Plac za budynkiem D
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Wydział Magii Eksperymentalnej i Katedra Magicznego Sportu
Strona 1 z 1 • Share
Plac za budynkiem D
Wybetonowany plac eksperymentalny wielkości małego boiska, wykorzystywany czasem w trakcie zajęć. Jego główną wadą jes to, że w promieniu wielu metrów nie ma na czym usiąść.
Jest to miejsce zbiòrki w wypadku ewakuacji z budynku D.
Veneficium
Re: Plac za budynkiem D
[kontynuacja z korytarza w budynku D]
Z ulgą przyjęła propozycję, by wydostać się wreszcie z budynku i wyjść na zewnątrz. Byle dalej od miejsca, gdzie byli ludzie. Plac wydawał się teraz idealnym miejscem nawet mimo tego, że padało. To był nawet dodatkowy plus. Deszcz minimalizował szanse natknięcia się na kogoś innego.
Na wspomnienie o WME po jej plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz, a ona sama zerknęła przez ramię, by upewnić się, że nic jej z tamtej strony nie zagraża. Jeszcze nie miała okazji zobaczyć, jak przytrafia się tu jakiś wypadek, ale mimo to już towarzyszył jej dziwny lęk związany z tym miejscem. W zasadzie, to był on całkiem uzasadniony.
- Z tobą na biomagii? - Zaskoczona odwróciła głowę w jego stronę. Musiała ją teraz podnosić w górę, bo idący koło niej czarodziej był widocznie wyższy.
- Właśnie tam studiuję. - Choć zamierzała patrzyć teraz przed siebie, to tym stwierdzeniem Francuz ją naprawdę zaciekawił. Byli razem na roku? Serio?
Jakby nie wystarczyło, że ciągle na siebie wpadamy. Każde zajęcia...
- Taaak jest dość... - Potrzebowała chwili, by znaleźć na to dobre słowo. Wolała nie powiedzieć nic złego o kocurze by nie urazić Remiego, ale też nie potrafiła skłamać.
- ...dość trudny udobruchaniu... - To było najlepsze, na co udało jej się teraz wpaść. Wolała już nie gadać o tym zwierzaku. Rzadko się jej to zdarzało, ale jego akurat nie polubiła. Nie tak sama z siebie, ale dlatego, że to on sam postanowił się na nią uwziąć.
Zamilkła na moment i zerknęła na drogę, jaką idą, by przypadkiem się o coś nie potknąć. Wystarczyła jej już jedna wywrotka tego dnia.
- Powiedziałeś mi, co studiujesz, ale nadal się nie przedstawiłeś - zwróciła mu uwagę. Skoro już (wyjątkowo) normalnie rozmawiali, to może warto było wykorzystać tę okazję i dowiedzieć się wreszcie, jak Francuz ma na imię.
Z ulgą przyjęła propozycję, by wydostać się wreszcie z budynku i wyjść na zewnątrz. Byle dalej od miejsca, gdzie byli ludzie. Plac wydawał się teraz idealnym miejscem nawet mimo tego, że padało. To był nawet dodatkowy plus. Deszcz minimalizował szanse natknięcia się na kogoś innego.
Na wspomnienie o WME po jej plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz, a ona sama zerknęła przez ramię, by upewnić się, że nic jej z tamtej strony nie zagraża. Jeszcze nie miała okazji zobaczyć, jak przytrafia się tu jakiś wypadek, ale mimo to już towarzyszył jej dziwny lęk związany z tym miejscem. W zasadzie, to był on całkiem uzasadniony.
- Z tobą na biomagii? - Zaskoczona odwróciła głowę w jego stronę. Musiała ją teraz podnosić w górę, bo idący koło niej czarodziej był widocznie wyższy.
- Właśnie tam studiuję. - Choć zamierzała patrzyć teraz przed siebie, to tym stwierdzeniem Francuz ją naprawdę zaciekawił. Byli razem na roku? Serio?
Jakby nie wystarczyło, że ciągle na siebie wpadamy. Każde zajęcia...
- Taaak jest dość... - Potrzebowała chwili, by znaleźć na to dobre słowo. Wolała nie powiedzieć nic złego o kocurze by nie urazić Remiego, ale też nie potrafiła skłamać.
- ...dość trudny udobruchaniu... - To było najlepsze, na co udało jej się teraz wpaść. Wolała już nie gadać o tym zwierzaku. Rzadko się jej to zdarzało, ale jego akurat nie polubiła. Nie tak sama z siebie, ale dlatego, że to on sam postanowił się na nią uwziąć.
Zamilkła na moment i zerknęła na drogę, jaką idą, by przypadkiem się o coś nie potknąć. Wystarczyła jej już jedna wywrotka tego dnia.
- Powiedziałeś mi, co studiujesz, ale nadal się nie przedstawiłeś - zwróciła mu uwagę. Skoro już (wyjątkowo) normalnie rozmawiali, to może warto było wykorzystać tę okazję i dowiedzieć się wreszcie, jak Francuz ma na imię.
Annabella Greenforest
Re: Plac za budynkiem D
No to go panna zaskoczyła.
Też studiuje na biomagii? Czyli miałem rację.
- To dalej nie wyjaśnia co robiłaś w wydziale eksperymentalnej. - zauważył, choć raz rejestrując odpowiedź drugiej osoby, bez potrzeby powtarzania czy jego zgrywania uważnego. Nie zaczekał jednak na jej odpowiedź, machając na to ręką.
- Zresztą, nieważne.
W końcu mogła zwiedzać. Sam tam dopiero co byłem...
Przypomniawszy sobie Nathana, Remi poczuł jak nagle robi mu się gorąco, nawet pomimo deszczu. Chwila... od kiedy padało? Zupełnie nie zauważył zimnych kropel, dopóki nie podniosła mu się na tyle temperatura, aby spadająca z nieba woda zaczęła odbijać lodowate, mokre ślady na jego piegowatych policzkach. Obejrzawszy się na równie moknącą co on dziewczynę, odezwało się w nim opiekuńcze wnętrze i bez słowa ściągnął kurtkę, zarzucając ją na głowę Ann.
- Wiem, że nie pachnie tak ładnie jak ty, ale lepiej byś się nie przeziębiła przed zajęciami. - uśmiechnął się, widząc w niej teraz biedną, potrzebującą pomocy kruszynę. Taki widok zawsze łapał go za serce i to już od dziecka. Widząc moknące kocięta zawsze ładował je sobie pod kurtkę i znosił do domu, chociaż wiedział, że czeka go za to srogie lanie od ojca. Nawet nie przypuszczał, że dziewczyna mogłaby poradzić sobie sama. Nie znał jej aż tak dobrze.
Też studiuje na biomagii? Czyli miałem rację.
- To dalej nie wyjaśnia co robiłaś w wydziale eksperymentalnej. - zauważył, choć raz rejestrując odpowiedź drugiej osoby, bez potrzeby powtarzania czy jego zgrywania uważnego. Nie zaczekał jednak na jej odpowiedź, machając na to ręką.
- Zresztą, nieważne.
W końcu mogła zwiedzać. Sam tam dopiero co byłem...
Przypomniawszy sobie Nathana, Remi poczuł jak nagle robi mu się gorąco, nawet pomimo deszczu. Chwila... od kiedy padało? Zupełnie nie zauważył zimnych kropel, dopóki nie podniosła mu się na tyle temperatura, aby spadająca z nieba woda zaczęła odbijać lodowate, mokre ślady na jego piegowatych policzkach. Obejrzawszy się na równie moknącą co on dziewczynę, odezwało się w nim opiekuńcze wnętrze i bez słowa ściągnął kurtkę, zarzucając ją na głowę Ann.
- Wiem, że nie pachnie tak ładnie jak ty, ale lepiej byś się nie przeziębiła przed zajęciami. - uśmiechnął się, widząc w niej teraz biedną, potrzebującą pomocy kruszynę. Taki widok zawsze łapał go za serce i to już od dziecka. Widząc moknące kocięta zawsze ładował je sobie pod kurtkę i znosił do domu, chociaż wiedział, że czeka go za to srogie lanie od ojca. Nawet nie przypuszczał, że dziewczyna mogłaby poradzić sobie sama. Nie znał jej aż tak dobrze.
Remi Thibault
Re: Plac za budynkiem D
Ann jakoś nie zwracała większej uwagi na deszcz. Jak zwykle była pewna, że nawet jeśli przemoknie, to się nie przeziębi. Dzięki takiemu wystawianiu się na zmieniające się warunki pogodowe miała świetną odporność i nie musiała się przejmować swoim zdrowiem, co wiele ułatwiało. No, warto tu jeszcze doliczyć zdrową dietę. Czarownica zawsze żywiła się przygotowywanym w domu jedzeniem, więc nie miała okazji nawyknąć do mocno przetworzonej żywności. Ba, ona nawet nie przepadała za bardziej wymyślnymi słodyczami. Może jakieś ciastka owsiane czasem jadała, ale próżno ją było częstować jakimiś plackami o fikuśnych nazwach czy mega słodkimi lodami. Dziewczyna prawdopodobnie nie byłaby w stanie tego nawet zjeść.
Już otworzyła usta żeby mu odpowiedzieć, ale zbył ją machnięciem ręki. W zasadzie, to samemu udało się mu tego domyślić. Niestety nie można było tego powiedzieć o niej. W głowie Ann pytanie o powód obecności Remiego pozostało bez odpowiedzi. Do tego ten jego pośpiech. Co się tam właściwie stało?
- Och. Dziękuję - odpowiedziała zaskoczona, gdy Francuz nagle zarzucił na nią kurtkę. To był naprawdę miły gest z jego strony, bo sama o to przecież nie prosiła. Ba, nawet nie dawała oznak jakoby tego potrzebowała. Po jego kolejnych słowach jej naturalne rumieńce na twarzy się powiększyły, ale nadal zachowywało to normalny wygląd. Przed ich wyjściem na szczęście udało jej się już całkowicie odzyskać swój zwyczajowy wygląd.
Wzięła głęboki wdech.
Jak miło, od wewnątrz nie pachnie fajkami. Pachnie... myśl dziewczyno.
Odchrząknęła, przypominając sobie o problemie sprzed chwili.
- Pytam cię już o to pewnie trzeci raz, ale przedstawisz mi się w końcu? Lądujemy na sobie przy każdym spotkaniu, zajmowałam się twoim kotem i sama ci się przedstawiłam. Ustaliliśmy nawet, że chodzimy na te same zajęcia, ale ja nadal nie wiem, jak ty masz na imię. - O ile początkowo chciała zakrawać o powagę, o tyle na samym końcu nie mogła powstrzymać cichego śmiechu. Jak na to spojrzeć z dalszej perspektywy, to była krótka, ale bardzo szalona znajomość.
No i ciągnie nas do siebie, ale nad tym lepiej się na razie nie zastanawiać. Niech dzieje się samo. Jak zawsze. Natura sama wie najlepiej, więc wystarczy żyć z nią w zgodzie... Ale teraz i tak muszę się pilnować. Obiecałam sobie, że dostosuję się do społeczeństwa, więc muszę nauczyć się naginać jej zasady. To będzie mnie bolało, ale tak trzeba. Ludzie to jednak dziwne istoty. Wyższy poziom świadomości ciągnie wiąże się z taką ilością problemów...
Westchnęła cicho.
Już otworzyła usta żeby mu odpowiedzieć, ale zbył ją machnięciem ręki. W zasadzie, to samemu udało się mu tego domyślić. Niestety nie można było tego powiedzieć o niej. W głowie Ann pytanie o powód obecności Remiego pozostało bez odpowiedzi. Do tego ten jego pośpiech. Co się tam właściwie stało?
- Och. Dziękuję - odpowiedziała zaskoczona, gdy Francuz nagle zarzucił na nią kurtkę. To był naprawdę miły gest z jego strony, bo sama o to przecież nie prosiła. Ba, nawet nie dawała oznak jakoby tego potrzebowała. Po jego kolejnych słowach jej naturalne rumieńce na twarzy się powiększyły, ale nadal zachowywało to normalny wygląd. Przed ich wyjściem na szczęście udało jej się już całkowicie odzyskać swój zwyczajowy wygląd.
Wzięła głęboki wdech.
Jak miło, od wewnątrz nie pachnie fajkami. Pachnie... myśl dziewczyno.
Odchrząknęła, przypominając sobie o problemie sprzed chwili.
- Pytam cię już o to pewnie trzeci raz, ale przedstawisz mi się w końcu? Lądujemy na sobie przy każdym spotkaniu, zajmowałam się twoim kotem i sama ci się przedstawiłam. Ustaliliśmy nawet, że chodzimy na te same zajęcia, ale ja nadal nie wiem, jak ty masz na imię. - O ile początkowo chciała zakrawać o powagę, o tyle na samym końcu nie mogła powstrzymać cichego śmiechu. Jak na to spojrzeć z dalszej perspektywy, to była krótka, ale bardzo szalona znajomość.
No i ciągnie nas do siebie, ale nad tym lepiej się na razie nie zastanawiać. Niech dzieje się samo. Jak zawsze. Natura sama wie najlepiej, więc wystarczy żyć z nią w zgodzie... Ale teraz i tak muszę się pilnować. Obiecałam sobie, że dostosuję się do społeczeństwa, więc muszę nauczyć się naginać jej zasady. To będzie mnie bolało, ale tak trzeba. Ludzie to jednak dziwne istoty. Wyższy poziom świadomości ciągnie wiąże się z taką ilością problemów...
Westchnęła cicho.
Annabella Greenforest
Re: Plac za budynkiem D
Wiecie co jest zaskakujące? Jak szybko ta dwójka się ze sobą oswoiła. Tak, nie "zaprzyjaźniła", lecz "oswoiła" - to słowo jest tutaj kluczowe, gdyż idealnie obrazuje jak Remi w danej chwili podchodzi do towarzyszącej mu czarownicy. Czy to przez deszcz na którym wyglądała tak nieporadnie, czy coś innego co skojarzyło mu się z tymi wszystkimi stworzeniami jakie zawsze czuł potrzebę ratować i obdarzać opieką, jakimś cudem Annabell awansowała w jego oczach z "tej dziwnej laski, którą chyba czymś zaraziłem i przed którą ciągle robię z siebie debila" na coś, nie kogoś tylko właśnie COŚ, co pomimo jego panikowania i dziwactw jakoś wcale od niego nie ucieka, zawsze wygląda na spokojne, a nawet (co trochę dziwne) zaintrygowane nim. Z takim podejściem, które dotąd rezerwował dla zwierząt, poczuł się o niebo pewniej, a przez to zaczął pozwalać na więcej niż przy innych ludziach. Kurtka i gadulstwo były dopiero początkiem powolnego rozbestwiania się Francuza...
- Co? Że ja? Nie wiesz nawet jak mam... a wiesz, możliwe. Jakoś ciekawiej było na ciebie wpadać, niż się przedstawiać. - wyszczerzył się do niej i założył ręce za głowę.
- A jak myślisz, że mogę się nazywać? Jak chciałabyś się do mnie zwracać? - stanął jej na drodze i przechylił głowę, czekając na odpowiedź. Teraz to on był zainteresowany, ciekaw jej pomysłowości pod tym względem. Takie stawianie przed innymi wyzwań było świetnym sposobem poznania ich lepiej, a ją przecież już i tak zaczął samoistnie poznawać, więc tylko pasowało by się nad tym nieco mocniej wysilił.
- Co? Że ja? Nie wiesz nawet jak mam... a wiesz, możliwe. Jakoś ciekawiej było na ciebie wpadać, niż się przedstawiać. - wyszczerzył się do niej i założył ręce za głowę.
- A jak myślisz, że mogę się nazywać? Jak chciałabyś się do mnie zwracać? - stanął jej na drodze i przechylił głowę, czekając na odpowiedź. Teraz to on był zainteresowany, ciekaw jej pomysłowości pod tym względem. Takie stawianie przed innymi wyzwań było świetnym sposobem poznania ich lepiej, a ją przecież już i tak zaczął samoistnie poznawać, więc tylko pasowało by się nad tym nieco mocniej wysilił.
Remi Thibault
Re: Plac za budynkiem D
Ann po wyjściu na zewnątrz poczuła się o niebo lepiej. Z dala od tych wszystkich ludzi, na bardziej otwartej przestrzeni, z wilgotnym powietrzem w płucach i szumem deszczu było jej znacznie łatwiej na nowo się wyciszyć. Nawet obecność rudzielca i cała ta lawina komplikacji, która przed paroma minutami na nią spadła, zaczęła odchodzić na dalszy plan. Im bardziej skupiała się na przyrodzie i pozwalała się swoim myślom wyłączyć, tym lepiej było. Po którymś głębokim oddechu (które starała się na razie robić tak, by jego kurtka jej nie rozpraszała) na jej twarzy pojawił się nawet delikatny uśmiech. Niestety, konieczność pozostania świadomą rozmowy nie pozwalała w pełni się jej uciszyć i znowu wywoływała w niej nieprzyjemny konflikt. O ile Remi miewał spore problemy, gdy coś kłóciło się z naukami jego Kościoła, o tyle Anie było ciężko, kiedy nie mogła sobie pozwolić na pełną naturalność i podążanie za swoim instynktem. Życie w społeczeństwie było dla kogoś takiego jak ona znacznie trudniejsze, niż by się mogło wydawać. Pozostawało jej mieć jedynie nadzieję, że z czasem również tutaj uda jej się osiągnąć harmonię z otaczającym ją nowym światem. Oby nastąpiło to jak najszybciej, bo zacznie tutaj powoli odchodzić od zmysłów i panikować.
Zwiesiła głowę, dobita jego odpowiedzią. Nie miała w zwyczaju dociekać i męczyć ludzi o jakieś informacje, więc dopytywanie się tak długo, jak ma na imię było dla niej strasznie męczące. Na ogół nie musiała się też bawić w zgadywanki. Wyjątkiem była jej zabawa z dziećmi w rodzinie, ale nawet tam był na to wyznaczony odpowiedni czas.
Mimo to, uśmiechnęła się, gdy wspomniał o wpadaniu na siebie. To faktycznie było ciekawe, a w wielu momentach nawet zabawne. Zwłaszcza, jak zaczynał panikować. Urocze i zabawne.
Kiedy się przed nią zatrzymał, również ona była zmuszona przystanąć. Znowu cicho westchnęła i podniosła na niego oczy. niby kilkanaście centymetrów, a i tak musiała lekko zadzierać głowę do góry, gdy stali w tej odległości.
- Nie lubię nadawać żadnym istotom imion. Kiedyś był to symbol roszczenia sobie do takiego stworzenia jakichś praw. Często uznawania go za swoją własność - odpowiedziała spokojnie. Widać było, że ona naprawdę wierzy w swoje słowa. Nie była skrajna w swoich poglądach i potrafiła czasem nazywać nawet zwierzęta, ale robiła to niechętnie i jedynie wtedy, gdy łączyła ją z nim jakaś silniejsza więź. Tak samo z ludźmi. Nie wymyślała im przezwisk, ani nie używała już wymyślonych. Imiona nadane im przez rodziców były tymi najodpowiedniejszymi. Gorzej, gdy dana osoba sama zmieniła swoją godność, bo wtedy musiała się nad tym dłużej zastanowić.
Zwiesiła głowę, dobita jego odpowiedzią. Nie miała w zwyczaju dociekać i męczyć ludzi o jakieś informacje, więc dopytywanie się tak długo, jak ma na imię było dla niej strasznie męczące. Na ogół nie musiała się też bawić w zgadywanki. Wyjątkiem była jej zabawa z dziećmi w rodzinie, ale nawet tam był na to wyznaczony odpowiedni czas.
Mimo to, uśmiechnęła się, gdy wspomniał o wpadaniu na siebie. To faktycznie było ciekawe, a w wielu momentach nawet zabawne. Zwłaszcza, jak zaczynał panikować. Urocze i zabawne.
Kiedy się przed nią zatrzymał, również ona była zmuszona przystanąć. Znowu cicho westchnęła i podniosła na niego oczy. niby kilkanaście centymetrów, a i tak musiała lekko zadzierać głowę do góry, gdy stali w tej odległości.
- Nie lubię nadawać żadnym istotom imion. Kiedyś był to symbol roszczenia sobie do takiego stworzenia jakichś praw. Często uznawania go za swoją własność - odpowiedziała spokojnie. Widać było, że ona naprawdę wierzy w swoje słowa. Nie była skrajna w swoich poglądach i potrafiła czasem nazywać nawet zwierzęta, ale robiła to niechętnie i jedynie wtedy, gdy łączyła ją z nim jakaś silniejsza więź. Tak samo z ludźmi. Nie wymyślała im przezwisk, ani nie używała już wymyślonych. Imiona nadane im przez rodziców były tymi najodpowiedniejszymi. Gorzej, gdy dana osoba sama zmieniła swoją godność, bo wtedy musiała się nad tym dłużej zastanowić.
Annabella Greenforest
Re: Plac za budynkiem D
Czy mógł spodziewać się takiej odpowiedzi? Właściwie to chyba sam nie był pewien czego się spodziewać, zważywszy, że najczęściej rozmawiał sam ze sobą, lub mówił do zwierząt, które z oczywistych względów nie były zbyt skore do odpowiadania.
Kiedyś trzeba wziąć się za naukę ich mowy, chociaż kociej. Może mógłbym zapytać Mauiego jakie ma problemy. Bo to, że jakieś ma jest raczej pewne...
Czy na tej uczelni nie było przypadkiem takich zajęć? Nowy temat rozkmin pochłonął Francuza jeszcze zanim Annabell postanowiła zabrać głos, więc kiedy już to zrobiła, jak zwykle niewiele z jej słów dotarło pod rudą czuprynę. Co za gość... Chociaż tyle, że się w końcu zorientował, że stoją naprzeciwko siebie w deszczu i mogliby kontynuować spacer, najlepiej w jakieś zadaszone miejsce. Jej nie groziło już przemoknięcie, ale Remi także nie planował chorować przed pierwszymi zajęciami. Odporności szczególnie słabej nie miał, ale nie potrafił o siebie faktycznie zadbać. Nawet teraz wcale nie zauważył, że jest już zimny jak lód, co było zrozumiałe biorąc pod uwagę porę roku i fakt, że stał mokry w samym t-shircie...
Po minucie milczenia, podczas której wpatrywał się nieprzytomnie gdzieś ponad Aną, zniżył na nią wzrok, wpierw zaskoczony jej widokiem, dopiero po chwili przypominając sobie, że rozmawiali. Z lekkim uśmiechem wyciągnął do niej rękę i pogładził po głowie.
- Nie zgadłaś. - oznajmił, jak raz nie przejmując się niedosłyszeniem jej słów. Cokolwiek by nie powiedziała, nie miała prawa go znać. Jeszcze.
- Jestem Remi. Remi Maurice Thibault tak w pełni, ale wystarczy przecież samo pierwsze imię. - posłał jej kolejny ze swoich na wpół pocieszających uśmiechów do których miał skłonność ilekroć zdarzyło mu się nie słuchać drugiej osoby. Była to już chyba jakaś podświadoma forma zadośćuczynienia za bycie takim strasznym ignorantem.
Kiedyś trzeba wziąć się za naukę ich mowy, chociaż kociej. Może mógłbym zapytać Mauiego jakie ma problemy. Bo to, że jakieś ma jest raczej pewne...
Czy na tej uczelni nie było przypadkiem takich zajęć? Nowy temat rozkmin pochłonął Francuza jeszcze zanim Annabell postanowiła zabrać głos, więc kiedy już to zrobiła, jak zwykle niewiele z jej słów dotarło pod rudą czuprynę. Co za gość... Chociaż tyle, że się w końcu zorientował, że stoją naprzeciwko siebie w deszczu i mogliby kontynuować spacer, najlepiej w jakieś zadaszone miejsce. Jej nie groziło już przemoknięcie, ale Remi także nie planował chorować przed pierwszymi zajęciami. Odporności szczególnie słabej nie miał, ale nie potrafił o siebie faktycznie zadbać. Nawet teraz wcale nie zauważył, że jest już zimny jak lód, co było zrozumiałe biorąc pod uwagę porę roku i fakt, że stał mokry w samym t-shircie...
Po minucie milczenia, podczas której wpatrywał się nieprzytomnie gdzieś ponad Aną, zniżył na nią wzrok, wpierw zaskoczony jej widokiem, dopiero po chwili przypominając sobie, że rozmawiali. Z lekkim uśmiechem wyciągnął do niej rękę i pogładził po głowie.
- Nie zgadłaś. - oznajmił, jak raz nie przejmując się niedosłyszeniem jej słów. Cokolwiek by nie powiedziała, nie miała prawa go znać. Jeszcze.
- Jestem Remi. Remi Maurice Thibault tak w pełni, ale wystarczy przecież samo pierwsze imię. - posłał jej kolejny ze swoich na wpół pocieszających uśmiechów do których miał skłonność ilekroć zdarzyło mu się nie słuchać drugiej osoby. Była to już chyba jakaś podświadoma forma zadośćuczynienia za bycie takim strasznym ignorantem.
Remi Thibault
Re: Plac za budynkiem D
Widząc, jak rudzielec znowu ucieka gdzieś myślami, a później słysząc jego odpowiedź, jedynie zwiesiła głowę i cicho się zaśmiała. Pytanie tylko, czy ją to teraz bardziej rozbawiło, czy raczej załamało. Kiedy podniosła wreszcie głowę, znowu szeroko się uśmiechała.
- Problem w tym, że ja go wcale nie zgadywałam - zwróciła mu uwagę. Chłopak czuł się teraz bardzo pewny siebie, ale była ciekawa, czy straci rezon, gdy wytknie mu się ten widoczny błąd. Myślał, że tak mu świetnie szło ukrywanie braku skupienia? Oj, nie ma tak łatwo. Kiedy odpowiedzi były jeszcze w miarę sensowne, a dekoncentracja nic takiego nie zmieniała, to mogła przymknąć na to oko, ale kiedy zarzucał jej błąd, kiedy go nie popełniła, to nie mogła mu tego przepuścić. Nawet ona była skłonna czasem do drobnych uszczypliwości, ale tylko w sytuacjach, w których czuła się w miarę swobodnie, a przy nim tak właśnie było.
- W każdym razie, miło mi cię w końcu poznać, Remi - skłoniła się z gracją, na ile pozwalała jej na to obecna pogoda. Ehh. Uroki pogody w Islandii...
Niestety, nie wyglądało jakby w najbliższym czasie miało się rozpogodzić. Wręcz przeciwnie, wszystkie najbliższe dni zapowiadały się bardzo deszczowo, co nie do końca pasowało czarownicy. Gdyby była to tylko mżawka, to nie musiałaby na to zwracać najmniejszej uwagi, ale teraz... Teraz cały teren wokół kampusu robił się podmokły, co utrudniało jej wielogodzinne wędrówki i spędzanie czasu pod gołym niebem. Będzie musiała znaleźć sobie zajęcie pod zadaszeniem. Pewnie w wolnej chwili wybierze się do stajni lub innego miejsca, gdzie przebywają trzymane na uczelni zwierzęta. Zawsze to jakieś pocieszenie w takich chwilach. Nie, żeby nie miała ich odwiedzać także w słoneczną pogodę, ale teraz po prostu nie miała żadnej lepszej alternatywy.
- Problem w tym, że ja go wcale nie zgadywałam - zwróciła mu uwagę. Chłopak czuł się teraz bardzo pewny siebie, ale była ciekawa, czy straci rezon, gdy wytknie mu się ten widoczny błąd. Myślał, że tak mu świetnie szło ukrywanie braku skupienia? Oj, nie ma tak łatwo. Kiedy odpowiedzi były jeszcze w miarę sensowne, a dekoncentracja nic takiego nie zmieniała, to mogła przymknąć na to oko, ale kiedy zarzucał jej błąd, kiedy go nie popełniła, to nie mogła mu tego przepuścić. Nawet ona była skłonna czasem do drobnych uszczypliwości, ale tylko w sytuacjach, w których czuła się w miarę swobodnie, a przy nim tak właśnie było.
- W każdym razie, miło mi cię w końcu poznać, Remi - skłoniła się z gracją, na ile pozwalała jej na to obecna pogoda. Ehh. Uroki pogody w Islandii...
Niestety, nie wyglądało jakby w najbliższym czasie miało się rozpogodzić. Wręcz przeciwnie, wszystkie najbliższe dni zapowiadały się bardzo deszczowo, co nie do końca pasowało czarownicy. Gdyby była to tylko mżawka, to nie musiałaby na to zwracać najmniejszej uwagi, ale teraz... Teraz cały teren wokół kampusu robił się podmokły, co utrudniało jej wielogodzinne wędrówki i spędzanie czasu pod gołym niebem. Będzie musiała znaleźć sobie zajęcie pod zadaszeniem. Pewnie w wolnej chwili wybierze się do stajni lub innego miejsca, gdzie przebywają trzymane na uczelni zwierzęta. Zawsze to jakieś pocieszenie w takich chwilach. Nie, żeby nie miała ich odwiedzać także w słoneczną pogodę, ale teraz po prostu nie miała żadnej lepszej alternatywy.
Annabella Greenforest
Re: Plac za budynkiem D
Oj, chyba zaczynał czuć się przy niej zbyt pewnie! Zaskoczony niespodziewanym komentarzem, przechylił głowę, szczerze nie rozumiejąc do czego miał się on odnosić. Czy Ann nawiązywała do swoich wcześniejszych słów? Tych, które mu umknęły... ups. Chociaż tyle, że mu szybko odpuściła i kiedy robiła ukłon, on podrapał się lekko nerwowo po mokrej głowie, obiecując w duchu, że od teraz postara się bardziej skupiać na towarzyszącej mu czarownicy. Jak bardzo miało mu się to udać, dopiero czas pokaże...
- Tak, miło... - przyznał jej rację i zamilkł, niepewien jak dalej ma poprowadzić tę rozmowę. Jak się nad tym teraz zastanawiał, to chyba nigdy jeszcze tak długo nie gadał z dziewczyną. Ani w ogóle z drugim człowiekiem. No, pomijając Nathana, ale ten od początku wylądował u Remiego na stanowisku osobnego ewenementu - kurioza na skalę przekraczającą pojmowanie Francuza, które lepiej było zaakceptować bez dłuższego namysłu. Kiedy więc chłopak zdał sobie sprawę, że po paru bardzo intensywnych spotkaniach z Ann, wreszcie jest z nią sam na sam, w zupełnie normalnej, nudnej wręcz sytuacji, gdzie żadne nie wpada na drugie, nie panikuje i akcja nie toczy się sama - wtedy właśnie zrozumiał, że nie wie co ma z nią zrobić, jak się zachować czy co mówić. Czy powinien w ogóle coś mówić? Czy tego oczekiwała? A może chciała już iść do siebie, ale z grzeczności ciągnęła się za nim, nie chcąc uświadamiać mu jak bardzo się jej narzuca? Pamiętał jak matka zawsze powtarzała, że do kobiet trzeba mieć odpowiednie podejście, robić na nich wrażenie i nie pozwalać im się sobą znudzić. Mówiła to wszystko oczywiście nie do niego, lecz jego brata, ale ponieważ był akurat obok, zanotował sobie w pamięci jej uwagi. Była mu wzorem i jedną z niewielu osób, których zawsze słuchał, nawet jeśli nie zwracała się wprost do niego.
Zbombardowany wspomnieniami i wątpliwościami, które nagle go nawiedziły, spojrzał ponownie na Annabell, tym razem z widocznym w oczach zmieszaniem. Zdaje się, że wreszcie dotarło do niego z kim ma do czynienia i nie było to słodkie, mało rozumne stworzonko, które mógłby zabrać ze sobą do domu pod kurtką. Trochę to zajęło, ale wreszcie Ann zaczęła powoli nabierać własnej, osobnej kategorii w umyśle Francuza. Już nie była obca, ale też podniosła się z rangi młodszej siostry/oswojonego zwierzątka. Stała się koleżanką, pierwszą jaką ten rudy przegryw kiedykolwiek miał. Problem w tym, że za cholerę nie wiedział co się z koleżankami robi...
- Tak, miło... - przyznał jej rację i zamilkł, niepewien jak dalej ma poprowadzić tę rozmowę. Jak się nad tym teraz zastanawiał, to chyba nigdy jeszcze tak długo nie gadał z dziewczyną. Ani w ogóle z drugim człowiekiem. No, pomijając Nathana, ale ten od początku wylądował u Remiego na stanowisku osobnego ewenementu - kurioza na skalę przekraczającą pojmowanie Francuza, które lepiej było zaakceptować bez dłuższego namysłu. Kiedy więc chłopak zdał sobie sprawę, że po paru bardzo intensywnych spotkaniach z Ann, wreszcie jest z nią sam na sam, w zupełnie normalnej, nudnej wręcz sytuacji, gdzie żadne nie wpada na drugie, nie panikuje i akcja nie toczy się sama - wtedy właśnie zrozumiał, że nie wie co ma z nią zrobić, jak się zachować czy co mówić. Czy powinien w ogóle coś mówić? Czy tego oczekiwała? A może chciała już iść do siebie, ale z grzeczności ciągnęła się za nim, nie chcąc uświadamiać mu jak bardzo się jej narzuca? Pamiętał jak matka zawsze powtarzała, że do kobiet trzeba mieć odpowiednie podejście, robić na nich wrażenie i nie pozwalać im się sobą znudzić. Mówiła to wszystko oczywiście nie do niego, lecz jego brata, ale ponieważ był akurat obok, zanotował sobie w pamięci jej uwagi. Była mu wzorem i jedną z niewielu osób, których zawsze słuchał, nawet jeśli nie zwracała się wprost do niego.
Zbombardowany wspomnieniami i wątpliwościami, które nagle go nawiedziły, spojrzał ponownie na Annabell, tym razem z widocznym w oczach zmieszaniem. Zdaje się, że wreszcie dotarło do niego z kim ma do czynienia i nie było to słodkie, mało rozumne stworzonko, które mógłby zabrać ze sobą do domu pod kurtką. Trochę to zajęło, ale wreszcie Ann zaczęła powoli nabierać własnej, osobnej kategorii w umyśle Francuza. Już nie była obca, ale też podniosła się z rangi młodszej siostry/oswojonego zwierzątka. Stała się koleżanką, pierwszą jaką ten rudy przegryw kiedykolwiek miał. Problem w tym, że za cholerę nie wiedział co się z koleżankami robi...
Remi Thibault
Re: Plac za budynkiem D
Zachichotała, gdy zobaczyła, że przesadnie pewny siebie Francuz wreszcie wraca na ziemię. Jednak udało jej się utrzeć mu trochę nosa i uświadomić mu, że wcale nie będzie mu uchodziła na sucho każda taka akcja.
Zwykle mi to nie przeszkadza, ale niech on z tym lepiej nie przesadza...
Myśli znowu odleciały jej w niepożądanym kierunku. Nie wiedziała, ile ten stan u niej potrwa, ale była pewna, że dopóki się nie ustabilizuje, nie będzie ona miała łatwego życia. Przynajmniej w jego obecności. Oj, gdyby dane mu było czasem zobaczyć, co dzieje się w jej głowie... Nie, nic za co sam chciałby się spowiadać Bogu. Mówię to tak na wszelki wypadek.
Ana w przeciwieństwie do Remiego miała jednak jakieś pojęcie o kontaktach z drugim człowiekiem. Zwykle ćwiczyła na członkach swojej rodziny, ale to zawsze coś. Przynajmniej uświadomiono ją, co jest akceptowane w społeczeństwie, a co już niekoniecznie. Jakie tematy może spokojnie poruszać, a z jakimi powinna uważać.
Nie przeszkadzała jej cisza, jaka na moment zapadła. Lubiła ciszę. Z uwagi na fakt, że zwykle przebywała z dala od innych ludzi, była ona dla niej czymś naturalnym. Niby czuła czasem ten dyskomfort związany z "niezręczną ciszą", ale w towarzystwie rudzielca czuła się na tyle dobrze, że zupełnie tego nie odczuwała. To było pocieszające, że znalazła kogoś takiego na uczelni.
Oby tylko i on mnie polubił. Ale chyba już lubi. Tylko tego nie zepsuć. No i się we mnie durzy.
Uśmiechnęła się w myślach na wspomnienie tych kilku sytuacji, w których z tego powodu spanikował.
Słodki.
Nieświadomie także na zewnątrz zaczęła się do swoich myśli uśmiechać. Dopiero gdy kilka nowych kropli spadło jej na twarz, uświadomiła sobie, że może warto byłoby się gdzieś jednak schować zamiast stać na samym środku betonowego placu.
- Emm. Może poszukajmy lepiej jakiegoś schronienia. - Rzuciła okiem na otaczający ich krajobraz. Niestety, nigdzie nie było żadnego sensownego miejsca na zatrzymanie się.
Zmarszczyła brwi w skupieniu. Trzeba było coś wykombinować. Oboje byli już przemoczeni.
- Może akademik? Chyba nie mamy powodu przebywać dłużej na tym wydziale. - Znowu zerknęła nieufnie na budynek D. Ona naprawdę zaczęła poważnie bać się tego wydziału.
Zwykle mi to nie przeszkadza, ale niech on z tym lepiej nie przesadza...
Myśli znowu odleciały jej w niepożądanym kierunku. Nie wiedziała, ile ten stan u niej potrwa, ale była pewna, że dopóki się nie ustabilizuje, nie będzie ona miała łatwego życia. Przynajmniej w jego obecności. Oj, gdyby dane mu było czasem zobaczyć, co dzieje się w jej głowie... Nie, nic za co sam chciałby się spowiadać Bogu. Mówię to tak na wszelki wypadek.
Ana w przeciwieństwie do Remiego miała jednak jakieś pojęcie o kontaktach z drugim człowiekiem. Zwykle ćwiczyła na członkach swojej rodziny, ale to zawsze coś. Przynajmniej uświadomiono ją, co jest akceptowane w społeczeństwie, a co już niekoniecznie. Jakie tematy może spokojnie poruszać, a z jakimi powinna uważać.
Nie przeszkadzała jej cisza, jaka na moment zapadła. Lubiła ciszę. Z uwagi na fakt, że zwykle przebywała z dala od innych ludzi, była ona dla niej czymś naturalnym. Niby czuła czasem ten dyskomfort związany z "niezręczną ciszą", ale w towarzystwie rudzielca czuła się na tyle dobrze, że zupełnie tego nie odczuwała. To było pocieszające, że znalazła kogoś takiego na uczelni.
Oby tylko i on mnie polubił. Ale chyba już lubi. Tylko tego nie zepsuć. No i się we mnie durzy.
Uśmiechnęła się w myślach na wspomnienie tych kilku sytuacji, w których z tego powodu spanikował.
Słodki.
Nieświadomie także na zewnątrz zaczęła się do swoich myśli uśmiechać. Dopiero gdy kilka nowych kropli spadło jej na twarz, uświadomiła sobie, że może warto byłoby się gdzieś jednak schować zamiast stać na samym środku betonowego placu.
- Emm. Może poszukajmy lepiej jakiegoś schronienia. - Rzuciła okiem na otaczający ich krajobraz. Niestety, nigdzie nie było żadnego sensownego miejsca na zatrzymanie się.
Zmarszczyła brwi w skupieniu. Trzeba było coś wykombinować. Oboje byli już przemoczeni.
- Może akademik? Chyba nie mamy powodu przebywać dłużej na tym wydziale. - Znowu zerknęła nieufnie na budynek D. Ona naprawdę zaczęła poważnie bać się tego wydziału.
Annabella Greenforest
Re: Plac za budynkiem D
Ech, i co teraz? Nie mając innego tematu, który odwróciłby jego myśli, rudzielec wreszcie zaczął zauważać, że jest mu o wiele za chłodno. Gdyby chociaż miał kurtkę... No, ale nie miał. Nie żałował jednak, że pożyczył ją Annabell, choć mocno mu jej brakowało. Nawet pomijając zimno i deszcz, to jakoś nie czuł się najlepiej w jednej tylko warstwie ubrania.
Niepewny swojej dalszej roli w tej sytuacji, Remi przyglądał się Ann, zastanawiając nad tematem do rozmowy czy chociaż jakimś zajęciem. Na siłę jednak nic nie chciało wpaść mu do głowy i w efekcie stał milcząco, patrząc na nią z wyczekiwaniem. Chyba tylko dzięki temu jak uważnie ją obserwował, zauważył, że ta nagle zaczyna się uśmiechać, choć ani on, ani otoczenie nie dawali jej ku temu powodów.
- Co jest? - zapytał, odwzajemniając jej słodko uniesione kąciki ust swym własnym, ciekawskim półuśmiechem. Nawet kiedy zaproponowała wyprawę do akademika, jedynie przytaknął na jej propozycję i ruszył pierwszy, już po chwili odwracając się i idąc tyłem, tak by móc dalej patrzeć wprost na nią.
- Co cię tak rozbawiło? - dopytywał, widocznie zaintrygowany. Może i nie była to jego sprawa, ale skoro już ustalił, ze są znajomymi, to czuł, że może sobie pozwolić na bycie chociaż odrobinę wścibskim. Miła odmiana od polegania na własnych obserwacjach, gdyż te nie zawsze dawały efekty w stosunku do ludzi. A on naprawdę nie znosił, gdy czegoś nie rozumiał, czy nie wiedział... Potem nie mógł przestać się nad tym zastanawiać i marnował czas, nie mogąc dojść do sedna. Strasznie uciążliwe dla człowieka, który i bez takich bodźców potrafił co chwila trafić głowę i zapominać czym się zajmuje.
Niepewny swojej dalszej roli w tej sytuacji, Remi przyglądał się Ann, zastanawiając nad tematem do rozmowy czy chociaż jakimś zajęciem. Na siłę jednak nic nie chciało wpaść mu do głowy i w efekcie stał milcząco, patrząc na nią z wyczekiwaniem. Chyba tylko dzięki temu jak uważnie ją obserwował, zauważył, że ta nagle zaczyna się uśmiechać, choć ani on, ani otoczenie nie dawali jej ku temu powodów.
- Co jest? - zapytał, odwzajemniając jej słodko uniesione kąciki ust swym własnym, ciekawskim półuśmiechem. Nawet kiedy zaproponowała wyprawę do akademika, jedynie przytaknął na jej propozycję i ruszył pierwszy, już po chwili odwracając się i idąc tyłem, tak by móc dalej patrzeć wprost na nią.
- Co cię tak rozbawiło? - dopytywał, widocznie zaintrygowany. Może i nie była to jego sprawa, ale skoro już ustalił, ze są znajomymi, to czuł, że może sobie pozwolić na bycie chociaż odrobinę wścibskim. Miła odmiana od polegania na własnych obserwacjach, gdyż te nie zawsze dawały efekty w stosunku do ludzi. A on naprawdę nie znosił, gdy czegoś nie rozumiał, czy nie wiedział... Potem nie mógł przestać się nad tym zastanawiać i marnował czas, nie mogąc dojść do sedna. Strasznie uciążliwe dla człowieka, który i bez takich bodźców potrafił co chwila trafić głowę i zapominać czym się zajmuje.
Remi Thibault
Re: Plac za budynkiem D
- Mm? - zapytała wyrwana z zamyślenia. Niby cały czas była świadoma sytuacji, ale jej myśli gdzieś jednak uciekły. Im bardziej godziła się z nową sytuacją, tym lepiej szło jej odzyskiwanie wewnętrznego spokoju. Nawet czerwienić się już dawno przestała, a jej policzki zachowywały teraz naturalny dla nich delikatny róż.
Zaśmiała się cicho, widząc jego żywe zainteresowanie. Wiedziała, że nie może mu tak po prostu powiedzieć, o czym przed chwilą myślała... nie. O czym cały czas teraz myślała. Nie martwiło jej to jednak. Wiedziała, że ze wszystkim sobie poradzi. Wszystko potoczy się tak, jak miało się potoczyć. Tak długo, jak żyła w harmonii ze swoim wnętrzem, tak długo nie musiała się obawiać przyszłości. Matka Natura wiedziała najlepiej, jaką rolę powinna odgrywać każda jednostka na tym świecie, więc należało się z nią pogodzić i jej zaufać. Życie w społeczeństwie i próby dostosowania się do jego norm były znacznie trudniejsze. Ciągle stawiano ją w sytuacjach, gdzie musiała robić coś wbrew sobie, a to zdecydowanie jej się nie podobało. Dlatego z całych sił dążyła do przemycenia w tym jak największej ilości własnego podejścia.
- Wspomnienia i parę przemyśleń, jakie one wywołały - odpowiedziała tajemniczo. Nie tylko na twarzy rudzielca gościł teraz szeroki uśmiech. Wyglądało na to, że znowu mają okazję powrócić do jakiejś ciekawszej rozmowy niż nudna gadka o studiowanym kierunku, imionach i innych "poważnych" rzeczach. Takie tematy zawsze mało Anę interesowały. Jakichś informacji warto się było o sobie dowiedzieć, ale było to jak na razie niezbędne minimum i nie miała ochoty, ani sama się przesadnie zwierzać, ani nie chciała robić Remiemu przesłuchania.
A teraz zapewne będziesz dociekał, bo cię to zainteresuje... To może być całkiem ciekawa gra. Ciekawe, czy mam rację.
Zaśmiała się cicho, widząc jego żywe zainteresowanie. Wiedziała, że nie może mu tak po prostu powiedzieć, o czym przed chwilą myślała... nie. O czym cały czas teraz myślała. Nie martwiło jej to jednak. Wiedziała, że ze wszystkim sobie poradzi. Wszystko potoczy się tak, jak miało się potoczyć. Tak długo, jak żyła w harmonii ze swoim wnętrzem, tak długo nie musiała się obawiać przyszłości. Matka Natura wiedziała najlepiej, jaką rolę powinna odgrywać każda jednostka na tym świecie, więc należało się z nią pogodzić i jej zaufać. Życie w społeczeństwie i próby dostosowania się do jego norm były znacznie trudniejsze. Ciągle stawiano ją w sytuacjach, gdzie musiała robić coś wbrew sobie, a to zdecydowanie jej się nie podobało. Dlatego z całych sił dążyła do przemycenia w tym jak największej ilości własnego podejścia.
- Wspomnienia i parę przemyśleń, jakie one wywołały - odpowiedziała tajemniczo. Nie tylko na twarzy rudzielca gościł teraz szeroki uśmiech. Wyglądało na to, że znowu mają okazję powrócić do jakiejś ciekawszej rozmowy niż nudna gadka o studiowanym kierunku, imionach i innych "poważnych" rzeczach. Takie tematy zawsze mało Anę interesowały. Jakichś informacji warto się było o sobie dowiedzieć, ale było to jak na razie niezbędne minimum i nie miała ochoty, ani sama się przesadnie zwierzać, ani nie chciała robić Remiemu przesłuchania.
A teraz zapewne będziesz dociekał, bo cię to zainteresuje... To może być całkiem ciekawa gra. Ciekawe, czy mam rację.
Annabella Greenforest
Re: Plac za budynkiem D
Wspomnienia i przemyślenia? Oto dopiero grząski teren na którym Remi co chwila sam się gubi. Ledwo radził sobie z własnymi, więc próba dociekania tych Any mogłaby się źle skończyć...
W ciszy jaka nastała między tą dwójką, chłopak miał mnóstwo czasu by dobrze się zastanowić czy powinien dopytywać koleżankę. Z jednej strony dalej był ciekaw i aż za dobrze wiedział, że zainteresowanie tematem mu szybko nie minie, a nawet jeśli, to będzie wracać go dręczyć, dopóki nie pozna odpowiedzi. Z drugiej zaś domyślał się, że dziewczyna i tak może nie chcieć mu się zwierzać - on na jej miejscu nie byłby do tego skłonny, a ponieważ nie miał porównania poza własnym przypadkiem, musiał założyć, że ludzie postępują podobnie do niego samego. Niby nie powinno mu zaszkodzić samo zadanie pytania... ale czy aby na pewno? Przecież mógł ją tym obrazić czy zirytować! Mógł wyjść na wścibskiego, i owszem, był taki, ale ludzie uznawali to raczej za negatywną cechę, a jemu zależało na dobrej relacji z nią! Była jego pierwszą koleżanką i nie chciał tak szybko jej do siebie zrażać... Ech, czemu to musiało być takie skomplikowane? Ze zwierzętami było o niebo prościej, nawet tymi magicznymi! One nie mówiły, ich myśli były zupełnie niezbadane, ale przez to mowa ciała wystarczyła do całkowitego zrozumienia. I jeśli ktoś okazywał dobre intencje, nie krzywdził ich, nie zagrażał im i cierpliwie zdobywał zaufanie, to mógł być równie dobrze brzydki, głupi czy dziwny - one nie oceniały, nie skreślały, nie odrzucały przez to jakim się ktoś urodził i nie wymagały zmian. W takich momentach Remi naprawdę czuł się niezdolny do normalnych kontaktów międzyludzkich i smutek, który budziła w nim ta obawa wychodził z niego w postaci powoli ciemniejących do granatu pasemek. Do czasu, gdy doszli przed wejście do Akademika Sabbat, większość grzywki miał już niebieskie. Nie wspominając już o tym, że cały jakby poszarzał i... zmalał? Jakby jego niskie poczucie wartości przełożyło się na aktualny wzrost. Zmiana była jednak tak powolna i ledwo zauważalna, że jasną stała się dopiero, gdy przystanął by przepuścić Anę w drzwiach, a ta okazała się być dokładnie tak wysoka jak on, z oczami wreszcie na równi z jego własnymi, aktualnie zamyślonymi i nieobecnymi.
[ztx2]
Annabella - dodano 2 PD
Remi - dodano 2 PD
W ciszy jaka nastała między tą dwójką, chłopak miał mnóstwo czasu by dobrze się zastanowić czy powinien dopytywać koleżankę. Z jednej strony dalej był ciekaw i aż za dobrze wiedział, że zainteresowanie tematem mu szybko nie minie, a nawet jeśli, to będzie wracać go dręczyć, dopóki nie pozna odpowiedzi. Z drugiej zaś domyślał się, że dziewczyna i tak może nie chcieć mu się zwierzać - on na jej miejscu nie byłby do tego skłonny, a ponieważ nie miał porównania poza własnym przypadkiem, musiał założyć, że ludzie postępują podobnie do niego samego. Niby nie powinno mu zaszkodzić samo zadanie pytania... ale czy aby na pewno? Przecież mógł ją tym obrazić czy zirytować! Mógł wyjść na wścibskiego, i owszem, był taki, ale ludzie uznawali to raczej za negatywną cechę, a jemu zależało na dobrej relacji z nią! Była jego pierwszą koleżanką i nie chciał tak szybko jej do siebie zrażać... Ech, czemu to musiało być takie skomplikowane? Ze zwierzętami było o niebo prościej, nawet tymi magicznymi! One nie mówiły, ich myśli były zupełnie niezbadane, ale przez to mowa ciała wystarczyła do całkowitego zrozumienia. I jeśli ktoś okazywał dobre intencje, nie krzywdził ich, nie zagrażał im i cierpliwie zdobywał zaufanie, to mógł być równie dobrze brzydki, głupi czy dziwny - one nie oceniały, nie skreślały, nie odrzucały przez to jakim się ktoś urodził i nie wymagały zmian. W takich momentach Remi naprawdę czuł się niezdolny do normalnych kontaktów międzyludzkich i smutek, który budziła w nim ta obawa wychodził z niego w postaci powoli ciemniejących do granatu pasemek. Do czasu, gdy doszli przed wejście do Akademika Sabbat, większość grzywki miał już niebieskie. Nie wspominając już o tym, że cały jakby poszarzał i... zmalał? Jakby jego niskie poczucie wartości przełożyło się na aktualny wzrost. Zmiana była jednak tak powolna i ledwo zauważalna, że jasną stała się dopiero, gdy przystanął by przepuścić Anę w drzwiach, a ta okazała się być dokładnie tak wysoka jak on, z oczami wreszcie na równi z jego własnymi, aktualnie zamyślonymi i nieobecnymi.
[ztx2]
Annabella - dodano 2 PD
Remi - dodano 2 PD
Remi Thibault
Sponsored content
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Wydział Magii Eksperymentalnej i Katedra Magicznego Sportu
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach