Loteria jajeczna
Strona 2 z 2 • Share
Strona 2 z 2 • 1, 2
Loteria jajeczna
First topic message reminder :
LOTERIA JAJECZNA!
W tym roku królik postanowił być łaskaw dla swoich drogich czarodziejów. W tym temacie możecie przy pomocy kości "Wielkanoc" losować sobie jajko, które ma wartość kilku punktów, które możecie realizować w Sklepiku Jajecznym poniżej!
Ale, ale, żeby nie było za łatwo! Możecie brać udział w losowaniu tyle razy ile tylko chcecie, ale za każdym razem musicie napisać jakąś krótką wielkanocną historyjkę, której głównym bohaterem jest postać (lub postaci) z naszego forum. Im więcej bohaterów będzie w opowieści, tym większą ilością kości można rzucić! 1 postać = 1 kość.
DODATKOWO królik zamierza poukrywać jajeczka w opisach losowych lokacji (na terenie kampusu). Ale z jednej lokacji można "zabrać" tylko jedno jajko! Nie bądźmy nazbyt pazerni! I, mam nadzieję, oczywistym jest, że jeśli już ktoś wcześniej zabrał stamtąd jajko, to nie można go potem podebrać drugi raz, wiec bądźcie czujni! Nie jest wymagane pisanie postów na fabule, po prostu w postach w tym temacie napiszcie jakie jajko i skąd zabraliście, i w taki sposób zbierajcie punkty i wydawajcie je na określone przedmioty - również w tym temacie.
Kiedy już podejmiecie decyzje na co i ile punktów przeznaczacie wypełnijcie ten druczek:
Loteria trwa do 23 Kwietnia 2017 (czasu pozafabularnego)
PUNKTACJA:
SKLEPIK JAJECZNY:
30 pkt. = Kikituk (drewniany stworek wielkości kciuka, którego większość ciała to łeb o kształcie główki zapałki z wielką paszczą pełną ostrych zębów – przez większość czasu jest nieruchomy, ale jeśli czarodziej wyda mu polecenie Kikituk ożywa i może obronić go lub przynieść mu coś/kogoś czego żąda (może taszczyć nawet rzeczy ważące 100 kg), a co znajduje się w obrębie kilometra) – jednego Kikituka można wykorzystać tylko 3 razy!)
25 pkt. = Zajęczy woreczek (niewielki worek wielkości dłoni, w którym znajdować się będzie rzecz, której czarodziej akurat w tej chwili desperacko potrzebuje (nie może być ona większa od samego czarodzieja!) Woreczek można wykorzystać tylko 3 razy!))
15 pkt. = Możliwość niepłacenia za jedne zakupy (w jednym sklepie), niezależnie od wysokości rachunku.
10 pkt. = Automatyczne powodzenie w rzucie kością (znaczy, że bez rzucania kością zaklęcie lub eliksir powiódł się – w przypadku chęci użycia tej możliwości należy powiadomić o tym Mistrza Gry, najlepiej na samym dole posta)
5 pkt. = Czekoladowy zajączek (można go zjeść, wysłać nim błyskawicznie słodką wiadomość (w postaci kartki lub niewielkiego przedmiotu), którą odbiorca odczyta dopiero kiedy zajączka rozbije lub zje)
5 pkt. = Pisanka-niespodzianka (rozbita śmierdzi jak zgniłe jajo albo pachnie jak rzeżucha – nigdy nie wiadomo)
1 pkt. = 1 Galeon
NIECHAJ ROZPOCZNĄ SIĘ JAJECZNE IGRZYSKA!
W tym roku królik postanowił być łaskaw dla swoich drogich czarodziejów. W tym temacie możecie przy pomocy kości "Wielkanoc" losować sobie jajko, które ma wartość kilku punktów, które możecie realizować w Sklepiku Jajecznym poniżej!
Ale, ale, żeby nie było za łatwo! Możecie brać udział w losowaniu tyle razy ile tylko chcecie, ale za każdym razem musicie napisać jakąś krótką wielkanocną historyjkę, której głównym bohaterem jest postać (lub postaci) z naszego forum. Im więcej bohaterów będzie w opowieści, tym większą ilością kości można rzucić! 1 postać = 1 kość.
DODATKOWO królik zamierza poukrywać jajeczka w opisach losowych lokacji (na terenie kampusu). Ale z jednej lokacji można "zabrać" tylko jedno jajko! Nie bądźmy nazbyt pazerni! I, mam nadzieję, oczywistym jest, że jeśli już ktoś wcześniej zabrał stamtąd jajko, to nie można go potem podebrać drugi raz, wiec bądźcie czujni! Nie jest wymagane pisanie postów na fabule, po prostu w postach w tym temacie napiszcie jakie jajko i skąd zabraliście, i w taki sposób zbierajcie punkty i wydawajcie je na określone przedmioty - również w tym temacie.
Kiedy już podejmiecie decyzje na co i ile punktów przeznaczacie wypełnijcie ten druczek:
- Kod:
[quote="IMIĘ TWOJEJ POSTACI"]
[b]Przeznaczam:[/b] TU WPISAĆ ILE PUNKTÓW PRZEZNACZASZ:
[b]Na:[/b] TU WPISAĆ NA JAKĄ RZECZ ZE SKLEPIKU PRZEZNACZASZ PUNKTY[/quote]
Loteria trwa do 23 Kwietnia 2017 (czasu pozafabularnego)
PUNKTACJA:
SKLEPIK JAJECZNY:
30 pkt. = Kikituk (drewniany stworek wielkości kciuka, którego większość ciała to łeb o kształcie główki zapałki z wielką paszczą pełną ostrych zębów – przez większość czasu jest nieruchomy, ale jeśli czarodziej wyda mu polecenie Kikituk ożywa i może obronić go lub przynieść mu coś/kogoś czego żąda (może taszczyć nawet rzeczy ważące 100 kg), a co znajduje się w obrębie kilometra) – jednego Kikituka można wykorzystać tylko 3 razy!)
25 pkt. = Zajęczy woreczek (niewielki worek wielkości dłoni, w którym znajdować się będzie rzecz, której czarodziej akurat w tej chwili desperacko potrzebuje (nie może być ona większa od samego czarodzieja!) Woreczek można wykorzystać tylko 3 razy!))
15 pkt. = Możliwość niepłacenia za jedne zakupy (w jednym sklepie), niezależnie od wysokości rachunku.
10 pkt. = Automatyczne powodzenie w rzucie kością (znaczy, że bez rzucania kością zaklęcie lub eliksir powiódł się – w przypadku chęci użycia tej możliwości należy powiadomić o tym Mistrza Gry, najlepiej na samym dole posta)
5 pkt. = Czekoladowy zajączek (można go zjeść, wysłać nim błyskawicznie słodką wiadomość (w postaci kartki lub niewielkiego przedmiotu), którą odbiorca odczyta dopiero kiedy zajączka rozbije lub zje)
5 pkt. = Pisanka-niespodzianka (rozbita śmierdzi jak zgniłe jajo albo pachnie jak rzeżucha – nigdy nie wiadomo)
1 pkt. = 1 Galeon
NIECHAJ ROZPOCZNĄ SIĘ JAJECZNE IGRZYSKA!
Ostatnio zmieniony przez Veneficium dnia Pon Kwi 24, 2017 2:03 pm, w całości zmieniany 8 razy
Veneficium
Re: Loteria jajeczna
Lucy Happymeal napisał:
Przeznaczam: 100 punktów:
Na: automatyczne powodzenie w rzucie kością x10
Lucy Happymeal napisał:
Przeznaczam: 150 punktów
Na: automatyczne powodzenie w rzucie kością x15
Lucy Happymeal napisał:
Przeznaczam: 4 punkty
Na: 4 galeony
Ostatnio zmieniony przez Lucy Happymeal dnia Pon Kwi 24, 2017 10:42 am, w całości zmieniany 2 razy
Lucy Happymeal
Re: Loteria jajeczna
CREEPY PASTA
NIEBIESKI ZAJĄC
Moje życie w Veneficium - ani nawet przed nim - nigdy nie miało sensu. Od pięciu lat zadaje sobie ból, bo zwyczajnie nie jestem w stanie znieść tego, że dwa razy pod rząd na pierwszym spotkaniu Klubu Pojedynków przegrałem z kobietą. Na szczęście nie z tą samą, ale udręka jest nadal mocna. Myślałem, już żeby to skończyć, żeby jakiś profesor albo opiekun to przerwał - Coro albo Heike. Albo uroczy Baldwin wbiegający jak zwykle w ostatniej chwili z porcja ciastek, albo zaciekawiony Wilczyński, chcący zobaczyć bijących się studentów. Albo przynajmniej James... Chciałem nawet zakończyć to sam, ale w obliczu Wendigo zwyczajnie nie miałem odwagi. Tak jak nie mogłem spojrzeć po tym w oczy Fincie i Clotilde - moim dwóm najlepszym ziomkom. Na dodatek Cavendish uwiecznił wszystko na kliszy swojego aparatu: Ogromnego Wendigo, leżącego mnie i triumfującą Tallulah. Nawet Mistrz Gry nie pofatygował się żeby jakkolwiek mi pomóc, tylko złamał kostkę mojemu przypadkowemu wybawcy...
Sam nie wiem czego się bałem. Może chodziło piekło, które było gorsze niż prace społeczne z Nokatą? A nawet gorsze niż siedzenie na dywaniku u Pani Nott? A może chodziło o Jerka? Byłoby mu smutno gdybym nigdy nie zmierzył się z nim w pojedynku na suchary w kawiarni należącej do niego i jego siostry - Mii.
Dlatego codziennie ubieram maskę i idę na zajęcia. Próbuje zachowywać się normalnie, jak każdy chłopak, nawet na lekcjach łatwo wpadającego w złość profesora Gray'a. Ale w środku jestem martwy.
Dzisiaj na stołówce wszyscy zamiast gadać o pisankach i szukaniu słodyczy, rozmawiali ożywieni o jakimś Niebieskim Zającu. Z tego co podsłuchałem to jakaś gra, w której wykonuje się różne zadania i na końcu trzeba popełnić samobójstwo. Większość studentów była przerażona, ale ja nie. Czułem wręcz, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, narastającą wewnątrz mnie ekscytację. Pomyślałem, że to może wreszcie jakiś znak? Może właśnie ta gra pozwoli mi zebrać wystarczająco dużo odwagi, by z tym skończyć...?
"Jak poprać tę grę?" Zapytałem chyba po raz pierwszy tak odważnie dziewczyny o bujnej rudej grzywie, którą wszyscy siedzący przy stoliku znajomi nazywali Cat. Ona też wyglądała na zszokowaną tym, że ją zaczepiam - zawsze taki milczący i wyalienowany. Nie odburknęła nic w pierwszej chwili, ani nie zwyzywała mnie do pedałów, jak to zwykli robić ludzie z mojej poprzedniej szkoły. Podała mi wydrapaną mapę i powiedziała, że pod miejscem, gdzie namalowany jest X znajdę o północy zaginioną gadającą dłoń jednego ze studentów, która zacznie dawać mi zadania.
Teraz kiedy tak o tym myślę, to być może powiedziała mi to, bo chciała się mnie pozbyć. Ona i jej wierna, rycerska przyjaciółka - Agnes.
Wieczorem - kiedy Ryś już spał, a Finta nocował u Lucy - wymknąłem się o zmroku w ciszy mijając przybudówkę na wydziale NBiŚ, skąd dobiegało głośne chrapanie Vuko. Przeszedłem przez dziurę zrobioną w ogrodzeniu i udałem się do lasu, oświetlając sobie mapę Lumosem. Było przeraźliwie zimno, wilgotno i ciemno. Odnalazłem jednak wskazane miejsce i odczekałem do północy. Była pełnia więc z labiryntu Wargów dobiegało mnie mrożące krew w żyłach wycie zmienionej w wilkołaka Alexandry. W końcu jednak na spory głaz wskoczyła dłoń. Poznałem w niej sławną z T.R.U.T.N.I.A. brakującą kończynę Nathana White'a. Przeraziłem się ale nie uciekłem, dłoń stała tylko na rozczapierzonych palcach i mimo braku oczu czułem, że uważnie mnie obserwuje. Zadałem pytanie:
"Czego chcesz? Co mam zrobić?"
Dłoń odpowiedziała dudniącym głosem:
"Wykonasz moich pięćdziesiąt zadań?"
"Tak." Wyrwałem się bez zająknięcia, a dłoń wygłosiła moje pierwsze zadanie:
"Obejrzyj." Rzekła i w tej chwili na najbardziej płaskiej powierzchni głazu wyświetlił się film, jakby z mugolskiego rzutnika. Z tym, że żadnego rzutnika nie było. Oglądałem go. Przestawiał on Sharva - nagiego. Był bez krawata i mankietów i właśnie brał psi prysznic. W kadr wszedł ktoś jeszcze... To była Frøydis. Kleknęła i zaczęła wcierać w niego szampon. Na zaliczenie. Byłem wstrząśnięty. I wtedy film się urwał.
Ta gra była niesamowita. Odtąd każdego dnia słyszałem w głowie dudniący głos dłoni i pozwalałem jej sterować moimi poczynaniami i udało mi się już wykonać dwadzieścia zadań. Musiałem wstawać codziennie o czwartej rano i straszyć wszystkich bezdomnych, których spotykałem. Raz pomyliłem jednego z doktorantem i zebrałem niezły opierdol. Nie miałem też żadnego problemu z wlaniem Warstwie do herbaty kilku kropel podejrzanej, pędzonej w piwnicach nalewki Fergusa.
Problemy zaczęły się dopiero przy czterdziestym zadaniu, kiedy musiałem narysować sobie na torsie zająca. To prawda, robiłem chujowe rzeczy już wcześniej, ale zrobić coś tak wielkiego... To było trudne, ale nie niewykonalne. Po dwóch godzinach mordęgi, płaczu i krzyku wreszcie wykończyłem cały flamaster i miałem sporego, zgrabnego zająca na całym torsie. "To mój talizman" Powiedziałem do siebie. "Będzie mnie strzegł i chronił aż do końca".
Im bliżej byłem pięćdziesiątego zadania, bym bardziej przestawałem być sobą. Zacząłem się nawet oglądać za kobietami... Na przykład za taką Katie albo Naamah. Krzyczałem na zajęciach Blackwooda, zwyzywałem Nicolasa, i pobiłem wreszcie tych gówniarzy, którzy odeszli: Samanthe, Remiego i Annabelle. Całymi dniami przesiadywałem nad niebezpiecznym jeziorem i wpatrywałem się w zamrożone tornado. Było piękne. Nie mogłem też spać - nawet po kilku głębszych wychylonych z Wolfgangiem, bo trzydziestym zadaniem, było całkowite odstawienie snu. Wyspać miałem się później. Czułem się jak w neptyk, jakbym był w innym świecie. Kolejne horrory, które nałogowo musiałem oglądać - filmy przedstawiające kolejnych studentów szorujących profesora Sharva - też nie pomagały. Najgorzej było, gdy czarne futro z perwersją szorował Zane łaknący dostępu do Działu Zamkniętego. Przez te nagrania wydawało mi się, że zaczynam wariować - wszędzie widziałem szampony i czarna sierść cała w mydlinach. I mokrego Sharva, który łaził po moim akademiku i mówił mi, ze mój czas się zbliża. Płakałem, rzucałem czarami, krzyczałem, ale on nie znikał.
Dziś rocznica. Pięćdziesiąte zadanie. Wielkanoc.
Mam już gotowe wszystkie akcesoria. Na tę okazję ukradłem od innych wyjątkowe rzeczy: złote zęby Francisco, koniczynę Miyako, poczucie humoru Avy i kartę postaci Sama. Zadanie się zaczęło.
Biegałem po pokoju, gryzłem się złotymi zębami i biczowałem koniczyną. Ten ból był nie do zniesienia. Stopy raniłem na odłamkach poczucia humoru i co chwilę rozbijałem się o twarde ściany tekstu z KP. Zadanie kazało mi cierpieć jak najmocniej.
"To moje ostatnie chwile. Ostatnia Wielkanoc." mówiłem dysząc z bólu. Leżałem na podłodze i już zaczynałem tracić przytomność. Kręciło mi się w głowie, zapadałem się coraz głębiej i głębiej. W końcu coś się zmieniło, znalazłem się w kolorowym pokoju. W powietrzu było aż duszno od zapachu słodyczy - myślałem, że skonam! I wtedy drzwi otworzył ON.
Zboczony ksiądz Rene Dubois, przebrany za niebieskiego zająca.
Postaci: 41
Punktów: 123
Ostatnio zmieniony przez Colette Tomiczny dnia Pon Kwi 24, 2017 12:36 am, w całości zmieniany 1 raz
Colette Tomiczny
Re: Loteria jajeczna
The member 'Colette Tomiczny' has done the following action : Rzut kostką
'Wielkanoc' :
'Wielkanoc' :
Mistrz Gry
Re: Loteria jajeczna
Colette Tomiczny napisał:
Przeznaczam: 100
Na: 10x Automatyczne powodzenie w rzucie kością
Colette Tomiczny napisał:
Przeznaczam: 28
Na: 28 Galeonów
Colette Tomiczny
Re: Loteria jajeczna
Co. Co tutaj się odjaniepawlało? Serio... Gdzie nie spojrzeć – same jaja! I to nie byle jakie, bo kolorowe! Większe, mniejsze, zawalały całą powierzchnię dookoła. A dokładniej? No właśnie... Gdzie ona była? Zdezorientowana Lucy rozejrzała się dookoła, zastanawiając się, czy skądś zna to miejsce i... Światełko zaczęło migotać, przewody się łączyć – i zwarcie! No, nieważne. Otwarta przestrzeń, niewiele zieleni, nieświeże powietrze i walajace się gdzieniegdzie przeszkody w postaci blach, drewien, biurek, stołów, filiżanek... Czego tylko człowiek zapragnie. Była na złomowisku? Kto ją tam wiedział. Na dodatek ta cisza...
Trzask. Gwałtowny, niepasujący do niczego dźwięk, zwrócił uwagę dziewczyny, która odwróciła się na pięcie, by zobaczyć wywalającego się z gracją i powabem – niczym kucyk wdzięku – Fintę. I nie, nie był on przebrany za konia, jak mogłoby wskazywać poprzednie porównanie, a za... królika. Białego z zegarkiem – skąd ona to znała? I dlaczego jej to nie dziwiło?
Nie miała czasu się nad tym zastanawiać, gdyż zaraz zaczęła się prawdziwa mordownia – walka na śmierć i życie pomiędzy coraz to dziwniej ubranymi osobami. Collete, przebrany za piękne, kształtne jajko, wyrywał włosy z Frøydis – nie myślcie sobie jednak, że była ona jedynie ofiarą! Gryfonka na własne oczy widziała, jak to niepozorne dziewczę moment wcześniej zasadzało pokaźnego kopa Kotletowi – smakującego najwyraźniej niedostatecznie dobrze. Co dalej? Nicolas – pozostawiając za sobą szlak żółtych piór (ich przynajmniej się nie zje, jak okruszków) – biegł za wcześniej wymienioną dwójką i to jakby go coś... faktycznie goniło. Szalona Tallulah ni z gruszki, ni z pietruszki – idealne dodatki do naszego dania – ścigała młodzieńca, krzycząc coś o dodatkowych punkach za jajecznicę – strach pomyśleć, o co mogło jej chodzić i z kogo ową jajecznicę zamierzała zrobić... Lecz, moi drodzy, to wariatkowo nie wpływało na każdego! Mia – amory jej tylko w głowie – podrywała właśnie Ichaboda, starającego się wszystko uwiecznić, za pomocą – nieskradzionego dla odmiany (tym razem zapierdzielić próbowano wyłącznie jego serce) – aparatu. Nawet Wilczyński, przebrany za kurczaka, popierniczał z nadzwyczajną dla siebie werwą, wrzeszcząc, że jak wygra, to dostanie niezłą podwyżkę.
Lucy nie dowierzała własnym oczom... I jakby jakaś dziwna siła skłoniła ją, aby również poczuła potrzebę mknięcia za stadem – owiec pędzonych na rzeź (albo na strzyżenie, jedna wełna) – i poleciała po swoją zdobycz. Wszak gdzie nie wypatrzyłaby tych białych włosów, skrzących się w promieniach słońca, niczym najcudowniejsza obietnica szczęścia. Nie przemyślawszy swojej decyzji, nie wyróżniając się wśród dziwaków dookoła, zaczęła własne polowanie, rzucając się na Heike. Niestety Mistrz Gry pokrzyżował jej plany, dając na rzutach godną pożałowania liczbę – co to miało być, biurokracja, korupcja i wszystko inne! Sfałszowane! Proszę mi to z bliska pokazać... byle nie z tak bliska, jak Nokatę na jego avatarze, teraz drącego się z całych sił na każdego, kto śmiał robić większy bajzel niż było potrzeba – czyli na każdego. No, prawie każdego, bo Septima, nie panując nad tym wszystkim, siedziała na jakimś starym tapczanie, zapięta pasem bezpieczeństwa. It was to much bullshit for her.
Ale, ale – nie ma tak. Wracamy do gry. Wzywamy Sharva na pomoc w naszej misji – lecz gdy ten próbuje odebrać nam naszą lubą i schrupać ją na śniadanie – niczym jajka z bekonem – odsyłamy go, skąd przyszedł. I co teraz? Lucy nie wiedziała. Jej piękność oddalała się coraz bardziej, ludzie wokół wariowali... No, naprawdę. Jerk rozdawał darmowe sucharki, mające pomóc w wytropieniu wielkanocnych jajek, profesor La'Vaqlorie obijał mordę każdemu śmiałkowi, próbującemu odmówić mu oddania swych łupów (jego ostatnią ofiarą okazał się być Wolfgang, słaniający się na nogach w oparach podejrzanego dymu). Na Valskre.. czy jak mu tam... Warstwę – idealnie – Rysia czy Fergusa nie było co liczyć. Właśnie opijali się oni jakimiś... Chwila.
Co to. CZY TO?! Tak! Oto objawiła się Cat – ponownie próbująca powalić Fintę, jak na pojedynkach. Przebrana za Świętego Mikołaja, wrzeszczała na naszego Zająca, że „Gwiazdka i tak jest ważniejsza”. Coro gdzieś w tle stał niepocieszony z przerwanego flirciku z uczennicą, Cullen sparklił na słońcu, a Vuko miał wyjebane – jedyne słuszne podejście. Lucy za dużo się rozglądała i straciła z oczu de Witt. A co jeśli ta wylądowała w ramionach Zhanga? Lub co gorsza... Fasoli?! O nie, nie, Lucy przeczyść oczy kwasem– albo mikserem – bo już tego nie odwidzisz w swojej wyobraźni. Brr. Spójrz gdzie indziej, spójrz gdzie indziej. Szukaj jasnej czupryny... O, tam, błysło!
Lu pognała przed siebie – pełna nadziei na lepsze jutro – niemniej tam zastała Meredith! Mrok w czystej postaci... To, to jeszcze żyło?! I przyzywało z martwych Petera, Remiego, Samanthę, Olivera i Annabellę – tylko po co? Lepiej nie pytać – i nie trzeba było, bo za moment Llion – rude to bez duszy – zapobiegła wszystkiemu, nokautując Mer, będącej najwyraźniej dodatkowym eventem (Prichett została nagrodzona bonusowymi PD).
No nic, czas zadbać o siebie. Toż jakieś Kyoheie, Charlesy i Angusy nie pojawiają się nagle, jak ich na fabule nigdy nie było. Nathana i Rene to nawet nikt nie chce przywracać do życia... Za to za Petkovą i Stellą – mimo iż nadal są takie... białe – wszyscy tęsknią. Nieważne, nie czas na łzy, czas złapać Naamah – ta to dopiero pojawia się i znika – bo za nią może dostanie się specjalną umiejętność tropienia... niby jajek, ale na włosy w kolorze białka też może podziałać. To postanowione!
Mijając grzejącą się jak na patelni Miyako, Eunice z koszyczkiem pełnym zdobyczy oraz Francisco – a taki podejrzany typ jak zwykle – trafiła... Trafiła... choć nie tam gdzie chciała. Do Holmes – ta to rozwiąże przecież każdą zagadkę! Po zadaniu pytania o miłość swego życia, czekała i czekała, i czekała... Katie tymczasem, bawiąc się plastikową czaszką oskarżała Avę o zabicie Agnes oraz Morel o napad na bank, w który wrobiła ponoć Daisabellę – o której słuch potem zaginął. Skomplikowane sprawy, skomplikowane – niczym łamigłówka, łamiąca głowę skuteczniej niż dziadek do orzechów te niepozorne skorupki.
Błysk! Porzucając niepotrzebnego już detektywa, ruszyła z buta – bo buty miała, na bogato – popychając Zane'a, wywracając Sama oraz uderzając Penelopę – no, zdarza się najlepszym. Na jej drodze stanęła jeszcze Aura, udająca, nie wiadomo dlaczego, Wróżkę Zębuszkę, lecz Lucy zignorowała ją z pełną premedytacją. I skoczyła. I leciała. I spadała. A tuż przed nią, pod nią, na wyciągnięcie ręki... pogardliwa pani. Jej marzenia miały się w końcu spełnić...
Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr...
Budzik rozdzwonił się, wyrywając brutalnie studentkę z jej snu. Dziewczyna rozkopała pościel, zleciała na podłogę – z hukiem godnym dinozaura rozbijającego się po autostradzie – i nadal zaspana, przetarła oczy. Zerknęła na łóżka nadal śpiących Alex i Clotilde. Spojrzała na brudny talerz obok którego zleciała...
Okej... nigdy więcej jajek przed snem. Nigdy więcej.
Postaci: 54
Punktów:154
Trzask. Gwałtowny, niepasujący do niczego dźwięk, zwrócił uwagę dziewczyny, która odwróciła się na pięcie, by zobaczyć wywalającego się z gracją i powabem – niczym kucyk wdzięku – Fintę. I nie, nie był on przebrany za konia, jak mogłoby wskazywać poprzednie porównanie, a za... królika. Białego z zegarkiem – skąd ona to znała? I dlaczego jej to nie dziwiło?
Nie miała czasu się nad tym zastanawiać, gdyż zaraz zaczęła się prawdziwa mordownia – walka na śmierć i życie pomiędzy coraz to dziwniej ubranymi osobami. Collete, przebrany za piękne, kształtne jajko, wyrywał włosy z Frøydis – nie myślcie sobie jednak, że była ona jedynie ofiarą! Gryfonka na własne oczy widziała, jak to niepozorne dziewczę moment wcześniej zasadzało pokaźnego kopa Kotletowi – smakującego najwyraźniej niedostatecznie dobrze. Co dalej? Nicolas – pozostawiając za sobą szlak żółtych piór (ich przynajmniej się nie zje, jak okruszków) – biegł za wcześniej wymienioną dwójką i to jakby go coś... faktycznie goniło. Szalona Tallulah ni z gruszki, ni z pietruszki – idealne dodatki do naszego dania – ścigała młodzieńca, krzycząc coś o dodatkowych punkach za jajecznicę – strach pomyśleć, o co mogło jej chodzić i z kogo ową jajecznicę zamierzała zrobić... Lecz, moi drodzy, to wariatkowo nie wpływało na każdego! Mia – amory jej tylko w głowie – podrywała właśnie Ichaboda, starającego się wszystko uwiecznić, za pomocą – nieskradzionego dla odmiany (tym razem zapierdzielić próbowano wyłącznie jego serce) – aparatu. Nawet Wilczyński, przebrany za kurczaka, popierniczał z nadzwyczajną dla siebie werwą, wrzeszcząc, że jak wygra, to dostanie niezłą podwyżkę.
Lucy nie dowierzała własnym oczom... I jakby jakaś dziwna siła skłoniła ją, aby również poczuła potrzebę mknięcia za stadem – owiec pędzonych na rzeź (albo na strzyżenie, jedna wełna) – i poleciała po swoją zdobycz. Wszak gdzie nie wypatrzyłaby tych białych włosów, skrzących się w promieniach słońca, niczym najcudowniejsza obietnica szczęścia. Nie przemyślawszy swojej decyzji, nie wyróżniając się wśród dziwaków dookoła, zaczęła własne polowanie, rzucając się na Heike. Niestety Mistrz Gry pokrzyżował jej plany, dając na rzutach godną pożałowania liczbę – co to miało być, biurokracja, korupcja i wszystko inne! Sfałszowane! Proszę mi to z bliska pokazać... byle nie z tak bliska, jak Nokatę na jego avatarze, teraz drącego się z całych sił na każdego, kto śmiał robić większy bajzel niż było potrzeba – czyli na każdego. No, prawie każdego, bo Septima, nie panując nad tym wszystkim, siedziała na jakimś starym tapczanie, zapięta pasem bezpieczeństwa. It was to much bullshit for her.
Ale, ale – nie ma tak. Wracamy do gry. Wzywamy Sharva na pomoc w naszej misji – lecz gdy ten próbuje odebrać nam naszą lubą i schrupać ją na śniadanie – niczym jajka z bekonem – odsyłamy go, skąd przyszedł. I co teraz? Lucy nie wiedziała. Jej piękność oddalała się coraz bardziej, ludzie wokół wariowali... No, naprawdę. Jerk rozdawał darmowe sucharki, mające pomóc w wytropieniu wielkanocnych jajek, profesor La'Vaqlorie obijał mordę każdemu śmiałkowi, próbującemu odmówić mu oddania swych łupów (jego ostatnią ofiarą okazał się być Wolfgang, słaniający się na nogach w oparach podejrzanego dymu). Na Valskre.. czy jak mu tam... Warstwę – idealnie – Rysia czy Fergusa nie było co liczyć. Właśnie opijali się oni jakimiś... Chwila.
Co to. CZY TO?! Tak! Oto objawiła się Cat – ponownie próbująca powalić Fintę, jak na pojedynkach. Przebrana za Świętego Mikołaja, wrzeszczała na naszego Zająca, że „Gwiazdka i tak jest ważniejsza”. Coro gdzieś w tle stał niepocieszony z przerwanego flirciku z uczennicą, Cullen sparklił na słońcu, a Vuko miał wyjebane – jedyne słuszne podejście. Lucy za dużo się rozglądała i straciła z oczu de Witt. A co jeśli ta wylądowała w ramionach Zhanga? Lub co gorsza... Fasoli?! O nie, nie, Lucy przeczyść oczy kwasem– albo mikserem – bo już tego nie odwidzisz w swojej wyobraźni. Brr. Spójrz gdzie indziej, spójrz gdzie indziej. Szukaj jasnej czupryny... O, tam, błysło!
Lu pognała przed siebie – pełna nadziei na lepsze jutro – niemniej tam zastała Meredith! Mrok w czystej postaci... To, to jeszcze żyło?! I przyzywało z martwych Petera, Remiego, Samanthę, Olivera i Annabellę – tylko po co? Lepiej nie pytać – i nie trzeba było, bo za moment Llion – rude to bez duszy – zapobiegła wszystkiemu, nokautując Mer, będącej najwyraźniej dodatkowym eventem (Prichett została nagrodzona bonusowymi PD).
No nic, czas zadbać o siebie. Toż jakieś Kyoheie, Charlesy i Angusy nie pojawiają się nagle, jak ich na fabule nigdy nie było. Nathana i Rene to nawet nikt nie chce przywracać do życia... Za to za Petkovą i Stellą – mimo iż nadal są takie... białe – wszyscy tęsknią. Nieważne, nie czas na łzy, czas złapać Naamah – ta to dopiero pojawia się i znika – bo za nią może dostanie się specjalną umiejętność tropienia... niby jajek, ale na włosy w kolorze białka też może podziałać. To postanowione!
Mijając grzejącą się jak na patelni Miyako, Eunice z koszyczkiem pełnym zdobyczy oraz Francisco – a taki podejrzany typ jak zwykle – trafiła... Trafiła... choć nie tam gdzie chciała. Do Holmes – ta to rozwiąże przecież każdą zagadkę! Po zadaniu pytania o miłość swego życia, czekała i czekała, i czekała... Katie tymczasem, bawiąc się plastikową czaszką oskarżała Avę o zabicie Agnes oraz Morel o napad na bank, w który wrobiła ponoć Daisabellę – o której słuch potem zaginął. Skomplikowane sprawy, skomplikowane – niczym łamigłówka, łamiąca głowę skuteczniej niż dziadek do orzechów te niepozorne skorupki.
Błysk! Porzucając niepotrzebnego już detektywa, ruszyła z buta – bo buty miała, na bogato – popychając Zane'a, wywracając Sama oraz uderzając Penelopę – no, zdarza się najlepszym. Na jej drodze stanęła jeszcze Aura, udająca, nie wiadomo dlaczego, Wróżkę Zębuszkę, lecz Lucy zignorowała ją z pełną premedytacją. I skoczyła. I leciała. I spadała. A tuż przed nią, pod nią, na wyciągnięcie ręki... pogardliwa pani. Jej marzenia miały się w końcu spełnić...
Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr...
Budzik rozdzwonił się, wyrywając brutalnie studentkę z jej snu. Dziewczyna rozkopała pościel, zleciała na podłogę – z hukiem godnym dinozaura rozbijającego się po autostradzie – i nadal zaspana, przetarła oczy. Zerknęła na łóżka nadal śpiących Alex i Clotilde. Spojrzała na brudny talerz obok którego zleciała...
Okej... nigdy więcej jajek przed snem. Nigdy więcej.
Postaci: 54
Punktów:154
Ostatnio zmieniony przez Lucy Happymeal dnia Pon Kwi 24, 2017 10:41 am, w całości zmieniany 2 razy
Lucy Happymeal
Re: Loteria jajeczna
The member 'Lucy Happymeal' has done the following action : Rzut kostką
'Wielkanoc' :
'Wielkanoc' :
Mistrz Gry
Re: Loteria jajeczna
LOTERIA OFICJALNIE ZAMKNIĘTA!
Wszystkim dziękuje za udział.
Veneficium
Sponsored content
Strona 2 z 2 • 1, 2
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach