POKÓJ JAK POKÓJ
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 16 z 16 • Share
Strona 16 z 16 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16
POKÓJ JAK POKÓJ
First topic message reminder :
Typowo męski i pozbawiony szczególnych ozdób pokój, służący jego mieszkańcom za miejsce do spania i zostawianie brudnych ciuchów. Gdzieniegdzie natknąć się można na wciąż nierozpakowane bagaże a jedynym elementem nadającym pomieszczeniu przyjaznego charakteru jest znajdujące się w jednym z kątów posłanie dla kota.
Ostatnio zmieniony przez Veneficium dnia Pon Gru 05, 2016 12:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Veneficium
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Co jak co, ale tego to on się nie mógł spodziewać. Na co dzień zirytowany samym jego widokiem Francuz, teraz z niewysłowioną radością rzucił się do drzwi żeby mu je otworzyć.
- Schlałeś się czy co? - rzucił w pierwszym odruchu Nate, gdy tylko zobaczył jego dziwne zachowanie. Rudzielec przypominał nim teraz Nathana, a to było już mocno niepokojące. W zasadzie, każdy, kto swoim zachowaniem przypominał Brytola był przez niego z marszu uznawany za mocno już wstawionego i to chyba nie dziwne, skoro nawet po nim nie było widać, kiedy jest zalany, gdyż już na co dzień zachowywał się wystarczająco dziwacznie.
"Ça va, mon amie?" Co to niby znaczy? Coś w stylu: "Co z tobą, przyjacielu?" Rem, weź mów po ludzku.
No tak, White'owi za żadne skarby nie chciało się uczyć języka żabojadów i praktycznie nic z niego nie rozumiał, więc jak zwykle zostawało mu domyślanie się znaczenia danych słów z ogólnego kontekstu.
- A coś ty taki wesoły? - Odbił piłeczkę, gdy tylko znalazł się już w środku. Panujący tu bałagan go załamywał, ale tak długo, jak sam tu nie mieszkał, starał się go ignorować. Przynajmniej miał gdzie nogę postawić, a żadna z powierzchni nie wyglądała, jakby samo jej dotknięcie miało cię do niej przykleić już na wieki, a to już coś.
Wyswobodził się wreszcie z objęć przyjaciela i odsunął na jakieś trzy kroki, by móc zmierzyć go podejrzliwym spojrzeniem. Fakt, wyglądał lepiej niż zwykle, ale nie było to zapewne związane z realną poprawą jego fizycznego stanu, a raczej z jego ogólnie dobrym nastrojem, bo jak na metamorfomaga przystało, jego wygląd musiał to również, jak zawsze, odzwierciedlać.
- Schlałeś się czy co? - rzucił w pierwszym odruchu Nate, gdy tylko zobaczył jego dziwne zachowanie. Rudzielec przypominał nim teraz Nathana, a to było już mocno niepokojące. W zasadzie, każdy, kto swoim zachowaniem przypominał Brytola był przez niego z marszu uznawany za mocno już wstawionego i to chyba nie dziwne, skoro nawet po nim nie było widać, kiedy jest zalany, gdyż już na co dzień zachowywał się wystarczająco dziwacznie.
"Ça va, mon amie?" Co to niby znaczy? Coś w stylu: "Co z tobą, przyjacielu?" Rem, weź mów po ludzku.
No tak, White'owi za żadne skarby nie chciało się uczyć języka żabojadów i praktycznie nic z niego nie rozumiał, więc jak zwykle zostawało mu domyślanie się znaczenia danych słów z ogólnego kontekstu.
- A coś ty taki wesoły? - Odbił piłeczkę, gdy tylko znalazł się już w środku. Panujący tu bałagan go załamywał, ale tak długo, jak sam tu nie mieszkał, starał się go ignorować. Przynajmniej miał gdzie nogę postawić, a żadna z powierzchni nie wyglądała, jakby samo jej dotknięcie miało cię do niej przykleić już na wieki, a to już coś.
Wyswobodził się wreszcie z objęć przyjaciela i odsunął na jakieś trzy kroki, by móc zmierzyć go podejrzliwym spojrzeniem. Fakt, wyglądał lepiej niż zwykle, ale nie było to zapewne związane z realną poprawą jego fizycznego stanu, a raczej z jego ogólnie dobrym nastrojem, bo jak na metamorfomaga przystało, jego wygląd musiał to również, jak zawsze, odzwierciedlać.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
"Schlałeś się"? Serio? To on tu jest miły i gościnny, a takie podejrzenia na niego rzucają! Chociaż...
- W sumie to tak, wczoraj. - odrzekł śpiewnie Francuz, nie przestając się uśmiechać. W takich momentach podekscytowania przypominał strasznie własną matkę. Gdyby tylko dorobić mu blond włosy i niebieskie oczy, to byłby jak skóra z niej zdarta z tym swoim szerokim wyszczerzem i tanecznymi ruchami. Nate nie miał tu jednak porównania, więc gorzej wychodziło mu przyzwyczajanie się do tak pozytywnego nastawienia kolegi.
- Byliśmy z Ann u mnie w domu, w Paryżu i wypiliśmy... właściwie to nawet nie wiem co, ale było dobre. A potem tańczyliśmy i jakoś trafiliśmy na kanapę... Wiesz, że potem przyznała się do upicia mnie? Bo chciała powtórkę! A ja dopiero co byłem... ale to nie ważne, pójdę znowu. Ale to jutro. Dziś nie umiałbym tego żałować... to straszne, wiem! Ale, kurwa, jakbyś ty widział jak ona potrafi się ruszać..! I te jej jęki... - Francuz do reszty się rozmarzył, na ten jeden niszczący psychikę Nathana moment zapominając o wstydzie i swej zwyczajowej niechęci do zwierzeń. To wszystko mu na pewno wróci i to już niedługo, ale teraz, gdy wspomnienie upojnej nocy z Ann wciąż w nim wrzało, Rem był jakby zupełnie inną, całkowicie niemożliwą do wytrzymania osobą. I pomyśleć, że wystarczyło mu trochę wiśniówki i wiśniowowłosej piękności...
- W sumie to tak, wczoraj. - odrzekł śpiewnie Francuz, nie przestając się uśmiechać. W takich momentach podekscytowania przypominał strasznie własną matkę. Gdyby tylko dorobić mu blond włosy i niebieskie oczy, to byłby jak skóra z niej zdarta z tym swoim szerokim wyszczerzem i tanecznymi ruchami. Nate nie miał tu jednak porównania, więc gorzej wychodziło mu przyzwyczajanie się do tak pozytywnego nastawienia kolegi.
- Byliśmy z Ann u mnie w domu, w Paryżu i wypiliśmy... właściwie to nawet nie wiem co, ale było dobre. A potem tańczyliśmy i jakoś trafiliśmy na kanapę... Wiesz, że potem przyznała się do upicia mnie? Bo chciała powtórkę! A ja dopiero co byłem... ale to nie ważne, pójdę znowu. Ale to jutro. Dziś nie umiałbym tego żałować... to straszne, wiem! Ale, kurwa, jakbyś ty widział jak ona potrafi się ruszać..! I te jej jęki... - Francuz do reszty się rozmarzył, na ten jeden niszczący psychikę Nathana moment zapominając o wstydzie i swej zwyczajowej niechęci do zwierzeń. To wszystko mu na pewno wróci i to już niedługo, ale teraz, gdy wspomnienie upojnej nocy z Ann wciąż w nim wrzało, Rem był jakby zupełnie inną, całkowicie niemożliwą do wytrzymania osobą. I pomyśleć, że wystarczyło mu trochę wiśniówki i wiśniowowłosej piękności...
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Teraz to go zbił z tropu.
Pił wczoraj? Po tym, co się ostatnio działo, tak szybko znowu sięgnął po alkohol, ale czeeekaDOMU W PARYŻU Z ANN?!
Mina Nathana musiała być teraz bezcenna - zaskoczenie zmieszane z szokiem, przerażeniem, a później już zupełną paniką, gdy rudzielec zaczął aż nazbyt chętnie opisywać mu, co się u niego wczoraj działo.
- Nie, stop! Tego słuchać nie chcę! Bez opisów! - wykrzyknął zasłaniając uszy i przechodząc szybko kilka kroków wgłąb pokoju, żeby odsunąć się od rozmarzonego Francuza. Szkoda tylko, że nie uchroniło go to przed wysłuchaniem o ruchach i jękach Annabell... Nie, on zdecydowanie nie chciał tak na nią patrzeć. Dla własnego komfortu wolał na NIKOGO w ten sposób nie patrzeć.
Nie, błagam. Nie chcę sobie tego wyobrażać...
Zamknął oczy i zawył w myślach, gdy masochistyczny umysł zaczął mu podsuwać obrazy tego, co para czarodziejów mogła tam wyprawiać. Serio? On chce tu być pomocny, a tu mu się za to jeszcze obrywa, jeśli nie fizycznie, to teraz jeszcze psychicznie.
Za coooo..?
Przyszedł tu coś załatwić? Szkoda, że wyparowało mu to teraz z głowy zastąpione usilnymi próbami opanowana własnych toków myślenia. Tak, "toków", bo jak zwykle w jego głowie przebiegał teraz nie jeden i do tego na siebie nachodziły oraz ze sobą walczyły. W tym momencie dwa - jeden starający się zobrazować mu, co się tam działo, a drugi starający się tamten uciszyć. Szkoda tylko, że im bardziej starasz się o czymś nie myśleć, tym bardziej nie chce się to od ciebie odczepić.
Uspokój się Nathan i skup się. Miałeś coś zrobić zamiast panikować. Chwila, ja panikuję? Ja przecież nigdy nie panikuję! Muszę się ogarnąć... Nie~ ja wcale nie chcę tego widzieć!
Pił wczoraj? Po tym, co się ostatnio działo, tak szybko znowu sięgnął po alkohol, ale czeeekaDOMU W PARYŻU Z ANN?!
Mina Nathana musiała być teraz bezcenna - zaskoczenie zmieszane z szokiem, przerażeniem, a później już zupełną paniką, gdy rudzielec zaczął aż nazbyt chętnie opisywać mu, co się u niego wczoraj działo.
- Nie, stop! Tego słuchać nie chcę! Bez opisów! - wykrzyknął zasłaniając uszy i przechodząc szybko kilka kroków wgłąb pokoju, żeby odsunąć się od rozmarzonego Francuza. Szkoda tylko, że nie uchroniło go to przed wysłuchaniem o ruchach i jękach Annabell... Nie, on zdecydowanie nie chciał tak na nią patrzeć. Dla własnego komfortu wolał na NIKOGO w ten sposób nie patrzeć.
Nie, błagam. Nie chcę sobie tego wyobrażać...
Zamknął oczy i zawył w myślach, gdy masochistyczny umysł zaczął mu podsuwać obrazy tego, co para czarodziejów mogła tam wyprawiać. Serio? On chce tu być pomocny, a tu mu się za to jeszcze obrywa, jeśli nie fizycznie, to teraz jeszcze psychicznie.
Za coooo..?
Przyszedł tu coś załatwić? Szkoda, że wyparowało mu to teraz z głowy zastąpione usilnymi próbami opanowana własnych toków myślenia. Tak, "toków", bo jak zwykle w jego głowie przebiegał teraz nie jeden i do tego na siebie nachodziły oraz ze sobą walczyły. W tym momencie dwa - jeden starający się zobrazować mu, co się tam działo, a drugi starający się tamten uciszyć. Szkoda tylko, że im bardziej starasz się o czymś nie myśleć, tym bardziej nie chce się to od ciebie odczepić.
Uspokój się Nathan i skup się. Miałeś coś zrobić zamiast panikować. Chwila, ja panikuję? Ja przecież nigdy nie panikuję! Muszę się ogarnąć... Nie~ ja wcale nie chcę tego widzieć!
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Och, ale cóż to się stało Brytyjczykowi? Jakoś tak zaczął się rzucać, zasłaniać uszy i jęczeć coś pod nosem... Remi jednak wcale nie zwracał na to uwagi, pogrążony we wspomnieniach ostatnich chwil spędzonych z Annabell, zakochany w niej do tego stopnia, że aż włosy mu poczerwieniały do truskawkowego, iście miłosnego odcieniu, zawijając się na samych koniuszkach.
- Kochaliśmy się całą noc, rozumiesz? Do samego świtu! Jeden raz za drugim i nawet nie potrafiłem być na nią rano zły za podanie mi alkoholu, bo przecież mnie też się podobało. Zresztą, wyglądała tak słodko, gdy siedziała skulona i naga na kanapie, wpatrując się we mnie tymi swoimi niesamowitymi oczkami, że... - Francuz westchnął, rozgadując się jak zupełnie nie on. Zachowywał się jak upity amortencją, a wystarczyła do tego tylko pełna rozkoszy powtórka z sobotnich wybryków z Islandką. I on niby chciał się dalej pilnować i czekać z następnymi razami do ślubu? Jaaasne...
- Wiesz ty co? Ja ją chyba poproszę o rękę. - stwierdził nagle rudzielec, szokując tym wyznaniem nawet samą autorkę posta.
W sumie to mu się kalkulowało, bo wtedy nie musiałby obawiać się grzechu, ale w tym momencie wątpliwym było, że właśnie takie pobudki kierowały zakochanym metamorfomagiem. Właściwie to chyba nigdy nie połączyłby tak tych dwóch rzeczy, gdyż zwyczajnie nie był osobą, która myślała na tyle owocnie by szybko wpaść na tak oczywiste dla innych rozwiązanie problemu. Nie, Rem po prostu był upity szczęściem i uczuciem do Ann i tylko z tego jednego, niesamowicie niewinnego powodu zapragnął połączyć się z nią na zawsze przed Bogiem i spędzić z nią resztę swoich dni. A to, że ślub kosztował, a on był studentem bez pracy na utrzymaniu matki? Oj tam, oj tam...
- Kochaliśmy się całą noc, rozumiesz? Do samego świtu! Jeden raz za drugim i nawet nie potrafiłem być na nią rano zły za podanie mi alkoholu, bo przecież mnie też się podobało. Zresztą, wyglądała tak słodko, gdy siedziała skulona i naga na kanapie, wpatrując się we mnie tymi swoimi niesamowitymi oczkami, że... - Francuz westchnął, rozgadując się jak zupełnie nie on. Zachowywał się jak upity amortencją, a wystarczyła do tego tylko pełna rozkoszy powtórka z sobotnich wybryków z Islandką. I on niby chciał się dalej pilnować i czekać z następnymi razami do ślubu? Jaaasne...
- Wiesz ty co? Ja ją chyba poproszę o rękę. - stwierdził nagle rudzielec, szokując tym wyznaniem nawet samą autorkę posta.
W sumie to mu się kalkulowało, bo wtedy nie musiałby obawiać się grzechu, ale w tym momencie wątpliwym było, że właśnie takie pobudki kierowały zakochanym metamorfomagiem. Właściwie to chyba nigdy nie połączyłby tak tych dwóch rzeczy, gdyż zwyczajnie nie był osobą, która myślała na tyle owocnie by szybko wpaść na tak oczywiste dla innych rozwiązanie problemu. Nie, Rem po prostu był upity szczęściem i uczuciem do Ann i tylko z tego jednego, niesamowicie niewinnego powodu zapragnął połączyć się z nią na zawsze przed Bogiem i spędzić z nią resztę swoich dni. A to, że ślub kosztował, a on był studentem bez pracy na utrzymaniu matki? Oj tam, oj tam...
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Jakież to szczęście, że jak raz krzyczące w głowie Nathana myśli w 80-90% zagłuszały mu to, o czym gadał teraz Francuz. Czarodziej wiedział tyle: przyjaciel zaczął mu jednak nawijać o seksie ze swoją dziewczyną, a tego brunet nie chciał słuchać. Kiedy tak próbował opanować jakoś chaos panujący w jego głowie i krążył nieświadomie po pokoju zasłaniając uszy, do jego mózgu przedarły się tylko trzy słowa: "poproszę o rękę". Student natychmiast się zatrzymał, opuścił ręce i odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, by spojrzeć na przyjaciela z wytrzeszczonymi oczami.
- Że co? - Wyrwało mu się zanim zdążył się jakoś opanować. Zaraz po tym krótkim pytaniu potrząsnął krótko głową i się wyprostował. Plus tej sytuacji był taki, że to nagłe stwierdzenie ze strony rudzielca z miejsca oczyściło umysł White'a i ten mógł wreszcie myśleć normalnie zamiast starać się pozbyć męczących go myśli związanych z nocą Remiego i Ann.
- Chcesz się jej tak teraz oświadczyć? - Zapytał już spokojniej, ale zaraz się poprawił, już widząc w myślach jak zakochany Francuz zbyt dosłownie bierze jego wypowiedź i w tym momencie wybiera się w stronę pokoju Islandki, a przed tym nie chciało się brunetowi powstrzymywać, bo nie miał już na takie akcje siły.
- To znaczy... teraz, w tym miesiącu, jak skołujesz pierścionek - sprecyzował pospiesznie, starając się jak najdokładniej to ująć.
Oni znają się drugi tydzień i już chce się z nią pobierać... Z drugiej strony, to całkiem specyficzna para i może im wyjść... i nie pierdoliłby mi już o grzeszeniu, bo wstrzymywać się już pewnie nawet nie umie... Ej, to jest nawet nie taki zły pomysł. Przecież jeśli nawet wpadli, to przynajmniej ominie nas panika związana z nagłą zmianą planów i koniecznością uwiązania się na resztę życia. Sam na to wpadł bez żadnego przymusu. Niech teraz tylko Ann będzie teraz również taka chętna...
- To nie jest aż taki zły pomysł! - stwierdził nagle, z powrotem spoglądając na rudzielca.
Uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Z dwojga złego, już lepiej żeby para pobrała się i na pierwszym roku studiów zamiast żeby Remi jojczał mu przez cały ten czas, ile o on ma problemów, które formalny związek by rozwiązywał. Szalone? To Veneficium, tutaj wszystko jest szalone, więc i to przejdzie.
- Że co? - Wyrwało mu się zanim zdążył się jakoś opanować. Zaraz po tym krótkim pytaniu potrząsnął krótko głową i się wyprostował. Plus tej sytuacji był taki, że to nagłe stwierdzenie ze strony rudzielca z miejsca oczyściło umysł White'a i ten mógł wreszcie myśleć normalnie zamiast starać się pozbyć męczących go myśli związanych z nocą Remiego i Ann.
- Chcesz się jej tak teraz oświadczyć? - Zapytał już spokojniej, ale zaraz się poprawił, już widząc w myślach jak zakochany Francuz zbyt dosłownie bierze jego wypowiedź i w tym momencie wybiera się w stronę pokoju Islandki, a przed tym nie chciało się brunetowi powstrzymywać, bo nie miał już na takie akcje siły.
- To znaczy... teraz, w tym miesiącu, jak skołujesz pierścionek - sprecyzował pospiesznie, starając się jak najdokładniej to ująć.
Oni znają się drugi tydzień i już chce się z nią pobierać... Z drugiej strony, to całkiem specyficzna para i może im wyjść... i nie pierdoliłby mi już o grzeszeniu, bo wstrzymywać się już pewnie nawet nie umie... Ej, to jest nawet nie taki zły pomysł. Przecież jeśli nawet wpadli, to przynajmniej ominie nas panika związana z nagłą zmianą planów i koniecznością uwiązania się na resztę życia. Sam na to wpadł bez żadnego przymusu. Niech teraz tylko Ann będzie teraz również taka chętna...
- To nie jest aż taki zły pomysł! - stwierdził nagle, z powrotem spoglądając na rudzielca.
Uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Z dwojga złego, już lepiej żeby para pobrała się i na pierwszym roku studiów zamiast żeby Remi jojczał mu przez cały ten czas, ile o on ma problemów, które formalny związek by rozwiązywał. Szalone? To Veneficium, tutaj wszystko jest szalone, więc i to przejdzie.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Remi nawet nie ogarnął zmiany w zachowaniu kumpla, dopóki ten nie zaczął się odzywać. Rozmarzony Francuz spojrzał na Nathana z uśmiechem i już serio napalił się by w tym momencie wybrać do Ann w celu poproszenia o rękę, gdy jasnowidz sprytnie wspomniał o pierścionku, odciągając rudzielca od pomysłu tak szybkiej wyprawy.
No tak, muszę go najpierw kupić...
On serio by na to nie wpadł aż do momentu w którym klęczałby przed kobietą swych marzeń, gdyby nie jego wierny Głos Rozsądku z wkurwiającym, wyspiarskim akcentem.
Musi być najpiękniejszy i pasować jej do oczu... kurwa, ale do jej oczu to pasuje wszystko i nic... a jak spytają mnie o ich kolor? Do tej pory nie jestem go pewien!!
Z rozkręcających się myśli, Rema wyrwało dopiero poparcie przyjaciela w tym iście szalonym pomyśle jakim był ożenek z ledwo poznaną laską. Dosłownie każdy inny zastanowiłby się dziesięć razy zanim w ogóle wziąłby pod uwagę taką opcję, ale przecież Thibault był jedyny w swoim rodzaju (niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu). Do osiemnastki nawet nie trzymał dziewczyny za rękę, a w pierwszym tygodniu studiów zakochał się ze wzajemnością i zaliczył pierwsze kilka razów o których zdążył wypaplać już nie tylko matce, ale także cholernemu księdzu! Biorąc pod uwagę tempo w jakim rozwijał się związek metamorfomagów, mogli chyba już tylko albo skończyć jako szczęśliwe małżeństwo, albo równie błyskawicznie się sobą znudzić i rozejść. Ponieważ jednak wszyscy woleli zakładać optymistyczną wersję, ślub stał się tylko kolejnym etapem, a nie ostatecznością, jak to bywa w wielu innych relacjach.
- Tak w ogóle... to o czym takim strasznie ważnym chciałeś pogadać, jak tu przyszedłeś? - zapytał nagle rudzielec, na moment odkładając rozkminy związane z pierścionkiem na dalszym plan. I tak musiał się najpierw przejść do jubilera i przyjrzeć wystawie, bo na biżuterii nie znał się za grosz i nawet nie potrafił wyobrazić sobie jak obrączki mogły wyglądać (poza tym, że były złote i okrągłe, ofc).
No tak, muszę go najpierw kupić...
On serio by na to nie wpadł aż do momentu w którym klęczałby przed kobietą swych marzeń, gdyby nie jego wierny Głos Rozsądku z wkurwiającym, wyspiarskim akcentem.
Musi być najpiękniejszy i pasować jej do oczu... kurwa, ale do jej oczu to pasuje wszystko i nic... a jak spytają mnie o ich kolor? Do tej pory nie jestem go pewien!!
Z rozkręcających się myśli, Rema wyrwało dopiero poparcie przyjaciela w tym iście szalonym pomyśle jakim był ożenek z ledwo poznaną laską. Dosłownie każdy inny zastanowiłby się dziesięć razy zanim w ogóle wziąłby pod uwagę taką opcję, ale przecież Thibault był jedyny w swoim rodzaju (niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu). Do osiemnastki nawet nie trzymał dziewczyny za rękę, a w pierwszym tygodniu studiów zakochał się ze wzajemnością i zaliczył pierwsze kilka razów o których zdążył wypaplać już nie tylko matce, ale także cholernemu księdzu! Biorąc pod uwagę tempo w jakim rozwijał się związek metamorfomagów, mogli chyba już tylko albo skończyć jako szczęśliwe małżeństwo, albo równie błyskawicznie się sobą znudzić i rozejść. Ponieważ jednak wszyscy woleli zakładać optymistyczną wersję, ślub stał się tylko kolejnym etapem, a nie ostatecznością, jak to bywa w wielu innych relacjach.
- Tak w ogóle... to o czym takim strasznie ważnym chciałeś pogadać, jak tu przyszedłeś? - zapytał nagle rudzielec, na moment odkładając rozkminy związane z pierścionkiem na dalszym plan. I tak musiał się najpierw przejść do jubilera i przyjrzeć wystawie, bo na biżuterii nie znał się za grosz i nawet nie potrafił wyobrazić sobie jak obrączki mogły wyglądać (poza tym, że były złote i okrągłe, ofc).
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
W tym momencie Nathan znowu pogrążył się w swoich myślach.
Czy to był aby na pewno dobry pomysł? Remi jest przecież strasznie wierzący, więc nie ma mowy o rozwodzie, a unieważnienia ślubu też nie dostaną, bo nie ma podstaw. Z resztą, przecież on by nawet o czymś takim nie pomyślał. Z drugiej strony, nie ma powodu, by im się nie udało, prawda? Oboje wydają się spokojnymi (względnie) charakterami, więc nie powinno być kłótni, rzucania talerzami i nagłej nienawiści do drugiej strony. Jasne, nie będzie zawsze tak cukierkowo, jak teraz i przestaną zachowywać się jak naćpani Amortencją, ale to się przecież do reszty nie wypali. Nie, jeśli będą się starać... kogo ja próbuję oszukać, przecież i JA się w to wszystko sam wpakuję i będę im ciągle pomagał. O jezz... Dlaczego mnie to spotyka? Niańczyć te dwie sieroty, bo same sobie nie poradzą... Chcę być przynajmniej cholernym świadkiem na tym ślubie i ojcem chrzestnym pierwszego dziecka, bo szlag mnie jasny trafi, jeśli nawet tak nie docenią moich starań...
No to facet nieźle poleciał z tymi planami na przyszłość. Miał tutaj rozważyć za i przeciw dla tego pomysłu, a tu już zaczął rozważać, jak będzie wyglądało ich przyszłe życie, odpychając w kąt opcję, że jednak się w najbliższym czasie nie pobierają. Jak widać, Brytyjczyk nie zawsze był najlepszym głosem rozsądku...
- Co? - Pytanie Remiego ściągnęło go nagle na ziemię, więc potrzebował jeszcze chwili na jego przetworzenie, a dopiero później odpowiedź.
- Przyszedłem? Ja? Z czymś ważnym... A TAK! - Zaczął się mieszać i rzucać losowe słowa, gdyż jego myśli były w tym momencie zbyt szybkie i chaotyczne, by czarodziej potrafił sformułować tak od razu jakieś sensowne zdanie.
- Tak, miałem coś... ale... ale to teraz nie ważne. - Machnął ręką, a cała jego postawa i mimika wyrażały, że faktycznie nie ma się co tamtą sprawą przejmować. Nie, wcale tak nie było i nawet Nathan w to nie wierzył. Branie ślubu na studiach nie było tu aż tak wielkim problemem jak dziecko, to mogło wywołać znacznie więcej komplikacji.
Nie, nie chcę go tym teraz martwić. Jest na ten moment zbyt szczęśliwy, więc niech cieszy się, póki może. Należy mu się tak dla odmiany i nie chcę mu tego tak zaraz niszczyć. Na poruszenie tamtego tematu przyjdzie jeszcze czas...
Uśmiechnął się wesoło do kumpla, mimo tych czarnych myśli, które się w nim kłębiły, a później przeszedł się powoli w stronę drzwi, spoglądając na swój zegarek. Miał jeszcze dużo czasu do zajęć, ale chciał się stąd teraz jak najszybciej ulotnić.
- Będę musiał się zbierać. Za niedługo zaczyna się spotkanie Klubu Pojedynków, a wolę nie spóźnić się na zajęcia prowadzone przez profesora Gray'a. - Zaśmiał się i położył rękę na klamce.
- Bye~ - Zasalutował i otworzył na oścież drzwi, a następnie wyszedł na korytarz i natychmiast za sobą zamknął.
[z/t]
Dodano 3 PD
Czy to był aby na pewno dobry pomysł? Remi jest przecież strasznie wierzący, więc nie ma mowy o rozwodzie, a unieważnienia ślubu też nie dostaną, bo nie ma podstaw. Z resztą, przecież on by nawet o czymś takim nie pomyślał. Z drugiej strony, nie ma powodu, by im się nie udało, prawda? Oboje wydają się spokojnymi (względnie) charakterami, więc nie powinno być kłótni, rzucania talerzami i nagłej nienawiści do drugiej strony. Jasne, nie będzie zawsze tak cukierkowo, jak teraz i przestaną zachowywać się jak naćpani Amortencją, ale to się przecież do reszty nie wypali. Nie, jeśli będą się starać... kogo ja próbuję oszukać, przecież i JA się w to wszystko sam wpakuję i będę im ciągle pomagał. O jezz... Dlaczego mnie to spotyka? Niańczyć te dwie sieroty, bo same sobie nie poradzą... Chcę być przynajmniej cholernym świadkiem na tym ślubie i ojcem chrzestnym pierwszego dziecka, bo szlag mnie jasny trafi, jeśli nawet tak nie docenią moich starań...
No to facet nieźle poleciał z tymi planami na przyszłość. Miał tutaj rozważyć za i przeciw dla tego pomysłu, a tu już zaczął rozważać, jak będzie wyglądało ich przyszłe życie, odpychając w kąt opcję, że jednak się w najbliższym czasie nie pobierają. Jak widać, Brytyjczyk nie zawsze był najlepszym głosem rozsądku...
- Co? - Pytanie Remiego ściągnęło go nagle na ziemię, więc potrzebował jeszcze chwili na jego przetworzenie, a dopiero później odpowiedź.
- Przyszedłem? Ja? Z czymś ważnym... A TAK! - Zaczął się mieszać i rzucać losowe słowa, gdyż jego myśli były w tym momencie zbyt szybkie i chaotyczne, by czarodziej potrafił sformułować tak od razu jakieś sensowne zdanie.
- Tak, miałem coś... ale... ale to teraz nie ważne. - Machnął ręką, a cała jego postawa i mimika wyrażały, że faktycznie nie ma się co tamtą sprawą przejmować. Nie, wcale tak nie było i nawet Nathan w to nie wierzył. Branie ślubu na studiach nie było tu aż tak wielkim problemem jak dziecko, to mogło wywołać znacznie więcej komplikacji.
Nie, nie chcę go tym teraz martwić. Jest na ten moment zbyt szczęśliwy, więc niech cieszy się, póki może. Należy mu się tak dla odmiany i nie chcę mu tego tak zaraz niszczyć. Na poruszenie tamtego tematu przyjdzie jeszcze czas...
Uśmiechnął się wesoło do kumpla, mimo tych czarnych myśli, które się w nim kłębiły, a później przeszedł się powoli w stronę drzwi, spoglądając na swój zegarek. Miał jeszcze dużo czasu do zajęć, ale chciał się stąd teraz jak najszybciej ulotnić.
- Będę musiał się zbierać. Za niedługo zaczyna się spotkanie Klubu Pojedynków, a wolę nie spóźnić się na zajęcia prowadzone przez profesora Gray'a. - Zaśmiał się i położył rękę na klamce.
- Bye~ - Zasalutował i otworzył na oścież drzwi, a następnie wyszedł na korytarz i natychmiast za sobą zamknął.
[z/t]
Dodano 3 PD
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
To... o co chodziło? A zresztą nie ważne! Na ten moment rudzielec był zbyt rozkochany i rozmarzony by przejmować się niedomówieniami przyjaciela. Francuz serio zachowywał się w teraz zupełnie nie jak on - nie denerwował go widok Nate'a, nie musiał koniecznie wszystkiego rozumieć przez co najczęściej dopowiadał sobie to czego mu nie powiedziano lub czego nie dosłyszał i, co chyba najbardziej rzucało się w oczy, nie panikował i nie zadręczał się, choć potrafił robić to nieustannie przez 24 godziny na dobę. Nie, dziś Remi był zupełnie inną osobą i nie trudno zrozumieć niechęć Brytyjczyka do niszczenia tej niezwykłej pogody ducha kumpla. Dobry humor nie sprawiał jednak, że metamorfomag nie przesadzał z rozkminami. Po wyjściu White'a, pozostawiony sam ze swoim wyszczerzem i wciąż truskawkowymi w barwie, sterczącymi na wszystkie strony kłakami, Rem usiadł na łóżku, zastanawiając nad nowym pomysłem, który uczepił się go jak rzep.
Małżeństwo z Ann... To brzmiało tak pięknie na tę chwilę! Chłopak naprawdę przesadzał z idealizowaniem wszystkiego, jednak tak działały właśnie na niego miłość i... no, nie ma co ukrywać, że wyżycie się po tylu nerwach jakich dostarczył mu ten pierwszy raz, do tego ze świadomością, że sam ksiądz Florentin nie ma mu za złe takich czynów, a więc i z Bogiem da się pewnie jakoś dogadać - to wszystko zrobiło swoje, dając w efekcie cieszącego mordę, przerośniętego dzieciaka. Z kotem na kolanach i rozmarzoną miną, Francuz wyobrażał sobie minę Islandki, gdy klęknie przed nią i poprosi o jej rękę. W tej chwili ani myślał, że mogłaby mu odmówić. Nie, w wizjach podtykanych przez naćpany endorfinami mózg, chłopak widział jak Ann rzuca mu się w ramiona przez co znowu lądują na sobie. A potem z wdzięczności zasypuje go pocałunkami i zdejmuje bluzkę i...
Muszę iść!
Rem zerwał się na równe nogi, zrzucając tym samym Mauiego z kolan. Kocur syknął na niego z fochem i uciekł, lecz nie obeszło to zdeterminowanego rudzielca. Pełen zapału ruszył szybkim marszem, w paru krokach docierając do drzwi, które następnie otworzył i minął. Nie siląc się nawet na domknięcie ich za sobą, czarodziej poszedł korytarzem przed siebie.
[zt]
Dodano 3 PD
Małżeństwo z Ann... To brzmiało tak pięknie na tę chwilę! Chłopak naprawdę przesadzał z idealizowaniem wszystkiego, jednak tak działały właśnie na niego miłość i... no, nie ma co ukrywać, że wyżycie się po tylu nerwach jakich dostarczył mu ten pierwszy raz, do tego ze świadomością, że sam ksiądz Florentin nie ma mu za złe takich czynów, a więc i z Bogiem da się pewnie jakoś dogadać - to wszystko zrobiło swoje, dając w efekcie cieszącego mordę, przerośniętego dzieciaka. Z kotem na kolanach i rozmarzoną miną, Francuz wyobrażał sobie minę Islandki, gdy klęknie przed nią i poprosi o jej rękę. W tej chwili ani myślał, że mogłaby mu odmówić. Nie, w wizjach podtykanych przez naćpany endorfinami mózg, chłopak widział jak Ann rzuca mu się w ramiona przez co znowu lądują na sobie. A potem z wdzięczności zasypuje go pocałunkami i zdejmuje bluzkę i...
Muszę iść!
Rem zerwał się na równe nogi, zrzucając tym samym Mauiego z kolan. Kocur syknął na niego z fochem i uciekł, lecz nie obeszło to zdeterminowanego rudzielca. Pełen zapału ruszył szybkim marszem, w paru krokach docierając do drzwi, które następnie otworzył i minął. Nie siląc się nawet na domknięcie ich za sobą, czarodziej poszedł korytarzem przed siebie.
[zt]
Dodano 3 PD
Remi Thibault
Sponsored content
Strona 16 z 16 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 16 z 16
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach