Mieszkanie Thibaultów
Strona 2 z 3 • Share
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Mieszkanie Thibaultów
First topic message reminder :
Po załatwieniu spraw w kościele, Remi zabrał Ann na obiecany posiłek. Nie, nie do restauracji czy nawet na hot doga z budki na kółkach. Przez całą drogę trzymając ją w niepewności i wypalając połowę paczki najtańszych francuskich papierosów, zaprowadził ukochaną pod drzwi własnego mieszkania, które mieściło się dziesięć minut drogi spacerem od kościoła.
...chyba jednak powinienem był ją uprzedzić.
Przeszło mu genialnie przez myśl, gdy pukał do drzwi, zaciskając palce na dłoni Ann. Nagle ogarnął go blady strach, bo jeszcze nigdy przedtem nie zwalał się tak nagle matce na głowę, do tego z niezapowiedzianym gościem. Nawet nie miał pewności czy miała coś do jedzenia, chociaż był to główny powód ich wizyty.
...chyba jednak powinniśmy byli pójść zjeść na mieście.
Już chciał się wycofać, gdy drzwi otworzyły się przed nim i wyjrzała zza nich wysoka, wyjątkowo piękna i zadbana kobieta. Jej jasne, długie włosy w barwie pszenicy związane były w prosty, wysoki kucyk, zaś twarz, choć widać było na niej pierwsze, drobne zmarszczki, wyglądała jak żywcem wyjęta z reklamy drogich kosmetyków - o gładkiej cerze, nienagannym, pasującym makijażu i neutralnym, lekkim uśmiechu. Ten ostatni na krótki moment zniknął z jej oblicza na widok dziecka, ale wrócił, gdy tylko błękitne oczy zwróciły się ku Ann.
- Niech zgadnę; byliście w okolicy, tak? - zerknęła na syna, którego cała mowa ciała zdradzała, że musiała trafić w samo sedno.
- To się nieczęsto zdarza byś chodził do kościoła w tygodniu... Znowu zrobiliście coś za co potrzebowaliście się wyspowiadać? - pani Thibault wyszczerzyła się w iście diabelski sposób, zanim nie cofnęła się o krok i gestem ręki zaprosiła młodzież do środka.
- Wchodźcie. Chętnie posłucham co tym razem "doprowadziło was do grzechu"... ha! - zaśmiała się z własnego dowcipu, odchodząc w głąb mieszkania, przy każdym kroku nęcąco ruszając biodrami. Ta kobieta była o wiele zbyt seksowna i zadbana, jak na matkę dorosłego chłopaka i żonę, która całe dnie spędzała w domu, zajmując się wszystkim bez niczyjej pomocy. Chociaż szybko dało się poznać, że w bardzo wielu aspektach wyręczała się magią, czego synowi udało się po niej nie przejąć. Czy on w ogóle zabrał ze sobą różdżkę? Niby się tu teleportowali, ale...
Po załatwieniu spraw w kościele, Remi zabrał Ann na obiecany posiłek. Nie, nie do restauracji czy nawet na hot doga z budki na kółkach. Przez całą drogę trzymając ją w niepewności i wypalając połowę paczki najtańszych francuskich papierosów, zaprowadził ukochaną pod drzwi własnego mieszkania, które mieściło się dziesięć minut drogi spacerem od kościoła.
...chyba jednak powinienem był ją uprzedzić.
Przeszło mu genialnie przez myśl, gdy pukał do drzwi, zaciskając palce na dłoni Ann. Nagle ogarnął go blady strach, bo jeszcze nigdy przedtem nie zwalał się tak nagle matce na głowę, do tego z niezapowiedzianym gościem. Nawet nie miał pewności czy miała coś do jedzenia, chociaż był to główny powód ich wizyty.
...chyba jednak powinniśmy byli pójść zjeść na mieście.
Już chciał się wycofać, gdy drzwi otworzyły się przed nim i wyjrzała zza nich wysoka, wyjątkowo piękna i zadbana kobieta. Jej jasne, długie włosy w barwie pszenicy związane były w prosty, wysoki kucyk, zaś twarz, choć widać było na niej pierwsze, drobne zmarszczki, wyglądała jak żywcem wyjęta z reklamy drogich kosmetyków - o gładkiej cerze, nienagannym, pasującym makijażu i neutralnym, lekkim uśmiechu. Ten ostatni na krótki moment zniknął z jej oblicza na widok dziecka, ale wrócił, gdy tylko błękitne oczy zwróciły się ku Ann.
- Niech zgadnę; byliście w okolicy, tak? - zerknęła na syna, którego cała mowa ciała zdradzała, że musiała trafić w samo sedno.
- To się nieczęsto zdarza byś chodził do kościoła w tygodniu... Znowu zrobiliście coś za co potrzebowaliście się wyspowiadać? - pani Thibault wyszczerzyła się w iście diabelski sposób, zanim nie cofnęła się o krok i gestem ręki zaprosiła młodzież do środka.
- Wchodźcie. Chętnie posłucham co tym razem "doprowadziło was do grzechu"... ha! - zaśmiała się z własnego dowcipu, odchodząc w głąb mieszkania, przy każdym kroku nęcąco ruszając biodrami. Ta kobieta była o wiele zbyt seksowna i zadbana, jak na matkę dorosłego chłopaka i żonę, która całe dnie spędzała w domu, zajmując się wszystkim bez niczyjej pomocy. Chociaż szybko dało się poznać, że w bardzo wielu aspektach wyręczała się magią, czego synowi udało się po niej nie przejąć. Czy on w ogóle zabrał ze sobą różdżkę? Niby się tu teleportowali, ale...
Remi Thibault
Re: Mieszkanie Thibaultów
No nieeeee. A ona tak strasznie starała się nie popsuć jego wspaniałego nastroju! Niestety, nie mogła przewidzieć, że ta drobnostka zmartwi Francuza na tyle, by momentalnie zaczął tracić całą tę radość, a przy okazji radość. Ann od razu się tym zmartwiła i mocno przytuliła chłopaka, szybko szukając w myślach jakiegoś rozwiązania, które udowodniłoby rudzielcowi, że sytuacja nie jest wcale tak opłakana, jak mu się wydaje. Niestety, lista wykreślonych opcji była znacznie dłuższa niż pomysłów, które można było wprowadzić w życie.
Zrobienie czegoś w domu odpadało, bo nie było składników.
O zamówieniu czegoś też trzeba było zapomnieć, bo Ann tego nie lubiła.
Spacer do sklepu o drugiej czy trzeciej nad ranem też nie wydawał się być dobrym pomysłem.
Przez chwilę dziewczyna rozważała przeniesienie się do własnego domu, gdzie zawsze można było znaleźć coś smacznego do zjedzenia, ale taka niespodziewana wizyta wywołałaby duże zaskoczenie u jej rodziców i skłoniłaby ich do zadawania niewygodnych pytań.
Co im więc pozostawało?
- Remi, co powiesz na małą wycieczkę i poznanie kogoś nowego? - Wyskoczyła nagle ze swoją tajemniczą propozycją, a później oderwała się od jego piersi by spojrzeć mu w oczy.
Po umoczeniu ust zbyt wiele razy w winie Annabell dopisywał zawsze wybitnie dobry humor, a do głowy wpadały różne wyjątkowe pomysły, za których realizację zapewne nie zabrałaby się tak chętnie na trzeźwo.
Zrobienie czegoś w domu odpadało, bo nie było składników.
O zamówieniu czegoś też trzeba było zapomnieć, bo Ann tego nie lubiła.
Spacer do sklepu o drugiej czy trzeciej nad ranem też nie wydawał się być dobrym pomysłem.
Przez chwilę dziewczyna rozważała przeniesienie się do własnego domu, gdzie zawsze można było znaleźć coś smacznego do zjedzenia, ale taka niespodziewana wizyta wywołałaby duże zaskoczenie u jej rodziców i skłoniłaby ich do zadawania niewygodnych pytań.
Co im więc pozostawało?
- Remi, co powiesz na małą wycieczkę i poznanie kogoś nowego? - Wyskoczyła nagle ze swoją tajemniczą propozycją, a później oderwała się od jego piersi by spojrzeć mu w oczy.
Po umoczeniu ust zbyt wiele razy w winie Annabell dopisywał zawsze wybitnie dobry humor, a do głowy wpadały różne wyjątkowe pomysły, za których realizację zapewne nie zabrałaby się tak chętnie na trzeźwo.
Annabella Greenforest
Re: Mieszkanie Thibaultów
Annabell nawet nie przypuszczała jakież cuda potrafiła zdziałać już sama jej bliskość! Wystarczyło samo przytulenie przez nią Remiego, by ten poczuł się lepiej. W podzięce chłopak objął ją w pasie i ucałował w czubek głowy, na chwilę zapominając o ciążącym mu problemie. Dopiero propozycja Islandki najpierw go zupełnie zbiła z tropu, a następnie zaintrygowała na tyle by już całkiem wyrzucił z głowy kwestię jedzenia. Żołądek go za to znienawidził, ale chrzanić go! Chociaż zgadzanie się w ciemno także od dawna nie było już w stylu Francuza, który zerknął dociekliwie na czarownicę, uśmiechając się lekko.
- Po co mam poznawać nowych ludzi, skoro mam tu ciebie obok? - sięgnął po jej podbródek i uniósł jej twarz ku swojej, całując lekko w usta.
- Chociaż w sumie... - zaczął nagle, odrywając się od niej i przyglądając jej oczom z głębokim namysłem.
- [b]Jeśli chcesz, to czemu by nie?
Dobra, jednak jej nastrój także i jemu zaczął się udzielać, choć w przeciwieństwie do Islandki, Remi był całkowicie trzeźwy. A może to jej pocałunkami udało mu się jednak upić? Cokolwiek to nie było, sprawiło, że rudzielec praktycznie bez pytania zgodził się na propozycję ukochanej, choć mogła mieć przecież na myśli dosłownie wszystko - z wyjściem nocą na niebezpieczne ulice jego rodzinnego miasta włącznie. Oj, Paryż nocą nie był najprzyjemniejszym miejscem na Ziemi, o czym Remi wielokrotnie miał okazję się przekonać. Ulice ożywały na nowo po zachodzie słońca i stawały się niemal nie do poznania. Te wszystkie okropne sklepy i wystawy, które za dnia chowały się w świetle słońca, po zmroku kusiły niestosownymi sloganami i przerażającym asortymentem. To była chyba ostatnia rzecz jaką świeżo wyspowiadany, młody człowiek chciał oglądać na żywo i Thibault szybko zaczął się martwić pomysłem partnerki. Nie okazywał tego, przynajmniej na razie. Wolał dać jej wolną rękę niż nagle zmieniać zdanie i ryzykować, że się na nim zawiedzie. Czyli jak zawsze wybierał własne straszne wizje i domysły od prostego z mostu pytania... Typowy Remi!
- Po co mam poznawać nowych ludzi, skoro mam tu ciebie obok? - sięgnął po jej podbródek i uniósł jej twarz ku swojej, całując lekko w usta.
- Chociaż w sumie... - zaczął nagle, odrywając się od niej i przyglądając jej oczom z głębokim namysłem.
- [b]Jeśli chcesz, to czemu by nie?
Dobra, jednak jej nastrój także i jemu zaczął się udzielać, choć w przeciwieństwie do Islandki, Remi był całkowicie trzeźwy. A może to jej pocałunkami udało mu się jednak upić? Cokolwiek to nie było, sprawiło, że rudzielec praktycznie bez pytania zgodził się na propozycję ukochanej, choć mogła mieć przecież na myśli dosłownie wszystko - z wyjściem nocą na niebezpieczne ulice jego rodzinnego miasta włącznie. Oj, Paryż nocą nie był najprzyjemniejszym miejscem na Ziemi, o czym Remi wielokrotnie miał okazję się przekonać. Ulice ożywały na nowo po zachodzie słońca i stawały się niemal nie do poznania. Te wszystkie okropne sklepy i wystawy, które za dnia chowały się w świetle słońca, po zmroku kusiły niestosownymi sloganami i przerażającym asortymentem. To była chyba ostatnia rzecz jaką świeżo wyspowiadany, młody człowiek chciał oglądać na żywo i Thibault szybko zaczął się martwić pomysłem partnerki. Nie okazywał tego, przynajmniej na razie. Wolał dać jej wolną rękę niż nagle zmieniać zdanie i ryzykować, że się na nim zawiedzie. Czyli jak zawsze wybierał własne straszne wizje i domysły od prostego z mostu pytania... Typowy Remi!
Remi Thibault
Re: Mieszkanie Thibaultów
Uśmiechnęła się, słysząc jego szczwaną odpowiedź i przyjmując jego czułego całusa. Właściwie, Ann do teraz nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo brakowało jej tego typu tekstów, którymi tak chętnie zasypywał ją kiedy tylko się poznali. Niektórzy mogli uznawać je za oklepane i jedynie przewracaliby przy nich oczami, ale u Islandki wywoływały one jedynie uśmiech na twarzy i wydawały jej się one urocze. Niby nic, a jednak potrafi poprawić już i tak dobry humor.
Uśmiechnęła się szerzej, gdy chłopak przystał na jej propozycję i już chciała się zbierać do drogi, kiedy o czymś sobie przypomniała. Zmarszczyła brwi i zerknęła w stronę drzwi do salonu zastanawiając się, czy czegoś tam przypadkiem nie zostawiła. A z resztą, zamierzali tu jeszcze przecież wrócić, ponieważ nie po to pani Thibault udostępniła im swoje mieszkanie żeby para spędzała noc gdzieś indziej.
- W takim razie ruszajmy. - Uśmiechnęła się raz jeszcze, chwyciła Remiego za rękę i dała mu kolejnego słodkiego buziaka, a zaraz później się z nim deportowała.
[z/t] x2
Annabella Greenforest: dodano 3 PD
Remi Thibaut: dodano 3 PD
Uśmiechnęła się szerzej, gdy chłopak przystał na jej propozycję i już chciała się zbierać do drogi, kiedy o czymś sobie przypomniała. Zmarszczyła brwi i zerknęła w stronę drzwi do salonu zastanawiając się, czy czegoś tam przypadkiem nie zostawiła. A z resztą, zamierzali tu jeszcze przecież wrócić, ponieważ nie po to pani Thibault udostępniła im swoje mieszkanie żeby para spędzała noc gdzieś indziej.
- W takim razie ruszajmy. - Uśmiechnęła się raz jeszcze, chwyciła Remiego za rękę i dała mu kolejnego słodkiego buziaka, a zaraz później się z nim deportowała.
[z/t] x2
Annabella Greenforest: dodano 3 PD
Remi Thibaut: dodano 3 PD
Annabella Greenforest
Re: Mieszkanie Thibaultów
Ile ich nie było? Z 5 minut? Mniej? Tę dwójkę momentami naprawdę ciężko było zrozumieć.
Ann i Remi wylądowali teraz w salonie, a nie w kuchni, z której wyruszyli. Początkowo dziewczyna nawet planowała teleportować się w to samo miejsce, jednak zdała sobie sprawę z tego, że łatwiej jej będzie jednak aportować się w pomieszczeniu, w którym przebywała jednak tych kilka godzin i zdążyła je lepiej zapamiętać. Już i bez tego teleportowanie się na tak znaczne odległości było niebezpieczne, więc wolała ograniczyć to ryzyko wypadku.
Naprawdę nie chciało jej się ruszać, ani nawet otwierać oczu, więc po pojawieniu się w mieszkaniu, nadal tuliła się twarzą do piersi Remiego i starała się myśleć o czymkolwiek. O czymkolwiek, bo w tym momencie miała kompletną pustkę w głowie, która wydawała jej się dość kłopotliwa zważywszy na fakt, że przecież mieli coś wymyślić.
Westchnęła ciężko i wreszcie po dłuższej chwili zabrała głos.
- Mamy coś do picia? Zaschło mi w gardle - rzuciła nadal nie chcąc się od niego odsuwać.
Stwierdzenie "zaschło mi w gardle" miało w sobie tylko część prawdy, ponieważ dziewczynie chodziło tu również o zabicie uczucia głodu, które jednak się u niej pojawiło. Francuz może miał nawyk nie jedzenia nawet i po kilka dni z rzędu, ale Islandka nie. Niby jadła dzisiaj te dwa posiłki przed południem i wcale mu tu nie umierała, ale jednak czuła ten dyskomfort związany z zaburzeniem planu dnia.
Ann i Remi wylądowali teraz w salonie, a nie w kuchni, z której wyruszyli. Początkowo dziewczyna nawet planowała teleportować się w to samo miejsce, jednak zdała sobie sprawę z tego, że łatwiej jej będzie jednak aportować się w pomieszczeniu, w którym przebywała jednak tych kilka godzin i zdążyła je lepiej zapamiętać. Już i bez tego teleportowanie się na tak znaczne odległości było niebezpieczne, więc wolała ograniczyć to ryzyko wypadku.
Naprawdę nie chciało jej się ruszać, ani nawet otwierać oczu, więc po pojawieniu się w mieszkaniu, nadal tuliła się twarzą do piersi Remiego i starała się myśleć o czymkolwiek. O czymkolwiek, bo w tym momencie miała kompletną pustkę w głowie, która wydawała jej się dość kłopotliwa zważywszy na fakt, że przecież mieli coś wymyślić.
Westchnęła ciężko i wreszcie po dłuższej chwili zabrała głos.
- Mamy coś do picia? Zaschło mi w gardle - rzuciła nadal nie chcąc się od niego odsuwać.
Stwierdzenie "zaschło mi w gardle" miało w sobie tylko część prawdy, ponieważ dziewczynie chodziło tu również o zabicie uczucia głodu, które jednak się u niej pojawiło. Francuz może miał nawyk nie jedzenia nawet i po kilka dni z rzędu, ale Islandka nie. Niby jadła dzisiaj te dwa posiłki przed południem i wcale mu tu nie umierała, ale jednak czuła ten dyskomfort związany z zaburzeniem planu dnia.
Annabella Greenforest
Re: Mieszkanie Thibaultów
Dobra... czyli jednak wrócili do jego mieszkania. W sumie dalej nie był pewien po co je opuszczali, ani nawet gdzie dokładnie wylądowali na te dwie-trzy minuty życia i w sumie to aż zamierzał dociekać, dopóki z zamyślenia nie wyrwały go słowa Annabell. Czarownica wciąż tuliła się do niego w tak rozkoszny sposób, że rudzielec pogładził ją po głowie i ucałował w jej czubek, zanim odsunął ją od siebie i ruszył do kuchni.
- Zaraz ci coś przyniosę. - rzucił przez ramię, nie tracąc czasu. Półmrok mieszkania i postawione zadanie pobudziły Francuza, który bez wahania sięgnął do lodówki po pierwsze co mu wpadło w rękę, wciąż pamiętając jej rozkład z ostatnich oględzin. Dopiero otwierając butelkę, zastanowił się czy ta dziwnie bogato zdobiona butelka aby na pewno zawiera sok. Przysunął ją do nosa i powąchał, a słodki, owocowy zapach wystarczył by go przekonać, więc nawet nie doczytując się w zawijasy na etykiecie, nalał pełną szklankę i odstawiwszy butlę na blat, czym prędzej ruszył do ukochanej z napojem.
- Był tylko wiśniowy. - stwierdził, podając jej "sok" ze słodkim, naiwnym uśmiechem. Oj, jak to dziecko mało wiedziało o świecie... co jest straszne, zważywszy na to jak cholerną alkoholiczką okazała się jego własna matka! Pomyśleć, że ten młodzik dopiero w ostatnią sobotę pierwszy raz w życiu skosztował procentów, a to tylko dlatego, że podany przez Sam drink zdjął mu wszelkie zahamowania.
- Wiśniowy jak twoje włosy... - zauważył szczerząc się i sięgając jej krótkich kosmyków. Jeśli Ann kiedykolwiek bała się, że Remiemu znudzi się rzucanie oklepanych komplementów, to właśnie postanowił on rozwiać jej wątpliwości i nie tracąc rezolutności, rzucił lekko;
- Ale ty jesteś na pewno słodsza.
- Zaraz ci coś przyniosę. - rzucił przez ramię, nie tracąc czasu. Półmrok mieszkania i postawione zadanie pobudziły Francuza, który bez wahania sięgnął do lodówki po pierwsze co mu wpadło w rękę, wciąż pamiętając jej rozkład z ostatnich oględzin. Dopiero otwierając butelkę, zastanowił się czy ta dziwnie bogato zdobiona butelka aby na pewno zawiera sok. Przysunął ją do nosa i powąchał, a słodki, owocowy zapach wystarczył by go przekonać, więc nawet nie doczytując się w zawijasy na etykiecie, nalał pełną szklankę i odstawiwszy butlę na blat, czym prędzej ruszył do ukochanej z napojem.
- Był tylko wiśniowy. - stwierdził, podając jej "sok" ze słodkim, naiwnym uśmiechem. Oj, jak to dziecko mało wiedziało o świecie... co jest straszne, zważywszy na to jak cholerną alkoholiczką okazała się jego własna matka! Pomyśleć, że ten młodzik dopiero w ostatnią sobotę pierwszy raz w życiu skosztował procentów, a to tylko dlatego, że podany przez Sam drink zdjął mu wszelkie zahamowania.
- Wiśniowy jak twoje włosy... - zauważył szczerząc się i sięgając jej krótkich kosmyków. Jeśli Ann kiedykolwiek bała się, że Remiemu znudzi się rzucanie oklepanych komplementów, to właśnie postanowił on rozwiać jej wątpliwości i nie tracąc rezolutności, rzucił lekko;
- Ale ty jesteś na pewno słodsza.
Remi Thibault
Re: Mieszkanie Thibaultów
Uśmiechnęła się delikatnie, gdy pogładził ją po głowie, a później cofnęła się o pół kroku by nie stracić równowagi, gdy chłopak się już od niej odsunie. Kiery Remi wyruszył do kuchni na poszukiwania czegoś do picia, Ann niespiesznie przeszła się po salonie jeszcze raz przyglądając się wszystkiemu, co się w nim znajdowało, a później zajęła miejsce na kanapie i tam czekała na powrót Francuza. Od progu przywitała go uśmiechem i bez wahania przyjęła wręczoną jej szklankę, bo dlaczego niby miałaby się martwić jej zawartością? Nie miała żadnych alergii, więc nic jej w tej kwestii nie groziło, a rudzielcowi ufała na tyle, by nie rozważać możliwości dodania jej tam jakiejś trucizny bądź eliksiru. Właściwie, Islandka z natury była bardzo ufna wobec ludzi, który wydawali się na to zaufanie zasługiwać i być może kiedyś się jeszcze na tym przejedzie, ale jak na razie nigdy się na nikim nie zawiodła.
Zachichotała bezgłośnie, gdy uraczył ją kolejnym uroczym komplementem, a później przystawiła szklankę do ust i upiła trochę wiśniowego płynu. W przeciwieństwie do Remiego, Annabella znała się trochę na alkoholach i nie potrzebowała wiele czasu by skojarzyć, co takiego teraz dostała. Nie zamierzała jednak dawać tego po sobie poznać, nie chcąc znowu zasmucić rudzielca popełnioną przez niego gafą. Dlaczego uznała to za nieumyślne działanie zamiast za próbę upojenia jej? Po prostu znała już Francuza na tyle dobrze, by z łatwością się tego domyślić.
Nie powinnam...
...ale chcę.
Uśmiechnęła się do siebie, odsuwając szklankę, a później przesunęła się trochę, gestem pokazując czarodziejowi by usiadł koło niej.
- Hmm, ciekawie smakuje. Próbowałeś tego? - zapytała nie tracąc pogodnego nastroju, a później wyciągnęła w jego kierunku rękę ze szklanką.
Czy ona właśnie z pełną premedytacją podstawiała Remiemu pod nos trunek, po którym ciężko tak łatwo zauważyć, że zawiera alkohol i robiła to ze świadomością, jak kończyły się jego kontakty z procentami? Tak, dokładnie to robiła i tak, to właśnie przez wzgląd na to, jak kończyły się jego kontakty z alkoholem... Zdecydowanie przesadziła dzisiaj z tym winem, bo ta bardziej świadoma konsekwencji część jej mózgu nawet nie próbowała się teraz odezwać, a powinna.
I pomyśleć, że Remi uważał ją za takiego aniołka...
Zachichotała bezgłośnie, gdy uraczył ją kolejnym uroczym komplementem, a później przystawiła szklankę do ust i upiła trochę wiśniowego płynu. W przeciwieństwie do Remiego, Annabella znała się trochę na alkoholach i nie potrzebowała wiele czasu by skojarzyć, co takiego teraz dostała. Nie zamierzała jednak dawać tego po sobie poznać, nie chcąc znowu zasmucić rudzielca popełnioną przez niego gafą. Dlaczego uznała to za nieumyślne działanie zamiast za próbę upojenia jej? Po prostu znała już Francuza na tyle dobrze, by z łatwością się tego domyślić.
Nie powinnam...
...ale chcę.
Uśmiechnęła się do siebie, odsuwając szklankę, a później przesunęła się trochę, gestem pokazując czarodziejowi by usiadł koło niej.
- Hmm, ciekawie smakuje. Próbowałeś tego? - zapytała nie tracąc pogodnego nastroju, a później wyciągnęła w jego kierunku rękę ze szklanką.
Czy ona właśnie z pełną premedytacją podstawiała Remiemu pod nos trunek, po którym ciężko tak łatwo zauważyć, że zawiera alkohol i robiła to ze świadomością, jak kończyły się jego kontakty z procentami? Tak, dokładnie to robiła i tak, to właśnie przez wzgląd na to, jak kończyły się jego kontakty z alkoholem... Zdecydowanie przesadziła dzisiaj z tym winem, bo ta bardziej świadoma konsekwencji część jej mózgu nawet nie próbowała się teraz odezwać, a powinna.
I pomyśleć, że Remi uważał ją za takiego aniołka...
Annabella Greenforest
Re: Mieszkanie Thibaultów
Podczas, gdy Ann zapoznawała się z salonem po raz drugi już tego dnia, rudzielec kolejny raz w życiu wykazywał się zupełnym nierozgarnięciem życiowym. Pocieszające było w tym wszystkim tylko to, że nie jemu chciało się pić, więc to nie on dorwie się do szklanki wiśniówki.
...a może?
- Hmm? - Francuz spojrzał na ukochaną, gdy ta skomentowała napój. W międzyczasie, gdy upijała pierwszy łyk, zajął miejsce które dla niego zrobiła i sięgnął po leżący na szklanym stoliku pilot od telewizora. Nie zdążył go jednak włączyć, bo wpierw odwrócił twarz ku Annabell, przyglądając się najpierw jej, a potem podanej przez nią szklance.
- Ciekawie? - zapytał, zastanawiając się co dziewczyna miała przez to na myśli. Czyżby nalał jej zepsutego napoju?
Nie, był zamknięty. Ale wyglądał na drogi, więc może to przez to...
Jak się nad tym zaczął teraz zastanawiać, to nie rozumiał, dlaczego jego matce po odejściu ojca tak zaczęło zależeć na otaczaniu się drogimi przedmiotami. Już nie wystarczał jej zwykły, pudłowy telewizor, tylko musiała mieć plazmę, chociaż i tak rzadko ją włączała. Tak samo stare meble poszły w odstawkę, wymienione na nowomodne odpowiedniki. Czy aż tak bardzo przeszkadzało jej to co mieli przez pierwszą dekadę jego życia? Czy aż tak kojarzyło się jej to z mężem, że nie mogła znieść widoku tych rzeczy?
Widoku jego... Wiedział, że go kochała - była w końcu jego matką - ale wciąż zdarzały się jej momenty w których patrzyła na niego zimno i z żalem. Głównie w święta, lub gdy podejmował temat, który ją drażnił, ewentualnie w momentach, gdy za mało wypiła. Potem wracała ta roześmiana wersja jej, którą wszyscy znali i lubili. Ta, która z takim entuzjazmem przyjęła jego wiadomość o znalezieniu dziewczyny i niezapowiedzianej wizycie.
Ann... jakież on miał szczęście, że mu się trafiła! Wciąż ciężko było mu w to uwierzyć i dalej za każdym razem zagapiał się w te jej wielobarwne oczy i słodki uśmiech. Była ideałem na który on nie zasługiwał, a którym mimo to Bóg go obdarzył. Tak, Bóg w swej dobroci zesłał mu ją i postanowił wybaczyć to czego się oboje ostatnio dopuścili, choć tym występkiem pokazali jak bardzo nie potrafią docenić wszystkiego tego co od niego otrzymali.
Od teraz będzie już tylko lepiej. Już nigdy, przenigdy nie dopuszczę do tego co stało się w sobotę.
Uśmiechnął się biorąc szklankę od dziewczyny i upijając z niej łyk. Wszystkie jego rozważania trwały tym razem na tyle krótko, aby nie odleciał jej zupełnie, a co najwyżej wyglądał na oczarowanego jej osobą. Po jednym sporym łyku, Francuz spuścił wzrok na trzymany napój, po czym na powrót uniósł te swoje wielkie, miodowe gały na czarownicę, wyraźnie nie rozumiejąc co miała wcześniej na myśli.
- Smakuje normalnie... chyba. - stwierdził i powąchał płyn. Wiśniowa słodycz całkiem mu podpasowała, więc upił jeszcze trochę, co w jego wykonaniu, licząc pierwszą próbę, wychyliło dobrą 1/3 zawartości.
W sumie to chyba uzna wiśnie za swój ulubiony owoc. Zawsze je lubił, a teraz jeszcze dobrze mu się kojarzyły. Rozmyślając o tym, kolejny już raz uniósł szklankę do ust...
...a może?
- Hmm? - Francuz spojrzał na ukochaną, gdy ta skomentowała napój. W międzyczasie, gdy upijała pierwszy łyk, zajął miejsce które dla niego zrobiła i sięgnął po leżący na szklanym stoliku pilot od telewizora. Nie zdążył go jednak włączyć, bo wpierw odwrócił twarz ku Annabell, przyglądając się najpierw jej, a potem podanej przez nią szklance.
- Ciekawie? - zapytał, zastanawiając się co dziewczyna miała przez to na myśli. Czyżby nalał jej zepsutego napoju?
Nie, był zamknięty. Ale wyglądał na drogi, więc może to przez to...
Jak się nad tym zaczął teraz zastanawiać, to nie rozumiał, dlaczego jego matce po odejściu ojca tak zaczęło zależeć na otaczaniu się drogimi przedmiotami. Już nie wystarczał jej zwykły, pudłowy telewizor, tylko musiała mieć plazmę, chociaż i tak rzadko ją włączała. Tak samo stare meble poszły w odstawkę, wymienione na nowomodne odpowiedniki. Czy aż tak bardzo przeszkadzało jej to co mieli przez pierwszą dekadę jego życia? Czy aż tak kojarzyło się jej to z mężem, że nie mogła znieść widoku tych rzeczy?
Widoku jego... Wiedział, że go kochała - była w końcu jego matką - ale wciąż zdarzały się jej momenty w których patrzyła na niego zimno i z żalem. Głównie w święta, lub gdy podejmował temat, który ją drażnił, ewentualnie w momentach, gdy za mało wypiła. Potem wracała ta roześmiana wersja jej, którą wszyscy znali i lubili. Ta, która z takim entuzjazmem przyjęła jego wiadomość o znalezieniu dziewczyny i niezapowiedzianej wizycie.
Ann... jakież on miał szczęście, że mu się trafiła! Wciąż ciężko było mu w to uwierzyć i dalej za każdym razem zagapiał się w te jej wielobarwne oczy i słodki uśmiech. Była ideałem na który on nie zasługiwał, a którym mimo to Bóg go obdarzył. Tak, Bóg w swej dobroci zesłał mu ją i postanowił wybaczyć to czego się oboje ostatnio dopuścili, choć tym występkiem pokazali jak bardzo nie potrafią docenić wszystkiego tego co od niego otrzymali.
Od teraz będzie już tylko lepiej. Już nigdy, przenigdy nie dopuszczę do tego co stało się w sobotę.
Uśmiechnął się biorąc szklankę od dziewczyny i upijając z niej łyk. Wszystkie jego rozważania trwały tym razem na tyle krótko, aby nie odleciał jej zupełnie, a co najwyżej wyglądał na oczarowanego jej osobą. Po jednym sporym łyku, Francuz spuścił wzrok na trzymany napój, po czym na powrót uniósł te swoje wielkie, miodowe gały na czarownicę, wyraźnie nie rozumiejąc co miała wcześniej na myśli.
- Smakuje normalnie... chyba. - stwierdził i powąchał płyn. Wiśniowa słodycz całkiem mu podpasowała, więc upił jeszcze trochę, co w jego wykonaniu, licząc pierwszą próbę, wychyliło dobrą 1/3 zawartości.
W sumie to chyba uzna wiśnie za swój ulubiony owoc. Zawsze je lubił, a teraz jeszcze dobrze mu się kojarzyły. Rozmyślając o tym, kolejny już raz uniósł szklankę do ust...
Remi Thibault
Re: Mieszkanie Thibaultów
To aż przykre, jak bardzo Remi idealizował w swoich myślach Ann. Dziewczyna może i przez zdecydowaną większość czasu zachowywała się jak anioł, ale święta przecież wcale nie była. To całkiem pocieszające, że tak sprawnie poszło jej wbicie mu do głowy, że wcale nie jest tak niewinna by oddawać mu się jedynie ku jego uciesze, ale również i swojej przyjemności, co już było jakimś postępem. Ciekawe, co by o niej pomyślał, gdyby był świadom jej obecnego zachowania. Zrzuciłby to na alkohol? Pewnie by o tym nie pomyślał, ale to miałoby w sobie nawet trochę racji, bo procenty miały nieraz tendencje do wyciągania z ludzi tego, co najgorsze. Każdy reagował na nie inaczej, ale w nadmiernych ilościach nigdy nie wychodziły człowiekowi na dobre... i właśnie dlatego Annabell pamiętała by tym razem odebrać Remiemu alkohol zanim ten zaleje się w trupa, bo o ile Nathanowi udało się go jakoś odprawić do łóżka, o tyle Ann z pewnością nie da rady tego zrobić.
- Skoro tak uważasz. - Zaśmiała się melodyjnie i ostrożnie wyjęła mu z ręki szklankę, a później sama się z niej trochę napiła, w międzyczasie odsuwając jego rękę by móc wsunąć się w jego objęcia i oprzeć się o niego wygodnie plecami. Szklankę dalej trzymała w okolicach ust, sącząc powoli napój i starając się cieszyć tą chwilą zamiast zastanawiać się nad czymkolwiek innym, co wcale nie było aż takie trudne. Obecnie Ann miała wszystko, co było jej potrzebne do szczęścia - spokój, ciszę i Remiego. Tak, to była miła odmiana od stresów związanych z plątaniem się po kampusie pełnym obcych ludzi.
- Skoro tak uważasz. - Zaśmiała się melodyjnie i ostrożnie wyjęła mu z ręki szklankę, a później sama się z niej trochę napiła, w międzyczasie odsuwając jego rękę by móc wsunąć się w jego objęcia i oprzeć się o niego wygodnie plecami. Szklankę dalej trzymała w okolicach ust, sącząc powoli napój i starając się cieszyć tą chwilą zamiast zastanawiać się nad czymkolwiek innym, co wcale nie było aż takie trudne. Obecnie Ann miała wszystko, co było jej potrzebne do szczęścia - spokój, ciszę i Remiego. Tak, to była miła odmiana od stresów związanych z plątaniem się po kampusie pełnym obcych ludzi.
Annabella Greenforest
Re: Mieszkanie Thibaultów
Taaa, Remi uważał Ann za aniołka i ciężko wyobrazić sobie sytuację w której zmieniłby zdanie, nawet pomimo tego, że na początku klął na jej kokieteryjność. Aktualnie chyba zdążył zapomnieć o tym ile razy wyzywał ją w głowie od szelmutek, gdyż z tej niewiarygodnej miłości zupełnie ją wybielił, nawet z cech zupełnie ludzkich, jak chociażby żądza.
Thibault bardzo niechętnie dał sobie odebrać szklankę soku, który wybitnie mu zasmakował. Zrobił to między innymi dlatego, że wiedział o reszcie butelki w kuchni. Aż nabrał ochoty przejść się po nią, gdy poczuł jak kręci mu się w głowie. Ponieważ w tej samej chwili ułożyła się na nim Annabell, rudzielec objął ją w pasie, odsuwając od siebie myśl o dziwnym samopoczuciu.
To pewnie z głodu... w sumie to nie pamiętam kiedy ostatnio cokolwiek jadłem. Ugh, jakoś wiecznie nie po drodze mi na tę stołówkę...
Zazwyczaj jedna myśl pociągała u Remiego kolejną i kiedy raz wpadał w zamyślenie, mógł w nim trwać bardzo długo. Szczególnie sprzyjające temu warunki miał w chwili obecnej - ciszę, brak rozpraszających bodźców i całkowity spokój. A jednak już moment później rudzielcowi odechciało się myśleć, a wszystko to co zazwyczaj zawracało mu łeb, z miejsca umilkło. Coś co nie zdarzało mu się na trzeźwo, miał niemal gwarantowane po pijaku - tylko wtedy, jeśli nie zlał się na tyle by przestać kontaktować, potrafił działać zupełnie bez zastanowienia. Nie inaczej więc było teraz, gdy leżąc w milczeniu z dziewczyną, odsunął ją nagle od siebie i zerwawszy się z kanapy, wyciągnął ku niej dłoń.
- Zatańczmy! - uśmiechnął się szeroko. Wciąż trzymanym w dłoni pilotem (a był to ten rodzaj "do wszystkich sprzętów elektronicznych", więc obsługiwał również odtwarzacz dvd i wieżę, dyskretnie ulokowane przy regale z bibelotami) Francuz włączył muzykę. Z płyty poleciała melodia z musicalu Moulin Rouge. Paryż i "głupie piosenki o miłości" oraz Francuz, któremu zachciało się porwać magiczną ukochaną do tanga... to brzmiało prawie jak scena wyrwana z taniego romansidła.
Roooxanne~
You don't have to wear that dress tonight
Roooxanne~
You don't have to sell your body to the night
Czy Ann chciała czy nie, już moment później Remi uniósł ją z kanapy na którą odrzucił potem pilot i ująwszy czarownicę w odpowiedni sposób, z szelmowskim uśmiechem polecił;
- Podążaj za mną.
Thibault bardzo niechętnie dał sobie odebrać szklankę soku, który wybitnie mu zasmakował. Zrobił to między innymi dlatego, że wiedział o reszcie butelki w kuchni. Aż nabrał ochoty przejść się po nią, gdy poczuł jak kręci mu się w głowie. Ponieważ w tej samej chwili ułożyła się na nim Annabell, rudzielec objął ją w pasie, odsuwając od siebie myśl o dziwnym samopoczuciu.
To pewnie z głodu... w sumie to nie pamiętam kiedy ostatnio cokolwiek jadłem. Ugh, jakoś wiecznie nie po drodze mi na tę stołówkę...
Zazwyczaj jedna myśl pociągała u Remiego kolejną i kiedy raz wpadał w zamyślenie, mógł w nim trwać bardzo długo. Szczególnie sprzyjające temu warunki miał w chwili obecnej - ciszę, brak rozpraszających bodźców i całkowity spokój. A jednak już moment później rudzielcowi odechciało się myśleć, a wszystko to co zazwyczaj zawracało mu łeb, z miejsca umilkło. Coś co nie zdarzało mu się na trzeźwo, miał niemal gwarantowane po pijaku - tylko wtedy, jeśli nie zlał się na tyle by przestać kontaktować, potrafił działać zupełnie bez zastanowienia. Nie inaczej więc było teraz, gdy leżąc w milczeniu z dziewczyną, odsunął ją nagle od siebie i zerwawszy się z kanapy, wyciągnął ku niej dłoń.
- Zatańczmy! - uśmiechnął się szeroko. Wciąż trzymanym w dłoni pilotem (a był to ten rodzaj "do wszystkich sprzętów elektronicznych", więc obsługiwał również odtwarzacz dvd i wieżę, dyskretnie ulokowane przy regale z bibelotami) Francuz włączył muzykę. Z płyty poleciała melodia z musicalu Moulin Rouge. Paryż i "głupie piosenki o miłości" oraz Francuz, któremu zachciało się porwać magiczną ukochaną do tanga... to brzmiało prawie jak scena wyrwana z taniego romansidła.
Roooxanne~
You don't have to wear that dress tonight
Roooxanne~
You don't have to sell your body to the night
Czy Ann chciała czy nie, już moment później Remi uniósł ją z kanapy na którą odrzucił potem pilot i ująwszy czarownicę w odpowiedni sposób, z szelmowskim uśmiechem polecił;
- Podążaj za mną.
Remi Thibault
Re: Mieszkanie Thibaultów
Pocieszające, że przynajmniej tym razem nie musiała aż tak martwić się ilością alkoholu jaką w siebie wlewał, bo odebranie mu szklanki przyszło jej bez jakichś widocznych trudności. Zadowolony tym faktem może nie był, ale oddał mu napój bez niepotrzebnych kłótni i pozwolił jej znowu w siebie wtulić. Ann nie liczyła, ile trwali w tej pozycji, ponieważ dookoła praktycznie nic się nie działo, a jej było teraz naprawdę wygodnie. Może nawet pogrążyłaby się teraz w myślach czy coś w tym rodzaju, ale w jej głowie panowała teraz zbyt duża pustka na takie rzeczy.
- Mm? - mruknęła wyrwana z zamyślenia, gdy rudzielec nagle postanowił wyrwać się ze swoim pomysłem. Ann nie zdążyła nawet zrozumieć, co się wokół niej dzieje, gdy już stała na nogach, trzymana przez Remiego w pozycji do tańca.
Taniec? Naprawdę mieli teraz tańczyć? Ale dlaczego? Czy to miało jakiś sens? Jakiś cel? Cokolwiek? Może ktoś inny na jej miejscu zacząłby się nad tym zastanawiać, ale nie ona. Islandka po prostu skinęła głową i słodko się uśmiechnęła, a później dała prowadzić. Może i w życiu nie uczyła się tych wszystkich tańców świata, ale na szczęście takie rzeczy całkiem szybko wchodziły jej do głowy, a wrodzona delikatność i gracja (którą nie zawsze było widać, gdy na niego wpadała) tylko jej w takich sytuacjach pomagały. Tango raczej nie było czymś w jej guście, ale skoro Francuz chciał tego spróbować, to Ann była skłonna przystać na ten pomysł.
- Mm? - mruknęła wyrwana z zamyślenia, gdy rudzielec nagle postanowił wyrwać się ze swoim pomysłem. Ann nie zdążyła nawet zrozumieć, co się wokół niej dzieje, gdy już stała na nogach, trzymana przez Remiego w pozycji do tańca.
Taniec? Naprawdę mieli teraz tańczyć? Ale dlaczego? Czy to miało jakiś sens? Jakiś cel? Cokolwiek? Może ktoś inny na jej miejscu zacząłby się nad tym zastanawiać, ale nie ona. Islandka po prostu skinęła głową i słodko się uśmiechnęła, a później dała prowadzić. Może i w życiu nie uczyła się tych wszystkich tańców świata, ale na szczęście takie rzeczy całkiem szybko wchodziły jej do głowy, a wrodzona delikatność i gracja (którą nie zawsze było widać, gdy na niego wpadała) tylko jej w takich sytuacjach pomagały. Tango raczej nie było czymś w jej guście, ale skoro Francuz chciał tego spróbować, to Ann była skłonna przystać na ten pomysł.
Annabella Greenforest
Re: Mieszkanie Thibaultów
Czy taniec w tej chwili miał sens? Może i nie, ale nie na takie pomysły ludzie wpadali pod wpływem, nawet tak niewielkim. Zresztą, zakochani mieli dla siebie całe mieszkanie, nieograniczony niczym czas i mogli pozwolić sobie na trochę rozrywki, a taniec, przynajmniej dla Remiego, był właśnie czymś co robiło się w tych szczególnie miłych momentach życia. Już w poprzedniej szkole chodził na zajęcia taneczne i to nie tylko te obowiązkowe. Nigdy nie występował, bo trema okazała się dla niego zbyt wielką przeszkodą, jednak to czego się nauczył pozostanie w nim już na zawsze, a przekazanie wiedzy dalej stanowiło ciekawe wyzwanie. I choć do pełnoprawnej lekcji było temu daleko, rudzielec starał się jak mógł by pomóc partnerce poznać kroki i wczuć się w rytm.
- Teraz do przodu... Świetnie. Stawiaj je od pięty, o tak. Do tyłu od palców, a boczne na podeszwach - to podstawa. I rozluźnij się. Wsłuchaj się w muzykę...
Och, muzyka! Te gardłowe "Roxanne" śpiewane przez Jacka Komana może i nie było idealną nutą do pierwszych prób z tangiem, ale z pewnością wprowadzało w nastrój. W finalnym momencie Remi zatrzymał się i przygotował partnerkę wyjaśniając jej jak ma stanąć, złapać go i ułożyć na jego nodze jedną ze swoich, po czym przysunął Annabell mocno do siebie, złapał na wysokości pleców i pochylił z nią mocno do przodu. Muzyka w tle ucichła na kilka sekund, po których rozpoczęła się następna piosenka z soundtracku. Ponieważ odtwarzacz był ustawiony na losowe wybieranie utworów, trafiło na Come What May.
- Never knew I could feel like this... like I've never seen the sky before. - nie puszczając ukochanej, rudzielec nachylił się do jej ucha, szepcząc słowa piosenki.
- Want to vanish inside your kiss. Every day I'm loving you more and more... - cmoknął ją w szyję. A potem znowu i jeszcze raz... Delikatnie, ledwo dotykając jej skóry wargami dał sobie te króciutką chwilę, zanim nie spojrzał jej prosto w oczy, znów dołączając się do wokalu.
- Seasons may change, winter to spring. But I love you until the end of time... - ostatnie słowo prawnie znikło w słodkim pocałunku, który złożył na jej ustach. Wtedy też wyprostował się z nią, ani na moment nie odrywając od siebie. Było teraz aż zbyt idealnie i choć coś mówiło mu w głębi, że powinien się hamować, bo jeszcze przesadzi, on wcale nie chciał tego słuchać, przynajmniej nie w tym momencie. W końcu nie robili nic złego, a nawet jeśli, to jeszcze to do niego nie docierało.
- Teraz do przodu... Świetnie. Stawiaj je od pięty, o tak. Do tyłu od palców, a boczne na podeszwach - to podstawa. I rozluźnij się. Wsłuchaj się w muzykę...
Och, muzyka! Te gardłowe "Roxanne" śpiewane przez Jacka Komana może i nie było idealną nutą do pierwszych prób z tangiem, ale z pewnością wprowadzało w nastrój. W finalnym momencie Remi zatrzymał się i przygotował partnerkę wyjaśniając jej jak ma stanąć, złapać go i ułożyć na jego nodze jedną ze swoich, po czym przysunął Annabell mocno do siebie, złapał na wysokości pleców i pochylił z nią mocno do przodu. Muzyka w tle ucichła na kilka sekund, po których rozpoczęła się następna piosenka z soundtracku. Ponieważ odtwarzacz był ustawiony na losowe wybieranie utworów, trafiło na Come What May.
- Never knew I could feel like this... like I've never seen the sky before. - nie puszczając ukochanej, rudzielec nachylił się do jej ucha, szepcząc słowa piosenki.
- Want to vanish inside your kiss. Every day I'm loving you more and more... - cmoknął ją w szyję. A potem znowu i jeszcze raz... Delikatnie, ledwo dotykając jej skóry wargami dał sobie te króciutką chwilę, zanim nie spojrzał jej prosto w oczy, znów dołączając się do wokalu.
- Seasons may change, winter to spring. But I love you until the end of time... - ostatnie słowo prawnie znikło w słodkim pocałunku, który złożył na jej ustach. Wtedy też wyprostował się z nią, ani na moment nie odrywając od siebie. Było teraz aż zbyt idealnie i choć coś mówiło mu w głębi, że powinien się hamować, bo jeszcze przesadzi, on wcale nie chciał tego słuchać, przynajmniej nie w tym momencie. W końcu nie robili nic złego, a nawet jeśli, to jeszcze to do niego nie docierało.
Remi Thibault
Re: Mieszkanie Thibaultów
Może nie szło jej od razu perfekcyjnie, ale przecież nikt nie rodzi się będąc mistrzem. Niemniej jednak, jeszcze zanim skończyła się piosenka, Ann całkiem nieźle sobie radziła i nie potrzebowała już wskazówek na każdym kroku. Zdolność podświadomego dostrajania się do innych ludzi również w tej dziedzinie bardzo jej się przydawała. Wystarczyło oddać się muzyce, wbić sobie do głowy tych kilka podstawowych kroków, a później po prostu dać się prowadzić. Byle nie przejmować się możliwą porażką albo innym wypadkiem, a później to już jakoś szło.
Podczas tych ćwiczeń uśmiech nawet na moment nie schodził z twarzy Ann, jedynie czasem dziewczyna wzbogacała go o cichy śmiech, gdy coś nie do końca jej wyszło i wpadała na rudzielca. Lepiej było się z takich wpadek po prostu śmiać niż od razu wszystkimi załamywać i dobijać się myślą, że czegoś się nie umie. Naprawdę dobrze się z nim bawiła i znowu towarzyszyła jej myśl, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie, że mogliby już zawsze nie musieć się niczym przejmować i móc po prostu bawić. Niestety, świat wokół nich mknął do przodu i będą do niego musieli już niebawem wrócić... ale to nie teraz. Teraz, liczył się tylko ten taniec.
Po końcowych instrukcjach czarownica ustawiła się dokładnie tak, jak polecił jej to Francuz i pozwoliła się odchylić. Ufała mu na tyle, by nie martwić się tym, że przez przypadek ją upuści albo oboje polecą na podłogę. Skoro twierdził, że wie, co robi, to najwyraźniej należało mu w tej kwestii zaufać i najlepiej wcale nie oponować, bo to stanowiłoby jedynie niepotrzebną im teraz przeszkodę. Jedynie odruchowo go nieco mocniej chwyciła, gdy poczuła jak nią obraca, ale na tym tylko się skończyło, nawet udało jej się nijak nie pisnąć, a to już było niezłe osiągnięcie. Może to dlatego, że poniekąd zdążył ją wcześniej uprzedzić, co zrobi?
Raz jeszcze się zaśmiała i słodko do niego uśmiechnęła, gdy skończyła się ich piosenka. To trochę smutne, że jak dotąd nie natknęła się poza domem na żaden z utworów, które znała, a zamiast tego była zmuszona dostrajać się do jakichś obcych jej gatunków. Trochę jej brakowało tamtych piosenek i pewnie kiedyś puści je Remiemu, ale to z pewnością nie dzisiaj.
Nabrała gwałtownie powietrza, gdy nachylił się do jej szyi i zaczął ją delikatnie muskać ustami. To aż smutne, że wystarczyło jej coś wyszeptać do ucha i zbliżyć ustami do wrażliwszych punktów na jej ciele, a ona już zmieniała się w szmacianą lalkę, z którą można było robić na co tylko miało się ochotę. Poprawka, tylko on tak mógł, bo tylko jego głos i dotyk sprawiały, że nie potrafiła myśleć o niczym innym jak tylko o jego bliskości.
Podczas tych ćwiczeń uśmiech nawet na moment nie schodził z twarzy Ann, jedynie czasem dziewczyna wzbogacała go o cichy śmiech, gdy coś nie do końca jej wyszło i wpadała na rudzielca. Lepiej było się z takich wpadek po prostu śmiać niż od razu wszystkimi załamywać i dobijać się myślą, że czegoś się nie umie. Naprawdę dobrze się z nim bawiła i znowu towarzyszyła jej myśl, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie, że mogliby już zawsze nie musieć się niczym przejmować i móc po prostu bawić. Niestety, świat wokół nich mknął do przodu i będą do niego musieli już niebawem wrócić... ale to nie teraz. Teraz, liczył się tylko ten taniec.
Po końcowych instrukcjach czarownica ustawiła się dokładnie tak, jak polecił jej to Francuz i pozwoliła się odchylić. Ufała mu na tyle, by nie martwić się tym, że przez przypadek ją upuści albo oboje polecą na podłogę. Skoro twierdził, że wie, co robi, to najwyraźniej należało mu w tej kwestii zaufać i najlepiej wcale nie oponować, bo to stanowiłoby jedynie niepotrzebną im teraz przeszkodę. Jedynie odruchowo go nieco mocniej chwyciła, gdy poczuła jak nią obraca, ale na tym tylko się skończyło, nawet udało jej się nijak nie pisnąć, a to już było niezłe osiągnięcie. Może to dlatego, że poniekąd zdążył ją wcześniej uprzedzić, co zrobi?
Raz jeszcze się zaśmiała i słodko do niego uśmiechnęła, gdy skończyła się ich piosenka. To trochę smutne, że jak dotąd nie natknęła się poza domem na żaden z utworów, które znała, a zamiast tego była zmuszona dostrajać się do jakichś obcych jej gatunków. Trochę jej brakowało tamtych piosenek i pewnie kiedyś puści je Remiemu, ale to z pewnością nie dzisiaj.
Nabrała gwałtownie powietrza, gdy nachylił się do jej szyi i zaczął ją delikatnie muskać ustami. To aż smutne, że wystarczyło jej coś wyszeptać do ucha i zbliżyć ustami do wrażliwszych punktów na jej ciele, a ona już zmieniała się w szmacianą lalkę, z którą można było robić na co tylko miało się ochotę. Poprawka, tylko on tak mógł, bo tylko jego głos i dotyk sprawiały, że nie potrafiła myśleć o niczym innym jak tylko o jego bliskości.
Annabella Greenforest
Re: Mieszkanie Thibaultów
Po lekcji tańca na którą chłopaka wzięło zupełnie niespodziewanie, a która zakończyła się słodkimi pieszczotami, podpita para znowu nieco za bardzo się rozochociła. W tym momencie Remi mówił już zazwyczaj basta i Ann z mniejszym lub większym fochem musiała się zgodzić na powrót do rzeczywistości, lecz tym razem, zapewne dzięki tym paru łykom wiśniówki pani Thibault, rudzielec wcale nie wyglądał jakby zamierzał się hamować. Nie wiadomo kiedy pogłębił z początku niewinny całus, a jego ręce z każdą upływającą sekundą coraz chętniej zniżały się na pupę partnerki by wreszcie za nią złapać, przysuwając Islandkę jeszcze bliżej Francuza. A miał się już więcej nie posuwać do takich rzeczy...
Ann miała aktualnie ostatni moment by zapobiec temu do czego to wszystko miało dużą szansę się rozwinąć, ale to, że zacznie znienacka oponować było już raczej mało prawdopodobne. I ciężko ją za to winić, bo przecież nie chciała nic złego. Ot, trafił się jej dziko wierzący katol, który doznał traumy po czymś co w ich wieku było rzeczą zupełnie naturalną. Oczywiście upijanie go byle tylko dał się namówić na powtórkę nie mieściło się na liście najmoralniejszych występków roku, jednak dało się zrozumieć, że żal byłoby nie skorzystać z okazji - wolne mieszkanie, miła atmosfera i ta głupiutka pomyłka samego czarodzieja, który jakimś cudem pomylił smakową wódkę z sokiem... Nawet Nathan nie miał dziś szansy próbować im przeszkodzić, więc zakochani w ekspresowym tempie wylądowali z powrotem na kanapie, tym razem już tylko do połowy ubrani. W tle dźwięczały im kolejne utwory z soundtracku jednego z podobno najromantyczniejszych musicali jakie zekranizowano (chociaż z tym akurat można by się kłócić - gusta są różne), gdy Remi pozbawiał Ann spodni oraz majtek, aż wreszcie dał jej dokładnie to na czym tak strasznie jej zależało... i to nie jeden raz.
Ann miała aktualnie ostatni moment by zapobiec temu do czego to wszystko miało dużą szansę się rozwinąć, ale to, że zacznie znienacka oponować było już raczej mało prawdopodobne. I ciężko ją za to winić, bo przecież nie chciała nic złego. Ot, trafił się jej dziko wierzący katol, który doznał traumy po czymś co w ich wieku było rzeczą zupełnie naturalną. Oczywiście upijanie go byle tylko dał się namówić na powtórkę nie mieściło się na liście najmoralniejszych występków roku, jednak dało się zrozumieć, że żal byłoby nie skorzystać z okazji - wolne mieszkanie, miła atmosfera i ta głupiutka pomyłka samego czarodzieja, który jakimś cudem pomylił smakową wódkę z sokiem... Nawet Nathan nie miał dziś szansy próbować im przeszkodzić, więc zakochani w ekspresowym tempie wylądowali z powrotem na kanapie, tym razem już tylko do połowy ubrani. W tle dźwięczały im kolejne utwory z soundtracku jednego z podobno najromantyczniejszych musicali jakie zekranizowano (chociaż z tym akurat można by się kłócić - gusta są różne), gdy Remi pozbawiał Ann spodni oraz majtek, aż wreszcie dał jej dokładnie to na czym tak strasznie jej zależało... i to nie jeden raz.
Remi Thibault
Re: Mieszkanie Thibaultów
UWAGA 18+
Gdyby Ann sama nie wpiła tego dnia za dużo wina, to zapewne zdołałaby się powstrzymać przed takim brudnym zagraniem i nie skończyłoby się to powtórką z sobotniej nocy. Jeśliby się nad tym dobrze zastanowić, wtedy też była to jej wina, bo to ona zignorowała polecenie odpowiedzialnego kolegi i wymknęła się do pokoju mocno pijanego Remiego, którego widocznie ciągnęło tylko do jednego. I to ją niby zesłał Francuzowi Bóg, żeby ten stał się lepszym człowiekiem, tak? W tym momencie wyglądało raczej na to, że to sam szatan podesłał młodzieńcowi jakąś diabelską kusicielkę o twarzyczce aniołka.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko między pocałunkami i objęła chłopaka za szyję by móc zanurzyć palce w jego włosach, a przy okazji bliżej się do niego przysunąć, co jak widać wcale nie było takie konieczne, bo sam Francuz wpadł niebawem na pomysł, by mocniej ją do siebie przycisnąć, przed czym czarownica ani myślała oponować. Ba, w pewnym momencie to nawet ona wpadła na pomysł ściągnięcia kurtki Remiemu, który nie pozostał jej dłużny zabierając się za jej bluzkę, która w tym momencie już tylko przeszkadzała. Pozbycie się całej reszty ciuchów było już tylko kwestią czasu, ponieważ w tym momencie nie było już sensu się cofać, a przynajmniej żadne z nich nie zamierzało tego robić.
Sofa wydawała się nie być już taka wygodna jak spore łóżko, ale jakoś musieli sobie z tym poradzić, bo raczej żadnemu w tej chwili nie chciało się fatygować do pokoju, którego lokalizacji Ann nawet nie znała, więc tym bardziej niespieszno jej było wybierać się na takie wędrówki. Kiedy Remiemu udało się wreszcie pozbawić ją spodni, czarownica sama postanowiła dla odmiany przejąć inicjatywę i odwróciła ich do góry nogami, by teraz samej znaleźć się na górze i móc zasypać Francuza pocałunkami, przy okazji ucząc się, co takiego może mu się podobać. Nie trwało to jednak jakoś specjalnie długo, bo mocno rozochocony już rudzielec szybko posłał ją z powrotem pod siebie i zabrał się do rzeczy. Nie trzeba chyba wspominać, że i tym razem para nie zachowywała się zbyt cicho, ale na szczęście tej nocy nie mieli już za ścianą żadnego delikwenta, który następnego ranka miałby oskarżyć ich o odprawianie jakichś nieczystych rytuałów zamiast zwyczajnego uprawiania miłości... choć to określenie było zdecydowanie zbyt delikatnie na to, co robili, a już zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w pewnym momencie nawet zlecieli z tej kanapy, co bynajmniej nie ochłodziło ich zapału. Z resztą, lądowanie na sobie na ziemi było już jakąś ich chora tradycją, więc tym bardziej nie było się tym co przejmować.
Wreszcie jakoś nad ranem udało im się sobą wreszcie nacieszyć na tyle (albo raczej już się zwyczajnie zmęczyć), że uśpili się na tej sofie nawet nie zawracając sobie głowy ubieraniem się, choć matka Remiego miała wrócić podobno jeszcze jakoś przed południem, kiedy oni z pewnością jeszcze nie wstaną.
Annabella Greenforest
Re: Mieszkanie Thibaultów
Ile oni to zrobili łącznie...? Na pewno raz, a dalej... dalej już nie liczyli, bo nie mieli do tego głowy. Jakoś w którymś momencie spadli na podłogę, ale chociaż tyle, że akurat przy kanapie był ułożony kawałek miękkiego dywanu, który zamortyzował ich spotkanie z deskami, więc nie tylko się nie poobijali, a jeszcze spędzili na nim dłuższą chwilę. Przez cały ten czas Remi powtarzał Ann jak bardzo ją kocha i jak strasznie na nią leci, jakby były to informacje, których ona jakimś cudem mogła jeszcze nie znać. Przy okazji zrobił jej kilka malinek, pod wpływem wyzbywając się nie tylko hamulców, ale także delikatności. Kiedy wreszcie zakochani mieli dosyć, za oknem już robiło się jasno. Wtuleni w siebie na ciasnej, już nie takiej czystej kanapie, zasnęli bez żadnego okrycia. Było to o tyle istotne, że faktycznie pani Thibault postanowiła sprawdzić co u nich i jakoś przed dziesiątą dyskretnie weszła do mieszkania...
Na widok jaki zastała, kobieta ledwo powstrzymała parsknięcie śmiechem. Nie, ona wcale sama nie zrobiła im okazji poprzez umówienie się na spędzenie nocy u koleżanki... Jakby Remiemu nie wystarczyła jedna knująca, kusząca go do złego kobieta, to jeszcze własna matka coś za bardzo zaczęła liczyć na wnuki i robiła wszystko co w jej mocy by pomóc Annabell w namówieniu rudzielca do ich robienia! To chore? Może, ale trzeba wiedzieć, że pani Thibault naprawdę mało już w życiu dziwiło i przejmowało. Po odejściu męża z jednym z dzieci, gdy została sama na tym świecie, bo dla partnera dała się odseparować od reszty rodziny i wszystkich znajomych, musiała jakoś sobie poradzić, wyzbyć się strachu i zacząć na nowo, z małą, rudą gębą do wykarmienia i wychowania. Bardzo szybko okazała się zaradniejsza niż sama by siebie o to podejrzewała i teraz mogła beztrosko żyć w luksusie, popijając drogie wina i każdego dnia jadając na mieście. Z jej słownika wykreślone zostały tematy tabu, a ona sama postanowiła nie cofać się już przed niczym, byle tylko zdobyć to na czym jej zależy. A teraz zależało jej na drugiej szansie - chciała jeszcze raz w życiu móc trzymać w rękach małe dziecko i tym razem zrobić wszystko by miało jak najszczęśliwsze dzieciństwo. Bez awantur, kar i tej cholernej, pojebanej religii, którą o wszystko obwiniała. Myśl, że być może jej własny syn może niedługo stać się ojcem, zaaferowała ją do tego stopnia, że postanowiła zrobić wszystko by te szanse zwiększyć. A ponieważ przewidywała, że zostawienie dwójki zakochanych nastolatków samych w mieszkaniu powinno wystarczyć, w drodze powrotnej zawitała w aptece i kupiła dwa testy ciążowe dla swojej przyszłej synowej - jeden na teraz i kolejny na kiedyś. Po wślizgnięciu się do mieszkania, zostawiła je na szklanym stoliku, wciąż zapakowane w jednorazową siateczkę. Na podłodze obok położyła jeszcze siatkę z zakupami spożywczymi, domyślając się, że żadna z tych sierot nie wpadła na pomysł zdobycia pożywienia poza domem. Jeśli obudziła swymi odwiedzinami Annabell, pokazała jej kciuk w górę i przytknęła palec do ust, wskazując na wciąż twardo śpiącego Francuza. Następnie kobieta ulotniła się, zostawiając padniętych kochanków samych sobie.
Na widok jaki zastała, kobieta ledwo powstrzymała parsknięcie śmiechem. Nie, ona wcale sama nie zrobiła im okazji poprzez umówienie się na spędzenie nocy u koleżanki... Jakby Remiemu nie wystarczyła jedna knująca, kusząca go do złego kobieta, to jeszcze własna matka coś za bardzo zaczęła liczyć na wnuki i robiła wszystko co w jej mocy by pomóc Annabell w namówieniu rudzielca do ich robienia! To chore? Może, ale trzeba wiedzieć, że pani Thibault naprawdę mało już w życiu dziwiło i przejmowało. Po odejściu męża z jednym z dzieci, gdy została sama na tym świecie, bo dla partnera dała się odseparować od reszty rodziny i wszystkich znajomych, musiała jakoś sobie poradzić, wyzbyć się strachu i zacząć na nowo, z małą, rudą gębą do wykarmienia i wychowania. Bardzo szybko okazała się zaradniejsza niż sama by siebie o to podejrzewała i teraz mogła beztrosko żyć w luksusie, popijając drogie wina i każdego dnia jadając na mieście. Z jej słownika wykreślone zostały tematy tabu, a ona sama postanowiła nie cofać się już przed niczym, byle tylko zdobyć to na czym jej zależy. A teraz zależało jej na drugiej szansie - chciała jeszcze raz w życiu móc trzymać w rękach małe dziecko i tym razem zrobić wszystko by miało jak najszczęśliwsze dzieciństwo. Bez awantur, kar i tej cholernej, pojebanej religii, którą o wszystko obwiniała. Myśl, że być może jej własny syn może niedługo stać się ojcem, zaaferowała ją do tego stopnia, że postanowiła zrobić wszystko by te szanse zwiększyć. A ponieważ przewidywała, że zostawienie dwójki zakochanych nastolatków samych w mieszkaniu powinno wystarczyć, w drodze powrotnej zawitała w aptece i kupiła dwa testy ciążowe dla swojej przyszłej synowej - jeden na teraz i kolejny na kiedyś. Po wślizgnięciu się do mieszkania, zostawiła je na szklanym stoliku, wciąż zapakowane w jednorazową siateczkę. Na podłodze obok położyła jeszcze siatkę z zakupami spożywczymi, domyślając się, że żadna z tych sierot nie wpadła na pomysł zdobycia pożywienia poza domem. Jeśli obudziła swymi odwiedzinami Annabell, pokazała jej kciuk w górę i przytknęła palec do ust, wskazując na wciąż twardo śpiącego Francuza. Następnie kobieta ulotniła się, zostawiając padniętych kochanków samych sobie.
Remi Thibault
Sponsored content
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Strona 2 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach