Sala wykładowa A
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Wydział Obrony Przed Czarną Magią i Transmutacji :: ♦ Budynek H
Strona 1 z 2 • Share
Strona 1 z 2 • 1, 2
Sala wykładowa A
Duża sala wykładowa zdolna pomieścić 90 studentów, którzy siedzą w ławkach ustawionych jeden rząd powyżej drugiego, by najdalsze rzędy mogły widzieć tablicę oraz wykładowcę.
Veneficium
Re: Sala wykładowa A
Pierwsze w tym roku zajęcia z transmutacji niekonwencjonalnej właśnie się skończyły. Profesor Sharv pożegnał skinieniem łba wychodzących z pierwszego rzędu studentów, którzy na odchodnym rzucali krótkie: „do widzenia”. Sam w tym czasie przymknął wielką łapą wieko niebieskiego kuferka – jednego z kolekcji jego znanych kuferków o zagadkowym wnętrzu – i już miał wystosować zwyczajową prośbę do jednego z podopiecznych o pomoc z jego transportem, ale właśnie w drzwiach zniknęła ostatnia grupka chichoczących dziewcząt. Basior o czarnej sierści sapnął ze zmęczeniem, zerknął niczym pokrzywdzony na swoje mało chwytne łapy pozbawione kciuka, po czym zeskoczył z krzesła na podłogę, otrzepując się. Pozostało mu teraz już tylko wyjść na korytarz i mieć nadzieję, że ktoś jeszcze tam będzie. Łapą poprawił tkwiący na przegubie mankiet, który przez dzisiejszą quasi-gestykulację obrócił się guziczkiem do przodu. Chrząknął i ruszył główną alejką katedry, wspinając się w górę szerokimi stopniami. Jednego tylko nie przewidział – że jeden z pierwszorocznych niedbale cofnie skutek zaklęć transmutacyjnych. I wszystko z tym problemem byłoby w porządku, gdyby to nie był MUMiCz i każde niedopatrzenie prawie niszczy przynajmniej jeden budynek. Już nie dość, że ostatnimi czasy magia zachowywała się dziwnie niestabilnie, to jeszcze Psi Profesor nie mógł się bezpiecznie czuć we własnej katedrze. Kwiknął – nit o po psiemu, ni po człowieczemu - kiedy prawie upadł, jak coś chwyciło go za tylną łapę.
Co się stało? Czyjaś ośmiorniczka nieprzyjemnie urosła, i właśnie postanowiła pobawić się z pieskiem, owijając go druga macką w połowie ciała i podnosząc na kilka metrów do góry.
Co się stało? Czyjaś ośmiorniczka nieprzyjemnie urosła, i właśnie postanowiła pobawić się z pieskiem, owijając go druga macką w połowie ciała i podnosząc na kilka metrów do góry.
Sharv
Re: Sala wykładowa A
To był ten dzień: dzień, w którym Finta postanowił załatwić wszystkie sprawy związane z powstaniem jego koła naukowego. Przemyślał wszystko tyle razy, że był pewien sukcesu. Zaplanował, co po kolei należy zrobić. Upewnił się, że przepisy uczelniane nie zabraniają tworzenia tego typu zgrupowań i - zadowolony, że teraz już nikt nie będzie mówił im, które badania są niedopuszczalne - ruszył wypełniać pierwsze punty na liście zadań. Postanowił nie denerwować pań z dziekanatu, dopóki nie zdobędzie zgody któregoś z profesorów na opiekę nad kołem i listy pięciu pierwszych członków, dlatego swoje kroki pokierował tam, gdzie według planu miał znajdować się jeden z jego ulubionych pracowników dydaktycznych. Sharv jako twarz odpowiadająca za działanie jego koła byłby po prostu idealny.
Gwiżdżąc pod nosem wszedł do budynku H. Wiedział, że powinien być na miejscu kilka minut temu, tak dla pewności, ale nie mógł się oprzeć, żeby znowu zerknąć na kartkę na drzwiach skrzydła zamkniętego. Zresztą, nie przeszkadzało mu łażenie po terenie kampusu w poszukiwaniu psiego profesora. No i może w trakcie poszukiwań dołączyłaby do niego Tall, w końcu też miała sprawę. Finta był zbyt niecierpliwy, żeby zaproponować, że na nią poczeka, dlatego poszedł Sharva złapać i zatrzymać rozmową. Mijał wychodzących z sali studentów i studentki (do których uśmiechnął się najszerzej, jak potrafił). W końcu stanął w progu odpowiedniej sali i zapukał. Drzwi były uchylone - ale choćby i nie, Węgier nie należał do ludzi, którzy czekaliby na grzeczne "proszę" z wjazdem do środka. Przecież to nie był żaden gabinet profesorski, prywatne mieszkanie czy kibel. Wszedł do pomieszczenia.
- Dzień dobry, panie profe... - Odchylił głowę, żeby zerknąć na uniesionego przez głowonoga Sharva. - ...sorze? Transformatus Unum! - Wycelował we fragment podłogi, na który jego zdaniem mógł spaść pies, z intencją, aby stała się ona miękka jak gąbka. Różdżka jak zwykle znalazła się w jego ręce nie wiadomo, kiedy. - Drętwota! - Tym razem miotnął zaklęcie w ogromnego ośmionoga, licząc na to, że nie jest odporny na magię.
(na pierwszy czar potrzeba 31, na drugi 51)
HA!
Gwiżdżąc pod nosem wszedł do budynku H. Wiedział, że powinien być na miejscu kilka minut temu, tak dla pewności, ale nie mógł się oprzeć, żeby znowu zerknąć na kartkę na drzwiach skrzydła zamkniętego. Zresztą, nie przeszkadzało mu łażenie po terenie kampusu w poszukiwaniu psiego profesora. No i może w trakcie poszukiwań dołączyłaby do niego Tall, w końcu też miała sprawę. Finta był zbyt niecierpliwy, żeby zaproponować, że na nią poczeka, dlatego poszedł Sharva złapać i zatrzymać rozmową. Mijał wychodzących z sali studentów i studentki (do których uśmiechnął się najszerzej, jak potrafił). W końcu stanął w progu odpowiedniej sali i zapukał. Drzwi były uchylone - ale choćby i nie, Węgier nie należał do ludzi, którzy czekaliby na grzeczne "proszę" z wjazdem do środka. Przecież to nie był żaden gabinet profesorski, prywatne mieszkanie czy kibel. Wszedł do pomieszczenia.
- Dzień dobry, panie profe... - Odchylił głowę, żeby zerknąć na uniesionego przez głowonoga Sharva. - ...sorze? Transformatus Unum! - Wycelował we fragment podłogi, na który jego zdaniem mógł spaść pies, z intencją, aby stała się ona miękka jak gąbka. Różdżka jak zwykle znalazła się w jego ręce nie wiadomo, kiedy. - Drętwota! - Tym razem miotnął zaklęcie w ogromnego ośmionoga, licząc na to, że nie jest odporny na magię.
(na pierwszy czar potrzeba 31, na drugi 51)
HA!
Ostatnio zmieniony przez Finta Mészáros dnia Pią Mar 03, 2017 2:22 am, w całości zmieniany 1 raz
Finta Mészáros
Re: Sala wykładowa A
The member 'Finta Mészáros' has done the following action : Rzut kostką
'k100' : 83, 57
'k100' : 83, 57
Mistrz Gry
Re: Sala wykładowa A
Sharv szarpnięty w górę przez grubą mackę pisnął, zupełnie odruchowo i zupełnie jak zwykłe dręczone zwierzątko. W ułamku sekundy jego łapy utraciły kontakt ze stabilnym gruntem i zawisł uchwycony w połowie, machając nimi bezradnie. Nie szamotał się jak szalony, niechętnie godząc się na wizję wylądowania na twardej podłodze, ale z drugiej strony ryzykował tym, że pozornie przyjacielska, ale nieco niedelikatna ośmiornica zdecyduje się jednak rozsmarować go na ścianie. Zwichnięta łapa w takim układzie nie brzmiała jak wyrok. Pisnął więc znowu i próbował zamachać łapami, by choć drasnąć powiększone magicznie zwierzę, ale przez jego nagłe ożywienie, macka zacisnęła się tylko nieco mocniej testując sprężystość jego żeber i traktując jak piszczącą zabawkę. Szczeknął wtedy, zachowując się coraz bardziej instynktownie, ale machaniem łapami udało mu się przynajmniej uwolnić tylną łapę.
Choćby nie wiadomo ile lat minęło dla Sharva takie sytuacje od wiecznie były i zapewne będą niezmiernie żenujące i zawstydzające. Głównie z tego powodu, iż miał świadomość, że każdy profesor – ba, każdy student! - spokojnie poradziłby sobie z takim problemem. A dla niego ten kłopot urastał powoli do przeszkody nie do przeskoczenia. Pomimo całej swojej mądrości był jednak starym, głupim kundlem, który wolał zlać się w jedno ze ścianą, niż zawołać o pomoc. Nawet jeśli niejednokrotnie powtarzano mu, iż w jego sytuacji to żadna ujma.
Tym razem stary kundel miał jednak szczęście i na moment zamarł i zwiesił się żałośnie na wielkiej macce, słysząc dobiegający gdzieś z dołu głos. W pierwszym przebłysku myśli, który uderzył go szybciej niż pierwsze zaklęcie studenta uderzyło o podłogę, tłumaczył samemu sobie, że nie mógł trafić lepiej. Akurat ten student potrafił załatwiać wszystko, może i czasem aż przesadnie widowiskowo, ale w przeważającej ilości przypadków: skutecznie.
Tak było i tym razem. Macka znieruchomiała jak zamrożona, ale trafiona Drętwotą najpierw puściła psiego profesora, a potem cofnęła się natychmiast, by przylgnąć do reszty ciała. Zaklęcie zadziałało tak śpiewająco, że do ośmiornicy przysunęła się też reszta macek, ale kilka potrącanych przy tym ławek poprzewracało się z rumorem, lecąc na dolne rzędy i robiąc małą, głośną lawinę, która zatrzymała się dopiero na stabilnym biurku prowadzącego. A profesor? Cóż nie mógł nazwać tego lądowaniem na pierzastych poduszkach, ale łapy były całe, a wyglądająca wciąż na kamienną posadzka w rzeczywistości ugięła się pod nim, łagodząc upadek i cofając się na moment jeszcze – na kilka centymetrów - podrzuciła basiora do góry, nim nie uspokoiła i nie pozwoliła mu wylądować na czterech łapach.
Sharv trzepał się z widocznym niezadowoleniem i chrząknął, uciekając wzrokiem na bok i przekonująco udając, że skupia uwagę na leżącej niedaleko, sparaliżowanej ośmiornicy, kontrolnie sprawdzając, czy zaklęcie dobrze trzyma.
- Khym. Cóż... Pierwszorzędna robota, Panie Mészáros. Mógłbym jeszcze prosić o przywrócenie ośmiornicy do normalnych rozmiarów i sprzątnięcie tego bałaganu? – zagaił, zerkając z dołu na jednego ze swoich ulubionych studentów.
Choćby nie wiadomo ile lat minęło dla Sharva takie sytuacje od wiecznie były i zapewne będą niezmiernie żenujące i zawstydzające. Głównie z tego powodu, iż miał świadomość, że każdy profesor – ba, każdy student! - spokojnie poradziłby sobie z takim problemem. A dla niego ten kłopot urastał powoli do przeszkody nie do przeskoczenia. Pomimo całej swojej mądrości był jednak starym, głupim kundlem, który wolał zlać się w jedno ze ścianą, niż zawołać o pomoc. Nawet jeśli niejednokrotnie powtarzano mu, iż w jego sytuacji to żadna ujma.
Tym razem stary kundel miał jednak szczęście i na moment zamarł i zwiesił się żałośnie na wielkiej macce, słysząc dobiegający gdzieś z dołu głos. W pierwszym przebłysku myśli, który uderzył go szybciej niż pierwsze zaklęcie studenta uderzyło o podłogę, tłumaczył samemu sobie, że nie mógł trafić lepiej. Akurat ten student potrafił załatwiać wszystko, może i czasem aż przesadnie widowiskowo, ale w przeważającej ilości przypadków: skutecznie.
Tak było i tym razem. Macka znieruchomiała jak zamrożona, ale trafiona Drętwotą najpierw puściła psiego profesora, a potem cofnęła się natychmiast, by przylgnąć do reszty ciała. Zaklęcie zadziałało tak śpiewająco, że do ośmiornicy przysunęła się też reszta macek, ale kilka potrącanych przy tym ławek poprzewracało się z rumorem, lecąc na dolne rzędy i robiąc małą, głośną lawinę, która zatrzymała się dopiero na stabilnym biurku prowadzącego. A profesor? Cóż nie mógł nazwać tego lądowaniem na pierzastych poduszkach, ale łapy były całe, a wyglądająca wciąż na kamienną posadzka w rzeczywistości ugięła się pod nim, łagodząc upadek i cofając się na moment jeszcze – na kilka centymetrów - podrzuciła basiora do góry, nim nie uspokoiła i nie pozwoliła mu wylądować na czterech łapach.
Sharv trzepał się z widocznym niezadowoleniem i chrząknął, uciekając wzrokiem na bok i przekonująco udając, że skupia uwagę na leżącej niedaleko, sparaliżowanej ośmiornicy, kontrolnie sprawdzając, czy zaklęcie dobrze trzyma.
- Khym. Cóż... Pierwszorzędna robota, Panie Mészáros. Mógłbym jeszcze prosić o przywrócenie ośmiornicy do normalnych rozmiarów i sprzątnięcie tego bałaganu? – zagaił, zerkając z dołu na jednego ze swoich ulubionych studentów.
Sharv
Re: Sala wykładowa A
Finta podejrzewał, że profesor może być nieco (lub bardzo) speszony sytuacją, która sprowadziła go do roli zwykłego psa. Jego uwadze nie uszły typowo zwierzęce dźwięki, które nieszczęśnik musiał wydać z siebie podczas desperackich prób wyrwania się ośmiornicy - sam nie widział w tym nic wstydliwego, poza tym sądził, że w ramionach podobnego stworzenia nie brzmiałby wcale lepiej, ale wolał o tym nie wspominać. Nie zdradził się też z obawą o zdrowie Sharva. Na pierwszy (i drugi, i trzeci też) rzut oka wszystko było w porządku, a nie wypadało się tak po prostu bezczelnie gapić, do tego przecież czekała ich rozmowa, w ciągu której na pewno znajdzie się lepsza sposobność na ocenę kondycji poszkodowanego. Zresztą, Sharv był dużym pieskiem i potrafił się o siebie troszczyć - inaczej nie przetrwałby tyle na WME - a Węgier nie był nadopiekuńczą mamcią.
- Oczywiście, już się robi - odpowiedział na prośbę i spokojnie machnął różdżką w stronę monstrum. - Transformatus Unum!
Zaklęcie podziałało. Głowonóg był teraz sztywny, bezbronny i mieścił się w dłoni. Finta poszedł zgarnąć go z podłogi. Wyglądał, jakby ktoś przed chwilą wyjął go z pizzy "owoce morza".
- Eee... Chce to profesor z powrotem? - Zapytał, ale wepchnął cudo na chwilę do kieszonki na piersi, żeby mu nie przeszkadzało w przestawianiu ławek. Ta czynność szła mu już nieco mniej elegancko, szarpał się z ciężkimi (jak dla niego) meblami, ale nie wydawał się tym zniechęcony. Powoli, ale sukcesywnie ustawiał blat za blatem.
- Cieszę się, że pana zastałem, panie profesorze. - Powiedział, jeszcze w trakcie robienia porządku. - Chciałem poruszyć pewną sprawę... Zaraz podejdę, jeszcze tylko ten rząd...
Rzucam: Transformatus Unum (31) - dwa razy, bo może nie wyjdzie za pierwszym, to wstyd i trzeba spróbować jeszcze raz... XD
- Oczywiście, już się robi - odpowiedział na prośbę i spokojnie machnął różdżką w stronę monstrum. - Transformatus Unum!
Zaklęcie podziałało. Głowonóg był teraz sztywny, bezbronny i mieścił się w dłoni. Finta poszedł zgarnąć go z podłogi. Wyglądał, jakby ktoś przed chwilą wyjął go z pizzy "owoce morza".
- Eee... Chce to profesor z powrotem? - Zapytał, ale wepchnął cudo na chwilę do kieszonki na piersi, żeby mu nie przeszkadzało w przestawianiu ławek. Ta czynność szła mu już nieco mniej elegancko, szarpał się z ciężkimi (jak dla niego) meblami, ale nie wydawał się tym zniechęcony. Powoli, ale sukcesywnie ustawiał blat za blatem.
- Cieszę się, że pana zastałem, panie profesorze. - Powiedział, jeszcze w trakcie robienia porządku. - Chciałem poruszyć pewną sprawę... Zaraz podejdę, jeszcze tylko ten rząd...
Rzucam: Transformatus Unum (31) - dwa razy, bo może nie wyjdzie za pierwszym, to wstyd i trzeba spróbować jeszcze raz... XD
Ostatnio zmieniony przez Finta Mészáros dnia Pon Mar 06, 2017 12:42 am, w całości zmieniany 1 raz
Finta Mészáros
Re: Sala wykładowa A
The member 'Finta Mészáros' has done the following action : Rzut kostką
'k100' : 48, 62
'k100' : 48, 62
Mistrz Gry
Re: Sala wykładowa A
Psia mimika mocno ograniczała zdolności profesora do robienia min, czy jakiegoś szczególnie widocznego wyrażania emocji. Dlatego też dla nieznających go studentów mógł wyglądać na spokojnego i niewzruszonego zaistniałą sytuacją, ale pod całą tą sierścią pysk miał prawdopodobnie aż czerwony z zażenowania. Dlatego też łagodząco podziałał na niego fakt, że miał w tej chwili kontakt z kilkuletnim absolwentem placówki, który potrafił zachować się dokładnie tak, by nie rozjuszyć dodatkowo wrażliwego belfra.
Korzystając z tego, że chłopak na chwile się oddalił, Sharv spojrzał w dół na swoje łapy i podrobił nimi krótką chwilę, sprawdzając czy na pewno wszystko z nimi w porządku, po czym wziął jeszcze kilka cichych, ale głębokich oddechów, by skontrolować sprawność żeber. Wszystko zdawało się być z najlepszym porządku, ból w okolicach klatki piersiowej lekko ćmił, więc był przejściowy. Czarny basior powiódł wzrokiem za rozmówcą.
- Nie, nie koniecznie, może ją Pan włożyć do akwarium na wydziale Biomagii. To też poleciłem niedawnym wychowankom, ale zdaje się jeden zgubił podopiecznego – sapnął niepocieszony i przysiadł, czekając, aż student wypełni prośbę. Pies mimowolnie kulił nieznacznie uszy, słysząc zgrzyt podnoszonych i dosuwanych ławek, ale w tej konkretnej chwili jego cierpliwość była ogromna. Podniósłby do góry jedną brew, gdyby tylko miał brwi.
- Tak też myślałem, że nie znalazł się tu Pan przypadkiem zbaczając z trasy spaceru – w jego tonie pobrzmiewało rozbawienie. Zawsze, kiedy Pan Mészáros czegoś chciał, to należało spodziewać się dość pokaźnego zwrotu akcji w życiu proszonego. - Słucham więc. Co to za sprawa?
Korzystając z tego, że chłopak na chwile się oddalił, Sharv spojrzał w dół na swoje łapy i podrobił nimi krótką chwilę, sprawdzając czy na pewno wszystko z nimi w porządku, po czym wziął jeszcze kilka cichych, ale głębokich oddechów, by skontrolować sprawność żeber. Wszystko zdawało się być z najlepszym porządku, ból w okolicach klatki piersiowej lekko ćmił, więc był przejściowy. Czarny basior powiódł wzrokiem za rozmówcą.
- Nie, nie koniecznie, może ją Pan włożyć do akwarium na wydziale Biomagii. To też poleciłem niedawnym wychowankom, ale zdaje się jeden zgubił podopiecznego – sapnął niepocieszony i przysiadł, czekając, aż student wypełni prośbę. Pies mimowolnie kulił nieznacznie uszy, słysząc zgrzyt podnoszonych i dosuwanych ławek, ale w tej konkretnej chwili jego cierpliwość była ogromna. Podniósłby do góry jedną brew, gdyby tylko miał brwi.
- Tak też myślałem, że nie znalazł się tu Pan przypadkiem zbaczając z trasy spaceru – w jego tonie pobrzmiewało rozbawienie. Zawsze, kiedy Pan Mészáros czegoś chciał, to należało spodziewać się dość pokaźnego zwrotu akcji w życiu proszonego. - Słucham więc. Co to za sprawa?
Sharv
Re: Sala wykładowa A
Nie pierwszy - i z pewnością też nie ostatni - raz uczelniane korytarze wypełniał stukot obcasów biegnącej gdzieś Tall. Była jedną z tych osób, które zawsze się gdzieś spieszyły, byleby tylko nie być spóźnionym na kolejne spotkanie. Można byłoby pomyśleć, że oto Biały Królik z "Alicji w Krainie Czarów" znalazł swoje nowe wcielenie, ale czarne, niekiedy odbijające fioletowawy refleks włosy dziewczyny trochę się z tym skojarzeniem gryzły. Niemniej jednak, równie często jak długouchy bohater książki Lewisa Carrolla spoglądała na swój zegarek w obawie przed spóźnieniem. A ona nie miała prawa się spóźniać - czas był w jej życiu bardzo ważny.
Była już blisko sali A, żywiąc wszelkie nadzieje, że Fincie udało się zatrzymać profesora Sharva na tyle, by i ona załapała się na chwilę rozmowy. Szczerze wierzyła w umiejętności Mészárosa, a dostrzeżone już z oddali uchylone drzwi dodatkowo napełniły ją optymizmem (nawet jeśli zwykle kierowała się chłodnym realizmem). Stosunkowo zaczęła zwalniać, aby nie wpaść na drzwi i do wnętrza sali z całym swoim impetem, rozwianym włosem i urywanym oddechem. Wyhamowała nawet tuż przed wejściem, odetchnęła dwa razy, słysząc znajome głosy, a przy trzecim wdechu zdecydowała się pewnie wkroczyć do środka, wcześniej szerzej otwierając drzwi. Jej pofalowane, długie włosy i tak wyglądały jakby jeszcze chwilę temu walczyła z wiatrem, ale nie było tragedii. Ślizgonka przycisnęła do boku niewielką, tym razem skórzaną torebeczkę w odcieniach brązu i poprawiła zarzuconą na czarny t-shirt ciut przydużą, zdecydowanie męską koszulę w czerwoną szkocką kratę.
- Dzień dobry, panie profesorze! - zwróciła się do Sharva, wcześniej posyłając tylko przelotny uśmiech pełen wdzięczności w stronę mocującego się z poprzewracanymi ławkami Węgra. Co prawda mógł być zbyt zajęty, aby to zauważyć, ale najwyżej po prostu potem postawi mu piwo.
- Czy ja też mogłabym później zająć panu chwilę? - zapytała, reflektując się, że przecież Finta był pierwszy. Nie miała zamiaru wcinać mu się w kolejkę. Zwłaszcza, że odwalał właśnie jakąś brudną robotę.
Była już blisko sali A, żywiąc wszelkie nadzieje, że Fincie udało się zatrzymać profesora Sharva na tyle, by i ona załapała się na chwilę rozmowy. Szczerze wierzyła w umiejętności Mészárosa, a dostrzeżone już z oddali uchylone drzwi dodatkowo napełniły ją optymizmem (nawet jeśli zwykle kierowała się chłodnym realizmem). Stosunkowo zaczęła zwalniać, aby nie wpaść na drzwi i do wnętrza sali z całym swoim impetem, rozwianym włosem i urywanym oddechem. Wyhamowała nawet tuż przed wejściem, odetchnęła dwa razy, słysząc znajome głosy, a przy trzecim wdechu zdecydowała się pewnie wkroczyć do środka, wcześniej szerzej otwierając drzwi. Jej pofalowane, długie włosy i tak wyglądały jakby jeszcze chwilę temu walczyła z wiatrem, ale nie było tragedii. Ślizgonka przycisnęła do boku niewielką, tym razem skórzaną torebeczkę w odcieniach brązu i poprawiła zarzuconą na czarny t-shirt ciut przydużą, zdecydowanie męską koszulę w czerwoną szkocką kratę.
- Dzień dobry, panie profesorze! - zwróciła się do Sharva, wcześniej posyłając tylko przelotny uśmiech pełen wdzięczności w stronę mocującego się z poprzewracanymi ławkami Węgra. Co prawda mógł być zbyt zajęty, aby to zauważyć, ale najwyżej po prostu potem postawi mu piwo.
- Czy ja też mogłabym później zająć panu chwilę? - zapytała, reflektując się, że przecież Finta był pierwszy. Nie miała zamiaru wcinać mu się w kolejkę. Zwłaszcza, że odwalał właśnie jakąś brudną robotę.
Tallulah Rossreeve
Re: Sala wykładowa A
- Dobrze. Zapewniam, że ja go nie zgubię! - Pogładził kieszeń. Nie skłamał, miał zamiar naprawdę posłuchać profesora. Tylko może... Nie od razu. W głowie planował już zakup akwarium. Nawet, jeśli ośmionóg nie okaże się być dobrym zwierzątkiem, szklany pojemnik prędzej czy później na pewno się przyda. Finta nie wiedział jeszcze dokładnie, do czego, ale zwykle nie mylił się w takich sprawach. Zresztą, jak mógłby się mylić, skoro chodziło o niego (i Tomicznego - dałby sobie uciąć... Coś by dał sobie uciąć, że Tomiczny zgadzał się z nim w tej kwestii)? Musiał zorganizować sobie na semestr jakieś ciekawe zwierzątko z uczelni.
Kończył przesuwać ostatnie ławki, kiedy do pomieszczenia wpadła Tall. Odwzajemnił jej uśmiech, otrzepał ręce, poprawił kołnierzyk i podszedł w końcu do profesora.
- Sporo myślałem w wakacje - zaczął, żeby jakoś zgrabnie rozwinąć temat - o mojej działalności na uczelni. Jak profesor wie, jestem pasjonatem eksperymentów... I uwielbiam współpracę! A że znalazłem przynajmniej kilka osób, które podzielają mój entuzjazm - tu zawiesił na chwilę głos i nabrał powietrza - postanowiłem założyć Koło Naukowe Eksperymentów Nieszablonowych.
Od tego momentu mówił ciągiem, jakby nie chciał pominąć żadnej informacji, która mogłaby uczynić z Sharva entuzjastę przedstawionego pomysłu.
- Na uczelni dużo eksperymentów jest odrzucanych - wie profesor, koszty, limity do określonych opiekunów... Albo temat, którego nie chce podjąć się nikt z kadry. Z założenia nasze koło miałoby zajmować się tymi właśnie, odrzuconymi tematami, jeśli tylko pomysłodawca zgłosiłby się do nas z prośbą o pomoc. Przewiduję też projekty wewnętrzne i na rzecz uczelni. - Wyglądał na zadowolonego z siebie, jakby w ogóle nie dopuszczał do siebie myśli, że komuś mogłaby się nie spodobać jego inicjatywa. - W związku z tym mam pytanie. Czy zechciałby pan, panie profesorze, zostać opiekunem mojego koła?
Kończył przesuwać ostatnie ławki, kiedy do pomieszczenia wpadła Tall. Odwzajemnił jej uśmiech, otrzepał ręce, poprawił kołnierzyk i podszedł w końcu do profesora.
- Sporo myślałem w wakacje - zaczął, żeby jakoś zgrabnie rozwinąć temat - o mojej działalności na uczelni. Jak profesor wie, jestem pasjonatem eksperymentów... I uwielbiam współpracę! A że znalazłem przynajmniej kilka osób, które podzielają mój entuzjazm - tu zawiesił na chwilę głos i nabrał powietrza - postanowiłem założyć Koło Naukowe Eksperymentów Nieszablonowych.
Od tego momentu mówił ciągiem, jakby nie chciał pominąć żadnej informacji, która mogłaby uczynić z Sharva entuzjastę przedstawionego pomysłu.
- Na uczelni dużo eksperymentów jest odrzucanych - wie profesor, koszty, limity do określonych opiekunów... Albo temat, którego nie chce podjąć się nikt z kadry. Z założenia nasze koło miałoby zajmować się tymi właśnie, odrzuconymi tematami, jeśli tylko pomysłodawca zgłosiłby się do nas z prośbą o pomoc. Przewiduję też projekty wewnętrzne i na rzecz uczelni. - Wyglądał na zadowolonego z siebie, jakby w ogóle nie dopuszczał do siebie myśli, że komuś mogłaby się nie spodobać jego inicjatywa. - W związku z tym mam pytanie. Czy zechciałby pan, panie profesorze, zostać opiekunem mojego koła?
Finta Mészáros
Re: Sala wykładowa A
Psi profesor obserwował radzącego sobie z poprzestawianymi ławkami chłopaka i na moment tylko jedno spiczaste ucho uciekło mu nieco na bok, słysząc na opustoszałym korytarzu czyjeś szybkie kroki. Z początku nie zwrócił na nie większej uwagi – na terenie kampusu było tysiące ludzi i to mało prawdopodobne, by ktoś zbliżał się akurat tutaj. Mimo to prawdopodobieństwo wynosiło sto procent i właścicielka poprzedzająca swoje przybycie całym tym hałasem stanęła właśnie w drzwiach klasy, nieco zaróżowiona na policzkach od wysiłku. I ona również miała jakąś sprawę. Sharv jakoś automatycznie na moment pierzchnął wzrokiem w stronę Finty, łącząc ich sprawy w prawdopodobnie jedną wspólną.
- Witam, Panno Rossreeve. Mam akurat chwilę czasu, choć z tego co widzę, skoro przychodzicie tutaj oboje, to musi być jakaś duża sprawa – kiwnął łbem na ławki naprzeciwko siebie. - Proszę usiąść.
Profesor nie krył zaciekawienia, które widać było w błysku jego czarnych, paciorkowatych ślepi. Miał do czynienia z dwójką bardziej ambitnych studentów: jeden udzielał się absolutnie we wszystkich uczelnianych przedsięwzięciach i nie rzadko niektóre sam organizował, natomiast czarownica była pierwszą od kilkudziesięciu lat jednostką, która postanowiła studiować w tym samym czasie dwa kierunki! I to nie na samym MUMiCzu, ale tu i jeszcze na uniwerku w innym państwie! I jako jedyna w tym roku akademickim miała pozwolenie na używanie Zmieniacza Czasu – co prawda była to informacja do wiedzy tylko i wyłącznie grona pedagogicznego. Jeśli zatem ta dwójka brała się za coś, to zdecydowanie warte to było poświecenia temu czasu.
Pierwszy z inicjatywą i wyjaśnieniem powodu spotkania wyszedł Pan Mészáros, który planował założyć nowy klub – niezwykle niebezpieczny jakby na to nie spojrzeć. Zhangowi by się pewnie spodobał, ale chińczyk miał w tym roku za dużo na głowie - i jak to on zachwalał jego niezaprzeczalnie pozytywne aspekty istnienia. Sharv pohamował się z dziecinnym wybuchem podekscytowanej ciekawości. Sam też miał w tym roku dość sporo na głowie...
- Khym – zaczął dyplomatycznym chrząknięciem, - Faktycznie, w samych piwnicach Budynku H w Archiwum jest pełno starych, porzuconych projektów. Wciąż mamy z nimi problem, bo co mniej przełomowe, ale niezaprzeczalnie przydatne z nich nie znajdują chętnych do pociągnięcia badań i najczęściej są przez nas niszczone. Taki klub dużo by pomógł, osobiście miałby Pan moje poparcie co do jego założenia. Ale na początek spytam: Ilu członków określiło już chęć przynależności? – spytał i zerknął na Tallulah tak, jakby ona już była jednym z nich.
- Witam, Panno Rossreeve. Mam akurat chwilę czasu, choć z tego co widzę, skoro przychodzicie tutaj oboje, to musi być jakaś duża sprawa – kiwnął łbem na ławki naprzeciwko siebie. - Proszę usiąść.
Profesor nie krył zaciekawienia, które widać było w błysku jego czarnych, paciorkowatych ślepi. Miał do czynienia z dwójką bardziej ambitnych studentów: jeden udzielał się absolutnie we wszystkich uczelnianych przedsięwzięciach i nie rzadko niektóre sam organizował, natomiast czarownica była pierwszą od kilkudziesięciu lat jednostką, która postanowiła studiować w tym samym czasie dwa kierunki! I to nie na samym MUMiCzu, ale tu i jeszcze na uniwerku w innym państwie! I jako jedyna w tym roku akademickim miała pozwolenie na używanie Zmieniacza Czasu – co prawda była to informacja do wiedzy tylko i wyłącznie grona pedagogicznego. Jeśli zatem ta dwójka brała się za coś, to zdecydowanie warte to było poświecenia temu czasu.
Pierwszy z inicjatywą i wyjaśnieniem powodu spotkania wyszedł Pan Mészáros, który planował założyć nowy klub – niezwykle niebezpieczny jakby na to nie spojrzeć. Zhangowi by się pewnie spodobał, ale chińczyk miał w tym roku za dużo na głowie - i jak to on zachwalał jego niezaprzeczalnie pozytywne aspekty istnienia. Sharv pohamował się z dziecinnym wybuchem podekscytowanej ciekawości. Sam też miał w tym roku dość sporo na głowie...
- Khym – zaczął dyplomatycznym chrząknięciem, - Faktycznie, w samych piwnicach Budynku H w Archiwum jest pełno starych, porzuconych projektów. Wciąż mamy z nimi problem, bo co mniej przełomowe, ale niezaprzeczalnie przydatne z nich nie znajdują chętnych do pociągnięcia badań i najczęściej są przez nas niszczone. Taki klub dużo by pomógł, osobiście miałby Pan moje poparcie co do jego założenia. Ale na początek spytam: Ilu członków określiło już chęć przynależności? – spytał i zerknął na Tallulah tak, jakby ona już była jednym z nich.
Sharv
Re: Sala wykładowa A
Dygnęła grzecznie na przywitanie profesora i w ramach podziękowania, zupełnie odruchowo, jakby wyuczona tego była za młodu - co właściwie nie odbiegało zbytnio od faktów. Mniejsza jednak o to. Dziewczyna pewnym krokiem przeszła tę niewielką odległość, jaka dzieliła ją od wskazanej przez psiego profesora ławki. Przysiadła na niej nieznacznie, zupełnie ignorując istnienie tak prostego w obsłudze przedmiotu jakim jest krzesło. Zbyt była zainteresowana tym, co mówił Finta, by przywiązywać do tego teraz większą uwagę. A wszystko dlatego, że Węgier znów mówił o swoim pomyśle na klub. Już raz o nim słyszała, w Wielkiej Katedrze, kiedy to z Lucy do pary robili przedstawienie, ale wtedy żadne z nich tak naprawdę nie skończyło. No i temat się urwał, a ona nie miała głowy do tego, żeby po alkoholizacji na kartoflisku i szalonej burzy szukać Finty po kampusie, bo mógł być wszędzie. Słuchała go z równie dużą uwagą jak sam Sharv, na chwilę tylko marszcząc nosek, gdy była mowa o odrzuconych projektach. Tylko odrzuconych? Tallulah liczyła na to, że w to zawrotne słowo "nieszablonowe" będą się wpisywały również pomysły nietypowe i takie, które wymagając tak zwanego "myślenia poza pudełkiem", by rozwiązać jakiś problem. Wtedy może mogłaby podpiąć się pod nich ze swoim pomysłem na badania. Drgnęła lekko, słysząc pytanie basiora o ilość członków.
- Och... Panie profesorze, to niezupełnie tak. Znaczy, to jest bardzo interesujący klub... - zwróciła się częściowo do Finty. - ...ale jeśli miałby się zajmować tylko odrzuconymi pomysłami, to nie wiem, czy moje plany by się w to wpisywały. Choć bardzo chętnie bym do niego przystąpiła... Tylko rzeczy w tym, że ja jestem tutaj częściowo w sprawie Klubu Pojedynków, a częściowo w sprawie tematu badań, które chciałabym podjąć. I to są dla mnie sprawy bardziej priorytetowe, bo - niestety! - nie mam dość czasu... - Dziewczyna zagarnęła włosy za ucho, uśmiechając się przy tym nieco niepewnie. - ...aby móc dołączyć do każdego interesującego mnie klubu. A jednak z racji mojej przynależności do wydziału OPCMiT, Klub Pojedynków jest mi bliższy. Wyjątkiem byłoby, gdyby Klub Eksperymentów Nieszablonowych mógł wziąć po części pod swoje skrzydła moje badania. Więc... - zawahała się, spoglądając znów na Węgra, trochę pytająco, a trochę z nadzieją. Jakby liczyła na to, że Finta jakimś cudem odgadnie co siedzi w jej kobiecej głowie i z samego jej spojrzenia rozszyfruje temat jej badań. Płonne nadzieje. Ale może chociaż będzie mógł rozszerzyć zakres zainteresowań klubu?
- Och... Panie profesorze, to niezupełnie tak. Znaczy, to jest bardzo interesujący klub... - zwróciła się częściowo do Finty. - ...ale jeśli miałby się zajmować tylko odrzuconymi pomysłami, to nie wiem, czy moje plany by się w to wpisywały. Choć bardzo chętnie bym do niego przystąpiła... Tylko rzeczy w tym, że ja jestem tutaj częściowo w sprawie Klubu Pojedynków, a częściowo w sprawie tematu badań, które chciałabym podjąć. I to są dla mnie sprawy bardziej priorytetowe, bo - niestety! - nie mam dość czasu... - Dziewczyna zagarnęła włosy za ucho, uśmiechając się przy tym nieco niepewnie. - ...aby móc dołączyć do każdego interesującego mnie klubu. A jednak z racji mojej przynależności do wydziału OPCMiT, Klub Pojedynków jest mi bliższy. Wyjątkiem byłoby, gdyby Klub Eksperymentów Nieszablonowych mógł wziąć po części pod swoje skrzydła moje badania. Więc... - zawahała się, spoglądając znów na Węgra, trochę pytająco, a trochę z nadzieją. Jakby liczyła na to, że Finta jakimś cudem odgadnie co siedzi w jej kobiecej głowie i z samego jej spojrzenia rozszyfruje temat jej badań. Płonne nadzieje. Ale może chociaż będzie mógł rozszerzyć zakres zainteresowań klubu?
Tallulah Rossreeve
Re: Sala wykładowa A
Finta pogładził kieszonkę, upewniając się, że ośmiorniczka jest tam, gdzie być powinna.
- Na razie nie mam listy, ale ze wstępnych rozmów wywnioskowałem, że zebranie przepisowej piątki nie będzie stanowiło najmniejszego problemu. Nie chciałem zawracać im głowy tworzeniem oficjalnej listy do czasu, aż ktoś podejmie się opieki - wie profesor, jeszcze by się niecierpliwili. - Uśmiechnął się. Sam na pewno by się niecierpliwił. Był to jeden z powodów, przez które z reguły załatwiał sprawy sam, sprawnie i od razu.
Skończył wyjaśnienia i zwrócił się do Tall.
- Klub w zamyśle ma zajmować się każdym zgłoszonym do niego projektem. - Powiedział i wzruszył lekko ramionami. - Na pewno znajdzie się czas na zajęcie się i naszymi, i zarchiwizowanymi. Przecież wszyscy członkowie nie muszą zajmować się każdym projektem. Tak by się nawet nie dało... No, przynajmniej większość nie da rady, bo ja mam zamiar... - Trochę się zamotał. - W każdym razie - jeśli tylko dostaniemy salę na dostatecznie długo, mogę siedzieć tam nawet codziennie! - Powiedział z entuzjazmem. - To znaczy... wiem, że nie mogę wymagać tego od reszty, ale... - Odchrząknął.
- ...w sumie nie wiem, czy klub może opiekować się projektem, jeśli jest to projekt zaliczeniowy. - Powiedział po namyśle. Potem zreflektował się, że zajmują przecież profesorowi czas, więc przydałoby się streszczać z wyrażaniem wszystkich myśli.
- Co do listy członków - jestem w stanie zorganizować ją na jutro, może nawet na dziś wieczór. - Oznajmił bez wahania, jak zwykle wierząc w swoją zdolność do wykonywania tego typu zadań. - A mając opiekuna i listę mogę szykować się do sekretariatu. Wie profesor, wcześniej lepiej ich nie denerwować.
- Na razie nie mam listy, ale ze wstępnych rozmów wywnioskowałem, że zebranie przepisowej piątki nie będzie stanowiło najmniejszego problemu. Nie chciałem zawracać im głowy tworzeniem oficjalnej listy do czasu, aż ktoś podejmie się opieki - wie profesor, jeszcze by się niecierpliwili. - Uśmiechnął się. Sam na pewno by się niecierpliwił. Był to jeden z powodów, przez które z reguły załatwiał sprawy sam, sprawnie i od razu.
Skończył wyjaśnienia i zwrócił się do Tall.
- Klub w zamyśle ma zajmować się każdym zgłoszonym do niego projektem. - Powiedział i wzruszył lekko ramionami. - Na pewno znajdzie się czas na zajęcie się i naszymi, i zarchiwizowanymi. Przecież wszyscy członkowie nie muszą zajmować się każdym projektem. Tak by się nawet nie dało... No, przynajmniej większość nie da rady, bo ja mam zamiar... - Trochę się zamotał. - W każdym razie - jeśli tylko dostaniemy salę na dostatecznie długo, mogę siedzieć tam nawet codziennie! - Powiedział z entuzjazmem. - To znaczy... wiem, że nie mogę wymagać tego od reszty, ale... - Odchrząknął.
- ...w sumie nie wiem, czy klub może opiekować się projektem, jeśli jest to projekt zaliczeniowy. - Powiedział po namyśle. Potem zreflektował się, że zajmują przecież profesorowi czas, więc przydałoby się streszczać z wyrażaniem wszystkich myśli.
- Co do listy członków - jestem w stanie zorganizować ją na jutro, może nawet na dziś wieczór. - Oznajmił bez wahania, jak zwykle wierząc w swoją zdolność do wykonywania tego typu zadań. - A mając opiekuna i listę mogę szykować się do sekretariatu. Wie profesor, wcześniej lepiej ich nie denerwować.
Finta Mészáros
Re: Sala wykładowa A
Sprawa, a raczej sprawy jednak nieco się zagmatwały i nawarstwiły, więc z początku nawet profesor Sharv miał trudność ze skupieniem się na wszystkich na raz. Skorzystał z okazji, że przez chwilę studenci wymieniali poglądy między sobą i przymknął ślepia wizualizacją oddzielając od siebie nawzajem nawał informacji i rozkładając je do odpowiednich szufladek. Rozchylił powieki dopiero kiedy układ przygotowanych odpowiedzi go satysfakcjonował i skinął na moment łbem Panience Rossreeve, przepraszając, że jeszcze moment pozwleka z odpowiedzią dla niej. Sprawa studenta była nie tyle ważniejsza, co niemożliwa do wypełnienia dla psiego profesora, więc wolał uciąć temat zanim jeden z jego najbardziej ulubionych podopiecznych zbytnio się zgrzeje.
- Wierzę w Pańskie możliwości, Panie Mészáros i sam wyczuwam, że przynajmniej na wydziale Magii Eksperymentalnej znajdzie się wielu chętnych członków na zapełnienie listy minimalnej. Jednak... – i tu już wyczuwał, że entuzjazm Węgra zmaleje co najmniej o jedną trzecią wartości. - W tym roku akademickim przeprowadzam osobiście sporo wykładów gościnnie na innych uniwersytetach i mimo iż nie planuje, by kolidowało to z zajęciami prowadzonymi na Veneficium, to mogę być w częstych podróżach, co uniemożliwia mi pilnowania więcej niż... Zakładam dwóch studentów. Na ten moment mam jeszcze nieco czasu więc roboczo może wpisać mnie Pan w rubryczce opiekuna, jeśli chce Pan załatwić sprawę klubu najszybciej jak się da - jednak skłaniałbym się do tego, by spróbował Pan u innego pedagoga, który będzie mógł poświecić temu rewolucyjnemu pomysłowi czasu, na który ten zasługuje. Być może profesor Zhang...? Chociaż nie, jego również czeka ciężki rok... Ale Profesor Valskraa podczas spotkania organizacyjnego grona pedagogicznego wspomniał, że w tym roku zamierza przejąć jakiś studencki klub pod swoją pieczę. Co prawda podlega on bardziej wydziałowi Nauk Biomagicznych, jednak jestem pewien, że z chęcią wysłucha Pańskiej propozycji. Jest stosunkowo młodym profesorem, ale z racji tego, że Pan jest doświadczonym studentem, to będziecie mogli oboje wzajemnie sobie pomóc. Jeszcze nie ma go w Islandii, ale powinien pojawić się na dniach, więc póki co opiekunem zastępczym mogę być na papierze ja, a kiedy omówi Pan pomysł z profesorem Valskrą, to dokonamy zmian w dokumentacji.
Zakończył zadowolony z obmyślonego naprędce planu i dopiero wtedy zwrócił łeb w stronę Tallulah.
- Co do Pani panów: jestem skłonny ich wysłuchać. Czas pozwala mi zajęcie się osobnym projektem. Co do objęcia go przez skrzydła klubu będziecie musieli jednak załatwić to między sobą. Ciekawi mnie tylko sprawa dotycząca Klubu Pojedynków, może ją Pani rozwinąć?
- Wierzę w Pańskie możliwości, Panie Mészáros i sam wyczuwam, że przynajmniej na wydziale Magii Eksperymentalnej znajdzie się wielu chętnych członków na zapełnienie listy minimalnej. Jednak... – i tu już wyczuwał, że entuzjazm Węgra zmaleje co najmniej o jedną trzecią wartości. - W tym roku akademickim przeprowadzam osobiście sporo wykładów gościnnie na innych uniwersytetach i mimo iż nie planuje, by kolidowało to z zajęciami prowadzonymi na Veneficium, to mogę być w częstych podróżach, co uniemożliwia mi pilnowania więcej niż... Zakładam dwóch studentów. Na ten moment mam jeszcze nieco czasu więc roboczo może wpisać mnie Pan w rubryczce opiekuna, jeśli chce Pan załatwić sprawę klubu najszybciej jak się da - jednak skłaniałbym się do tego, by spróbował Pan u innego pedagoga, który będzie mógł poświecić temu rewolucyjnemu pomysłowi czasu, na który ten zasługuje. Być może profesor Zhang...? Chociaż nie, jego również czeka ciężki rok... Ale Profesor Valskraa podczas spotkania organizacyjnego grona pedagogicznego wspomniał, że w tym roku zamierza przejąć jakiś studencki klub pod swoją pieczę. Co prawda podlega on bardziej wydziałowi Nauk Biomagicznych, jednak jestem pewien, że z chęcią wysłucha Pańskiej propozycji. Jest stosunkowo młodym profesorem, ale z racji tego, że Pan jest doświadczonym studentem, to będziecie mogli oboje wzajemnie sobie pomóc. Jeszcze nie ma go w Islandii, ale powinien pojawić się na dniach, więc póki co opiekunem zastępczym mogę być na papierze ja, a kiedy omówi Pan pomysł z profesorem Valskrą, to dokonamy zmian w dokumentacji.
Zakończył zadowolony z obmyślonego naprędce planu i dopiero wtedy zwrócił łeb w stronę Tallulah.
- Co do Pani panów: jestem skłonny ich wysłuchać. Czas pozwala mi zajęcie się osobnym projektem. Co do objęcia go przez skrzydła klubu będziecie musieli jednak załatwić to między sobą. Ciekawi mnie tylko sprawa dotycząca Klubu Pojedynków, może ją Pani rozwinąć?
Sharv
Re: Sala wykładowa A
Przez krótką chwilę aktywność Tall ograniczała się tylko i wyłącznie do potakiwania głową. Skinęła nią Fincie, gdy rozwijał dla niej założenia swojego klubu. Skinęła nią wtedy, gdy mówił o dziekanacie. Wreszcie skinęła też profesorowi, gdy przyszło jej czekać na swoją kolej. Nie miała nic przeciwko, Finta miał pełne prawo do pierwszeństwa. Dziewczyna odruchowo uniosła lewą rękę, odwracając ją nadgarstkiem ku górze, by spojrzeć na tarczę swojego zegarka. Dobrze, miała jeszcze czas. Skrzywiła się lekko, zdając sobie sprawę jak paskudny nawyk wywołało w niej posiadanie Zmieniacza Czasu. Pewnie wiele osób musiało uważać, że to bardzo niegrzeczne. Opuściła szybko rękę, wyłapując przy tym ostatnie słowa Sharva, te skierowane do Finty. Idealnie w czas.
- Byłoby cudownie, panie profesorze - odparła od razu, uśmiechając się pogodnie, gdy tylko powiedział, że mógłby się tym zająć, a przynajmniej jej wysłuchać. - Myślę, że udział klubu Finty w moich badaniach będzie zależał od tego, co, hmm... Od stanowiska uczelni w ich sprawie. Bo to, co chciałabym robić, wybiega trochę poza ramy prawa. Przynajmniej tego działającego w Wielkiej Brytanii.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że faktycznie, nie było to takie hop siup. Trochę przerażała ją opcja całej tej potencjalnej papierologii, ale skoro ze Zmieniaczem dała radę, to teraz też da. To jednak mogło chwilę poczekać.
- Mówiąc o Klubie Pojedynków... Słyszałam, że profesor, który zajmował się nim w zeszłym roku, nie będzie już opiekunem. A skoro tak, to nie ma nikogo, kto mógłby się tym zająć. O ile dobrze wiem, to poprzedni, powiedzmy, przewodniczący klubu też skończył już studia, a skoro tak, to zostajemy trochę na lodzie. Chciałabym coś z tym zrobić, bo nie chcę, by klub przepadł. Uznałam więc, że najlepiej będzie zacząć od tego, żeby znaleźć nowego opiekuna. Miałam nadzieję, że może pan się zgodzi, a jeśli nie, to może chociaż wskaże mi kogoś z kadry profesorskiej, kto miałby dość czasu - wyjaśniła spokojnie, choć w jej oczach pojawił się swoisty błysk, który świadczył o jej determinacji w tym temacie.
- Byłoby cudownie, panie profesorze - odparła od razu, uśmiechając się pogodnie, gdy tylko powiedział, że mógłby się tym zająć, a przynajmniej jej wysłuchać. - Myślę, że udział klubu Finty w moich badaniach będzie zależał od tego, co, hmm... Od stanowiska uczelni w ich sprawie. Bo to, co chciałabym robić, wybiega trochę poza ramy prawa. Przynajmniej tego działającego w Wielkiej Brytanii.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że faktycznie, nie było to takie hop siup. Trochę przerażała ją opcja całej tej potencjalnej papierologii, ale skoro ze Zmieniaczem dała radę, to teraz też da. To jednak mogło chwilę poczekać.
- Mówiąc o Klubie Pojedynków... Słyszałam, że profesor, który zajmował się nim w zeszłym roku, nie będzie już opiekunem. A skoro tak, to nie ma nikogo, kto mógłby się tym zająć. O ile dobrze wiem, to poprzedni, powiedzmy, przewodniczący klubu też skończył już studia, a skoro tak, to zostajemy trochę na lodzie. Chciałabym coś z tym zrobić, bo nie chcę, by klub przepadł. Uznałam więc, że najlepiej będzie zacząć od tego, żeby znaleźć nowego opiekuna. Miałam nadzieję, że może pan się zgodzi, a jeśli nie, to może chociaż wskaże mi kogoś z kadry profesorskiej, kto miałby dość czasu - wyjaśniła spokojnie, choć w jej oczach pojawił się swoisty błysk, który świadczył o jej determinacji w tym temacie.
Tallulah Rossreeve
Sponsored content
Strona 1 z 2 • 1, 2
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Wydział Obrony Przed Czarną Magią i Transmutacji :: ♦ Budynek H
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach