Sala egzaminacyjna
Strona 1 z 2 • Share
Strona 1 z 2 • 1, 2
Sala egzaminacyjna
Duża sala egzaminacyjna, która jest otwarta i udostępniona do użytku przez ostatnie siedem dni czerwca i pierwsze siedem dni lipca w każdym roku.
Jej umeblowanie zależne jest w całości od rodzaju egzaminu, ale niezmiennie znajduje się tam stolik z kilkoma krzesłami dla komisji egzaminacyjnej oraz kącik kawowy z napojami i przekąskami. Reszta sali zwykle oddana jest do dyspozycji przyszłego studenta, by mógł zaprezentować swój projekt oraz umiejętności.
Jej umeblowanie zależne jest w całości od rodzaju egzaminu, ale niezmiennie znajduje się tam stolik z kilkoma krzesłami dla komisji egzaminacyjnej oraz kącik kawowy z napojami i przekąskami. Reszta sali zwykle oddana jest do dyspozycji przyszłego studenta, by mógł zaprezentować swój projekt oraz umiejętności.
Sala przygotowana tylko na retrospekcje egzaminu wstępnego postaci, jeśli Administracja zarządzi, że jest ona niezbędna do tego, by wpisać postać na listę studentów.
Temat jest zamknięty, ponieważ zakazuje się tutaj prowadzenia sesji. Sala jest otwarta tylko na czas egzaminów. Jest to jedyne miejsce na fabule, gdzie postać może pisać bez akceptacji Karty Postaci.
Veneficium
Re: Sala egzaminacyjna
Miny osób z komisji mówiły same za siebie – to nie był najlepszy dzień rekrutacji, jaki pamiętali. Z kilkunastu osób, które przewinęły się przez pokój, tylko trzy zostały przyjęte na Wydział Magii Eksperymentalnej. Dziekan Margaret Peeman odsunęła leżące przed nią dokumenty od tabliczki ze swoim imieniem i tytułem. Odchrząknęła znacząco.
- Czasami zastanawiam się, czy oni się nie starają, czy naprawdę nie umieją się przygotować. – Zwróciła się do reszty korzystając z faktu, że żaden rekrutant nie mógł teraz słyszeć rozmowy. – Ten ostatni nawet nie uzupełnił poprawnie dokumentów.
- Dziwisz się? Zobacz na te oceny i zainteresowania. Chciał iść na NBiŚ, ale ma za niski poziom. – profesor Daniel Wilczyński przełożył stertę odrzuconych CV. – Pewnie uzupełniał je pięć minut temu na kolanie.
- Moim zdaniem mógłby się jeszcze rozwinąć, gdybyście mu pozwolili.
Oczy trójki pracowników uczelni zwróciły się na jedyną osobę z zewnątrz: Allana Einarssona, który od wielu lat pomagał w rekrutacji jako niezależny obserwator. To, co pomyśleli, najbardziej odbiło się na twarzy profesora Fa-tanga Zhanga. Brwi uciekły mu tak wysoko, że zniknęły pod czarną czupryną.
- Jeśli o mnie chodzi, to nie dałbym mu eksperymentować nawet na gumochłonach.
Profesor Wilczyński parsknął śmiechem i pokiwał głową. Dziekan Peeman napiła się wody z jednej ze stojących na stole szklanek.
- Po kolejnym zrobimy przerwę. – Zarządziła. Odpowiedział jej zadowolony pomruk. – Następny! – Powiedziała donośnym głosem, a kiedy w drzwiach pojawił się student przywołała na twarz zmęczony uśmiech. – Dzień dobry. Proszę o pańskie dokumenty, potem może pan przejść do prezentacji.
- Czasami zastanawiam się, czy oni się nie starają, czy naprawdę nie umieją się przygotować. – Zwróciła się do reszty korzystając z faktu, że żaden rekrutant nie mógł teraz słyszeć rozmowy. – Ten ostatni nawet nie uzupełnił poprawnie dokumentów.
- Dziwisz się? Zobacz na te oceny i zainteresowania. Chciał iść na NBiŚ, ale ma za niski poziom. – profesor Daniel Wilczyński przełożył stertę odrzuconych CV. – Pewnie uzupełniał je pięć minut temu na kolanie.
- Moim zdaniem mógłby się jeszcze rozwinąć, gdybyście mu pozwolili.
Oczy trójki pracowników uczelni zwróciły się na jedyną osobę z zewnątrz: Allana Einarssona, który od wielu lat pomagał w rekrutacji jako niezależny obserwator. To, co pomyśleli, najbardziej odbiło się na twarzy profesora Fa-tanga Zhanga. Brwi uciekły mu tak wysoko, że zniknęły pod czarną czupryną.
- Jeśli o mnie chodzi, to nie dałbym mu eksperymentować nawet na gumochłonach.
Profesor Wilczyński parsknął śmiechem i pokiwał głową. Dziekan Peeman napiła się wody z jednej ze stojących na stole szklanek.
- Po kolejnym zrobimy przerwę. – Zarządziła. Odpowiedział jej zadowolony pomruk. – Następny! – Powiedziała donośnym głosem, a kiedy w drzwiach pojawił się student przywołała na twarz zmęczony uśmiech. – Dzień dobry. Proszę o pańskie dokumenty, potem może pan przejść do prezentacji.
Mistrz Gry
Re: Sala egzaminacyjna
Przytulił do piersi swoją drewnianą skrzynkę i czekał przed drzwiami na swoją kolej. Poprzedni czarodziej wyszedł stamtąd kilka minut temu blady jak trup, słaniając się na nogach, ale po każdym kolejnym komisja potrzebowała kilku minut przerwy – najczęściej na sprzątniecie syfu po poprzedniej prezentacji. Już dwa razy dzisiejszego dnia coś tam wybuchło i zatrzęsło całym gmachem. Wisząca na klamce skurczona główka drgnęła nagle z ożywieniem i wrzasnęła ochrypłym głosem:
- Następny!
Colette przełknął ślinę, która z trudem przeszła przez ściśnięte stresem gardło i wkroczył do przeraźliwie pustej sali, w której kącie stał stolik ze szklanymi butelkami wody dla zachrypniętych prezentujących, a nieco bliżej środka ściany przy długim stole siedziała kilkuosobowa komisja. Chłopak chrząknął, po czym wyszczerzył się najbardziej czarująco jak potrafił stając naprzeciwko swoich katów, ale nie na tyle blisko, by dyszeć im na twarze.
- Witam, nazywam się Colette Tomiczny, pochodzę z Polski, mam osiemnaście lat, studiowałem wcześniej w Akademii Magii Beauxbatons i jestem tu dzisiaj, by obiegać się o miejsce w szeregach studentów Wydziału Magii Eksperymentalnej. - zaczął, aż dziwiąc się jak płynnie poszło, po czym otworzył swój niewielki kuferek i wyjął z niego wygładzony i ładnie opakowany plik kartek, który odłożył na stole komisji. - Proszę, to dokumenty uwzględnione w statucie.
Kolejną rzeczą, którą wyjął z kufra był niewielki, mieszczący się w dłoni, drewniany kwadracik, który rzucił na ziemię, po czym przy pomocy różdżki i zaklęcia Naturtium zmienił w pozbawiony zdobień, ale całkiem wysoki stolik z okrągłym blatem.
- Hymh... No to ja już zacznę. - rzucił już nieco bardziej nerwowo, odstawiając bezdenny kuferek na blat i wyciągając zeń kilka drewnianych kulek, z których po jednej położył na stoliku przed każdym członkiem komisji. Kulki miały średnicę dwóch centymetrów, więc spokojnie mieściły się nawet w zaciśniętej dłoni dorosłego czarodzieja. - W dużym skrócie te małe kulki to banki na zaklęcia. Ich małe rozmiary nie powinny stanowić problemu do tego, by zamknąć w nich nawet kilka uroków, ale póki co mój eksperyment ogranicza się tylko do przechowania jednego. Mają one być zabezpieczeniem w postaci pewnie rzuconego zaklęcia w chwili, w której dany czarodziej jest zmęczony, ranny albo znajduje się w sytuacji stresowej, co uniemożliwia mu odpowiednie skupienie się. Robiłem to początkowo zmyślą o łowcach magicznych stworzeń oraz strażnikach magicznych ekosystemów, by w chwili starcia mieli na podorędziu zawsze pewne, silne i odpowiednio rzucone zaklęcie. Wystarczy tylko, by trzymając kulkę pomyśleli, że chcą je rzucić, po czym cisnęli nią w obiekt, który zamierzają trafić. Jeśli jest to zaklęcie potrzebujące prostego trafiania oczywiście, w przypadku zaklęć obszarowych wystarczy najbliższe otoczenie. - zaczął, mając nadzieję, że odpowiednio rozgrzał publikę. - Zapewne ciekawi Państwa jak to jest skonstruowane, już Państwu przybliżam. - położył kulkę na otwartej dłoni tak, by była dobrze widoczna. - Za główny nośnik posłużyło mi drewno dębu, na którym skupiłem się z uwagi na właściwości różdżek, które są z niego zrobione. Takie drewno pozwala osiągnąć wyższe płaszczyzny zrozumienia i przygotować odpowiednio do praktyk magicznych. To nie wszystko jednak, ukształtowane drewno przez kilka dni i nocy nasiąkało eliksirem gotowości, które miało wzbogacić go o wytrzymałość i powiększyć jego zdolności magiczne oraz chłonność względem zaklęć. Najważniejsze jest jednak nadzienie. - zachichotał. - We wnętrzu każdej kulki znajduje się miarka sproszkowanego kamienia Saargo, który jest tam rdzeniem wabiącym zaklęcie i otrzymującym je w ryzach. Jak dotąd nie miałem wystarczająco dużo czasu, by sprawdzić czy przetrzymywane zaklęcie się nie przedawnia, ani nie słabnie, ale po pierwszej próbie i odczekaniu pół roku było ono nadal tak samo silne. Ponad to na zewnętrznej warstwie drewna kulki wyżłobione są trzy najważniejsze runy, które w odpowiedniej chwili otwierają i zamykają kulkę, by móc jej odpowiednio używać. Są to nakreślone obok siebie runy naudiz i isa, czyli „potrzeba” oraz „koncentracja”. Dwa czynniki niezbędne, by otworzyć kule w odpowiednim momencie. A po drugiej stronie runa petro, czyli „coś, co jest ukryte”, symbolizująca jej przeznaczenie.
Pokazał wyraźnie umiejscowienie wszystkich symboli i sapnął. Koniec teorii, czas na praktykę.
- Dokonam teraz prezentacji, żeby zapewnień stało się zadość.- po raz kolejny uśmiechnął się nerwowo, nieco wybity z rytmu paplaniny i ułożył kulkę na stole, po czym stanął obok niego, tak by nie mierzyć różdżką w komisję. - Avis! – zaklęcie pomknęło z końca różdżki i uderzyło z kulkę. Wszystkie runy na moment zapłonęły złotym blaskiem, ale równie szybko przygasły. Chłopak wziął drewniany przedmiot w dłoń, zamachnął się i rzucił nim w naprzeciwległą ścianę. W chwili, w której kulka o nią uderzyła, wyfrunęło z niej stadko ptaków, które wzbiły się pod sufit i trzepocząc małymi skrzydełkami zataczały pod nim nierówne okręgi. Chłopak odwołał je zaklęciem Finite i z nikłym uśmiechem wrócił się po ciśnięty przedmiot.
- Jak już wspomniałem; póki co udało mi się doprowadzić do momentu w którym mieści się w nim tylko jedno zaklęcie, jeśli w już zapełnioną kulkę spróbuje się włożyć nowe, wypchnie ona poprzednie. Na szczęście taka zamiana nie skutkuje... Detonacją zaklęcia, po prostu znika ono zastąpione przez kolejne. Tak jak na przykład teraz. Aquamenti! – runy zaogniły się po raz kolejny. - Accio! – i znowu. Colette tym razem z większą pewnością złapał kulkę i rzucił ją tym razem w stronę kącika z napojami. Drewno stuknęło o jedną z butelek, ale ta, zamiast upaść na resztę, wyskoczyła w górę jak poparzona i wylądowała w dłoni młodego czarodzieja. - Heh. Państwo pozwolą. – odkręcił napój i zwilżył gardło. Nic nie pomogło.
- Na tę chwilę jestem w stanie stwierdzić, że kulka pochłonie każde z powszechnie znanych zaklęć, ale na pewno nie będzie miała problemu z naprawdę silnymi i potężnymi. Nie da się jej przekląć. Z jasnych przyczyn nie posiadałem warsztatu, by sprawdzić jak zachowa się przy zetknięciu z zaklęciami czarnomagicznymi oraz niewybaczalnymi ale jestem... Więcej niż pewien, że je również jest wstanie skolekcjonować bez uszczerbku na jej budowie. - zamilkł na dłuższą chwilę. - To na razie tyle, w razie pytań pozostaję oczywiście do dyspozycji.
Odetchnął i zastygł nieomal w bezruchu.
- Następny!
Colette przełknął ślinę, która z trudem przeszła przez ściśnięte stresem gardło i wkroczył do przeraźliwie pustej sali, w której kącie stał stolik ze szklanymi butelkami wody dla zachrypniętych prezentujących, a nieco bliżej środka ściany przy długim stole siedziała kilkuosobowa komisja. Chłopak chrząknął, po czym wyszczerzył się najbardziej czarująco jak potrafił stając naprzeciwko swoich katów, ale nie na tyle blisko, by dyszeć im na twarze.
- Witam, nazywam się Colette Tomiczny, pochodzę z Polski, mam osiemnaście lat, studiowałem wcześniej w Akademii Magii Beauxbatons i jestem tu dzisiaj, by obiegać się o miejsce w szeregach studentów Wydziału Magii Eksperymentalnej. - zaczął, aż dziwiąc się jak płynnie poszło, po czym otworzył swój niewielki kuferek i wyjął z niego wygładzony i ładnie opakowany plik kartek, który odłożył na stole komisji. - Proszę, to dokumenty uwzględnione w statucie.
Kolejną rzeczą, którą wyjął z kufra był niewielki, mieszczący się w dłoni, drewniany kwadracik, który rzucił na ziemię, po czym przy pomocy różdżki i zaklęcia Naturtium zmienił w pozbawiony zdobień, ale całkiem wysoki stolik z okrągłym blatem.
- Hymh... No to ja już zacznę. - rzucił już nieco bardziej nerwowo, odstawiając bezdenny kuferek na blat i wyciągając zeń kilka drewnianych kulek, z których po jednej położył na stoliku przed każdym członkiem komisji. Kulki miały średnicę dwóch centymetrów, więc spokojnie mieściły się nawet w zaciśniętej dłoni dorosłego czarodzieja. - W dużym skrócie te małe kulki to banki na zaklęcia. Ich małe rozmiary nie powinny stanowić problemu do tego, by zamknąć w nich nawet kilka uroków, ale póki co mój eksperyment ogranicza się tylko do przechowania jednego. Mają one być zabezpieczeniem w postaci pewnie rzuconego zaklęcia w chwili, w której dany czarodziej jest zmęczony, ranny albo znajduje się w sytuacji stresowej, co uniemożliwia mu odpowiednie skupienie się. Robiłem to początkowo zmyślą o łowcach magicznych stworzeń oraz strażnikach magicznych ekosystemów, by w chwili starcia mieli na podorędziu zawsze pewne, silne i odpowiednio rzucone zaklęcie. Wystarczy tylko, by trzymając kulkę pomyśleli, że chcą je rzucić, po czym cisnęli nią w obiekt, który zamierzają trafić. Jeśli jest to zaklęcie potrzebujące prostego trafiania oczywiście, w przypadku zaklęć obszarowych wystarczy najbliższe otoczenie. - zaczął, mając nadzieję, że odpowiednio rozgrzał publikę. - Zapewne ciekawi Państwa jak to jest skonstruowane, już Państwu przybliżam. - położył kulkę na otwartej dłoni tak, by była dobrze widoczna. - Za główny nośnik posłużyło mi drewno dębu, na którym skupiłem się z uwagi na właściwości różdżek, które są z niego zrobione. Takie drewno pozwala osiągnąć wyższe płaszczyzny zrozumienia i przygotować odpowiednio do praktyk magicznych. To nie wszystko jednak, ukształtowane drewno przez kilka dni i nocy nasiąkało eliksirem gotowości, które miało wzbogacić go o wytrzymałość i powiększyć jego zdolności magiczne oraz chłonność względem zaklęć. Najważniejsze jest jednak nadzienie. - zachichotał. - We wnętrzu każdej kulki znajduje się miarka sproszkowanego kamienia Saargo, który jest tam rdzeniem wabiącym zaklęcie i otrzymującym je w ryzach. Jak dotąd nie miałem wystarczająco dużo czasu, by sprawdzić czy przetrzymywane zaklęcie się nie przedawnia, ani nie słabnie, ale po pierwszej próbie i odczekaniu pół roku było ono nadal tak samo silne. Ponad to na zewnętrznej warstwie drewna kulki wyżłobione są trzy najważniejsze runy, które w odpowiedniej chwili otwierają i zamykają kulkę, by móc jej odpowiednio używać. Są to nakreślone obok siebie runy naudiz i isa, czyli „potrzeba” oraz „koncentracja”. Dwa czynniki niezbędne, by otworzyć kule w odpowiednim momencie. A po drugiej stronie runa petro, czyli „coś, co jest ukryte”, symbolizująca jej przeznaczenie.
Pokazał wyraźnie umiejscowienie wszystkich symboli i sapnął. Koniec teorii, czas na praktykę.
- Dokonam teraz prezentacji, żeby zapewnień stało się zadość.- po raz kolejny uśmiechnął się nerwowo, nieco wybity z rytmu paplaniny i ułożył kulkę na stole, po czym stanął obok niego, tak by nie mierzyć różdżką w komisję. - Avis! – zaklęcie pomknęło z końca różdżki i uderzyło z kulkę. Wszystkie runy na moment zapłonęły złotym blaskiem, ale równie szybko przygasły. Chłopak wziął drewniany przedmiot w dłoń, zamachnął się i rzucił nim w naprzeciwległą ścianę. W chwili, w której kulka o nią uderzyła, wyfrunęło z niej stadko ptaków, które wzbiły się pod sufit i trzepocząc małymi skrzydełkami zataczały pod nim nierówne okręgi. Chłopak odwołał je zaklęciem Finite i z nikłym uśmiechem wrócił się po ciśnięty przedmiot.
- Jak już wspomniałem; póki co udało mi się doprowadzić do momentu w którym mieści się w nim tylko jedno zaklęcie, jeśli w już zapełnioną kulkę spróbuje się włożyć nowe, wypchnie ona poprzednie. Na szczęście taka zamiana nie skutkuje... Detonacją zaklęcia, po prostu znika ono zastąpione przez kolejne. Tak jak na przykład teraz. Aquamenti! – runy zaogniły się po raz kolejny. - Accio! – i znowu. Colette tym razem z większą pewnością złapał kulkę i rzucił ją tym razem w stronę kącika z napojami. Drewno stuknęło o jedną z butelek, ale ta, zamiast upaść na resztę, wyskoczyła w górę jak poparzona i wylądowała w dłoni młodego czarodzieja. - Heh. Państwo pozwolą. – odkręcił napój i zwilżył gardło. Nic nie pomogło.
- Na tę chwilę jestem w stanie stwierdzić, że kulka pochłonie każde z powszechnie znanych zaklęć, ale na pewno nie będzie miała problemu z naprawdę silnymi i potężnymi. Nie da się jej przekląć. Z jasnych przyczyn nie posiadałem warsztatu, by sprawdzić jak zachowa się przy zetknięciu z zaklęciami czarnomagicznymi oraz niewybaczalnymi ale jestem... Więcej niż pewien, że je również jest wstanie skolekcjonować bez uszczerbku na jej budowie. - zamilkł na dłuższą chwilę. - To na razie tyle, w razie pytań pozostaję oczywiście do dyspozycji.
Odetchnął i zastygł nieomal w bezruchu.
- Treść dokumentów:
Lista dziedzin zainteresowań:
- scalanie transmutacyjne przedmiotów wypełnionych magią,
- tworzenie nowych artefaktów magicznych (m.in. drewnianych kul naładowanych zaklęciami oraz specjalnej, minimalistycznej rękawicy, która będzie przyzywać różdżkę wprost do dłoni właściciela),
- stworzenie magicznej międzynarodowej sieci połączenia telepatycznego między czarodziejami, zbliżonej do mugolskiego Internetu (może przy pomocy ulepszonej myślodsiewni albo korzystając ze snów),
Preferowany kierunek specjalizacji:
- Esperymentowanie ze starożytnymi runami oraz Tworzenie nowych magicznych artefaktów
Opis przeprowadzonych eksperymentów magicznych projektu własnego:
Test pierwszy: początkowo kulki miały być zrobione ze srebra, ale to drogi surowiec, a poza tym w niektórych przypadkach odbijał zaklęcia, zamiast je wchłaniać. Do tego sama runa petro nie wystarcza.
Test drugi: Kulka zrobiona z losowego drewna z runą petro wchłania zaklęcie, ale to się przesącza i na dodatek artefakt eksploduje przy zetknięciu z czymkolwiek.
Test trzeci: Na kulkę naniesiono runę naudiz i kulka nie eksploduje już, ale zaklęcie nadal się przesącza. Spróbowano po rzuceniu zaklęcia transmutacyjnie uczynić powłokę drewna trwalszą, ale to nic nie dało.
Test czwarty: W kulce wyżłobiono puste wnętrze i wepchnięto do niego dżdżownicę dla samej próby. Na czas prób rzucano łagodne zaklęcia, ale obecne wyjście nie skutkuje, a na domiar złego jest niehumanitarne.
Test piąty: Podjęto próbę moczenia drewna przez trzy dni i dwie noce w Eliksirze Słodkiego Snu, ale nie dało to żadnych skutków, zaklęcia nadal się przesączają. Drewno klonu okazało się zbyt toporne. Podjęto próbę zamienienia go na drewno lipowe, ale efekt był jeszcze gorszy. Drewno z balsy było bardzo wygodne, miękkie i lekkie, ale szybciej przesączało zaklęcia. Z uwagi na zainteresowanie się tematem produkcji różdżek zdecydowano się na wykorzystanie drewna dębowego.
Test szósty: Drewno dębowe pracuje dużo lepiej i chętniej nasiąka eliksirami. Wypróbowano na kolejnych kulkach po kolei: Eliksir Energii, Eliksir Gotowości oraz Eliksir Powodujący Kurczenie Się Ludzi I Zwierząt. Niesamowite wyniki dał Eliksir Gotowości – zaklęcia przesączają się bardzo powoli i potrafią wytrzymać w kulce nawet dwadzieścia cztery godziny. Jednak może ona teraz wchłonąć tylko zaklęcia delikatne oraz słabe, mocniejsze przelatując przez nią na wylot. Ponad to jeśli trzyma się kulkę przy nagiej skórze dłużej niż kilka minut zaklęcie zaczyna działać na czarodzieja.
Test siódmy: Podjęto kolejną próbę znalezienia odpowiedniego rdzenia. Wypróbowano tym razem martwą dżdżownice, martwego skarabeusza, żywy kwiat stokrotki oraz niewielki fragment bezoaru. Wyniki były zerowe, zaklęcia albo wchodziły w reakcję z rdzeniem, albo nie dawały żadnych skutków. Po kolei wypróbowano jeszcze Piołun (żywy oraz ususzony), fragment chińskiej, chrupiącej kapusty, fragment pancerza oraz kieł chropianka, jajo bahanki, fragment oraz pył z kamienia Saargo, fragment kamienia księżycowego oraz miarkę składnika standardowego. Najlepsze wyniki dał pył z Kamienia Saargo oraz kieł chropianka, ale kieł po kilku godzinach zaczynał sam wsysać zaklęcie, zupełnie jakby je pożerał.
Test ósmy: Rozpoczęto próby z pyłem z Kamienia Saargo jako rdzeniem. Wyniki są więcej niż zadowalające, kula wsysa zaklęcie, które nie traci mocy nawet po kilku dniach od umieszczenia go w artefakcie. Naniesiono na drewno jeszcze runę isa - by wymagać od czarodzieja koncentracji, by kulka nie eksplodowała po prostu niechcący upuszczona gdziekolwiek.
Colette Tomiczny
Re: Sala egzaminacyjna
Kiedy młody człowiek przygotowywał się do zaprezentowania swojego wynalazku, dziekan przyglądała się dokumentom. Kiwnęła głową, zadowolona, że wszystko wypełnione jest poprawnie, po czym przekazała papiery profesorowi Zhangowi. Ten lustrował je chwilę, po której wskazał palcem na zapis „chińska kapusta” i pokazał go profesorowi Wilczyńskiemu. Obaj jednocześnie spojrzeli na chłopaka. Z ich min nie dało się nic wyczytać.
Wystąpienie minęło bez komentarzy ze strony komisji. W milczeniu obserwowali kandydata i jego poczynania. Allan Einarsson turlał przed sobą drewnianą kuleczkę. CV leżało teraz przed panią dziekan, nie przełożone ani na stertę przyjętych, ani odrzuconych podań. Kobieta złożyła razem końce palców i spojrzała na swoich kolegów.
- Macie jakieś pytania do pana Tomicznego?
- Ja mam. Wspomniał pan, że nie da się jej przekląć. – Chińczyk podniósł rękę, w której trzymał przedmiot. – Wykonywał pan jakieś próby? Co ją zabezpiecza?
Wystąpienie minęło bez komentarzy ze strony komisji. W milczeniu obserwowali kandydata i jego poczynania. Allan Einarsson turlał przed sobą drewnianą kuleczkę. CV leżało teraz przed panią dziekan, nie przełożone ani na stertę przyjętych, ani odrzuconych podań. Kobieta złożyła razem końce palców i spojrzała na swoich kolegów.
- Macie jakieś pytania do pana Tomicznego?
- Ja mam. Wspomniał pan, że nie da się jej przekląć. – Chińczyk podniósł rękę, w której trzymał przedmiot. – Wykonywał pan jakieś próby? Co ją zabezpiecza?
Mistrz Gry
Re: Sala egzaminacyjna
Zauważył to dziwne zainteresowanie dwójki z profesorów fragmentem jednego z dokumentów. Zwłaszcza mężczyzny o azjatyckim typie urody, ale nie potrafił na ten moment domyślić się cóż takiego zwróciło ich uwagę. Miał głowę tak pustą, że nieomal słyszał powietrze wiejące delikatnie pomiędzy jednym, a drugim uchem. Znowu zaschło mu w gardle, ale nie sięgnął drugi raz po odstawioną na stolik butelkę, tylko wciąż nerwowo ślizgał się wzrokiem po niewzruszonych twarzach każdego z członków komisji. To dobrze, że nie było pytań, bo wyczerpał temat, czy może to źle bo zanudził ich i nie chcą się przyznać, że przysnęli?
Kącik ust lekko mu drgnął, kompletnie bezwiednie. Podniósł wzrok na Azjatę.
- Cóż, nie przeprowadzałem eksperymentów z klątwami, ale artefakt jest w tym momencie tak chłonny, że nie działa na niego żadne zaklęcie, nie da się go zniszczyć za pomocą magii, uszkodzić, podejrzewam, że przekląć również, czy chociażby... Przywołać. Dlatego też musiałem pójść po niego pieszo zamiast używać zaklęcia Accio. - odparł szybciej, niż zdążył się zestresować pytaniem. - Wszelkie rzucone na niego uroki pożerał i oddawał rzeczy, z którą się zderzył, samemu nie doświadczając żadnych negatywnych skutków.
Kącik ust lekko mu drgnął, kompletnie bezwiednie. Podniósł wzrok na Azjatę.
- Cóż, nie przeprowadzałem eksperymentów z klątwami, ale artefakt jest w tym momencie tak chłonny, że nie działa na niego żadne zaklęcie, nie da się go zniszczyć za pomocą magii, uszkodzić, podejrzewam, że przekląć również, czy chociażby... Przywołać. Dlatego też musiałem pójść po niego pieszo zamiast używać zaklęcia Accio. - odparł szybciej, niż zdążył się zestresować pytaniem. - Wszelkie rzucone na niego uroki pożerał i oddawał rzeczy, z którą się zderzył, samemu nie doświadczając żadnych negatywnych skutków.
Colette Tomiczny
Re: Sala egzaminacyjna
- Och, zapewniam pana, że my byśmy coś wymyślili. – Powiedział z uśmiechem. – Uzasadnienie uważam jednak za bardzo logiczne. Dziękuję. Nie mam więcej pytań. – Mężczyzna wyprostował się i zerknął na resztę.
- Dobrze. – Głos zabrała dziekan Peeman. – Panie Tomiczny, witamy na WME. – Przełożyła dokumenty na tę zdecydowanie mniejszą stertę. I już, było po wszystkim. – Przyślemy panu list z datą pierwszego spotkania. Gratuluję. Może już pan odejść.
Kiedy tylko drzwi zamknęły się za chłopakiem, profesor Zhang odchylił się na swoim krześle i skomentował to, co przed chwilą widział.
- Wykonanie średnie, ale pomysł nietuzinkowy.
- Zawsze zwracasz uwagę na złe strony. Był niezły. Nawet się zaśmiał! – Odparł profesor Wilczyński.
- Nerwowo.
- No i co? Przynajmniej się nie popłakał.
- Bronisz go, bo jest z Polski.
- Może. Ale wszyscy się chyba zgadzamy, że jest pomysłowy.
- Szkoda, że Jensen zniknął. Pewnie chciałby go prowadzić. – Wtrąciła pani dziekan. – On lubi takie rzeczy.
- Może się niedługo pojawi. – Powiedział Polak bez przekonania. – Może nawet żywy… Dobra, chodźmy już na tą przerwę, od tego siedzenia zdrętwiały mi… - Rzucił spojrzenie na panią dziekan. - …nogi.
- Dobrze. – Głos zabrała dziekan Peeman. – Panie Tomiczny, witamy na WME. – Przełożyła dokumenty na tę zdecydowanie mniejszą stertę. I już, było po wszystkim. – Przyślemy panu list z datą pierwszego spotkania. Gratuluję. Może już pan odejść.
Kiedy tylko drzwi zamknęły się za chłopakiem, profesor Zhang odchylił się na swoim krześle i skomentował to, co przed chwilą widział.
- Wykonanie średnie, ale pomysł nietuzinkowy.
- Zawsze zwracasz uwagę na złe strony. Był niezły. Nawet się zaśmiał! – Odparł profesor Wilczyński.
- Nerwowo.
- No i co? Przynajmniej się nie popłakał.
- Bronisz go, bo jest z Polski.
- Może. Ale wszyscy się chyba zgadzamy, że jest pomysłowy.
- Szkoda, że Jensen zniknął. Pewnie chciałby go prowadzić. – Wtrąciła pani dziekan. – On lubi takie rzeczy.
- Może się niedługo pojawi. – Powiedział Polak bez przekonania. – Może nawet żywy… Dobra, chodźmy już na tą przerwę, od tego siedzenia zdrętwiały mi… - Rzucił spojrzenie na panią dziekan. - …nogi.
Koniec egzaminu wstępnego.
GRATULUJĘ PRZYJĘCIA NA WYDZIAŁ MAGII EKSPERYMENTALNEJ!
GRATULUJĘ PRZYJĘCIA NA WYDZIAŁ MAGII EKSPERYMENTALNEJ!
Mistrz Gry
Re: Sala egzaminacyjna
Morgana Lafayette, która przebyła długą drogę z Francji, by z ramienia Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów asystować przy egzaminach wstępnych w tej prestiżowej uczelni, właśnie krztusiła się dymem. Projekt jednego z prezentującym właśnie poszedł z dymem zanim ten zdążył się przedstawić.
- Panu, zdaje się, na razie dziękujemy. - mruknął Profesor Sharv układając pysk na ławie stołu i przykrywając go łapami. W przeciwieństwie do reszty zebranych on nie miał jak sięgnąć po chusteczkę.
Pani Dziekan oczyściła powietrze jednym ruchem różdżki kwitując ten występ suchym:
- Zapraszamy na drugi termin egzaminu wstępnego.
Wszyscy odczekali chwilę aż chłopak ze spuszczoną głową, ciągnąc za sobą resztki projektu, opuści sale i dopiero wtedy odetchnęli.
- Myślę, że komentarze są zbędne. - zauważył trafnie i jak zwykle szeptem Profesor Flint.
- Nie spisywałabym go jeszcze na straty, Alastorze. W dzienniku badań zanosiło się na przełomowy wynalazek. - zauważyła Morgana, przerzucając jedną stronę w przeglądanych dokumentach. - No, ale mnie tu wtedy nie będzie. - dorzuciła promiennie i przybliżyła się do szorstkiej Pani Dziekan jak do przyjaciółki. - Kogóż tam mamy następnego?
Pani Peeman bez słowa wysunęła CV na środek stołu, tak by każdy mógł mu się przyjrzeć. Zapadła chwila ciszy.
- No, to powinno być ciekawe. - zauważył Profesor Sharv z humorem.
- Czuje się jakbym miał deja voux. - parsknął Alastor.
- Mówi się déjà vu! - poprawiła go z akcentem Morgana.
- Następny! - krzyknęła głośniej Pani Dziekan.
Po raz pierwszy dzisiaj czekali nawet w niejakim napięciu.
- To kto z nas rzuca Protego? - zainteresował się psi profesor.
- Panu, zdaje się, na razie dziękujemy. - mruknął Profesor Sharv układając pysk na ławie stołu i przykrywając go łapami. W przeciwieństwie do reszty zebranych on nie miał jak sięgnąć po chusteczkę.
Pani Dziekan oczyściła powietrze jednym ruchem różdżki kwitując ten występ suchym:
- Zapraszamy na drugi termin egzaminu wstępnego.
Wszyscy odczekali chwilę aż chłopak ze spuszczoną głową, ciągnąc za sobą resztki projektu, opuści sale i dopiero wtedy odetchnęli.
- Myślę, że komentarze są zbędne. - zauważył trafnie i jak zwykle szeptem Profesor Flint.
- Nie spisywałabym go jeszcze na straty, Alastorze. W dzienniku badań zanosiło się na przełomowy wynalazek. - zauważyła Morgana, przerzucając jedną stronę w przeglądanych dokumentach. - No, ale mnie tu wtedy nie będzie. - dorzuciła promiennie i przybliżyła się do szorstkiej Pani Dziekan jak do przyjaciółki. - Kogóż tam mamy następnego?
Pani Peeman bez słowa wysunęła CV na środek stołu, tak by każdy mógł mu się przyjrzeć. Zapadła chwila ciszy.
- No, to powinno być ciekawe. - zauważył Profesor Sharv z humorem.
- Czuje się jakbym miał deja voux. - parsknął Alastor.
- Mówi się déjà vu! - poprawiła go z akcentem Morgana.
- Następny! - krzyknęła głośniej Pani Dziekan.
Po raz pierwszy dzisiaj czekali nawet w niejakim napięciu.
- To kto z nas rzuca Protego? - zainteresował się psi profesor.
Mistrz Gry
Re: Sala egzaminacyjna
Cieszył się, że w końcu nadeszła jego kolej. Ludzie pod salą nie byli zbyt rozmowni, przez co zdążył się już strasznie wynudzić. Odstawił na chwilę dziwny przedmiot, który trzymał w ręce. Potrzebował obu dłoni do poprawy krawata.
- Życzcie mi powodzenia. – Uśmiechnął się do lekko zielonych na twarzach kolegów. Nie przejął się brakiem odpowiedzi, ale na widok ich min parsknął śmiechem. Sprężystym krokiem wszedł na egzamin.
- Dzień dobry! – Przywitał się dziarsko z siedzącymi przed nim profesorami i podał pani dziekan swoje dokumenty. – Dobrze, że już mogłem wejść, tam na zewnątrz jest bardzo nerwowa atmosfera. Aha, tu, w dokumentach – pochylił się i stuknął palcem w preferowany kierunek specjalizacji. – Bardzo przepraszam, ja wiem, że powinien być jeden, ale ja naprawdę chcę zająć się tym wszystkim. To mnie fascynuje. I tak nie dopisałem maszyn niemagicznych, a to taka ciekawa sprawa… – Oczy zabłyszczały mu w ten szczególny sposób, który sugeruje albo, że ktoś ma gorączkę, albo że coś interesuje go wręcz obsesyjnie. Odchrząknął i odsunął się kilka kroków. – Oczywiście wolałbym mówić o moim zaklęciu wybiórczej utraty pamięci, ale skoro mam na razie zakaz, wybrałem to. – Zaprezentował trzymane w ręce urządzenie. – Nazwałem to… Przetrzymywacz. – Wymyślił szybko. Tak naprawdę nie zawracał sobie głowy nazywaniem tego, co przyniósł. – I on przetrzymuje, ale nie za długo, jak zresztą się okazało w trakcie moich eksperymentów. Ale trochę go ulepszyłem, teraz zamiast wybuchać i rzucać zaklęciem w najbliżej stojącą osobę tak śmiesznie się w sobie zapada, naprawdę ciekawie to wygląda, ale wolałbym jednak, żeby dzisiaj do tego nie doszło… Mam tylko jeden. – Zamilkł na krótką chwilę. – Chyba trochę się zapędziłem, zacznę od początku.
Postawił niewielki przedmiot na posadzce i wycelował w niego różdżkę.
- Engorgio.
Teraz wyraźnie było widać, że jest to coś w rodzaju rzeźby pająka, którego drewniana podstawka przechodzi w gałązkę. Między jedną z wyciągniętych nóg stworzenia a gałązką ciągnęła się pajęcza nić. Finta przez chwilę stał w milczeniu i patrzył na swoje dzieło, podpierając się pod boki.
- O czym ja… Aha, tak. To urządzenie ma za zadanie przechwycić rzucone na to pole zaklęcie – wskazał na miejsce mocowania pajęczej nici do gałązki, w którym znajdował się mały, zielony listek – i utrzymać je na tyle długo, żeby można było zmienić jego siłę. Ma to na celu umożliwienie bezpieczniejszego rzucania na siebie zaklęć. Dla przykładu: takie zaklęcie wybiórczej utraty pamięci. W zależności od siły czaru można wymazać z głowy jakiś przykry widok sprzed kilku minut, albo – tu uśmiechnął się szeroko – cały materiał, który studiowało się przez kilka lat studiów. Chociaż przyznam, że jestem zaskoczony, że zadziałało tak dobrze. Nie pamiętam niestety… Doktor… W każdym razie to jest działanie urządzenia. Teraz przejdę do konstrukcji. Przy tym miałem trochę zabawy, bo nie robiłem notatek. Kilka zmian, które sam wprowadziłem, musiałem odkryć na nowo, ale już chyba wszystko wiem. Ten listek, który stanowi tarczę, wykonany jest ze smoczej łuski, bo zaklęcie najpierw musi się odbić. Pająk wykonany jest głównie ze stali, stal jest też podbita od dołu podstawki i idzie o tu, na gałązkę, i mógłbym wymyślać temu jakieś szczególne znaczenie, bo żelazo, ale tak naprawdę chodziło głównie o wytrzymałość i ciężar, bo jak się takim porządnym zaklęciem… No, musi być stabilne. Drewno to już inna sprawa, użyłem jarzębiny. Ma świetne właściwości ochronne, przedmiot na który miota się zaklęcia powinien być odporny na magię i wiem co mówię, nie od razu zrobiłem to z jarzębiny… A tu, na końcu tej wyciągniętej nogi pająka, owiniętych jest kilka włosów południcy, żeby wydłużyć czas, zanim zaklęcie zniknie. - Finta zatarł ręce. – Kluczowym elementem jest jednak nić. Nie jest to nić byle jaka, ale pajęczyna akromantuli. Na nić jest rzucone zaklęcie Transformatus Unum, żeby zmienić jej elastyczność, jest teraz właściwie jak guma, przez co się nie zrywa. Więc rzuca się zaklęcie na listek – wskazał listek jeszcze raz, tym razem swoją różdżką, która nie wiadomo kiedy znalazła się w jego ręce. Pasowała tam tak dobrze, jakby była częścią jego ciała. – Czar odbija się od łuski, która ukształtowana jest tak, żeby nakierować go po linii nici na nogę pająka. – Cały czas pokazywał końcem drewna to, co mówił. – Tam trafia na włos południcy, przez co nie znika, przynajmniej nie od razu. Trzyma się nici, wytracając po trochę w kontakcie z nią. Ale kiedy naciśnie się tutaj… - Nacisnął palcem wolnej ręki na jedno z wygodnie wystawionych do tego celu odnóży, ale magicznie powiększona rzeźba nie miała zamiaru drgnąć. Uwiesił się na metalu całym ciężarem, dopiero wtedy listek przekręcił się nieznacznie. -…nakierowuje się tę płytkę w stronę… No tutaj, gdzie stoję, przez co mogę sam rzucić na siebie zaklęcie, kiedy już osłabnie. Mogę też tu coś albo kogoś postawić, jeśli nie chcę próbować czaru na sobie. Porządnie rzucone zaklęcie potrafi się trzymać na tym koło dwóch minut, słabsze jakoś minutę. - Wziął głęboki wdech i popatrzył po twarzach (i pysku) członków komisji. Nie wyglądał na ani trochę zmęczonego całym swoim wywodem, ba, sprawiał wrażenie, jakby nakręcał się coraz bardziej. - To teraz czas na demonstrację!
Wymamrotał zaklęcie zmniejszające, żeby przywrócić swój wynalazek do poprzedniej wielkości.
– Na powiększonym nie działa, próbowałem. To wina tego, że nić robi się grubsza, ona musi być naprawdę cieniutka. – Podrapał się różdżką za uchem. - Do zobrazowania działania świetnie nadaje się zaklęcie Expelliarmus. Najpierw spróbuję użyć osłabionego… Expelliarmus! – Schylił się i wycelował w maleńki listek. Postarał się, żeby zaklęcie miało dużo mocy. Promień był jasny i wyraźny, z pewnością byłby zdolny zrobić nieco więcej, niż tylko wytrącić różdżkę z ręki. – I ono teraz słabnie, wyraźnie widać, jak ciemnieje. Jak się to robi częściej, to bardzo łatwo ocenić siłę zaklęcia po jego wyglądzie. Dobra, bo zaraz zniknie. – Nacisnął stojące na ziemi urządzenie stopą. Własny czar trafił go, ledwie ruszając różdżką w jego ręce. – Może trochę za długo odczekałem, mogło chociaż wypaść… No ale nic, jeszcze raz, teraz mocniej. – Sprawiał wrażenie, że bardzo podoba mu się wizja oberwaniem zaklęciem rozbrajającym. – Expelliarmus! – Tym razem nie czekał ani chwili, tylko od razu nacisnął stopą odnóże. Różdżka wyrwała mu się z ręki i trzasnęła w sufit, strzeliła kilkoma iskrami i gwizdnęła, a sam Finta wylądował na tyłku. Odwrócił się do komisji. – Działa. – Powiedział trochę z dumą, a trochę jakby z zaskoczeniem. Podniósł się, poszedł po swoją różdżkę (podnosząc ją wymamrotał coś, co brzmiało podobnie do „przepraszam”), otrzepał szatę z pyłu, a na koniec poszedł po swój wynalazek. – To chyba wszystko z mojej strony. – Z rękami za plecami czekał na komentarz ze strony komisji.
- Życzcie mi powodzenia. – Uśmiechnął się do lekko zielonych na twarzach kolegów. Nie przejął się brakiem odpowiedzi, ale na widok ich min parsknął śmiechem. Sprężystym krokiem wszedł na egzamin.
- Dzień dobry! – Przywitał się dziarsko z siedzącymi przed nim profesorami i podał pani dziekan swoje dokumenty. – Dobrze, że już mogłem wejść, tam na zewnątrz jest bardzo nerwowa atmosfera. Aha, tu, w dokumentach – pochylił się i stuknął palcem w preferowany kierunek specjalizacji. – Bardzo przepraszam, ja wiem, że powinien być jeden, ale ja naprawdę chcę zająć się tym wszystkim. To mnie fascynuje. I tak nie dopisałem maszyn niemagicznych, a to taka ciekawa sprawa… – Oczy zabłyszczały mu w ten szczególny sposób, który sugeruje albo, że ktoś ma gorączkę, albo że coś interesuje go wręcz obsesyjnie. Odchrząknął i odsunął się kilka kroków. – Oczywiście wolałbym mówić o moim zaklęciu wybiórczej utraty pamięci, ale skoro mam na razie zakaz, wybrałem to. – Zaprezentował trzymane w ręce urządzenie. – Nazwałem to… Przetrzymywacz. – Wymyślił szybko. Tak naprawdę nie zawracał sobie głowy nazywaniem tego, co przyniósł. – I on przetrzymuje, ale nie za długo, jak zresztą się okazało w trakcie moich eksperymentów. Ale trochę go ulepszyłem, teraz zamiast wybuchać i rzucać zaklęciem w najbliżej stojącą osobę tak śmiesznie się w sobie zapada, naprawdę ciekawie to wygląda, ale wolałbym jednak, żeby dzisiaj do tego nie doszło… Mam tylko jeden. – Zamilkł na krótką chwilę. – Chyba trochę się zapędziłem, zacznę od początku.
Postawił niewielki przedmiot na posadzce i wycelował w niego różdżkę.
- Engorgio.
Teraz wyraźnie było widać, że jest to coś w rodzaju rzeźby pająka, którego drewniana podstawka przechodzi w gałązkę. Między jedną z wyciągniętych nóg stworzenia a gałązką ciągnęła się pajęcza nić. Finta przez chwilę stał w milczeniu i patrzył na swoje dzieło, podpierając się pod boki.
- O czym ja… Aha, tak. To urządzenie ma za zadanie przechwycić rzucone na to pole zaklęcie – wskazał na miejsce mocowania pajęczej nici do gałązki, w którym znajdował się mały, zielony listek – i utrzymać je na tyle długo, żeby można było zmienić jego siłę. Ma to na celu umożliwienie bezpieczniejszego rzucania na siebie zaklęć. Dla przykładu: takie zaklęcie wybiórczej utraty pamięci. W zależności od siły czaru można wymazać z głowy jakiś przykry widok sprzed kilku minut, albo – tu uśmiechnął się szeroko – cały materiał, który studiowało się przez kilka lat studiów. Chociaż przyznam, że jestem zaskoczony, że zadziałało tak dobrze. Nie pamiętam niestety… Doktor… W każdym razie to jest działanie urządzenia. Teraz przejdę do konstrukcji. Przy tym miałem trochę zabawy, bo nie robiłem notatek. Kilka zmian, które sam wprowadziłem, musiałem odkryć na nowo, ale już chyba wszystko wiem. Ten listek, który stanowi tarczę, wykonany jest ze smoczej łuski, bo zaklęcie najpierw musi się odbić. Pająk wykonany jest głównie ze stali, stal jest też podbita od dołu podstawki i idzie o tu, na gałązkę, i mógłbym wymyślać temu jakieś szczególne znaczenie, bo żelazo, ale tak naprawdę chodziło głównie o wytrzymałość i ciężar, bo jak się takim porządnym zaklęciem… No, musi być stabilne. Drewno to już inna sprawa, użyłem jarzębiny. Ma świetne właściwości ochronne, przedmiot na który miota się zaklęcia powinien być odporny na magię i wiem co mówię, nie od razu zrobiłem to z jarzębiny… A tu, na końcu tej wyciągniętej nogi pająka, owiniętych jest kilka włosów południcy, żeby wydłużyć czas, zanim zaklęcie zniknie. - Finta zatarł ręce. – Kluczowym elementem jest jednak nić. Nie jest to nić byle jaka, ale pajęczyna akromantuli. Na nić jest rzucone zaklęcie Transformatus Unum, żeby zmienić jej elastyczność, jest teraz właściwie jak guma, przez co się nie zrywa. Więc rzuca się zaklęcie na listek – wskazał listek jeszcze raz, tym razem swoją różdżką, która nie wiadomo kiedy znalazła się w jego ręce. Pasowała tam tak dobrze, jakby była częścią jego ciała. – Czar odbija się od łuski, która ukształtowana jest tak, żeby nakierować go po linii nici na nogę pająka. – Cały czas pokazywał końcem drewna to, co mówił. – Tam trafia na włos południcy, przez co nie znika, przynajmniej nie od razu. Trzyma się nici, wytracając po trochę w kontakcie z nią. Ale kiedy naciśnie się tutaj… - Nacisnął palcem wolnej ręki na jedno z wygodnie wystawionych do tego celu odnóży, ale magicznie powiększona rzeźba nie miała zamiaru drgnąć. Uwiesił się na metalu całym ciężarem, dopiero wtedy listek przekręcił się nieznacznie. -…nakierowuje się tę płytkę w stronę… No tutaj, gdzie stoję, przez co mogę sam rzucić na siebie zaklęcie, kiedy już osłabnie. Mogę też tu coś albo kogoś postawić, jeśli nie chcę próbować czaru na sobie. Porządnie rzucone zaklęcie potrafi się trzymać na tym koło dwóch minut, słabsze jakoś minutę. - Wziął głęboki wdech i popatrzył po twarzach (i pysku) członków komisji. Nie wyglądał na ani trochę zmęczonego całym swoim wywodem, ba, sprawiał wrażenie, jakby nakręcał się coraz bardziej. - To teraz czas na demonstrację!
Wymamrotał zaklęcie zmniejszające, żeby przywrócić swój wynalazek do poprzedniej wielkości.
– Na powiększonym nie działa, próbowałem. To wina tego, że nić robi się grubsza, ona musi być naprawdę cieniutka. – Podrapał się różdżką za uchem. - Do zobrazowania działania świetnie nadaje się zaklęcie Expelliarmus. Najpierw spróbuję użyć osłabionego… Expelliarmus! – Schylił się i wycelował w maleńki listek. Postarał się, żeby zaklęcie miało dużo mocy. Promień był jasny i wyraźny, z pewnością byłby zdolny zrobić nieco więcej, niż tylko wytrącić różdżkę z ręki. – I ono teraz słabnie, wyraźnie widać, jak ciemnieje. Jak się to robi częściej, to bardzo łatwo ocenić siłę zaklęcia po jego wyglądzie. Dobra, bo zaraz zniknie. – Nacisnął stojące na ziemi urządzenie stopą. Własny czar trafił go, ledwie ruszając różdżką w jego ręce. – Może trochę za długo odczekałem, mogło chociaż wypaść… No ale nic, jeszcze raz, teraz mocniej. – Sprawiał wrażenie, że bardzo podoba mu się wizja oberwaniem zaklęciem rozbrajającym. – Expelliarmus! – Tym razem nie czekał ani chwili, tylko od razu nacisnął stopą odnóże. Różdżka wyrwała mu się z ręki i trzasnęła w sufit, strzeliła kilkoma iskrami i gwizdnęła, a sam Finta wylądował na tyłku. Odwrócił się do komisji. – Działa. – Powiedział trochę z dumą, a trochę jakby z zaskoczeniem. Podniósł się, poszedł po swoją różdżkę (podnosząc ją wymamrotał coś, co brzmiało podobnie do „przepraszam”), otrzepał szatę z pyłu, a na koniec poszedł po swój wynalazek. – To chyba wszystko z mojej strony. – Z rękami za plecami czekał na komentarz ze strony komisji.
- Dostarczone dokumenty:
- Lista dziedzin zainteresowań:
- projektowanie zaklęć
- eksperymentalne podejście do każdej dziedziny magii
- rozwiązania niemagiczne, maszyny i nasycanie ich magią
- eksperymentalne hodowle zwierząt magicznych
- wprowadzanie nowych rozwiązań, modernizacja magii tradycyjnej
- wpływ ruchów ciał niebieskich na różne aspekty magii
- elementy łączące dziedziny magiczne
- współpraca projektowa, dowolne projekty grupowe
- pamięć i zaklęcia z nią związane
- projektowanie eliksirów
- nowe zastosowania starych zaklęć i eliksirów
- struktury uczelni
- ciągłe poszerzanie wiedzy i poszukiwanie nowych inspiracji
- bezpieczeństwo eksperymentów magicznych
Preferowany kierunek specjalizacji:
- projektowanie nowych zaklęć
- eksperymentalne hodowle zwierząt magicznych
Opis przeprowadzanych eksperymentów magicznych projektu własnego :
- zaklęcie wybiórczej utraty pamięci
Brak danych –pamięć na temat badań została utracona w wyniku eksperymentu, a jedyne kopie dokumentacji o których wiadomo znajdują się w posiadaniu zaginionego doktora Jensena. Przez badanie z użyciem eliksirów prawdy potwierdzono jednak zgodne z założonym działanie czaru.
- urządzenie wspomagające eksperymenty na zaklęciach
Pomysł na urządzenie zrodził się przez problemy ze znalezieniem partnera do eksperymentów. Odnalezienie większej ilości zastosowań wynalazku zaważyło na ostatecznej decyzji jego stworzenia.
Kolejne etapy projektowania:
1. Prototyp urządzenia składał się z drewnianego stelażu (sosna) i dwóch smoczych łusek, ustawionych naprzeciw siebie. Czarem wykorzystywanym w eksperymentach został Expelliarmus. Pierwsze próby złapania zaklęcia między dwie łuski smocze zakończyły się niepowodzeniem.
2. Zmieniono kształt łusek tak, aby odbijały dokładnie na wprost. Po rzuceniu zaklęcia udało się je utrzymać w wyznaczonym miejscu, ale urządzenie co chwilę się wywracało.
3. Wzmocniono konstrukcję stalą. Po kilku próbach drewno się rozpadło.
4. Jako nowy materiał wybrano jarzębinę i odtworzono urządzenie. Oprócz możliwości przechwycenia zaklęcia na kilkanaście sekund nie spełniało ono żadnej swojej funkcji.
5. Rozpoczęto próby na różnych materiałach, aby sprawdzić, jak zachowują się rzucone na nie zaklęcia. Próbie podlegały: włos południcy, włos północ nicy, pajęczyna akromantuli, włókno lniane, włos z ogona jednorożca, włos z grzywy jednorożca, włos z ogona hipogryfa, włos wili, włos ludzki (z głowy czarodzieja). Odkryto, że nić wytwarzana przez akromantulę pozwala na utrzymanie toru zaklęcia wzdłuż jej zamocowania a włos południcy nieznacznie zwiększa siłę czaru.
6. Zmieniono kształt urządzenia na obecny. Dodano nić pajęczą i włos południcy, umożliwiono również przekserowanie toru zatrzymanego zaklęcia na podmiot eksperymentu. Próby wykazały, że nić akromantuli jest w stanie wytrzymać około trzech zaklęć bez zrywu.
7. Połączono kilka nici, by zwiększyć wytrzymałość materiału, jednak wpłynęło to negatywnie na siłę utrzymywanego zaklęcia i czas jego trwania w urządzeniu. Zmianę cofnięto.
8. Użyto zaklęcia Transformatus Unum, żeby zmienić cechę pajęczej nici – nadano jej większą elastyczność, żeby zachowywała się jak guma. Przeprowadzone próby nie wykazały więcej problemów, a urządzenie uznano za w pełni funkcjonalne.
Projekt wstępny badań własnych: (poglądowo; możliwa jest późniejsza zmiana)
- ponowienie badań nad zaklęciem wybiórczej utraty pamięci
1. Przestudiowanie zasad działania pamięci i pełne poznanie mechanizmów zapamiętywania.
2. Poznanie mechanizmu działania istniejącego zaklęcia zapomnienia.
3. Opracowanie formuły zaklęcia.
4. Etap praktyczny.
5. Wprowadzenie poprawek.
Finta Mészáros
Re: Sala egzaminacyjna
Komisja nie przerywała prezentacji, nawet kiedy chłopak przeszorował tyłkiem po ziemi, bardzo widocznie z tego tytułu zadowolony. Jedynie Profesor Sharv obserwował pilnie każdy ruch Finty z niezdolną do ukrycia w czarnych oczach, psia sympatią.
- Widzę bardzo duży wpływ pańskiego wcześniejszego wynalazku na ten obecny. – skomentował jako pierwszy, przyglądając się bacznie maleńkiemu artefaktowi.
Jako druga do komentarzy wyrwała się czarownica z zewnątrz, jaka jako jedyna nie znała prezentującego się przed nią chłopaka. Odgarnęła z oczu lśniące, prawie złote loki.
- Bardzo podoba mi się cała forma i wygląd, artefakt niesamowicie dobrze się prezentuje, wygląda magnifique! – skomentowała, chyba nawet nie zauważając, że na końcu zdania przeskoczyła na ojczysty język. - Zwykle artefakty nie wprowadzane jeszcze do handlu lub chociażby przygotowane na opatentowanie, wyglądają bardzo topornie, tu od początku widzę wpływ ducha sztuki.
- Ktoś ma jakieś pytania? – upewniła się Pani dziekan, spoglądając na resztę swoich kolegów.
- Według mnie właśnie ta cała pajęcza otoczka jest zupełnie niepotrzebna. - żachnął się nagle Alastor, któremu wyjątkowo trudno było dogodzić, co zresztą prezentujący najpewniej bardzo dobrze wiedział. Nie powiedział jednak nic więcej poza tym, tylko pogładził się po gęstej, czarnej brodzie.
- Co ty mówisz? Gdyby takie podejście towarzyszyło wszystkim wielkim czarodziejom...! – dużo młodsza Pani Lafayette obruszyła się, obracając przodem do grubowatego czarodzieja, ale Pani Peeman zgrabnie i nienachalnie weszła jej w słowo:
- Czy ktoś ma jakieś pytania do egzaminowanego?
Zapadła chwilowa cisza, ale przerwał ją decydujący, wibrujący i głęboki tembr Profesora Sharva.
- System kontroli mocy zaklęć jest myślą przełomową. Chciałbym zobaczyć jak rozwija Pan swój pomysł i prócz łagodzenia skutków rzucanego zaklęcia, również rozpatruje możliwość powiększenia ich mocy. Zwłaszcza opracowując to na terenie naszej uczelni. – ułożył duży akcent na ostatnie dwa słowa, chyląc lekko spory jak na psa łeb i zaglądając chłopakowi głęboko w oczy, po czym mrugnął jednym z nich.
Pani Dziekan wyprostowała plecy i z cichym szelestem odłożyła CV na kupkę innych dokumentów, należących do ludzi przyjętych, po czym wbiła uważne spojrzenie w egzaminowanego.
- Po raz drugi i miejmy nadzieję ostatni... - kącik ust lekko jej drgną. - Witam w szeregach studentów Wydziału Magii Eksperymentalnej, Panie Mészáros. Tak, jak miało to miejsce wcześniej wcześniej, resztę dokumentacji doślemy Panu sową na dniach, gratuluję i dziękujemy za przyjście.
Pozostało odczekać chwilę po zatrzaśnięciu się drzwi i psi profesor odetchnął głęboko, a Alastor poruszył się na krześle tak, jakby siedział na szpilce.
- Przynajmniej nic nie wybuchło.
- Widzę bardzo duży wpływ pańskiego wcześniejszego wynalazku na ten obecny. – skomentował jako pierwszy, przyglądając się bacznie maleńkiemu artefaktowi.
Jako druga do komentarzy wyrwała się czarownica z zewnątrz, jaka jako jedyna nie znała prezentującego się przed nią chłopaka. Odgarnęła z oczu lśniące, prawie złote loki.
- Bardzo podoba mi się cała forma i wygląd, artefakt niesamowicie dobrze się prezentuje, wygląda magnifique! – skomentowała, chyba nawet nie zauważając, że na końcu zdania przeskoczyła na ojczysty język. - Zwykle artefakty nie wprowadzane jeszcze do handlu lub chociażby przygotowane na opatentowanie, wyglądają bardzo topornie, tu od początku widzę wpływ ducha sztuki.
- Ktoś ma jakieś pytania? – upewniła się Pani dziekan, spoglądając na resztę swoich kolegów.
- Według mnie właśnie ta cała pajęcza otoczka jest zupełnie niepotrzebna. - żachnął się nagle Alastor, któremu wyjątkowo trudno było dogodzić, co zresztą prezentujący najpewniej bardzo dobrze wiedział. Nie powiedział jednak nic więcej poza tym, tylko pogładził się po gęstej, czarnej brodzie.
- Co ty mówisz? Gdyby takie podejście towarzyszyło wszystkim wielkim czarodziejom...! – dużo młodsza Pani Lafayette obruszyła się, obracając przodem do grubowatego czarodzieja, ale Pani Peeman zgrabnie i nienachalnie weszła jej w słowo:
- Czy ktoś ma jakieś pytania do egzaminowanego?
Zapadła chwilowa cisza, ale przerwał ją decydujący, wibrujący i głęboki tembr Profesora Sharva.
- System kontroli mocy zaklęć jest myślą przełomową. Chciałbym zobaczyć jak rozwija Pan swój pomysł i prócz łagodzenia skutków rzucanego zaklęcia, również rozpatruje możliwość powiększenia ich mocy. Zwłaszcza opracowując to na terenie naszej uczelni. – ułożył duży akcent na ostatnie dwa słowa, chyląc lekko spory jak na psa łeb i zaglądając chłopakowi głęboko w oczy, po czym mrugnął jednym z nich.
Pani Dziekan wyprostowała plecy i z cichym szelestem odłożyła CV na kupkę innych dokumentów, należących do ludzi przyjętych, po czym wbiła uważne spojrzenie w egzaminowanego.
- Po raz drugi i miejmy nadzieję ostatni... - kącik ust lekko jej drgną. - Witam w szeregach studentów Wydziału Magii Eksperymentalnej, Panie Mészáros. Tak, jak miało to miejsce wcześniej wcześniej, resztę dokumentacji doślemy Panu sową na dniach, gratuluję i dziękujemy za przyjście.
Pozostało odczekać chwilę po zatrzaśnięciu się drzwi i psi profesor odetchnął głęboko, a Alastor poruszył się na krześle tak, jakby siedział na szpilce.
- Przynajmniej nic nie wybuchło.
Koniec egzaminu wstępnego.
GRATULUJĘ PRZYJĘCIA NA WYDZIAŁ MAGII EKSPERYMENTALNEJ!
Mistrz Gry
Re: Sala egzaminacyjna
Kandydaci na studentów stali zapomnieni na korytarzu. Od dłuższej chwili kolejka w ogóle nie ruszyła, mimo, że w środku nie było już żadnego egzaminowanego. Na sali trwała zagorzała dyskusja.
- Tak, pomysł był bardzo ciekawy, ale zwróć uwagę, że nie udało mu się go zaprezentować. – Wyrażał swoje zdanie profesor Fa-tang Zhang. – Nie popieram przyjmowania osób, które nie potrafią się zaprezentować.
- Był na tyle kreatywny, że nie wyobrażam sobie odrzucenia go ze względu na jedną porażkę. – Odbiła dziekan Peeman.
- Zgadzam się. – Dodał profesor Wilczyński. – Ja chętnie go przyjmę do projektowania. Z takimi pomysłami… Każdy będzie chciał z nim współpracować.
- Nie po tym, jak jego projekt wybuchnie i urwie im…
- Możecie już przestać? Decyzja zapadła. – Allan Einarsson przerwał wypowiedź Chińczyka. – Mamy jeszcze sporo kandydatów pod drzwiami, czekają już chyba wystarczająco długo, prawda?
- Następny proszę! – Rzuciła w stronę drzwi dziekan Peeman.
- Zresztą, zgadzam się z tą decyzją. – Dodał mężczyzna korzystając z tego, że dyskusja nie miała szans rozwinąć się na nowo, bo kolejna osoba nacisnęła już na klamkę. Profesor Zhang pokręcił jeszcze głową, zanim zajrzał w leżące przed nim papiery.
Mistrz Gry
Re: Sala egzaminacyjna
Kolejka nie ruszała się od dłuższego czasu, a na korytarzu panowała w większości grobowa atmosfera. Jasne, znalazło się parę osób, z którymi dało się porozmawiać, ale żadna z nich nie znajdowała się w pobliżu Lu. Ciężkie powietrze, wyimaginowany brak tlenu, czekanie na rzeź – oto jak miło przedstawiała się sytuacja przed drzwiami.
Na szczęście z pomieszczenia w końcu dobiegł dźwięk przyzwalający na wejście kolejnego potencjalnego studenta. Dziewczyna ruszyła przed siebie, bawiąc się pudełkiem trzymanym w rękach. Jedna z jej dłoni powędrowała jeszcze niespokojnie do kieszeni, w której trzymała różdżkę... uf, nie zapomniała jej. Komu w drogę, temu jedzenie! Czy jakoś tak...
Pierwszym co rzuciło się w oczy Lucy po przekroczeniu progu, była ta komisja... oceniająca, niezadowolona, zapewne zmęczona wieloma wystąpieniami. A przynajmniej ona tak to postrzegała. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że ta sierota, nieraz tracąca równowagę w trakcie stania, potknęła się teraz w drodze do ich stołu. Omal nie wyrżnęła teatralnie, niemniej machając śmiesznie rękami i wydając nieartykułowane dźwięki, udało jej się odzyskać równowagę. No, co jak co, ale pierwsze wrażenie, to ona potrafiła zrobić cudowne... Chociaż skoro gorzej już nie będzie, to czym się tu przejmować? Z nową determinacją skinęła głową, po czym rozluźniła ramiona, a na usta dopuściła nieco wariacki uśmiech.
- Żeby być zapamiętanym, trzeba się rzucać w oczy, ja zaś postanowiłam rzucić się dosłownie na państwa – odezwała się, zupełnie nie przemyślawszy swej wypowiedzi i jednocześnie wręczyła swoje dokumenty pani dziekan. Zaraz też oddaliła się parę kroków, by nie opluć nikogo, w razie gdyby za bardzo podekscytowała się omawianym tematem. Lecz po kolei. - Nazywam się Lucy Happymeal, ukończyłam Hogwart i jak mogą się państwo domyślić, jako że są państwo z pewnością inteligentni, przybyłam ubiegać się o miejsce na waszym wydziale.
Słowa z jej ust padały płynnie, nawet nie za szybko i nie za wolno. Zadowolona z siebie postanowiła nie skupiać się aż tak na tym co mówi – pójdzie na żywioł, ot co, to przecież zawsze działa najlepiej. A że tam obrazi przypadkiem kogoś po drodze... zdarza się najlepszym. Nie rozglądając się już dookoła, jedynie utrzymując nienachalny kontakt wzrokowy z komisją, rozpoczęła swoją prezentację.
- Mam nadzieję, że pozwolą państwo, iż zacznę od krótkiego wstępu teoretycznego, pozostawiając na razie nieruszoną kwestię tajemniczego pudełka. - Uniosła nieznacznie trzymany przedmiot. - Zdaje mi się, że jest ono tylko dodatkiem do moich badań, niemniej nie chciałam przychodzić do państwa z pustymi rękoma, gdyż najprawdopodobniej wtedy zaistniałyby jeszcze większe szanse na bycie odprawioną z kwitkiem. Lecz nie przedłużając... - Wzięła głębszy oddech i przełknęła ślinę, przez co poczuła smak jedzonych niedawno pomarańczy... Może powinna była z tym poczekać aż będzie po wszystkim? Nie – nie dysponowała tak wielkimi pokładami cierpliwości. - Zawsze interesowała mnie psychika ludzka. Zwłaszcza wpływ pamięci i utraty wspomnień na zachowania poszczególnych jednostek, jak również ewentualne zdolności magiczne czarodziejów, aczkolwiek jest to temat, nad którym dopiero kiedyś pragnęłabym poszerzyć swe badania. Tym razem skupiłam się na wpływie emocji na wytwarzane przez nas czary. Nieraz mówi się, że pod wpływem silnych emocji, zaklęcia nabierają mocy, jednak ostatnio zastanawiałam się, czy przypadkiem uczucia, nieraz przysłaniające zdrowy rozsądek, nie rozpraszają nas także w kwestii magii. Stąd wpadłam na próbę ustabilizowania stanu emocjonalnego czarodzieja i sprawdzenie jak będzie się to miało do tego, jak czaruje... - Na dłużej zawiesiła wzrok na zebranych osobach, gdyż w końcu w jej głowie pojawił się cichutki głos, mówiący, że być może jest to błędem i że powinna była zająć się czymś, co nie będzie sprawiało, iż wyglądała, jak gdyby dążyła do stania się psychopatką. Po tej krótkiej przerwie wybiła się nieco z rytmu i na moment zająknęła. - Ten... i... jak zapisałam w załączonych dokumentach, postanowiłam zbadać działanie eliksiru spokoju, zmienić jego właściwości oraz połączyć go z nowymi składnikami. Przy takich zadaniach niestety liczy się precyzja, a metoda prób i błędów skutkowała kilkoma niepożądanymi wybuchami, jak również niekontrolowanymi stanami ospałości i dekoncentracji. - W jej ruchach można było znowu wyczuć pewne napięcie, a słowa były mniej wyważone. Dziewczyna zaczynała mówić szybciej, jakby próbowała dogonić jakąś myśl, perfidnie jej uciekającą. - Ostatecznie udało mi się osiągnąć krótkotrwały stan przybliżony do apatii, a użyte w tym celu składniki mają państwo opisane, więc nie sądzę, bym musiała je w tej chwili wszystkie przybliżać. Okazało się, że tak jak zakładałam, stan ten sprzyjał rzucaniu niektórych zaklęć i uroków, zwłaszcza tych skomplikowanych, wymagających sporych pokładów koncentracji czy też siły magicznej. - I znowu ledwo dające się dostrzec zacięcie. Dlaczego? Do Lucy dotarło właśnie, że nie ma bladego pojęcia, jak pokazać działanie swego urządzenia... badania to jedno, ale zaprezentowanie... Hmmm... Będzie przejmować się tym później, najpierw lepiej by skupiła się na teoretycznym przedstawieniu. - Idąc tym tropem, doszłam do wniosku, że nie chcę na tym kończyć swoich badań, dlatego poszerzyłam swój projekt o wzmacnianie poszczególnych emocji, stawiając to w opozycji do ich tłamszenia. Zauważyłam wtedy że agresja, gniew i frustracja mają znaczny wpływ na siłę magii ofensywnej, szczególnie jeśli chodzi o zaklęcia niszczące. Uspokojenie i rozluźnienie ciała sprzyjało magii uzdrawiającej, a pozytywne emocje (jak radość) wpływały na zaklęcia użytkowe. Och, i w przypadku uczucia strachu zauważyłam niewielki wzrost siły przy rzucaniu zaklęć defensywnych...
W trakcie swego wywodu cały czas chodziła po pomieszczeniu, żywo gestykulując. W jej oczach na przemian pojawiała się niepewność i zaaferowanie związane z obraną przez nią tematyką. Teraz dopiero na chwilę zatrzymała się, marszcząc nos i zastanawiając nad czymś. Nie minęło jednak nawet kilka sekund nim na jej twarzy wymalowało się zdecydowanie – najwyraźniej podjęła decyzję i była gotowa działać. Bez wątpienia da radę!
- Jak wspominałam na początku, nie chciałam przyjść z pustymi rękami, bo mijałoby się to z celem, stąd przyniosłam zbudowane przeze mnie urządzenie. - Przykucnęła na ziemi, kładąc przed sobą pudełko i wyjmując z niego coś, co wyglądało jak jakaś figurka, składająca się ze stojaka, rozgałęziającego się na pięć stron, z których zwisało pięć owalnych drewienek o różnych barwach. - Tak, oto ono. - Zabrzmiało to tak bardzo profesjonalnie – brawo Lu. Wskazała na jedno z "jajek". - Każde z nich jest zrobione z leszczyny nasączonej ziołami i eliksirami. Na przykład w przypadku części mającej wywołać spokój i rozluźnienie umieściłam eliksir spokoju, olejki: miętowy, jaśminowy i tatarakowy oraz zmielone skórki mandarynek. Jak widać nie zawsze korzystałam z receptur wykorzystujących składniki magicznego pochodzenia, lecz również zwyczajne owoce czy rośliny, o których właściwościach czytałam w źródłach sporządzonych przez mugo... znaczy... niemagicznych ludzi. - No tak, za granicą przecież nie używano tak powszechnie tego słowa. - Ale najlepiej będzie, gdy to pokażę.
Podniosła się i zrobiła krok do tyłu. Nie była pewna, czy to zadziała, więc stwierdziła, że na pierwszy ogień najlepiej jak pójdzie opisywana przez nią przed chwilą emocja – niewątpliwie jej się to przyda. Dziewczyna wyciągnęła różdżkę, nieco nerwowo strzeliła palcami i nie spoglądając na razie na komisję, mówiła dalej.
- Wykorzystałam tutaj do przenoszenia odpowiednich cząsteczek zaklęcie baubillous. Zaklęcie to wytarza piorun nieszkodliwy dla człowieka, ale jednak wyładowanie elektryczne porusza zebraną w drewnie magiczną materią... - Dobra, wdech, wydech. Wdech... wydech. - Baubillous – wypowiedziała wreszcie, a z końca jej różdżki wydostał się świetlisty promień. Wniknął on płynnie w zabarwianą na niebiesko część konstrukcji, by za moment wrócić i uderzyć w Lucy. Poczuła lekkie łaskotanie w dłoni, a zmarszczki na jej twarzy wygładziły się, ona zaś odetchnęła z ulgą i stanęła w swobodniejszej pozie. - Jak państwo widzą... - zaczęła miarowym tonem. - …zaklęcie zostaje odbite, ja zaś na krótki czas - jak wykazały wcześniej testy, na około kilka minut - jestem pod wpływem mieszanki ukrytej w tej niepozornej figurze. Jak to wpływa na czary? Trudno mi tutaj to okazać, gdyż nie znają państwo siły moich zwyczajowych zaklęć, a coś takiego łatwo zafałszować. Niemniej jeżeli będą państwo wymagali prezentacji każdej opisanej przeze mnie funkcji z osobna, zrobię to, choć przyznaję, że wywoływanie po kolei różnych stanów emocjonalnych na jednej osobie jest trochę wyczerpujące psychicznie. - Lu wzruszyła ramionami. Możliwe że było to nie na miejscu, ale nie umiała chwilowo niczym się przejąć. Może to i dobrze... - Zdaję sobie sprawę, że mój projekt sam w sobie nie jest idealny, na dodatek nie jest wręcz stworzony do demonstracji przed publicznością bez angażowania w to osób trzecich... - Coś w jej głowie zaświtało, a na ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. - Chyba że są państwo zainteresowani wzięciem udziału w mym pokazie?
Zapraszający gest, w którym rozłożyła ramiona, mówił sam za siebie – zaproponowała to jak najbardziej poważnie. W dłoni nadal trzymała różdżkę, a stojąc w lekkim rozkroku, skierowała głowę nieco w bok, by patrzeć na komisję lekko pod kątem. Kto wie, może jej egzamin już dawno się skończył, a ona nie miała na co liczyć, jednak nie ma co tracić przedwcześnie nadziei i przekreślać możliwości dobrej zabawy. Chociaż... sama nie wiedziałaby pewnie jak zareagować, gdyby jej urządzenie zadziałało aż za dobrze, wywołując nazbyt silną reakcję... co byłoby naprawdę ciekawie. To jak, są na tej uczelni sami nudziarze i przemądrzałe tchórze, czy też ludzie poszukujący nowej dawki wrażeń...?
Na szczęście z pomieszczenia w końcu dobiegł dźwięk przyzwalający na wejście kolejnego potencjalnego studenta. Dziewczyna ruszyła przed siebie, bawiąc się pudełkiem trzymanym w rękach. Jedna z jej dłoni powędrowała jeszcze niespokojnie do kieszeni, w której trzymała różdżkę... uf, nie zapomniała jej. Komu w drogę, temu jedzenie! Czy jakoś tak...
Pierwszym co rzuciło się w oczy Lucy po przekroczeniu progu, była ta komisja... oceniająca, niezadowolona, zapewne zmęczona wieloma wystąpieniami. A przynajmniej ona tak to postrzegała. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że ta sierota, nieraz tracąca równowagę w trakcie stania, potknęła się teraz w drodze do ich stołu. Omal nie wyrżnęła teatralnie, niemniej machając śmiesznie rękami i wydając nieartykułowane dźwięki, udało jej się odzyskać równowagę. No, co jak co, ale pierwsze wrażenie, to ona potrafiła zrobić cudowne... Chociaż skoro gorzej już nie będzie, to czym się tu przejmować? Z nową determinacją skinęła głową, po czym rozluźniła ramiona, a na usta dopuściła nieco wariacki uśmiech.
- Żeby być zapamiętanym, trzeba się rzucać w oczy, ja zaś postanowiłam rzucić się dosłownie na państwa – odezwała się, zupełnie nie przemyślawszy swej wypowiedzi i jednocześnie wręczyła swoje dokumenty pani dziekan. Zaraz też oddaliła się parę kroków, by nie opluć nikogo, w razie gdyby za bardzo podekscytowała się omawianym tematem. Lecz po kolei. - Nazywam się Lucy Happymeal, ukończyłam Hogwart i jak mogą się państwo domyślić, jako że są państwo z pewnością inteligentni, przybyłam ubiegać się o miejsce na waszym wydziale.
Słowa z jej ust padały płynnie, nawet nie za szybko i nie za wolno. Zadowolona z siebie postanowiła nie skupiać się aż tak na tym co mówi – pójdzie na żywioł, ot co, to przecież zawsze działa najlepiej. A że tam obrazi przypadkiem kogoś po drodze... zdarza się najlepszym. Nie rozglądając się już dookoła, jedynie utrzymując nienachalny kontakt wzrokowy z komisją, rozpoczęła swoją prezentację.
- Mam nadzieję, że pozwolą państwo, iż zacznę od krótkiego wstępu teoretycznego, pozostawiając na razie nieruszoną kwestię tajemniczego pudełka. - Uniosła nieznacznie trzymany przedmiot. - Zdaje mi się, że jest ono tylko dodatkiem do moich badań, niemniej nie chciałam przychodzić do państwa z pustymi rękoma, gdyż najprawdopodobniej wtedy zaistniałyby jeszcze większe szanse na bycie odprawioną z kwitkiem. Lecz nie przedłużając... - Wzięła głębszy oddech i przełknęła ślinę, przez co poczuła smak jedzonych niedawno pomarańczy... Może powinna była z tym poczekać aż będzie po wszystkim? Nie – nie dysponowała tak wielkimi pokładami cierpliwości. - Zawsze interesowała mnie psychika ludzka. Zwłaszcza wpływ pamięci i utraty wspomnień na zachowania poszczególnych jednostek, jak również ewentualne zdolności magiczne czarodziejów, aczkolwiek jest to temat, nad którym dopiero kiedyś pragnęłabym poszerzyć swe badania. Tym razem skupiłam się na wpływie emocji na wytwarzane przez nas czary. Nieraz mówi się, że pod wpływem silnych emocji, zaklęcia nabierają mocy, jednak ostatnio zastanawiałam się, czy przypadkiem uczucia, nieraz przysłaniające zdrowy rozsądek, nie rozpraszają nas także w kwestii magii. Stąd wpadłam na próbę ustabilizowania stanu emocjonalnego czarodzieja i sprawdzenie jak będzie się to miało do tego, jak czaruje... - Na dłużej zawiesiła wzrok na zebranych osobach, gdyż w końcu w jej głowie pojawił się cichutki głos, mówiący, że być może jest to błędem i że powinna była zająć się czymś, co nie będzie sprawiało, iż wyglądała, jak gdyby dążyła do stania się psychopatką. Po tej krótkiej przerwie wybiła się nieco z rytmu i na moment zająknęła. - Ten... i... jak zapisałam w załączonych dokumentach, postanowiłam zbadać działanie eliksiru spokoju, zmienić jego właściwości oraz połączyć go z nowymi składnikami. Przy takich zadaniach niestety liczy się precyzja, a metoda prób i błędów skutkowała kilkoma niepożądanymi wybuchami, jak również niekontrolowanymi stanami ospałości i dekoncentracji. - W jej ruchach można było znowu wyczuć pewne napięcie, a słowa były mniej wyważone. Dziewczyna zaczynała mówić szybciej, jakby próbowała dogonić jakąś myśl, perfidnie jej uciekającą. - Ostatecznie udało mi się osiągnąć krótkotrwały stan przybliżony do apatii, a użyte w tym celu składniki mają państwo opisane, więc nie sądzę, bym musiała je w tej chwili wszystkie przybliżać. Okazało się, że tak jak zakładałam, stan ten sprzyjał rzucaniu niektórych zaklęć i uroków, zwłaszcza tych skomplikowanych, wymagających sporych pokładów koncentracji czy też siły magicznej. - I znowu ledwo dające się dostrzec zacięcie. Dlaczego? Do Lucy dotarło właśnie, że nie ma bladego pojęcia, jak pokazać działanie swego urządzenia... badania to jedno, ale zaprezentowanie... Hmmm... Będzie przejmować się tym później, najpierw lepiej by skupiła się na teoretycznym przedstawieniu. - Idąc tym tropem, doszłam do wniosku, że nie chcę na tym kończyć swoich badań, dlatego poszerzyłam swój projekt o wzmacnianie poszczególnych emocji, stawiając to w opozycji do ich tłamszenia. Zauważyłam wtedy że agresja, gniew i frustracja mają znaczny wpływ na siłę magii ofensywnej, szczególnie jeśli chodzi o zaklęcia niszczące. Uspokojenie i rozluźnienie ciała sprzyjało magii uzdrawiającej, a pozytywne emocje (jak radość) wpływały na zaklęcia użytkowe. Och, i w przypadku uczucia strachu zauważyłam niewielki wzrost siły przy rzucaniu zaklęć defensywnych...
W trakcie swego wywodu cały czas chodziła po pomieszczeniu, żywo gestykulując. W jej oczach na przemian pojawiała się niepewność i zaaferowanie związane z obraną przez nią tematyką. Teraz dopiero na chwilę zatrzymała się, marszcząc nos i zastanawiając nad czymś. Nie minęło jednak nawet kilka sekund nim na jej twarzy wymalowało się zdecydowanie – najwyraźniej podjęła decyzję i była gotowa działać. Bez wątpienia da radę!
- Jak wspominałam na początku, nie chciałam przyjść z pustymi rękami, bo mijałoby się to z celem, stąd przyniosłam zbudowane przeze mnie urządzenie. - Przykucnęła na ziemi, kładąc przed sobą pudełko i wyjmując z niego coś, co wyglądało jak jakaś figurka, składająca się ze stojaka, rozgałęziającego się na pięć stron, z których zwisało pięć owalnych drewienek o różnych barwach. - Tak, oto ono. - Zabrzmiało to tak bardzo profesjonalnie – brawo Lu. Wskazała na jedno z "jajek". - Każde z nich jest zrobione z leszczyny nasączonej ziołami i eliksirami. Na przykład w przypadku części mającej wywołać spokój i rozluźnienie umieściłam eliksir spokoju, olejki: miętowy, jaśminowy i tatarakowy oraz zmielone skórki mandarynek. Jak widać nie zawsze korzystałam z receptur wykorzystujących składniki magicznego pochodzenia, lecz również zwyczajne owoce czy rośliny, o których właściwościach czytałam w źródłach sporządzonych przez mugo... znaczy... niemagicznych ludzi. - No tak, za granicą przecież nie używano tak powszechnie tego słowa. - Ale najlepiej będzie, gdy to pokażę.
Podniosła się i zrobiła krok do tyłu. Nie była pewna, czy to zadziała, więc stwierdziła, że na pierwszy ogień najlepiej jak pójdzie opisywana przez nią przed chwilą emocja – niewątpliwie jej się to przyda. Dziewczyna wyciągnęła różdżkę, nieco nerwowo strzeliła palcami i nie spoglądając na razie na komisję, mówiła dalej.
- Wykorzystałam tutaj do przenoszenia odpowiednich cząsteczek zaklęcie baubillous. Zaklęcie to wytarza piorun nieszkodliwy dla człowieka, ale jednak wyładowanie elektryczne porusza zebraną w drewnie magiczną materią... - Dobra, wdech, wydech. Wdech... wydech. - Baubillous – wypowiedziała wreszcie, a z końca jej różdżki wydostał się świetlisty promień. Wniknął on płynnie w zabarwianą na niebiesko część konstrukcji, by za moment wrócić i uderzyć w Lucy. Poczuła lekkie łaskotanie w dłoni, a zmarszczki na jej twarzy wygładziły się, ona zaś odetchnęła z ulgą i stanęła w swobodniejszej pozie. - Jak państwo widzą... - zaczęła miarowym tonem. - …zaklęcie zostaje odbite, ja zaś na krótki czas - jak wykazały wcześniej testy, na około kilka minut - jestem pod wpływem mieszanki ukrytej w tej niepozornej figurze. Jak to wpływa na czary? Trudno mi tutaj to okazać, gdyż nie znają państwo siły moich zwyczajowych zaklęć, a coś takiego łatwo zafałszować. Niemniej jeżeli będą państwo wymagali prezentacji każdej opisanej przeze mnie funkcji z osobna, zrobię to, choć przyznaję, że wywoływanie po kolei różnych stanów emocjonalnych na jednej osobie jest trochę wyczerpujące psychicznie. - Lu wzruszyła ramionami. Możliwe że było to nie na miejscu, ale nie umiała chwilowo niczym się przejąć. Może to i dobrze... - Zdaję sobie sprawę, że mój projekt sam w sobie nie jest idealny, na dodatek nie jest wręcz stworzony do demonstracji przed publicznością bez angażowania w to osób trzecich... - Coś w jej głowie zaświtało, a na ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. - Chyba że są państwo zainteresowani wzięciem udziału w mym pokazie?
Zapraszający gest, w którym rozłożyła ramiona, mówił sam za siebie – zaproponowała to jak najbardziej poważnie. W dłoni nadal trzymała różdżkę, a stojąc w lekkim rozkroku, skierowała głowę nieco w bok, by patrzeć na komisję lekko pod kątem. Kto wie, może jej egzamin już dawno się skończył, a ona nie miała na co liczyć, jednak nie ma co tracić przedwcześnie nadziei i przekreślać możliwości dobrej zabawy. Chociaż... sama nie wiedziałaby pewnie jak zareagować, gdyby jej urządzenie zadziałało aż za dobrze, wywołując nazbyt silną reakcję... co byłoby naprawdę ciekawie. To jak, są na tej uczelni sami nudziarze i przemądrzałe tchórze, czy też ludzie poszukujący nowej dawki wrażeń...?
- Załączona dokumentacja:
- Lista dziedzin zainteresowań:
- wpływ stanu emocjonalnego czarodzieja na jego magię
- manipulacja uczuciami
- zmiany w pamięci oraz zaklęcia z tym związane
- projektowanie zaklęć
- scalanie zaklęć i ich nowe zastosowania
- eksperymenty na zaklęciach bazujących na ogniu
- nasycanie przedmiotów magią, przemiana przedmiotów mugolskich, by zyskały zastosowania magiczne
- podróże w czasie i ich wpływ na rzeczywistość
- wpływ wspomnień i ich utraty na charakter człowieka
- przepowiednie oraz znaczenie snów
Preferowany kierunek specjalizacji
- projektowanie nowych zaklęć
- badania nad pamięcią
- pirotechnika
Opis przeprowadzanych eksperymentów magicznych projektu własnego:
Badania nad wpływem emocji czarodzieja na jego magię oraz próba ich redukowania i pogłębiania za pomocą czarów.
Hipoteza: jak w przypadku oklumencji, która w sporej części opiera się na odcięciu od emocji, tak też odczuwane emocje wpływają na inne dziedziny wytwarzanej przez nas magii.
Po dojściu do powyższych wniosków, podjęłam próbę wywołania stanu, w którym odcina się od wszelkich emocji na czas nieokreślony.
Główne zagrożenie: nieustępująca apatia do wszystkiego, a co za tym idzie, porzucenie projektu. Możliwe zatracanie własnej osobowości.Ups.
Dopisek: w trakcie rozwijania owego konceptu, stwierdziłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie nie tylko próba pozbycia się wszelkich emocji, ale również wzmocnienia niektórych – tych, mogących okazać się użytecznymi dla danej dziedziny magii. Główna badana emocja: gniew i agresja przy rzucaniu zaklęć ofensywnych. Poboczne: wpływ strachu na działanie zaklęć defensywnych, spokoju na działanie zaklęć uzdrawiających oraz radości (i szczęścia) na działanie wszelkiego rodzaju zaklęć.
Etapy postępowania:
1/ Próba wywołania apatii. Znalezienie sposobów na ustabilizowanie stanu emocjonalnego czarodzieja ze skutkami krótkotrwałymi. Próba wywołania senności - niepożądane reakcje. Badanie Eliksiru Spokoju.
- badanie właściwości następujących składników: pieczone odwłoki ważek, świeże liście Khatu (niepożądane reakcje), wysuszone liście Khatu, sproszkowane łodygi Khatu, liście melisy, pomarańcze, kolce jeżozwierza, kamień księżycowy
- eliksir spokoju ze zmienionymi dawkami kamienia księżycowego (zwiększona) oraz kolców jeżozwierza (zmniejszona)
- połączenie zmodyfikowanego eliksiru z olejkiem pomarańczowym (mającym pomóc zachować harmonię w organizmie), wyciągiem z liści melisy oraz sproszkowanymi łodygami Khatu, poddanymi wcześniej procesowi suszenia (wywołującymi ospałość, sen oraz apatię; należy być ostrożnym w trakcie dawkowania, możliwe skutki uboczne) (pewne problemy ze sprowadzaniem ostatniej rośliny)
2/ Zastosowanie magicznych ziół oraz eliksirów, dostrzeżenie skutków ubocznych poszczególnych trucizn, a nawet leków (rozpisanie poniżej jedynie dwóch najważniejszych – reszta całkiem odrzucona).
- odpowiednie właściwości krwi ghula; niestety nie współdziałającej z poprzednią mieszanką - wywołuje wymioty, przebarwienia oraz silne problemy z koncentracją
- korzeń z imbiru – łagodzenie skutków, stabilizacja działania (w nadmiarze okazuje się być trucizną, niemniej nie wywołuje skutków ubocznych z przyrządzoną miksturą, gdy doda się jej w odpowiednich ilościach)
3/ Poszukiwanie odpowiednich zaklęć zakończone niepowodzeniem.
4/ Analiza pochłania szczęśliwych wspomnień przez dementorów, porzucenie badań postrzeganych jako nazbyt ryzykownych.
5/ Artefakty magiczne manipulujące uczuciami, księgi czarnomagiczne – nieodnalezienie odpowiednich pomocy, natrafienie na ślepy zaułek oraz zakazane typy magii.
6/ Uspokajające mieszanki ziołowe – zbyt słabe. Zwiększenie dawki może okazać się niebezpieczne, potrzeba ustabilizowania receptury, bez dodawania zbędnych składników.
- Fasolka Sopophorusa – rozwiązanie (należy uważać, by nie przedawkować - spowalnia prace organizmu, sprawia, że ma się coraz mniej energii; może również wywoływać sen przypominający śmierć) – dodanie w niewielkiej ilości.
7/ Próba rzucania zaklęć po zażyciu mikstury. Porównanie wyników z czarami przed pobraniem dawki leku. Wyniki pozytywne – istotna zmiana, zwłaszcza przy skomplikowanych czarach z wyższych poziomów, przy których kluczowym elementem jest skupienie.
8/ Próba odnalezienia sposobu na zaklęcie mikstury w coś prostszego. Przeszukiwanie właściwości materiałów (odrzucenie stali, żelaza oraz skór zwierzęcych). Łuski wywerny jako jedyne okazały się skłonne do współpracy przy wchłanianiu właściwości magicznych, zostały jednak porzucone jako materiał mniej doskonały. Skupienie się na właściwościach magicznych drewna, wypróbowanie kilkunastu, z czego większość wykazała zbyt słabe efekty, choć próba z jesionem zakończyła się najwyraźniejszą klęską. Jednymi z lepiej współgrających drewien okazały się być: topola (nieco mało elastyczna), ostrokrzew (momentami oporny) i dąb (zbyt niewielka moc), niemniej najbardziej pożądane efekty uzyskane zostały przy pracy z leszczyną (okazała się być najbardziej wrażliwa na wszelkie zmiany, które następnie precyzyjnie odzwierciedlała).
9/ Nakrapianie leszczyny wcześniej przyrządzoną miksturą, a następnie odstawienie jej na okres co najmniej dwóch tygodni w ciepłym, suchym miejscu. Zadowalające efekty – należyte wchłonięcie magicznych właściwości wywaru.
10/ Poszerzenie projektu o wzmacnianie emocji, a nie jedynie ich tłumienie. Badanie dotyczące wpływu gniewu i wywołanej sztucznie agresji na zaklęcia ofensywne oraz defensywne. Zaskakująco pozytywne wyniki przy tych pierwszych.
- wyraźny wzrost siły zaklęć ofensywnych, zwłaszcza niszczących, pod wpływem uczucia gniewu oraz frustracji
- pożądane efekty uzyskane po zmienieniu receptury wywaru zaciemniającego umysł oraz dodaniu rzutu pospolitego, zwiększającego moc
11/ Badania nad innymi emocjami. Porażka przy próbie wykorzystania amortencji. Wyniki: poczucie spokoju i rozluźnienia pomocne przy rzucaniu zaklęć uzdrawiających, nieznaczne wzmocnienie zaklęć defensywnych poprzez wywołanie uczucia strachu. Sprawdzenie wpływu pozytywnych emocji (jak radość) na czary. Wyniki mało satysfakcjonujące – mało zauważalne efekty.
- wywołanie spokoju i rozluźnienia – eliksir spokoju z dodanymi kilkoma kroplami olejku miętowego, jaśminowego oraz tatarakowego (mają one działanie rozluźniające bądź uspakajające), a następnie uzupełnienie mieszanki zmielonymi skórkami mandarynek
- uczucie strachu – zmieszanie ciemiernika czarnego i sproszkowanego rogu biesa z kłami chropianka, wzmacniającymi silnie działanie innych składników (bez rozwagi może doprowadzić do silnie niepożądanych skutków)
sproszkowany róg biesa, skrzydła nietoperza, olejek muszkatołowy (właściwości halucynogenne)
- radość – eliksir euforii z dodatkiem alg oraz wyciągu z drewna cedru wirgilskiego, działającego uspokajająco oraz wzmacniająco
12/ Skonstruowanie prototypu urządzenia pozwalającego na manipulację emocjami w sposób mało inwazyjny. Konstrukcja składająca się z kilku części – stojaka oraz pięciu odnóży zakończonych drewnianymi owalami, mającymi przejąć magiczne właściwości przygotowywanych mikstur. Dość toporna i niepraktyczna, niemniej w teorii działająca.
13/ Pierwsze testy - próby wykorzystania owalów, poprzez nawiązanie z nimi łączności. Testowanie możliwości wywołania wybuchu, rozpraszającego w powietrzu pozostałe po nim cząsteczki – niepowodzenie i niepraktyczność: nieprecyzyjność całego zabiegu oraz zaistniała konieczność przebudowywania całej konstrukcji na nowo po każdym użyciu. Równie słabe efekty związane z próbą kontaktu poprzez dotyk czy spożycie. Ewentualna odpowiedź – rozpylenie?
14/ Próba wykorzystania zaklęcia baubillous. Piorun tworzyłby wyładowania elektryczne, przejmując właściwości magiczne cząsteczek, wywołujących pożądane reakcje, nie niszcząc przy tym urządzenia. Napotykany problem – piorun nie wraca.
15/ Transmutacja obiektu, by nabrał właściwości odbijających. Opatrzenie każdego z owalów w runę Thurisaz, oznaczającą niezłomność i mającą zapewnić ochronę oraz brak możliwości przenikania, co jednocześnie wzmacniałoby cechę odpierającą. Założenie: zaklęcie uderza w urządzenie, przejmuje odpowiednie właściwości, po czym zostaje odbite rykoszetem w stronę rzucającego.
16/ Testy zakończone pomyślnie. Uczucie łaskotania oraz wywołanie odpowiednich emocji bez dostrzegalnych uszczerbków na zdrowiu.
17/ Ostateczne poprawki estetyczne – zmniejszenie urządzenia i nadanie mu wygodniejszego kształtu. Zabarwienie poszczególnych owalów, by się nie myliły między sobą: gniew – czerwony, spokój – niebieski, apatia – szary, radość – żółty, strach – fioletowy. Konstrukcja wysoka na około 30 cm, przypomina drzewko z pięcioma gałęziami (stalowy stojak i drewniane owale).
Podsumowanie: urządzenie zostało zbudowane z drewna leszczyny, nasączonego mieszanką eliksirów oraz różnego rodzaju ziół. Samo w sobie jest jedynie pojemnikiem i należy rzucić na nie zaklęcie baubillous, tworzące wyładowanie elektryczne, które porusza cząsteczki magiczne w nim się znajdujące. Konstrukcja, której nadane zostały właściwości odbijające, jest w stanie po krótkim czasie (około dwóch sekund) odbić zaklęcie, przez co piorun wraca do rzucającego i choć jest nieszkodliwy, zyskuje nowe właściwości i wpływa na stan emocjonalny czarodzieja.
Projekt wstępny badań własnych (poglądowo; możliwa jest późniejsza zmiana):
- odzyskiwanie utraconych wspomnień
1/ Zbadanie mechanizmów działania pamięci oraz amnezji.
2/ Analiza istniejącego zaklęcia oraz eliksiru zapomnienia.
3/ Próba odwrócenia ich działania.
4/ Etap praktyczny.
Lucy Happymeal
Re: Sala egzaminacyjna
Tylko dziekan Peeman nie zauważyła potknięcia dziewczyny - cała reszta śledziła wzrokiem jej wejście i podziwiała wymachy. Wszyscy zachowali powagę. A przynajmniej prawie wszyscy - profesor Zhang wysoko uniósł brwi i zmrużył oczy. Ciężko było stwierdzić, co wyraża jego twarz: równie dobrze mogło to być zaciekawienie, rozbawienie jak i politowanie. Zrozumienie wyrazu utrudniała nie tylko jego azjatycka uroda. Każdemu było na początku ciężko interpretować jego emocje, bo należał do tej niewielkiej grupy ludzi, których mimika nie działa dokładnie tak, jak powinna.
Po pierwszym wygłoszonym przez rekrutantkę zdaniu pani dziekan mruknęła i napiła się wody, zupełnie, jakby chciała powstrzymać się od komentarza. Wzięła do ręki dostarczone dokumenty i zaczęła je przeglądać.
Do czasu przejścia w etap praktyczny pokaz przebiegał niezakłócany. Polak i Chińczyk jak zwykle zaczęli pokazywać sobie coś w papierach, a brwi tego drugiego po raz kolejny zniknęły pod czupryną. Szerokiego uśmiechu przy wskazaniu na jedno miejsce tym razem nie dało się pomylić z niczym innym.
Chwilę później komisja bez ruchu wpatrywała się w demonstrację. Do ostatniej chwili trwali w milczeniu - po ostatnim pytaniu dwie osoby odezwały się jednocześnie.
- Ja chętnie - rzucił z zainteresowaniem profesor Wilczyński.
- Chcę spróbować! - Z dużym entuzjazmem, wstając z miejsca, oznajmił profesor Zhang.
Dziekan Margaret złapała go za rękaw i z miną zmęczonej matki ściągnęła go do pozycji siedzącej.
- Panowie, proszę.
Polak skrzywił się i powiedział jej coś na ucho. Spojrzała na niego w sposób, który u każdego studenta spowodowałby bezwładne ugięcie nóg, ale mężczyzna jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi.
- No dobrze. - Kobieta powiedziała ciężko. - Zanim jednak do tego przejdziemy... Odzyskiwanie utraconych wspomnień. Może się mylę, ale to brzmi, jakby miało związek ze sprawami prywatnymi. - Pochyliła się i popatrzyła na dziewczynę surowo. - To oczywiście świetna motywacja do badań, ale od razu uprzedzam, że na pierwszym roku na pewno nie pozwolę na kontynuację tego kierunku. Próba rozwiązania prywatnych spraw eksperymentami potrafi doprowadzić do opłakanych skutków, czego jesteśmy na naszym wydziale bardzo świadomi. - Westchnęła i wyprostowała plecy. - Po tym czasie jestem pewna, że znajdzie się ktoś, kto będzie chętny do współpracy.
Profesor Wilczyński zaśmiał się i podniósł z miejsca.
- Śmieszna sprawa, że na razie też ma zakaz.
Dwóch mężczyzn stanęło po bokach dziewczyny. Chińczyk przeciągnął się, kiedy opuścił swoje miejsce.
- To bardzo ciekawy projekt. - Powiedział do dziewczyny. - Ale zepsuła pani prezentację, mówiąc, że projekt nie jest idealny. Na przyszłość proszę o swoich wyczynach wypowiadać się jedynie pozytywnie.
- Dobra. - Profesor Wilczyński strzelił kostkami rąk. -To która jest rozweselająca?
Dziekan Peeman podparła głowę na ręce i popatrzyła na Einarssona, ale nie uzyskała z nim kontaktu wzrokowego. Był kompletnie pochłonięty tym, co działo się na środku sali.
Po pierwszym wygłoszonym przez rekrutantkę zdaniu pani dziekan mruknęła i napiła się wody, zupełnie, jakby chciała powstrzymać się od komentarza. Wzięła do ręki dostarczone dokumenty i zaczęła je przeglądać.
Do czasu przejścia w etap praktyczny pokaz przebiegał niezakłócany. Polak i Chińczyk jak zwykle zaczęli pokazywać sobie coś w papierach, a brwi tego drugiego po raz kolejny zniknęły pod czupryną. Szerokiego uśmiechu przy wskazaniu na jedno miejsce tym razem nie dało się pomylić z niczym innym.
Chwilę później komisja bez ruchu wpatrywała się w demonstrację. Do ostatniej chwili trwali w milczeniu - po ostatnim pytaniu dwie osoby odezwały się jednocześnie.
- Ja chętnie - rzucił z zainteresowaniem profesor Wilczyński.
- Chcę spróbować! - Z dużym entuzjazmem, wstając z miejsca, oznajmił profesor Zhang.
Dziekan Margaret złapała go za rękaw i z miną zmęczonej matki ściągnęła go do pozycji siedzącej.
- Panowie, proszę.
Polak skrzywił się i powiedział jej coś na ucho. Spojrzała na niego w sposób, który u każdego studenta spowodowałby bezwładne ugięcie nóg, ale mężczyzna jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi.
- No dobrze. - Kobieta powiedziała ciężko. - Zanim jednak do tego przejdziemy... Odzyskiwanie utraconych wspomnień. Może się mylę, ale to brzmi, jakby miało związek ze sprawami prywatnymi. - Pochyliła się i popatrzyła na dziewczynę surowo. - To oczywiście świetna motywacja do badań, ale od razu uprzedzam, że na pierwszym roku na pewno nie pozwolę na kontynuację tego kierunku. Próba rozwiązania prywatnych spraw eksperymentami potrafi doprowadzić do opłakanych skutków, czego jesteśmy na naszym wydziale bardzo świadomi. - Westchnęła i wyprostowała plecy. - Po tym czasie jestem pewna, że znajdzie się ktoś, kto będzie chętny do współpracy.
Profesor Wilczyński zaśmiał się i podniósł z miejsca.
- Śmieszna sprawa, że na razie też ma zakaz.
Dwóch mężczyzn stanęło po bokach dziewczyny. Chińczyk przeciągnął się, kiedy opuścił swoje miejsce.
- To bardzo ciekawy projekt. - Powiedział do dziewczyny. - Ale zepsuła pani prezentację, mówiąc, że projekt nie jest idealny. Na przyszłość proszę o swoich wyczynach wypowiadać się jedynie pozytywnie.
- Dobra. - Profesor Wilczyński strzelił kostkami rąk. -To która jest rozweselająca?
Dziekan Peeman podparła głowę na ręce i popatrzyła na Einarssona, ale nie uzyskała z nim kontaktu wzrokowego. Był kompletnie pochłonięty tym, co działo się na środku sali.
Mistrz Gry
Re: Sala egzaminacyjna
Entuzjazm pracowników i ich chęć wzięcia udziału w prezentacji sprawiły, że uśmiech na ustach dziewczyny nieco się poszerzył. Zwykle zapewne powiedziałaby w tym momencie coś nieodpowiedniego, niemniej nadal będąc pod wpływem działania własnego wynalazku, powstrzymała się od komentarza i wręcz podejrzanie cierpliwie czekała, aż panowanie dogadają się między sobą. Dostrzegając za to spojrzenie dziekan Margaret, zawiesiła na niej wzrok na dłużej, zastanawiając się, o co też takiego może chodzić...
- Naturalnie rozumiem pani obiekcje i jestem w stanie powstrzymać się od tychże eksperymentów na pierwszym roku. Z pewnością będę miała czym się zająć, a przyszły projekt miał być określony w dokumentacji wyłącznie poglądowo. Rozważałam także badanie właściwości ognia pod względem jego zastosowania tak, by wpływał jedynie na poszczególne substancje, jak na przykład na materię nieożywioną. - Utrzymując kontakt wzrokowy z kobietą, odpowiadała na pytanie bez zająknięcia - spokój i rozluźnienie są jednak w takim przypadku jak najbardziej wartościowe. - Mogę wyjść również z innym konceptem, którym miałabym się zająć na początku, by za przedsięwzięcie najbardziej mnie interesujące zabrać się już z większym doświadczeniem.
Celowo nie potwierdziła przy tym, iż istotnie chodziło o sprawy prywatne, choć było to dość logicznym wnioskiem. Nie została o to zapytana, więc nie czuła potrzeby rozwijania tematu. Na dodatek jej uszu dobiegł akurat komentarz profesora Wilczyńskiego... hmm... chyba coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że jest to miejsce, w którym powinna zagościć na dłużej.
- Postaram się następnym razem zapamiętać i wykazać większą pewnością siebie – odezwała się ciepło, czując się nieco docenioną, po czym odwróciła się w stronę Polaka. - Żółty jest rozweselający. - Wskazała na właściwy owal. - Działanie niebieskiego już zaprezentowałam, czerwony odpowiada za gniew, fioletowy za strach, szary natomiast za apatię. Wystarczy wycelować zaklęciem – poinstruowała krótko. Nie czuła presji, jedynie żywe zaciekawienie oraz lekką dumę z powodu przynajmniej pozornie pozytywnego odbioru jej wystąpienia.
Nie chowając różdżki, przeczesała dłonią włosy, zerkając na przemian na dwójkę mężczyzn. No, no, to jej się udało – oto nastąpi wiekopomna chwila, w której zobaczy na własne oczy skutki namówienia członków komisji do porażenia siebie samych piorunem.
- Naturalnie rozumiem pani obiekcje i jestem w stanie powstrzymać się od tychże eksperymentów na pierwszym roku. Z pewnością będę miała czym się zająć, a przyszły projekt miał być określony w dokumentacji wyłącznie poglądowo. Rozważałam także badanie właściwości ognia pod względem jego zastosowania tak, by wpływał jedynie na poszczególne substancje, jak na przykład na materię nieożywioną. - Utrzymując kontakt wzrokowy z kobietą, odpowiadała na pytanie bez zająknięcia - spokój i rozluźnienie są jednak w takim przypadku jak najbardziej wartościowe. - Mogę wyjść również z innym konceptem, którym miałabym się zająć na początku, by za przedsięwzięcie najbardziej mnie interesujące zabrać się już z większym doświadczeniem.
Celowo nie potwierdziła przy tym, iż istotnie chodziło o sprawy prywatne, choć było to dość logicznym wnioskiem. Nie została o to zapytana, więc nie czuła potrzeby rozwijania tematu. Na dodatek jej uszu dobiegł akurat komentarz profesora Wilczyńskiego... hmm... chyba coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że jest to miejsce, w którym powinna zagościć na dłużej.
- Postaram się następnym razem zapamiętać i wykazać większą pewnością siebie – odezwała się ciepło, czując się nieco docenioną, po czym odwróciła się w stronę Polaka. - Żółty jest rozweselający. - Wskazała na właściwy owal. - Działanie niebieskiego już zaprezentowałam, czerwony odpowiada za gniew, fioletowy za strach, szary natomiast za apatię. Wystarczy wycelować zaklęciem – poinstruowała krótko. Nie czuła presji, jedynie żywe zaciekawienie oraz lekką dumę z powodu przynajmniej pozornie pozytywnego odbioru jej wystąpienia.
Nie chowając różdżki, przeczesała dłonią włosy, zerkając na przemian na dwójkę mężczyzn. No, no, to jej się udało – oto nastąpi wiekopomna chwila, w której zobaczy na własne oczy skutki namówienia członków komisji do porażenia siebie samych piorunem.
Lucy Happymeal
Re: Sala egzaminacyjna
- Pozwoli pani, że skupimy się raczej na radości. - Profesor Wilczyński uśmiechnął się do dziewczyny. - Z przyczyn praktycznych. Nie chcemy przecież oblać następnych kandydatów. - Po tych słowach machnął różdżką w stronę wynalazku Lucy. Ruch wyglądał na wykonany zupełnie od niechcenia, ale zaklęcie zostało rzucone bardzo precyzyjnie. Nie trzeba było długo czekać na efekt - Polak odwrócił się do dziekan Peeman z rozpromienioną twarzą. - Koniecznie musisz sobie takie sprawić.
Profesor Zhang bardzo szybko poszedł w jego ślady. Przez chwilę stał bez reakcji, po czym odwrócił się do egzaminowanej. Oczywiście się uśmiechał.
- Pani Happymeal, tak? Muszę przyznać, że chętnie pracowałbym z panią nad projektami.
- Przypominam panom, że zostało nam jeszcze kilku kandydatów. - Wtrąciła w końcu pani dziekan. - Dziękuję za całkiem udaną prezentację. Proszę oczekiwać sowy z terminem inauguracji. - Nie mogła dłużej ukrywać uśmiechu, kiedy rozbawieni koledzy wrócili na swoje miejsce. - Gratuluję przyjęcia na WME.
Profesor Zhang bardzo szybko poszedł w jego ślady. Przez chwilę stał bez reakcji, po czym odwrócił się do egzaminowanej. Oczywiście się uśmiechał.
- Pani Happymeal, tak? Muszę przyznać, że chętnie pracowałbym z panią nad projektami.
- Przypominam panom, że zostało nam jeszcze kilku kandydatów. - Wtrąciła w końcu pani dziekan. - Dziękuję za całkiem udaną prezentację. Proszę oczekiwać sowy z terminem inauguracji. - Nie mogła dłużej ukrywać uśmiechu, kiedy rozbawieni koledzy wrócili na swoje miejsce. - Gratuluję przyjęcia na WME.
Koniec egzaminu wstępnego.
GRATULUJĘ PRZYJĘCIA NA WYDZIAŁ MAGII EKSPERYMENTALNEJ!
Mistrz Gry
Re: Sala egzaminacyjna
Dzisiejszy dzień egzaminów wstępnych dopiero się zaczął. A właściwie powinien się zacząć - komisja w niepełnym składzie czekała na ostatniego profesora.
- Spóźnia się. - Powiedziała z lekkim niepokojem pani dziekan. - Jeszcze nigdy nie byłam świadkiem jego spóźnienia.
- Na pewno zaraz przyjdzie. - Profesor Wilczyński korzystał z faktu, że żaden przyszły lub niedoszły student nie był obecny na sali i leżał na blacie, zagniatając przy okazji dokumenty. I faktycznie - nie minęła minuta od jego zdania, zanim drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wbiegł truchtem profesor Sharv. Ziajał, a język miał przewieszony z prawej strony swojego psiego pyska.
- Bardzo państwa przepraszam. - Oznajmił uprzejmie i zrobił małą przerwę na kilka szybkich oddechów. - Jakiś imbecyl, jakiś nowy, próbował mnie zatrzymać. Musiałem - tu znowu krótka przerwa - wytłumaczyć mu, że tu pracuję.
- Jestem pewien, że bardzo żałuje. - Mruknął rozbawiony Polak. Profesor Sharv zajął miejsce obok niego.
- Bardzo. - Odpowiedział tylko swoim głębokim głosem.
- Zaczynajmy już. - Allan Einarsson jakby wybudził się z letargu. Widać było, że podobnie jak profesor Wilczyński nie zdążył się wyspać. Dziekan Peeman kiwnęła głową.
- Zapraszam na salę pierwszego kandydata!
- Spóźnia się. - Powiedziała z lekkim niepokojem pani dziekan. - Jeszcze nigdy nie byłam świadkiem jego spóźnienia.
- Na pewno zaraz przyjdzie. - Profesor Wilczyński korzystał z faktu, że żaden przyszły lub niedoszły student nie był obecny na sali i leżał na blacie, zagniatając przy okazji dokumenty. I faktycznie - nie minęła minuta od jego zdania, zanim drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wbiegł truchtem profesor Sharv. Ziajał, a język miał przewieszony z prawej strony swojego psiego pyska.
- Bardzo państwa przepraszam. - Oznajmił uprzejmie i zrobił małą przerwę na kilka szybkich oddechów. - Jakiś imbecyl, jakiś nowy, próbował mnie zatrzymać. Musiałem - tu znowu krótka przerwa - wytłumaczyć mu, że tu pracuję.
- Jestem pewien, że bardzo żałuje. - Mruknął rozbawiony Polak. Profesor Sharv zajął miejsce obok niego.
- Bardzo. - Odpowiedział tylko swoim głębokim głosem.
- Zaczynajmy już. - Allan Einarsson jakby wybudził się z letargu. Widać było, że podobnie jak profesor Wilczyński nie zdążył się wyspać. Dziekan Peeman kiwnęła głową.
- Zapraszam na salę pierwszego kandydata!
Mistrz Gry