał te parę chwil i chwycenie Ann za ramię i podążenie szybkim krokiem w kierunku jej pokoju. Jakież to szczęście, że czarownica mieszkała z Dais, więc brunet wiedział, gdzie ma iść.
- Ann, ty też idziesz do siebie zanim się w coś wpakujecie - rzucił do niej wyraźnie zirytowany i już nawet nie patrzył na delikatność. Chciał mieć to wszystko po prostu z głowy.
Oj będę się musiał dzisiaj napić i to sporo. Czy to już choroba alkoholowa czy jeszcze nie? Nie jestem studentem tylko alkoho... KuźwWWWwww (nie przeklinaj) na odwrót. Studentem, a nie alkoholikiem, kurna.
//Drętwota była rzucona słabo, by jedynie oszołomić Remiego i wepchnąć do pokoju, a nie powalić kompletnie na deski.
Jasna cholera, i jak ja mam tu nie przeklinać?
Nate zawodził w myślach przez cała drogę do pokoju przyjaciela.
No jeśli to nie jest poświęcenie, to ja nie wiem, co nim jest. Jeszcze z nikim nie musiałem się tyle użerać. Nie nadaję się do takich rzeczy! Niech to ktoś zrobi za mnie!! Ehh... Nikt tego nie zrobi za mnie, a ktoś musi. Kurwa... Ugh. Miałem nie przeklinać.
Po otworzeniu pokoju Remiego i rzuceniu oka na jego wystrój nawet nie zamierzał zadawać żadnych pytań. To znaczy, w najbliższej przyszłości pewnie zapyta o tę plamę na ścianie, której pochodzenie musiało być naprawdę ciekawe, ale w tym momencie ta sprawa była bardzo mało istotna.
- No serio? - zapytał retorycznie, odwracając się i widząc, jak Francuz z jeszcze większym zapałem niż wcześniej pakuje dziewczynie ręce pod bluzkę, a ta wydaje się nie tylko przed tym oponować, ale też sama nie wie, co począć z rękami.
Króliki... Gdybym nie wiedział, że uznacie to jutro za cholerny błąd swojego życia, to wepchnąłbym was do tego pokoju i się nie przejmował. Miłej zabawy i w ogóle, kurwa... Kur, MIAŁEM NIE PRZEKLINAĆ. Co też studia robią z człowiekiem... A przez moje narzekanie teraz, już zupełnie czuję się jak stary pryk.
- Remi, pakujesz się do pokoju. Jutro mi za to podziękujesz, serio - oświadczył tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Drętwota - rzucił szybko, zanim rudzielec zdążył zareagować, a później wciągnął go do pokoju i zamknął za nim drzwi.
- Colloportus. - Wycelował w zamek i załatwił sprawę ewentualnej próby wydostania się Francuza ze środka. Skoro chłopak znowu posiał gdzieś różdżkę, a kluczy też pewnie będzie musiał szukać, to Nate zyskał te parę chwil i chwycenie Ann za ramię i podążenie szybkim krokiem w kierunku jej pokoju. Jakież to szczęście, że czarownica mieszkała z Dais, więc brunet wiedział, gdzie ma iść.
- Ann, ty też idziesz do siebie zanim się w coś wpakujecie - rzucił do niej wyraźnie zirytowany i już nawet nie patrzył na delikatność. Chciał mieć to wszystko po prostu z głowy.
Oj będę się musiał dzisiaj napić i to sporo. Czy to już choroba alkoholowa czy jeszcze nie? Nie jestem studentem tylko alkoho... KuźwWWWwww (nie przeklinaj) na odwrót. Studentem, a nie alkoholikiem, kurna.
//Drętwota była rzucona słabo, by jedynie oszołomić Remiego i wepchnąć do pokoju, a nie powalić kompletnie na deski.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Kiedy on się zrobił taki bezczelny i pewny siebie? Jeszcze ze dwie godziny temu denerwował się idąc po Annabell do jej pokoju, a teraz najzwyczajniej w świecie trzymał ręce pod jej stanikiem, na cholernym korytarzu, na oczach Nathana, nie pytając nawet o pozwolenie swej wybranki (choć może też dlatego, że ta całą sobą sygnalizowała mu, że ma zielone światło). I mogło się zrobić jeszcze goręcej, gdyby nagle coś go nie trafiło, odpychając brutalnie od czarownicy i zupełnie oszałamiając. Zanim Francuz się zorientował, już był sam w swoim pokoju, klęcząc na podłodze na którą padł wrzucony przez White'a, wciąż widząc mroczki przed oczami.
- Co do... - mruknął, jednak odpowiedziała mu tylko cisza. Nawet Maui był zbyt rozleniwiony by miauczeniem dopominać się o napełnienie miski, tylko jednym, na wpół otwartym okiem obserwował poczynania właściciela, zajmując jego łóżko na spółkę z uzębioną księgą.
Co to ja... Ann...?
Remi rozejrzał się, powoli odzyskując siły, choć z całą pewnością dalej nie trzeźwiejąc. W tym jego zapitym, zakutym łbie coś mu świtało - pamiętał, że coś robił, albo zamierzał robić, ale nawet niewygodnie opinana przez spodnie erekcja nie była w stanie nakierować go na właściwe tory. Czując się porządnie zmęczony, powoli podniósł się z desek, przetarł twarz dłońmi i ruszył w kierunku drzwi.
Kawa...
Tak, czarny napój bogów oraz fajek - to były jego odpowiedzi na każdy ból i gorszy dzień. Te drugie nawet wydobył z kieszeni wraz z zapalniczką i cudem trafił papierosem prosto do ust już za pierwszym razem, choć z ogniem szło mu już gorzej. Właściwie to miał poważny problem z odpaleniem go, a kiedy naparł całym ciężarem ciała na drzwi, a te nie ustąpiły i to nawet po naciśnięciu klamki, chłopak popatrzył tylko na nie, potem na zapalniczke, potem znowu na drzwi i cisnął przedmiot w pizdu. Widać coś mu się we łbie tak ustawiło, że te dwie w sumie niekoniecznie zależne od siebie rzeczy połączył tak, że niemożność wyjścia z pokoju zaczęła równać mu się z niemożnością zapalenia. I Bogu niech będą za to dzięki, bo w takim stanie zabawa ogniem groziła mu co najmniej zjaraniem sobie czupryny, jeśli nie podpaleniem całego akademika...
Nie mogąc zapalić ani wypić kawy, uwięziony w pokoju (czego, co warto zaznaczyć, zupełnie nie kwestionował - w tym stanie nic nie musiało mieć sensu, bo przyjmował każde zdarzenie bez zbędnych wątpliwości), nie miał wiele więcej do roboty, więc bezsilnie walnął się na swoje łóżko, wtulając w kota i księgę (a zarazem nieco je przygniatając, co łaskawie zignorowały) by już moment później słodko spać.
- Co do... - mruknął, jednak odpowiedziała mu tylko cisza. Nawet Maui był zbyt rozleniwiony by miauczeniem dopominać się o napełnienie miski, tylko jednym, na wpół otwartym okiem obserwował poczynania właściciela, zajmując jego łóżko na spółkę z uzębioną księgą.
Co to ja... Ann...?
Remi rozejrzał się, powoli odzyskując siły, choć z całą pewnością dalej nie trzeźwiejąc. W tym jego zapitym, zakutym łbie coś mu świtało - pamiętał, że coś robił, albo zamierzał robić, ale nawet niewygodnie opinana przez spodnie erekcja nie była w stanie nakierować go na właściwe tory. Czując się porządnie zmęczony, powoli podniósł się z desek, przetarł twarz dłońmi i ruszył w kierunku drzwi.
Kawa...
Tak, czarny napój bogów oraz fajek - to były jego odpowiedzi na każdy ból i gorszy dzień. Te drugie nawet wydobył z kieszeni wraz z zapalniczką i cudem trafił papierosem prosto do ust już za pierwszym razem, choć z ogniem szło mu już gorzej. Właściwie to miał poważny problem z odpaleniem go, a kiedy naparł całym ciężarem ciała na drzwi, a te nie ustąpiły i to nawet po naciśnięciu klamki, chłopak popatrzył tylko na nie, potem na zapalniczke, potem znowu na drzwi i cisnął przedmiot w pizdu. Widać coś mu się we łbie tak ustawiło, że te dwie w sumie niekoniecznie zależne od siebie rzeczy połączył tak, że niemożność wyjścia z pokoju zaczęła równać mu się z niemożnością zapalenia. I Bogu niech będą za to dzięki, bo w takim stanie zabawa ogniem groziła mu co najmniej zjaraniem sobie czupryny, jeśli nie podpaleniem całego akademika...
Nie mogąc zapalić ani wypić kawy, uwięziony w pokoju (czego, co warto zaznaczyć, zupełnie nie kwestionował - w tym stanie nic nie musiało mieć sensu, bo przyjmował każde zdarzenie bez zbędnych wątpliwości), nie miał wiele więcej do roboty, więc bezsilnie walnął się na swoje łóżko, wtulając w kota i księgę (a zarazem nieco je przygniatając, co łaskawie zignorowały) by już moment później słodko spać.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Jasne, trochę przeszkadzało jej, że są na korytarzu i to przy Nathanie, ale nie na tyle, by zamierzała przerywać. Miała jak widać nieco inaczej ustawione priorytety niż normalni ludzie, ale to nie powinno już dziwić ludzi, którzy choć trochę ją znali. Słuchanie się instynktów, a dopiero później próby dostosowania ich do norm społecznych, pamiętacie? Ciekawe, czy bez tamtej szklanki wina także byłaby tak skłonna do ignorowania otoczenia, w jakim się znajdowali. W sumie, jeśliby się przyjrzeć to było to nawet widoczne, co prawda słabo, ale jednak. Przy ludziach na aż tyle sobie nie pozwalała, jasne przed dotykiem Remiego nie oponowała, ale sama niewiele robiła. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby zostawić ją samą z Francuzem w pokoju... Nathan jak widać wolał o tym nie myśleć, bo całkiem sprawnie im to uniemożliwił.
Jedno machnięcie różdżką, drugie i już rudzielec nie znajdował się w ramionach Ann, a za zatrzaśniętymi drzwiami. Ile to trwało? Może sekundy, bo czarownica zdała sobie z tego wszystkiego sprawę dopiero po przebyciu kilku ładnych metrów, ciągnięta mało delikatnie przez Brytyjczyka.
- Ała... - zajęczała cicho, ale nawet nie próbowała się jakoś mocno wyrywać. Po prostu dreptała grzecznie, starając się jakoś nadążyć za pospiesznymi krokami i starała się nie potknąć.
- To boli - wymamrotała jakoś mało przekonująco, ale trudno się było po niej spodziewać jakichś wyraźnych oporów, skoro była z natury tak uległą istotą.
W przeciwieństwie do Remiego nie była prawie wcale pijana, więc po dłuższej chwili bez Francuza, wiedziała już doskonale, co się wokół niej dzieje.
- Możesz mnie puścić, sama pójdę - zakomunikowała słodkim, ale niezadowolonym głosem. Było słychać, że wszystko jest z nią w porządku, więc powód takiego zachowania leżał jak widać bardziej po jej stronie, niż po stronie Sam, która podłożyła jej i Remiemu alkohol.
Jedno machnięcie różdżką, drugie i już rudzielec nie znajdował się w ramionach Ann, a za zatrzaśniętymi drzwiami. Ile to trwało? Może sekundy, bo czarownica zdała sobie z tego wszystkiego sprawę dopiero po przebyciu kilku ładnych metrów, ciągnięta mało delikatnie przez Brytyjczyka.
- Ała... - zajęczała cicho, ale nawet nie próbowała się jakoś mocno wyrywać. Po prostu dreptała grzecznie, starając się jakoś nadążyć za pospiesznymi krokami i starała się nie potknąć.
- To boli - wymamrotała jakoś mało przekonująco, ale trudno się było po niej spodziewać jakichś wyraźnych oporów, skoro była z natury tak uległą istotą.
W przeciwieństwie do Remiego nie była prawie wcale pijana, więc po dłuższej chwili bez Francuza, wiedziała już doskonale, co się wokół niej dzieje.
- Możesz mnie puścić, sama pójdę - zakomunikowała słodkim, ale niezadowolonym głosem. Było słychać, że wszystko jest z nią w porządku, więc powód takiego zachowania leżał jak widać bardziej po jej stronie, niż po stronie Sam, która podłożyła jej i Remiemu alkohol.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Jak on miał ich w tym momencie dość. Nate na co dzień może i był śmieszkiem, ale każdemu czasem nerwy puszczały, a gdy puszczały one jemu, to facet zaczynał zapominać o delikatności i skupiał się jedynie na szybkim osiągnięciu celu. Widząc go po raz pierwszy w takim stanie można się było nieźle zdziwić, jeśli dotąd miało się go za chłopaczka, który myśli tylko o balowaniu i poza uczelnią czeka go brutalne zderzenie z rzeczywistością. Nie, Nathan był osobą, która potrafiła sobie radzić w każdych warunkach. Nieraz już pakował się w tarapaty, nieraz popełniał błędy czy obrywał po pysku i nie wyglądało, żeby uczył się na błędach, bo popełniał je po raz kolejny, ale wbrew pozorom, coś z tego jednak wynosił - nigdy nie tracił zimnej krwi.
- Chodź - warknął cicho zanim czarownica nie uświadomiła mu, jak mocno zaciskał rękę na jej ramieniu. Natychmiast poluzował uchwyt, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, że może jej w ten sposób zrobić nawet siniaki.
Niedobrze, niedobrze, miałem się pilnować...
Zacisnął zęby. Starał się na ogół panować nad gniewem i nie pozwalać sobie na przemoc, zwłaszcza względem kobiet, ale jakoś nie zawsze mu to wychodziło. Oczywiście, żadnej by nie uderzył, ale takie sytuacje jak teraz się zdarzały. Zwyczajnie zapominał, ile miał siły, bo jakoś zawsze zakładał, że wcale tak dużo jej nie ma. Jakoś rówieśnicy wbili mu do głowy, że pod względem fizycznym jest mocno zakorzeniony w średniej krajowej i nie ma się co wyrywać. W bójce bronić się może umiał, ale i tak zwykle musiał stawiać bardziej na spryt niż na swoje pięści.
- Wybacz - rzucił dość sucho jak na siebie, ale jednak szczerze.
Zanim dotarli do pokoju Annabell względnie się już uspokoił. Westchnął ciężko i przetarł twarz ręką, drugą opierając się o ścianę przed sobą.
- Dasz sobie radę? - zapytał zmęczonym głosem, nie odsłaniając oczu.
- Chodź - warknął cicho zanim czarownica nie uświadomiła mu, jak mocno zaciskał rękę na jej ramieniu. Natychmiast poluzował uchwyt, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, że może jej w ten sposób zrobić nawet siniaki.
Niedobrze, niedobrze, miałem się pilnować...
Zacisnął zęby. Starał się na ogół panować nad gniewem i nie pozwalać sobie na przemoc, zwłaszcza względem kobiet, ale jakoś nie zawsze mu to wychodziło. Oczywiście, żadnej by nie uderzył, ale takie sytuacje jak teraz się zdarzały. Zwyczajnie zapominał, ile miał siły, bo jakoś zawsze zakładał, że wcale tak dużo jej nie ma. Jakoś rówieśnicy wbili mu do głowy, że pod względem fizycznym jest mocno zakorzeniony w średniej krajowej i nie ma się co wyrywać. W bójce bronić się może umiał, ale i tak zwykle musiał stawiać bardziej na spryt niż na swoje pięści.
- Wybacz - rzucił dość sucho jak na siebie, ale jednak szczerze.
Zanim dotarli do pokoju Annabell względnie się już uspokoił. Westchnął ciężko i przetarł twarz ręką, drugą opierając się o ścianę przed sobą.
- Dasz sobie radę? - zapytał zmęczonym głosem, nie odsłaniając oczu.
Nathan White
Sponsored content
Strona 8 z 16 • 1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 12 ... 16
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 8 z 16
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach