Stare kartoflisko
Strona 1 z 7 • Share
Strona 1 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Stare kartoflisko
Niegdyś atrakcyjne i urodzajne pole znajdujące się na samym skraju miasta, przez lata zaniedbań zmieniło się w niepotrzebny nikomu ugór. Chociaż wygląda dość przygnębiająco, nie zniechęca to studentów do organizowania na nim hucznych ognisk. Położony na odludziu teren idealnie nadaje się też do pojedynków o honor, chwałę czy inne tego typu głupoty.
Veneficium
Re: Stare kartoflisko
Wreszcie nadszedł weekend. Ostatnie godziny soboty, niezależnie jak wietrznej i chłodnej, miały dla studentów i mieszkańców miasta obfitować w dobrą zabawę w doborowym towarzystwie przy ognisku wysokim na pięć metrów! Kilkunastu studentów z piątego roku naznosiło na stare kartoflisko kilka ofiar niebezpiecznych eksperymentów i błędnych transmutacji w postaci połamanych lub nadto powiększonych mebli, zniszczonych, drewnianych posągów, ram od obrazów, starych drewnianych palet i innych głównie przypalonych, i z lekka zwęglonych przedmiotów niewiadomego pochodzenia i roli. Wszystko to przy pomocy różdżek ułożyli w kształt, który pewnie wyjściowo miał przypominać piramidę, tipi albo inny bardziej ostrosłupowy kształt, ale wyszedł im drewniany collage o zdecydowanie zbyt obłym czubku, przypominając wielki tampon. Brawo! Wszyscy pogratulowali sobie humoru i kiedy szaruga zaczęła zabierać miasteczku kolory, zaczęli podpalać konstrukcje od dołu, ostrożnie, by nie zakrztusić się dymem i nie rozpirzyć wszystkiego przez pośpiech. Ognisko rozpalało się dobre czterdzieści minut, ale w końcu kartoflisko zaczęła rozświetlać ruchoma, złota łuna, wydobywająca się z syczącego i strzelającego, ogromnego ogniska, widocznego z każdego domu Zasiedmiogórogrodu, a nawet z kilku najwyższych pięter akademików.
Studenci przy pomocy zaklęcia porobili dookoła kilka okręgów pełnych kamiennych pseudo-krzeseł i pseudo-kanap, rozłożonych dookoła okrągłego kamulca, pełniącego rolę stołu. Wszyscy zasiadający mogli się poczuć jak na melanżu u króla Artura. Dodatkowo w centrum każdego stołu wyżłobiono głębokie na kilkadziesiąt centymetrów wgłębienia, które zalano wodą. Następnie wodę tę zamrożono, a potem bestialsko potłuczono, by ostatecznie dziury wypełnione były z górką kostkami lodu, gotowymi na włożenie w nie kilkunastu butelek z różnorakimi trunkami bogów, wymagających odpowiednio niskiej temperatury.
Kolejny kamienny pseudo-stół stał się podestem dla ewentualnych artystów chcących zaprezentować swój kunszt, na którego najdalszym skraju teleportowano sporej wielkości gramofon, którego trąbę powiększono jeszcze bardziej, by była idealnym nagłośnieniem na taką imprezę. Na płyty winylowe przeniesiono najbardziej złote – ba, diamentowe! - hity z dawnych lat i najnowsze utwory do podrygiwania. Z racji niemożności używania elektroniki studenci pozajdowali swojej sposoby na dobrą zabawę. Jak co roku o tej porze muzyka gromko zalała kartoflisko i jego najbliższe tereny, echem mknąc jeszcze daleko po ulicach miasta.
Tej nocy nikt nie zaśnie. Taka była tradycja.
Studenci przy pomocy zaklęcia porobili dookoła kilka okręgów pełnych kamiennych pseudo-krzeseł i pseudo-kanap, rozłożonych dookoła okrągłego kamulca, pełniącego rolę stołu. Wszyscy zasiadający mogli się poczuć jak na melanżu u króla Artura. Dodatkowo w centrum każdego stołu wyżłobiono głębokie na kilkadziesiąt centymetrów wgłębienia, które zalano wodą. Następnie wodę tę zamrożono, a potem bestialsko potłuczono, by ostatecznie dziury wypełnione były z górką kostkami lodu, gotowymi na włożenie w nie kilkunastu butelek z różnorakimi trunkami bogów, wymagających odpowiednio niskiej temperatury.
Kolejny kamienny pseudo-stół stał się podestem dla ewentualnych artystów chcących zaprezentować swój kunszt, na którego najdalszym skraju teleportowano sporej wielkości gramofon, którego trąbę powiększono jeszcze bardziej, by była idealnym nagłośnieniem na taką imprezę. Na płyty winylowe przeniesiono najbardziej złote – ba, diamentowe! - hity z dawnych lat i najnowsze utwory do podrygiwania. Z racji niemożności używania elektroniki studenci pozajdowali swojej sposoby na dobrą zabawę. Jak co roku o tej porze muzyka gromko zalała kartoflisko i jego najbliższe tereny, echem mknąc jeszcze daleko po ulicach miasta.
Tej nocy nikt nie zaśnie. Taka była tradycja.
Mistrz Gry
Re: Stare kartoflisko
Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, a starsze roczniki już dawno zabrały się za przygotowywanie miejsca na zabawę. Nathan po prostu nie byłby sobą, gdyby nie postanowił się przyłączyć i nie przybył na miejsce jako jeden z pierwszych. Wiele do roboty nie miał, bo piąty rocznik praktycznie skończył już okładanie sterty drewnianych odpadów do spalenia, a i stoły zostały już odpowiednio rozstawione. Skąd oni wzięli te rzeczy do spalenia? Nate już nawet nie pytał, bo nie było warto. Każdy z tych fantów, albo wziął się tak właściwie znikąd, albo miał tak długą historię, że nie opłacało się jej nawet opowiadać.
Po przywitaniu się ze wszystkimi obecnymi, White pomógł w "pracach wykończeniowych" i ułożył na jednym ze stołów przyniesione ze sobą butelki. Nie, nie były one pełne, bo część jednak zostawił sobie w pokoju, ale i tak spokojnie mogły umilić zabawę wielu studentom.
A jego ubiór? Klasycznie, ciemne jeansy, jakiś t-shirt z nadrukiem, kraciasta koszula i szary płaszcz. W zasadzie, zawsze się tak ubierał, więc i na ognisko się jakoś specjalnie nie wystroił.
Udostępniam od siebie z kufra:
- "Łzy artysty" (0,5 L)
- Ogden's Old Firewhisky 45% (0,75 L)
- Magipsolut 50% (0,7 L)
- Brandy 30% (0,5 L )
- Elf-made wine 12% (1 L)
- Elderflower wine 15% (1 L)
Po przywitaniu się ze wszystkimi obecnymi, White pomógł w "pracach wykończeniowych" i ułożył na jednym ze stołów przyniesione ze sobą butelki. Nie, nie były one pełne, bo część jednak zostawił sobie w pokoju, ale i tak spokojnie mogły umilić zabawę wielu studentom.
A jego ubiór? Klasycznie, ciemne jeansy, jakiś t-shirt z nadrukiem, kraciasta koszula i szary płaszcz. W zasadzie, zawsze się tak ubierał, więc i na ognisko się jakoś specjalnie nie wystroił.
Udostępniam od siebie z kufra:
- "Łzy artysty" (0,5 L)
- Ogden's Old Firewhisky 45% (0,75 L)
- Magipsolut 50% (0,7 L)
- Brandy 30% (0,5 L )
- Elf-made wine 12% (1 L)
- Elderflower wine 15% (1 L)
Nathan White
Re: Stare kartoflisko
Wreszcie nadszedł ten wieczór - pierwsza studencka impreza i pierwsze wyjście z dziewczyną u boku! Remi nie szczędził sobie wody kolońskiej i nawet ulizał włosy, chcąc wyglądać najlepiej jak się tylko dało. Przed wyjściem z pokoju wyżuł całą paczkę gum, a w drodze po Ann zapchał się miętówkami, ledwo ogarniając co się dzieje wokół niego, znerwicowany jak nigdy dotąd. Jasne, to było tylko wyjście na ewent, nic wielkiego, ale dla niego - osoby zupełnie zacofanej w sferze młodzieńczych spotkań i relacji, która wszystkie bale i zabawy w poprzedniej szkole przesiedziała w pokoju czy ze zwierzakami, wyjście na coś co chociaż w mocnym przybliżeniu można by uznać za randkę było doświadczeniem pełnym skrajnych emocji, w tym strachu zmieszanego z ekscytacją, przez które jego zaczesane do tyłu kłaki wariowały i mieniły wszelkimi możliwymi barwami, ani na moment nie poprzestając dłużej na tylko jednym odcieniu. Chociaż tyle, że chłopak darował sobie elegancki ubiór i kwiatka - tego pierwszego nie posiadał, a drugiego nie pomyślał by zawczasu kupić. Szukanie kwiaciarni na ostatnią chwilę nie wchodziło w grę, a zresztą nawet nie był pewien jakie kwiaty wybranka jego serca lubiła najbardziej. Jeszcze uznałaby go za pretensjonalnego, gdyby postawił na najoczywistszy wybór, czyli różę... Prościej było dać sobie z tym siana i modlić by nie uraził ją brak podarunku.
Dotarł do niej czerwony jak cegła, z włosami jak u cholernego kucyka pony - każde pasmo w innym, jaskrawym kolorze, a do tego spocony i wyraźnie przerażony. Wystarczyło jednak by podarowała mu jeden swój uśmiech, a większość nerwów zniknęła bezpowrotnie i wyraźnie bardziej rozluźniony Francuz zaoferował Ann swe ramię, po czym oboje trafili na już trwające ognisko. Tak, trafili - to słowo jest tu kluczowe, bo udało im się trochę pogubić, czy to z roztrzepania Remiego, czy zwykłego zagadania. Na miejscu rudzielec wyglądał już normalniej; włosy miał znowu marchewkowe, do tego trochę rozwiane przez wiatr i co chwilowe przeczesywanie je rękoma (zaczynał mieć chyba jakieś tiki, bo co i rusz drapał się po głowie, bawił zapalniczką, łapał za papierosy czy coś w tym guście, a wszystko to nasilało się, gdy wzrastało jego, niekoniecznie negatywne, zaaferowanie całą sytuacją). Gdy para przystanęła na moment z boku, Francuz mimowolnie odwrócił twarz od ukochanej by rozejrzeć się po już zgromadzonym tłumie. Dostrzegłszy Nathana, machinalnie objął Ann w pasie, samemu tego nawet nie rejestrując. Był to odruch, którego jego mózg nie musiał zlecać ciału, aby te go wykonało.
Dotarł do niej czerwony jak cegła, z włosami jak u cholernego kucyka pony - każde pasmo w innym, jaskrawym kolorze, a do tego spocony i wyraźnie przerażony. Wystarczyło jednak by podarowała mu jeden swój uśmiech, a większość nerwów zniknęła bezpowrotnie i wyraźnie bardziej rozluźniony Francuz zaoferował Ann swe ramię, po czym oboje trafili na już trwające ognisko. Tak, trafili - to słowo jest tu kluczowe, bo udało im się trochę pogubić, czy to z roztrzepania Remiego, czy zwykłego zagadania. Na miejscu rudzielec wyglądał już normalniej; włosy miał znowu marchewkowe, do tego trochę rozwiane przez wiatr i co chwilowe przeczesywanie je rękoma (zaczynał mieć chyba jakieś tiki, bo co i rusz drapał się po głowie, bawił zapalniczką, łapał za papierosy czy coś w tym guście, a wszystko to nasilało się, gdy wzrastało jego, niekoniecznie negatywne, zaaferowanie całą sytuacją). Gdy para przystanęła na moment z boku, Francuz mimowolnie odwrócił twarz od ukochanej by rozejrzeć się po już zgromadzonym tłumie. Dostrzegłszy Nathana, machinalnie objął Ann w pasie, samemu tego nawet nie rejestrując. Był to odruch, którego jego mózg nie musiał zlecać ciału, aby te go wykonało.
Remi Thibault
Re: Stare kartoflisko
W przeciwieństwie do Remiego ona nie brała tej imprezy aż tak na serio. Może i nie była duszą towarzystwa i nie znała się za dobrze na zachowaniu ludzi "w wielkim świecie", ale miała jednak w głowie jakiś obraz zabaw młodych ludzi przy ognisku, bo w takowych jednak uczestniczyła. Może nie w jakimś wielkim gronie i duży odsetek grupy stanowiło kuzynostwo, ale panujące tam zasady mogły przypominać te ze studenckich obchodów rozpoczęcia roku. Oczywiście, musiała brać dużą poprawkę na skalę tego wydarzenia. Dużo studentów, więcej alkoholu, większa wolność... Nie mogła powiedzieć, by jej to nie przerażało, ale jednocześnie na swój sposób ciekawiło. To naprawdę będzie takie straszne, jak jej się wydaje czy jednak przesadza? O tym się dopiero przekona.
I tak nie zabawię tam długo. Ja, alkohol i obcy ludzie to nienajlepsze połączenie. O Remiego też się jakoś boję, bo nie wygląda na osobę, która poradzi sobie w takim towarzystwie. Z resztą, skoro już idzie ze mną, to jakoś głupio mi go tam samego zostawić. Odciąganie go od zabawy też nie jest najmilsze, ale to dla jego dobra.
Zbłądzenie po drodze jakoś jej nie zdziwiło, bo przecież oboje nie znali okolicy na tyle dobrze, żeby od razu trafić na kartoflisko. W dodatku oboje tak strasznie bujali w obłokach, że ognisko udało im się wypatrzyć dopiero, gdy zaczęło zachodzić słońce. W końcu jednak dotarli i nawet nie było jeszcze aż tak wielu osób.
Hmm. Na razie jest spokojnie, ale dopiero się zaczyna.
Z zamyślenia wyrwał ją Francuz, który ni z tego, ni z owego postanowił ją objąć. Zaskoczona spojrzała na niego, a później podążyła za jego wzrokiem. Wpatrywał się w jakąś grupkę chłopaków, co sprawiło, że Ann po kilku sekundach cicho parsknęła śmiechem. To było dla niej całkiem ciekawe, jak straszną on czuł potrzebę podkreślenia ich relacji w towarzystwie.
- Aż tak się boisz, że ktoś ci mnie zabierze? - Zaśmiała się raz jeszcze, a później wspięła się na palce i dała mu całusa. Chciał się pochwalić i odpędzić ewentualnych adoratorów, więc proszę, kolejny dowód, że ją wygrał.
Gdybyśmy nie zostali parą, to też by się podobnie zachowywał. Może nie aż tak, bo byłabym "koleżanką", ale nieświadomie by to robił. To całkiem miłe.
I tak nie zabawię tam długo. Ja, alkohol i obcy ludzie to nienajlepsze połączenie. O Remiego też się jakoś boję, bo nie wygląda na osobę, która poradzi sobie w takim towarzystwie. Z resztą, skoro już idzie ze mną, to jakoś głupio mi go tam samego zostawić. Odciąganie go od zabawy też nie jest najmilsze, ale to dla jego dobra.
Zbłądzenie po drodze jakoś jej nie zdziwiło, bo przecież oboje nie znali okolicy na tyle dobrze, żeby od razu trafić na kartoflisko. W dodatku oboje tak strasznie bujali w obłokach, że ognisko udało im się wypatrzyć dopiero, gdy zaczęło zachodzić słońce. W końcu jednak dotarli i nawet nie było jeszcze aż tak wielu osób.
Hmm. Na razie jest spokojnie, ale dopiero się zaczyna.
Z zamyślenia wyrwał ją Francuz, który ni z tego, ni z owego postanowił ją objąć. Zaskoczona spojrzała na niego, a później podążyła za jego wzrokiem. Wpatrywał się w jakąś grupkę chłopaków, co sprawiło, że Ann po kilku sekundach cicho parsknęła śmiechem. To było dla niej całkiem ciekawe, jak straszną on czuł potrzebę podkreślenia ich relacji w towarzystwie.
- Aż tak się boisz, że ktoś ci mnie zabierze? - Zaśmiała się raz jeszcze, a później wspięła się na palce i dała mu całusa. Chciał się pochwalić i odpędzić ewentualnych adoratorów, więc proszę, kolejny dowód, że ją wygrał.
Gdybyśmy nie zostali parą, to też by się podobnie zachowywał. Może nie aż tak, bo byłabym "koleżanką", ale nieświadomie by to robił. To całkiem miłe.
Annabella Greenforest
Re: Stare kartoflisko
No, nareszcie coś się działo! Na oficjalną inaugurację nie przyszła, ale otwarcie roku akademickiego organizowane przez studentów wydawało się już całkiem przyjemną wizją. Nie przygotowywała się na to wydarzenie jak na jakiś wielki bal czy imprezę stulecia, ale o ułożeniu włosów, makijażu, paznokciach i dobranych ciuchach nie zapomniała. Jasne, efekt miał dawać wrażenie braku dbałości i wyglądania cool bez wysiłku, więc nikomu by się nie przyznała, że to wszystko przemyślała.
Tak czy siak, zwyczajowy czarny top, kraciasta koszula, ciemne rurki, glany i skórzana kurtka były? Były, więc Sam wyglądała jak na nią przystało. W temat się już bardziej nie zagłębiajmy.
Po wbiciu na imprezę, pierwszym co rzuciło jej się w oczy był przyniesiony przez Nathana alkohol, więc po rzuceniu kilku "hejka", "cześć", "musimy się razem napić", podeszła do stolika i nalała sobie kolorowego płynu to jednej ze szklanek, z którą później oddaliła się od stołu, by popijać trunek podczas przechadzki między zbierającym się powoli ludem.
//Hej, ruszamy się ludzie, impreza jest!
Tak czy siak, zwyczajowy czarny top, kraciasta koszula, ciemne rurki, glany i skórzana kurtka były? Były, więc Sam wyglądała jak na nią przystało. W temat się już bardziej nie zagłębiajmy.
Po wbiciu na imprezę, pierwszym co rzuciło jej się w oczy był przyniesiony przez Nathana alkohol, więc po rzuceniu kilku "hejka", "cześć", "musimy się razem napić", podeszła do stolika i nalała sobie kolorowego płynu to jednej ze szklanek, z którą później oddaliła się od stołu, by popijać trunek podczas przechadzki między zbierającym się powoli ludem.
//Hej, ruszamy się ludzie, impreza jest!
Samantha Kastner
Re: Stare kartoflisko
Czarodzieja przez cały okres przygotowań nie opuszczał dobry humor, a wręcz przeciwnie, z każdą chwilą i każdą przybywającą osobą Nathan czuł się coraz lepiej. Ten facet zdecydowanie nie należał do osób z fobią społeczną, ponieważ tego typu eventy tylko go nakręcały... przez co był jeszcze bardziej irytujący dla towarzystwa niż zwykle. Ognisko dopiero się zaczynało, a on już skakał między osobami i nadawał jak katarynka, a biorąc pod uwagę, że alkoholu jeszcze nie wziął dzisiaj do ust, zapowiadało się bardzo ciekawie...
Co? Już ktoś...
Odwrócił się widząc, jak czyjaś ręka sięga po butelkę i nalewa sobie kolorowego trunku do szklanki.
Że też mnie to nie dziwi...
Nawiązawszy kontakt wzrokowy z dziewczyną, uśmiechnął się do niej szeroko i skłonił się uprzejmie w ramach powitania. Stał zbyt daleko, by się do niej odzywać, a jakoś niespieszno mu było do niej teraz podchodzić, więc na tym (jak zwykle teatralnym) geście poprzestał i zajął się na nowo swoimi sprawami.
Dopiero widok dość charakterystycznych rudej i wiśniowej czupryny zwrócił jego uwagę na tyle, by oderwał się od rozmowy ze znajomymi z roku i skierować się właśnie w ich stronę. Zobaczywszy jak Ann całuje Remiego, Nate tylko się do siebie uśmiechnął.
A więc jednak wyszło!
Mimo całej tej burzy, jaką ostatnio wywołał, czuł się usatysfakcjonowany. Dla niego zawsze bardziej liczyło się osiągnięcie celu, niż droga, jaką trzeba było do niego pokonać. Czasem musiało być źle, żeby na końcu było świetnie, więc warto było zaryzykować. Mimo wyznawania tej zasady, White postanowił się jednak w przyszłości hamować przy Francuzie, by jednak nie doprowadzić do prawdziwej katastrofy i nie, tego ostatniego nie nazwałby jeszcze PRAWDZIWĄ katastrofą, te prawdziwe były w jego wykonaniu na znacznie większą skalę...
- Cześć, dzieciaki. - Wyszczerzył się i wyprostował, stając zaraz na przeciwko nich. Powiedział to oczywiście żartobliwie, bo te dwa lata różnicy i trochę więcej doświadczenia życiowego (pod niektórymi względami) nie sprawiały, że czuł się w jakikolwiek lepszy od tej dwójki... choć z drugiej strony faktycznie przypominali mu teraz parkę uroczych dzieciaków, które można by poczochrać po główkach i powiedzieć "a nie mówiłem".
Co? Już ktoś...
Odwrócił się widząc, jak czyjaś ręka sięga po butelkę i nalewa sobie kolorowego trunku do szklanki.
Że też mnie to nie dziwi...
Nawiązawszy kontakt wzrokowy z dziewczyną, uśmiechnął się do niej szeroko i skłonił się uprzejmie w ramach powitania. Stał zbyt daleko, by się do niej odzywać, a jakoś niespieszno mu było do niej teraz podchodzić, więc na tym (jak zwykle teatralnym) geście poprzestał i zajął się na nowo swoimi sprawami.
Dopiero widok dość charakterystycznych rudej i wiśniowej czupryny zwrócił jego uwagę na tyle, by oderwał się od rozmowy ze znajomymi z roku i skierować się właśnie w ich stronę. Zobaczywszy jak Ann całuje Remiego, Nate tylko się do siebie uśmiechnął.
A więc jednak wyszło!
Mimo całej tej burzy, jaką ostatnio wywołał, czuł się usatysfakcjonowany. Dla niego zawsze bardziej liczyło się osiągnięcie celu, niż droga, jaką trzeba było do niego pokonać. Czasem musiało być źle, żeby na końcu było świetnie, więc warto było zaryzykować. Mimo wyznawania tej zasady, White postanowił się jednak w przyszłości hamować przy Francuzie, by jednak nie doprowadzić do prawdziwej katastrofy i nie, tego ostatniego nie nazwałby jeszcze PRAWDZIWĄ katastrofą, te prawdziwe były w jego wykonaniu na znacznie większą skalę...
- Cześć, dzieciaki. - Wyszczerzył się i wyprostował, stając zaraz na przeciwko nich. Powiedział to oczywiście żartobliwie, bo te dwa lata różnicy i trochę więcej doświadczenia życiowego (pod niektórymi względami) nie sprawiały, że czuł się w jakikolwiek lepszy od tej dwójki... choć z drugiej strony faktycznie przypominali mu teraz parkę uroczych dzieciaków, które można by poczochrać po główkach i powiedzieć "a nie mówiłem".
Nathan White
Re: Stare kartoflisko
- Hmm? Ale co... - tylko tyle zdążył wypowiedzieć Francuz, zanim ukochana skradła mu najsłodszy pocałunek. Po tym geście już nawet nie pytał o więcej, choć nie dotarł go sens jej słów. Był zbyt rozkojarzony i poddenerwowany i ciężko było mu się na czymkolwiek skupić. Nerwy, ale też ekscytacja i ciekawość brały nad nim górę, bombardując go coraz to nowymi rozkminami i spostrzeżeniami. A na to wszystko przylazł jeszcze ten... Nathan. Dopiero na jego osobie rudzielcowi udało się skoncentrować. Wciąż obejmując Ann w pasie, chociaż teraz jakby odrobinę mocniej, Remi podniósł swe jasne oczy na przyjaciela, witając go wygiętymi w podkówkę ustami i wyjątkowo chłodnym tonem.
- Sam jesteś dzieciak... - burknął tylko, odwracając wzrok na stół z przekąskami. To nie tak, że nie lubił Nate'a, bo wtedy pewnie prychnąłby tylko i go olał, albo momentalnie wkurzył, zwłaszcza biorąc pod uwagę ile ostatnio razem przeszli (albo raczej ile on przeszedł przez niego...). Nie, Remi lubił tego męczyduszę, jednak był to ten dziwny typ sympatii, gdzie ma się nieprzerwaną chęć urżnięcia drugiej osobie głowy, albo przynajmniej dania w zęby. Ilekroć uchachana gęba White'a pojawiała się na widoku, Remiego krew zalewała, jakby z góry przeczuwał, że zaraz stanie się coś złego, najpewniej jemu, najpewniej przez tego jełopa. I w 90% przypadków miał rację. W sumie tylko na tym jednym lunchu na który razem poszli nie stało się nic co by źle wspominał i to tylko dlatego, że jego towarzysz się spieszył. Chociaż tyle - jedno nienegatywne wspomnienie. Czy to ognisko miało szansę stać się drugim?
- Fajnie to wygląda... - przyznał w końcu rudzielec, nie potrafiąc się dłużej dąsać. Co jak co, ale atmosfera bardzo szybko zaczęła mu się udzielać i już po chwili miodowe ślepia chłopaka skakały z jednego miejsca na drugie, a to zatrzymując się na widowiskowym płomieniu, a to na kolorowych butelkach i jedzeniu, aż wreszcie wracając do Ann i Nate'a, czy lustrując resztę zebranych... Niczym dziecko w wesołym miasteczku, Remi sam nie wiedział na czym skupić uwagę, co musiało wyglądać naprawdę uroczo, gdyż nawet nie próbował tego jakkolwiek ukrywać. W głowie pojawiało mu się tylko to jedno, okropne pytanie, które ostatnio jakoś coraz częściej go nawiedzało;
To co teraz...??
- Sam jesteś dzieciak... - burknął tylko, odwracając wzrok na stół z przekąskami. To nie tak, że nie lubił Nate'a, bo wtedy pewnie prychnąłby tylko i go olał, albo momentalnie wkurzył, zwłaszcza biorąc pod uwagę ile ostatnio razem przeszli (albo raczej ile on przeszedł przez niego...). Nie, Remi lubił tego męczyduszę, jednak był to ten dziwny typ sympatii, gdzie ma się nieprzerwaną chęć urżnięcia drugiej osobie głowy, albo przynajmniej dania w zęby. Ilekroć uchachana gęba White'a pojawiała się na widoku, Remiego krew zalewała, jakby z góry przeczuwał, że zaraz stanie się coś złego, najpewniej jemu, najpewniej przez tego jełopa. I w 90% przypadków miał rację. W sumie tylko na tym jednym lunchu na który razem poszli nie stało się nic co by źle wspominał i to tylko dlatego, że jego towarzysz się spieszył. Chociaż tyle - jedno nienegatywne wspomnienie. Czy to ognisko miało szansę stać się drugim?
- Fajnie to wygląda... - przyznał w końcu rudzielec, nie potrafiąc się dłużej dąsać. Co jak co, ale atmosfera bardzo szybko zaczęła mu się udzielać i już po chwili miodowe ślepia chłopaka skakały z jednego miejsca na drugie, a to zatrzymując się na widowiskowym płomieniu, a to na kolorowych butelkach i jedzeniu, aż wreszcie wracając do Ann i Nate'a, czy lustrując resztę zebranych... Niczym dziecko w wesołym miasteczku, Remi sam nie wiedział na czym skupić uwagę, co musiało wyglądać naprawdę uroczo, gdyż nawet nie próbował tego jakkolwiek ukrywać. W głowie pojawiało mu się tylko to jedno, okropne pytanie, które ostatnio jakoś coraz częściej go nawiedzało;
To co teraz...??
Remi Thibault
Re: Stare kartoflisko
W przeciwieństwie do Remiego, Ann nie ekscytowała się aż tak ogromnie całą tą imprezą. Jasne, zapowiadało się całkiem hucznie i trochę się tego obawiała, ale nie miała ochoty drżeć ze zdenerwowania i ogarniać wszystkiego wzrokiem. Zerknęła na całe zgromadzone towarzystwo, stoliki, rzeczy na nich i ognisko, ale później skupiła się tylko na obserwowaniu Francuza, który o dziwo wydawał jej się znacznie ciekawszym widokiem. Ta mieszanka ekscytacji, zaciekawienia i zwyczajowego już bujania w obłokach jakoś przywoływała na jej twarz uśmiech. Po prostu cieszył ją widok pozytywnych emocji u innych osób, a już zwłaszcza u niego.
Dopiero głos Nathana i ujrzenie go kątem oka sprawiły, że odwróciła głowę.
- Cześć... - rzuciła ciszej od niego, ale na szczęście słyszalnie. Nie miała skłonności do mówienia głośno, co mogło się w najbliższym czasie okazać dość problematyczne. To również można było dopisać do listy powodów, dla których wolała się oddalić, gdy zbierze się tu zbyt wielu ludzi.
Zaśmiała się bezgłośnie, gdy chłopcy zaczęli się przekomarzać, co najwyraźniej ciągle im się zdarzało. To ten nietypowy rodzaj relacji "kto się czubi, ten się lubi", tak? Nie wyglądali na wrogów, a Nathan zbyt lekko podchodził do ich pogawędek, by uważać, że faktycznie drażni rudzielca z czystej złośliwości. Oby tylko i tym razem nie przegiął...
Dopiero głos Nathana i ujrzenie go kątem oka sprawiły, że odwróciła głowę.
- Cześć... - rzuciła ciszej od niego, ale na szczęście słyszalnie. Nie miała skłonności do mówienia głośno, co mogło się w najbliższym czasie okazać dość problematyczne. To również można było dopisać do listy powodów, dla których wolała się oddalić, gdy zbierze się tu zbyt wielu ludzi.
Zaśmiała się bezgłośnie, gdy chłopcy zaczęli się przekomarzać, co najwyraźniej ciągle im się zdarzało. To ten nietypowy rodzaj relacji "kto się czubi, ten się lubi", tak? Nie wyglądali na wrogów, a Nathan zbyt lekko podchodził do ich pogawędek, by uważać, że faktycznie drażni rudzielca z czystej złośliwości. Oby tylko i tym razem nie przegiął...
Annabella Greenforest
Re: Stare kartoflisko
Nate parsknął śmiechem, słysząc tę klasyczną ripostę, a później się wyszczerzył.
- No wiem - oświadczył z dziwną dumą w głosie i tyle tylko powiedział. To akurat była klasyczna odpowiedź na to, gdy ktoś po nim jechał, przyznanie komuś w tej sprawie racji wytrącało mu niejako kartę z ręki, a nieraz nawet nieźle zaskakiwało i to Brytyjczykowi dawało przewagę w dyskusji.
Zaśmiał się po raz kolejny, obserwując nadąsaną minę rudzielca, który próbował udawać, że woli go nie widzieć na oczy. Nooo może po części była to prawda, ale przecież i tak go kochał! Love-hate czy jakoś tak. Ten rodzaj przyjaźni, gdzie tak kogoś lubisz, że aż mach ochotę mu nieraz przywalić. Może i Nate powtarzał sobie regularnie w myślach, że ma nie przeginać, moment "przyjacielskiego pobicia się" z Remim był tylko kwestią czasu i White nie musiał być nawet jasnowidzem, by się tego domyślić.
Za dobrze znam siebie i swoją niewyparzoną gębę.
Uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce, chcąc w ten sposób zaprezentować dzieło za swoimi plecami.
- Witam na corocznym studenckim wieczorze integracyjnym z ogniskiem w tle - wyrecytował swoją pokrętną wymyśloną kiedyś nazwę i znowu się wyszczerzył. Dobrze, że gość dbał o te swoje zęby, bo aż zbyt często pokazywał je światu w pełnej krasie.
Nagle spoważniał, przypominając sobie o czymś. A może mając przebłysk przyszłości? Cholera, znowu nie wiedział, czy to domysły, czy to faktycznie może się stać, czy co...
Przezorny zawsze ubezpieczony.
Brunet zmarszczył brwi i skupił swoją uwagę na Francuzie.
- Remi, miałeś ty kiedyś kontakt z alkoholem? Albo chociaż kojarzysz, jak może wyglądać studencka impreza? To może być dość istotne - powiedział dziwnie poważnym tonem, zupełnie jak nie on.
Nie chcę, żebyście się w coś wpakowali. Naprawdę wyglądacie tu jak dzieciaki, a ja nie chcę zrobić za opiekuna. Chcę się dziś bawić, ale też nie chcę mieć was na sumieniu. Kurna, dlaczego ja mam wrażenie, że będę skakał między patrzeniem na was, a spędzaniem czasu po swojemu... Już teraz mi się to nie podoba. Kurwa.
- No wiem - oświadczył z dziwną dumą w głosie i tyle tylko powiedział. To akurat była klasyczna odpowiedź na to, gdy ktoś po nim jechał, przyznanie komuś w tej sprawie racji wytrącało mu niejako kartę z ręki, a nieraz nawet nieźle zaskakiwało i to Brytyjczykowi dawało przewagę w dyskusji.
Zaśmiał się po raz kolejny, obserwując nadąsaną minę rudzielca, który próbował udawać, że woli go nie widzieć na oczy. Nooo może po części była to prawda, ale przecież i tak go kochał! Love-hate czy jakoś tak. Ten rodzaj przyjaźni, gdzie tak kogoś lubisz, że aż mach ochotę mu nieraz przywalić. Może i Nate powtarzał sobie regularnie w myślach, że ma nie przeginać, moment "przyjacielskiego pobicia się" z Remim był tylko kwestią czasu i White nie musiał być nawet jasnowidzem, by się tego domyślić.
Za dobrze znam siebie i swoją niewyparzoną gębę.
Uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce, chcąc w ten sposób zaprezentować dzieło za swoimi plecami.
- Witam na corocznym studenckim wieczorze integracyjnym z ogniskiem w tle - wyrecytował swoją pokrętną wymyśloną kiedyś nazwę i znowu się wyszczerzył. Dobrze, że gość dbał o te swoje zęby, bo aż zbyt często pokazywał je światu w pełnej krasie.
Nagle spoważniał, przypominając sobie o czymś. A może mając przebłysk przyszłości? Cholera, znowu nie wiedział, czy to domysły, czy to faktycznie może się stać, czy co...
Przezorny zawsze ubezpieczony.
Brunet zmarszczył brwi i skupił swoją uwagę na Francuzie.
- Remi, miałeś ty kiedyś kontakt z alkoholem? Albo chociaż kojarzysz, jak może wyglądać studencka impreza? To może być dość istotne - powiedział dziwnie poważnym tonem, zupełnie jak nie on.
Nie chcę, żebyście się w coś wpakowali. Naprawdę wyglądacie tu jak dzieciaki, a ja nie chcę zrobić za opiekuna. Chcę się dziś bawić, ale też nie chcę mieć was na sumieniu. Kurna, dlaczego ja mam wrażenie, że będę skakał między patrzeniem na was, a spędzaniem czasu po swojemu... Już teraz mi się to nie podoba. Kurwa.
Nathan White
Re: Stare kartoflisko
Oj, ten jełop zawsze musiał być taki teatralny? Jak się nie popisywał, to zachowywał niczym aktor na scenie... To z jednej strony przyciągało uwagę nawet takiego roztrzepańca jak Remi, a z drugiej irytowało, co rudzielec dał po sobie poznać krótkich prychnięciem. I pewnie na tym by skończył, wracając do omiatania wzrokiem zbierających się ludzi i wszelakich atrakcji, gdyby nie usłyszał swojego imienia, na które momentalnie reagował. Co swoją drogą było całkiem ciekawą informacją do zapamiętania o Thibaulcie, a wynikało bezpośrednio z jego wychowania - chłopak mógł bujać w obłokach, ale kiedy padało jego imię, od razu zwracał uwagę na rozmówcę. Tak nauczył go jeszcze ojciec i tak mu pozostało w nawyku, co na dłuższą metę było serio przydatne przy tym skrajnym przypadku nieogaru.
- Z alkoholem? - powtórzył bezmyślnie, zanim przetworzył całą wypowiedź kolegi.
Za kogo on mnie ma..?
Zupełnie pomijając pierwsze pytanie, od razu przeszedł do kolejnego, bardziej dobijającego.
- Jasne, że wiem jak może wyglądać taka impreza. W końcu na nią patrzę, co nie? - rudzielec przewrócił oczami, nie siląc się nawet na skomentowanie tak, jego zdaniem, bzdurnych pytań. Co tego Nathana napadło, albo raczej - napadało? Na pierwszy rzut oka wydawał się normalnym facetem, a potem otwierał usta i czar pryskał... Do tego, poza swoim typowym bełkotem, potrafił zacząć nagle gadać coś zupełnie od czapy, co wprawiało już i tak nierozgarniętego Francuza w prawdziwą konsternację.
Mając serdecznie dosyć stania z boku i dawania się przesłuchiwać, Remi pociągnął lekko Ann i wyminąwszy Nate'a, ruszył do stołu.
- Chcesz się czegoś napić? - zerknął na towarzyszkę, mając, oczywiście, w zamyśle jakąś colę czy inną sodę. Chociaż te parę niepełnych, otwartych butelek z procentami także zwróciło jego uwagę. Na żywo widywał dotąd jedynie wino, ale nawet jego nie próbował. Nie ciągnęło go jednak do zmiany na tym polu. Alkohol był używką, a używki to grzech. I nie, nie było sensu wytykać mu, że pali papierosy i żłopie kawę. On po prostu wiedział swoje...
- Z alkoholem? - powtórzył bezmyślnie, zanim przetworzył całą wypowiedź kolegi.
Za kogo on mnie ma..?
Zupełnie pomijając pierwsze pytanie, od razu przeszedł do kolejnego, bardziej dobijającego.
- Jasne, że wiem jak może wyglądać taka impreza. W końcu na nią patrzę, co nie? - rudzielec przewrócił oczami, nie siląc się nawet na skomentowanie tak, jego zdaniem, bzdurnych pytań. Co tego Nathana napadło, albo raczej - napadało? Na pierwszy rzut oka wydawał się normalnym facetem, a potem otwierał usta i czar pryskał... Do tego, poza swoim typowym bełkotem, potrafił zacząć nagle gadać coś zupełnie od czapy, co wprawiało już i tak nierozgarniętego Francuza w prawdziwą konsternację.
Mając serdecznie dosyć stania z boku i dawania się przesłuchiwać, Remi pociągnął lekko Ann i wyminąwszy Nate'a, ruszył do stołu.
- Chcesz się czegoś napić? - zerknął na towarzyszkę, mając, oczywiście, w zamyśle jakąś colę czy inną sodę. Chociaż te parę niepełnych, otwartych butelek z procentami także zwróciło jego uwagę. Na żywo widywał dotąd jedynie wino, ale nawet jego nie próbował. Nie ciągnęło go jednak do zmiany na tym polu. Alkohol był używką, a używki to grzech. I nie, nie było sensu wytykać mu, że pali papierosy i żłopie kawę. On po prostu wiedział swoje...
Remi Thibault
Re: Stare kartoflisko
Nuuuudyyy. Niby się zaczęło, a i tak nic się nie dzieje.
Po okrążeniu całego terenu Sam zaczęła się poważnie zastanawiać, czy pojawienie się tutaj tak ze dwie godziny później nie było jednak dobrym pomysłem.
W przyszłym roku na pewno tak zrobię. Rok temu pojawiłam się w połowie i co? I było świetnie, a teraz... Phi.
Wydęła usta w podkówkę, wsparła się na jednym stole i w tym momencie miała ochotę znowu zacząć narzekać, gdy udało jej się dosłyszeć końcówkę toczącej się nieopodal rozmowy. Momentalnie odwróciła głowę w stronę trójki czarodziejów rozmawiających o imprezach i alkoholu.
Dwie niedoświadczone ptaszyny, tak? No to może jednak będzie ciekawie...
Uśmiechnęła się złośliwie i rozejrzała po asortymencie wyłożonym na pobliskim stole. Nathan chciał robić za ich anioła stróża i głos rozsądku? W takim razie ktoś powinien tu odgrywać rolę kusiciela, a Kastner aż za dobrze czuła się w tej roli.
Chwyciła za jedną z butelek i przelała część ich zawartości do dwóch szklanek, dopełniła jakimś słodkim sokiem i po wymieszaniu odrobinę spróbowała.
Hmm. Nie jest źle, prawie w ogóle nie czuć. Jeśli nigdy nie pili, to pewnie nie zauważą.
Odchrząknęła i pozbyła się z twarzy tego złośliwego grymasu, który mógłby wzbudzać jakieś podejrzenia, a później ruszyła w stronę Remiego i Ann.
- O, cześć. Jesteście nowi na uczelni, prawda? - Uśmiechnęła się do nich przyjaźnie i wręczyła im napoje.
- Prosz, nie kłopoczcie się nalewaniem, ten sok jest naprawdę świetny. - Puściła oko, zerkając na chłopaka i kontynuowała.
- Mam nadzieję, że odnajdziecie się jakoś na uczelni. - To przerażające, ale ona w tym momencie naprawdę wydawała się miła. Każdy, kto ją znał z łatwością wywęszyłby tutaj podstęp, ale skoro para metamorfomagów widziała ją pierwszy raz na oczy, to dlaczego miałaby wątpić w jej uprzejmość?
Kuźwa, gdzie się podział Nathan? Ten jełop od siedmiu boleści zniknął mi z oczu, a pewnie będzie utrudniał.
Skrzywiła się, zerkając na boki.
Po okrążeniu całego terenu Sam zaczęła się poważnie zastanawiać, czy pojawienie się tutaj tak ze dwie godziny później nie było jednak dobrym pomysłem.
W przyszłym roku na pewno tak zrobię. Rok temu pojawiłam się w połowie i co? I było świetnie, a teraz... Phi.
Wydęła usta w podkówkę, wsparła się na jednym stole i w tym momencie miała ochotę znowu zacząć narzekać, gdy udało jej się dosłyszeć końcówkę toczącej się nieopodal rozmowy. Momentalnie odwróciła głowę w stronę trójki czarodziejów rozmawiających o imprezach i alkoholu.
Dwie niedoświadczone ptaszyny, tak? No to może jednak będzie ciekawie...
Uśmiechnęła się złośliwie i rozejrzała po asortymencie wyłożonym na pobliskim stole. Nathan chciał robić za ich anioła stróża i głos rozsądku? W takim razie ktoś powinien tu odgrywać rolę kusiciela, a Kastner aż za dobrze czuła się w tej roli.
Chwyciła za jedną z butelek i przelała część ich zawartości do dwóch szklanek, dopełniła jakimś słodkim sokiem i po wymieszaniu odrobinę spróbowała.
Hmm. Nie jest źle, prawie w ogóle nie czuć. Jeśli nigdy nie pili, to pewnie nie zauważą.
Odchrząknęła i pozbyła się z twarzy tego złośliwego grymasu, który mógłby wzbudzać jakieś podejrzenia, a później ruszyła w stronę Remiego i Ann.
- O, cześć. Jesteście nowi na uczelni, prawda? - Uśmiechnęła się do nich przyjaźnie i wręczyła im napoje.
- Prosz, nie kłopoczcie się nalewaniem, ten sok jest naprawdę świetny. - Puściła oko, zerkając na chłopaka i kontynuowała.
- Mam nadzieję, że odnajdziecie się jakoś na uczelni. - To przerażające, ale ona w tym momencie naprawdę wydawała się miła. Każdy, kto ją znał z łatwością wywęszyłby tutaj podstęp, ale skoro para metamorfomagów widziała ją pierwszy raz na oczy, to dlaczego miałaby wątpić w jej uprzejmość?
Kuźwa, gdzie się podział Nathan? Ten jełop od siedmiu boleści zniknął mi z oczu, a pewnie będzie utrudniał.
Skrzywiła się, zerkając na boki.
Samantha Kastner
Re: Stare kartoflisko
I weź tu człowieku z takim rozmawiaj...
White przewrócił oczami.
- Tak, z alkoholem. Jesteś na studiach i mieszkasz w akademiku. NA PEWNO będziesz miał z nim styczność. - Odwrócił się na pięcie i ruszył za uciekającą mu parką.
Ten idiota w coś się wpakuje, na pewno. Z takim podejściem musi się coś stać... Zaraz to wykraczę. To jak samospełniająca się przepowiednia. Powinienem coś o tym wiedzieć skoro jestem jasnowidzem. Taaa, jasnowidzem od siedmiu boleści, który nigdy nie wie, czy naprawdę coś przewidział czy mu się coś wydawało.
Prychnął pod nosem, znowu narzekając w myślach na swój pokręcony dar
- Ehh. Nie o to mi chodziło - rzucił za gonionym Remim, ale przez tę chwilową dekoncentrację, znowu zapomniał, co właściwie miał robić. Nawet zaczął patrzeć, a nie widzieć, bo choć głowę miał względnie podniesioną, a oczy otwarte, to nadział się na jakiś stół i prawie strącił butelkę.
O jezz..!
Chwycił ją w ostatniej chwili.
Na szczęście zamknięta. Uff.
Taa, te priorytety... Pocieszające, że ta akcja zupełnie go otrzeźwiła, bo zaraz po odstawieniu przedmiotu zaczął się rozglądać za jego uciekinierami. Pobladł, widząc zbliżającą się do nich Niemkę. Jej obecność nigdy nie zwiastowała niczego dobrego. Albo inaczej, może nie zawsze zwiastowała coś złego, ale na pewno przy niej były znacznie większe szanse na przytrafienie się czegoś takiego. Nate pędem ruszył w stronę całej grupki.
- Sam, musimy pogadać - oświadczył nieznoszącym sprzeciwu głosem i chwyciwszy dziewczynę za ramię, zaczął ją odciągać od pierwszaków.
- Nie wiem, co kombinujesz, ale masz przestać - warknął, do niej, nie zwracając teraz uwagi na pozostałych znajomych, choć powinien. Powinien, bo przez to całe zaaferowanie, nie wpadł na pomysł sprawdzenia, co trzymają. Nie, nie widział, że to Kastner wręczyła im zaprawiany "soczek", a szkoda. Powinien był zauważyć. Powinien przewidzieć... Dobra, powinien wiele rzeczy, ale jakoś mało kiedy mu one wychodziły.
White przewrócił oczami.
- Tak, z alkoholem. Jesteś na studiach i mieszkasz w akademiku. NA PEWNO będziesz miał z nim styczność. - Odwrócił się na pięcie i ruszył za uciekającą mu parką.
Ten idiota w coś się wpakuje, na pewno. Z takim podejściem musi się coś stać... Zaraz to wykraczę. To jak samospełniająca się przepowiednia. Powinienem coś o tym wiedzieć skoro jestem jasnowidzem. Taaa, jasnowidzem od siedmiu boleści, który nigdy nie wie, czy naprawdę coś przewidział czy mu się coś wydawało.
Prychnął pod nosem, znowu narzekając w myślach na swój pokręcony dar
- Ehh. Nie o to mi chodziło - rzucił za gonionym Remim, ale przez tę chwilową dekoncentrację, znowu zapomniał, co właściwie miał robić. Nawet zaczął patrzeć, a nie widzieć, bo choć głowę miał względnie podniesioną, a oczy otwarte, to nadział się na jakiś stół i prawie strącił butelkę.
O jezz..!
Chwycił ją w ostatniej chwili.
Na szczęście zamknięta. Uff.
Taa, te priorytety... Pocieszające, że ta akcja zupełnie go otrzeźwiła, bo zaraz po odstawieniu przedmiotu zaczął się rozglądać za jego uciekinierami. Pobladł, widząc zbliżającą się do nich Niemkę. Jej obecność nigdy nie zwiastowała niczego dobrego. Albo inaczej, może nie zawsze zwiastowała coś złego, ale na pewno przy niej były znacznie większe szanse na przytrafienie się czegoś takiego. Nate pędem ruszył w stronę całej grupki.
- Sam, musimy pogadać - oświadczył nieznoszącym sprzeciwu głosem i chwyciwszy dziewczynę za ramię, zaczął ją odciągać od pierwszaków.
- Nie wiem, co kombinujesz, ale masz przestać - warknął, do niej, nie zwracając teraz uwagi na pozostałych znajomych, choć powinien. Powinien, bo przez to całe zaaferowanie, nie wpadł na pomysł sprawdzenia, co trzymają. Nie, nie widział, że to Kastner wręczyła im zaprawiany "soczek", a szkoda. Powinien był zauważyć. Powinien przewidzieć... Dobra, powinien wiele rzeczy, ale jakoś mało kiedy mu one wychodziły.
Nathan White
Re: Stare kartoflisko
Ale co? Co się tu tak właściwie działo?
Ana najpierw spojrzała zaskoczona na Nathana po jego nagłym pytaniu o alkohol, a zaraz później na Remiego, który najwyraźniej nie miał pojęcia o temacie, jaki poruszył jego przyjaciel. Dziewczyna mogła się tego już wcześniej domyślać, ale nie miała pewności, a ona w przeciwieństwie do Nate'a nie miała w zwyczaju wyskakiwać nagle z takimi pytaniami.
Przecież nie będę go w tej kwestii upominać... ale na pewno muszę go pilnować. To brzmi głupio, ale muszę się nim zająć. Ale jak? Przecież ja sama sobie tu ledwie poradzę, a co dopiero czuć się odpowiedzialna jeszcze za niego? Przecież ja się do takich rzeczy nie nadaję. Chodźmy już stąd, proooszęęę.
- Mm? - Odwróciła głowę w stronę rudzielca, odrywając się od swoich spanikowanych myśli. Mieli tu zabawić tylko przez chwilę, więc nie było się co zamartwiać na zapas. Przecież 99% strachu, jakiego doświadczali ludzie, tyczyło się wydarzeń, jakie nigdy nie będą miały miejsca.
Już chciała coś odpowiedzieć, gdy jak spod ziemi wyrosła przed nimi jakaś obca osoba.
- Huh? - Nim czarownica się obejrzała, już trzymała w ręku szklankę z jakimś kolorowym płynem.
- D-dziękuję - wymamrotała niepewnie i zanim zdążyła zorientować się, co się dzieje, obok nich pojawił się znowu Nathan i bez uprzedzenia zaczął odciągać tę nową dziewczynę.
Sam? To od Samantha, tak? Ale co tu się właściwie dzieje?
Z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, Ana przyglądała się oddalającej się parze czarodziejów. Oj, ta dziewczyna naprawdę będzie miała duże kłopoty z dostosowaniem się do tempa życia na tej uczelni...
Ana najpierw spojrzała zaskoczona na Nathana po jego nagłym pytaniu o alkohol, a zaraz później na Remiego, który najwyraźniej nie miał pojęcia o temacie, jaki poruszył jego przyjaciel. Dziewczyna mogła się tego już wcześniej domyślać, ale nie miała pewności, a ona w przeciwieństwie do Nate'a nie miała w zwyczaju wyskakiwać nagle z takimi pytaniami.
Przecież nie będę go w tej kwestii upominać... ale na pewno muszę go pilnować. To brzmi głupio, ale muszę się nim zająć. Ale jak? Przecież ja sama sobie tu ledwie poradzę, a co dopiero czuć się odpowiedzialna jeszcze za niego? Przecież ja się do takich rzeczy nie nadaję. Chodźmy już stąd, proooszęęę.
- Mm? - Odwróciła głowę w stronę rudzielca, odrywając się od swoich spanikowanych myśli. Mieli tu zabawić tylko przez chwilę, więc nie było się co zamartwiać na zapas. Przecież 99% strachu, jakiego doświadczali ludzie, tyczyło się wydarzeń, jakie nigdy nie będą miały miejsca.
Już chciała coś odpowiedzieć, gdy jak spod ziemi wyrosła przed nimi jakaś obca osoba.
- Huh? - Nim czarownica się obejrzała, już trzymała w ręku szklankę z jakimś kolorowym płynem.
- D-dziękuję - wymamrotała niepewnie i zanim zdążyła zorientować się, co się dzieje, obok nich pojawił się znowu Nathan i bez uprzedzenia zaczął odciągać tę nową dziewczynę.
Sam? To od Samantha, tak? Ale co tu się właściwie dzieje?
Z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, Ana przyglądała się oddalającej się parze czarodziejów. Oj, ta dziewczyna naprawdę będzie miała duże kłopoty z dostosowaniem się do tempa życia na tej uczelni...
Annabella Greenforest
Re: Stare kartoflisko
Nie tylko Ann była skołowana całą tą dziwną sytuacją. Także Remi, który zupełnie nie zwracał uwagi na otoczenie, skupiając całą swą uwagę na ukochanej i, tę resztkę jaka pozostawała, na Nathanie, bardzo się zdziwił prawie wpadając na obcą osobę, która ni z tego, ni z owego do nich podbiła. Ponieważ idąc w stronę stołów oglądał się na Annabell, było naprawdę blisko by wylądował na Samancie, chyba tylko dzięki jej refleksowi unikając wmarszowania wprost na nią, pomimo, iż jej odzew powinien zawczasu podkreślić jej obecność. Serio, jak na razie Thibault nic nie robił na tej uczelni, tylko wpadał na Bogu ducha winne kobiety...
Rudzielec wyhamował, stając tuż przed nieznajomą, odwracając głowę w jej kierunku z oczami wielkimi i błyszczącymi, niczym u struchlałego królika. Brakowało mu tylko oklapłych uszu i różowego noska by idealnie pasował na ciele, które przez własną nieuwagę prawie przejechał jakiś tir.
- ...sok? - miauknął, odbierając kubek i spuszczając spojrzenie na kolorowy napój. W sumie właśnie chyba po to się ruszył, więc nie mógł narzekać. Po prostu jego mózg potrzebował chwili by skasował proces "iść po picie" i zastąpić go jakimś innym, najlepiej jeszcze takim pasującym do zaistniałej sytuacji. W efekcie tego mikro resetu metamorfomag stał przez moment w milczeniu, zanim uniósł łeb, z lekkim rumieńcem próbując wydukać podziękowanie. Do tej pory jednak Sam została zgarnięta już przez White'a, więc zdezorientowany Francuz skończył dziękując powietrzu, a następnie rozglądając się na boki, zanim wzruszył ramionami i upił większy łyk.
Ej, całkiem dobre. Chociaż nie rozpoznaję smaku...
Mina rudzielca na moment spoważniała, trwało to jednak tylko kilka sekund, bo już moment później uwagę chłopaka odwrócili ludzie dorzucający drewno do ogniska. Płomienie zatańczyły radośnie, jakby w podzięce za poczęstunek. Zafascynowany widokiem Remi nawet nie zauważył jak upił kolejny łyk napoju. A potem następny i jeszcze kolejny... Sącząc darowanego drinka, choć nawet nie podejrzewał, że właśnie zażywa pierwsze "procenty" w swoim życiu, czarodziej przysunął Ann bliżej siebie. W towarzystwie ukochanej, podziwiał hipnotyzujące języki ognia.
Rudzielec wyhamował, stając tuż przed nieznajomą, odwracając głowę w jej kierunku z oczami wielkimi i błyszczącymi, niczym u struchlałego królika. Brakowało mu tylko oklapłych uszu i różowego noska by idealnie pasował na ciele, które przez własną nieuwagę prawie przejechał jakiś tir.
- ...sok? - miauknął, odbierając kubek i spuszczając spojrzenie na kolorowy napój. W sumie właśnie chyba po to się ruszył, więc nie mógł narzekać. Po prostu jego mózg potrzebował chwili by skasował proces "iść po picie" i zastąpić go jakimś innym, najlepiej jeszcze takim pasującym do zaistniałej sytuacji. W efekcie tego mikro resetu metamorfomag stał przez moment w milczeniu, zanim uniósł łeb, z lekkim rumieńcem próbując wydukać podziękowanie. Do tej pory jednak Sam została zgarnięta już przez White'a, więc zdezorientowany Francuz skończył dziękując powietrzu, a następnie rozglądając się na boki, zanim wzruszył ramionami i upił większy łyk.
Ej, całkiem dobre. Chociaż nie rozpoznaję smaku...
Mina rudzielca na moment spoważniała, trwało to jednak tylko kilka sekund, bo już moment później uwagę chłopaka odwrócili ludzie dorzucający drewno do ogniska. Płomienie zatańczyły radośnie, jakby w podzięce za poczęstunek. Zafascynowany widokiem Remi nawet nie zauważył jak upił kolejny łyk napoju. A potem następny i jeszcze kolejny... Sącząc darowanego drinka, choć nawet nie podejrzewał, że właśnie zażywa pierwsze "procenty" w swoim życiu, czarodziej przysunął Ann bliżej siebie. W towarzystwie ukochanej, podziwiał hipnotyzujące języki ognia.
Remi Thibault