POKÓJ JAK POKÓJ
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 1 z 16 • Share
Strona 1 z 16 • 1, 2, 3 ... 8 ... 16
POKÓJ JAK POKÓJ
Typowo męski i pozbawiony szczególnych ozdób pokój, służący jego mieszkańcom za miejsce do spania i zostawianie brudnych ciuchów. Gdzieniegdzie natknąć się można na wciąż nierozpakowane bagaże a jedynym elementem nadającym pomieszczeniu przyjaznego charakteru jest znajdujące się w jednym z kątów posłanie dla kota.
Ostatnio zmieniony przez Veneficium dnia Pon Gru 05, 2016 12:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Veneficium
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Pokój jak pokój - nic szczególnego. Ot, miejsce do spania i zostawiania brudnych ciuchów. Dla Remiego nie mógł on robić większej różnicy, a jednak okazało się, że mimo ociągania Francuza, pozostał mu całkiem duży wybór. Wzruszywszy ramionami wszedł do pierwszego niezajętego jaki miał po drodze i zarezerwował dla siebie. Poza sporym łóżkiem posiadał on także biurko, szafę i ogrom niewykorzystanej przestrzeni do zagospodarowania przez rudzielca, co wyjątkowo przypasowało nowemu lokatorowi. W pustym kącie od razu wylądowało kocie posłanie, a pod parapetem rzucone zostały bagaże, które może kiedyś zostaną rozpakowane.
"No, tyle wystarczy."
Zadowolony z siebie, Rem opuścił pokój, tylko by po chwili wracać do niego biegiem by zamknąć na klucz. Zawsze o tym zapominał...
[zt]
Kiedyś wypadałoby pójść spać, prawda? Po dniu pełnym wrażeń, inauguracji i całej reszty, rudy Francuz skierował się do swojego nowego, własnego kąta. Umył, przebrał i nakarmiwszy wszystko to co hodował pod łóżkiem z Boogeymanem z szafy włącznie, poszedł w kimę.
"No, tyle wystarczy."
Zadowolony z siebie, Rem opuścił pokój, tylko by po chwili wracać do niego biegiem by zamknąć na klucz. Zawsze o tym zapominał...
[zt]
Kiedyś wypadałoby pójść spać, prawda? Po dniu pełnym wrażeń, inauguracji i całej reszty, rudy Francuz skierował się do swojego nowego, własnego kąta. Umył, przebrał i nakarmiwszy wszystko to co hodował pod łóżkiem z Boogeymanem z szafy włącznie, poszedł w kimę.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Dobra, dzisiaj jednak trochę przesadziłem.
Mężczyzna jęknął, przecierając twarz. Rok akademicki ledwie się zaczął, a Nate już wracał do pokoju mocno pod wpływem. Już nawet nie patrzył, gdzie idzie, a poruszał się na swego rodzaju autopilocie. Przecież znał drogę. Ileż to już razy wracał do siebie w takim stanie.
Cholera. Gdzie ja podziałem klucze.
Skrzywił się, przegrzebując kieszenie. Na szczęście zanim zepsuł tym sobie humor, wpadł na pomysł by nacisnąć klamkę. Drzwi ustąpiły, więc nie było się już czym przejmować. Jak gdyby nigdy nic, White wtoczył się do środka i zatrzasnął nogą drzwi, bo nie chciało mu się po nie sięgać ręką. W tym momencie myślał tylko o jednym - żeby paść na łóżko i zasnąć. W zasadzie to był już nawet gotów zasnąć gdzieś po drodze na podłodze, ale udało mu się podołać zadaniu i dotrzeć do pokoju! Był z siebie naprawdę dumny.
Przeszedł przez pomieszczenie nawet nie zapalając światła i padł twarzą na łóżko stojące na przeciwko wejścia. Tam, gdzie sypiał przez cały poprzedni rok.
Spaaać, bo jutro wykłady.
Zamruczał coś jeszcze pod nosem, a kilka minut później odpłynął.
Spał jak zabity aż do rana. Był zbyt padnięty, żeby przejmować się wcześniej tym, co się wokół niego działo.
Mężczyzna jęknął, przecierając twarz. Rok akademicki ledwie się zaczął, a Nate już wracał do pokoju mocno pod wpływem. Już nawet nie patrzył, gdzie idzie, a poruszał się na swego rodzaju autopilocie. Przecież znał drogę. Ileż to już razy wracał do siebie w takim stanie.
Cholera. Gdzie ja podziałem klucze.
Skrzywił się, przegrzebując kieszenie. Na szczęście zanim zepsuł tym sobie humor, wpadł na pomysł by nacisnąć klamkę. Drzwi ustąpiły, więc nie było się już czym przejmować. Jak gdyby nigdy nic, White wtoczył się do środka i zatrzasnął nogą drzwi, bo nie chciało mu się po nie sięgać ręką. W tym momencie myślał tylko o jednym - żeby paść na łóżko i zasnąć. W zasadzie to był już nawet gotów zasnąć gdzieś po drodze na podłodze, ale udało mu się podołać zadaniu i dotrzeć do pokoju! Był z siebie naprawdę dumny.
Przeszedł przez pomieszczenie nawet nie zapalając światła i padł twarzą na łóżko stojące na przeciwko wejścia. Tam, gdzie sypiał przez cały poprzedni rok.
Spaaać, bo jutro wykłady.
Zamruczał coś jeszcze pod nosem, a kilka minut później odpłynął.
Spał jak zabity aż do rana. Był zbyt padnięty, żeby przejmować się wcześniej tym, co się wokół niego działo.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Remi nie oczekiwał niczego wybitnego po tym dniu. Poprzedniego wieczoru, zmęczony nerwami jakie zżerały go na inauguracji i trochę po, oraz harmiderem związanym z pierwszymi dniami na uczelni, rudzielec o wiele wcześniej niż zwykle wypalił ostatni fajek przed snem i padł na wyro, ubrany w biały podkoszulek i bokserki, nie przejmując niczym i nikim. Ponieważ jak dotąd był sam w pokoju i nie zapowiadało się na to by w najbliższym czasie szykował mu się jakiś współlokator, reakcja chłopaka po wybudzeniu nie mogła być obojętna. Szczególnie, że młody Thibault miał prawdziwy dar do "dramowania"...
Zbudziły go pierwsze promienie słońca, które przecisnęły się przez nieszczelnie zasłonięte okna. Nie był pewien czy już dziś ma jakieś zajęcia, ale nawet jeśli, to aż tak nie było mu do nich spieszno. Jasne, miał swój cel w pójściu na studia i raczej nie planował zawalać roku, ale przecież dopiero co się to wszystko rozkręcało! Z całą pewnością wiele nie ominie jeśli pójdzie tylko na te późniejsze wykłady, albo nawet zupełnie daruje sobie pierwszy tydzień lub dwa!
- Mhmmm... - mruknął leniwie i przewrócił na bok, jedną ręką przecierając oczy, zaś drugą próbując wymacać zasłonę by do końca odciąć nieprzyjemną jasność. Przeciągnął się, ziewnął i usiadł na materacu. I gdy tak obojętnie obejmował wzrokiem pomieszczenie, jego miodowe tęczówki zatrzymały się na... kimś?
Ej, ale... cooo?
Rudzielec przekrzywił łeb i podszedł do ciała, które zajmowało łóżko obok. Zbyt zaspany by wszystko do niego docierało, zatrzymał się przy intruzie i znowu przetarł twarz, tym razem obiema dłońmi, jakby przekonany, iż to tylko majaki, nic więcej - ot, brudne ciuchy i pościel tak dziwnie się ułożyły, że w półmroku pokoju przywdziały ludzką sylwetkę. Nic nadzwyczajnego. Wystarczy wyciągnąć po nie rękę, złapać za materiał i szybkim, stanowczym pociągnięciem odgonić wszelkie niepokojące wyobrażenia.
Niczym małe dziecko, które zebrało w sobie odwagę by stawić czoła Boogeymanowi, całkiem dorosły facet chwycił za fraki pijanego kolegę i bez głębszego namysłu szarpnął nim z całych sił, a tych akurat, przynajmniej tym razem, mu nie zabrakło.
Zbudziły go pierwsze promienie słońca, które przecisnęły się przez nieszczelnie zasłonięte okna. Nie był pewien czy już dziś ma jakieś zajęcia, ale nawet jeśli, to aż tak nie było mu do nich spieszno. Jasne, miał swój cel w pójściu na studia i raczej nie planował zawalać roku, ale przecież dopiero co się to wszystko rozkręcało! Z całą pewnością wiele nie ominie jeśli pójdzie tylko na te późniejsze wykłady, albo nawet zupełnie daruje sobie pierwszy tydzień lub dwa!
- Mhmmm... - mruknął leniwie i przewrócił na bok, jedną ręką przecierając oczy, zaś drugą próbując wymacać zasłonę by do końca odciąć nieprzyjemną jasność. Przeciągnął się, ziewnął i usiadł na materacu. I gdy tak obojętnie obejmował wzrokiem pomieszczenie, jego miodowe tęczówki zatrzymały się na... kimś?
Ej, ale... cooo?
Rudzielec przekrzywił łeb i podszedł do ciała, które zajmowało łóżko obok. Zbyt zaspany by wszystko do niego docierało, zatrzymał się przy intruzie i znowu przetarł twarz, tym razem obiema dłońmi, jakby przekonany, iż to tylko majaki, nic więcej - ot, brudne ciuchy i pościel tak dziwnie się ułożyły, że w półmroku pokoju przywdziały ludzką sylwetkę. Nic nadzwyczajnego. Wystarczy wyciągnąć po nie rękę, złapać za materiał i szybkim, stanowczym pociągnięciem odgonić wszelkie niepokojące wyobrażenia.
Niczym małe dziecko, które zebrało w sobie odwagę by stawić czoła Boogeymanowi, całkiem dorosły facet chwycił za fraki pijanego kolegę i bez głębszego namysłu szarpnął nim z całych sił, a tych akurat, przynajmniej tym razem, mu nie zabrakło.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Tej nocy nic mu się nie śniło. A przynajmniej nic konkretnego. Mieszanka barw, obrazów, dźwięków, emocji i całej reszty. Tak zwykle kończyły się jego eksperymenty z alkoholem. Zdecydowanie nie powinien ich tak bardzo mieszać. Nie powinien, ale zawsze popełniał ten sam błąd. A dlaczego? Bo jeszcze nigdy nie spotkała go za to jakaś sensowna kara. Chłopak bardzo szybko się upijał, ale też nigdy nie miał kaca. Szczęściarz można by rzec.
Nie wiadomo, ile by tak jeszcze sobie spał, gdyby nie brutalna poranna pobudka. Gdyby Nate był przytomny, to zapewne włożyłby jakiś wysiłek w pozostanie na swoim miejscu, ale że był kompletnie nieprzytomny i nadal w dość niepewnym stanie, to poleciał bezwładnie w stronę Remiego. Nie, nie przewrócił się na niego ani nie spadł z łóżka, ale przekręcił się na drugi bok albo raczej w ogóle na bok, bo całą noc spędził w jednej pozycji z twarzą wtuloną w poduszkę.
- Eeej! - nagłe szarpnięcie momentalnie wyrwało go z objęć Morfeusza i zmusiło do zainteresowania się sytuacją. Niestety, nawet ta nagła pobudka nie zdołała go otrzeźwić, bo wpatrywał się w rudzielca zaspanym i lekko zdezorientowanym wzrokiem. Czy przejęła go jakoś mocno sytuacja, w jakiej się znajdował? Nope. To nie było dla niego nic na tyle wyjątkowego. Ot jakiś nieznany mu koleś próbował go ściągnąć rano z posłania po mocno zakrapianej imprezie. Dzień jak co dzień. Nie żeby Nathan jakoś dużo pił. Po prostu zdarzały mu się już takie sytuacje. Nie codziennie i nie raz w tygodniu, ale zdarzały.
- Emmm. Cześć? - przywitał się niepewnie, jedną ręką pocierając szczypiące go oko.
Za mało snu. Zdecydowanie za mało. Po cholerę mnie budziłeś? Ja chcę jeszcze spaaaaać.
Nie wiadomo, ile by tak jeszcze sobie spał, gdyby nie brutalna poranna pobudka. Gdyby Nate był przytomny, to zapewne włożyłby jakiś wysiłek w pozostanie na swoim miejscu, ale że był kompletnie nieprzytomny i nadal w dość niepewnym stanie, to poleciał bezwładnie w stronę Remiego. Nie, nie przewrócił się na niego ani nie spadł z łóżka, ale przekręcił się na drugi bok albo raczej w ogóle na bok, bo całą noc spędził w jednej pozycji z twarzą wtuloną w poduszkę.
- Eeej! - nagłe szarpnięcie momentalnie wyrwało go z objęć Morfeusza i zmusiło do zainteresowania się sytuacją. Niestety, nawet ta nagła pobudka nie zdołała go otrzeźwić, bo wpatrywał się w rudzielca zaspanym i lekko zdezorientowanym wzrokiem. Czy przejęła go jakoś mocno sytuacja, w jakiej się znajdował? Nope. To nie było dla niego nic na tyle wyjątkowego. Ot jakiś nieznany mu koleś próbował go ściągnąć rano z posłania po mocno zakrapianej imprezie. Dzień jak co dzień. Nie żeby Nathan jakoś dużo pił. Po prostu zdarzały mu się już takie sytuacje. Nie codziennie i nie raz w tygodniu, ale zdarzały.
- Emmm. Cześć? - przywitał się niepewnie, jedną ręką pocierając szczypiące go oko.
Za mało snu. Zdecydowanie za mało. Po cholerę mnie budziłeś? Ja chcę jeszcze spaaaaać.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
O mój Boże, TO ŻYJE.
Nazwać to zawałem byłoby niedopowiedzeniem roku. Coś co przecież miało być kupką brudnych ubrań nagle jęknęło, zbliżyło się do niego i okazało się mieć realne kończyny, a nawet głowę! A przecież Thibault mieszkał sam!!
Nagły zastrzyk adrenaliny otrzeźwił go lepiej niż najmocniejsza kawa z porannym fajkiem, a pustka w głowie nie pozwoliła ruszyć z miejsca i przemyśleć opcji czy w ogóle całej tej dzikiej sytuacji. Tylko mięśnie miał napięte, gotowe do ucieczki lub walki - zależnie od tego czy będzie musiał się bronić, czy może obcy, włamywacz, puści go żywcem za, bagatela, cały jego żałośnie nikły dorobek życia w postaci kociego posłania, paru szmat i szkicownika.
A miałem znaleźć Rene...
No tak. Przecież Rene wciąż gdzieś tam na niego czekał. Biedny, zagubiony i w potrzebie. Dawno temu Remi obiecał sobie, że nie da się temu światu i jego okropnościom dopóki nie odnajdzie brata i zamierzał dotrzymać słowa, choćby oznaczało to wzięcie się w garść i postawienie płatnemu asasynowi spoczywającemu w jego pokoju, który może i wyglądał na zwykłego pijanego studenciaka, ale, na Boga, przecież to nie USA żeby zdarzały tu się sceny żywcem wyjęte z American Pie! Remi wiedział, że takie rzeczy nie mają miejsca w świecie realnym (a przynajmniej poza Stanami Zjednoczonymi). Umówmy się; może i był naiwny, ale nie głupi! A skoro to nie film, a tylko w filmowym scenariuszu mogłoby się przytrafić by napruty nastolatek wlazł do nieswojego pokoju, to logika podpowiadała, że warto uzbroić się w różdżkę oraz stary, udomowiony Bestiariusz (wciąż jeszcze gryzł, ale tylko jak był głodny, a dziś rudzielec jeszcze go nie nakarmił) i najspokojniejszym tonem na jaki stać spanikowane, przerośnięte dziecko wydusić:
- K-Kim jesteś, czego chcesz i dlaczego ja?!
Nazwać to zawałem byłoby niedopowiedzeniem roku. Coś co przecież miało być kupką brudnych ubrań nagle jęknęło, zbliżyło się do niego i okazało się mieć realne kończyny, a nawet głowę! A przecież Thibault mieszkał sam!!
Nagły zastrzyk adrenaliny otrzeźwił go lepiej niż najmocniejsza kawa z porannym fajkiem, a pustka w głowie nie pozwoliła ruszyć z miejsca i przemyśleć opcji czy w ogóle całej tej dzikiej sytuacji. Tylko mięśnie miał napięte, gotowe do ucieczki lub walki - zależnie od tego czy będzie musiał się bronić, czy może obcy, włamywacz, puści go żywcem za, bagatela, cały jego żałośnie nikły dorobek życia w postaci kociego posłania, paru szmat i szkicownika.
A miałem znaleźć Rene...
No tak. Przecież Rene wciąż gdzieś tam na niego czekał. Biedny, zagubiony i w potrzebie. Dawno temu Remi obiecał sobie, że nie da się temu światu i jego okropnościom dopóki nie odnajdzie brata i zamierzał dotrzymać słowa, choćby oznaczało to wzięcie się w garść i postawienie płatnemu asasynowi spoczywającemu w jego pokoju, który może i wyglądał na zwykłego pijanego studenciaka, ale, na Boga, przecież to nie USA żeby zdarzały tu się sceny żywcem wyjęte z American Pie! Remi wiedział, że takie rzeczy nie mają miejsca w świecie realnym (a przynajmniej poza Stanami Zjednoczonymi). Umówmy się; może i był naiwny, ale nie głupi! A skoro to nie film, a tylko w filmowym scenariuszu mogłoby się przytrafić by napruty nastolatek wlazł do nieswojego pokoju, to logika podpowiadała, że warto uzbroić się w różdżkę oraz stary, udomowiony Bestiariusz (wciąż jeszcze gryzł, ale tylko jak był głodny, a dziś rudzielec jeszcze go nie nakarmił) i najspokojniejszym tonem na jaki stać spanikowane, przerośnięte dziecko wydusić:
- K-Kim jesteś, czego chcesz i dlaczego ja?!
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Widać, że Remi był tutaj nowy. Może jak trochę pobędzie, to przywyknie do takich sytuacji jak Nathan. Dla niego nocne szlajanie się po kampusie nie będąc w pełni świadomym swych poczynań i budzenie się w obcym miejscu ie było niczym szczególnym. Żeby Francuz widział, co tu się działo po zaliczeniu ubiegłego semestru! To dopiero było coś. Z chęcią zacząłbym to tu opowiadać, bo naprawdę jest co, ale pozostawmy ten temat zamkniętym. To, co wtedy zaszło nich pozostanie słodką tajemnicą uczestników. Reszta to już tylko niepoparte dowodami plotki. Ba, co dopiero z wydarzeniami, o których chodzą już legendy! Tyle jeszcze przed rudzielcem.
W takich momentach White mógłby poczuć się jak stary wyjadacz chleba. Gdyby o tym pomyślał, a nie pomyślał, bo miał teraz inne rzeczy na głowie.
Brytyjczyk leniwie podniósł się do pozycji siedzącej, nie do końca ogarniając co zamierza zrobić Remi. Właściwie, gdy chłopak już to zrobił, to Nate nadal tego nie ogarniał.
- ...co? - Skrzywił się kompletnie nie ogarniając zachowania młodszego kolegi.
Ponownie przetarł twarz, próbując się dobudzić i zacząć trzeźwo myśleć. To był ten moment, kiedy po prostu wypadało to zrobić. Nie było już szans na powrót do drzemki, a stojący przed nim chłopak najwyraźniej bardzo potrzebował wyjaśnień.
- Chwila. - Nagle coś do niego dotarło.
- To nie jest mój pokój - stwierdził szczerze zaskoczony. Pytania Remiego jakoś w ogóle do niego nie dotarły. Niby je usłyszał, ale jego mózg ich nie przetrawił. Nawet zaskakujące zachowanie Francuza go na razie nie interesowało. Jego myśli kręciły się teraz wokół odtwarzania wspomnień i prób ustalenia, gdzie on się właściwie znajdował.
Wrócił wzrokiem do przestraszonego studenta i znowu się skrzywił.
- Gdzie ja kurwa jestem? - Ciężko stwierdzić, czy było to pytanie retoryczne, bo równie dobrze Nathan mógł faktycznie mieć nadzieję, że Remi go w tej kwestii oświeci.
W takich momentach White mógłby poczuć się jak stary wyjadacz chleba. Gdyby o tym pomyślał, a nie pomyślał, bo miał teraz inne rzeczy na głowie.
Brytyjczyk leniwie podniósł się do pozycji siedzącej, nie do końca ogarniając co zamierza zrobić Remi. Właściwie, gdy chłopak już to zrobił, to Nate nadal tego nie ogarniał.
- ...co? - Skrzywił się kompletnie nie ogarniając zachowania młodszego kolegi.
Ponownie przetarł twarz, próbując się dobudzić i zacząć trzeźwo myśleć. To był ten moment, kiedy po prostu wypadało to zrobić. Nie było już szans na powrót do drzemki, a stojący przed nim chłopak najwyraźniej bardzo potrzebował wyjaśnień.
- Chwila. - Nagle coś do niego dotarło.
- To nie jest mój pokój - stwierdził szczerze zaskoczony. Pytania Remiego jakoś w ogóle do niego nie dotarły. Niby je usłyszał, ale jego mózg ich nie przetrawił. Nawet zaskakujące zachowanie Francuza go na razie nie interesowało. Jego myśli kręciły się teraz wokół odtwarzania wspomnień i prób ustalenia, gdzie on się właściwie znajdował.
Wrócił wzrokiem do przestraszonego studenta i znowu się skrzywił.
- Gdzie ja kurwa jestem? - Ciężko stwierdzić, czy było to pytanie retoryczne, bo równie dobrze Nathan mógł faktycznie mieć nadzieję, że Remi go w tej kwestii oświeci.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
"Chwila", "to nie jest mój pokój" ani "gdzie ja kurwa jestem" nie pasowały na odpowiedzi do zadanych przez rudzielca pytań, więc blada dłoń chłopaka tylko mocniej zacisnęła się na różdżce, gotowa cisnąć jakąś Avadą czy innym zaklęciem z kategorii "zabija i niby nie powinno się tego używać, ale to samoobrona, więc wybaczą". Nawet księga groźnie zakłapała okładką, jakby ostrzegając intruza przed konsekwencjami niesubordynacji.
- Mów kim jesteś i cz-czego chcesz... ale to już! - powtórzył Francuz, którego pomimo niezłomnej postawy zaczęły nachodzić mocne wątpliwości. W jego wiecznie nadmiernie analizującym kłębku różowych zwojów ściśniętych pod czaszką poczęły rodzić się niebywałe wręcz, odważne myśli, że może to wszystko wcale nie jest takie proste na jakie wygląda. I chociaż nie pamiętał by kogokolwiek zapraszał do siebie na noc, to przecież zawsze trzeba było wziąć pod uwagę jakiś margines błędu. Ostatecznie mogło się okazać, że mało skuteczny zbrodniarz, który dziwnym trafem wydawał się równie zdezorientowany co sam Remi, trafił tu nie przez pomyłkę. A jeśli rudy nie pamiętał by go tu wpuszczał, to mógł też nie pamiętać tego wszystkiego co...
- Merde! - warknął łapiąc się za włosy i zaciskając na nich palce dłoni w której wciąż dzierżył zaufaną różdżkę. O wiele mniej godna tego przywileju książka wyrwała się z jego drugiej ręki i zaczęła szamotać na ziemi, dziko dopominając o porcję specjalnej karmy dla magicznej literatury.
- Kurwa... Cholera! - zaklął przez zaciśnięte zęby i cofnął o krok. Jego własne myśli tak bardzo go dobijały, że już nie mógł wytrzymać. Był w nowym miejscu, miał zacząć od nowa, a czuł, że znowu robił to samo co za każdym cholernym razem. Znowu ściągał na siebie kłopoty. Jakby nie mógł być normalny! Zacząć dnia jak każdy inny, pójść na zajęcia i wrócić z nich, a to wszystko bez dziwnych incydentów, bez problemów i wypadków. Nie, on zawsze musiał maksymalnie zjebać! Czasem wystarczyło samo wstanie z łóżka by, jak w tej sytuacji, doszło do... do... uch, w tym momencie to już sam nie był pewien do czego! A domysły w jego wypadku robiły więcej szkody niż pomagały.
- Mów kim jesteś i cz-czego chcesz... ale to już! - powtórzył Francuz, którego pomimo niezłomnej postawy zaczęły nachodzić mocne wątpliwości. W jego wiecznie nadmiernie analizującym kłębku różowych zwojów ściśniętych pod czaszką poczęły rodzić się niebywałe wręcz, odważne myśli, że może to wszystko wcale nie jest takie proste na jakie wygląda. I chociaż nie pamiętał by kogokolwiek zapraszał do siebie na noc, to przecież zawsze trzeba było wziąć pod uwagę jakiś margines błędu. Ostatecznie mogło się okazać, że mało skuteczny zbrodniarz, który dziwnym trafem wydawał się równie zdezorientowany co sam Remi, trafił tu nie przez pomyłkę. A jeśli rudy nie pamiętał by go tu wpuszczał, to mógł też nie pamiętać tego wszystkiego co...
- Merde! - warknął łapiąc się za włosy i zaciskając na nich palce dłoni w której wciąż dzierżył zaufaną różdżkę. O wiele mniej godna tego przywileju książka wyrwała się z jego drugiej ręki i zaczęła szamotać na ziemi, dziko dopominając o porcję specjalnej karmy dla magicznej literatury.
- Kurwa... Cholera! - zaklął przez zaciśnięte zęby i cofnął o krok. Jego własne myśli tak bardzo go dobijały, że już nie mógł wytrzymać. Był w nowym miejscu, miał zacząć od nowa, a czuł, że znowu robił to samo co za każdym cholernym razem. Znowu ściągał na siebie kłopoty. Jakby nie mógł być normalny! Zacząć dnia jak każdy inny, pójść na zajęcia i wrócić z nich, a to wszystko bez dziwnych incydentów, bez problemów i wypadków. Nie, on zawsze musiał maksymalnie zjebać! Czasem wystarczyło samo wstanie z łóżka by, jak w tej sytuacji, doszło do... do... uch, w tym momencie to już sam nie był pewien do czego! A domysły w jego wypadku robiły więcej szkody niż pomagały.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Dopiero teraz do Nathana zaczynało docierać zachowanie rudzielca, który najwyraźniej był jego obecnością przestraszony. Ten chłopak najwyraźniej mu groził i bredził coś od rzeczy. Możliwe, że nawet gorzej niż Nate momentami.
Brunet obserwował go jeszcze przez chwilę, próbując zebrać myśli. Szło mu to coraz lepiej, bo zmęczenie mijało, a trzeźwa ocena sytuacji zaczęła się gdzieś tam przebijać.
Dalej jestem nawalony. To nie zaspanie. Ja jeszcze nie wytrzeźwiałem. Kurwa...
Poderwał się niechętnie na nogi i rozprostował zdrętwiałe kończyny. Brak ruchu mu zdecydowanie nie służył. Jego ciało nazbyt już przywykło do wiecznego wiercenia się.
- Już, już. Uspokój się - powiedział wreszcie normalnym, a nie zaspanym głosem. Wzrok też zrobił mu się bardziej przytomny.
- Jestem Nate. Zadowolony? - rzucił z chwilową irytacją.
Dalej nie wiedział, gdzie się znajduje, kim jest rudy jegomość i co się tu właściwie odstawia.
Powoli podszedł do okna, by przez nie wyjrzeć.
Znajome. A więc jestem w Sabbacie. Pocieszające. Po prostu pomyliłem pokoje a nie kontynenty.
- Dooobra. To nadal mój akademik, więc nie jest źle - powiedział do siebie, znowu odwracając się do Francuza i bacznie mu się przyglądając. Warto było się czegoś dowiedzieć o nowym koledze.
Pierwszak... raczej... na pewno. Nie takie rzeczy się tu odstawiały, więc już by przywykł. Ewentualnie się przeniósł, ale to mało prawdopodobne. Nie można wykluczyć.
Brunet obserwował go jeszcze przez chwilę, próbując zebrać myśli. Szło mu to coraz lepiej, bo zmęczenie mijało, a trzeźwa ocena sytuacji zaczęła się gdzieś tam przebijać.
Dalej jestem nawalony. To nie zaspanie. Ja jeszcze nie wytrzeźwiałem. Kurwa...
Poderwał się niechętnie na nogi i rozprostował zdrętwiałe kończyny. Brak ruchu mu zdecydowanie nie służył. Jego ciało nazbyt już przywykło do wiecznego wiercenia się.
- Już, już. Uspokój się - powiedział wreszcie normalnym, a nie zaspanym głosem. Wzrok też zrobił mu się bardziej przytomny.
- Jestem Nate. Zadowolony? - rzucił z chwilową irytacją.
Dalej nie wiedział, gdzie się znajduje, kim jest rudy jegomość i co się tu właściwie odstawia.
Powoli podszedł do okna, by przez nie wyjrzeć.
Znajome. A więc jestem w Sabbacie. Pocieszające. Po prostu pomyliłem pokoje a nie kontynenty.
- Dooobra. To nadal mój akademik, więc nie jest źle - powiedział do siebie, znowu odwracając się do Francuza i bacznie mu się przyglądając. Warto było się czegoś dowiedzieć o nowym koledze.
Pierwszak... raczej... na pewno. Nie takie rzeczy się tu odstawiały, więc już by przywykł. Ewentualnie się przeniósł, ale to mało prawdopodobne. Nie można wykluczyć.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Wiecie jak to jest mieć dosyć samego siebie? Kiedy wkurwi cię druga osoba, możesz zawsze wyjść, trzasnąć drzwiami i więcej nie patrzeć na jej durną mordę. W przypadku, gdy do szału doprowadza cię twój własny, powalony tok myślenia, niestety nie jest już tak łatwo. Momentami Remi miał ochotę wyjść z siebie i stanąć obok, ale nawet magia nie umożliwiała takich cudów. Zirytowany, chyba wciąż zaspany i przede wszystkim zdezorientowany sytuacją, która nie należała do tych z jakimi fajnie obchodzić się tuż po przebudzeniu, chłopak wyglądał jakby próbował wyrwać sobie włosy z głowy i być może byłby tego nawet bliski... gdyby te jak na złość się nie wydłużały, nieznacznie, lecz akurat na tyle by dać sobie luz od trzymających je, chudych palców. Ilekroć je wypuszczał, momentalnie powracały do poprzedniej długości, tylko by, ponownie schwytane, znowu jakby trochę za bardzo dawały się naciągnąć. Dziwne? Nie no, a kto zwracałby uwagę na takie szczegóły w sytuacji, gdzie widocznie niezrównoważony dzieciak ma jakiś atak czy inny szajs, a jedyna w miarę trzeźwo rozumująca osoba dopiero ogarnia gdzie się znajduje i z kim przyszło jej mieć do czynienia?
Znowu to robisz. Uspokój się. Za dużo myślisz. Zawsze o wiele za dużo o wszystkim myślisz.
Jedna myśl pociągała następną. Pierwsza rozkmina szybko wywołała lawinę domysłów i wyobrażeń, a te, jak za każdym cholernym razem, odnalazły w końcu drogę do wspomnień. Złych wspomnień, które mózg Francuza nagle uznał za stosowne puścić mu w jego wewnętrznym kinie, od którego nie ratuje nawet najmocniejsze zaciśnięcie powiek.
A miało być tak dobrze. A wyszło jak zwykle.
Ciemność jaka pogrążała wewnętrznie chłopaka, ta sama z którą i tak wygrywał rekordową ilość czasu, wreszcie zaczynała w nim przeważać, co dało się poznać także po jego wyglądzie. Jeden po drugim, płomienne kosmyki włosów czerniały, zaś skóra młodego szarzała w oczach. Jeśli uznać, że tak przesadną reakcję wywołało w nim znalezienie pijanego prawie-rówieśnika w łóżku obok, to strach się bać jakie cyrki musiał odstawiać, gdy sam sięgał po procenty!
Znowu to robisz. Uspokój się. Za dużo myślisz. Zawsze o wiele za dużo o wszystkim myślisz.
Jedna myśl pociągała następną. Pierwsza rozkmina szybko wywołała lawinę domysłów i wyobrażeń, a te, jak za każdym cholernym razem, odnalazły w końcu drogę do wspomnień. Złych wspomnień, które mózg Francuza nagle uznał za stosowne puścić mu w jego wewnętrznym kinie, od którego nie ratuje nawet najmocniejsze zaciśnięcie powiek.
A miało być tak dobrze. A wyszło jak zwykle.
Ciemność jaka pogrążała wewnętrznie chłopaka, ta sama z którą i tak wygrywał rekordową ilość czasu, wreszcie zaczynała w nim przeważać, co dało się poznać także po jego wyglądzie. Jeden po drugim, płomienne kosmyki włosów czerniały, zaś skóra młodego szarzała w oczach. Jeśli uznać, że tak przesadną reakcję wywołało w nim znalezienie pijanego prawie-rówieśnika w łóżku obok, to strach się bać jakie cyrki musiał odstawiać, gdy sam sięgał po procenty!
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Jestem nadal na kampusie. Nawet w swoim akademiku. Szkoda, że nie w swoim pokoju. Nadal szumi mi w głowie. Gościa przede mną nie znam. Zaraz...
Zerknął raz jeszcze za okno i nagle go olśniło.
- Mój stary pokój - wyszeptał.
Nagle wszystko stało się jasne. Był tak nieprzytomny, że dowlókł się w domyślne miejsce, które nie było już jego miejscem. Jego pokój znajdował się chyba nawet na innym piętrze. Nie ważne. W każdym razie, bardzo daleko.
Kurwa...
Zgromadzone jak na razie informacje w zupełności mu wystarczyły. W przeciwieństwie do Remiego, kompletnie dzisiaj nie panikował. Może to kwestia trzeźwienia. Jakoś go ten stan uspokajał, co było w jego przypadku ciekawą odmianą od codziennej gonitwy myśli. Teraz miał ich w głowie dziwne mało. Na szczęście robiły się już bardziej klarowne.
Ponownie zwrócił twarz w stronę Francuza w sam raz, by zdać sobie sprawę, w jak wielką panikę wpadł chłopak. Teraz to już Nathan zaczął się niepokoić.
I co ja mam tu cholera zrobić?!
Otworzył szerzej oczy i przyglądał się rudzielcowi przez chwilę, dumając nad taktyką, którą powinien przyjąć.
- Ugh. Nie stresuj się tak. To dopiero początek roku i nie takie rzeczy się na tej uczelni przytrafiają. -Przewrócił oczami.
- Sorry, że wbiłem ci do pokoju, ale gdzieś się przespać musiałem, a tu było najbliżej - wyjaśnił, odtwarzając w głowie wszystkie wspomnienia z ubiegłego wieczoru. Nie, nie miał luki w pamięci. On naprawdę nie zalewał się w trupa, tylko szybko mu po alkoholu odwalało. Norma.
- Lepiej przyzwyczajaj się do tego domu wariatów, bo inaczej może być... - Urwał w połowie zdania, a oczy mu nagle dziwnie zaświeciły.
- Jesteś metamorfomagiem - oświadczył z wymalowaną na twarzy fascynacją. Yep. Nate serio już trzeźwiał i znowu tracił panowanie nad myślami.
Zerknął raz jeszcze za okno i nagle go olśniło.
- Mój stary pokój - wyszeptał.
Nagle wszystko stało się jasne. Był tak nieprzytomny, że dowlókł się w domyślne miejsce, które nie było już jego miejscem. Jego pokój znajdował się chyba nawet na innym piętrze. Nie ważne. W każdym razie, bardzo daleko.
Kurwa...
Zgromadzone jak na razie informacje w zupełności mu wystarczyły. W przeciwieństwie do Remiego, kompletnie dzisiaj nie panikował. Może to kwestia trzeźwienia. Jakoś go ten stan uspokajał, co było w jego przypadku ciekawą odmianą od codziennej gonitwy myśli. Teraz miał ich w głowie dziwne mało. Na szczęście robiły się już bardziej klarowne.
Ponownie zwrócił twarz w stronę Francuza w sam raz, by zdać sobie sprawę, w jak wielką panikę wpadł chłopak. Teraz to już Nathan zaczął się niepokoić.
I co ja mam tu cholera zrobić?!
Otworzył szerzej oczy i przyglądał się rudzielcowi przez chwilę, dumając nad taktyką, którą powinien przyjąć.
- Ugh. Nie stresuj się tak. To dopiero początek roku i nie takie rzeczy się na tej uczelni przytrafiają. -Przewrócił oczami.
- Sorry, że wbiłem ci do pokoju, ale gdzieś się przespać musiałem, a tu było najbliżej - wyjaśnił, odtwarzając w głowie wszystkie wspomnienia z ubiegłego wieczoru. Nie, nie miał luki w pamięci. On naprawdę nie zalewał się w trupa, tylko szybko mu po alkoholu odwalało. Norma.
- Lepiej przyzwyczajaj się do tego domu wariatów, bo inaczej może być... - Urwał w połowie zdania, a oczy mu nagle dziwnie zaświeciły.
- Jesteś metamorfomagiem - oświadczył z wymalowaną na twarzy fascynacją. Yep. Nate serio już trzeźwiał i znowu tracił panowanie nad myślami.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
I znowu zjebałem. Znowu wszystko zjebałem.
Tak jakby miał możliwość o tym zapomnieć, na wszelki wypadek dobijał samego siebie powtarzając w myślach te dwa zdania jak mantrę. Nie był już pewien co zrobił, ale na tyle skutecznie wpojono mu, że wszystko co złe to on, by w tym momencie doszukiwał się własnej winy nawet w zbłąkanym, zapijaczonym studencie. Swoją drogą - ile trzeba wypić by wbić na chama do cudzego pokoju?! I jakim sposobem nie obudził Remiego? Chociaż jak się zastanowić to rudy miał całkiem twardy sen...
Szlag ten kraj i tę uczelnię! W Beauxbatons byłoby to nie do pomyślenia!
Rozchwiany emocjonalnie i co moment zmieniający nastawienie Francuz nie zapowiadał się szybko wziąć w garść i pewnie długo jeszcze zająłby mu powrót do rzeczywistości, gdyby nie to jedno zdanie, którego zawsze bał się usłyszeć.
Jesteś metamorfomagiem.
Chłopak otworzył szeroko oczy, a jego aktualnie po większości czarne włosy jak na zawołanie pojaśniały, tym razem wszystkie na raz, prawie stając dęba z przerażenia.
- C... NIE! - wrzasnął, cofając się jeszcze bardziej i rozglądając za lustrem, oknem, jakimkolwiek odbiciem swej twarzy, a nie mogąc żadnego namierzyć, klnąc w myślach na cholerne zasłony z którymi nawet nie pomyślał by się w tej chwili uporać, zaczął przyglądać się swoim rękom, a potem przeczesywać włosy i przecierać twarz, niczym ubrudzony czymś co wystarczy z siebie strząsnąć by na powrót móc prezentować się nienagannie i normalnie.
- Wyw... wyd-daje ci się! To nic. To światło. To nic...
Zmiana tematu. Zmiana tematu. Szybko. Cokolwiek!
- A w ogóle to co ty tu jeszcze robisz, co?! - warknął z pretensją, starając się na nowo skupić powszechną uwagę na tym nierozwiązanym problemie jakim była obecność Jakmutambyło w jego, powtórzmy to by wsiąkło, w JEGO pokoju.
Tak jakby miał możliwość o tym zapomnieć, na wszelki wypadek dobijał samego siebie powtarzając w myślach te dwa zdania jak mantrę. Nie był już pewien co zrobił, ale na tyle skutecznie wpojono mu, że wszystko co złe to on, by w tym momencie doszukiwał się własnej winy nawet w zbłąkanym, zapijaczonym studencie. Swoją drogą - ile trzeba wypić by wbić na chama do cudzego pokoju?! I jakim sposobem nie obudził Remiego? Chociaż jak się zastanowić to rudy miał całkiem twardy sen...
Szlag ten kraj i tę uczelnię! W Beauxbatons byłoby to nie do pomyślenia!
Rozchwiany emocjonalnie i co moment zmieniający nastawienie Francuz nie zapowiadał się szybko wziąć w garść i pewnie długo jeszcze zająłby mu powrót do rzeczywistości, gdyby nie to jedno zdanie, którego zawsze bał się usłyszeć.
Jesteś metamorfomagiem.
Chłopak otworzył szeroko oczy, a jego aktualnie po większości czarne włosy jak na zawołanie pojaśniały, tym razem wszystkie na raz, prawie stając dęba z przerażenia.
- C... NIE! - wrzasnął, cofając się jeszcze bardziej i rozglądając za lustrem, oknem, jakimkolwiek odbiciem swej twarzy, a nie mogąc żadnego namierzyć, klnąc w myślach na cholerne zasłony z którymi nawet nie pomyślał by się w tej chwili uporać, zaczął przyglądać się swoim rękom, a potem przeczesywać włosy i przecierać twarz, niczym ubrudzony czymś co wystarczy z siebie strząsnąć by na powrót móc prezentować się nienagannie i normalnie.
- Wyw... wyd-daje ci się! To nic. To światło. To nic...
Zmiana tematu. Zmiana tematu. Szybko. Cokolwiek!
- A w ogóle to co ty tu jeszcze robisz, co?! - warknął z pretensją, starając się na nowo skupić powszechną uwagę na tym nierozwiązanym problemie jakim była obecność Jakmutambyło w jego, powtórzmy to by wsiąkło, w JEGO pokoju.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Dobra, ten ranek coraz bardziej odchodził od normy, a osoba Remiego zaczynała coraz bardziej interesować Nathana. Jakby samo jego specyficzne zachowanie nie wystarczyło, to jeszcze chłopak był obdarzony tym specyficznym darem. Nate zdołał już spotkać w swoim życiu dwie takie osoby i obie były dość niezwykłe, więc tym bardziej chciał poznać Francuza bliżej.
- Już, już. Wyglądasz normalnie - rzucił tym razem lekko rozbawiony jego paniką związaną z wyglądem, a później jak gdyby nigdy nic, klapnął na łóżko. Nie było ono ani Remiego, ani (chwilowo) Nathana. Wybrał nietknięte dotąd łóżko, bo to akurat znalazło się za jego plecami.
- Dlaczego tak panikujesz? To ciekawa zdolność. - Wzruszył ramionami, rozsiadając się wygodnie. No, rudzielec nieco zawalił sprawę, bo o ile Nathan początkowo zamierzał się jak najszybciej ulotnić, o tyle teraz miał ochotę zabawić tu nieco dłużej i lepiej poznać ciekawego jegomościa.
- A ja? Siedzę tu sobie. Nie widać? - rzucił, posyłając mu szeroki wyszczerz białych zębów.
- Z resztą, nie masz się co przejmować swoimi dziwactwami. Zaręczam ci, że znajdzie się tu masa osób, które cię w tym pobiją. Ba, pewnie nawet ja. - Zaśmiał się.
- Szalony jasnowidz, który wiecznie wyprawia jakieś głupoty. W zasadzie, nie tylko ja. - Zachichotał, ale natychmiast spoważniał.
- Od razu mówię. Mam wizje przyszłości, a nie wróżę z fusów czy kryształowej kuli. Nawet na Wróżbiarstwo nie chodziłem. - Jakoś wolał to sprecyzować zanim kolejna osoba będzie w żartach go prosiła o powróżenie jej z ręki czy inną głupotę. Ugh. Zaczynało go to irytować. Nie po to wizje ryły mu mózg od najmłodszych lat, by inni sobie z niego drwili w ten sposób. Żarty żartami, ale jakieś granice muszą być.
- Już, już. Wyglądasz normalnie - rzucił tym razem lekko rozbawiony jego paniką związaną z wyglądem, a później jak gdyby nigdy nic, klapnął na łóżko. Nie było ono ani Remiego, ani (chwilowo) Nathana. Wybrał nietknięte dotąd łóżko, bo to akurat znalazło się za jego plecami.
- Dlaczego tak panikujesz? To ciekawa zdolność. - Wzruszył ramionami, rozsiadając się wygodnie. No, rudzielec nieco zawalił sprawę, bo o ile Nathan początkowo zamierzał się jak najszybciej ulotnić, o tyle teraz miał ochotę zabawić tu nieco dłużej i lepiej poznać ciekawego jegomościa.
- A ja? Siedzę tu sobie. Nie widać? - rzucił, posyłając mu szeroki wyszczerz białych zębów.
- Z resztą, nie masz się co przejmować swoimi dziwactwami. Zaręczam ci, że znajdzie się tu masa osób, które cię w tym pobiją. Ba, pewnie nawet ja. - Zaśmiał się.
- Szalony jasnowidz, który wiecznie wyprawia jakieś głupoty. W zasadzie, nie tylko ja. - Zachichotał, ale natychmiast spoważniał.
- Od razu mówię. Mam wizje przyszłości, a nie wróżę z fusów czy kryształowej kuli. Nawet na Wróżbiarstwo nie chodziłem. - Jakoś wolał to sprecyzować zanim kolejna osoba będzie w żartach go prosiła o powróżenie jej z ręki czy inną głupotę. Ugh. Zaczynało go to irytować. Nie po to wizje ryły mu mózg od najmłodszych lat, by inni sobie z niego drwili w ten sposób. Żarty żartami, ale jakieś granice muszą być.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Jeszcze dobra minuta minęła nim rudzielec - tak, zdążył wrócić do właściwego koloru włosów w tym całym ultra szybkim ogarnianiu - przytaknął na zapewnienia Nathana i zaczął się uspokajać. Wszystko jednak szlag trafił po kolejnej wypowiedzi niechcianego gościa.
- Nie mam żadnych zdolności. - mruknął Rem iście grobowym tonem, za nic mając resztę śmieszków 'kolegi'.
- N-nie jestem dziwny. - to już dodał z mniejszym przekonaniem. Nie poprzestając jednak, kontynuował;
- Wydawało ci się, jasne? Zresztą, nie powinieneś zbierać się na zajęcia? - ostatnie zdanie chłopak wypowiedział z troską równą zwykłemu "spierdalaj". W przeciwieństwie do starszego znajomego, nie było mu ani trochę do śmiechu. Dopiero co wstał, a już zdążył się zmęczyć i wkopać, do tego całkiem solidnie. Chyba nie trzeba wspominać, że nie tak Rem wyobrażał sobie początek nauki w Veneficium?
Książka zakłapała na podłodze, wcinając nogę od łóżka. Jak na zawołanie pojawił się również kocur - zawsze udawało mu się dostać do pokoju Francuza akurat w porze karmienia. Rudzielec zerknął na dwie głodne paszcze i przewróciwszy oczami podszedł do wciąż nierozpakowanej walizki z której wyciągnął dwie torebki z suchą karmą. Co jak co, ale przynajmniej ta jedna cząstka rutyny nigdy się nie zmieniała w jego życiu i, wbrew pozorom, naprawdę pozwalała mu odzyskać równowagę. To oraz poranny papieros, po który przy okazji sięgnął wystarczyło by już na dobre zeszły z niego nerwy i na trzeźwo mógł spojrzeć na osobę, która tak mocno namieszała mu tego ranka w życiu.
- Jesteś jasnowidzem, tak? - mruknął pomiędzy jednym buchem, a drugim. Wolną ręką wysypał do kociej miski porcyjkę karmy.
- Czyli wiedziałeś co się stanie jak włamiesz mi się do pokoju i mimo to postanowiłeś to zrobić? - kontynuował, przenosząc się do księgi, którą odciągnął od nogi łóżka i ustawił przed jej własnymi okruszkami.
- Bez urazy, ale straszny z ciebie kutas.
- Nie mam żadnych zdolności. - mruknął Rem iście grobowym tonem, za nic mając resztę śmieszków 'kolegi'.
- N-nie jestem dziwny. - to już dodał z mniejszym przekonaniem. Nie poprzestając jednak, kontynuował;
- Wydawało ci się, jasne? Zresztą, nie powinieneś zbierać się na zajęcia? - ostatnie zdanie chłopak wypowiedział z troską równą zwykłemu "spierdalaj". W przeciwieństwie do starszego znajomego, nie było mu ani trochę do śmiechu. Dopiero co wstał, a już zdążył się zmęczyć i wkopać, do tego całkiem solidnie. Chyba nie trzeba wspominać, że nie tak Rem wyobrażał sobie początek nauki w Veneficium?
Książka zakłapała na podłodze, wcinając nogę od łóżka. Jak na zawołanie pojawił się również kocur - zawsze udawało mu się dostać do pokoju Francuza akurat w porze karmienia. Rudzielec zerknął na dwie głodne paszcze i przewróciwszy oczami podszedł do wciąż nierozpakowanej walizki z której wyciągnął dwie torebki z suchą karmą. Co jak co, ale przynajmniej ta jedna cząstka rutyny nigdy się nie zmieniała w jego życiu i, wbrew pozorom, naprawdę pozwalała mu odzyskać równowagę. To oraz poranny papieros, po który przy okazji sięgnął wystarczyło by już na dobre zeszły z niego nerwy i na trzeźwo mógł spojrzeć na osobę, która tak mocno namieszała mu tego ranka w życiu.
- Jesteś jasnowidzem, tak? - mruknął pomiędzy jednym buchem, a drugim. Wolną ręką wysypał do kociej miski porcyjkę karmy.
- Czyli wiedziałeś co się stanie jak włamiesz mi się do pokoju i mimo to postanowiłeś to zrobić? - kontynuował, przenosząc się do księgi, którą odciągnął od nogi łóżka i ustawił przed jej własnymi okruszkami.
- Bez urazy, ale straszny z ciebie kutas.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
A ten znowu swoje.
Nate przewrócił oczami. Nowy kolega zdecydowanie nie potrafił kłamać i Brytyjczyk mógł z niego czytać jak z otwartej księgi. Trafił w jakiś jego czuły punkt i choć nie wiedział, czemu rudzielec tak skrzętnie ukrywa swoją metamorfomagię, to jednak nie zamierzał w to wnikać. Na pewno nie dzisiaj. Wbrew pozorom White potrafił opanować swoją ciekawość i nie zmuszać ludzi do zwierzeń. Wolał, kiedy sami w trakcie rozmowy postanawiali się z nim czymś podzielić, niż osobiście ciągnąć ich za język.
- Cholernie nie potrafisz kłamać. - Westchnął i odchylił się do tyłu, by położyć się na łóżku.
- Zajęcia mam za godzinę - rzucił machinalnie. Nie, nie wiedział która jest godzina, ani kiedy ma pierwsze wykłady. To jednak mało się dla niego teraz liczyło. Dokończenie rozmowy było ważniejsze niż jakieś tam małe spóźnienie. Zwłaszcza w pierwszych dniach, gdy materiału nie było jeszcze tak dużo do nadrabiania.
- Dobra, nie wiem, jakie tam masz problemy i nie zamierzam w nie wnikać, ale z dobrego serca radzę ci trochę wyluzować. Ta uczelnia to, jak już wspominałem, wylęgarnia specyficznych charakterów. Dzisiejsza pobudka była jedną z normalniejszych, jakie cię tu czekają. - Mówił to najzupełniej poważnie.
Mimo swojego ciągłego śmieszkowania, Nathan był naprawdę inteligentną osobą i chciał się swoją wiedzą dzielić. Czuł jakąś dziwną potrzebę pomagania. Starał się w tym nie być natrętnym, ale nie zawsze mu to wychodziło.
- Mam wizje przyszłości, a nie jestem wszechwiedzącą wyrocznią - odpowiedział ze zmęczeniem, jakby powtarzał to już setny raz. W zasadzie, tak właśnie było.
Co z tymi ludźmi? Upośledzeni niedokształceni jacyś czy zwykli ignoranci?
Słysząc podsumowanie Remiego jedynie parsknął śmiechem.
- Może i tak. Możliwe jednak, że twój odbiór mojej osoby jest zaburzony przez wstanie dziś lewą nogą. - Zamilkł na chwilę.
- Wybacz to wtargnięcie i witaj na naszej uczelni. Mam nadzieję, że się odnajdziesz. - Jego głos zaczął stopniowo przechodzić z rozbawienia w jakiś niezrozumiały smutek. Ten facet był jak kalejdoskop. Może to i lepiej, że nie on posiadał zdolność podświadomego zmieniania wyglądu, bo szłoby zwariować patrząc na niego.
Nate przewrócił oczami. Nowy kolega zdecydowanie nie potrafił kłamać i Brytyjczyk mógł z niego czytać jak z otwartej księgi. Trafił w jakiś jego czuły punkt i choć nie wiedział, czemu rudzielec tak skrzętnie ukrywa swoją metamorfomagię, to jednak nie zamierzał w to wnikać. Na pewno nie dzisiaj. Wbrew pozorom White potrafił opanować swoją ciekawość i nie zmuszać ludzi do zwierzeń. Wolał, kiedy sami w trakcie rozmowy postanawiali się z nim czymś podzielić, niż osobiście ciągnąć ich za język.
- Cholernie nie potrafisz kłamać. - Westchnął i odchylił się do tyłu, by położyć się na łóżku.
- Zajęcia mam za godzinę - rzucił machinalnie. Nie, nie wiedział która jest godzina, ani kiedy ma pierwsze wykłady. To jednak mało się dla niego teraz liczyło. Dokończenie rozmowy było ważniejsze niż jakieś tam małe spóźnienie. Zwłaszcza w pierwszych dniach, gdy materiału nie było jeszcze tak dużo do nadrabiania.
- Dobra, nie wiem, jakie tam masz problemy i nie zamierzam w nie wnikać, ale z dobrego serca radzę ci trochę wyluzować. Ta uczelnia to, jak już wspominałem, wylęgarnia specyficznych charakterów. Dzisiejsza pobudka była jedną z normalniejszych, jakie cię tu czekają. - Mówił to najzupełniej poważnie.
Mimo swojego ciągłego śmieszkowania, Nathan był naprawdę inteligentną osobą i chciał się swoją wiedzą dzielić. Czuł jakąś dziwną potrzebę pomagania. Starał się w tym nie być natrętnym, ale nie zawsze mu to wychodziło.
- Mam wizje przyszłości, a nie jestem wszechwiedzącą wyrocznią - odpowiedział ze zmęczeniem, jakby powtarzał to już setny raz. W zasadzie, tak właśnie było.
Co z tymi ludźmi? Upośledzeni niedokształceni jacyś czy zwykli ignoranci?
Słysząc podsumowanie Remiego jedynie parsknął śmiechem.
- Może i tak. Możliwe jednak, że twój odbiór mojej osoby jest zaburzony przez wstanie dziś lewą nogą. - Zamilkł na chwilę.
- Wybacz to wtargnięcie i witaj na naszej uczelni. Mam nadzieję, że się odnajdziesz. - Jego głos zaczął stopniowo przechodzić z rozbawienia w jakiś niezrozumiały smutek. Ten facet był jak kalejdoskop. Może to i lepiej, że nie on posiadał zdolność podświadomego zmieniania wyglądu, bo szłoby zwariować patrząc na niego.
Nathan White
Sponsored content
Strona 1 z 16 • 1, 2, 3 ... 8 ... 16
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 1 z 16
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach