POKÓJ JAK POKÓJ
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 11 z 16 • Share
Strona 11 z 16 • 1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 16
POKÓJ JAK POKÓJ
First topic message reminder :
Typowo męski i pozbawiony szczególnych ozdób pokój, służący jego mieszkańcom za miejsce do spania i zostawianie brudnych ciuchów. Gdzieniegdzie natknąć się można na wciąż nierozpakowane bagaże a jedynym elementem nadającym pomieszczeniu przyjaznego charakteru jest znajdujące się w jednym z kątów posłanie dla kota.
Ostatnio zmieniony przez Veneficium dnia Pon Gru 05, 2016 12:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Veneficium
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
To już chyba lepiej wyszliby na tym, jakby dała mu upaść, nawet jeśli miałby wylądować na księdze i dostać od niej solidny łomot...
Nie dość, że Remi zarył dupą o twardą posadzkę, to jeszcze dech mu zaparło, gdy Ann poleciała za nim, lądując z impetem na jego klatce piersiowej. Do tego, gdy biedak otworzył oczy by rozeznać się w sytuacji, pierwszym co ujrzał był odkryty biust czarownicy... Aż mu szczęka opadła, a mózg zupełnie się zresetował! Nie był w stanie nic zrobić, więc tylko wpatrywał się w cycki Annabell, które ta na szybko próbowała chyba zakryć, choć niezbyt jej to wychodziło. Dopiero, gdy znowu na niego upadła, chłopak zamknął oczy i zaczął mamrotać niewyraźne przeprosiny. I tylko ten dziwny głosik wewnątrz niego szeptał, że przecież to nic złego, robił już gorsze rzeczy, więc co komu szkodzi, że sobie popatrzył... Oj, szybko zaczął się staczać!
Czy to źle, że zapragnął powtórki z nocy? Tak, wiedział, że to grzech i nie powinien, a do tego zaraz miał iść do matki, ale przecież odwiedzał ją co tydzień, a wstęp do Nieba miał już i tak po wieki zabroniony, więc nic co by teraz zrobił, nie pogorszyłoby już jego sytuacji. Remi łapiąc się na tych okropnych, bezwstydnych myślach, jęknął cicho, zbierając tę resztkę samokontroli jaka mu pozostała by złapać dziewczynę za ramiona i stanowczo od siebie odsunąć. Annabell nie mogła nawet podejrzewać jak okropnie ciężko było mu wykonać ten jeden, prosty, ale jakże odpowiedzialny gest!
- P-powinnaś już iść... Ja też zaraz wychodzę. - mruknął wstając, starając się nie patrzeć na nią i jej wyzywający strój. Serce waliło mu jak szalone, spodnie znowu zaczęły go cisnąć w biodrach i dalej nie potrafił wrócić do normalnego wyglądu (chociaż tyle, że siebie teraz nie widział, bo zupełnie by się załamał). Mimo to złapał za leżące na ziemi opakowanie karmy i szybko ruszył do szafy by je schować, przy okazji odnajdując w tym zajęciu wymówkę by nie zajmować się roznegliżowaną czarownicą z którą aktualnie najchętniej zrobiłby naprawdę wiele mocno grzesznych rzeczy. Chociaż tyle, że na trzeźwo potrafił sobie ich odmówić, co jednak nie wróżyło dobrze dla ich związku. Francuz już nawet nie czuł się pewnie całując z ukochaną, a momentami wolał wręcz ją ignorować, bo tylko w ten sposób udawało mu się powstrzymać przed zrobieniem tego wszystkiego czego pragnęło jego ciało. Ann żyła ze sobą w zgodzie, a trafiła na faceta, który prawie wszystkiego sobie odmawiał... Biorąc pod uwagę, że po pierwszym razie libido znacznie wzrasta, mogło być już tylko ciekawiej!
Nie dość, że Remi zarył dupą o twardą posadzkę, to jeszcze dech mu zaparło, gdy Ann poleciała za nim, lądując z impetem na jego klatce piersiowej. Do tego, gdy biedak otworzył oczy by rozeznać się w sytuacji, pierwszym co ujrzał był odkryty biust czarownicy... Aż mu szczęka opadła, a mózg zupełnie się zresetował! Nie był w stanie nic zrobić, więc tylko wpatrywał się w cycki Annabell, które ta na szybko próbowała chyba zakryć, choć niezbyt jej to wychodziło. Dopiero, gdy znowu na niego upadła, chłopak zamknął oczy i zaczął mamrotać niewyraźne przeprosiny. I tylko ten dziwny głosik wewnątrz niego szeptał, że przecież to nic złego, robił już gorsze rzeczy, więc co komu szkodzi, że sobie popatrzył... Oj, szybko zaczął się staczać!
Czy to źle, że zapragnął powtórki z nocy? Tak, wiedział, że to grzech i nie powinien, a do tego zaraz miał iść do matki, ale przecież odwiedzał ją co tydzień, a wstęp do Nieba miał już i tak po wieki zabroniony, więc nic co by teraz zrobił, nie pogorszyłoby już jego sytuacji. Remi łapiąc się na tych okropnych, bezwstydnych myślach, jęknął cicho, zbierając tę resztkę samokontroli jaka mu pozostała by złapać dziewczynę za ramiona i stanowczo od siebie odsunąć. Annabell nie mogła nawet podejrzewać jak okropnie ciężko było mu wykonać ten jeden, prosty, ale jakże odpowiedzialny gest!
- P-powinnaś już iść... Ja też zaraz wychodzę. - mruknął wstając, starając się nie patrzeć na nią i jej wyzywający strój. Serce waliło mu jak szalone, spodnie znowu zaczęły go cisnąć w biodrach i dalej nie potrafił wrócić do normalnego wyglądu (chociaż tyle, że siebie teraz nie widział, bo zupełnie by się załamał). Mimo to złapał za leżące na ziemi opakowanie karmy i szybko ruszył do szafy by je schować, przy okazji odnajdując w tym zajęciu wymówkę by nie zajmować się roznegliżowaną czarownicą z którą aktualnie najchętniej zrobiłby naprawdę wiele mocno grzesznych rzeczy. Chociaż tyle, że na trzeźwo potrafił sobie ich odmówić, co jednak nie wróżyło dobrze dla ich związku. Francuz już nawet nie czuł się pewnie całując z ukochaną, a momentami wolał wręcz ją ignorować, bo tylko w ten sposób udawało mu się powstrzymać przed zrobieniem tego wszystkiego czego pragnęło jego ciało. Ann żyła ze sobą w zgodzie, a trafiła na faceta, który prawie wszystkiego sobie odmawiał... Biorąc pod uwagę, że po pierwszym razie libido znacznie wzrasta, mogło być już tylko ciekawiej!
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Ana znowu czuła się winna za całe zajście. Właściwie to tym razem miała sporo racji, bo to jej gest wpakował ich w tę sytuację. Remiego oczywiście nijak nie winiła za to, że gapił się na nią zamiast odwrócić wzrok, bo w sumie, jej zdaniem, miał już do tego przecież prawo. Widział ją już nago i był to jej świadomy wybór, a nie jedynie wypadek, którego żadne z nich nie planowało. Skoro więc ją już widział, a ona dała mu na to przyzwolenie, to tak właściwie działało ono na czas nieokreślony, a nie tamten jeden moment. Czarownica zasłaniała się już tylko z powodów obyczajowych, bo nawet takiego "dzikusa" jak ją nauczono, że na co dzień nie wypada świecić golizną.
Nie oponowała przed własnoręcznym uwolnieniem się Francuza i odstawieniem jej z powrotem na ziemię do pozycji siedzącej. Uciszyła się też wreszcie, przestając ciągle mamrotać jakieś niewyraźne przeprosiny, a zamiast tego znów wbiła zagubiony wzrok w rudzielca. Chociaż tyle, że nie musiała się zastanawiać, dlaczego się tak zachowuje, bo zdołała się tego łatwo domyślić, a jeśli nawet by na to od razu nie wpadła, to widok jego spodni, gdy wstawał spokojnie mógł ją w tej kwestii oświecić.
I znowu to zrobiłam...
Westchnęła cicho, wspominając zajście sprzed dwóch dni, gdy konsekwencją jej nieuwagi było rozwalenie sobie twarzy ścianą przez Remiego. Ann dopiero teraz zwróciła uwagę, że plama krwi nadal się tam znajdowała, przez co czarownica poczuła się jeszcze gorzej i cała pobladła, a włosy jej poszarzały. Opuściła wzrok gdzieś na podłogę i pokiwała głową na słowa rudzielca.
- Tak, jasne - wymamrotała pod nosem i leniwie podniosła się z podłogi, by poszukać swoich rzeczy porozrzucanych wokół łóżka. Chwilę jej to zajęło, bo tym razem to ona nie miała dość chęci, by przyspieszyć swoje ruchy. Kiedy wreszcie po paru minutach do reszty się ubrała, spojrzała raz jeszcze na chłopaka, a później wymruczawszy jakieś pożegnanie, ruszyła niespiesznie w stronę drzwi, które cicho uchyliła, a później za sobą zamknęła. Pod jej grafitowo-wiśniową czupryną krążyły obecnie bardzo różne myśli, nad którymi czarownica próbowała jakoś powoli zapanować. Wyglądało na to, że będzie miała całą niedzielę na przemyślenie sobie wszystkich tych spraw, bo skoro Francuz się gdzieś wynosił, a ona poza nim jakoś specjalnie tu nikogo nie miała, to zapowiadało się na spędzenie przez nią masy czasu w samotności. Chyba nawet Lou nie chciało jej się teraz oglądać. Szkoda, że znowu nie mogła sobie pozwolić na dłuższy spacer, bo nie dość, że znowu padało, to jeszcze zbierało się na burzę.
[z/t]
Dodano: 4PD
Nie oponowała przed własnoręcznym uwolnieniem się Francuza i odstawieniem jej z powrotem na ziemię do pozycji siedzącej. Uciszyła się też wreszcie, przestając ciągle mamrotać jakieś niewyraźne przeprosiny, a zamiast tego znów wbiła zagubiony wzrok w rudzielca. Chociaż tyle, że nie musiała się zastanawiać, dlaczego się tak zachowuje, bo zdołała się tego łatwo domyślić, a jeśli nawet by na to od razu nie wpadła, to widok jego spodni, gdy wstawał spokojnie mógł ją w tej kwestii oświecić.
I znowu to zrobiłam...
Westchnęła cicho, wspominając zajście sprzed dwóch dni, gdy konsekwencją jej nieuwagi było rozwalenie sobie twarzy ścianą przez Remiego. Ann dopiero teraz zwróciła uwagę, że plama krwi nadal się tam znajdowała, przez co czarownica poczuła się jeszcze gorzej i cała pobladła, a włosy jej poszarzały. Opuściła wzrok gdzieś na podłogę i pokiwała głową na słowa rudzielca.
- Tak, jasne - wymamrotała pod nosem i leniwie podniosła się z podłogi, by poszukać swoich rzeczy porozrzucanych wokół łóżka. Chwilę jej to zajęło, bo tym razem to ona nie miała dość chęci, by przyspieszyć swoje ruchy. Kiedy wreszcie po paru minutach do reszty się ubrała, spojrzała raz jeszcze na chłopaka, a później wymruczawszy jakieś pożegnanie, ruszyła niespiesznie w stronę drzwi, które cicho uchyliła, a później za sobą zamknęła. Pod jej grafitowo-wiśniową czupryną krążyły obecnie bardzo różne myśli, nad którymi czarownica próbowała jakoś powoli zapanować. Wyglądało na to, że będzie miała całą niedzielę na przemyślenie sobie wszystkich tych spraw, bo skoro Francuz się gdzieś wynosił, a ona poza nim jakoś specjalnie tu nikogo nie miała, to zapowiadało się na spędzenie przez nią masy czasu w samotności. Chyba nawet Lou nie chciało jej się teraz oglądać. Szkoda, że znowu nie mogła sobie pozwolić na dłuższy spacer, bo nie dość, że znowu padało, to jeszcze zbierało się na burzę.
[z/t]
Dodano: 4PD
Annabella Greenforest
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Jak na siebie nie wpadali, to się przepraszali albo dołowali tym do czego doprowadzili... co za para! Naprawdę potrzebowali terapii, bo przecież prędzej się wykończą niż doczekają lepszych dni. Za bardzo ich do siebie ciągnęło by unikanie się i odmawianie sobie wszystkiego wyszło im na zdrowie. Już samemu Remiemu to niespecjalnie dobrze służyło, a kiedy wciągał w to przyzwyczajoną do życia w zgodzie z samą sobą Ann... Na ten moment jeszcze nie rozumiał, że wyrządza jej tym krzywdę, ale kiedyś to do niego dotrze, a wtedy już zupełnie się załamie. W tej jednak chwili nic już nie dało się poradzić, bo Francuz zerknął na zegarek, który stał na jednej z nocnych szafek i przyspieszył ruchy, zmartwiony tym jak mało czasu mu pozostało.
Chciałem jeszcze pomóc trochę w domu, ale pewnie nie zabawię tam dostatecznie długo... Może chociaż zdążę zrobić zakupy. Ale najpierw kościół... Boże, co ja mam powiedzieć ojcu Florentinowi? Ugh, najpierw przydałoby się zacząć naprawdę żałować tego co zrobiłem, ale...
Ale było tak zajebiście...
Ugh.
Nie odwrócił się nawet, gdy Ann opuszczała jego pokój. Wiedział, że powinien, że nie zasługiwała na takie traktowanie, ale wciąż się trochę bał, że sam jej widok, nawet w pełnym ubiorze, sprawi, że zapragnie ją zatrzymać przy sobie, a na to za wszelką cenę nie mógł sobie pozwolić.
Spakowawszy kilka najpotrzebniejszych rzeczy i zarzuciwszy na grzbiet swoją ukochaną skórzaną kurtkę, Remi wyszedł z pokoju, jak zwykle zapominając zamknąć go na klucz. On... on był niereformowalny pod tym oraz paroma innymi względami. Chociaż tyle, że naprawdę niewiele można było mu ukraść, bo wcale tak dużo nie posiadał. A już na pewno nic co byłoby cokolwiek warte. Opuściwszy teren uczelni, teleportował się do rodzinnego domu we Francji i nie było go aż do godziny 19.
[zt]
~*~
Wrócił zmęczony, choć bardziej psychicznie, niż fizycznie. Do tego nie był najszczęśliwszy, co zdradzały granatowe pasemka przebijające się przez ciemniejszą wersję jego zwyczajnej rudości. Włosy dalej miał związane, choć teraz były już na tyle krótkie, że niektóre kosmyki uciekały mu na twarz, dodając mu charakteru. W tej kurtce, idący z rękami w kieszeniach i fajkiem w ustach na tle ciemnego już nieba, wyglądał jak bad boy z jakiegoś filmu, a nie wiecznie panikujący metamorfomag. Och, jakieś to pierwsze wrażenie potrafi być mylące...
Zanim dotarł pod drzwi pokoju, zdążył wyjarać już z pół paczki, więc o wiele mocniej było czuć od niego tytoń niż zazwyczaj. Od razu po wejściu do środka, wziął się za karmienie zwierzaków, choć widocznie nie miał do tego w tej chwili serca. Zaraz potem padł na wyro nie zdejmując nawet glanów (tak, glanów - zabrał je z domu, bo na jego normalne buty zaczęło być już mocno za zimno. Poza tym matka narzekała mu, że zajmują miejsce w szafie...).
Quelle vie...
Dodano 4 PD (za poprzednią zakończoną sesję)
Chciałem jeszcze pomóc trochę w domu, ale pewnie nie zabawię tam dostatecznie długo... Może chociaż zdążę zrobić zakupy. Ale najpierw kościół... Boże, co ja mam powiedzieć ojcu Florentinowi? Ugh, najpierw przydałoby się zacząć naprawdę żałować tego co zrobiłem, ale...
Ale było tak zajebiście...
Ugh.
Nie odwrócił się nawet, gdy Ann opuszczała jego pokój. Wiedział, że powinien, że nie zasługiwała na takie traktowanie, ale wciąż się trochę bał, że sam jej widok, nawet w pełnym ubiorze, sprawi, że zapragnie ją zatrzymać przy sobie, a na to za wszelką cenę nie mógł sobie pozwolić.
Spakowawszy kilka najpotrzebniejszych rzeczy i zarzuciwszy na grzbiet swoją ukochaną skórzaną kurtkę, Remi wyszedł z pokoju, jak zwykle zapominając zamknąć go na klucz. On... on był niereformowalny pod tym oraz paroma innymi względami. Chociaż tyle, że naprawdę niewiele można było mu ukraść, bo wcale tak dużo nie posiadał. A już na pewno nic co byłoby cokolwiek warte. Opuściwszy teren uczelni, teleportował się do rodzinnego domu we Francji i nie było go aż do godziny 19.
[zt]
~*~
Wrócił zmęczony, choć bardziej psychicznie, niż fizycznie. Do tego nie był najszczęśliwszy, co zdradzały granatowe pasemka przebijające się przez ciemniejszą wersję jego zwyczajnej rudości. Włosy dalej miał związane, choć teraz były już na tyle krótkie, że niektóre kosmyki uciekały mu na twarz, dodając mu charakteru. W tej kurtce, idący z rękami w kieszeniach i fajkiem w ustach na tle ciemnego już nieba, wyglądał jak bad boy z jakiegoś filmu, a nie wiecznie panikujący metamorfomag. Och, jakieś to pierwsze wrażenie potrafi być mylące...
Zanim dotarł pod drzwi pokoju, zdążył wyjarać już z pół paczki, więc o wiele mocniej było czuć od niego tytoń niż zazwyczaj. Od razu po wejściu do środka, wziął się za karmienie zwierzaków, choć widocznie nie miał do tego w tej chwili serca. Zaraz potem padł na wyro nie zdejmując nawet glanów (tak, glanów - zabrał je z domu, bo na jego normalne buty zaczęło być już mocno za zimno. Poza tym matka narzekała mu, że zajmują miejsce w szafie...).
Quelle vie...
Dodano 4 PD (za poprzednią zakończoną sesję)
Ostatnio zmieniony przez Remi Thibault dnia Pon Sty 30, 2017 12:47 am, w całości zmieniany 1 raz
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Przez pół dnia szukał tego rudego jełopa i nic. Facet musiał mu się gdzieś ulotnić, bo nijak nie dało się go zlokalizować. Nawet Minerwa mu nie pomogła, a przecież świetnie szukała ludzi! Zupełnie już zrezygnowany Brytyjczyk musiał się więc zająć własnymi sprawami i czekać, aż coś się wydarzy. Dopiero wieczorem postanowił jeszcze raz odwiedzić pokój kolegi w nadziei, że ten w końcu do niego zawitał.
Oby tylko nie postanowił gdzieś zwiać. Kurna, z teleportującymi się jest ten problem, że trzeba się za nimi uganiać po całym świecie i bez dobrego sposobu się ich nie dorwie, a ja takowego obecnie nie mam.
Zawarczał pod nosem i zmierzwił włosy, przemierzając korytarz na piętrze Francuza. Mimo że był już wieczór, facet nie był wcale trzeźwy. Jakoś tak wyszło, że po południu postanowił skorzystać jeszcze raz z zawartości jednej z uratowanych z imprezy butelek, ale nie wypił tyle, żeby było to po nim jakoś wybitnie widać. Czuć? Też nie jakoś bardzo. Ubrania miał w końcu świeże i brał niedawno prysznic, więc bardziej było od niego czuć wodę po goleniu i całkiem niezłej klasy perfumy zamiast whisky. Nie, on wcale nie był chlejusem, może po prostu czasem zbyt często sięgał po napoje z procentami... Ale się nie upijał!
Ehh... Oby tym razem był.
Zastukał do drzwi, ale ich nie otworzył. Kiedy był tu dziś przed południem zdążył zauważyć, że nie zamknięto ich na klucz, ale tym razem postanowił nie ładować mu się tam z buta.
- Remi, jesteś? - zawołał przez drzwi i oparł o nie głowę.
Weź tym razem bądź. Kuźwa, dlaczego ja się tak strasznie uparłem z tobą pogada? A no tak, spiep... to chyba też jest przekleństwo. Mniejsza. Przespałeś się, kurna, z Ann, a ja stawałem wczoraj, kurwa, na głowie żeby temu zapobiec, ale nieeeee, po cholerę mnie słuchać! A teraz jest źleee. Bomba, no to prostu, kurwa, bomba... Fuck, serio mam aż tak paskudny język? Teraz jakoś dopiero zacząłem zwracać na to uwagę.
Oby tylko nie postanowił gdzieś zwiać. Kurna, z teleportującymi się jest ten problem, że trzeba się za nimi uganiać po całym świecie i bez dobrego sposobu się ich nie dorwie, a ja takowego obecnie nie mam.
Zawarczał pod nosem i zmierzwił włosy, przemierzając korytarz na piętrze Francuza. Mimo że był już wieczór, facet nie był wcale trzeźwy. Jakoś tak wyszło, że po południu postanowił skorzystać jeszcze raz z zawartości jednej z uratowanych z imprezy butelek, ale nie wypił tyle, żeby było to po nim jakoś wybitnie widać. Czuć? Też nie jakoś bardzo. Ubrania miał w końcu świeże i brał niedawno prysznic, więc bardziej było od niego czuć wodę po goleniu i całkiem niezłej klasy perfumy zamiast whisky. Nie, on wcale nie był chlejusem, może po prostu czasem zbyt często sięgał po napoje z procentami... Ale się nie upijał!
Ehh... Oby tym razem był.
Zastukał do drzwi, ale ich nie otworzył. Kiedy był tu dziś przed południem zdążył zauważyć, że nie zamknięto ich na klucz, ale tym razem postanowił nie ładować mu się tam z buta.
- Remi, jesteś? - zawołał przez drzwi i oparł o nie głowę.
Weź tym razem bądź. Kuźwa, dlaczego ja się tak strasznie uparłem z tobą pogada? A no tak, spiep... to chyba też jest przekleństwo. Mniejsza. Przespałeś się, kurna, z Ann, a ja stawałem wczoraj, kurwa, na głowie żeby temu zapobiec, ale nieeeee, po cholerę mnie słuchać! A teraz jest źleee. Bomba, no to prostu, kurwa, bomba... Fuck, serio mam aż tak paskudny język? Teraz jakoś dopiero zacząłem zwracać na to uwagę.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Czy Remi był w pokoju? Ano był i to już dobrą chwilę, podczas, której zalegał na wyrze, wgapiając pustym spojrzeniem podkrążonych oczu w biel sufitu. Być może powinien coś teraz robić, ale nie miał zupełnie na nic ochoty, więc zamiast pożytkować czas, wspominał to co dopiero przeżył w ojczystym kraju, podczas wizyty u matki.
Żeby zrozumieć powagę sytuacji, trzeba zaznaczyć, że Remi miał w zwyczaju mówić tej kobiecie wszystko, nawet jeśli nie pytała. Po części dlatego dawno przestała go słuchać, jednak kiedy zjawił się u niej zupełnie przybity i od progu powiedział, że zrobił coś bardzo złego - wtedy nawet pani Thibault znalazła w sobie wystarczająco dużo matczynej troski by zacząć dopytywać o szczegóły. I tylko brwi unosiły się jej ku górze okazując rosnące zaskoczenie, gdy jej dorosły syn próbował wydusić z siebie jak najlepsze streszczenie ostatniej nocy, trzęsąc się przy tym jak osika i zacinając przy co drugim słowie.To co następnie zrobiła naprawdę go zabolało, ale czy można było mieć jej za złe, że zaczęła się śmiać na widok dorosłego mężczyzny aż tak zdruzgotanego utratą prawictwa? Na koniec nakazała mu zaprosić "tę swoją piekielnie łatwą lubą" (słowo 'piekielnie' tylko bardziej go dobiło) na obiad, najlepiej w przyszły weekend. Przerażony dzieciak pożegnał się i czym prędzej pobiegł do kościoła, lecz zanim rudzielec doszedł do wspomnień tego co działo się po mszy, z zamyślenia wyrwał go dźwięk jego imienia, który poprzedziło pukanie do drzwi. Zaskoczony obejrzał się na nie, w pierwszej chwili zastanawiając czy może to Ann po coś wróciła. Za chwilę jednak skojarzył, że głos był z całą pewnością męski, a do tego aż za dobrze mu znany.
- Czego chcesz? - zawołał nie ruszając się z łóżka, zupełnie nie mając nastroju na użeranie się z tym śmieszkiem. Czego on mógł w ogóle chcieć? Opieprzyć go za nie posłuchanie się? To była serio ostatnia rzecz jakiej rudy miał zamiar teraz słuchać.
Żeby zrozumieć powagę sytuacji, trzeba zaznaczyć, że Remi miał w zwyczaju mówić tej kobiecie wszystko, nawet jeśli nie pytała. Po części dlatego dawno przestała go słuchać, jednak kiedy zjawił się u niej zupełnie przybity i od progu powiedział, że zrobił coś bardzo złego - wtedy nawet pani Thibault znalazła w sobie wystarczająco dużo matczynej troski by zacząć dopytywać o szczegóły. I tylko brwi unosiły się jej ku górze okazując rosnące zaskoczenie, gdy jej dorosły syn próbował wydusić z siebie jak najlepsze streszczenie ostatniej nocy, trzęsąc się przy tym jak osika i zacinając przy co drugim słowie.To co następnie zrobiła naprawdę go zabolało, ale czy można było mieć jej za złe, że zaczęła się śmiać na widok dorosłego mężczyzny aż tak zdruzgotanego utratą prawictwa? Na koniec nakazała mu zaprosić "tę swoją piekielnie łatwą lubą" (słowo 'piekielnie' tylko bardziej go dobiło) na obiad, najlepiej w przyszły weekend. Przerażony dzieciak pożegnał się i czym prędzej pobiegł do kościoła, lecz zanim rudzielec doszedł do wspomnień tego co działo się po mszy, z zamyślenia wyrwał go dźwięk jego imienia, który poprzedziło pukanie do drzwi. Zaskoczony obejrzał się na nie, w pierwszej chwili zastanawiając czy może to Ann po coś wróciła. Za chwilę jednak skojarzył, że głos był z całą pewnością męski, a do tego aż za dobrze mu znany.
- Czego chcesz? - zawołał nie ruszając się z łóżka, zupełnie nie mając nastroju na użeranie się z tym śmieszkiem. Czego on mógł w ogóle chcieć? Opieprzyć go za nie posłuchanie się? To była serio ostatnia rzecz jakiej rudy miał zamiar teraz słuchać.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
A to ci niespodzianka, Remi jednak był w pokoju. Nathan otworzył przymknięte oczy, gdy głos z wnętrza pokoju wyrwał go z zamyślenia. Czarodziej przez kilka chwil nie mógł się otrząsnąć z tego stanu rozkojarzenia i dobre parę sekund zajęło mu przypomnienie sobie, w jakiej sprawie się tutaj pofatygował. Dobrze, że przynajmniej przypomniał sobie o tym przed wejściem zamiast zrobić "yyyyyy..." po spojrzeniu na kolegę.
Wziął głęboki oddech i ruszył się z miejsca.
No to będę miał teraz niezłe problemy z koncentracją, nie ma co. Po cholerę ja tyle wypiłem? Niby jedna szklanka, ale przecież wiem, jak to na mnie działa. Dobra, przynajmniej nie będę miał oporów przed gadaniem. Phi. Jakbym takie na co dzień niby miewał.
Uśmiechnął się sam do siebie.
Nie ważne. Wchodzę zanim znowu zapomnę, że miałem to zrobić, bo Remi mnie zaprosił.
Z tym "zaprosił" to Brytyjczyk może trochę przesadził, ale tak właśnie odebrał zadane przez rudzielca pytanie zamiast prostego "daj mi spokój" czy czegoś w tym guście. Właściwie, nawet po tamtych słowach by mu się wpakował. On miał naprawdę poważne problemy z uszanowaniem czyjejś prywatności. Ale fakt, że przynajmniej zapukał i ZACZEKAŁ na odpowiedź był tu już jakimś postępem.
- Przyszedłem pogadać - oznajmił wchodząc mu do pokoju i zataczając zgrabny piruet, płynnym ruchem zamykając za sobą drzwi i natychmiast opierając się o nie plecami. Gdyby on naturalnie już się tak nie zachowywał, to chyba nawet po tym wejściu byłoby widać, że coś z nim nie tak.
Wpatrywał się tak przez chwilę w przyjaciela, zastanawiając się, jak zacząć, aż w końcu westchnął ciężko i przymknął oczy.
- Jak się czujesz? - Tego pytania to raczej nikt się po nim nie spodziewał. Tak jawna oznaka troski zamiast dogryzania czy chociażby opieprzu? Ten facet nawet po dłuższej znajomości potrafił człowieka nieźle zaskoczyć.
Oderwał się od drzwi i ruszył do swojego łóżka, na którym się wyłożył, krzyżując ręce pod głową. Miał obecnie taki wyjeb na otoczenie, że nie przejął się nawet wepchnięciem butów na pościel. Trudno, ubrudzi się, to się ubrudzi. Kogo to w ogóle obchodzi?
- Szczerze nie chce mi się paplać historii na temat "a nie mówiłem", bo samemu cholernie nie chce mi się ich nigdy słuchać. - Skrzywił się na wspomnienie tego ciągłego przynudzania dorosłych, gdy coś zbroił. Nie, on nie zamierzał się zmieniać w jednego z nich. Wystarczy, że wczoraj go w to wrobili i czuł się z tym paskudnie.
- Lepiej poskładać cię do kupy zamiast dodatkowo dobijać - rzucił, nie zwracając uwagi, czy chłopak go w ogóle słucha.
Oj tak, naprawdę powinienem był lepiej wyliczyć ilość alkoholu we krwi. Jestem nawalony. Ja po wczoraj jeszcze nie wytrzeźwiałem, a już piłem. Przecież sprawdzałem to na zegarku! Co ze mnie za cholerny matematyk od siedmiu boleści jak z takimi rzeczami sobie nie radzę... Ja mam zwyczajnie problemy. Kurwa, akurat teraz muszę być nawalony. Super. Świetnie. Pięknie! Brawo Nate, jesteś debilem. Pieprzonym geniuszem planowania. I ty tu widzisz przyszłość? I ty masz tu robić za głos rozsądku? No właśnie dlatego nie powinienem być w towarzystwie tym od myślenia o konsekwencjach. Jakim cudem tak dobrze szło mi ogarnianie ich? A no tak, to jeden z tych niewielu momentów, gdy "normalne" myślę. Szkoda, że teraz nie mogę. Nie, to by nie pomogło. Ale z drugiej strony, ten stan też mi wiele nie ułatwia. Chwila... JA MIAŁEM SIĘ SKUPIĆ NA REMIM!
No nareszcie go olśniło, że przecież przyszedł tu coś załatwić, a nie pogrążać się we własnych rozważaniach. Całe szczęście, że istniała pewna wyznaczona część jego mózgu, która zawsze pilnowała wydarzeń z czasu obecnego, bo Nate miałby w takich momentach poważny problem, a tak, nawet jeśli pogrążał się w marzeniach, to jednak nadal potrafił szybko nadgonić to, co go poniekąd ominęło.
Wziął głęboki oddech i ruszył się z miejsca.
No to będę miał teraz niezłe problemy z koncentracją, nie ma co. Po cholerę ja tyle wypiłem? Niby jedna szklanka, ale przecież wiem, jak to na mnie działa. Dobra, przynajmniej nie będę miał oporów przed gadaniem. Phi. Jakbym takie na co dzień niby miewał.
Uśmiechnął się sam do siebie.
Nie ważne. Wchodzę zanim znowu zapomnę, że miałem to zrobić, bo Remi mnie zaprosił.
Z tym "zaprosił" to Brytyjczyk może trochę przesadził, ale tak właśnie odebrał zadane przez rudzielca pytanie zamiast prostego "daj mi spokój" czy czegoś w tym guście. Właściwie, nawet po tamtych słowach by mu się wpakował. On miał naprawdę poważne problemy z uszanowaniem czyjejś prywatności. Ale fakt, że przynajmniej zapukał i ZACZEKAŁ na odpowiedź był tu już jakimś postępem.
- Przyszedłem pogadać - oznajmił wchodząc mu do pokoju i zataczając zgrabny piruet, płynnym ruchem zamykając za sobą drzwi i natychmiast opierając się o nie plecami. Gdyby on naturalnie już się tak nie zachowywał, to chyba nawet po tym wejściu byłoby widać, że coś z nim nie tak.
Wpatrywał się tak przez chwilę w przyjaciela, zastanawiając się, jak zacząć, aż w końcu westchnął ciężko i przymknął oczy.
- Jak się czujesz? - Tego pytania to raczej nikt się po nim nie spodziewał. Tak jawna oznaka troski zamiast dogryzania czy chociażby opieprzu? Ten facet nawet po dłuższej znajomości potrafił człowieka nieźle zaskoczyć.
Oderwał się od drzwi i ruszył do swojego łóżka, na którym się wyłożył, krzyżując ręce pod głową. Miał obecnie taki wyjeb na otoczenie, że nie przejął się nawet wepchnięciem butów na pościel. Trudno, ubrudzi się, to się ubrudzi. Kogo to w ogóle obchodzi?
- Szczerze nie chce mi się paplać historii na temat "a nie mówiłem", bo samemu cholernie nie chce mi się ich nigdy słuchać. - Skrzywił się na wspomnienie tego ciągłego przynudzania dorosłych, gdy coś zbroił. Nie, on nie zamierzał się zmieniać w jednego z nich. Wystarczy, że wczoraj go w to wrobili i czuł się z tym paskudnie.
- Lepiej poskładać cię do kupy zamiast dodatkowo dobijać - rzucił, nie zwracając uwagi, czy chłopak go w ogóle słucha.
Oj tak, naprawdę powinienem był lepiej wyliczyć ilość alkoholu we krwi. Jestem nawalony. Ja po wczoraj jeszcze nie wytrzeźwiałem, a już piłem. Przecież sprawdzałem to na zegarku! Co ze mnie za cholerny matematyk od siedmiu boleści jak z takimi rzeczami sobie nie radzę... Ja mam zwyczajnie problemy. Kurwa, akurat teraz muszę być nawalony. Super. Świetnie. Pięknie! Brawo Nate, jesteś debilem. Pieprzonym geniuszem planowania. I ty tu widzisz przyszłość? I ty masz tu robić za głos rozsądku? No właśnie dlatego nie powinienem być w towarzystwie tym od myślenia o konsekwencjach. Jakim cudem tak dobrze szło mi ogarnianie ich? A no tak, to jeden z tych niewielu momentów, gdy "normalne" myślę. Szkoda, że teraz nie mogę. Nie, to by nie pomogło. Ale z drugiej strony, ten stan też mi wiele nie ułatwia. Chwila... JA MIAŁEM SIĘ SKUPIĆ NA REMIM!
No nareszcie go olśniło, że przecież przyszedł tu coś załatwić, a nie pogrążać się we własnych rozważaniach. Całe szczęście, że istniała pewna wyznaczona część jego mózgu, która zawsze pilnowała wydarzeń z czasu obecnego, bo Nate miałby w takich momentach poważny problem, a tak, nawet jeśli pogrążał się w marzeniach, to jednak nadal potrafił szybko nadgonić to, co go poniekąd ominęło.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
W którym momencie Remi pozwolił temu patafianowi wejść do... ech, NIE WAŻNE.
- Ehe..? - jasne oczy rudzielca zwróciły się w stronę tańczącego(??) kumpla. Francuz nawet nie próbował komentować odpałów tego człowieka, więc piruet także przemilczał, cierpliwie czekając aż Brytyjczyk wyjaśni mu o czym takim ma zamiar niby z nim gadać. I lepiej żeby nie okazało się to związane z ostatnią nocą...
Jak się czujesz?
Och, to dopiero miła niespodzianka! Zamiast poruszać niewygodny temat, gość zachował się w porządku i zadał zupełnie neutralne, uprzejme pytanie na które Remi wprawdzie nie miał zamiaru odpowiadać, ale doceniał, że nie było to nic nawiązującego do Ann i tego co zaczęło się na ognisku, a od czego Nate ich odwodzi...
Szczerze nie chce mi się paplać historii na temat "a nie mówiłem"...
Kurwa.
Lepiej poskładać cię do kupy zamiast dodatkowo dobijać.
- No co ty, do cholery, nie powiesz... - warknął Thibault, czując jak na nowo wzbiera w nim burza negatywnych emocji, którą ledwo co udało mu się od siebie choć odrobinę odsunąć. Naprawdę dopóki nie myślał o Ann i jej nie widział to szło mu całkiem nieźle zapominanie o tym jak mocno razem zjebali i że nic ich już nie uratuje. Nie było to coś co mogło trwać wiecznie, bo musiałby chyba rzucić studia by jej więcej nie spotkać, a i wtedy wcale nie poczułby się prawdziwie szczęśliwy, bo ją kurna kochał i pomimo wszystko nie chciał jej tracić, lecz mimo to wszystko uznawał unikanie jej za najlepsze doraźne rozwiązanie problemu, a nie wspominanie tego czego się dopuścili wpisywało się właśnie pod ten genialny, w chuj egoistyczny plan.
Po dłuższej chwili dobijającej ciszy, podczas której Nate wylegiwał się na swoim wyrze, a Remi podświadomie wyczekiwał na dalszy rozwój tej rozmowy, z każdą sekundą robiąc się tylko coraz bardziej zirytowany obecnością kumpla, który nawet nic nie mówiąc godził go w sumienie i nie pozwalał uciec myślami od poczucia winy, Francuz zerwał się do pozycji siedzącej i wbił ostre, przenikliwe spojrzenie w przyjaciela.
- Masz zamiar dodać coś jeszcze czy już skończyłeś? Bo wiesz, jeśli to wszystko, to mógłbyś iść do swojego pokoju, tak dla odmiany.
- Ehe..? - jasne oczy rudzielca zwróciły się w stronę tańczącego(??) kumpla. Francuz nawet nie próbował komentować odpałów tego człowieka, więc piruet także przemilczał, cierpliwie czekając aż Brytyjczyk wyjaśni mu o czym takim ma zamiar niby z nim gadać. I lepiej żeby nie okazało się to związane z ostatnią nocą...
Jak się czujesz?
Och, to dopiero miła niespodzianka! Zamiast poruszać niewygodny temat, gość zachował się w porządku i zadał zupełnie neutralne, uprzejme pytanie na które Remi wprawdzie nie miał zamiaru odpowiadać, ale doceniał, że nie było to nic nawiązującego do Ann i tego co zaczęło się na ognisku, a od czego Nate ich odwodzi...
Szczerze nie chce mi się paplać historii na temat "a nie mówiłem"...
Kurwa.
Lepiej poskładać cię do kupy zamiast dodatkowo dobijać.
- No co ty, do cholery, nie powiesz... - warknął Thibault, czując jak na nowo wzbiera w nim burza negatywnych emocji, którą ledwo co udało mu się od siebie choć odrobinę odsunąć. Naprawdę dopóki nie myślał o Ann i jej nie widział to szło mu całkiem nieźle zapominanie o tym jak mocno razem zjebali i że nic ich już nie uratuje. Nie było to coś co mogło trwać wiecznie, bo musiałby chyba rzucić studia by jej więcej nie spotkać, a i wtedy wcale nie poczułby się prawdziwie szczęśliwy, bo ją kurna kochał i pomimo wszystko nie chciał jej tracić, lecz mimo to wszystko uznawał unikanie jej za najlepsze doraźne rozwiązanie problemu, a nie wspominanie tego czego się dopuścili wpisywało się właśnie pod ten genialny, w chuj egoistyczny plan.
Po dłuższej chwili dobijającej ciszy, podczas której Nate wylegiwał się na swoim wyrze, a Remi podświadomie wyczekiwał na dalszy rozwój tej rozmowy, z każdą sekundą robiąc się tylko coraz bardziej zirytowany obecnością kumpla, który nawet nic nie mówiąc godził go w sumienie i nie pozwalał uciec myślami od poczucia winy, Francuz zerwał się do pozycji siedzącej i wbił ostre, przenikliwe spojrzenie w przyjaciela.
- Masz zamiar dodać coś jeszcze czy już skończyłeś? Bo wiesz, jeśli to wszystko, to mógłbyś iść do swojego pokoju, tak dla odmiany.
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Dopiero próba przypomnienia sobie ostatnich słów Remiego uświadomiła chłopakowi, że Francuz przez cały ten czas się nie odzywał. Ile oni tak leżeli? Chyba nie aż tak długo, ale jak widać dość czasu, by zirytować czarodzieja brakiem przejścia do rzeczy.
Nathan ciężko westchnął i zamknął oczy.
I weź tu człowieku chciej pomóc drugiemu człekowi... Nikt nie okaże wdzięczności. Co najwyżej cię pobiją i oplują.
- Miło się odpłacasz za troskę, wiesz? Ja staję na głowie by ratować twój tyłek, a ty w zamian najpierw próbujesz wybić mi zęby, a później każesz mi wypierdalać kiedy przychodzę sprawdzić, czy dam radę ci jakoś pomóc z tym kacem moralnym. - Głos miał jak zwykle w takich sytuacjach spokojny oraz wydawał się zbyt lekko podchodzić do poruszanej sprawy. Nie, nie zamierzał dobijać rudzielca i wytykać mu braku wdzięczności, ale jakoś tak wyszło, że to powiedział.
Nie wiem, może chciał go po prostu uspokoić względem siebie i skłonić do okazania choć odrobiny szacunku w ramach podzięki? Szkoda tylko, że nawet tego nie potrafił powiedzieć normalnie, "po ludzku", tylko musiał jak zwykle bredzić "po Nathowemu", co przez wielu było nieodpowiednio odbierane. Trudno, tak już wyglądało jego życie - on starał się pomóc, inni kopali go za to w tyłek. Jakoś zdążył już przywyknąć i własnie dlatego go to nie ruszało.
- Nie, nie wiem, co mam powiedzieć. Pocieszanie ludzi nie jest moją mocną stroną. Lepiej wychodzi mi robienie z siebie pajaca i obrywanie za to po łbie. Niemniej jednak, wierz mi lub nie, ale chcę jakoś pomóc. - Ta otwartość i walenie prosto z mostu były niebywała nawet jak na niego. No tak, był pod wpływem procentów co jednocześnie dodatkowo mieszało mu w głowie oraz o dziwo pozwalało lepiej krystalizować myśli. Wszystko przychodziło mu teraz jakoś tak naturalnie. Mówił co myśli, bez przesadnych prób kombinowania, a to w tego typu dyskusjach nigdy nie zdarzało mu się na trzeźwo.
Nathan ciężko westchnął i zamknął oczy.
I weź tu człowieku chciej pomóc drugiemu człekowi... Nikt nie okaże wdzięczności. Co najwyżej cię pobiją i oplują.
- Miło się odpłacasz za troskę, wiesz? Ja staję na głowie by ratować twój tyłek, a ty w zamian najpierw próbujesz wybić mi zęby, a później każesz mi wypierdalać kiedy przychodzę sprawdzić, czy dam radę ci jakoś pomóc z tym kacem moralnym. - Głos miał jak zwykle w takich sytuacjach spokojny oraz wydawał się zbyt lekko podchodzić do poruszanej sprawy. Nie, nie zamierzał dobijać rudzielca i wytykać mu braku wdzięczności, ale jakoś tak wyszło, że to powiedział.
Nie wiem, może chciał go po prostu uspokoić względem siebie i skłonić do okazania choć odrobiny szacunku w ramach podzięki? Szkoda tylko, że nawet tego nie potrafił powiedzieć normalnie, "po ludzku", tylko musiał jak zwykle bredzić "po Nathowemu", co przez wielu było nieodpowiednio odbierane. Trudno, tak już wyglądało jego życie - on starał się pomóc, inni kopali go za to w tyłek. Jakoś zdążył już przywyknąć i własnie dlatego go to nie ruszało.
- Nie, nie wiem, co mam powiedzieć. Pocieszanie ludzi nie jest moją mocną stroną. Lepiej wychodzi mi robienie z siebie pajaca i obrywanie za to po łbie. Niemniej jednak, wierz mi lub nie, ale chcę jakoś pomóc. - Ta otwartość i walenie prosto z mostu były niebywała nawet jak na niego. No tak, był pod wpływem procentów co jednocześnie dodatkowo mieszało mu w głowie oraz o dziwo pozwalało lepiej krystalizować myśli. Wszystko przychodziło mu teraz jakoś tak naturalnie. Mówił co myśli, bez przesadnych prób kombinowania, a to w tego typu dyskusjach nigdy nie zdarzało mu się na trzeźwo.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Dobra, przesadził. Poczuł to dopiero, gdy spokojnie wypowiedziane słowa Nathana wbiły mu się w ten zakuty łeb i złapały za odpowiednią strunę, tę, która pierwsza okrzyknęła White'a przyjacielem, jeszcze w czasie ich pierwszego spotkania. Rudzielec najpierw prychnął i odwrócił wzrok, za moment jednak westchnął i prawie szeptem przeprosił.
- Wiem, że chcesz dobrze, ale po prostu... Kurwa, nic tego już nie naprawi. Żadne słowa pocieszenia nie sprawią, że będzie lepiej. Zjebałem i do końca życia będę musiał z tym żyć.
Ile można było dołować się jednym i tym samym, wiedząc, że żadna ilość opłakiwania niczego nie naprawi? W przypadku rudzielca ciężko było wyznaczyć jasne ramy, ale przynajmniej na dzisiaj miał już dosyć dobijania się tą myślą, więc zmusił się do lekkiego uśmiechu i dodał zaczepnie;
- A to w zęby ci się należało i to od dawna. - Remi zerknął w stronę Brytyjczyka i pokazał mu język. Że co, że to niby niedojrzałe? I chuj! Właśnie przeżywał piekło na ziemi (plus czekało go też to po śmierci), więc mógł chociaż na moment wrzucić na luz. Szczególnie, że on serio doceniał starania przyjaciela, tylko nie bardzo potrafił mu to okazać. Jakoś wszystko w tym facecie go momentalnie irytowało; jego docinki, żarciki, wpierdalanie się do jego pokoju i niezdecydowanie czy tu właściwie mieszka z nim czy nie... Jednak pomimo to wszystko, dalej uważał go za kogoś bliskiego i nawet faktycznie poczuł się raźniej, że nie jest już sam i nie leży w ciszy, wspominając cały ten chujowy dzień, tylko ma do kogo otworzyć gębę. Nawet, jeśli ten ktoś sam zachowywał się jakby miał jakieś problemy (w sumie żadna nowość, Rem już nawet tego nie kwestionował).
- Wiem, że chcesz dobrze, ale po prostu... Kurwa, nic tego już nie naprawi. Żadne słowa pocieszenia nie sprawią, że będzie lepiej. Zjebałem i do końca życia będę musiał z tym żyć.
Ile można było dołować się jednym i tym samym, wiedząc, że żadna ilość opłakiwania niczego nie naprawi? W przypadku rudzielca ciężko było wyznaczyć jasne ramy, ale przynajmniej na dzisiaj miał już dosyć dobijania się tą myślą, więc zmusił się do lekkiego uśmiechu i dodał zaczepnie;
- A to w zęby ci się należało i to od dawna. - Remi zerknął w stronę Brytyjczyka i pokazał mu język. Że co, że to niby niedojrzałe? I chuj! Właśnie przeżywał piekło na ziemi (plus czekało go też to po śmierci), więc mógł chociaż na moment wrzucić na luz. Szczególnie, że on serio doceniał starania przyjaciela, tylko nie bardzo potrafił mu to okazać. Jakoś wszystko w tym facecie go momentalnie irytowało; jego docinki, żarciki, wpierdalanie się do jego pokoju i niezdecydowanie czy tu właściwie mieszka z nim czy nie... Jednak pomimo to wszystko, dalej uważał go za kogoś bliskiego i nawet faktycznie poczuł się raźniej, że nie jest już sam i nie leży w ciszy, wspominając cały ten chujowy dzień, tylko ma do kogo otworzyć gębę. Nawet, jeśli ten ktoś sam zachowywał się jakby miał jakieś problemy (w sumie żadna nowość, Rem już nawet tego nie kwestionował).
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Zmiana w zachowaniu Francuza nieco go uspokoiła i wywołała niewyraźny uśmiech na jego twarzy, który niestety szubko zniknął, gdy chłopak zwierzył mu się z tego, jak jego zdaniem jest źle.
Co się tam później stało? Jak potoczyła się rozmowa? W sumie, nie widziałem Ann, więc nie wiem, co z nią, a to może wiele zmieniać. Kurna, ja jej praktycznie nie znam, więc nie umiem przewidzieć jej reakcji na daną sytuację. Nie żebym potrafił przewidzieć reakcje Rema, ale to już inna sprawa. O nim mogę się przynajmniej czegoś domyślać, a tutaj... Ehh... Tyle załatwiania... tyle załatwiania...
Parsknął śmiechem, gdy kolega wytknął mu tę jakże istotną kwestię konieczności obicia mu mordy.
- No ale nie w tamtym momencie! Wtedy się akurat starałem, więc mogłeś z tym trochę poczekać - odrzekł żartobliwie oskarżycielskim tonem, otworzył oczy i przewrócił się na bok, by móc obserwować rudzielca. Uśmiech jednak szybko zniknął mu z twarzy, a zastąpiło go umiarkowane zasępienie.
- Jak się mają sprawy z Ann? Co z nią? - walnął prosto z mostu. Z jego częstymi zmianami w zachowaniu ciężko było to zauważyć, ale alkohol naprawdę pomagał mu w poważnych rozmowach. Dzięki niemu potrafił być rzeczowy, nie skakać z tematu na temat i przynajmniej trochę go uspokajał. W normalnych warunkach powaga strasznie łatwo zamieniała się u niego w gniew i ukazywała jego gorszą stronę osobowości, a tak potrafił być na przemian poważny i umiarkowanie wesołkowaty. Rozmówcy to lekkie podejście mogło przeszkadzać, ale z Nathanem lepiej być już nie mogło. Z resztą, chyba już lepiej żeby gadał tak, jak teraz niż miał ochotę zacząć po nim warczeć i jeszcze zacząć się z nim szarpać, jak ten naciśnie mu na odcisk.
Co się tam później stało? Jak potoczyła się rozmowa? W sumie, nie widziałem Ann, więc nie wiem, co z nią, a to może wiele zmieniać. Kurna, ja jej praktycznie nie znam, więc nie umiem przewidzieć jej reakcji na daną sytuację. Nie żebym potrafił przewidzieć reakcje Rema, ale to już inna sprawa. O nim mogę się przynajmniej czegoś domyślać, a tutaj... Ehh... Tyle załatwiania... tyle załatwiania...
Parsknął śmiechem, gdy kolega wytknął mu tę jakże istotną kwestię konieczności obicia mu mordy.
- No ale nie w tamtym momencie! Wtedy się akurat starałem, więc mogłeś z tym trochę poczekać - odrzekł żartobliwie oskarżycielskim tonem, otworzył oczy i przewrócił się na bok, by móc obserwować rudzielca. Uśmiech jednak szybko zniknął mu z twarzy, a zastąpiło go umiarkowane zasępienie.
- Jak się mają sprawy z Ann? Co z nią? - walnął prosto z mostu. Z jego częstymi zmianami w zachowaniu ciężko było to zauważyć, ale alkohol naprawdę pomagał mu w poważnych rozmowach. Dzięki niemu potrafił być rzeczowy, nie skakać z tematu na temat i przynajmniej trochę go uspokajał. W normalnych warunkach powaga strasznie łatwo zamieniała się u niego w gniew i ukazywała jego gorszą stronę osobowości, a tak potrafił być na przemian poważny i umiarkowanie wesołkowaty. Rozmówcy to lekkie podejście mogło przeszkadzać, ale z Nathanem lepiej być już nie mogło. Z resztą, chyba już lepiej żeby gadał tak, jak teraz niż miał ochotę zacząć po nim warczeć i jeszcze zacząć się z nim szarpać, jak ten naciśnie mu na odcisk.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Czy Remi mógł poczekać z biciem tego wesołka? Jasne, że tak - nawet trochę było mu głupio, że zrobił to w takim momencie, bo przecież wcale tego nie planował i Nate nie dał u wyraźnego powodu by w ten sposób postąpić. Tak wyszło... ale zamiast się tym przejmować, łatwiej było obrócić to w żart. To straszne, że Francuz umiał nie schizować po tym jak przyłożył komuś niewinnemu w twarz, a non stop dobijał się takimi drobnostkami jak powiedzenie czegoś w nieodpowiedni sposób czy wyglądanie nie tak jak trzeba. Ach, te priorytety...
Pytanie o Ann zwróciło miodowe tęczówki w stronę White'a, jednak nie czaiło się w nich zasmucenie ani gorycz, choć poważny ton Brytyjczyka wskazywał, że właśnie tego mógł poniekąd oczekiwać. Nie, zamiast żalu, Remi wyglądał na zupełnie zrelaksowanego przeniesieniem tematu na dziewczynę.
- W porządku. - stwierdził zwięźle, jak to miał w zwyczaju. I tu mógłby nawet poprzestać, gdyby coś nie pchnęło go wewnątrz do mówienia i rozsiadłszy się wygodniej po turecku, kontynuował;
- Ona się tym wcale nie przejmuje. Nie jest zła ani nic. Nie rozumiem jej... - odwrócił wzrok, zawieszając go na losowym punkcie przestrzeni obok łóżka White'a.
- Przecież to co zrobiliśmy było złe i godne potępienia, a ona wydawała się... nie żałować? Mam wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji. Nawet próbowała się ze mną o to wykłócać, ale to tylko pokazywało jak mało wie o świecie...
Jest taka naiwna i niewinna... Jeśli naprawdę nie wiedziała co nas przez to czeka, to tylko tym bardziej oznacza, że to moja wina, że do tego dopuściłem... Powinienem był ją chronić, a praktycznie ją wykorzystałem.
Momentalnie włosy chłopaka do reszty zrobiły się granatowe, gdy kolejne ponure myśli wzięły nad nim górę. Tak jakby już wcześniej nie uważał, że był wszystkiemu wininen, to teraz dodatkowo czuł się jakby sprowadził na złą drogę istotę tak czystą i dobrą, że nawet nie była świadoma występku jakiego się dopuszczała. No po prostu nic tylko się powiesić i oszczędzić wszystkim wokół dalszego kontaktu z takim ścierwem jak on...
Pytanie o Ann zwróciło miodowe tęczówki w stronę White'a, jednak nie czaiło się w nich zasmucenie ani gorycz, choć poważny ton Brytyjczyka wskazywał, że właśnie tego mógł poniekąd oczekiwać. Nie, zamiast żalu, Remi wyglądał na zupełnie zrelaksowanego przeniesieniem tematu na dziewczynę.
- W porządku. - stwierdził zwięźle, jak to miał w zwyczaju. I tu mógłby nawet poprzestać, gdyby coś nie pchnęło go wewnątrz do mówienia i rozsiadłszy się wygodniej po turecku, kontynuował;
- Ona się tym wcale nie przejmuje. Nie jest zła ani nic. Nie rozumiem jej... - odwrócił wzrok, zawieszając go na losowym punkcie przestrzeni obok łóżka White'a.
- Przecież to co zrobiliśmy było złe i godne potępienia, a ona wydawała się... nie żałować? Mam wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji. Nawet próbowała się ze mną o to wykłócać, ale to tylko pokazywało jak mało wie o świecie...
Jest taka naiwna i niewinna... Jeśli naprawdę nie wiedziała co nas przez to czeka, to tylko tym bardziej oznacza, że to moja wina, że do tego dopuściłem... Powinienem był ją chronić, a praktycznie ją wykorzystałem.
Momentalnie włosy chłopaka do reszty zrobiły się granatowe, gdy kolejne ponure myśli wzięły nad nim górę. Tak jakby już wcześniej nie uważał, że był wszystkiemu wininen, to teraz dodatkowo czuł się jakby sprowadził na złą drogę istotę tak czystą i dobrą, że nawet nie była świadoma występku jakiego się dopuszczała. No po prostu nic tylko się powiesić i oszczędzić wszystkim wokół dalszego kontaktu z takim ścierwem jak on...
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Lekkie podejście Remiego i jego pierwsze słowa na powrót uspokoiły trochę Brytyjczyka. Czyli jednak się nie pokłócili, Ana go nie znienawidziła i nie powiedziała, że nie chce go więcej znać. Ba, aż tak dobrze to zniosła? To serio dawało duże nadzieje na ułożenie się dobrze ich relacji. Tylko dlaczego w takim razie rudzielec miał z tym aż takie kłopoty?
Wbrew przekonaniu metamorfomaga, nie wszyscy z góry zakładali, że aż tak przejmuje się on przestrzeganiem przykazań. Wielu "praktykujących" wierzących potrafiło nieraz przymykać oko nawet na tak ważne sprawy, bo "takie nastały czasy". Nathan podchodził do tego sceptycznie i wolał nigdy nie podążać za tłumem, ale jakoś sam w domyśle też zaczął zakładać, że ktoś albo jest ateistą, albo jego wiara i praktykowanie są bardzo słabe.
- Czekaj, o co dokładnie próbowała się wykłócać? - Zmarszczył brwi, czując się trochę zdezorientowanym. Pal licho jej spokojne przyjęcie tego, co się wydarzyło. Jak mogła wyglądać ta ich sprzeczka? Jaką ona niby przyjęła stronę konfliktu i jak Remi przedstawił swoją. Jasne, uważał to za wielki błąd, co miało w sobie trochę racji, ale skoro byli dorośli, a Ann nie żałowała...
Jestem aż tak spity czy to naprawdę jest nawet dla mnie zbyt skomplikowane? Nie, po prostu mam zbyt mało wiadomości na tak zawiły problem. Ehh... To będzie naprawdę ciężka rozmowa. Może i zaczął po dobroci gadać, ale nadal...
Wbrew przekonaniu metamorfomaga, nie wszyscy z góry zakładali, że aż tak przejmuje się on przestrzeganiem przykazań. Wielu "praktykujących" wierzących potrafiło nieraz przymykać oko nawet na tak ważne sprawy, bo "takie nastały czasy". Nathan podchodził do tego sceptycznie i wolał nigdy nie podążać za tłumem, ale jakoś sam w domyśle też zaczął zakładać, że ktoś albo jest ateistą, albo jego wiara i praktykowanie są bardzo słabe.
- Czekaj, o co dokładnie próbowała się wykłócać? - Zmarszczył brwi, czując się trochę zdezorientowanym. Pal licho jej spokojne przyjęcie tego, co się wydarzyło. Jak mogła wyglądać ta ich sprzeczka? Jaką ona niby przyjęła stronę konfliktu i jak Remi przedstawił swoją. Jasne, uważał to za wielki błąd, co miało w sobie trochę racji, ale skoro byli dorośli, a Ann nie żałowała...
Jestem aż tak spity czy to naprawdę jest nawet dla mnie zbyt skomplikowane? Nie, po prostu mam zbyt mało wiadomości na tak zawiły problem. Ehh... To będzie naprawdę ciężka rozmowa. Może i zaczął po dobroci gadać, ale nadal...
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Zapadnięty we własnych, na powrót mocno depresyjnych myślach, Remi zupełnie nie wpadł na to, że Nate mógł nie zrozumieć całej tej strasznej sytuacji i potrzebować naprostowania paru faktów. Nawet pytanie przyjaciela nie zwróciło uwagi rudzielca, który smętnie wpatrywał się w ścianę za nim, dobijając za to czego się dopuścił, aż wreszcie nie mając siły dłużej siedzieć, Francuz padł z powrotem na łóżko i zakrył twarz poduszką. Chciał nieistnieć - może wtedy miałby szansę choć na moment zapomnieć o problemach i odpocząć. Wiedział, że na to nie zasługiwał, ale egoistycznie tego pragnął, wycieńczony poczuciem winy, które zżerało go już od samego przebudzenia. Do tego ten okropny strach jaki mu ciążył odkąd wyszedł dziś z kościoła - przerażenie, że pozwolił sobie zataić przed ojcem Florentinem najcięższy z grzechów, gdy poszedł się wyspowiadać, bo nie miał odwagi przyznać się na głos przed posłannikiem Boga do tego jak słabą wolę okazał się mieć... To było oczywiste, że Najwyższy już i tak o wszystkim wiedział, ale należało jeszcze wyznać swe złe uczynki na głos i poprosić o wybaczenie za nie, a tego Remi w końcu wcale się nie podjął. Nie oczyściłoby to jego duszy, a co najwyżej sumienie... ale i tak powinien był to zrobić. Wiedział to. Wiedział, ale mimo wszystko...
W pokoju znowu zapadła przygnębiająca cisza. Pytanie Nate'a pozostało bez odpowiedzi, a powód takiego stanu rzeczy był aż nazbyt oczywisty - nieprzytomność umysłowa metamorfomaga była w tej chwili naprawdę widoczna i cokolwiek go trapiło, tylko bardziej nasilało jego zwykłe nierozgarnięcie. W takim stanie nie wystarczyło jednorazowo poprosić go o wyjaśnienie, a co najmniej przejść w tryb porządnego przesłuchania, lecz czy Brytyjczyk naprawdę miał na to teraz ochotę? Ewentualnie pozostawało jeszcze znaleźć na chłopaka jakiś sposób, ale tak naprawdę to nic nie dawało gwarancji, że zadziała. Remi był niestety ciężko w obyciu, a co gorsza, sam nie wydawał się być w stanie by szybko uporać z tym co go gryzie. Po Ann też nie było na razie śladu, choć może ona miałaby więcej do powiedzenia w temacie... I co teraz?
W pokoju znowu zapadła przygnębiająca cisza. Pytanie Nate'a pozostało bez odpowiedzi, a powód takiego stanu rzeczy był aż nazbyt oczywisty - nieprzytomność umysłowa metamorfomaga była w tej chwili naprawdę widoczna i cokolwiek go trapiło, tylko bardziej nasilało jego zwykłe nierozgarnięcie. W takim stanie nie wystarczyło jednorazowo poprosić go o wyjaśnienie, a co najmniej przejść w tryb porządnego przesłuchania, lecz czy Brytyjczyk naprawdę miał na to teraz ochotę? Ewentualnie pozostawało jeszcze znaleźć na chłopaka jakiś sposób, ale tak naprawdę to nic nie dawało gwarancji, że zadziała. Remi był niestety ciężko w obyciu, a co gorsza, sam nie wydawał się być w stanie by szybko uporać z tym co go gryzie. Po Ann też nie było na razie śladu, choć może ona miałaby więcej do powiedzenia w temacie... I co teraz?
Remi Thibault
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Przez jakiś czas łudził się nawet, że wylewność Remiego potrwa nieco dłużej i wyjawi mu chociaż zarys tego, o co mu chodziło, ale oczywiście się przeliczył.
Nic co dobre nie trwa wiecznie. Heh.
Westchnął ciężko i niechętnie zwlekł się z posłania, kierując się w stronę łóżka kolegi. W połowie drogi zmienił jednak zdanie i wrócił się po coś. Tym czymś była poduszka, którą Nate zgarnął zamaszystym ruchem, a później znowu poczłapał do rudego znajomego.
- Reeemiii - zawył, stojąc już nad nim, a później przywalił mu tą poduchą w brzuch. Atak może i nie był brutalny, ponieważ orężem była jedynie bawełna wypełniona pierzem (albo czymś hipoalergicznym, bo w dzisiejszych czasach już nic nie wiadomo), ale był też na tyle dziwny i niespodziewany, że powinien był ściągnąć Francuza na ziemię.
- Rem, co Ann mówiła? O co DOKŁADNIE się spieraliście, bo chyba nie o to czy wam się w nocy podobało. - Może on powinien jednak czasem myśleć, jak dobiera słowa? Okej, był wyluzowany i tak mu się gadało łatwiej, ale nieświadome doprowadzanie Remiego do wyglądu dojrzałego pomidora mogło mu nieco utrudnić rozmawianie.
- A z resztą, jesteście dorośli... - Upuścił na niego poduszkę i machnął na wszystko ręką, by zaraz później wrócić na swoje wyro.
- Stało się i się nie odstanie, tyle. - Wzruszył mocno ramionami.
- Fakt, będziesz musiał z tym żyć, ale ŻYĆ, a nie wegetować. - Westchnął i oparł łokcie na kolanach, a później podparł głowę rękami.
No co za ludzie... Nie można o prostu iść dalej?
Tak, on naprawdę miał w tym momencie trochę zmodyfikowane pojmowanie.
Nic co dobre nie trwa wiecznie. Heh.
Westchnął ciężko i niechętnie zwlekł się z posłania, kierując się w stronę łóżka kolegi. W połowie drogi zmienił jednak zdanie i wrócił się po coś. Tym czymś była poduszka, którą Nate zgarnął zamaszystym ruchem, a później znowu poczłapał do rudego znajomego.
- Reeemiii - zawył, stojąc już nad nim, a później przywalił mu tą poduchą w brzuch. Atak może i nie był brutalny, ponieważ orężem była jedynie bawełna wypełniona pierzem (albo czymś hipoalergicznym, bo w dzisiejszych czasach już nic nie wiadomo), ale był też na tyle dziwny i niespodziewany, że powinien był ściągnąć Francuza na ziemię.
- Rem, co Ann mówiła? O co DOKŁADNIE się spieraliście, bo chyba nie o to czy wam się w nocy podobało. - Może on powinien jednak czasem myśleć, jak dobiera słowa? Okej, był wyluzowany i tak mu się gadało łatwiej, ale nieświadome doprowadzanie Remiego do wyglądu dojrzałego pomidora mogło mu nieco utrudnić rozmawianie.
- A z resztą, jesteście dorośli... - Upuścił na niego poduszkę i machnął na wszystko ręką, by zaraz później wrócić na swoje wyro.
- Stało się i się nie odstanie, tyle. - Wzruszył mocno ramionami.
- Fakt, będziesz musiał z tym żyć, ale ŻYĆ, a nie wegetować. - Westchnął i oparł łokcie na kolanach, a później podparł głowę rękami.
No co za ludzie... Nie można o prostu iść dalej?
Tak, on naprawdę miał w tym momencie trochę zmodyfikowane pojmowanie.
Nathan White
Re: POKÓJ JAK POKÓJ
Może i nic nie trwa wiecznie, jednak ta minuta czy dwie ciszy ciągnęły się dla Francuza w prawdziwą nieskończoność. W tym czasie zdążył się już tak dobić, że na przeciągłe wołanie go ze strony White'a, metamorfomag nawet nie zdążył zebrać się do odpowiedzi, zanim nie oberwał czymś w brzuch i w szoku zerwał się do pozycji siedzącej, rozglądając za sprawcą ataku. W momencie, gdy jasne, wielkie jak spodki oczyska wbiły nieprzytomne spojrzenie w Nathana, ten akurat mówił coś o ostatniej nocy. Nie zahaczało to jednak o grzeszność tego czego Remi dopuścił się z Ann, tylko o doznania z tym związane... tyle wystarczyło by chłopak momentalnie spuścił wzrok na ziemię, czerwieniąc się na twarzy i kolorystycznie dopasowując włosy do barwy policzków.
(...) bo chyba nie o to czy wam się w nocy podobało.
Czy nam się w nocy podobało...
Oj, tak. Podobało. Jakby miał to ocenić, to dałby Ann tysiąc punktów w dziesięciopunktowej skali za samo zaangażowanie, a jeszcze dochodziła cała reszta niuansów... w wielkim skrócie ujmując; coś tak zajebistego nie powinno posyłać do piekła, ale Remi aż za dobrze zrozumiał dlaczego nazywają wodzenie do grzechu "kuszeniem"...
Dałbym się jej skusić jeszcze milion razy...
Załamany samym sobą, Remi schował twarz w dłoniach, ignorując dalsze gderanie kolegi, który równie nagle co go napadł z poduszką, właśnie postanowił wrócić na własne łóżko, pierdoląc coś o życiu i wegetarianizmie. What the hell..?
- Dlaczego to musi być takie ciężkie? - jęknął w końcu Francuz i odkrywszy wciąż zarumienioną, choć już nie zupełnie zburaczałą twarz, sięgnął po pościel, wtulając się w nią i opatulając. Wciąż pachniała Annabell... i był to w tym momencie kojący zapach, dodający mu otuchy, zamiast na nowo dobijać.
- Zawsze uważałem, że mam silniejszą wolę, a wystarczył jeden wspólny wieczór, żeby... To okropne.
Nic z tego czego uczył mnie ojciec, nie pomogło mi w tamtej chwili słabości. Zawsze miał co do mnie rację - jestem beznadziejnym przypadkiem...
(...) bo chyba nie o to czy wam się w nocy podobało.
Czy nam się w nocy podobało...
Oj, tak. Podobało. Jakby miał to ocenić, to dałby Ann tysiąc punktów w dziesięciopunktowej skali za samo zaangażowanie, a jeszcze dochodziła cała reszta niuansów... w wielkim skrócie ujmując; coś tak zajebistego nie powinno posyłać do piekła, ale Remi aż za dobrze zrozumiał dlaczego nazywają wodzenie do grzechu "kuszeniem"...
Dałbym się jej skusić jeszcze milion razy...
Załamany samym sobą, Remi schował twarz w dłoniach, ignorując dalsze gderanie kolegi, który równie nagle co go napadł z poduszką, właśnie postanowił wrócić na własne łóżko, pierdoląc coś o życiu i wegetarianizmie. What the hell..?
- Dlaczego to musi być takie ciężkie? - jęknął w końcu Francuz i odkrywszy wciąż zarumienioną, choć już nie zupełnie zburaczałą twarz, sięgnął po pościel, wtulając się w nią i opatulając. Wciąż pachniała Annabell... i był to w tym momencie kojący zapach, dodający mu otuchy, zamiast na nowo dobijać.
- Zawsze uważałem, że mam silniejszą wolę, a wystarczył jeden wspólny wieczór, żeby... To okropne.
Nic z tego czego uczył mnie ojciec, nie pomogło mi w tamtej chwili słabości. Zawsze miał co do mnie rację - jestem beznadziejnym przypadkiem...
Remi Thibault
Sponsored content
Strona 11 z 16 • 1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 16
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 11 z 16
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach