Pokój wspólny
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 1 z 2 • Share
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pokój wspólny
Sporej wielkości pokój przystosowany do tego, by mogło w nim przebywać nawet kilkadziesiąt osób. Urządzony na styl industrialny, czemu pomaga bardzo wysoko osadzony ciemno-brązowy sufit oraz ściany pokryte cegłami i ciemne drewno pokrywające podłogę. Oświetlenie stanowią przyczepione do ścian szerokie lampy, wysunięte na metr od cegieł na metalowych rurkach. Okna tu są wysokie, ale stosunkowo cienkie i nawet w najjaśniejsze dni sprawiają, że wewnątrz bez zapalania lamp panuje przyjemny pół-cień. W centrum pokoju, na jasno-szarym dywanie, stoją dwie długie, skórzane i brązowe kanapy, ustawione w literę "L", które wraz z pasującymi do nich trzema głębokimi fotelami otaczają kawowy, drewniany stolik. Tuż za jedną z kanap, pomiędzy dwoma półkami pełnymi różnorakich książek, znajduje się najbardziej charakterystyczne okno ze wszystkich; mające kształt zegara ze wskazówkami, które (patrząc na niego od wewnątrz) zawsze pokazuje aktualną godzinę. Pod nim wysypane jest pełno wzorzystych poduszek różnej wielkości, na których można nieco wypocząć. Ścianę naprzeciwko nich ozdabia wysoka od podłogi aż po sufit i szeroka na kilka metrów tablica po której można do woli bazgrać kredą. Nie trzeba mówić jaki kształt pojawia się na niej najczęściej. Natomiast pod ścianą naprzeciwko wejścia stoi długi, wysoki stół, do którego podsunięto po dziesięć krzesełek barowych po każdej stronie. Każde krzesełko jest tam z innej parafii i ma zupełnie inną historię.
Veneficium
Re: Pokój wspólny
[kontynuacja z placu za budynkiem D]
Nie tylko czupryna rudzielca zaczęła z czasem ciemnieć i przybierać bardziej granatową barwę. Również wiśniowa fryzura Any zyskała teraz kilka jeżynowych pasemek. Dziewczyna strasznie łatwo synchronizowała się z towarzyszącymi jej osobami, toteż każda zmiana ich nastroju odbijała się też na niej. Teraz sprawę pogarszał też fakt, że czuła się winna jego podłemu humorowi.
Ciekawe, o czym myśli.
Westchnęła ciężko, przenosząc wzrok na niebo. Ona również kierowała się zasadą żeby nie dociekać i nie próbować zmuszać ludzi do zwierzeń, choć w tym przypadku by im to pomogło. Zamiast iść w ciszy i bić się z własnymi myślami, mogliby oboje sobie pomóc, wyjaśniając w prost całą tę sprawę. Oj, jak wiele mogłoby to zmienić, gdyby się przełamali i zdołali sobie wszystko powiedzieć. Niestety, zarówno ona jak i on bali się reakcji tego drugiego, co mocno ich ograniczało.
Gdy przepuścił ją w drzwiach, uprzejmie mu podziękowała i skierowała swe w kierunku pierwszego miejsca, jakie przyszło jej na myśl - do pokoju wspólnego. Po drodze oddała mu też ostrożnie skórzaną kurtkę, którą jej na zewnątrz pożyczył i zaczęła roztrzepywać włosy, by pozbyć się z nich choć części wody.
- Ach, jaka szkoda, że nie ma tu kominka - westchnęła z rezygnacją, gdy weszli do mocno zacienionego pokoju. Oczywiście nie wpadła na pomysł by poszukać sposobu na zapalenie świateł, bo po co. Jak zwykle lepiej było dostosować się do panujących w tym miejscu warunków. Dzięki takiemu podejściu nawet ograniczona ilość światła jej nie przeszkadzała, co było przydatne wieczorami. Światło na końcu różdżki mogło przecież nie przypaść do gustu zwierzętom albo wpakować ją w jakieś tarapaty. Z resztą, zawsze mogła ją gdzieś po drodze stracić, a wtedy miałaby poważny problem.
Dopiero tutaj już nie wytrzymała. Musiała go zapytać. Za bardzo się martwiła, bo po kolejnym zerknięciu na niego, dalej widziała, że coś go trapi. Zatrzymała się wreszcie przed jednym z foteli i odwróciła się do niego całym ciałem, wbijając w niego spojrzenie swoich wielkich zatroskanych oczu. W tym świetle przypominały one nawet trochę kocie zważywszy na fakt, że ich jaśniejsze odcienie lekko połyskiwały przy wpadającym przez okna świetle.
- Remi, co z tobą? Co ci jest? - zapytała zdeterminowana, by wyciągnąć z niego odpowiedź. Nie, nie oczekiwała od niego spowiedzi. Chciała po prostu mu jakoś pomóc, a milczenie najwyraźniej najlepiej na niego nie działało, więc może chociaż ewentualne odwrócenie jego uwagi coś da.
Nie tylko czupryna rudzielca zaczęła z czasem ciemnieć i przybierać bardziej granatową barwę. Również wiśniowa fryzura Any zyskała teraz kilka jeżynowych pasemek. Dziewczyna strasznie łatwo synchronizowała się z towarzyszącymi jej osobami, toteż każda zmiana ich nastroju odbijała się też na niej. Teraz sprawę pogarszał też fakt, że czuła się winna jego podłemu humorowi.
Ciekawe, o czym myśli.
Westchnęła ciężko, przenosząc wzrok na niebo. Ona również kierowała się zasadą żeby nie dociekać i nie próbować zmuszać ludzi do zwierzeń, choć w tym przypadku by im to pomogło. Zamiast iść w ciszy i bić się z własnymi myślami, mogliby oboje sobie pomóc, wyjaśniając w prost całą tę sprawę. Oj, jak wiele mogłoby to zmienić, gdyby się przełamali i zdołali sobie wszystko powiedzieć. Niestety, zarówno ona jak i on bali się reakcji tego drugiego, co mocno ich ograniczało.
Gdy przepuścił ją w drzwiach, uprzejmie mu podziękowała i skierowała swe w kierunku pierwszego miejsca, jakie przyszło jej na myśl - do pokoju wspólnego. Po drodze oddała mu też ostrożnie skórzaną kurtkę, którą jej na zewnątrz pożyczył i zaczęła roztrzepywać włosy, by pozbyć się z nich choć części wody.
- Ach, jaka szkoda, że nie ma tu kominka - westchnęła z rezygnacją, gdy weszli do mocno zacienionego pokoju. Oczywiście nie wpadła na pomysł by poszukać sposobu na zapalenie świateł, bo po co. Jak zwykle lepiej było dostosować się do panujących w tym miejscu warunków. Dzięki takiemu podejściu nawet ograniczona ilość światła jej nie przeszkadzała, co było przydatne wieczorami. Światło na końcu różdżki mogło przecież nie przypaść do gustu zwierzętom albo wpakować ją w jakieś tarapaty. Z resztą, zawsze mogła ją gdzieś po drodze stracić, a wtedy miałaby poważny problem.
Dopiero tutaj już nie wytrzymała. Musiała go zapytać. Za bardzo się martwiła, bo po kolejnym zerknięciu na niego, dalej widziała, że coś go trapi. Zatrzymała się wreszcie przed jednym z foteli i odwróciła się do niego całym ciałem, wbijając w niego spojrzenie swoich wielkich zatroskanych oczu. W tym świetle przypominały one nawet trochę kocie zważywszy na fakt, że ich jaśniejsze odcienie lekko połyskiwały przy wpadającym przez okna świetle.
- Remi, co z tobą? Co ci jest? - zapytała zdeterminowana, by wyciągnąć z niego odpowiedź. Nie, nie oczekiwała od niego spowiedzi. Chciała po prostu mu jakoś pomóc, a milczenie najwyraźniej najlepiej na niego nie działało, więc może chociaż ewentualne odwrócenie jego uwagi coś da.
Annabella Greenforest
Re: Pokój wspólny
Dobity własnym strachem i nieprzystosowaniem do życia w społeczeństwie chłopak już prawie wcale nie zwracał uwagi na to co się dzieje. Ani deszcz, ani chłód zupełnie nie robiły na nim wrażenia, choć z pewnością jego płuca odezwą się za jakiś czas, niezadowolone tym jak bardzo Francuz nie przejmuje się własnym zdrowiem. Po wejściu do budynku nie zapalił światła, tak jak Ann dostosowując się do panującego półmroku, przyjmując go jako coś oczywistego z czym trzeba nauczyć się żyć. W jego przypadku wynikało to akurat z aktualnego wyjebu, ale efekt był ten sam. Również komentarz dziewczyny i cała reszta bodźców obeszła go bez żadnej reakcji z jego strony, pokazując jak bardzo tym razem się przejął, chociaż już sama alternacja wzrostu powinna być sygnałem ostrzegawczym. Akurat Annabell mało go znała i mogła tego nie wiedzieć, ale Remi nawet w panice nie miewał skłonności zmieniać swej wysokości. Skóra i włosy najczęściej mu "wariowały", z mniejszą częstotliwością paznokcie, zęby i rysy twarzy (one najprędzej ulegały alternacji, gdy się wkurzył), ale wzrost i waga pozostawały prawie zawsze takie same. Teraz musiał więc naprawdę dobić się własnymi myślami, aby zejść aż o dziesięć centymetrów - nawet jego ubrania zrobiły się za luźne, choć można było tego nie zauważyć przez to, że były mokre i przylegały do jego szczupłej, zarysowanej mięśniami sylwetki.
Odebrawszy kurtkę od dziewczyny, bez zastanowienia zarzucił ją sobie na ramiona i oparł o ścianę, dalej uparcie milcząc. Dopiero na dźwięk własnego imienia uniósł głowę, spoglądając smutnie w stronę znajomej.
- Hmm? - przekrzywił łeb pytająco. Coś od niego chciała? Znowu jej nie słuchał? Nawet nie chciało mu się już udawać, że mógł wiedzieć co mówiła. Nie, w tym stanie nie miał za grosz ochoty na takie gierki.
Odebrawszy kurtkę od dziewczyny, bez zastanowienia zarzucił ją sobie na ramiona i oparł o ścianę, dalej uparcie milcząc. Dopiero na dźwięk własnego imienia uniósł głowę, spoglądając smutnie w stronę znajomej.
- Hmm? - przekrzywił łeb pytająco. Coś od niego chciała? Znowu jej nie słuchał? Nawet nie chciało mu się już udawać, że mógł wiedzieć co mówiła. Nie, w tym stanie nie miał za grosz ochoty na takie gierki.
Remi Thibault
Re: Pokój wspólny
Mimo rozbieganych z powodu widoku jego w takim ubiorze, świetnie radziła sobie ze skupieniem na temacie. Kiedy chodziło o dobro drugiej istoty, to wszystkie dotyczące niej problemy nagle znikały. Teraz liczyło się tylko samopoczucie Francuza i to, jak Ann może mu pomóc. Nie chciała poznać jego myśli dlatego, że była ich strasznie ciekawa, a dlatego, że chciała coś na nie poradzić. Nie lubiła czuć się w takich sytuacjach bezsilna, ale tego nikt przecież nie lubił.
Westchnęła cicho.
- Co ci jest? - zapytała łagodniej i po chwili wahania oderwała się od fotela, o który się opierała. Niespiesznym krokiem zaczęła zbliżać się do chłopaka. Jej podejście do ludzi, tak jak u Remiego, przypominało to do zwierząt. Dziewczyna nigdy nie robiła gwałtownych ruchów i zawsze sprawdzała mowę ciała drugiej osoby, by upewnić się, że może sobie pozwolić na dany gest.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? - Zapytała, gdy stała już naprzeciw niego i mogła mu normalnie spojrzeć w oczy.
Kontakt fizyczny z drugim człowiekiem był dla niej naturalny, więc skoro już tak wiele razy lądowali sobie przypadkowo w objęciach, a czarodziejowi to najwyraźniej nie przeszkadzało, Ana ostrożnie oparła skroń w okolicach jego ramienia. Normalne wylądowałaby nią pewnie na piersi, ale obecna różnica wzrostu była na to zbyt niewielka, o ile w ogóle jakaś była.
Proszę cię, nie bądź już taki smutny...
Westchnęła cicho.
- Co ci jest? - zapytała łagodniej i po chwili wahania oderwała się od fotela, o który się opierała. Niespiesznym krokiem zaczęła zbliżać się do chłopaka. Jej podejście do ludzi, tak jak u Remiego, przypominało to do zwierząt. Dziewczyna nigdy nie robiła gwałtownych ruchów i zawsze sprawdzała mowę ciała drugiej osoby, by upewnić się, że może sobie pozwolić na dany gest.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? - Zapytała, gdy stała już naprzeciw niego i mogła mu normalnie spojrzeć w oczy.
Kontakt fizyczny z drugim człowiekiem był dla niej naturalny, więc skoro już tak wiele razy lądowali sobie przypadkowo w objęciach, a czarodziejowi to najwyraźniej nie przeszkadzało, Ana ostrożnie oparła skroń w okolicach jego ramienia. Normalne wylądowałaby nią pewnie na piersi, ale obecna różnica wzrostu była na to zbyt niewielka, o ile w ogóle jakaś była.
Proszę cię, nie bądź już taki smutny...
Annabella Greenforest
Re: Pokój wspólny
Nie wiedział czego mogła chcieć ani co zamierza, więc w milczeniu obserwował jak odbiła się lekko od mebla i zwróciła w jego kierunku. Przez całą drogę czekał tylko aż się zatrzyma i wyjaśni po co go wołała, lecz zamiast tego z rosnącym zaskoczeniem patrzył jak zbliża się, pokonując normalny dystans jaki zazwyczaj ludzie między sobą zachowywali. Gdy była już tuż naprzeciwko niego, zauważył, że jest jakaś wyższa niż zwykle. Nie zdążył jej jednak o to zapytać, gdyż moment później już opierała się o niego, całkowicie go tym gestem dezorientując.
Ale co? Ale czemu..? Czy to normalne? Czy tak zachowują się znajomi? Możliwe. Nie był pewien, bo wcześniej z żadną dziewczyną nie miał na tyle zażyłych relacji. Teoretycznie wyrobił sobie ostatnio jakieś porównanie z pierwszym przyjacielem, ale to jednak facet, więc ich znajomość działała na nieco innych zasadach. Wśród zwierząt także była zauważalna różnica w stosunkach samic z samcami, porównując do tych jakie były między dwoma samcami. Remi nie mógł więc pożytkować się tymi paroma dniami kumpelstwa z White'm, gdy stawał przed problemem z Ann. Chociaż może niekoniecznie nazwałby jej aktualne zachowanie problematycznym. W końcu była taka ciepła i...
Potrząsnął głową, odsuwając od siebie wszelkie dwuznaczne skojarzenia. Nie czas na takie rozkminy! Nie z jej powodu, przynajmniej. Była w końcu tylko koleżanką.
- Um... - zaciął się, wysilając mózg by przypomnieć zadane przez czarownicę pytanie. Usłyszał je! Tylko na chwilę rozproszył, przez co wyleciało mu z głowy...
- T-tak w ogóle... ekhem... - odchrząknął i wziął głębszy wdech.
Weź się w garść!
- Ten... co właściwie robisz? - zapytał, przypatrując się jej z lekkim rumieńcem na zimnych, bladych policzkach. Mógł mieć opory by pytać ją o sprawy personalne, w tym jej własne przemyślenia i wspomnienia, ale w tej sytuacji, gdy zrobiła coś i on szczerze nie rozumiał dlaczego, nie potrafił się już powstrzymać przed poproszeniem o wyjaśnienie.
Ale co? Ale czemu..? Czy to normalne? Czy tak zachowują się znajomi? Możliwe. Nie był pewien, bo wcześniej z żadną dziewczyną nie miał na tyle zażyłych relacji. Teoretycznie wyrobił sobie ostatnio jakieś porównanie z pierwszym przyjacielem, ale to jednak facet, więc ich znajomość działała na nieco innych zasadach. Wśród zwierząt także była zauważalna różnica w stosunkach samic z samcami, porównując do tych jakie były między dwoma samcami. Remi nie mógł więc pożytkować się tymi paroma dniami kumpelstwa z White'm, gdy stawał przed problemem z Ann. Chociaż może niekoniecznie nazwałby jej aktualne zachowanie problematycznym. W końcu była taka ciepła i...
Potrząsnął głową, odsuwając od siebie wszelkie dwuznaczne skojarzenia. Nie czas na takie rozkminy! Nie z jej powodu, przynajmniej. Była w końcu tylko koleżanką.
- Um... - zaciął się, wysilając mózg by przypomnieć zadane przez czarownicę pytanie. Usłyszał je! Tylko na chwilę rozproszył, przez co wyleciało mu z głowy...
- T-tak w ogóle... ekhem... - odchrząknął i wziął głębszy wdech.
Weź się w garść!
- Ten... co właściwie robisz? - zapytał, przypatrując się jej z lekkim rumieńcem na zimnych, bladych policzkach. Mógł mieć opory by pytać ją o sprawy personalne, w tym jej własne przemyślenia i wspomnienia, ale w tej sytuacji, gdy zrobiła coś i on szczerze nie rozumiał dlaczego, nie potrafił się już powstrzymać przed poproszeniem o wyjaśnienie.
Remi Thibault
Re: Pokój wspólny
Nie była pewna, jak chłopak odbierze jej gest i właśnie dlatego zrobiła to tak ostrożnie. Jakoś dziwnie bała się, że się na nią wydrze, że co ona wyprawia i jak śmie naruszać jego przestrzeń osobistą. Że ma nie robić takich rzeczy, bo są nie na miejscu. O ogóle, że zamiast poprawić jego stan, tylko go dodatkowo rozzłości. Ewentualnie uzna ją za dziwaka będzie wolał, żeby trzymała się od niego z daleka. No dobra, może jeden taki gest nie sprawiłby, że rudzielec postanowi całkowicie zerwać z nią kontakt, ale ich relacja z pewnością w jakimś stopniu by na tym ucierpiała. Nic więc dziwnego, że wyczuwając jego spięcie trochę się zgarbiła, a jej włosy przybrały teraz kolor śliwki. W półmroku nie byłoby to aż takie widoczne, gdyby nie szybkość, z jaką nastąpiła ta zmiana.
Czyli jednak nie tak.
Skarciła się w myślach za popełniony błąd. Zrobiło jej się jednocześnie głupio, smutno i na dodatek była lekko przestraszona. Może i wybierając się na uczelnię przygotowywała się psychicznie do sytuacji, w których zrobi coś nie tak i ludzie będą na nią krzywo patrzyli, ale to nie zmieniało faktu, że i tak się tego bała. Nikt nie lubi czuć się wyobcowany.
- Ja... ja... - Zawahała się.
Co ja właściwie chciałam zrobić? Skąd mam wiedzieć?
Otworzyła oczy, zdając sobie nagle sprawę, że nie jest w stanie mu odpowiedzieć. Nie miała pojęcia, dlaczego tak postąpiła. To był odruch, a ona podąża za odruchami. Tyle wiedziała. Niestety, takie funkcjonowanie nie było normalne dla reszty ludzi, więc takie wytłumaczenie mogliby uznać za jeszcze dziwniejsze niż sam gest.
Co ja mam mu powiedzieć?
Zaczęła płytko oddychać przez co wyglądała jakby zamarła już w całkowitym bezruchu. Jakiejś sensownej wymówki na poczekaniu też nie potrafiła wymyślić, bo nawet gdyby jej się udało, to panikując zaczęłaby się potwornie jąkać, a jej wygląd zacząłby wariować, co byłoby kolejnym etapem tego przedstawienia.
Co ja mam...
Po kilku sekundach zastanawiania się, zupełnie się poddała. Przez te wszystkie lata robiła to, co przychodziło jej naturalnie zamiast starać się planować kolejne posunięcia, więc i tym razem postanowiła zawierzyć swój los jakiejś nadrzędnej sile, która jej zdaniem kierowała tym światem.
- ...ja nie wiem. - Skończyła wreszcie swoją wypowiedź i wypuściwszy całe powietrze z płuc, opadła na niego bezwładnie, kompletnie zrezygnowana.
- Nie wiem, co robię, ani co powinnam robić. Nie jestem za dobra w kontaktach z ludźmi. Robię, co podpowiadają mi zwykłe odruchy, ale do społecznych norm to nie zawsze pasuje. Ludzie narzucili sobie jakieś dziwne prawa, których nie chce mi się zrozumieć. To znaczy próbuję... ugh. - Skrzywiła się i zacisnęła ręce w pięści.
- Dotąd siedziałam w domu. Nawet tam się uczyłam. Poza kontaktem z rodziną, miałam tylko zwierzęta, a przy nich jest łatwiej, bo nie trzeba się zastanawiać nad tym, co się robi. Wszystko przychodzi samo, jeśli się temu pozwoli - zakończyła swoją spowiedź. Mógł ją uznać za świra. Mógł nawet znowu nie słuchać, ale innego rozwiązania niż ten monolog nie znalazła.
Niech myśli o mnie, co chce. Taka jest prawda i jej nie zmienię, a kłamać nie zamierzam.
Na powrót rozluźniła napięte przed chwilą mięśnie i się w niego wtuliła.
- Jeśli ci to przeszkadza, to po prostu mnie odsuń. Zrozumiem - wymamrotała z wtuloną w niego twarzą. Nie chciała się odsuwać, więc to jemu pozostawiła wybór. Niby wiedziała, że zapewne zaraz ją odepchnie, ale nie chciała sama tego robić.
Czyli jednak nie tak.
Skarciła się w myślach za popełniony błąd. Zrobiło jej się jednocześnie głupio, smutno i na dodatek była lekko przestraszona. Może i wybierając się na uczelnię przygotowywała się psychicznie do sytuacji, w których zrobi coś nie tak i ludzie będą na nią krzywo patrzyli, ale to nie zmieniało faktu, że i tak się tego bała. Nikt nie lubi czuć się wyobcowany.
- Ja... ja... - Zawahała się.
Co ja właściwie chciałam zrobić? Skąd mam wiedzieć?
Otworzyła oczy, zdając sobie nagle sprawę, że nie jest w stanie mu odpowiedzieć. Nie miała pojęcia, dlaczego tak postąpiła. To był odruch, a ona podąża za odruchami. Tyle wiedziała. Niestety, takie funkcjonowanie nie było normalne dla reszty ludzi, więc takie wytłumaczenie mogliby uznać za jeszcze dziwniejsze niż sam gest.
Co ja mam mu powiedzieć?
Zaczęła płytko oddychać przez co wyglądała jakby zamarła już w całkowitym bezruchu. Jakiejś sensownej wymówki na poczekaniu też nie potrafiła wymyślić, bo nawet gdyby jej się udało, to panikując zaczęłaby się potwornie jąkać, a jej wygląd zacząłby wariować, co byłoby kolejnym etapem tego przedstawienia.
Co ja mam...
Po kilku sekundach zastanawiania się, zupełnie się poddała. Przez te wszystkie lata robiła to, co przychodziło jej naturalnie zamiast starać się planować kolejne posunięcia, więc i tym razem postanowiła zawierzyć swój los jakiejś nadrzędnej sile, która jej zdaniem kierowała tym światem.
- ...ja nie wiem. - Skończyła wreszcie swoją wypowiedź i wypuściwszy całe powietrze z płuc, opadła na niego bezwładnie, kompletnie zrezygnowana.
- Nie wiem, co robię, ani co powinnam robić. Nie jestem za dobra w kontaktach z ludźmi. Robię, co podpowiadają mi zwykłe odruchy, ale do społecznych norm to nie zawsze pasuje. Ludzie narzucili sobie jakieś dziwne prawa, których nie chce mi się zrozumieć. To znaczy próbuję... ugh. - Skrzywiła się i zacisnęła ręce w pięści.
- Dotąd siedziałam w domu. Nawet tam się uczyłam. Poza kontaktem z rodziną, miałam tylko zwierzęta, a przy nich jest łatwiej, bo nie trzeba się zastanawiać nad tym, co się robi. Wszystko przychodzi samo, jeśli się temu pozwoli - zakończyła swoją spowiedź. Mógł ją uznać za świra. Mógł nawet znowu nie słuchać, ale innego rozwiązania niż ten monolog nie znalazła.
Niech myśli o mnie, co chce. Taka jest prawda i jej nie zmienię, a kłamać nie zamierzam.
Na powrót rozluźniła napięte przed chwilą mięśnie i się w niego wtuliła.
- Jeśli ci to przeszkadza, to po prostu mnie odsuń. Zrozumiem - wymamrotała z wtuloną w niego twarzą. Nie chciała się odsuwać, więc to jemu pozostawiła wybór. Niby wiedziała, że zapewne zaraz ją odepchnie, ale nie chciała sama tego robić.
Annabella Greenforest
Re: Pokój wspólny
...czy on ją właśnie przestraszył? Nagle włosy jej pociemniały, a ona cała zesztywniała, jakby ją coś trafiło. W pierwszej chwili Remi pomyślał nawet, że umarła, zanim nie przypomniał sobie, że przecież niektóre zwierzęta też tak reagują w stresujących sytuacjach i to tylko sygnał, że coś im nie pasuje, a nie oznaka natychmiastowego, tajemniczego zgonu.
Ale ja nie chciałem...
Czy to przez to co powiedział? Czy powinien jej o nic nie pytać, tylko z góry uznać każdy gest za normalny i na miejscu? Ale on tak nie potrafił! Chciał zrozumieć, chciał wiedzieć o co chodzi i dlaczego coś dzieje się w ten sposób, a nie inny! Ann mogła czuć się spełniona przyjmując wszystko co jej los zsyłał bez dociekania, ale Rem był jednak pod tym względem skrajnie różny. Jego dręczyłaby ta niewiedza, więc potrzebował poznać prawdę. Po prostu żałował, że wybrał bezpośrednie zapytanie, zamiast swą zwyczajową obserwację. Może wtedy nie speszyłby tak dziewczyny, psując te delikatną nić porozumienia jaką czuł, że się między nimi wytworzyła.
- P-przepraszam! Nie musisz mówić... - odsunął ją od siebie i odszedł na drugi koniec pokoju, jeszcze zanim wydusiła z siebie swój monolog. Wściekły na samego siebie, zaczął bić się w myślach, podczas, gdy jego włosy urosły, ciemniejąc do zgniłej zieleni, a skóra... poszarzała i miejscami zaczęła pokrywać łuską?? Chyba ktoś tu wyobrażał sobie siebie jako potwora z bagien, albo inne okropieństwo. Tyle chociaż, że w tych ciemnościach, odwrócony plecami do dziewczyny uniemożliwiał jej dojrzenie tych zmian. Sam wreszcie się w nich zorientował, gdy chciał zasłonić twarz dłonią i zobaczył, że jest ona brzydka, łuskowata i zakończona o wiele za długimi, ostrymi pazurami.
Wspaniale. Tego tylko brakowało. Ugh, ale ze mnie pokraka...
Prychnął, co mogło zabrzmieć jak reakcja na pierwszą część wywodu czarownicy. Tak, to co powiedziała trochę mu umknęło. Dopiero reszta dopowiedziana po jej pauzie, o siedzeniu i nauce w domu, doszła jego uszu, choć nie zrobiła wrażenia. Smutna historia jakby dobrana by go bardziej dobić, czy wyciągnąć jeszcze gorsze poczucie winy.
"Wszystko przychodzi samo, jeśli się temu pozwoli", zaiste... Ten cały pech, te wszystkie porażki i nieszczęścia jakie go w życiu spotkały faktycznie zdawały mu się zawsze same do niego przychodzić, zupełnie bez zaproszenia! Nie wzywał żadnych złych duchów, nie omijał nabożeństw i nawet nie pozwalał sobie przebiec drogi czarnemu kotu, a jednak do tej pory do specjalnie fartownych osób się nie zaliczał. Wszystko miało się zmienić wraz z rozpoczęciem studiów - wiadomo, nowi ludzie i otoczenie. Ale tu też jedyne co na siebie sprowadzał to kłopoty, a wszystko co robił zdawało się pogarszać sytuację. Nie żeby się użalał, bo, przynajmniej na razie, tego nie robił. W tej chwili był raczej zdegustowany samym sobą i dobity tym jak źle potraktował Annabell.
- Wybacz... - westchnął, ze wzrokiem zawieszonym na ścianie przed nim. Miał ochotę uciec, ale zamiast tego tkwił w miejscu, w prawie zupełnie zaciemnionym kącie pokoju, pozwalając by długie, teraz już czarne jak smoła włosy przysłoniły mu twarz. Jaki był sens w panikowaniu z ich powodu? Był złym, okropnym dziwadłem i ona dobrze o tym wiedziała. Teraz po prostu było to po nim lepiej widać.
Ale ja nie chciałem...
Czy to przez to co powiedział? Czy powinien jej o nic nie pytać, tylko z góry uznać każdy gest za normalny i na miejscu? Ale on tak nie potrafił! Chciał zrozumieć, chciał wiedzieć o co chodzi i dlaczego coś dzieje się w ten sposób, a nie inny! Ann mogła czuć się spełniona przyjmując wszystko co jej los zsyłał bez dociekania, ale Rem był jednak pod tym względem skrajnie różny. Jego dręczyłaby ta niewiedza, więc potrzebował poznać prawdę. Po prostu żałował, że wybrał bezpośrednie zapytanie, zamiast swą zwyczajową obserwację. Może wtedy nie speszyłby tak dziewczyny, psując te delikatną nić porozumienia jaką czuł, że się między nimi wytworzyła.
- P-przepraszam! Nie musisz mówić... - odsunął ją od siebie i odszedł na drugi koniec pokoju, jeszcze zanim wydusiła z siebie swój monolog. Wściekły na samego siebie, zaczął bić się w myślach, podczas, gdy jego włosy urosły, ciemniejąc do zgniłej zieleni, a skóra... poszarzała i miejscami zaczęła pokrywać łuską?? Chyba ktoś tu wyobrażał sobie siebie jako potwora z bagien, albo inne okropieństwo. Tyle chociaż, że w tych ciemnościach, odwrócony plecami do dziewczyny uniemożliwiał jej dojrzenie tych zmian. Sam wreszcie się w nich zorientował, gdy chciał zasłonić twarz dłonią i zobaczył, że jest ona brzydka, łuskowata i zakończona o wiele za długimi, ostrymi pazurami.
Wspaniale. Tego tylko brakowało. Ugh, ale ze mnie pokraka...
Prychnął, co mogło zabrzmieć jak reakcja na pierwszą część wywodu czarownicy. Tak, to co powiedziała trochę mu umknęło. Dopiero reszta dopowiedziana po jej pauzie, o siedzeniu i nauce w domu, doszła jego uszu, choć nie zrobiła wrażenia. Smutna historia jakby dobrana by go bardziej dobić, czy wyciągnąć jeszcze gorsze poczucie winy.
"Wszystko przychodzi samo, jeśli się temu pozwoli", zaiste... Ten cały pech, te wszystkie porażki i nieszczęścia jakie go w życiu spotkały faktycznie zdawały mu się zawsze same do niego przychodzić, zupełnie bez zaproszenia! Nie wzywał żadnych złych duchów, nie omijał nabożeństw i nawet nie pozwalał sobie przebiec drogi czarnemu kotu, a jednak do tej pory do specjalnie fartownych osób się nie zaliczał. Wszystko miało się zmienić wraz z rozpoczęciem studiów - wiadomo, nowi ludzie i otoczenie. Ale tu też jedyne co na siebie sprowadzał to kłopoty, a wszystko co robił zdawało się pogarszać sytuację. Nie żeby się użalał, bo, przynajmniej na razie, tego nie robił. W tej chwili był raczej zdegustowany samym sobą i dobity tym jak źle potraktował Annabell.
- Wybacz... - westchnął, ze wzrokiem zawieszonym na ścianie przed nim. Miał ochotę uciec, ale zamiast tego tkwił w miejscu, w prawie zupełnie zaciemnionym kącie pokoju, pozwalając by długie, teraz już czarne jak smoła włosy przysłoniły mu twarz. Jaki był sens w panikowaniu z ich powodu? Był złym, okropnym dziwadłem i ona dobrze o tym wiedziała. Teraz po prostu było to po nim lepiej widać.
Remi Thibault
Re: Pokój wspólny
Miała nadzieję, że naprawdę uda jej się mu to wytłumaczyć i jakoś ją zrozumie, ale skończyło się tak, jak się po tym świecie domyślała. Nikt nie rozumiał. A przynajmniej nie pierwsza osoba, jakiej zdarzyło jej się to opowiedzieć.
Kiedy ją od siebie odstawił, momentalnie cała poszarzała. Co z tego, że mentalnie się na to przygotowała, kiedy wyczuła zaskoczenie z jego strony, skoro i tak coś ją w środku zakuło. W dodatku całkiem dotkliwie. Jej włosy najpierw zrobiły się całe czarne, a później zaczęły stopniowo płowieć.
- Przepraszam - wyszeptała w końcu, ale w pustym pomieszczeniu z pewnością było to słyszalne również dla rudzielca.
Wypowiedziawszy to słowo odwróciła się plecami do ściany, a później zjechała nią na samą ziemię, klapiąc wreszcie tyłkiem na gołych panelach. Podciągnęła kolana pod brodę i się na nich oparła. Jej włosy doszły w tym momencie do koloru słomianego blondu i na nim się zatrzymały. Dziewczyna nie zwracała teraz specjalnej uwagi na wygląd chłopaka, bo nie miała odwagi w ogóle na niego spojrzeć. Zamiast tego jej wzrok latał głównie po podłodze i najbliższych meblach.
Jestem dziwadłem.
Westchnęła głęboko, na ile pozwoliły jej na to przyciągnięte ciasno kolana, a później przymknęła na moment powieki, ale już po chwili podniosła głowę i spojrzała wreszcie w stronę Francuza.
- Przepraszam, że nie wiem, jak powinnam się zachowywać - dodała smutno. Wzięła kolejny głęboki wdech.
- Postaram się więcej takich rzeczy nie robić, skoro ci to przeszkadza - obiecała.
To była pierwsza lekcja zachowywania się przy ludziach, prawda? Jednak zawsze trzeba zachowywać ustalony dystans i nie przekraczać go bez potrzeby nawet wtedy, gdy się kogoś bardzo lubi. To tylko drażni ludzi. A przynajmniej większość. Niestety tych, którzy to akceptują Ana nie umiała jeszcze odróżniać.
Kiedy ją od siebie odstawił, momentalnie cała poszarzała. Co z tego, że mentalnie się na to przygotowała, kiedy wyczuła zaskoczenie z jego strony, skoro i tak coś ją w środku zakuło. W dodatku całkiem dotkliwie. Jej włosy najpierw zrobiły się całe czarne, a później zaczęły stopniowo płowieć.
- Przepraszam - wyszeptała w końcu, ale w pustym pomieszczeniu z pewnością było to słyszalne również dla rudzielca.
Wypowiedziawszy to słowo odwróciła się plecami do ściany, a później zjechała nią na samą ziemię, klapiąc wreszcie tyłkiem na gołych panelach. Podciągnęła kolana pod brodę i się na nich oparła. Jej włosy doszły w tym momencie do koloru słomianego blondu i na nim się zatrzymały. Dziewczyna nie zwracała teraz specjalnej uwagi na wygląd chłopaka, bo nie miała odwagi w ogóle na niego spojrzeć. Zamiast tego jej wzrok latał głównie po podłodze i najbliższych meblach.
Jestem dziwadłem.
Westchnęła głęboko, na ile pozwoliły jej na to przyciągnięte ciasno kolana, a później przymknęła na moment powieki, ale już po chwili podniosła głowę i spojrzała wreszcie w stronę Francuza.
- Przepraszam, że nie wiem, jak powinnam się zachowywać - dodała smutno. Wzięła kolejny głęboki wdech.
- Postaram się więcej takich rzeczy nie robić, skoro ci to przeszkadza - obiecała.
To była pierwsza lekcja zachowywania się przy ludziach, prawda? Jednak zawsze trzeba zachowywać ustalony dystans i nie przekraczać go bez potrzeby nawet wtedy, gdy się kogoś bardzo lubi. To tylko drażni ludzi. A przynajmniej większość. Niestety tych, którzy to akceptują Ana nie umiała jeszcze odróżniać.
Annabella Greenforest
Re: Pokój wspólny
Zajebiście, Remi. Wprost bombowo! Tylko ty mogłeś zepsuć tak miły, wspólny spacer z dziewczyną! Serio, teraz przydałby mu się pod ręką telefon i numer Nathana. Zasypałby gościa prośbami o pomoc i smutnymi emotkami, podczas, gdy i tak gnił w kącie, nie śmiąc odwrócić się do Ann.
Oby tylko nie obraziła się na zawsze...
Ledwo zdążył to pomyśleć, gdy doszedł do szept dziewczyny.
"Przepraszam"? Ale za co ONA przeprasza MNIE?
Nie musiał się długo zastanawiać. Chwilę później odpowiedź sama nadeszła, wraz z kolejną porcją przeprosin. Doprawdy, oni chyba tylko to potrafili robić..!
- Co... - mruknął zdezorientowany, odwracając głowę za siebie. Jego postępujący potworyzm zatrzymał się na całych rękach i szyi w łuskach, nie zdążywszy 'przerobić' reszty Francuza na podobną modłę przed tym jak jego dobijające wyrzuty sumienia uciszyło zaskoczenie postawą Annabell.
- Ale jak to "jak powinnaś się zachowywać"? Przecież ty nie zrobiłaś nic złego! - stwierdził z niezachwianym przekonaniem w głosie. Szybko jednak znowu się odwrócił, opierając o ścianę z całkowitym poddaniem.
- To ja nie powinienem cię o nic pytać. Nie nienawidź mnie za to... - jęknął tak żałośnie, że aż sam poczuł się gorzej i jego długie za ramiona, czarne kłaki jeszcze bardziej urosły. Obraz nędzy i rozpaczy, wygodnie zasłonięty mrokiem pokoju by nie raził oczu niewinnych i zacnych. Wyjaśniwszy wszelkie nieporozumienia ze swojej strony, powrócił do zaszywania się w kącie ze strachem oczekując wyroku czarownicy. Wybaczy mu? Odejdzie z fochem? Był gotów na wszystko, poza tym, że wcale nie i jakby zrobiła którąkolwiek z tych rzeczy to by mu chyba do reszty pękło serduszko.
Oby tylko nie obraziła się na zawsze...
Ledwo zdążył to pomyśleć, gdy doszedł do szept dziewczyny.
"Przepraszam"? Ale za co ONA przeprasza MNIE?
Nie musiał się długo zastanawiać. Chwilę później odpowiedź sama nadeszła, wraz z kolejną porcją przeprosin. Doprawdy, oni chyba tylko to potrafili robić..!
- Co... - mruknął zdezorientowany, odwracając głowę za siebie. Jego postępujący potworyzm zatrzymał się na całych rękach i szyi w łuskach, nie zdążywszy 'przerobić' reszty Francuza na podobną modłę przed tym jak jego dobijające wyrzuty sumienia uciszyło zaskoczenie postawą Annabell.
- Ale jak to "jak powinnaś się zachowywać"? Przecież ty nie zrobiłaś nic złego! - stwierdził z niezachwianym przekonaniem w głosie. Szybko jednak znowu się odwrócił, opierając o ścianę z całkowitym poddaniem.
- To ja nie powinienem cię o nic pytać. Nie nienawidź mnie za to... - jęknął tak żałośnie, że aż sam poczuł się gorzej i jego długie za ramiona, czarne kłaki jeszcze bardziej urosły. Obraz nędzy i rozpaczy, wygodnie zasłonięty mrokiem pokoju by nie raził oczu niewinnych i zacnych. Wyjaśniwszy wszelkie nieporozumienia ze swojej strony, powrócił do zaszywania się w kącie ze strachem oczekując wyroku czarownicy. Wybaczy mu? Odejdzie z fochem? Był gotów na wszystko, poza tym, że wcale nie i jakby zrobiła którąkolwiek z tych rzeczy to by mu chyba do reszty pękło serduszko.
Remi Thibault
Re: Pokój wspólny
I tak się właśnie kończyło uciekanie myślami, gdy jedno próbowało wytłumaczyć coś drugiemu. Albo raczej wolało samo sobie coś dopowiedzieć zanim dotarł do niego pełen sens wypowiedzi.
Dziewczyna nie mogła mieć pojęcia, że znowu jej kompletnie nie słuchał. Z jej strony wszystko było podane jak na tacy. Wyjaśniła to chyba całkiem zrozumiale, więc nie powinien się jej już aż tak dziwić. Za to jego reakcja była dla niej jednoznaczna z odrzuceniem. Rozdrażniła go swoją przesadną otwartością i dlatego ją odsunął i sobie poszedł, tak? To było najbardziej logiczne wyjaśnienie, prawda? Wszystko się zgadzało, co? Przecież nie mogło być inaczej...
- "Nienawidzić"? - Tym to ją autentycznie zdziwił. Zmarszczyła brwi, a jej wypłowiałe włosy stały się teraz brzoskwiniowe.
Potrzebowała chwili żeby przetrawić to, co do niej powiedział. Niestety, niewiele to dało, bo jej mózg się zwyczajnie zawiesił, próbując rozpracować ten zawiły problem.
Co tu właściwie zaszło?
To pytanie pozostawało bez odpowiedzi, a dziewczyna jakoś nie sądziła, żeby Remi był skłonny ją w tej kwestii oświecić. Musiała więc działać w ciemno. Pewnie bardziej by się tym przejmowała, gdyby po raz kolejny nie postanowiła iść na żywioł i nie obawiać się konsekwencji, a przyjąć je później z pokorą. To podejście może i pakowało ją nieraz w kłopoty, ale pozwalało jej też działać zamiast tylko stać w miejscu i zastanawiać się godzinami nad jedną decyzją. Cokolwiek nie zrobi, życie będzie toczyło się dalej, a jakieś konsekwencje nadejdą. Jakiejkolwiek decyzji nie podejmie, nigdy nie dowie się, co by się stało, jeśli zmieniłaby zdanie, więc nie mogła wiedzieć, czy jest czego żałować. Dlatego też i tym razem postanowiła pójść za głosem serca czy jak tam jeszcze inaczej to ująć.
- Ehh. Nie. Nic z tego nie rozumiem - stwierdziła cicho ze zrezygnowaniem, a później podniosła się z podłogi. Nawet nie zauważyła, kiedy włosy zrobiły się jej już zupełnie pomarańczowe, a cera wróciła do bardziej ludzkiego, aczkolwiek nadal bladego odcieniu. Ruszyła w jego stronę nieco szybciej niż zwykle, ale nadal na tyle wolno, żeby nie uznał tego za zbyt gwałtowną reakcję.
A więc nie zrobiłam nic złego, tak? Mogę tak robić, tak? Tylko to jakieś nieporozumienie? O czym ty znowu myślałeś? Ehh. Nie ważne.
Pokręciła głową.
Ostatnia szansa. Jeśli teraz się pomylę i każe mi sobie iść, to się już zwyczajnie załamię i popłaczę. Na szczęście pewnie nie tu. Dam radę dotrzeć do pokoju. Oby tylko nikogo nie było...
Wzięła głęboki wdech. Serce zaczęło jej w tym momencie zdecydowanie mocniej bić. Skok adrenaliny związany ze stresem i takie tam. Bonusowo dostała do tego poziomkowe końcówki włosów, ale jak zwykle się tym nie przejęła.
- Nie odpychaj mnie, proszę - powiedziała cicho, ale głos i tak jej się dziwnie załamał.
Po tych słowach podjęła ostatnią próbę przytulenia się do niego. Miała gdzieś, jak teraz wygląda. Niech ją po prostu przytuli. Było jej smutno i znowu czuła się tutaj zupełnie obca. Jakby nie wystarczało, że już przenosząc się na uczelnię czuła, iż kompletnie tutaj nie pasuje. Miała ochotę podkulić ogon i zwiać do domu, ale nie mogła. Nie darowałaby sobie tego.
Dziewczyna nie mogła mieć pojęcia, że znowu jej kompletnie nie słuchał. Z jej strony wszystko było podane jak na tacy. Wyjaśniła to chyba całkiem zrozumiale, więc nie powinien się jej już aż tak dziwić. Za to jego reakcja była dla niej jednoznaczna z odrzuceniem. Rozdrażniła go swoją przesadną otwartością i dlatego ją odsunął i sobie poszedł, tak? To było najbardziej logiczne wyjaśnienie, prawda? Wszystko się zgadzało, co? Przecież nie mogło być inaczej...
- "Nienawidzić"? - Tym to ją autentycznie zdziwił. Zmarszczyła brwi, a jej wypłowiałe włosy stały się teraz brzoskwiniowe.
Potrzebowała chwili żeby przetrawić to, co do niej powiedział. Niestety, niewiele to dało, bo jej mózg się zwyczajnie zawiesił, próbując rozpracować ten zawiły problem.
Co tu właściwie zaszło?
To pytanie pozostawało bez odpowiedzi, a dziewczyna jakoś nie sądziła, żeby Remi był skłonny ją w tej kwestii oświecić. Musiała więc działać w ciemno. Pewnie bardziej by się tym przejmowała, gdyby po raz kolejny nie postanowiła iść na żywioł i nie obawiać się konsekwencji, a przyjąć je później z pokorą. To podejście może i pakowało ją nieraz w kłopoty, ale pozwalało jej też działać zamiast tylko stać w miejscu i zastanawiać się godzinami nad jedną decyzją. Cokolwiek nie zrobi, życie będzie toczyło się dalej, a jakieś konsekwencje nadejdą. Jakiejkolwiek decyzji nie podejmie, nigdy nie dowie się, co by się stało, jeśli zmieniłaby zdanie, więc nie mogła wiedzieć, czy jest czego żałować. Dlatego też i tym razem postanowiła pójść za głosem serca czy jak tam jeszcze inaczej to ująć.
- Ehh. Nie. Nic z tego nie rozumiem - stwierdziła cicho ze zrezygnowaniem, a później podniosła się z podłogi. Nawet nie zauważyła, kiedy włosy zrobiły się jej już zupełnie pomarańczowe, a cera wróciła do bardziej ludzkiego, aczkolwiek nadal bladego odcieniu. Ruszyła w jego stronę nieco szybciej niż zwykle, ale nadal na tyle wolno, żeby nie uznał tego za zbyt gwałtowną reakcję.
A więc nie zrobiłam nic złego, tak? Mogę tak robić, tak? Tylko to jakieś nieporozumienie? O czym ty znowu myślałeś? Ehh. Nie ważne.
Pokręciła głową.
Ostatnia szansa. Jeśli teraz się pomylę i każe mi sobie iść, to się już zwyczajnie załamię i popłaczę. Na szczęście pewnie nie tu. Dam radę dotrzeć do pokoju. Oby tylko nikogo nie było...
Wzięła głęboki wdech. Serce zaczęło jej w tym momencie zdecydowanie mocniej bić. Skok adrenaliny związany ze stresem i takie tam. Bonusowo dostała do tego poziomkowe końcówki włosów, ale jak zwykle się tym nie przejęła.
- Nie odpychaj mnie, proszę - powiedziała cicho, ale głos i tak jej się dziwnie załamał.
Po tych słowach podjęła ostatnią próbę przytulenia się do niego. Miała gdzieś, jak teraz wygląda. Niech ją po prostu przytuli. Było jej smutno i znowu czuła się tutaj zupełnie obca. Jakby nie wystarczało, że już przenosząc się na uczelnię czuła, iż kompletnie tutaj nie pasuje. Miała ochotę podkulić ogon i zwiać do domu, ale nie mogła. Nie darowałaby sobie tego.
Annabella Greenforest
Re: Pokój wspólny
Na wszelki wypadek przygotowywał się wewnętrznie na jej złość i odejście, chociaż nie mógł zdusić w sobie nadziei, że mu jednak wybaczy. Chociaż wciąż nie był pewien co dokładnie zrobił źle, to wystarczyło mu żywe przekonanie o własnej winie by stać w kącie jak ostatnia, boska sierota i czekać na jej werdykt. Cokolwiek by nie postanowiła zrobić, nie miałby do niej o to pretensji. To on nie potrafił tu w życie w społeczeństwie. On był dziwadłem - zawsze wszyscy mu to powtarzali - i to tylko naturalne, że mogła mieć go już dosyć. Kiedy więc usłyszał jej kroki, z trudem przełknął ślinę i zdzierżył ściśnięty z nerwów żołądek, oswajając się z myślą, że właśnie traci pierwszą i jedyną koleżankę jakiej dorobił się w tym swoim pełnym porażek życiu. Nawet, gdy zrozumiał, że zmierza w jego stronę, nie rozluźnił się, tylko zacisnął powieki, gotów na ochrzan, cios czy jakkolwiek mogłaby chcieć go ukarać. I dopiero, gdy poprosiła by jej nie odpychał, co usłyszał pomimo prób zamknięcia się na wszelkie bodźce z zewnątrz ze strachu przed bólem, wyrwało mu się z ust ciche "co?" po którym zamarł w ciężkim szoku.
Ona go... przytuliła? Czy to oznaczało, że nie była zła? Ciepło jej ciała nie pozwoliło mu zagubić się w rozważaniach, pomimo iż po większości blokowała je zimna, mokra kurtka zarzucona na plecy. Cieszył się jednak, że ma ją na sobie, bo dzięki temu był chociaż odrobinę mniej widoczny dla czarownicy. Tak jak dotąd wisiało mu czy zobaczy go w tej okropnej, zmienionej formie, teraz nagle wzięło go na lęk przed odkryciem, więc na szybko zaczął skupiać się na obrazie brata, starając chociaż mniej więcej wrócić do normalności. Ilekroć potrzebował przypomnieć sobie jak powinien wyglądać, wyciągał z pamięci wspomnienie swego bliźniaka, Rene. Dzięki temu miał pewność, że nic nie pomyli, przynajmniej co do odcieniu włosów i rozkładu piegów. Gorzej z rysami twarzy, gdyż te zmieniają się z wiekiem, a ponieważ brata nie widział od ponad ośmiu lat, ten element wizerunku musiał już wzorować wyłącznie na sobie samym.
Chociaż nie był w tym najlepszy, udało mu się przynajmniej pozbyć łusek i pazurów oraz odrobinę skrócić włosy, podczas, gdy pozwalał Ann na tulenie się do siebie. Cała ta sytuacja była dla niego tak odrealniona, że ledwo do niego docierała, więc nie było tu mowy o rumieńcach czy panice w związku z dwuznacznościami. Przynajmniej jeszcze nie, dopóki starał się pojąć co zaszło i czy wszystko co złe jest już za nimi.
- Nie jesteś już zła..? - zapytał wreszcie cicho, z wciąż wyczuwalnym lękiem. Nie chciał znowu jej drażnić, smucić ani straszyć, ale potrzebował chociaż tyle wiedzieć, aby przestać wewnętrznie świrować. Gdy sam próbował się nad tym zastanowić na chłodno, pamiętał jedynie, że oparła się o niego, a zapytana o to co robi zachowała się jakby dźgnął ją tym pytaniem w serce. Zupełnie tego nie rozumiejąc, wolał już dalej sam nie dociekać. I tak nie potrafiłby znaleźć na to wystarczająco dobrego wytłumaczenia, a wbijanie sobie do głowy niepotwierdzonych teorii widocznie nie wychodziło mu na zdrowie.
Ona go... przytuliła? Czy to oznaczało, że nie była zła? Ciepło jej ciała nie pozwoliło mu zagubić się w rozważaniach, pomimo iż po większości blokowała je zimna, mokra kurtka zarzucona na plecy. Cieszył się jednak, że ma ją na sobie, bo dzięki temu był chociaż odrobinę mniej widoczny dla czarownicy. Tak jak dotąd wisiało mu czy zobaczy go w tej okropnej, zmienionej formie, teraz nagle wzięło go na lęk przed odkryciem, więc na szybko zaczął skupiać się na obrazie brata, starając chociaż mniej więcej wrócić do normalności. Ilekroć potrzebował przypomnieć sobie jak powinien wyglądać, wyciągał z pamięci wspomnienie swego bliźniaka, Rene. Dzięki temu miał pewność, że nic nie pomyli, przynajmniej co do odcieniu włosów i rozkładu piegów. Gorzej z rysami twarzy, gdyż te zmieniają się z wiekiem, a ponieważ brata nie widział od ponad ośmiu lat, ten element wizerunku musiał już wzorować wyłącznie na sobie samym.
Chociaż nie był w tym najlepszy, udało mu się przynajmniej pozbyć łusek i pazurów oraz odrobinę skrócić włosy, podczas, gdy pozwalał Ann na tulenie się do siebie. Cała ta sytuacja była dla niego tak odrealniona, że ledwo do niego docierała, więc nie było tu mowy o rumieńcach czy panice w związku z dwuznacznościami. Przynajmniej jeszcze nie, dopóki starał się pojąć co zaszło i czy wszystko co złe jest już za nimi.
- Nie jesteś już zła..? - zapytał wreszcie cicho, z wciąż wyczuwalnym lękiem. Nie chciał znowu jej drażnić, smucić ani straszyć, ale potrzebował chociaż tyle wiedzieć, aby przestać wewnętrznie świrować. Gdy sam próbował się nad tym zastanowić na chłodno, pamiętał jedynie, że oparła się o niego, a zapytana o to co robi zachowała się jakby dźgnął ją tym pytaniem w serce. Zupełnie tego nie rozumiejąc, wolał już dalej sam nie dociekać. I tak nie potrafiłby znaleźć na to wystarczająco dobrego wytłumaczenia, a wbijanie sobie do głowy niepotwierdzonych teorii widocznie nie wychodziło mu na zdrowie.
Remi Thibault
Re: Pokój wspólny
Choć początkowo jego zesztywnienie znowu ją zaniepokoiło, to jednak późniejsze pogodzenie się z jej zachowaniem sprawiło, że kamień spadł jej z serca. Wreszcie mogła się uspokoić. Nie wiedziała, ile tak stali. Długo czy może dopiero chwilkę. Nie liczyła czasu. Po prostu tuliła się do niego z przymkniętymi powiekami, stopniowo samej powracając do normalnej postaci. Od dawna nie zdarzyło się jej odstawiać takiej tęczy jak przy tym facecie. Nawet Panna Oaza Spokoju potrzebowała teraz dłuższej chwili odpoczynku od tych ciągłych atrakcji.
Choć zauważyła, że wygląd Remiego mocno odbiegał od jego zwyczajowej formy, doskonale szło jej ignorowanie tego faktu. Rudzielec mógł panikować i nie chcieć, żeby go takim widziała w obawie, że uzna go za odpychającego, ale jej jego stan zupełnie nie przeszkadzał. Jasne, wolała go kiedy był przystojny, ale nie zamierzała się czepiać zmian wyglądu, na które nie miał wpływu. Zwłaszcza, że sama nad swoimi nie umiała zapanować.
Zmarszczyła brwi. Chciała po raz kolejny powtórzyć niezrozumiałe dla niej teraz słowo, ale się wstrzymała. Zauważyła, że przy nim używała tego zabiegu nagminnie.
- Nie jestem zła... Nie byłam zła - odpowiedziała po paru sekundach. Chwilę później zebrała się w sobie żeby trochę rozbudować swoją wypowiedź.
- Ja tylko panikuję, kiedy wydaje mi się, że zrobiłam coś nie na miejscu - wydusiła z siebie. Gdzieś tam powoli zaczynało do niej docierać, że Remi może nie koniecznie zrozumiał sens jej poprzedniego wywodu. Było to dla niej dziwne, ale teraz dostrzegała, że istniała jednak taka szansa. Nikła, ale jednak.
Znowu się zamyślił? Albo coś przeinaczył. Skoro woli założyć, że zaraził kogoś metamorfomagią zamiast wpaść na to, że spotkał kogoś z tą samą przypadłością, to równie dobrze i tutaj mógł coś przeinaczyć. Zrozumienie jego zachowania będzie trudne, ale w końcu powinno się udać. Przynajmniej w jakimś większym stopniu niż obecnie.
Choć zauważyła, że wygląd Remiego mocno odbiegał od jego zwyczajowej formy, doskonale szło jej ignorowanie tego faktu. Rudzielec mógł panikować i nie chcieć, żeby go takim widziała w obawie, że uzna go za odpychającego, ale jej jego stan zupełnie nie przeszkadzał. Jasne, wolała go kiedy był przystojny, ale nie zamierzała się czepiać zmian wyglądu, na które nie miał wpływu. Zwłaszcza, że sama nad swoimi nie umiała zapanować.
Zmarszczyła brwi. Chciała po raz kolejny powtórzyć niezrozumiałe dla niej teraz słowo, ale się wstrzymała. Zauważyła, że przy nim używała tego zabiegu nagminnie.
- Nie jestem zła... Nie byłam zła - odpowiedziała po paru sekundach. Chwilę później zebrała się w sobie żeby trochę rozbudować swoją wypowiedź.
- Ja tylko panikuję, kiedy wydaje mi się, że zrobiłam coś nie na miejscu - wydusiła z siebie. Gdzieś tam powoli zaczynało do niej docierać, że Remi może nie koniecznie zrozumiał sens jej poprzedniego wywodu. Było to dla niej dziwne, ale teraz dostrzegała, że istniała jednak taka szansa. Nikła, ale jednak.
Znowu się zamyślił? Albo coś przeinaczył. Skoro woli założyć, że zaraził kogoś metamorfomagią zamiast wpaść na to, że spotkał kogoś z tą samą przypadłością, to równie dobrze i tutaj mógł coś przeinaczyć. Zrozumienie jego zachowania będzie trudne, ale w końcu powinno się udać. Przynajmniej w jakimś większym stopniu niż obecnie.
Annabella Greenforest
Re: Pokój wspólny
Czyli nie była zła? I ta cała szopka, to wszystko... było po nic? Normalny facet chyba palnąłby sobie teraz w łeb, załamany własną głupotą, ale Remi poczuł zbyt wielką ulgę by myśleć w taki sposób. Nie, on uśmiechnął się tylko szeroko sam do siebie, rozluźniając się wreszcie i oglądając na wtuloną w niego kruszynę. Nie wiadomo kiedy, Ann znowu była od niego niższa, lecz nie kwestionował tej zmiany. Tak samo nie zważał już czy reszta jego wizerunku wróciła do normy, tylko przytrzymał w miejscu dziewczynę i odwrócił w jej stronę, po czym sam ją do siebie przytulił, mocno i z uczuciem. Teraz, gdy miał pewność, że wszystko już między nimi gra, czuł się szczęśliwszy niż kiedykolwiek. W porywie chwili Remi złapał Annabell w pasie i uniósł nad ziemię, szczerząc jak ostatni jełop, którym zresztą był.
- Aleś mnie nastraszyła! Gorzej niż szarżujący dwurożec!
Jak dobrze, że ustalili już, że bliski kontakt fizyczny nie jest w ich przypadku niczym złym, bo zaraz znowu zaczęliby się przepraszać, a tak, przynajmniej na razie, mieli trochę radochy. Wystarczającą by chłopakowi wyszły płomienne prześwity spod tej smolistej czerni na łbie, chociaż włosy dalej miał długie i proste, niedbale zarzucone za ramiona. Do czasu odstawienia Ann na ziemię, zrobił się już całkiem rudy, a jego cerze wróciła rześka, cielista barwa.
- W panikowaniu to się dobraliśmy. Przynajmniej jedno z nas powinno się tego oduczyć, heh... - uśmiechnął się z zakłopotaniem, drapiąc się po policzku.
To straszne, ale przy zwierzętach potrafię jakoś zachować spokój. Może jednak zainwestuję czas w jakąś jogę, czy inną medytację... Skoro czeka mnie więcej interakcji z własnym gatunkiem. Do tego akurat tym razem zależy mi by tego nie spieprzyć...
- Aleś mnie nastraszyła! Gorzej niż szarżujący dwurożec!
Jak dobrze, że ustalili już, że bliski kontakt fizyczny nie jest w ich przypadku niczym złym, bo zaraz znowu zaczęliby się przepraszać, a tak, przynajmniej na razie, mieli trochę radochy. Wystarczającą by chłopakowi wyszły płomienne prześwity spod tej smolistej czerni na łbie, chociaż włosy dalej miał długie i proste, niedbale zarzucone za ramiona. Do czasu odstawienia Ann na ziemię, zrobił się już całkiem rudy, a jego cerze wróciła rześka, cielista barwa.
- W panikowaniu to się dobraliśmy. Przynajmniej jedno z nas powinno się tego oduczyć, heh... - uśmiechnął się z zakłopotaniem, drapiąc się po policzku.
To straszne, ale przy zwierzętach potrafię jakoś zachować spokój. Może jednak zainwestuję czas w jakąś jogę, czy inną medytację... Skoro czeka mnie więcej interakcji z własnym gatunkiem. Do tego akurat tym razem zależy mi by tego nie spieprzyć...
Remi Thibault
Re: Pokój wspólny
Ana miała nadzieję, że teraz w końcu mu przejdzie, jeśli zdoła skupić uwagę na tym jednym zdaniu, które streszczało powód jej zachowania. No i się nie pomyliła. Francuz w momencie odżył i zaczął odzyskiwać normalny wygląd, co również zwiastowało poprawę.
Kiedy sam ją wreszcie przytulił, i na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ona naprawdę łatwo przejmowała emocje z otoczenia. Zwłaszcza wtedy, gdy podświadomie się do kogoś dostrajała, a w przypadku rudzielca szło jej to strasznie szybko.
Pisnęła cicho, gdy bez zapowiedzi poderwał ją do góry, ale udało jej się stłumić ten dźwięk poprzez zamknięcie w porę ust. Strasznie nie lubiła w sobie tej cechy i choć od lat starała się z nią walczyć, nadal nie potrafiła powstrzymać swoich krzyków.
Zaśmiała się głośno, przy okazji obejmując go za szyję, jakby w obawie, że zaraz ją upuści czy zrobi coś jeszcze innego. Taki odruch, a odruchów ona przecież nie hamowała.
Parsknęła raz jeszcze gdy przyznał jej się do błędu.
A jednak przeinaczający wszystko panikarz. Będę musiała to sobie zapamiętać. Patrząc na jego reakcje, to naprawdę BARDZO ważna informacja, którą zawsze warto mieć na uwadze, gdy zaczyna nagle bez powodu wariować.
- Taaak. Naucz się słuchać, co się do ciebie mówi. - Szturchnęła go i posłała mu zadziorny uśmieszek. Tak, to była jego wina! Nie, nawet o tą dramę nie była zła, ale nie mogła sobie odmówić tej drobnej uszczypliwości. Od kiedy ona robiła takie rzeczy?
A no tak... Kolejna oznaka. Heh.
Odhaczyła w głowie kolejny symptom swojego zakochania. Cóż, przynajmniej zaczynała oswajać się z tą myślą i coraz lepiej nad sobą panowała. Choć niestety przypomnienie sobie tego faktu wcale nie ułatwiało jej sprawy. Przymknęła na moment oczy i znowu poczuła jak robi jej się cieplej. Na szczęście przynajmniej kolorków tym razem nie zaczęła zmieniać, bo byłoby już źle.
Znowu trzymał ją w objęciach, co wywoływało u niej nieco inne reakcje niż zwykle. A przynajmniej kilka nowych i to dość rozpraszających. Będzie musiała nauczyć się sobie z tym radzić, bo w przeciwnym wypadku może być ciężko. Lepiej, żeby nie odpływała mu tak za bardzo myślami ani tym bardziej ryzykować zrobieniem czegoś, do czego nie miała prawa i mogła nieźle namieszać w ich relacjach.
Zachichotała raz jeszcze i otworzyła oczy, by móc przenieść je na twarz chłopaka. W kącie, który wybrał, było dość ciemno, ale z tej odległości spokojnie mogła to widzieć. Kiedy wreszcie całkiem przestała się śmiać, na jej buzi na stałe zagościł wesoły uśmiech. I oby zagościł tam na dłużej.
Co z tego, że sam próbował. Ja wolę tego nie robić. Dość strachu napędził mi przed chwilą. Większej jego dawki bym nie zniosła. Nie chcę go stracić.
So cute.
Kiedy sam ją wreszcie przytulił, i na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ona naprawdę łatwo przejmowała emocje z otoczenia. Zwłaszcza wtedy, gdy podświadomie się do kogoś dostrajała, a w przypadku rudzielca szło jej to strasznie szybko.
Pisnęła cicho, gdy bez zapowiedzi poderwał ją do góry, ale udało jej się stłumić ten dźwięk poprzez zamknięcie w porę ust. Strasznie nie lubiła w sobie tej cechy i choć od lat starała się z nią walczyć, nadal nie potrafiła powstrzymać swoich krzyków.
Zaśmiała się głośno, przy okazji obejmując go za szyję, jakby w obawie, że zaraz ją upuści czy zrobi coś jeszcze innego. Taki odruch, a odruchów ona przecież nie hamowała.
Parsknęła raz jeszcze gdy przyznał jej się do błędu.
A jednak przeinaczający wszystko panikarz. Będę musiała to sobie zapamiętać. Patrząc na jego reakcje, to naprawdę BARDZO ważna informacja, którą zawsze warto mieć na uwadze, gdy zaczyna nagle bez powodu wariować.
- Taaak. Naucz się słuchać, co się do ciebie mówi. - Szturchnęła go i posłała mu zadziorny uśmieszek. Tak, to była jego wina! Nie, nawet o tą dramę nie była zła, ale nie mogła sobie odmówić tej drobnej uszczypliwości. Od kiedy ona robiła takie rzeczy?
A no tak... Kolejna oznaka. Heh.
Odhaczyła w głowie kolejny symptom swojego zakochania. Cóż, przynajmniej zaczynała oswajać się z tą myślą i coraz lepiej nad sobą panowała. Choć niestety przypomnienie sobie tego faktu wcale nie ułatwiało jej sprawy. Przymknęła na moment oczy i znowu poczuła jak robi jej się cieplej. Na szczęście przynajmniej kolorków tym razem nie zaczęła zmieniać, bo byłoby już źle.
Znowu trzymał ją w objęciach, co wywoływało u niej nieco inne reakcje niż zwykle. A przynajmniej kilka nowych i to dość rozpraszających. Będzie musiała nauczyć się sobie z tym radzić, bo w przeciwnym wypadku może być ciężko. Lepiej, żeby nie odpływała mu tak za bardzo myślami ani tym bardziej ryzykować zrobieniem czegoś, do czego nie miała prawa i mogła nieźle namieszać w ich relacjach.
Zachichotała raz jeszcze i otworzyła oczy, by móc przenieść je na twarz chłopaka. W kącie, który wybrał, było dość ciemno, ale z tej odległości spokojnie mogła to widzieć. Kiedy wreszcie całkiem przestała się śmiać, na jej buzi na stałe zagościł wesoły uśmiech. I oby zagościł tam na dłużej.
Co z tego, że sam próbował. Ja wolę tego nie robić. Dość strachu napędził mi przed chwilą. Większej jego dawki bym nie zniosła. Nie chcę go stracić.
So cute.
Annabella Greenforest
Re: Pokój wspólny
Oj, czy ona musiała być taką małą wredotą? Przecież już z milion razy ją przepraszał! No, ale nie była już na niego zła... Cofnij, okazała się wcale zła nie być, więc rudzielec nie przejął się jej drobną uszczypliwością, dalej radośnie szczerząc zęby.
- Taa, chyba będę musiał, co? Skoro teraz mam taką fajną koleżankę. - niewiele myśląc wyciągnął do niej dłoń i pogładził po głowie mierzwiąc jej... pomarańczowe włosy? Dobra, on już wolał nie kwestionować JEJ zmian, wystarczy, że miał własne na głowie do utrzymywania w ryzach (a i tak za cholerę mu to nie wychodziło). Zamiast tego, przeszedł go zimny dreszcz, przypominając, że wciąż siedzi w lodowatych już, mokrych ciuchach w ciemnym, nieszczególnie ocieplanym pokoju. I to po ciemku. To ostatnie obwinił za swoją niepamięć, gdyż w mroku (i całych tych dramach) nie dostrzegał jak źle on, i Ann zresztą też, wygląda. Aż zaczęło go drapać w gardle, jakby już sama świadomość sytuacji wpłynęła na jego samopoczucie.
- Wiesz, chyba powinniśmy się wreszcie przebrać. - bardziej stwierdził niż zaproponował, gdyż wcale nie wyglądał jakby było mu do tego spieszno. Jasne, doszedł go nagle cały ten chłód i ziąb, ale mimo to nie był typem osoby, która z miejsca poszłaby coś w związku z tym zmieniać. Był raczej gotów jeszcze co najmniej godzinę marznąć, podczas każualowej rozmowy z Ann, więc wypowiedziana kwestia musiała mieć raczej na względzie jej preferencje, niż jego własne. Istniała nawet szansa, że chciał ją o to zwyczajnie zapytać, ale doznał już jakiejś traumy na tym tle, więc na wszelki wypadek zmienił wypowiedź na tyle by pozostawić ją bez potrzeby odpowiedzi. Z nim to akurat wszystko było możliwe. Czasami lepiej było nawet nie dociekać, tylko... godzić się z tym i iść dalej -czyli robić to w czym Annabell była najlepsza.
- Taa, chyba będę musiał, co? Skoro teraz mam taką fajną koleżankę. - niewiele myśląc wyciągnął do niej dłoń i pogładził po głowie mierzwiąc jej... pomarańczowe włosy? Dobra, on już wolał nie kwestionować JEJ zmian, wystarczy, że miał własne na głowie do utrzymywania w ryzach (a i tak za cholerę mu to nie wychodziło). Zamiast tego, przeszedł go zimny dreszcz, przypominając, że wciąż siedzi w lodowatych już, mokrych ciuchach w ciemnym, nieszczególnie ocieplanym pokoju. I to po ciemku. To ostatnie obwinił za swoją niepamięć, gdyż w mroku (i całych tych dramach) nie dostrzegał jak źle on, i Ann zresztą też, wygląda. Aż zaczęło go drapać w gardle, jakby już sama świadomość sytuacji wpłynęła na jego samopoczucie.
- Wiesz, chyba powinniśmy się wreszcie przebrać. - bardziej stwierdził niż zaproponował, gdyż wcale nie wyglądał jakby było mu do tego spieszno. Jasne, doszedł go nagle cały ten chłód i ziąb, ale mimo to nie był typem osoby, która z miejsca poszłaby coś w związku z tym zmieniać. Był raczej gotów jeszcze co najmniej godzinę marznąć, podczas każualowej rozmowy z Ann, więc wypowiedziana kwestia musiała mieć raczej na względzie jej preferencje, niż jego własne. Istniała nawet szansa, że chciał ją o to zwyczajnie zapytać, ale doznał już jakiejś traumy na tym tle, więc na wszelki wypadek zmienił wypowiedź na tyle by pozostawić ją bez potrzeby odpowiedzi. Z nim to akurat wszystko było możliwe. Czasami lepiej było nawet nie dociekać, tylko... godzić się z tym i iść dalej -czyli robić to w czym Annabell była najlepsza.
Remi Thibault
Sponsored content
Strona 1 z 2 • 1, 2
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Akademiki :: ♦ Akademik "Sabbat"
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach