POKÓJ JAK POKÓJ
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 15 z 16 • Share
Strona 15 z 16 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16
POKÓJ JAK POKÓJ
First topic message reminder :
Typowo męski i pozbawiony szczególnych ozdób pokój, służący jego mieszkańcom za miejsce do spania i zostawianie brudnych ciuchów. Gdzieniegdzie natknąć się można na wciąż nierozpakowane bagaże a jedynym elementem nadającym pomieszczeniu przyjaznego charakteru jest znajdujące się w jednym z kątów posłanie dla kota.
Ostatnio zmieniony przez Veneficium dnia Pon Gru 05, 2016 12:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Veneficium
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Jeśli chodzi o spanie do późna, to Remi mógłby brać udział w jakichś mistrzostwach w tej kategorii. Może i nie był typem leniwca, który pół życia przesypia i właściwie częściej zdarzało mu się zarywać jednak noce, niż dzień w dzień leżeć po 10-12 godzin, ale kiedy już faktycznie szedł spać, to najlepiej na pół dnia, jak nie dłużej. Także budzenie go przed południem w momencie, gdy położył się grubo po północy nie mogło być najprostszym zadaniem i zwykłe "Remi" i potrząśnięcie ramieniem nie miało szans zadziałać. Ann nie była jednak sama w zmaganiach, gdyż przy okazji krzątania wybudziła niewdzięcznego sierściucha Francuza, który z miejsca ruszył w stronę pozostawionych na podłodze przekąsek... tylko by odkryć, że już ich tam nie ma. A dobrze pamiętał, że jeszcze wszystkich nie zjadł! Nie, nie sprawdził miski - tę przecież zostawił ostatnio pustą, wylizaną wręcz do czysta. Zdezorientowany kocur najpierw rozejrzał się po swoim terenie, a dostrzegłszy wyraźne zmiany w otoczeniu, szybko skierował niezadowolone spojrzenie na jedyną obcą w okolicy, zwalając na nią wszelką winę, choćby wcale nic złego nie zrobiła. I w sumie nic "złego" faktycznie nie można było jej zarzucić. To jednak nie obeszło Mauiego, który podbiegł do łóżka na którym czarownica siedziała, wskoczył na materac, przebiegł po swym wciąż śpiącym właścicielu i syknął na Islandkę, ochrzaniając ją za psucie mu mieszkania. Dopiero to oraz wbijane przez futrzaka pazury wybudziły Francuza, który w ostatniej próbie wydłużenia drzemki zasłonił się kołdrą, mrucząc coś o "jeszcze pięciu minutach" w swym ojczystym języku. Zupełnie jak dziecko...
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Niby próbowała obudzić teraz Remiego, ale robiła to jakoś tak bez przekonania. Po prostu nie miała serca się z nim szarpać i do niego krzyczeć, kiedy leżał taki padnięty i tulił się do tej kołdry. On po prostu wyglądał teraz zbyt biednie i zbyt uroczo żeby go na siłę ściągać z łóżka tym bardziej, że z każdą chwilą świadomość, iż Francuz nie wybierze się z nią na zajęcia coraz bardziej do niej przemawiała. Co ona chciała zyskać budząc go? Przecież on zapewne nie wstanie, jeśli dziewczyna go nie zmusi, a przecież nie miała żadnego dobrego powodu by go do czegoś zmuszać, a skoro nie zamierzała go zmuszać, a on nie wstanie, to ona jedynie go obudzi i pogorszy mu zaraz rano humor, dlatego z każdą kolejną próbą potrząśnięcia nim, jej siła słabła, aż w końcu czarownica całkowicie zrezygnowała z tego pomysłu.
Wstała niechętnie z łóżka i spojrzała na zirytowanego Maui'ego, który jak widać postanowił sam zająć się wybudzaniem Francuza. Ann ciężko westchnęła i po chwili przypatrywania mu się, ruszyła do szafki, w której Remi trzymał karmę dla niego, a później nasypała ją kotu do miski i odłożyła na miejsce, a skoro już zajęła się jedzeniem dla kota, to i księdze się coś dostało. Był ranek, więc stworzenia musiał ktoś nakarmić, a skoro Remi ciągle spał i pewnie w najbliższej przyszłości nie wstanie, ale za to Ana tu była...
Po załatwieniu tych wszystkich spraw i nie znalezieniu niczego, co jeszcze wymagałoby jej interwencji, spojrzała raz jeszcze na rudzielca, uśmiechnęła się lekki i dawszy mu całusa w czoło, ruszyła do pokoju po rzeczy, później na stołówkę na śniadanie, a na końcu na zajęcia. Do Francuza zamierzała zajrzeć jeszcze później, może przed obiadem. Gdyby go zastała, to przynajmniej na stołówkę mogliby się przejść razem, skoro na zajęcia nie było mu jakoś spieszno uczęszczać.
Jak postanowiła, tak też zrobiła. Po ostatnich zajęciach tego dnia ruszyła w stronę akademika by sprawdzić, czy rudzielec łaskawie zwlekł się wreszcie z łóżka. Było już wyraźnie po południu, więc czas najwyższy, żeby otworzyć oczy i zawlec się chociaż na obiad, bo jeść coś przecież musiał, a stołówka była tu otwierana tylko cztery razy dziennie. Dwa już jak widać przegapił, więc z trzeciego może warto było jednak skorzystać.
- Remi? - zapytała po uprzednim zastukaniu w drzwi, a później, jeśli jej nie powstrzymał, uchyliła je i zajrzała do środka. Widząc, że Francuz jak leżał, tak leży (no, nie licząc zmiany pozycji), dziewczyna jedynie westchnęła ciężko i weszła do pokoju z zamiarem dobudzenia go tym razem i zaciągnięcia go na ten obiad.
- Remi~ - zawyła już znacznie głośniej niż rano, mocniej też nim potrząsając.
- Zamierzasz dzisiaj wstać? - zapytała, próbując go tym razem dosłownie ściągnąć z łóżka, co biorąc pod uwagę jej wątłą posturę niespecjalnie jej wychodziło.
Wstała niechętnie z łóżka i spojrzała na zirytowanego Maui'ego, który jak widać postanowił sam zająć się wybudzaniem Francuza. Ann ciężko westchnęła i po chwili przypatrywania mu się, ruszyła do szafki, w której Remi trzymał karmę dla niego, a później nasypała ją kotu do miski i odłożyła na miejsce, a skoro już zajęła się jedzeniem dla kota, to i księdze się coś dostało. Był ranek, więc stworzenia musiał ktoś nakarmić, a skoro Remi ciągle spał i pewnie w najbliższej przyszłości nie wstanie, ale za to Ana tu była...
Po załatwieniu tych wszystkich spraw i nie znalezieniu niczego, co jeszcze wymagałoby jej interwencji, spojrzała raz jeszcze na rudzielca, uśmiechnęła się lekki i dawszy mu całusa w czoło, ruszyła do pokoju po rzeczy, później na stołówkę na śniadanie, a na końcu na zajęcia. Do Francuza zamierzała zajrzeć jeszcze później, może przed obiadem. Gdyby go zastała, to przynajmniej na stołówkę mogliby się przejść razem, skoro na zajęcia nie było mu jakoś spieszno uczęszczać.
Jak postanowiła, tak też zrobiła. Po ostatnich zajęciach tego dnia ruszyła w stronę akademika by sprawdzić, czy rudzielec łaskawie zwlekł się wreszcie z łóżka. Było już wyraźnie po południu, więc czas najwyższy, żeby otworzyć oczy i zawlec się chociaż na obiad, bo jeść coś przecież musiał, a stołówka była tu otwierana tylko cztery razy dziennie. Dwa już jak widać przegapił, więc z trzeciego może warto było jednak skorzystać.
- Remi? - zapytała po uprzednim zastukaniu w drzwi, a później, jeśli jej nie powstrzymał, uchyliła je i zajrzała do środka. Widząc, że Francuz jak leżał, tak leży (no, nie licząc zmiany pozycji), dziewczyna jedynie westchnęła ciężko i weszła do pokoju z zamiarem dobudzenia go tym razem i zaciągnięcia go na ten obiad.
- Remi~ - zawyła już znacznie głośniej niż rano, mocniej też nim potrząsając.
- Zamierzasz dzisiaj wstać? - zapytała, próbując go tym razem dosłownie ściągnąć z łóżka, co biorąc pod uwagę jej wątłą posturę niespecjalnie jej wychodziło.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Lepiej chyba pominąć to wszystko co Maui robił po wyjściu Ann z pokojem by przywrócić pasujący mu "porządek", bo dziewczyna i tak zapewne zaraz po powrocie machnęła tylko różdżką i wróciła wszystko na miejsce. Zamiast więc skupiać się na darciu zasłon, rozwalaniu rzeczy po całym pomieszczeniu i buntowniczym wysypaniem karmy na podłogę przed zjedzeniem, najlepiej od razu przejść do wciąż śpiącego w najlepsze Remiego, który wtulił się w pościel, chowając w niej twarz i tylko mruczał nieprzytomnie na wołania go przez czarownicę.
- Ciiiinq minutesssss... - jęknął nie dając się wyrwać z objęć Morfeusza, nawet, gdy zdeterminowana Annabell zaczęła nim na nowo trząść. Dopiero kiedy złapała go za ramię i chciała pociągnąć, on warknął coś zeźlony i wyciągnął do niej drugą rękę, łapiąc za nadgarstek i jednym, mocnym pociągnięciem posyłając prosto na siebie. Pomimo iż wciąż był zupełnie nieprzytomny, najwidoczniej rozpoznał z kim ma do czynienia, bo objąwszy Islandkę w pasie, mruknął jej by "nie marudziła i wracała do łóżka", po czym przewalił z nią na bok, wtulił tak samo jak wcześniej w pościel i na powrót zasnął. I nie było szans by mu się wyrwała, bo nawet pomijając różnicę w budowie ich ciał, Francuz dalej mocno trzymał ją obiema rękoma w talii, plus wsunął nogę między jej uda, więc choćby próbowała się szarpać, była z góry na przegranej pozycji. Chociaż tyle, że (chyba) się nigdzie już nie spieszyła, skoro pozwoliła sobie tutaj wrócić.
- Ciiiinq minutesssss... - jęknął nie dając się wyrwać z objęć Morfeusza, nawet, gdy zdeterminowana Annabell zaczęła nim na nowo trząść. Dopiero kiedy złapała go za ramię i chciała pociągnąć, on warknął coś zeźlony i wyciągnął do niej drugą rękę, łapiąc za nadgarstek i jednym, mocnym pociągnięciem posyłając prosto na siebie. Pomimo iż wciąż był zupełnie nieprzytomny, najwidoczniej rozpoznał z kim ma do czynienia, bo objąwszy Islandkę w pasie, mruknął jej by "nie marudziła i wracała do łóżka", po czym przewalił z nią na bok, wtulił tak samo jak wcześniej w pościel i na powrót zasnął. I nie było szans by mu się wyrwała, bo nawet pomijając różnicę w budowie ich ciał, Francuz dalej mocno trzymał ją obiema rękoma w talii, plus wsunął nogę między jej uda, więc choćby próbowała się szarpać, była z góry na przegranej pozycji. Chociaż tyle, że (chyba) się nigdzie już nie spieszyła, skoro pozwoliła sobie tutaj wrócić.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Gdy Ann zobaczyła, co pod jej nieobecność Maui zdążył zrobić z tym pokojem, jedynie zatrzymała się na moment patrząc na to wszystko z niedowierzaniem, później na tego wrednego kota, który miał ją oczywiście głęboko gdzieś, a na koniec jedynie machnęła różdżką używając prostego zaklęcia sprzątającego, dzięki któremu wszystkie te rzeczy wróciły na przyporządkowane im rano miejsca. Nie, czarownica nie miała najmniejszej ochoty znowu męczyć się z tym wszystkim ręcznie, skoro już raz się tym zajęła. Wolała szybko to wszystko załatwić, a później skupić się na wyciąganiu rudzielca z łóżka.
Niestety, nie doceniła możliwości zaspanego chłopaka, ponieważ zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, ten mocno ją złapał i szarpnął w swoją stronę, tak, że dziewczyna z cichym piskiem wylądowała na nim. Przez ten atak z zaskoczenia nie miała nawet chwili, by móc stawić mu jakikolwiek opór zanim nie skończyła opleciona jego ramionami i przerzucona w zupełnie inne miejsce. A to nowość, ktoś nawet będąc kompletnie nieprzytomnym mógł bawić się nią bez większych trudności jak jakąś szmacianą lalką.
Los bywał naprawdę okrutny. Ona od samego rana tak się starała. Ba, nawet nie od rana, bo wczorajszego wieczoru też wiele od siebie dała, radząc sobie jakoś ze swoimi emocjami i skupiając się na potrzebach ukochanego. Zrobiła dla niego tak wiele, nie oczekując prawie nic w zamian, a co dostała w podzięce? Nie, nie mówimy tu o uporze Francuza, który wyraźnie nie zamierzał się jej posłuchać w sprawie zwleczenia się z łóżka. Nie, mówimy tu o tym, co rzecz jasna musiały zacząć teraz odwalać jej hormony.
To było jasne, że kiedyś dojdzie do takiej sytuacji, kiedy zacznie ją już przy nim kiedyś nosić, ale serio? SERIO? Przecież ona niespełna dobę temu postanowiła starać się zachowywać spokój i nie pozwalać sobie na sprawianie mu jakichkolwiek trudności, a już teraz wystarczyła jedna taka akcja i Ana miała potwornie duży problem.
SERIO? Jakby nie wystarczało, że sama z siebie ma słabą wolę, to Remi musiał ją teraz niespodziewanie szarpnąć, by na niego upadła, a później ustawić jak chciał i trzymać blisko siebie... dodajmy do tego, że jej się okropnie podobał wizualnie... i szalała przez jego zapach... i jak widać lubiła, gdy przypominał, że jest od niej silniejszy... i... i... nie, to było po prostu okrutne, że on to zrobił zupełnie nieświadomie i przez cały czas spał, kiedy ją tu teraz zwyczajnie nosiło.
Nawet odsunąć się nie mogła. Już nawet nie kwestia tego, że ją trzymał, a tego, że ją sparaliżowało. Albo raczej to ona sama się sparaliżowała, żeby nie zrobić nic głupiego. Nie była w stanie zrobić nic, kompletnie nic. Jedyne, na co było ją stać, to zaciśnięcie powiek, oparcie o niego głowy i próba przeczekania tego stanu. Nawet nie odnotowała, że jakoś przy okazji zacisnęła palce na jego koszulce i przygryzła wargę. Właściwie, to wszystko było akurat mało istotne, bo Ann po prostu zapadła się w odmętach swojego umysłu skupiając się jedynie na tym, by za żadne skarby świata nie ruszyć się z miejsca, chociażby jak strasznie chciała... a właśnie chciała i to strasznie.
Jeśli na to teraz spojrzeć, to nawet pocieszające, że chłopak przez cały czas spał i nie był świadomy, co się tu z nią właśnie dzieje. Przynajmniej tyle, że nie był tego świadkiem, bo nawet bez tej palącej czerwieni na włosach ciało Ann dawało jasno do zrozumienia, że ledwie nad sobą w tej kwestii panuje.
No rzesz kurna...
Niestety, nie doceniła możliwości zaspanego chłopaka, ponieważ zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, ten mocno ją złapał i szarpnął w swoją stronę, tak, że dziewczyna z cichym piskiem wylądowała na nim. Przez ten atak z zaskoczenia nie miała nawet chwili, by móc stawić mu jakikolwiek opór zanim nie skończyła opleciona jego ramionami i przerzucona w zupełnie inne miejsce. A to nowość, ktoś nawet będąc kompletnie nieprzytomnym mógł bawić się nią bez większych trudności jak jakąś szmacianą lalką.
Los bywał naprawdę okrutny. Ona od samego rana tak się starała. Ba, nawet nie od rana, bo wczorajszego wieczoru też wiele od siebie dała, radząc sobie jakoś ze swoimi emocjami i skupiając się na potrzebach ukochanego. Zrobiła dla niego tak wiele, nie oczekując prawie nic w zamian, a co dostała w podzięce? Nie, nie mówimy tu o uporze Francuza, który wyraźnie nie zamierzał się jej posłuchać w sprawie zwleczenia się z łóżka. Nie, mówimy tu o tym, co rzecz jasna musiały zacząć teraz odwalać jej hormony.
To było jasne, że kiedyś dojdzie do takiej sytuacji, kiedy zacznie ją już przy nim kiedyś nosić, ale serio? SERIO? Przecież ona niespełna dobę temu postanowiła starać się zachowywać spokój i nie pozwalać sobie na sprawianie mu jakichkolwiek trudności, a już teraz wystarczyła jedna taka akcja i Ana miała potwornie duży problem.
SERIO? Jakby nie wystarczało, że sama z siebie ma słabą wolę, to Remi musiał ją teraz niespodziewanie szarpnąć, by na niego upadła, a później ustawić jak chciał i trzymać blisko siebie... dodajmy do tego, że jej się okropnie podobał wizualnie... i szalała przez jego zapach... i jak widać lubiła, gdy przypominał, że jest od niej silniejszy... i... i... nie, to było po prostu okrutne, że on to zrobił zupełnie nieświadomie i przez cały czas spał, kiedy ją tu teraz zwyczajnie nosiło.
Nawet odsunąć się nie mogła. Już nawet nie kwestia tego, że ją trzymał, a tego, że ją sparaliżowało. Albo raczej to ona sama się sparaliżowała, żeby nie zrobić nic głupiego. Nie była w stanie zrobić nic, kompletnie nic. Jedyne, na co było ją stać, to zaciśnięcie powiek, oparcie o niego głowy i próba przeczekania tego stanu. Nawet nie odnotowała, że jakoś przy okazji zacisnęła palce na jego koszulce i przygryzła wargę. Właściwie, to wszystko było akurat mało istotne, bo Ann po prostu zapadła się w odmętach swojego umysłu skupiając się jedynie na tym, by za żadne skarby świata nie ruszyć się z miejsca, chociażby jak strasznie chciała... a właśnie chciała i to strasznie.
Jeśli na to teraz spojrzeć, to nawet pocieszające, że chłopak przez cały czas spał i nie był świadomy, co się tu z nią właśnie dzieje. Przynajmniej tyle, że nie był tego świadkiem, bo nawet bez tej palącej czerwieni na włosach ciało Ann dawało jasno do zrozumienia, że ledwie nad sobą w tej kwestii panuje.
No rzesz kurna...
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Czy Remiemu mogło być jeszcze wygodniej? W sumie już i tak pasowało mu, że nagle w pewnym momencie zwolniło się miejsce na łóżku. Akurat jak Ann rano wstawała, chłopak leżał do niej plecami, bo w nocy dużo się wiercił i często zmieniał pozycje. Dzięki temu, że nie miał jej w objęciach, nie odczuł jej odejścia, a jedynie zarejestrował po czasie, że ma gdzie się jeszcze przewrócić, przez co na jej powrót zajmował już cały materac, rozwalony jak król. Teraz, gdy próbowała go znowu obudzić, a on brutalnie ją do siebie przysunął i wciągnął pod kołdrę, jeszcze mniej chciało mu się ruszać. Wtulony w nią, przebudzony jedynie na tyle by nie spał już głębokim snem, a jedynie drzemał, wodził palcami jednej ręki po jej plecach, jakby grał na instrumencie, goniąc resztki snu z którego ukochana tak nagle go wyrwała. Pamiętał w nim muzykę... i pianino? Grał na nim i za wszelką cenę chciał sobie przypomnieć melodię. Najwyraźniej uznając plecy Ann za klawiaturę, wystukiwał na nich delikatnie rytm, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Dopiero, gdy po raz wtóry stracił wątek, zaspany wirtuoz przeciągnął się i zabrawszy rękę z dziewczyny, przetarł twarz, niechętnie godząc się z myślą, iż czas jednak naprawdę wstać. Która to już się zrobiła..?
- Mhmmm... - miodowe ślepia zerknęły na leżącą obok Annabel w krótkiej konsternacji, po której jednak szybko nadeszło oświecenie.
Miała zostać na noc.
No, czyli wszystko się zgadzało! Widać też było, że jest ubrana, więc choć ten jeden raz nic nie odstawili, nawet jeśli oboje mogli mieć na to ochotę. Tak, to się zapowiadało na naprawdę dobry dzień!
- Bonjour, mon chéri. - uśmiechnął się do niej w naprawdę zniewalający, szelmowski sposób. Tą wolną, nie przygniecioną jej talią dłoń uniósł do twarzy czarownicy, zgarniając pasmo jej uroczo czerwonych włosów za ucho.
- Mhmmm... - miodowe ślepia zerknęły na leżącą obok Annabel w krótkiej konsternacji, po której jednak szybko nadeszło oświecenie.
Miała zostać na noc.
No, czyli wszystko się zgadzało! Widać też było, że jest ubrana, więc choć ten jeden raz nic nie odstawili, nawet jeśli oboje mogli mieć na to ochotę. Tak, to się zapowiadało na naprawdę dobry dzień!
- Bonjour, mon chéri. - uśmiechnął się do niej w naprawdę zniewalający, szelmowski sposób. Tą wolną, nie przygniecioną jej talią dłoń uniósł do twarzy czarownicy, zgarniając pasmo jej uroczo czerwonych włosów za ucho.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Czarownica musiała naprawdę się postarać, żeby nie zrobić tutaj niczego głupiego. Na szczęście narzucenie sobie kompletnej blokady na jakiekolwiek ruchy i skupienie się na spokoju, jaki teraz panował naprawdę bardzo wiele jej dawało. Do tego gdy zaczął stukać palcami w jej plecy, dał jej kolejny neutralny bodziec, na którym mogła się skupić i tak po kilkunastu minutach było z nią względnie w porządku. To trochę niesprawiedliwe, że wystarczył jeden moment i hormony uderzały jej do głowy, a żeby się opanować potrzebowała już parunastu minut i to w odpowiednich warunkach, bo inaczej mogła stracić nad sobą kontrolę. Ba, nawet w sprzyjających warunkach nie miała pewności, że nic się nie stanie, bo nieraz sama odbierała siebie jako tykającą bombę, a nie oazę spokoju, za jaką brali ją inni.
Zanim Remi zdołał się do reszty obudzić, dziewczyna zdołała ogarnąć się już na tyle, by chociaż starać się grać, że nic się z nią nie dzieje, zamiast dalej kulić się i drżeć wczepiona w niego, skupiona jedynie na tym, by się nie załamać, a nie na tym, co działo się wokół niej.
- Bonjour - odpowiedziała, uśmiechając się do niego ciepło, a później rumieniąc się lekko, gdy odgarnął jej włosy. Zaśmiała się bezgłośnie, a później przesunęła trochę do góry, by być bliżej jego twarzy.
- Je t'aime - wyszeptała, a później go pocałowała. Niespieszno jej było się jednak odsuwać, bo chciała pozwolić sobie chociaż na tę drobną chwilę zapomnienia. Nie robiła przecież nic złego, nie próbowała żadnych sztuczek, nawet nie przeginała! Po prostu chciała go pocałować, a to wcale nie jest nic złego. Ten gest nie musiał od razu do czegoś prowadzić. W tym momencie nawet nie powinien zważywszy na ich ostatnie ustalenia. Tylko ten cichy głosik w jej głowie przypominał jej, jak jeszcze chwilę temu chciała, by jednak przerodziło się to w coś więcej, i że wcale jej to w pełni nie minęło.
Zanim Remi zdołał się do reszty obudzić, dziewczyna zdołała ogarnąć się już na tyle, by chociaż starać się grać, że nic się z nią nie dzieje, zamiast dalej kulić się i drżeć wczepiona w niego, skupiona jedynie na tym, by się nie załamać, a nie na tym, co działo się wokół niej.
- Bonjour - odpowiedziała, uśmiechając się do niego ciepło, a później rumieniąc się lekko, gdy odgarnął jej włosy. Zaśmiała się bezgłośnie, a później przesunęła trochę do góry, by być bliżej jego twarzy.
- Je t'aime - wyszeptała, a później go pocałowała. Niespieszno jej było się jednak odsuwać, bo chciała pozwolić sobie chociaż na tę drobną chwilę zapomnienia. Nie robiła przecież nic złego, nie próbowała żadnych sztuczek, nawet nie przeginała! Po prostu chciała go pocałować, a to wcale nie jest nic złego. Ten gest nie musiał od razu do czegoś prowadzić. W tym momencie nawet nie powinien zważywszy na ich ostatnie ustalenia. Tylko ten cichy głosik w jej głowie przypominał jej, jak jeszcze chwilę temu chciała, by jednak przerodziło się to w coś więcej, i że wcale jej to w pełni nie minęło.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Jakże miło było obudzić się w ramionach ukochanej, gdy wszystkie problemy zostały już mniej lub bardziej zażegnane. Do tego wreszcie czuł się wypoczęty i gotowy do stawienia czoła konsekwencjom swych wcześniejszych działań, bo dalej, zgodnie z planem, zamierzał udać się dziś do ojca Florentina na prawdziwą, poważną spowiedź.
W sumie Ann też by się przydała...
Ucałował ukochaną w czoło, odpowiadając jej wyznaniem na wyznanie.
- Je t'aime, mon ché... - nie zdążył skończyć, gdy usta zamknął mu słodki pocałunek. Och, czy ten poranek mógł być lepszy? Odwzajemniając całus, Francuz przysunął czarownicę bliżej siebie, po czym przekręcił tak by nad nią zawisnąć. Jedno kolano wciąż miał ułożone między jej udami, drugie zaś obok ściany. Podpierając się wolnym przedramieniem tuż obok jej twarzy, drugą ręką dalej obejmował ją w pasie, niczym swój najdroższy skarb, którego ani mu się śniło by puszczać. I nie było to nic dziwnego, zważywszy na fakt, że nawet we śnie ją do siebie tulił. Był cholernie terytorialny - bardziej niż dotąd dał po sobie poznać! Krzyżyk na drogę temu, kto ośmieliłby się wyciągać łapy do Islandki, albo nawet źle na nią spojrzeć. Istniała stanowczo za duża szansa, że skończyłoby się to krwawą jatką, więc tym lepiej, że dotąd nie znalazł się taki wariat. Ba, nawet Nate zapisał sobie w tym swoim zakutym łbie by nie próbować nic z Ann! Też dzięki temu Remi jeszcze nie dał mu porządnie w gębę. Przez to, ale też po części z łączącej ich przyjaźni, którą Brytyjczyk udowodnił w ostatniej rozmowie.
Tak właściwie to która już jest..?
Nie puszczając ani nawet nie odsuwając się od dziewczyny, Francuz szybko rzucił okiem na zegarek. Miał jeszcze czas, choć mniej niż początkowo zakładał. Mimo to te kilka minut przyjemności więcej nie powinno zrobić mu różnicy, więc pogłębił pocałunek, przesuwając dłonią po talii czarownicy. Skoro nie mogli robić nic więcej, to chciał chociaż w taki sposób okazać jej uczucie, wiedząc, że ona akurat na pewno to doceni. Zresztą, widział jak reagowała, więc ani myślał by przestawać. Szkoda tylko, że wcale nie wpadł na pomysł, że jej i bez takich akcji było ciężko ze świadomością, że nie ma co liczyć na ciąg dalszy. To było aż okrutne... ale chciał dobrze. Serio!
W sumie Ann też by się przydała...
Ucałował ukochaną w czoło, odpowiadając jej wyznaniem na wyznanie.
- Je t'aime, mon ché... - nie zdążył skończyć, gdy usta zamknął mu słodki pocałunek. Och, czy ten poranek mógł być lepszy? Odwzajemniając całus, Francuz przysunął czarownicę bliżej siebie, po czym przekręcił tak by nad nią zawisnąć. Jedno kolano wciąż miał ułożone między jej udami, drugie zaś obok ściany. Podpierając się wolnym przedramieniem tuż obok jej twarzy, drugą ręką dalej obejmował ją w pasie, niczym swój najdroższy skarb, którego ani mu się śniło by puszczać. I nie było to nic dziwnego, zważywszy na fakt, że nawet we śnie ją do siebie tulił. Był cholernie terytorialny - bardziej niż dotąd dał po sobie poznać! Krzyżyk na drogę temu, kto ośmieliłby się wyciągać łapy do Islandki, albo nawet źle na nią spojrzeć. Istniała stanowczo za duża szansa, że skończyłoby się to krwawą jatką, więc tym lepiej, że dotąd nie znalazł się taki wariat. Ba, nawet Nate zapisał sobie w tym swoim zakutym łbie by nie próbować nic z Ann! Też dzięki temu Remi jeszcze nie dał mu porządnie w gębę. Przez to, ale też po części z łączącej ich przyjaźni, którą Brytyjczyk udowodnił w ostatniej rozmowie.
Tak właściwie to która już jest..?
Nie puszczając ani nawet nie odsuwając się od dziewczyny, Francuz szybko rzucił okiem na zegarek. Miał jeszcze czas, choć mniej niż początkowo zakładał. Mimo to te kilka minut przyjemności więcej nie powinno zrobić mu różnicy, więc pogłębił pocałunek, przesuwając dłonią po talii czarownicy. Skoro nie mogli robić nic więcej, to chciał chociaż w taki sposób okazać jej uczucie, wiedząc, że ona akurat na pewno to doceni. Zresztą, widział jak reagowała, więc ani myślał by przestawać. Szkoda tylko, że wcale nie wpadł na pomysł, że jej i bez takich akcji było ciężko ze świadomością, że nie ma co liczyć na ciąg dalszy. To było aż okrutne... ale chciał dobrze. Serio!
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Nie miała oporów przed przerwaniem mu zdania w połowie, bo przez moment taki zwrot akcji wydawał jej się nawet całkiem zabawny. Z resztą, Remi jakoś specjalnie mu nie oponował, więc raczej nie miał jej za złe, że nie pozwoliła mu dokończyć.
Cieszył się? To dobrze, tego przecież chciała Ann - żeby był szczęśliwy. Dość mieli już ostatnio tych wszystkich zmartwień, więc możliwość oderwania się od tego wszystkiego i jedynie radowanie się swoim towarzystwem była naprawdę miłą odmianą.
Ulżyło jej, kiedy Francuz zamiast postanowić ją dość szybko od siebie odsunąć, chętnie odwzajemnił pocałunek, a nawet pozwolił sobie na coś więcej niż tylko tkwienie w tej jednej, średnio wygodnej dla niej pozycji. Powiedzmy sobie szczerze, ale gdyby miała dłużej się tak wyciągać, to szybko zaczęły by ją boleć niektóre dziwne mięśnie, których na co dzień się tak często nie używa.
Kiedy już leżała wygodnie na plecach, a Remi znajdował się nad nią, dziewczyna zamruczała cicho i objęła go za szyję rękami. Ten czas w jego ramionach i możliwość zapomnienia o całym bożym świecie były czymś naprawdę cudownym i nie ważne, czy miało to doprowadzić do czegoś więcej, czy jedynie na pocałunkach miało się zakończyć. Jak zwykle, cieszyła się tym, co miała i więcej nie potrzebowała.
Westchnęła gdy pogłębił pocałunek i bardzo chętnie go odwzajemniła. Na swoje własne szczęście, naprawdę udało jej się w pewnym stopniu uspokoić, więc nie wyrywała się jakoś strasznie, a starała się dostosować do Remiego, choć może wydawała się trochę aż nazbyt chętna na jego pieszczoty. Trochę, na szczęście tylko trochę, bo za więcej pewnie nawet ona spaliłaby się ze wstydu. Miała być grzeczna i miało jej nie ponosić, a nie chciała przecież zawalić już na starcie. Miło byłoby chociaż jakiś czas się dobrze zachowywać.
Cieszył się? To dobrze, tego przecież chciała Ann - żeby był szczęśliwy. Dość mieli już ostatnio tych wszystkich zmartwień, więc możliwość oderwania się od tego wszystkiego i jedynie radowanie się swoim towarzystwem była naprawdę miłą odmianą.
Ulżyło jej, kiedy Francuz zamiast postanowić ją dość szybko od siebie odsunąć, chętnie odwzajemnił pocałunek, a nawet pozwolił sobie na coś więcej niż tylko tkwienie w tej jednej, średnio wygodnej dla niej pozycji. Powiedzmy sobie szczerze, ale gdyby miała dłużej się tak wyciągać, to szybko zaczęły by ją boleć niektóre dziwne mięśnie, których na co dzień się tak często nie używa.
Kiedy już leżała wygodnie na plecach, a Remi znajdował się nad nią, dziewczyna zamruczała cicho i objęła go za szyję rękami. Ten czas w jego ramionach i możliwość zapomnienia o całym bożym świecie były czymś naprawdę cudownym i nie ważne, czy miało to doprowadzić do czegoś więcej, czy jedynie na pocałunkach miało się zakończyć. Jak zwykle, cieszyła się tym, co miała i więcej nie potrzebowała.
Westchnęła gdy pogłębił pocałunek i bardzo chętnie go odwzajemniła. Na swoje własne szczęście, naprawdę udało jej się w pewnym stopniu uspokoić, więc nie wyrywała się jakoś strasznie, a starała się dostosować do Remiego, choć może wydawała się trochę aż nazbyt chętna na jego pieszczoty. Trochę, na szczęście tylko trochę, bo za więcej pewnie nawet ona spaliłaby się ze wstydu. Miała być grzeczna i miało jej nie ponosić, a nie chciała przecież zawalić już na starcie. Miło byłoby chociaż jakiś czas się dobrze zachowywać.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Naprawdę żal było mu przerywać, ale kiedy poczuł, że zaczyna mu się to o wiele za bardzo podobać, Remi oderwał się od ukochanej i z uśmiechem cmoknął ją w nos, zanim zupełnie jej nie uwolnił. Przeciągnąwszy się i rozejrzawszy po pokoju, wypatrzył dziwny porządek, którego powodu nie miał jednak nastroju dociekać. Jest czysto, więc szybciej znajdzie spodnie i zbierze się z Ann do wyjścia, więc co tu było narzekać?
- Idziesz ze mną? - zapytał, schodząc z łóżka i łapiąc za pierwszy z wierzchu t-shirt, jaki znalazł w szafie. Szybkim ruchem ściągnął ten w którym zasnął i ubrał świeży, przy okazji oglądając się przez ramię na czarownicę.
- Przydałaby ci się spowiedź. Chociaż... jak nie żałujesz, to nie będzie ważna.
Kurwa, zapomniałem o tym prawie. Ale przecież nie mogę jej pozwolić tak żyć...
Rudzielec odwrócił się przodem do Annabell, przyglądając jej w zamyśleniu. Naprawdę zależało mu by mogli kiedyś razem trafić do Raju, ale też wiedział, że nie może jej na siłę ze sobą ciągnąć, bo powinna chcieć zadośćuczynić za swe grzechy z własnej inicjatywy i woli. Tak jak on. Inaczej to już zupełnie nie miało sensu, gdyż Bóg potrafił odróżnić szczere chęci od działania pod przymusem. W sumie to powinien w takim razie zrozumieć też, że ta dwójka wprawdzie raz się zapomniała pod wpływem, ale był to ich pierwszy, nie w pełni świadomy wyskok, którego obiecali sobie nie powtarzać, więc mógłby im odpuścić... jeeednak to wykraczało poza aktualne rozumowanie Francuza, który nakręcony pozytywną energią skupiał się już tylko o tym co sobie zdążył zaplanować, rozważania nad sensem religijnych zawiłości pozostawiając na inny czas.
Remi pokręcił głową, po czym sięgnął po dżinsy, które w pośpiechu na siebie założył.
- Tak czy inaczej, ja muszę iść. I to najlepiej już. Pardon, ma petite. - posłał jej słodki, przepraszający uśmiech, zanim odwrócił się by wyjąć karmę i czym prędzej pognać nakarmić Mauiego. Kocur już czatował przy misce, niecierpliwiąc się na posiłek. Odbębniwszy ten obowiązek, rudzielec stanął przy drzwiach, ostatni raz oglądając na ukochaną. Wyraźnie się zawahał, zanim wreszcie dodał;
- Możesz ze mną pójść, nawet, jeśli nie chcesz się... no, wiesz... - lekko zażenowany, spuścił wzrok na podłogę, rumieniąc się.
- M-mogłabyś poznać ojca Florentina i w ogóle...
Wcale nie chciał się trochę przy okazji pochwalić śliczną dziewczyną przed kimś kto był mu od lat prawie jak ojciec. Skądże! A od kościoła już niedaleko miał do domu... Niby umówił się z matką na obiad w następną niedzielę, ale chciał jak najszybciej poznać ją z Ann i zobaczyć czy się polubią.
Oby się polubiły.
O Boże, a jeśli się nie polubią..?
Tak wiele problemów, tak mało czasu...
- Idziesz ze mną? - zapytał, schodząc z łóżka i łapiąc za pierwszy z wierzchu t-shirt, jaki znalazł w szafie. Szybkim ruchem ściągnął ten w którym zasnął i ubrał świeży, przy okazji oglądając się przez ramię na czarownicę.
- Przydałaby ci się spowiedź. Chociaż... jak nie żałujesz, to nie będzie ważna.
Kurwa, zapomniałem o tym prawie. Ale przecież nie mogę jej pozwolić tak żyć...
Rudzielec odwrócił się przodem do Annabell, przyglądając jej w zamyśleniu. Naprawdę zależało mu by mogli kiedyś razem trafić do Raju, ale też wiedział, że nie może jej na siłę ze sobą ciągnąć, bo powinna chcieć zadośćuczynić za swe grzechy z własnej inicjatywy i woli. Tak jak on. Inaczej to już zupełnie nie miało sensu, gdyż Bóg potrafił odróżnić szczere chęci od działania pod przymusem. W sumie to powinien w takim razie zrozumieć też, że ta dwójka wprawdzie raz się zapomniała pod wpływem, ale był to ich pierwszy, nie w pełni świadomy wyskok, którego obiecali sobie nie powtarzać, więc mógłby im odpuścić... jeeednak to wykraczało poza aktualne rozumowanie Francuza, który nakręcony pozytywną energią skupiał się już tylko o tym co sobie zdążył zaplanować, rozważania nad sensem religijnych zawiłości pozostawiając na inny czas.
Remi pokręcił głową, po czym sięgnął po dżinsy, które w pośpiechu na siebie założył.
- Tak czy inaczej, ja muszę iść. I to najlepiej już. Pardon, ma petite. - posłał jej słodki, przepraszający uśmiech, zanim odwrócił się by wyjąć karmę i czym prędzej pognać nakarmić Mauiego. Kocur już czatował przy misce, niecierpliwiąc się na posiłek. Odbębniwszy ten obowiązek, rudzielec stanął przy drzwiach, ostatni raz oglądając na ukochaną. Wyraźnie się zawahał, zanim wreszcie dodał;
- Możesz ze mną pójść, nawet, jeśli nie chcesz się... no, wiesz... - lekko zażenowany, spuścił wzrok na podłogę, rumieniąc się.
- M-mogłabyś poznać ojca Florentina i w ogóle...
Wcale nie chciał się trochę przy okazji pochwalić śliczną dziewczyną przed kimś kto był mu od lat prawie jak ojciec. Skądże! A od kościoła już niedaleko miał do domu... Niby umówił się z matką na obiad w następną niedzielę, ale chciał jak najszybciej poznać ją z Ann i zobaczyć czy się polubią.
Oby się polubiły.
O Boże, a jeśli się nie polubią..?
Tak wiele problemów, tak mało czasu...
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Zamruczała coś z niezadowoleniem, gdy się od niej odsunął, ale jak zwykle nie protestowała tylko uchyliła leniwie oczy, starając się wrócić do rzeczywistości. To co się tak właściwie działo poza tym, że zaczęli się całować? Naprawdę przez dłuższą chwilę nie potrafiła sobie tego przypomnieć. No ale przynajmniej nie rozpaczała jakoś specjalnie z powodu, że nie posunęli się dalej, a to już naprawdę coś. Może wcale nie będzie aż tak źle... z naciskiem na "aż tak"...
- Mm~? - zapytała niewyraźnie, przeciągając się jakby i ona tu dopiero wstawała, co w kwestii wybudzającego się teraz mózgu było nawet po części prawdą.
Z początku nie rozumiała, gdzie dokładnie miała z nim iść, ale zanim zdążyła zapytać, rudzielec sam zaczął ją na to naprowadzać.
Spowiedź? Teraz? Co..? Gdzie, przecież trzeba iść wtedy do kościoła, a tu... Chwila, jak daleko ty się wybierasz?
Zmarszczyła brwi, starając się jakoś przetworzyć informacje, jakich jej dostarczył i w międzyczasie zaczęła się podnosić z łóżka, jak zwykle nie spuszczając z niego wzroku. Taaa... Ciekawe czy on kiedykolwiek zauważy coś dziwnego w tym, że ona zawsze się na niego gapi, jak on się przebiera. Z jego ogarnięciem? Prawdopodobnie nigdy.
- Remi, pójdę z tobą, ale najpierw obiad, dobrze? Jestem głodna, a ty nic dzisiaj jeszcze nie jadłeś - wymamrotała wstając z łóżka i poprawiając przekręconą bluzkę. Była już prawie w pełni wybudzona i mogła wreszcie myśleć w miarę trzeźwo.
- Mm~? - zapytała niewyraźnie, przeciągając się jakby i ona tu dopiero wstawała, co w kwestii wybudzającego się teraz mózgu było nawet po części prawdą.
Z początku nie rozumiała, gdzie dokładnie miała z nim iść, ale zanim zdążyła zapytać, rudzielec sam zaczął ją na to naprowadzać.
Spowiedź? Teraz? Co..? Gdzie, przecież trzeba iść wtedy do kościoła, a tu... Chwila, jak daleko ty się wybierasz?
Zmarszczyła brwi, starając się jakoś przetworzyć informacje, jakich jej dostarczył i w międzyczasie zaczęła się podnosić z łóżka, jak zwykle nie spuszczając z niego wzroku. Taaa... Ciekawe czy on kiedykolwiek zauważy coś dziwnego w tym, że ona zawsze się na niego gapi, jak on się przebiera. Z jego ogarnięciem? Prawdopodobnie nigdy.
- Remi, pójdę z tobą, ale najpierw obiad, dobrze? Jestem głodna, a ty nic dzisiaj jeszcze nie jadłeś - wymamrotała wstając z łóżka i poprawiając przekręconą bluzkę. Była już prawie w pełni wybudzona i mogła wreszcie myśleć w miarę trzeźwo.
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Ale co... Że obiad? Jedzenie? Ano tak, czasami wypadało wrzucić coś do żołądka. Ten jego już zdążył mu przyrosnąć do kręgosłupa i zacząć wchłaniać przylegające organy... Ale Remi nie odczuwał tego wiecznego głodu, dopóki temat nie schodził właśnie na jedzenie, jak w tym momencie. Jakby zgadzając się z propozycją Ann, jego brzuch głośno zaburczał. Chłopak, który w tym momencie stał już w drzwiach, gotów do wyjścia do kościoła, zarumienił się jeszcze bardziej i odwrócił twarz, przeczesując poróżowiałe na końcówkach włosy palcami.
- No... zawsze można złapać coś po drodze. - mruknął, na szybko spoglądając w stronę zegarka. Robiło się już dosyć późno, a on chciał wrócić tym razem o normalnej porze. Poza tym, naprawdę nie mógł się doczekać szczerej spowiedzi, jakkolwiek dziwnie czy głupio by to nie brzmiało. Wierzył, że to mu pomoże, że ksiądz mu doradzi coś na co sam dotąd nie wpadł i łudził się, że to rozwiąże choć po większości ten jego największy problem. No i może trochę, odrobinkę miał nadzieję, że usłyszy, że to jednak nie była aż taka wielka klęska i nie zaważy na jego życiu pośmiertnym. Wiadomo - grzech śmiertelny itd, ale... ale on żałował i obiecał poprawę i już teraz stosował się do tej obietnicy! Czy nie zasługiwał na drugą szansę..?
Remi posłał Ann błagalne spojrzenie.
- Obiecuję, ze zjemy coś po wyjściu z kościoła, dobrze? A teraz chodźmy. Za 10 minut zacznie się msza.
Chociaż tyle, że wystarczyło się teleportować pod budynek, ale dalej musieli najpierw opuścić teren uczelni. Jeśli wyszliby w tej chwili, mieli szansę być na styk.
- No... zawsze można złapać coś po drodze. - mruknął, na szybko spoglądając w stronę zegarka. Robiło się już dosyć późno, a on chciał wrócić tym razem o normalnej porze. Poza tym, naprawdę nie mógł się doczekać szczerej spowiedzi, jakkolwiek dziwnie czy głupio by to nie brzmiało. Wierzył, że to mu pomoże, że ksiądz mu doradzi coś na co sam dotąd nie wpadł i łudził się, że to rozwiąże choć po większości ten jego największy problem. No i może trochę, odrobinkę miał nadzieję, że usłyszy, że to jednak nie była aż taka wielka klęska i nie zaważy na jego życiu pośmiertnym. Wiadomo - grzech śmiertelny itd, ale... ale on żałował i obiecał poprawę i już teraz stosował się do tej obietnicy! Czy nie zasługiwał na drugą szansę..?
Remi posłał Ann błagalne spojrzenie.
- Obiecuję, ze zjemy coś po wyjściu z kościoła, dobrze? A teraz chodźmy. Za 10 minut zacznie się msza.
Chociaż tyle, że wystarczyło się teleportować pod budynek, ale dalej musieli najpierw opuścić teren uczelni. Jeśli wyszliby w tej chwili, mieli szansę być na styk.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Pierwsze słowa Francuza już dały jej nadzieję, że pójdą coś zjeść jak ludzie albo przynajmniej pójdą zjeść cokolwiek zanim wyruszą w drogę, jednak po spojrzeniu na zegarek chłopak szybko zmienił zdanie, co zmieniło również minę czarownicy z lekko zadowolonej na lekko zrezygnowaną.
- No dobra już chodźmy - westchnęła i stanęła obok niego.
Ana miała iść do kościoła? Do spowiedzi i na mszę? Na mszy chyba nawet kiedyś była... taaa, chodziła z wujkiem i ciotką, kiedy była mała, ale teraz nawet dobrze nie pamiętała, jak to dokładnie wyglądało. Siedziało się w ławce, z przodu stał ksiądz, który to prowadził, w ławkach się siedziało, czasem klękało lub wstawało, do tego co jakiś czas się śpiewało... O! Zimą było najweselej, bo były ładne ozdoby i śpiewało się kolędy. Tak, zimą chodziła najczęściej, bo święta i tak dalej. Za to nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek była do spowiedzi... chociaż może? Nie, tego już nie pamiętała, bo zbyt wiele się wokół niej zmieniało, gdy była mała i nie ogarniała jeszcze tak dobrze świata. Tak właściwie, nadal go za dobrze nie ogarniała, bo przez większość życia siedziała na tym swoim odludziu i niespieszno jej było go opuszczać.
Wyszli wreszcie z pokoju i czym prędzej udali się w stronę bramy. W pewnym momencie Ann uznała nawet, że skoro mają się tam zaraz spóźnić, to chwyciła Remiego za rękę i szarpnęła go by dalej pobiegli, dzięki czemu jakimś cudem udało im się dotrzeć na czas.
[z/t] x2
Annabella Greenforest: dodano 3 PD
Remi Thibaut: dodano 3 PD
- No dobra już chodźmy - westchnęła i stanęła obok niego.
Ana miała iść do kościoła? Do spowiedzi i na mszę? Na mszy chyba nawet kiedyś była... taaa, chodziła z wujkiem i ciotką, kiedy była mała, ale teraz nawet dobrze nie pamiętała, jak to dokładnie wyglądało. Siedziało się w ławce, z przodu stał ksiądz, który to prowadził, w ławkach się siedziało, czasem klękało lub wstawało, do tego co jakiś czas się śpiewało... O! Zimą było najweselej, bo były ładne ozdoby i śpiewało się kolędy. Tak, zimą chodziła najczęściej, bo święta i tak dalej. Za to nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek była do spowiedzi... chociaż może? Nie, tego już nie pamiętała, bo zbyt wiele się wokół niej zmieniało, gdy była mała i nie ogarniała jeszcze tak dobrze świata. Tak właściwie, nadal go za dobrze nie ogarniała, bo przez większość życia siedziała na tym swoim odludziu i niespieszno jej było go opuszczać.
Wyszli wreszcie z pokoju i czym prędzej udali się w stronę bramy. W pewnym momencie Ann uznała nawet, że skoro mają się tam zaraz spóźnić, to chwyciła Remiego za rękę i szarpnęła go by dalej pobiegli, dzięki czemu jakimś cudem udało im się dotrzeć na czas.
[z/t] x2
Annabella Greenforest: dodano 3 PD
Remi Thibaut: dodano 3 PD
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Po jakże, hmm, ciekawym wypadzie do Paryża, Remi wreszcie wrócił z Annabell do akademika i rozstawszy się z nią słodkim, długim całusem na korytarzu pod drzwiami jej pokoju, wrócił do własnego, gdzie już czekał na niego mocno niezadowolony Maui. Kot strasznie źle zniósł zostawienie go na noc, co dało się zauważyć po rozwalonym w drobny mak pomieszczeniu. Ponieważ Rem nie należał do osób posługujących się magią na co dzień, a do bałaganu dawno przywykł, ani myślał by ogarnąć pierdolnik jaki zastał, tylko od razu wziął się za przepraszanie zwierzaka, karmienie go, głaskanie i ogólne rozpieszczanie. I tak nie miał na razie nic lepszego do roboty. Do kościoła naprawdę nie chciał jeszcze wracać, więc obiecał sobie pójść tam dopiero na późnowieczorną mszę, popołudnie leniwie spędzając z pupilem na łóżku. Co jakiś czas podjadał zdobyczne płatki, co jego ściśnięty, zagłodzony żołądek przyjął z ulgą i wdzięcznością. Rozluźniony, wspominający upojną noc u boku ukochanej, Francuz czuł się jak milion dolców i chyba nic nie mogło mu tego teraz zepsuć. Nawet wyrzuty sumienia związane z grzesznością wyczynów z Ann ani lekki kac nie potrafiły mu tego zmącić. Życie nie mogło być już lepsze!
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Złe przeczucia, miał bardzo złe przeczucia. Nie to, że śniły mu się jakieś koszmary związane z ubiegłą nocą Francuza (o jakże on by się cieszył, gdyby wiedział, co jego dar mu oszczędził...), ale już od jakiegoś czasu męczyła go jedna, z początku nie aż tak rzucająca się w oczy myśl - jakie jest prawdopodobieństwo zajścia w ciążę w zależności od różnych czynników. Niby nic takiego dla jego próbującego zrozumieć wszystko mózgu, a nawet miał ku temu dobry powód, ale z każdym nawrotem swoich rozważań, zaczynał coraz bardziej się niepokoić. To nadal było zwykłe teoretyzowanie, do którego popchnęło go zdarzenie z życia przyjaciela, czy już jedno z przeczuć związanych z darem? Nie miał pewności, ale przecież łatwo mógł rozwiać swoje wątpliwości, wystarczyło tylko nawiedzić rudzielca i skłonić jego oraz Ann do sprawdzenia, czy aby na pewno ich sobotnia noc nie będzie miała bardziej namacalnych skutków niż tylko trauma Remiego i skaza na duszach tej dwójki.
Przez cały dzień był zbyt zalatany, by móc pofatygować się pod drzwi młodszego czarodzieja, więc zjawił się przed nimi dopiero jakoś wieczorem, ale przy okazji miał dzięki temu większe szanse na zastanie chłopaka w pokoju.
Swoją drogą, ciekawe z jaką dokładnością on wylicza te szanse.
Raz jeszcze spojrzał na zegarek, którego wskazówka chociaż się wahała, mniej więcej nakreślała mu odpowiedź na jego pytanie i podpowiadała, że prawdopodobieństwo to oni mieli aż nazbyt wysokie. Oczywiście zakładając, że przyjęte przez Brytyjczyka założenia były trafne, ale nawet tym jego kochany zegarek się zajął, ujawniając przed nim kilka możliwych zestawień.
Eeeeh. Zajmę się tym kiedy indziej. Teraz trzeba załatwić sprawę z Remim... a później z Ann. Ale najpierw Remi. Mam wrażenie, że na nim ta rewelacja może wywrzeć większe wrażenie niż na niej. Swoją drogą, muszę ją lepiej poznać. Jasne, nie zamierzam ściągać sobie na głowę ataku furii u Rema, ale muszę się o niej więcej dowiedzieć, żeby móc lepiej przewidywać jej reakcje i całą resztę. Tak wiele do zrobienia, tak mało czasu...
Wyciągnął rękę i zastukał głośno do drzwi.
- Remi, jesteś? Mam do ciebie BARDZO ważną sprawę - powiedział pospiesznie, jak raz czekając na jakiś odzew ze strony Francuza. Czyżby czynił jakieś postępy w kwestii wchodzenia do jego pokoju? Nieee, to na pewno nie to.
Przez cały dzień był zbyt zalatany, by móc pofatygować się pod drzwi młodszego czarodzieja, więc zjawił się przed nimi dopiero jakoś wieczorem, ale przy okazji miał dzięki temu większe szanse na zastanie chłopaka w pokoju.
Swoją drogą, ciekawe z jaką dokładnością on wylicza te szanse.
Raz jeszcze spojrzał na zegarek, którego wskazówka chociaż się wahała, mniej więcej nakreślała mu odpowiedź na jego pytanie i podpowiadała, że prawdopodobieństwo to oni mieli aż nazbyt wysokie. Oczywiście zakładając, że przyjęte przez Brytyjczyka założenia były trafne, ale nawet tym jego kochany zegarek się zajął, ujawniając przed nim kilka możliwych zestawień.
Eeeeh. Zajmę się tym kiedy indziej. Teraz trzeba załatwić sprawę z Remim... a później z Ann. Ale najpierw Remi. Mam wrażenie, że na nim ta rewelacja może wywrzeć większe wrażenie niż na niej. Swoją drogą, muszę ją lepiej poznać. Jasne, nie zamierzam ściągać sobie na głowę ataku furii u Rema, ale muszę się o niej więcej dowiedzieć, żeby móc lepiej przewidywać jej reakcje i całą resztę. Tak wiele do zrobienia, tak mało czasu...
Wyciągnął rękę i zastukał głośno do drzwi.
- Remi, jesteś? Mam do ciebie BARDZO ważną sprawę - powiedział pospiesznie, jak raz czekając na jakiś odzew ze strony Francuza. Czyżby czynił jakieś postępy w kwestii wchodzenia do jego pokoju? Nieee, to na pewno nie to.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Czy uznawać go za grzech czy nie, seks jest jednak czynnością poważnie poprawiającą samopoczucie jednostki, o ile tylko był udany. Także nawet taki wiecznie znerwicowany, o wiele za bardzo przeżywający każdą pierdołę katol jak Remi, nie potrafił zupełnie zignorować dobrego nastroju jaki go ogarnął i jeszcze długo po rozstaniu z ukochaną cieszył mordę na samo wspomnienie jej ciała i dotyku. Nawet wizyta przyjaciela nie mogła mu tego popsuć, choć już sam fakt, że Nathan zaczekał przed drzwiami jak normalny człowiek, powinien zaalarmować rudzielca. Leniwie ruszywszy się z wyrka, Francuz podszedł tanecznym krokiem do drzwi i otworzył je z nieznikającym mu z twarzy, szerokim zacieszem.
- Saaaluuut, Nate~! - chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej (Jezu, czy to możliwe w ogóle..?!), opadając lekko bokiem na framugę. Pomijając dziwne zachowanie, już sam jego wygląd rzucał się w oczy - cera wyglądała na rześką i zdrowszą niż zwykle, nawet pomimo niezdrowego stylu życia, jasne ślepia błyszczały radośnie, a mowa ciała, wyrażająca zazwyczaj na przemian poddenerwowanie z kolejnym odrealnieniem, teraz aż krzyczała, że wszystko jest super, świat jest piękny i w ogóle C'est La Vie!
- Ça va, mon amie? Coś taki poważny? A zresztą! Wchodź~ - nie czekając na reakcję czy odpowiedzi kumpla, Rem odbił się raźno od ściany i zarzucił na White'a ramię, obejmując go na wysokości szyi, ot tak, koleżeńsko. Następnie wciągnął go do swojego pokoju i zamknął za nimi drzwi. Pomimo wcześniejszych prób Annabell w ogarnięciu tego miejsca, aktualnie wyglądało ono równie źle co zawsze - wszystko za zasługą Mauiego, któremu nie spodobało się zostawianie go na noc z pustą miską. Tylko wprawne oko mogło dostrzec, że rzeczy są rozwalone w inny sposób niż były dotychczas, lecz nawet to nie świadczyło o niczym konkretnym.
- Saaaluuut, Nate~! - chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej (Jezu, czy to możliwe w ogóle..?!), opadając lekko bokiem na framugę. Pomijając dziwne zachowanie, już sam jego wygląd rzucał się w oczy - cera wyglądała na rześką i zdrowszą niż zwykle, nawet pomimo niezdrowego stylu życia, jasne ślepia błyszczały radośnie, a mowa ciała, wyrażająca zazwyczaj na przemian poddenerwowanie z kolejnym odrealnieniem, teraz aż krzyczała, że wszystko jest super, świat jest piękny i w ogóle C'est La Vie!
- Ça va, mon amie? Coś taki poważny? A zresztą! Wchodź~ - nie czekając na reakcję czy odpowiedzi kumpla, Rem odbił się raźno od ściany i zarzucił na White'a ramię, obejmując go na wysokości szyi, ot tak, koleżeńsko. Następnie wciągnął go do swojego pokoju i zamknął za nimi drzwi. Pomimo wcześniejszych prób Annabell w ogarnięciu tego miejsca, aktualnie wyglądało ono równie źle co zawsze - wszystko za zasługą Mauiego, któremu nie spodobało się zostawianie go na noc z pustą miską. Tylko wprawne oko mogło dostrzec, że rzeczy są rozwalone w inny sposób niż były dotychczas, lecz nawet to nie świadczyło o niczym konkretnym.
Remi Thibault
Sponsored content
Strona 15 z 16 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 15 z 16
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach