Nimfeum
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Wydział Nauk Biomagicznych i Środowiskowych
Strona 2 z 2 • Share
Strona 2 z 2 • 1, 2
Nimfeum
First topic message reminder :
Im dalej od centrum terenów Uniwersytetu, tym brzeg jeziora staje się nieco bardziej stromy, a także skalisty. W pewnym jego miejscu, jednym z najbardziej oddalonych, znajdujących się na prawdę blisko Elfiego Kręgu, można wypatrzeć niewielką grotę, kryjącą się pod pagórkiem. Wypływa z niej niewielki strumyk, jednak jeśli ktoś się postara - jest w stanie wejść do środka suchą stopą - stąpając po większych kamieniach. Często można tutaj spotkać Wile, które mieszkają w przy jeziorze.
Veneficium
Re: Nimfeum
Ana naprawdę nie chciała znowu psuć mu humoru. Już i tak wydawał się nienajlepszy i to właśnie ją zasmuciło. Wolała sama zdławić w sobie to uczucie zamiast wywoływać spiralę wzajemnego pogarszania sobie nastroju.
Zaraz przejdzie. Nie ma co go martwić. Przejdzie.
Przymknęła oczy, skupiając się na swoim oddechu.
Wdech i wydech. Wdech i wydech. Wdech i...
Nadal słuchała Remiego, ale resztę uwagi poświęcała dotlenianiu organizmu zamiast próbującym nią zawładnąć emocjom. Nawet kolorki zaczęły jej już po chwili wracać do normy, jednak znacznie wolniej niż gdy przestawała być albinosem.
Nie robić tak.
Zacisnęła powieki mocniej, ale gdy usłyszała komplement, to jakoś automatycznie się uśmiechnęła. Nie była próżna i często słyszała pozytywne komentarze na ten temat, ale i tak poprawiło jej to teraz humor, pomagając wrócić do siebie.
- Nie, nie są normalne i dlatego tak bardzo zwracają uwagę. Pewnie nawet bardziej, niż zmieniające kolor włosy. Zwłaszcza, że nie trzeba być metamorfomagiem, by takie mieć - stwierdziła znowu nieco pewniej dzięki słyszalnej zmianie w jego głosie.
- Tobie się podobają, ale ktoś inny może mnie za nie wyśmiać i co? Nie da się wszystkich zadowolić, więc nie powinno się tym aż tak przejmować. - Uniosła powieki i ponownie odwróciła się do Remiego.
- Jeszcze raz, nic się nie stało i nie musisz dziękować. - Jej głos znowu był tak samo łagodny i przyjazny jak zwykle. Możne nie tak radosny jak podczas opowiadania o zmianie wyglądu, ale na pewno nie było w nim słychać smutku, bo nawet jeśli się gdzieś czaił, to tak głęboko, że nawet Ana nie była w stanie go dosięgnąć.
Zaraz przejdzie. Nie ma co go martwić. Przejdzie.
Przymknęła oczy, skupiając się na swoim oddechu.
Wdech i wydech. Wdech i wydech. Wdech i...
Nadal słuchała Remiego, ale resztę uwagi poświęcała dotlenianiu organizmu zamiast próbującym nią zawładnąć emocjom. Nawet kolorki zaczęły jej już po chwili wracać do normy, jednak znacznie wolniej niż gdy przestawała być albinosem.
Nie robić tak.
Zacisnęła powieki mocniej, ale gdy usłyszała komplement, to jakoś automatycznie się uśmiechnęła. Nie była próżna i często słyszała pozytywne komentarze na ten temat, ale i tak poprawiło jej to teraz humor, pomagając wrócić do siebie.
- Nie, nie są normalne i dlatego tak bardzo zwracają uwagę. Pewnie nawet bardziej, niż zmieniające kolor włosy. Zwłaszcza, że nie trzeba być metamorfomagiem, by takie mieć - stwierdziła znowu nieco pewniej dzięki słyszalnej zmianie w jego głosie.
- Tobie się podobają, ale ktoś inny może mnie za nie wyśmiać i co? Nie da się wszystkich zadowolić, więc nie powinno się tym aż tak przejmować. - Uniosła powieki i ponownie odwróciła się do Remiego.
- Jeszcze raz, nic się nie stało i nie musisz dziękować. - Jej głos znowu był tak samo łagodny i przyjazny jak zwykle. Możne nie tak radosny jak podczas opowiadania o zmianie wyglądu, ale na pewno nie było w nim słychać smutku, bo nawet jeśli się gdzieś czaił, to tak głęboko, że nawet Ana nie była w stanie go dosięgnąć.
Annabella Greenforest
Re: Nimfeum
- To nie tak, że mi się podobają! - odwrócił się w jej stronę tak szybko i nagle, że siła odśrodkowa prawie wyrwała mu z objęć kota. Chyba nie trzeba wspominać jak niezadowolony był z tego faktu Maui?
- T-to znaczy... n-nie są brzydkie i pewnie... dla ogółu społeczeństwa mogą się wydawać fantazyjne... bo mają taką trudną do określenia barwę, że trzeba się przypatrzeć, a im dłużej człowiek patrzy, tym silniejsze wiąże z tym odczucia, potem zapada to w pamięć i nawet nie zauważa kiedy ciągle o nich myśli, nawet w czasie zwykłego spaceru, gdy szuka czegoś zupełnie innego, to nie może się skupić, bo ma w głowie tylko je i ciebie i... i... - nerwowy monolog przerwało to jedno, dziwnie długie pasmo włosów, które rozrosło się z grzywki i wylazło na twarz. Już to samo w sobie było mocno niepokojące, gdyż oznaczało, że jego ciało znowu odwalało jakieś chore maniany, ale faktyczną zgrozę wywołał w chłopaku dopiero kolor owego pasma, które choć cienkie, mieniło się wszystkimi kolorami tęczy. Chociaż... nie, chwila. To były w zasadzie tylko (aż?) trzy kolory; granatowy, jasnozielony i prześwitujący przez nie brąz...
Cofnął się pobladły. Jego włosy również się zmieniły, odwzorowując strach jaki nim zapanował, co jeszcze pogorszyło sytuację, gdy na oczach Remiego jego sięgające teraz ramion, dziwacznie tęczowe kłaki zrobiły się siwe i jeszcze urosły.
Spokojnie. Ona też to ma. Nikogo innego tu...
Jak na zawołanie zaczął się szaleńczo rozglądać, lecz chociaż nie dostrzegł żadnych niechcianych świadków, wystarczyło, że jego wzrok padł na odbicie w strumieniu by poczuł się sto razy gorzej. Upuściwszy kota, który leniwie odskoczył na bok, wyraźnie przywykły do takich scen, Francuz zasłonił twarz i oparł o ścianę groty, starając się uspokoić. Jakby i tak nie miewał z tym wystarczających problemów na osobności, świadom towarzystwa już zupełnie nie potrafił wrócić do normalności na której tak bardzo mu widać zależało. Kolor jego skóry, włosów oraz ich długość, a nawet paznokcie, uszy i reszta detali; to wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie, gdy oryginalnie ruda sierota stała naprzeciwko Anny i walczyła z wewnętrznymi demonami o których dziewczyna nie miała nawet pojęcia.
- T-to znaczy... n-nie są brzydkie i pewnie... dla ogółu społeczeństwa mogą się wydawać fantazyjne... bo mają taką trudną do określenia barwę, że trzeba się przypatrzeć, a im dłużej człowiek patrzy, tym silniejsze wiąże z tym odczucia, potem zapada to w pamięć i nawet nie zauważa kiedy ciągle o nich myśli, nawet w czasie zwykłego spaceru, gdy szuka czegoś zupełnie innego, to nie może się skupić, bo ma w głowie tylko je i ciebie i... i... - nerwowy monolog przerwało to jedno, dziwnie długie pasmo włosów, które rozrosło się z grzywki i wylazło na twarz. Już to samo w sobie było mocno niepokojące, gdyż oznaczało, że jego ciało znowu odwalało jakieś chore maniany, ale faktyczną zgrozę wywołał w chłopaku dopiero kolor owego pasma, które choć cienkie, mieniło się wszystkimi kolorami tęczy. Chociaż... nie, chwila. To były w zasadzie tylko (aż?) trzy kolory; granatowy, jasnozielony i prześwitujący przez nie brąz...
Cofnął się pobladły. Jego włosy również się zmieniły, odwzorowując strach jaki nim zapanował, co jeszcze pogorszyło sytuację, gdy na oczach Remiego jego sięgające teraz ramion, dziwacznie tęczowe kłaki zrobiły się siwe i jeszcze urosły.
Spokojnie. Ona też to ma. Nikogo innego tu...
Jak na zawołanie zaczął się szaleńczo rozglądać, lecz chociaż nie dostrzegł żadnych niechcianych świadków, wystarczyło, że jego wzrok padł na odbicie w strumieniu by poczuł się sto razy gorzej. Upuściwszy kota, który leniwie odskoczył na bok, wyraźnie przywykły do takich scen, Francuz zasłonił twarz i oparł o ścianę groty, starając się uspokoić. Jakby i tak nie miewał z tym wystarczających problemów na osobności, świadom towarzystwa już zupełnie nie potrafił wrócić do normalności na której tak bardzo mu widać zależało. Kolor jego skóry, włosów oraz ich długość, a nawet paznokcie, uszy i reszta detali; to wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie, gdy oryginalnie ruda sierota stała naprzeciwko Anny i walczyła z wewnętrznymi demonami o których dziewczyna nie miała nawet pojęcia.
Remi Thibault
Re: Nimfeum
Uniosła jedną brew powątpiewająco. Nie widziała powodu, dla którego miałoby mu tak strasznie zależeć na ukryciu faktu, że jej oczy mogą mu się podobać. Jasne, poprzednio trochę głupio z tym wypalił, ale co się stało, to się nie odstanie i udało mu się już jakoś z tego wybrnąć... trochę... Ona po prostu nie widziała w tym nic złego,
Słuchając jak miesza się w zeznaniach i znowu zaczyna jąkać, po prostu nie mogła powstrzymać dźwięcznego śmiechu. Nie, nie wyśmiewała go ani nic. Po prostu ją rozbawił, więc nie zamierzała tego w sobie trzymać. Raz, że nie umiała. Dwa, że byłoby to po niej widać i byłoby gorzej. Trzy, że mogłaby się od tego zacząć robić czerwona czy coś w tym guście.
Śmiech trwał bardzo krótko i skończył się jeszcze przed chwilą, gdy chłopak zaczął na dobre panikować z powodu reakcji swoich włosów. Ana patrzyła na niego przez chwilę z zatroskaniem. Widać było, jak strasznie nie lubi takich akcji i jak bardzo nad nimi nie panuje. Czarownica nigdy nie uczyła się legilimencji lecz emocje innych istot wyczuwała jakoś instynktownie i bardzo łatwo część z nich przejmowała. Tak duża ilość empatii sprawiała, że po prostu nie potrafiła zignorować widoku kogoś w potrzebie.
Westchnęła cicho i zaczęła do niego powoli podchodzić, kiedy on szamotał się tak w wewnętrznej walce. Kroki stawiała jak zwykle delikatnie i cicho, jednak dźwięk bosych stóp odrywających się od kamienia był w tym miejscu dosyć słyszalny.
- Hej. Uspokój się - powiedziała łagodnie, zatrzymując się tuż przed nim i kładąc mu ręce po bokach ramion.
- Nie myśl o tym, co jest teraz, tylko skup się na oddechu. Odgrodzenie się od sprawy pomaga. - Głos miała bardzo kojący. W zasadzie, samo wsłuchiwanie się w niego mogło pomóc.
- Zupełnie nic się nie dzieje. Nie ma się czym martwić. Po prostu oddychaj i się od tego odetnij - kontynuowała tym samym tonem. Dziewczyna mogłaby być całkiem niezłym terapeutą.
- Wyobraź sobie coś zupełnie oderwanego od tej chwili. Jakiś spokojny obraz. Dom nad jeziorem. Szumiący las. Dźwięk fal. Cokolwiek, co pomoże ci się wyciszyć. - W zasadzie to mogła już zakończyć swój monolog, ale w tym momencie chodziło jej już raczej o zastosowanie samego swojego głosu. Wsłuchiwanie się w niego wielu pomagało. Pewnie dlatego tak łatwo było jej usypiać maluchy w rodzinie. Jeśli dodało się do tego wszystkiego jakąś spokojną kołysankę, to szybki sen był murowany.
Słuchając jak miesza się w zeznaniach i znowu zaczyna jąkać, po prostu nie mogła powstrzymać dźwięcznego śmiechu. Nie, nie wyśmiewała go ani nic. Po prostu ją rozbawił, więc nie zamierzała tego w sobie trzymać. Raz, że nie umiała. Dwa, że byłoby to po niej widać i byłoby gorzej. Trzy, że mogłaby się od tego zacząć robić czerwona czy coś w tym guście.
Śmiech trwał bardzo krótko i skończył się jeszcze przed chwilą, gdy chłopak zaczął na dobre panikować z powodu reakcji swoich włosów. Ana patrzyła na niego przez chwilę z zatroskaniem. Widać było, jak strasznie nie lubi takich akcji i jak bardzo nad nimi nie panuje. Czarownica nigdy nie uczyła się legilimencji lecz emocje innych istot wyczuwała jakoś instynktownie i bardzo łatwo część z nich przejmowała. Tak duża ilość empatii sprawiała, że po prostu nie potrafiła zignorować widoku kogoś w potrzebie.
Westchnęła cicho i zaczęła do niego powoli podchodzić, kiedy on szamotał się tak w wewnętrznej walce. Kroki stawiała jak zwykle delikatnie i cicho, jednak dźwięk bosych stóp odrywających się od kamienia był w tym miejscu dosyć słyszalny.
- Hej. Uspokój się - powiedziała łagodnie, zatrzymując się tuż przed nim i kładąc mu ręce po bokach ramion.
- Nie myśl o tym, co jest teraz, tylko skup się na oddechu. Odgrodzenie się od sprawy pomaga. - Głos miała bardzo kojący. W zasadzie, samo wsłuchiwanie się w niego mogło pomóc.
- Zupełnie nic się nie dzieje. Nie ma się czym martwić. Po prostu oddychaj i się od tego odetnij - kontynuowała tym samym tonem. Dziewczyna mogłaby być całkiem niezłym terapeutą.
- Wyobraź sobie coś zupełnie oderwanego od tej chwili. Jakiś spokojny obraz. Dom nad jeziorem. Szumiący las. Dźwięk fal. Cokolwiek, co pomoże ci się wyciszyć. - W zasadzie to mogła już zakończyć swój monolog, ale w tym momencie chodziło jej już raczej o zastosowanie samego swojego głosu. Wsłuchiwanie się w niego wielu pomagało. Pewnie dlatego tak łatwo było jej usypiać maluchy w rodzinie. Jeśli dodało się do tego wszystkiego jakąś spokojną kołysankę, to szybki sen był murowany.
Annabella Greenforest
Re: Nimfeum
Znowu to robisz. I to jeszcze przy świadkach. Ile razy mam ci powtarzać, że masz być normalny?!
Jego własne, już i tak oskarżycielskie myśli nie wiadomo kiedy zaczęły zmieniać się w głos z dalekich wspomnień, niski i pełen agresji, co wcale nie pomagało Remiemu utrzymać się w rzeczywistości. Pochłonięty strasznymi obrazami sprzed lat, nawet nie zauważył kiedy zaczął się trząść, na siłę próbując znormalnieć, tak jak żądał od niego jego własny, wiecznie niezadowolony ojciec.
No już! Na co czekasz?! Skoro potrafisz zrobić się biały, to równie łatwo możesz znowu wyglądać jak trzeba! Jak Boga kocham, jeśli doliczę do pięciu i nie będziesz taki jak Rene...!
Taki jak Rene. Taki jak Rene...
Raz.
Szybko, Boże, jak to się robi? Dlaczego nic się nie dzieje? Przecież się na tym skupiam! Tak bardzo... mocno...
Dwa.
No już! To był taki kol... gdyby tylko oni nie patrzyli... ugh, nieważne! Nie mam na to czasu! Nie zdążę...
Trzy...
Nie umiem! Przepraszam! Nie karz mi... p-proszę...
Hej. Uspokój się.
- ...huh? - wciąż zasłonięte przez dłonie oczy otworzyły się, momentalnie wyrywając chłopaka z koszmarnych wizji, których piętno wciąż siedziało głęboko w nim. Kojący głos dziewczyny i jej bliskość, nawet jeśli jej nie widział, pozwoliły mu skupić się na instrukcjach jakie mu wydawała, a do jakich powoli, choć niepewnie, zaczął się stosować.
Skupił się na swoim oddechu, szybkim i urywanym, dopiero teraz zauważając jak okropnie wali mu serce. Jak się zastanowić to nic dziwnego, że nie może wziąć się w garść - w końcu wiedział jak adrenalina potrafi namieszać, a tej z całą pewnością miał teraz pod dostatkiem w żyłach. A przecież nic mu tu nie zagrażało! Jasne, zrobił z siebie kretyna, ale to i tak mocno wyolbrzymiona reakcja na coś co już od dawna nie równa się uszczerbkowi na zdrowiu. Kiedyś może i było inaczej, ale już od co najmniej ośmiu lat...
Nie ważne. Miał się od tego odciąć... Jak raz, pomimo gonitwy chaotycznych myśli, faktycznie słuchał każdego słowa jakie się do niego wypowiadało. Być może dlatego wreszcie udało mu się odzyskać rezon, co w efekcie ustabilizowało także jego wygląd, choć nie był jeszcze w stanie samemu się o tym przekonać.
No, dobrze. Czyli szumiący las? W tym lesie dom, a wokół niego fale... Boże, to nie miało żadnego sensu, ale, o dziwo, chyba działało. No, więc dom i fale, a w tym domu on, z kotem na kolanach, wyglądający najzupełniej normalnie. Jest sam i niczego nie musi się...
Nie chcę być sam.
Samotność to taka potworna rzecz... Chyba od zawsze się jej bał. Odrzucenia i samotności, prawie na równi z niezadowoleniem najbliższych i wiążących się z tym konsekwencji.
Tylko nie sam...
Ale skoro nie sam to z kim? Próba ulokowania w tej sielskiej scenerii ojca czy matki od razu przywracała złe wspomnienia. Nawet myśl, że byłby obok brat, którego tak kochał i za którym tęsknił wcale go nie uspokajała, a raczej spinała, na nowo budząc nerwy.
Może Nathan? Taa, jasne... Jego tam brakuje...
Uśmiechnął się i w tej chwili zdał sobie sprawę, że już nie czuje się źle, nawet pomimo nieukończenia 'ćwiczenia' z wyobraźnią, jakie zadała mu dziewczyna. Odsłonił powoli twarz i spojrzał jej prosto w te wielobarwne oczy, jak raz nie potrzebując potwierdzenia we własnym odbiciu, że kryzys został zażegnany. Wystarczyło mu to co dostrzegł w jej spojrzeniu.
Uśmiechnął się lekko i sięgnął dłonią jej głowy, pozwalając sobie pogłaskać ją niczym kota czy inne, magiczne stworzenie, które zrobiło coś naprawdę wspaniałego i zasługiwało na pochwałę.
- Dziękuję. Już mi lepiej.
Kryzys zażegnany.
Jego własne, już i tak oskarżycielskie myśli nie wiadomo kiedy zaczęły zmieniać się w głos z dalekich wspomnień, niski i pełen agresji, co wcale nie pomagało Remiemu utrzymać się w rzeczywistości. Pochłonięty strasznymi obrazami sprzed lat, nawet nie zauważył kiedy zaczął się trząść, na siłę próbując znormalnieć, tak jak żądał od niego jego własny, wiecznie niezadowolony ojciec.
No już! Na co czekasz?! Skoro potrafisz zrobić się biały, to równie łatwo możesz znowu wyglądać jak trzeba! Jak Boga kocham, jeśli doliczę do pięciu i nie będziesz taki jak Rene...!
Taki jak Rene. Taki jak Rene...
Raz.
Szybko, Boże, jak to się robi? Dlaczego nic się nie dzieje? Przecież się na tym skupiam! Tak bardzo... mocno...
Dwa.
No już! To był taki kol... gdyby tylko oni nie patrzyli... ugh, nieważne! Nie mam na to czasu! Nie zdążę...
Trzy...
Nie umiem! Przepraszam! Nie karz mi... p-proszę...
Hej. Uspokój się.
- ...huh? - wciąż zasłonięte przez dłonie oczy otworzyły się, momentalnie wyrywając chłopaka z koszmarnych wizji, których piętno wciąż siedziało głęboko w nim. Kojący głos dziewczyny i jej bliskość, nawet jeśli jej nie widział, pozwoliły mu skupić się na instrukcjach jakie mu wydawała, a do jakich powoli, choć niepewnie, zaczął się stosować.
Skupił się na swoim oddechu, szybkim i urywanym, dopiero teraz zauważając jak okropnie wali mu serce. Jak się zastanowić to nic dziwnego, że nie może wziąć się w garść - w końcu wiedział jak adrenalina potrafi namieszać, a tej z całą pewnością miał teraz pod dostatkiem w żyłach. A przecież nic mu tu nie zagrażało! Jasne, zrobił z siebie kretyna, ale to i tak mocno wyolbrzymiona reakcja na coś co już od dawna nie równa się uszczerbkowi na zdrowiu. Kiedyś może i było inaczej, ale już od co najmniej ośmiu lat...
Nie ważne. Miał się od tego odciąć... Jak raz, pomimo gonitwy chaotycznych myśli, faktycznie słuchał każdego słowa jakie się do niego wypowiadało. Być może dlatego wreszcie udało mu się odzyskać rezon, co w efekcie ustabilizowało także jego wygląd, choć nie był jeszcze w stanie samemu się o tym przekonać.
No, dobrze. Czyli szumiący las? W tym lesie dom, a wokół niego fale... Boże, to nie miało żadnego sensu, ale, o dziwo, chyba działało. No, więc dom i fale, a w tym domu on, z kotem na kolanach, wyglądający najzupełniej normalnie. Jest sam i niczego nie musi się...
Nie chcę być sam.
Samotność to taka potworna rzecz... Chyba od zawsze się jej bał. Odrzucenia i samotności, prawie na równi z niezadowoleniem najbliższych i wiążących się z tym konsekwencji.
Tylko nie sam...
Ale skoro nie sam to z kim? Próba ulokowania w tej sielskiej scenerii ojca czy matki od razu przywracała złe wspomnienia. Nawet myśl, że byłby obok brat, którego tak kochał i za którym tęsknił wcale go nie uspokajała, a raczej spinała, na nowo budząc nerwy.
Może Nathan? Taa, jasne... Jego tam brakuje...
Uśmiechnął się i w tej chwili zdał sobie sprawę, że już nie czuje się źle, nawet pomimo nieukończenia 'ćwiczenia' z wyobraźnią, jakie zadała mu dziewczyna. Odsłonił powoli twarz i spojrzał jej prosto w te wielobarwne oczy, jak raz nie potrzebując potwierdzenia we własnym odbiciu, że kryzys został zażegnany. Wystarczyło mu to co dostrzegł w jej spojrzeniu.
Uśmiechnął się lekko i sięgnął dłonią jej głowy, pozwalając sobie pogłaskać ją niczym kota czy inne, magiczne stworzenie, które zrobiło coś naprawdę wspaniałego i zasługiwało na pochwałę.
- Dziękuję. Już mi lepiej.
Kryzys zażegnany.
Remi Thibault
Re: Nimfeum
Czekała cierpliwie, aż mu się poprawi. Nigdzie się jej nie spieszyło, więc spokojnie mogła tutaj stać tak długo, jak Remi będzie tego potrzebował. Na szczęście, poszło całkiem sprawnie, bo chłopak już po chwili zaczął wracać do normalności. To zabawne, że choć on sam zamierzał uczyć ją panowania nad przemianami, to w końcu ona musiała pomagać jemu. Ciekawe, ile razy będzie go musiała jeszcze tak uspokajać zanim ta metoda wracania do siebie wejdzie mu w nawyk.
Kiedy wreszcie podniósł głowę i na nią spojrzał, ona jedynie uśmiechnęła się do niego ciepło. Zobaczenie, że udało się komuś pomóc, było najlepszą zapłatą za wszelkie starania. Ana naprawdę nigdy nie spotkała żadnej lepszej. Nawet werbalne podziękowania nie były tak wspaniałe jak zaobserwowanie poprawy samemu.
Kiedy pogładził ją po głowie, jedynie jeszcze szerzej się uśmiechnęła, co do pozytywnych emocji od niej bijących dorzuciło jeszcze radość. Może ten gest wyglądał, jakby traktował ją jak jakiegoś dzieciaka, ale zupełnie się tym nie przejęła. Jak widać, nie miała najmniejszych problemów z kontaktem fizycznym nawet z ledwie znanymi osobami, o ile w tym dotyku nie było nic złego. Gdyby ktoś robił jej krzywdę, to nie omieszkałaby o tym wspomnieć, jednak teraz nic takiego jej się przecież nie działo. Ba, to był naprawdę miły gest.
Do głowy nie przychodził jej żaden dobry komentarz na tę sytuację. Nie miała w zwyczaju zbyt wiele mówić, więc to właśnie jej mimika i wygląd często komunikowały się ze światem za nią.
Kiedy wreszcie podniósł głowę i na nią spojrzał, ona jedynie uśmiechnęła się do niego ciepło. Zobaczenie, że udało się komuś pomóc, było najlepszą zapłatą za wszelkie starania. Ana naprawdę nigdy nie spotkała żadnej lepszej. Nawet werbalne podziękowania nie były tak wspaniałe jak zaobserwowanie poprawy samemu.
Kiedy pogładził ją po głowie, jedynie jeszcze szerzej się uśmiechnęła, co do pozytywnych emocji od niej bijących dorzuciło jeszcze radość. Może ten gest wyglądał, jakby traktował ją jak jakiegoś dzieciaka, ale zupełnie się tym nie przejęła. Jak widać, nie miała najmniejszych problemów z kontaktem fizycznym nawet z ledwie znanymi osobami, o ile w tym dotyku nie było nic złego. Gdyby ktoś robił jej krzywdę, to nie omieszkałaby o tym wspomnieć, jednak teraz nic takiego jej się przecież nie działo. Ba, to był naprawdę miły gest.
Do głowy nie przychodził jej żaden dobry komentarz na tę sytuację. Nie miała w zwyczaju zbyt wiele mówić, więc to właśnie jej mimika i wygląd często komunikowały się ze światem za nią.
Annabella Greenforest
Re: Nimfeum
Jak to się stało, że dopiero co pojawił się na tej uczelni, a już dwie osoby musiały poznać jego przypadłość i, co gorsza, znosić jego schizy z nią związane? Do tego pierwsza z nich została jego przyjacielem przede wszystkim z tego powodu, więc druga chyba też powinna...
- Jak ci na imię? - zapytał wreszcie, nie przestając gładzić jej włosów. To było takie miłe i przychodziło mu naturalnie, że tylko jakiś sygnał z jej strony, który poinformowałby, że ma dosyć lub się jej to nie podoba, mógłby go od tego odwieść. Ponieważ jednak nic takiego nie zaobserwował, stał tak głaszcząc ją czule, dopiero teraz wpadając na genialny pomysł spróbowania poznania jej na bardziej oficjalnej stopie, tak jak wypadało to zrobić już za pierwszym spotkaniem.
- Miauuu... - jęknął przeciągle Maui, wchodząc pomiędzy wciąż dziwnie blisko stojącą siebie parę, nagle postanawiając przypomnieć im o swoim istnieniu. Remi spojrzał na niego i uśmiechnął się przepraszająco, zanim schylił by podnieść zwierzaka.
- Już, zaraz idziemy... - tu przeniósł wzrok na dziewczynę.
- Karmiłaś go? Długo już nie jadł? Nie sprawiał ci problemów? Bywa markotny, jeśli nie dostanie tego co lubi o stałej porze.
Maui uniósł niebieskie ślepia na Anę, jakby obserwując jej reakcję. Było w tym spojrzeniu coś wywyższającego się, jakby zwierzak chciał pokazać czarownicy kto tu jest priorytetem dla rudzielca, chociaż przecież była tylko obcą osobą i nie stanowiła żadnego zagrożenia pod tym względem. Chyba...
- Jak ci na imię? - zapytał wreszcie, nie przestając gładzić jej włosów. To było takie miłe i przychodziło mu naturalnie, że tylko jakiś sygnał z jej strony, który poinformowałby, że ma dosyć lub się jej to nie podoba, mógłby go od tego odwieść. Ponieważ jednak nic takiego nie zaobserwował, stał tak głaszcząc ją czule, dopiero teraz wpadając na genialny pomysł spróbowania poznania jej na bardziej oficjalnej stopie, tak jak wypadało to zrobić już za pierwszym spotkaniem.
- Miauuu... - jęknął przeciągle Maui, wchodząc pomiędzy wciąż dziwnie blisko stojącą siebie parę, nagle postanawiając przypomnieć im o swoim istnieniu. Remi spojrzał na niego i uśmiechnął się przepraszająco, zanim schylił by podnieść zwierzaka.
- Już, zaraz idziemy... - tu przeniósł wzrok na dziewczynę.
- Karmiłaś go? Długo już nie jadł? Nie sprawiał ci problemów? Bywa markotny, jeśli nie dostanie tego co lubi o stałej porze.
Maui uniósł niebieskie ślepia na Anę, jakby obserwując jej reakcję. Było w tym spojrzeniu coś wywyższającego się, jakby zwierzak chciał pokazać czarownicy kto tu jest priorytetem dla rudzielca, chociaż przecież była tylko obcą osobą i nie stanowiła żadnego zagrożenia pod tym względem. Chyba...
Remi Thibault
Re: Nimfeum
Tak, wypadałoby się w końcu sobie przedstawić, skoro wreszcie znalazła się na to stosowna chwila. Niby można byłoby znaleźć taką i wcześniej, ale lepiej późno niż wcale.
- Annabella, ale może być Ana albo Ann... - urwała, zerkając na kota, który bez ostrzeżenia postanowił się między nich wepchnąć. Dziewczyna mimowolnie się odsunęła, nagle zdając sobie sprawę, że może stoi jednak za blisko Remiego.
Jego również chciała zapytać o imię, ale temat zwierzaka jakoś stał się teraz priorytetem dla rudzielca, więc Islandka podświadomie to przejęła.
- Karmiłam przed wyjściem, więc jakieś 2-3 godziny temu. Marudził, bo nie wiedziała, co lubi jeść... - wyjaśniła rzeczowo, szybko przestawiając się na odpowiedni temat, ale gdzieś w głowie nadal trzymając myśl o tym, by zapytać Francuza o imię.
Przyjrzała się kotu i tej jego wywyższającej się mordce. Widać było, że ten kociak jej nie lubi albo przynajmniej za nią nie przepada i woli, by zeszła mu już z oczy, jednak Ana nie zamierzała się dostosowywać do widzimisię jakiegoś kocura. Okej, mogła trzymać się od niego z dala tak często, jak to było możliwe, ale na pewno nie pozwoli mu się zdominować... nie tak od razu. Jej asertywność momentami kulała.
- Właśnie! - Oderwała wzrok od Maui i przeniosła go znowu na Remiego.
- A ty jak masz na imię? - Musiała o to zapytać zanim wydarzenia pomkną dalej, bo Francuzowi zapewne wyleciało to już z głowy przez tę nagłą zmianę tematu.
Wredne kocisko.
- Annabella, ale może być Ana albo Ann... - urwała, zerkając na kota, który bez ostrzeżenia postanowił się między nich wepchnąć. Dziewczyna mimowolnie się odsunęła, nagle zdając sobie sprawę, że może stoi jednak za blisko Remiego.
Jego również chciała zapytać o imię, ale temat zwierzaka jakoś stał się teraz priorytetem dla rudzielca, więc Islandka podświadomie to przejęła.
- Karmiłam przed wyjściem, więc jakieś 2-3 godziny temu. Marudził, bo nie wiedziała, co lubi jeść... - wyjaśniła rzeczowo, szybko przestawiając się na odpowiedni temat, ale gdzieś w głowie nadal trzymając myśl o tym, by zapytać Francuza o imię.
Przyjrzała się kotu i tej jego wywyższającej się mordce. Widać było, że ten kociak jej nie lubi albo przynajmniej za nią nie przepada i woli, by zeszła mu już z oczy, jednak Ana nie zamierzała się dostosowywać do widzimisię jakiegoś kocura. Okej, mogła trzymać się od niego z dala tak często, jak to było możliwe, ale na pewno nie pozwoli mu się zdominować... nie tak od razu. Jej asertywność momentami kulała.
- Właśnie! - Oderwała wzrok od Maui i przeniosła go znowu na Remiego.
- A ty jak masz na imię? - Musiała o to zapytać zanim wydarzenia pomkną dalej, bo Francuzowi zapewne wyleciało to już z głowy przez tę nagłą zmianę tematu.
Wredne kocisko.
Annabella Greenforest
Re: Nimfeum
Annabella, huh? Ładnie...
Maui jęczał, psując całą romantyczną atmosferę. Chociaż tyle, że żadne z zainteresowanych nie wydawało się tym faktem zasmucone, gdyż z miejsca podjęli temat kota, który zadowolony rozłożył się w objęciach swego pana, ciskając w stronę Any wywyższające spojrzenia.
- Och, to super. Czyli mam jeszcze trochę czasu. Dzięki, że go wzięłaś. Naprawdę nie wiem co bym zrobił, gdyby tam sam został... Kurde, powtarzam się, co nie? - Francuz skrzywił się lekko, przypominając sobie, że już chyba jej raz za to dziękował i nawet uznała, że nie musiał. Doprawdy, on to nie umiał gadać z kobietami. Jeszcze jak się skupiał na jakimś temacie, najlepiej związanym ze zwierzętami, to jakoś samo to szło, ale gdy zacinał się na czymś i docierało do niego z kim ma do czynienia... cóż, wtedy już zaczynało być ciężej. Zwłaszcza, że ilekroć skupiał wzrok na twarzy przed nim, pierwszy co rzucało się w oczy były... no, oczy. I to naprawdę śliczne.
Maui obserwował parę z narastającym poirytowaniem. Ile oni zamierzali tu jeszcze tak stać? Ględzić, gapić się na siebie i marnować czas, zamiast zabrać go do jego posłania i miski... Już pal licho te obcą, może iść z nimi jak musi, ale niech nie zawiesza mu człowieka, bo ten egzemplarz i tak sam z siebie co chwila się zacina. Cierpliwość miała swoje granice, you know?
Ej... wiecie co ostatnio poskutkowało?
Nic nie wskazywało powtórki z rozrywki. Kocur grzecznie siedział na podtrzymujących go rękach właściciela, a wokół nic nie bzyczało i nie latało, więc tym większe zdziwienie wywołało to co stało się moment później - Maui zniżył się i wystawił pazury, których ostre końcówki wbijające się w skórę zwróciły uwagę Remiego. Nim ten jednak zdążył zareagować, zwierz odbił się od niego i rzucił na Annabell, uderzając w nią z siłą wystarczającą by powalić małe dziecko... lub chudą, drobną osóbkę taką jak ona. Żeby nie było, że znowu go zostawią, od razu odskoczył od ofiary i wrócił pod nogi Remiego, który patrzył na to wszystko z niedowierzaniem.
Powinienem był kupić psa...
Maui jęczał, psując całą romantyczną atmosferę. Chociaż tyle, że żadne z zainteresowanych nie wydawało się tym faktem zasmucone, gdyż z miejsca podjęli temat kota, który zadowolony rozłożył się w objęciach swego pana, ciskając w stronę Any wywyższające spojrzenia.
- Och, to super. Czyli mam jeszcze trochę czasu. Dzięki, że go wzięłaś. Naprawdę nie wiem co bym zrobił, gdyby tam sam został... Kurde, powtarzam się, co nie? - Francuz skrzywił się lekko, przypominając sobie, że już chyba jej raz za to dziękował i nawet uznała, że nie musiał. Doprawdy, on to nie umiał gadać z kobietami. Jeszcze jak się skupiał na jakimś temacie, najlepiej związanym ze zwierzętami, to jakoś samo to szło, ale gdy zacinał się na czymś i docierało do niego z kim ma do czynienia... cóż, wtedy już zaczynało być ciężej. Zwłaszcza, że ilekroć skupiał wzrok na twarzy przed nim, pierwszy co rzucało się w oczy były... no, oczy. I to naprawdę śliczne.
Maui obserwował parę z narastającym poirytowaniem. Ile oni zamierzali tu jeszcze tak stać? Ględzić, gapić się na siebie i marnować czas, zamiast zabrać go do jego posłania i miski... Już pal licho te obcą, może iść z nimi jak musi, ale niech nie zawiesza mu człowieka, bo ten egzemplarz i tak sam z siebie co chwila się zacina. Cierpliwość miała swoje granice, you know?
Ej... wiecie co ostatnio poskutkowało?
Nic nie wskazywało powtórki z rozrywki. Kocur grzecznie siedział na podtrzymujących go rękach właściciela, a wokół nic nie bzyczało i nie latało, więc tym większe zdziwienie wywołało to co stało się moment później - Maui zniżył się i wystawił pazury, których ostre końcówki wbijające się w skórę zwróciły uwagę Remiego. Nim ten jednak zdążył zareagować, zwierz odbił się od niego i rzucił na Annabell, uderzając w nią z siłą wystarczającą by powalić małe dziecko... lub chudą, drobną osóbkę taką jak ona. Żeby nie było, że znowu go zostawią, od razu odskoczył od ofiary i wrócił pod nogi Remiego, który patrzył na to wszystko z niedowierzaniem.
Powinienem był kupić psa...
Remi Thibault
Re: Nimfeum
Czy to była romantyczna atmosfera? Chyba żadne z nich tego nie zauważyło zbyt zajęte... no właśnie. Czym? Rozmową, która na dobrą sprawę ledwie co się toczyła? Dobrze, że w końcu dobrnęli do przedstawiania się, bo tempo mieli naprawdę ślimacze. Może nawet udałoby im się jakoś rozkręcić, gdyby do rozmowy nie wtrącił się kocur.
Ana pokiwała głową w ramach przytakiwania słowom Francuza i znowu zerknęła na zwierzaka. Uśmiechnęła się krótko, kiedy sam zauważył, że się powtarza, ale nie skomentowała. Nie była skłonna do wytykania ludziom błędów, które nic jej przecież nie robiły. Ewentualnie sama powtarzała, że nie ma za co tak dziękować, jeśli ktoś raz po raz się za to zabierał. Pomagała, bo czuła wewnętrzną potrzebę, a nie dlatego, że szukała poklasku.
Znów chciała otworzyć usta, ale tym razem Maui jej na to nie pozwolił. Zanim którekolwiek zdążyło zareagować, kłębek sierści już był w locie. Na nic się zdała odruchowa próba odskoczenia Any jeszcze zanim się odbił, skoro kot i tak miał już przewagę.
Na szczęście dziewczyna się tym razem nie przewróciła. Pisnęła, zachwiała się i cofnęła o kilka kroków, ale nie upadła. Punkt dla niej. Jak widać, wracała już do swojej normalnej sprawności fizycznej. Wbrew temu, co miał okazję odnotować rudy, Annabella była wytrzymałą i całkiem zwinną dziewczyną. Fakt, niezbyt silną, ale to już inna sprawa.
- Uhhh - zawarczała cicho pod nosem, ale nie brzmiało to w żaden sposób groźnie. Nawet nie wydawała się zła. No, nie licząc drapieżnego spojrzenie, które posłała kotu.
- Maui mnie chyba nie lubi - stwierdziła i krótko się zaśmiała. Ciężko było sklasyfikować ten śmiech, ale i w nim nie dało się doszukać żadnego fałszu. W ogóle można w niej było jakiś kiedykolwiek dostrzec? Może tylko wtedy, kiedy starała się ukryć przed ludźmi, że coś ją boli, ale wtedy raczej starała się siedzieć cicho i nie rzucać się w oczy, zamiast usiłować kłamać i coś udawać.
Ana pokiwała głową w ramach przytakiwania słowom Francuza i znowu zerknęła na zwierzaka. Uśmiechnęła się krótko, kiedy sam zauważył, że się powtarza, ale nie skomentowała. Nie była skłonna do wytykania ludziom błędów, które nic jej przecież nie robiły. Ewentualnie sama powtarzała, że nie ma za co tak dziękować, jeśli ktoś raz po raz się za to zabierał. Pomagała, bo czuła wewnętrzną potrzebę, a nie dlatego, że szukała poklasku.
Znów chciała otworzyć usta, ale tym razem Maui jej na to nie pozwolił. Zanim którekolwiek zdążyło zareagować, kłębek sierści już był w locie. Na nic się zdała odruchowa próba odskoczenia Any jeszcze zanim się odbił, skoro kot i tak miał już przewagę.
Na szczęście dziewczyna się tym razem nie przewróciła. Pisnęła, zachwiała się i cofnęła o kilka kroków, ale nie upadła. Punkt dla niej. Jak widać, wracała już do swojej normalnej sprawności fizycznej. Wbrew temu, co miał okazję odnotować rudy, Annabella była wytrzymałą i całkiem zwinną dziewczyną. Fakt, niezbyt silną, ale to już inna sprawa.
- Uhhh - zawarczała cicho pod nosem, ale nie brzmiało to w żaden sposób groźnie. Nawet nie wydawała się zła. No, nie licząc drapieżnego spojrzenie, które posłała kotu.
- Maui mnie chyba nie lubi - stwierdziła i krótko się zaśmiała. Ciężko było sklasyfikować ten śmiech, ale i w nim nie dało się doszukać żadnego fałszu. W ogóle można w niej było jakiś kiedykolwiek dostrzec? Może tylko wtedy, kiedy starała się ukryć przed ludźmi, że coś ją boli, ale wtedy raczej starała się siedzieć cicho i nie rzucać się w oczy, zamiast usiłować kłamać i coś udawać.
Annabella Greenforest
Re: Nimfeum
Mogło być gorzej, mogła znowu upaść.
Muai... ja cię kiedyś oddam do jakiegoś zwierzęcego sierocińca.
Tyle dobrego, że się nie obraziła. Ba, nawet się zaśmiała, co rudzielec przyjął z ulgą, samemu unosząc kąciki ust i ukazując zęby.
- Taa, on już taki jest... Nic ci się nie stało? - zapytał, specjalnie nie oglądając się za kotem, który tym wybrykiem już mocno przesadził.
Nawet nie licz, że wezmę cię teraz znowu na ręce. Albo, że dostaniesz smakołyk. W ogóle na nic nie licz, dopóki nie zaczniesz się zachowywać jak nale... Boże, brzmię jak mój ojciec.
Chłopak westchnął i schylił się by pogładzić koci grzbiet. Wciąż nie planował podnosić stworzenia, któremu aż tak odbijało, przynajmniej dopóki Anna była w pobliżu, ale nie był już na nie zły i chciał dać mu to odczuć.
- Ja już chyba powinienem się zbierać, zanim Mauiemu znowu wbije do łba jakiś dziwny pomysł zwrócenia na siebie uwagi... a-ale wiesz, skoro tu jesteś to pewnie studiujesz, więc... no, jakbyś... jakbyśmy się jeszcze kiedyś zobaczyli to byłoby f-fajnie. - odwrócił się czując jak robi mu się gorąco i nie oglądając się więcej, ruszył w stronę wyjścia z groty.
- Do zobaczenia! - rzucił na odchodne, z trudem powstrzymując się od chęci ucieczki. Upewniwszy się, że kot tym razem postanowił podążyć za nim, skierował się w stronę Akademika.
[zt]
Dodano 3 PD
Muai... ja cię kiedyś oddam do jakiegoś zwierzęcego sierocińca.
Tyle dobrego, że się nie obraziła. Ba, nawet się zaśmiała, co rudzielec przyjął z ulgą, samemu unosząc kąciki ust i ukazując zęby.
- Taa, on już taki jest... Nic ci się nie stało? - zapytał, specjalnie nie oglądając się za kotem, który tym wybrykiem już mocno przesadził.
Nawet nie licz, że wezmę cię teraz znowu na ręce. Albo, że dostaniesz smakołyk. W ogóle na nic nie licz, dopóki nie zaczniesz się zachowywać jak nale... Boże, brzmię jak mój ojciec.
Chłopak westchnął i schylił się by pogładzić koci grzbiet. Wciąż nie planował podnosić stworzenia, któremu aż tak odbijało, przynajmniej dopóki Anna była w pobliżu, ale nie był już na nie zły i chciał dać mu to odczuć.
- Ja już chyba powinienem się zbierać, zanim Mauiemu znowu wbije do łba jakiś dziwny pomysł zwrócenia na siebie uwagi... a-ale wiesz, skoro tu jesteś to pewnie studiujesz, więc... no, jakbyś... jakbyśmy się jeszcze kiedyś zobaczyli to byłoby f-fajnie. - odwrócił się czując jak robi mu się gorąco i nie oglądając się więcej, ruszył w stronę wyjścia z groty.
- Do zobaczenia! - rzucił na odchodne, z trudem powstrzymując się od chęci ucieczki. Upewniwszy się, że kot tym razem postanowił podążyć za nim, skierował się w stronę Akademika.
[zt]
Dodano 3 PD
Remi Thibault
Re: Nimfeum
Pokręciła głową.
- Nie, nic. - No, nie licząc plam na bluzce, jakie zrobiły łapy, nie kłamała. Z resztą, kto by się przejmowała ubiorem. Z powodu czegoś takiego nie chciałoby jej się nawet sięgać po różdżkę. Wytrzyma do prania. Z resztą, tę część garderoby i tak miała dziś wrzucić do kosza na pranie.
Ana zauważyła, że Francuz znowu przegapił moment, w którym sam powinien był się przedstawić, ale dziewczyna nie zamierzała mu o tym po raz kolejny przypominać. Przecież nie chciała się narzucać. Z tego samego powodu postanowiła zostać w grocie, zamiast pospiesznie założyć odłożone rzeczy i popędzić za nimi. Może i nie miała tu żadnych przyjaciół, ale przecież nie będzie się przyklejać jak rzep do każdej osoby, która zamieni z nią kilka zdań.
- T-tak. Do zobaczenia. - Kiwnęła mu głową i odprowadziła go wzrokiem, obdarzając jedynie kolejnym uśmiechem ze swojego repertuaru.
Stała tak w bezruchu, wsłuchując się w cichnące kroki. Kiedy nastała już zupełna cisza, stała tak jeszcze przez kilka minut, zupełnie pogrążona w marzeniach zanim wróciła do rzeczywistości i przypomniała sobie, że miała przecież zdążyć jeszcze dzisiaj na kolację. Naciągnęła pospiesznie buty, zarzuciła płaszcz na ramiona i skacząc zwinnie po kamieniach, opuściła grotę. Przez całą drogę biegła, bo choć nie miała zegarka, po położeniu słońca domyśliła się, że może jednak nie zdążyć.
Ile ona tam w końcu siedziała po jego odejściu?
[z/t]
Dodano 3 PD
- Nie, nic. - No, nie licząc plam na bluzce, jakie zrobiły łapy, nie kłamała. Z resztą, kto by się przejmowała ubiorem. Z powodu czegoś takiego nie chciałoby jej się nawet sięgać po różdżkę. Wytrzyma do prania. Z resztą, tę część garderoby i tak miała dziś wrzucić do kosza na pranie.
Ana zauważyła, że Francuz znowu przegapił moment, w którym sam powinien był się przedstawić, ale dziewczyna nie zamierzała mu o tym po raz kolejny przypominać. Przecież nie chciała się narzucać. Z tego samego powodu postanowiła zostać w grocie, zamiast pospiesznie założyć odłożone rzeczy i popędzić za nimi. Może i nie miała tu żadnych przyjaciół, ale przecież nie będzie się przyklejać jak rzep do każdej osoby, która zamieni z nią kilka zdań.
- T-tak. Do zobaczenia. - Kiwnęła mu głową i odprowadziła go wzrokiem, obdarzając jedynie kolejnym uśmiechem ze swojego repertuaru.
Stała tak w bezruchu, wsłuchując się w cichnące kroki. Kiedy nastała już zupełna cisza, stała tak jeszcze przez kilka minut, zupełnie pogrążona w marzeniach zanim wróciła do rzeczywistości i przypomniała sobie, że miała przecież zdążyć jeszcze dzisiaj na kolację. Naciągnęła pospiesznie buty, zarzuciła płaszcz na ramiona i skacząc zwinnie po kamieniach, opuściła grotę. Przez całą drogę biegła, bo choć nie miała zegarka, po położeniu słońca domyśliła się, że może jednak nie zdążyć.
Ile ona tam w końcu siedziała po jego odejściu?
[z/t]
Dodano 3 PD
Annabella Greenforest
Sponsored content
Strona 2 z 2 • 1, 2
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Wydział Nauk Biomagicznych i Środowiskowych
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach