Wielka Katedra
Strona 3 z 3 • Share
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Wielka Katedra
First topic message reminder :
Największa katedra na całym kampusie, zdolna pomieścić nawet trzysta osób na siedząco, ale wraz ze stojącymi będzie to około czterystu ludzi. Jest ona zawsze otwarta i wykorzystywana głównie w czasie, kiedy uczelnia gości kogoś specjalnego, kto skory jest poprowadzić jeden lub kilka wykładów dla studentów w charakterze zajęć otwartych dla wolnych słuchaczy. Rzadziej jest to miejsce otwarte dla kabaretów i stand-up'erów oraz zespołów muzycznych.
Sala jest ogromna, mównica przypomina małą scenę, nagłośnienie jest idealne, zarówno jak kształt przypominający muszlę. Znajduje się tu ogromna, klasyczna tablica, a sufit jest w pełni przeszklony, ponieważ katedra zajmuje w sumie dwa piętra i jest w tym skrzydle, ponad którym nie ma już kolejnych kondygnacji.
Ostatnio zmieniony przez Veneficium dnia Pią Maj 05, 2017 4:36 pm, w całości zmieniany 3 razy
Veneficium
Re: Wielka Katedra
Czego Remi spodziewał się po rozpoczęciu roku? Przemowy? Ślubowania? Jasne, wszystko to dostał i to z nawiązką, ale nie przed poważnym atakiem paniki, który ledwo w sobie zdusił po trwożnie brzmiących słowach dopiero co minionego Azjaty.
Czytam twoje myśli!
Jego myśli? Ale... ale w sensie, że legilimencją? Czy jak... I dlaczego? I o czym on w ogóle przed chwilą myślał?! Już zdążył zapomnieć, a przecież mogło to być coś niewłaściwego! Albo związanego z jego przypadłością... Nie, tego nikt nie może się dowiedzieć! A jeśli już wie...?
Remi poczuł jak robi mu się słabo, gdy na chwiejnych nogach dotarł do pustego krzesła, nie zważając na resztę studentów. Nawet jak jakaś pstrokata panna podeszła do niego i zaczęła ględzić bez sensu, on posłał jej tylko nieprzytomne spojrzenie, robiąc się coraz bledszy na twarzy. Miedziane włosy samoistnie jaśniały, jakby ktoś napoił chłopaka jakimś eliksirem przyspieszającym siwienie. Zestresowany młodzieniec zareagował dopiero w momencie, gdy część zebranych powstała z miejsc, samemu robiąc to samo. Machinalnie przyłożył prawą rękę do serca, nie sprawdzając czy tak samo zrobiła reszta nowych, i wybąkał pod nosem urywki przysięgi, którym udało się przedrzeć przez burzę w jego mózgu.
- Veneficium... Solidarność... Postęp... Amen. - prawie się przeżegnał, nim dotarło do niego co chce zrobić. W porę powstrzymując dłoń, pacnął się nią w twarz, wzdychając ciężko pod nosem.
Weź się w garść. Będzie dobrze. Będzie... dobrze...
Jedno potrząśnięcie głową na boki, głębszy wdech i wydech, i już młody Francuz poczuł jak schodzą z niego nerwy. Włosy też mu pociemniały, tak szybko wracając do oryginalnego koloru, że nie sposób było zauważyć jakiejkolwiek zmiany, jeśli nie obserwowało się chłopaka od samego początku. Zresztą, nawet wtedy można było zwalić to na oświetlenie czy własne problemy ze wzrokiem.
Dobra, to co teraz?
Rem rozejrzał się, szybko rejestrując brak paru starszych czarodziejów i klnąc w myślach na to jak wiele musiał ominąć przez te wewnętrzne dramaty sprzed chwili. Chyba nawet całe jedno przemówienie nie dotarło do jego uszu, gdy starał się uspokoić. Lepiej żeby nie było ono niczym ważnym. Chociaż o czym faktycznie niezbędnym mogli mówić na takim zebraniu? Menu tutejszej stołówki? Rudzielec parsknął cicho, co nawet pasowało, bo na scenie akurat rozgrywał się kabaret.
- Zawsze to tyle trwa? - zapytał przypadkiem na głos, po czym od razu zerknął w bok, sprawdzając czy osoba po jego lewej aby nie pomyślała, że odezwał się do niej. Widząc, że trafiło mu się miejsce obok naprawdę ładnej blondyneczki, od razu uznał, że właściwie nie miałby nic przeciwko, gdyby mu odpowiedziała. Nawet posłał jej lekki, trochę niepewny uśmiech.
Czytam twoje myśli!
Jego myśli? Ale... ale w sensie, że legilimencją? Czy jak... I dlaczego? I o czym on w ogóle przed chwilą myślał?! Już zdążył zapomnieć, a przecież mogło to być coś niewłaściwego! Albo związanego z jego przypadłością... Nie, tego nikt nie może się dowiedzieć! A jeśli już wie...?
Remi poczuł jak robi mu się słabo, gdy na chwiejnych nogach dotarł do pustego krzesła, nie zważając na resztę studentów. Nawet jak jakaś pstrokata panna podeszła do niego i zaczęła ględzić bez sensu, on posłał jej tylko nieprzytomne spojrzenie, robiąc się coraz bledszy na twarzy. Miedziane włosy samoistnie jaśniały, jakby ktoś napoił chłopaka jakimś eliksirem przyspieszającym siwienie. Zestresowany młodzieniec zareagował dopiero w momencie, gdy część zebranych powstała z miejsc, samemu robiąc to samo. Machinalnie przyłożył prawą rękę do serca, nie sprawdzając czy tak samo zrobiła reszta nowych, i wybąkał pod nosem urywki przysięgi, którym udało się przedrzeć przez burzę w jego mózgu.
- Veneficium... Solidarność... Postęp... Amen. - prawie się przeżegnał, nim dotarło do niego co chce zrobić. W porę powstrzymując dłoń, pacnął się nią w twarz, wzdychając ciężko pod nosem.
Weź się w garść. Będzie dobrze. Będzie... dobrze...
Jedno potrząśnięcie głową na boki, głębszy wdech i wydech, i już młody Francuz poczuł jak schodzą z niego nerwy. Włosy też mu pociemniały, tak szybko wracając do oryginalnego koloru, że nie sposób było zauważyć jakiejkolwiek zmiany, jeśli nie obserwowało się chłopaka od samego początku. Zresztą, nawet wtedy można było zwalić to na oświetlenie czy własne problemy ze wzrokiem.
Dobra, to co teraz?
Rem rozejrzał się, szybko rejestrując brak paru starszych czarodziejów i klnąc w myślach na to jak wiele musiał ominąć przez te wewnętrzne dramaty sprzed chwili. Chyba nawet całe jedno przemówienie nie dotarło do jego uszu, gdy starał się uspokoić. Lepiej żeby nie było ono niczym ważnym. Chociaż o czym faktycznie niezbędnym mogli mówić na takim zebraniu? Menu tutejszej stołówki? Rudzielec parsknął cicho, co nawet pasowało, bo na scenie akurat rozgrywał się kabaret.
- Zawsze to tyle trwa? - zapytał przypadkiem na głos, po czym od razu zerknął w bok, sprawdzając czy osoba po jego lewej aby nie pomyślała, że odezwał się do niej. Widząc, że trafiło mu się miejsce obok naprawdę ładnej blondyneczki, od razu uznał, że właściwie nie miałby nic przeciwko, gdyby mu odpowiedziała. Nawet posłał jej lekki, trochę niepewny uśmiech.
Remi Thibault
Re: Wielka Katedra
Przez większość czasu Daisy nie musiała aktywnie uczestniczyć w inauguracji. Niestety niedane jej było w tym czasie robić nic jak normalni czarodzieje i czarownice na tej sali, bo opierając się wyczuła pęd jej ozdobnej tenkatuli, który uczepił się jej włosów. Normalnie by mogła użyć jakiegoś szybkiego zaklęcia i pozbyć się cholerstwa. W tym momencie jednak nie powinna robić więcej hałasu niż ma w zwyczaju. Powiedzmy, że kilka pierwszych dni chce przeżyć bez większego zwracania uwagi na siebie. Później pewnie coś wysadzi przez przypadek.
Tak więc Daisabella siłowała się ręcznie z macką, która tkwiła w jej włosach przez przemówienie Nott i De Witt. Oczywiście, że słuchała, co mówiły. Jednym uchem. Serio. Ta macka miała w sobie moc. Daisy wyrwała ją w końcu wraz z kilkoma puklami swoich włosów. AŁA.
Dobra, koniec walk, macka rośliny została wepchnięta niedbale do torebki, a zaczęły się wybory na przewodniczącego. Jupi! U, Finta mrrr... U, Lucy mrrr... U, drzemki mrrr... (aż szkoda, że nie każdy ma czas na drzemki. Chociaż skoro byłaby to aktywność klubowa, to może warto by było się zapisać).
Kotlet... znaczy prawdopodobnie ktoś, kogo kojarzy, ale nie mają ustalonej relacji, wstał i chciał, aby kandydaci walczyli ze sobą w błocie. Nice. Daisy też chciała zadać pytanie, jak dorosła odpowiedzialna osoba.
Poprawiła więc trochę włosy (będące w lekkim nieładzie po walce z kawałkiem rośliny), wstała, wypięła dumnie piersi (przy okazji lekko je też poprawiła, bo jej się stanik wpijał), po czym powiedziała donośnym głosem:
- CYCKI, CYCKI, CYCKI, CYCKI, CYCKI - czym miejmy nadzieję, że uspokoiła lekko ewentualną wrzawę. Dobra. To zgromadzenie studentów, oczywiste jest, że jest co najmniej głośno i uwagę na siebie trzeba umieć zwrócić - Czy biomagia dostanie w końcu szklarnie odporne na wybuchy? Czy Studenckie Koło Naukowe Eksperymentów Nieszablonowych będzie ograniczać się do jednego, czy wszystkich wydziałów? Bo projekty, które mi odrzucili, potrzebują szklarni. Czy zamiast w błocie możecie urządzić zapasy w kisielu porzeczkowym?
Po zadaniu tych bardzo wielu pytań usiadła z godnością i oczekiwała odpowiedzi.
Tak więc Daisabella siłowała się ręcznie z macką, która tkwiła w jej włosach przez przemówienie Nott i De Witt. Oczywiście, że słuchała, co mówiły. Jednym uchem. Serio. Ta macka miała w sobie moc. Daisy wyrwała ją w końcu wraz z kilkoma puklami swoich włosów. AŁA.
Dobra, koniec walk, macka rośliny została wepchnięta niedbale do torebki, a zaczęły się wybory na przewodniczącego. Jupi! U, Finta mrrr... U, Lucy mrrr... U, drzemki mrrr... (aż szkoda, że nie każdy ma czas na drzemki. Chociaż skoro byłaby to aktywność klubowa, to może warto by było się zapisać).
Kotlet... znaczy prawdopodobnie ktoś, kogo kojarzy, ale nie mają ustalonej relacji, wstał i chciał, aby kandydaci walczyli ze sobą w błocie. Nice. Daisy też chciała zadać pytanie, jak dorosła odpowiedzialna osoba.
Poprawiła więc trochę włosy (będące w lekkim nieładzie po walce z kawałkiem rośliny), wstała, wypięła dumnie piersi (przy okazji lekko je też poprawiła, bo jej się stanik wpijał), po czym powiedziała donośnym głosem:
- CYCKI, CYCKI, CYCKI, CYCKI, CYCKI - czym miejmy nadzieję, że uspokoiła lekko ewentualną wrzawę. Dobra. To zgromadzenie studentów, oczywiste jest, że jest co najmniej głośno i uwagę na siebie trzeba umieć zwrócić - Czy biomagia dostanie w końcu szklarnie odporne na wybuchy? Czy Studenckie Koło Naukowe Eksperymentów Nieszablonowych będzie ograniczać się do jednego, czy wszystkich wydziałów? Bo projekty, które mi odrzucili, potrzebują szklarni. Czy zamiast w błocie możecie urządzić zapasy w kisielu porzeczkowym?
Po zadaniu tych bardzo wielu pytań usiadła z godnością i oczekiwała odpowiedzi.
Daisabella Grablething
Re: Wielka Katedra
Dobrze, że wzięła transparent – miała się przynajmniej o co podpierać, w razie gdyby cała ta szopka trwała zbyt długo. Lecz o ile w pierwszej części tego zebrania studentka wynudziła się do granic możliwości, to teraz najwidoczniej jej to nie groziło. Zaczęło się oczywiście spokojnie - od Finty przejmującego głos. Niemniej gdy usłyszała, co ten miał do powiedzenia, wstąpiły w nią nowe siły, a uśmiech jeszcze się poszerzył. Za to kiedy chłopak zwrócił się do publiczności, panna Happymeal zrobiła krok w stronę kolegi, a następnie pochyliła się nieco, by móc cicho się do niego odezwać.
- Świetny pomysł – pogratulowała szeptem. - Sama nazwa już mi się wyjątkowo podoba i czekam na więcej informacji na temat tego twojego klubu – powiedziała szczerze z ledwo (ale jednak!) dostrzegalnym uznaniem w głosie. Może i by tego nie przyznała tak wprost, aczkolwiek sądziła, iż pomysł Finty był znacznie dojrzalszy od jej własnego - co w żadnej mierze jej nie przeszkadzało.
Gdy tylko wypowiedziała dane słowa, odsunęła się z powrotem na bezpieczną odległość, niezagrażającą naruszaniu niczyjej przestrzeni osobistej. Nie chciała przecież, by wyglądało to na spoufalanie się - uchowaj Merlinie! Na szczęście nie był to czas na podobne rozważania, gdyż do głosu doszedł Kotleusz Wspaniały, po którym spodziewać się można było dosłownie wszystkiego. I tym razem nie zawiódł on w swych dociekaniach, zapewne oszałamiając swą bezpośredniością najmłodsze roczniki niezapoznane wciąż z owym osobliwym gatunkiem jedzenia. Oficjalnie i jakże podniośle rozpoczęte przemówienie niebywale prędko przeszło do konkretów... i przypomniało naszej Lu, że - faktycznie - starała się właśnie o stanowisko przewodniczącej! To ci dopiero nowina. No, kto by się spodziewał.
A tak – i zapasy w błocie. Cóż na to przystało odpowiedzieć? Prawdę powiedziawszy to ułożone dziewczę, nieraz żebrzące na ulicy, nie miało nic przeciwko takiemu obrotowi wydarzeń. Działoby się? Działo. Niemniej zanim rzeczona niewiarygodnie rozsądna kandydatka zdążyła zabrać głos w tej sprawie, usłyszała krzyki kobietki, rażącej w oczy swym ubiorem, którego oślepiającego blasku pozazdrościłoby nawet słońce. Choć chwila... Rozproszyłam się z rozemocjonowania. Czyżby uszu wszystkich dobiegło przed momentem stwierdzenie o kisielu porzeczkowym?
Lucy zerknęła nieco zdziwiona - ale i podekscytowana tą nadzwyczajnie wymagającą widownią - w kierunku swego rywala. Zaraz wyrwała się także do odpowiedzi, by zaspokoić ciekawość ludu, pomimo faktu, iż nie mogła rozwiać wszelkich jego wątpliwości (wszak to nie do jej klubu odnosiło się to szalenie ekscentrycznie zaanonsowane zapytanie).
- Szklarnie odporne na wybuchy to z pewnością cel, na który należałoby poświęcić środki uczelniane bądź znaleźć odpowiednie dofinansowania. - Sama zdawała sobie sprawę, jakże łatwo wywołać niewielką, maciupeńką... lub ewentualnie ogromną eksplozję, stąd też docierała do niej w pełni powaga sytuacji. - Czasami jednak nie potrzeba wydawać nie wiadomo jakich pieniędzy, a wystarczy odrobina... kreatywności. Wierzę, że udoskonalanie zamiast zastępowania jest najkorzystniejszą metodą. Myślałam przy tym o rozwoju sieci studentów, pomagających przy podobnych sprawach. Przecież każdy z nas specjalizuje się w czym innym, a łącząc i nieraz udostępniając nawzajem swe umiejętności, jesteśmy w stanie wiele osiągnąć! - Kończąc swój ociupinkę poważniejszy wywód (argumenty spontanicznie ujawniające się w dotychczas pustej głowie), skupiła się na powrót na kwestii dotąd odkładanej. Niestety w tym przypadku nie była już w stanie tak przejrzyście wyartykułować swych myśli. - I kisiel porzeczkowy powiadasz... To naprawdę warte rozważenia... – Spojrzała jeszcze na Fintę, jakby chcąc poznać jego zdanie. Dla niej nie było to nic dziwnego, na dodatek podziwiała postawę Dais, która uznała, iż zapasy, w jakiejkolwiek cieczy by to nie było, odbędą się ze stuprocentową stanowczością.
Cóż więc pozostało? Niewiele. Zadowolenie tłumów, oczekiwanie na odpowiedź swego przystojnego konkurenta, jak również... O, nie, nie zapominajmy o klubie! Toż to był jedyny powód jej przybycia. Zbawiennym okazało się w tym momencie posiadanie transparentu, bo o ile sama zainteresowana mogła zapomnieć o swym celu, to wszystkim innym na to nie pozwalała. O, jak przebiegle - szlachetna i starannie oszlifowana manipulacja - dobra robota.
- Świetny pomysł – pogratulowała szeptem. - Sama nazwa już mi się wyjątkowo podoba i czekam na więcej informacji na temat tego twojego klubu – powiedziała szczerze z ledwo (ale jednak!) dostrzegalnym uznaniem w głosie. Może i by tego nie przyznała tak wprost, aczkolwiek sądziła, iż pomysł Finty był znacznie dojrzalszy od jej własnego - co w żadnej mierze jej nie przeszkadzało.
Gdy tylko wypowiedziała dane słowa, odsunęła się z powrotem na bezpieczną odległość, niezagrażającą naruszaniu niczyjej przestrzeni osobistej. Nie chciała przecież, by wyglądało to na spoufalanie się - uchowaj Merlinie! Na szczęście nie był to czas na podobne rozważania, gdyż do głosu doszedł Kotleusz Wspaniały, po którym spodziewać się można było dosłownie wszystkiego. I tym razem nie zawiódł on w swych dociekaniach, zapewne oszałamiając swą bezpośredniością najmłodsze roczniki niezapoznane wciąż z owym osobliwym gatunkiem jedzenia. Oficjalnie i jakże podniośle rozpoczęte przemówienie niebywale prędko przeszło do konkretów... i przypomniało naszej Lu, że - faktycznie - starała się właśnie o stanowisko przewodniczącej! To ci dopiero nowina. No, kto by się spodziewał.
A tak – i zapasy w błocie. Cóż na to przystało odpowiedzieć? Prawdę powiedziawszy to ułożone dziewczę, nieraz żebrzące na ulicy, nie miało nic przeciwko takiemu obrotowi wydarzeń. Działoby się? Działo. Niemniej zanim rzeczona niewiarygodnie rozsądna kandydatka zdążyła zabrać głos w tej sprawie, usłyszała krzyki kobietki, rażącej w oczy swym ubiorem, którego oślepiającego blasku pozazdrościłoby nawet słońce. Choć chwila... Rozproszyłam się z rozemocjonowania. Czyżby uszu wszystkich dobiegło przed momentem stwierdzenie o kisielu porzeczkowym?
Lucy zerknęła nieco zdziwiona - ale i podekscytowana tą nadzwyczajnie wymagającą widownią - w kierunku swego rywala. Zaraz wyrwała się także do odpowiedzi, by zaspokoić ciekawość ludu, pomimo faktu, iż nie mogła rozwiać wszelkich jego wątpliwości (wszak to nie do jej klubu odnosiło się to szalenie ekscentrycznie zaanonsowane zapytanie).
- Szklarnie odporne na wybuchy to z pewnością cel, na który należałoby poświęcić środki uczelniane bądź znaleźć odpowiednie dofinansowania. - Sama zdawała sobie sprawę, jakże łatwo wywołać niewielką, maciupeńką... lub ewentualnie ogromną eksplozję, stąd też docierała do niej w pełni powaga sytuacji. - Czasami jednak nie potrzeba wydawać nie wiadomo jakich pieniędzy, a wystarczy odrobina... kreatywności. Wierzę, że udoskonalanie zamiast zastępowania jest najkorzystniejszą metodą. Myślałam przy tym o rozwoju sieci studentów, pomagających przy podobnych sprawach. Przecież każdy z nas specjalizuje się w czym innym, a łącząc i nieraz udostępniając nawzajem swe umiejętności, jesteśmy w stanie wiele osiągnąć! - Kończąc swój ociupinkę poważniejszy wywód (argumenty spontanicznie ujawniające się w dotychczas pustej głowie), skupiła się na powrót na kwestii dotąd odkładanej. Niestety w tym przypadku nie była już w stanie tak przejrzyście wyartykułować swych myśli. - I kisiel porzeczkowy powiadasz... To naprawdę warte rozważenia... – Spojrzała jeszcze na Fintę, jakby chcąc poznać jego zdanie. Dla niej nie było to nic dziwnego, na dodatek podziwiała postawę Dais, która uznała, iż zapasy, w jakiejkolwiek cieczy by to nie było, odbędą się ze stuprocentową stanowczością.
Cóż więc pozostało? Niewiele. Zadowolenie tłumów, oczekiwanie na odpowiedź swego przystojnego konkurenta, jak również... O, nie, nie zapominajmy o klubie! Toż to był jedyny powód jej przybycia. Zbawiennym okazało się w tym momencie posiadanie transparentu, bo o ile sama zainteresowana mogła zapomnieć o swym celu, to wszystkim innym na to nie pozwalała. O, jak przebiegle - szlachetna i starannie oszlifowana manipulacja - dobra robota.
Lucy Happymeal
Re: Wielka Katedra
Tallulah parsknęła cicho śmiechem.
- Fakt. Inna sprawa, że trochę czasu spędzam z taką jedną z WME, więc łatwiej mi jest chyba was rozpoznać - zażartowała, zaraz potem milknąc na czas ślubowania. Przez chwilę patrzyła gdzieś w dal, jakby próbowała sobie przypomnieć szczegóły własnego ślubowania rok wstecz. Kiedy znów spojrzała na Nathana, po zamyśleniu nie było śladu.
- Obrona Przed Czarną Magią i Transmutacja - odparła z pełnym zadowolenia uśmiechem. Była dumna ze swojego wydziału co najmniej tak, jakby sama go założyła. Później przez chwilę również skupiona przysłuchiwała się wykładowi odnośnie BHP. Cóż, przyjaźniąc się z Lucy trzeba było wiedzieć pewne rzeczy. Fakt, że Pani De Witt miała jasne włosy nie pozostawał tu bez echa. Tall rozejrzała się, chcąc namierzyć wzrokiem przyjaciółkę. Miała złe przeczucia.
- Wybory? - zapytała, zerkając na Natha. Po plecach przebiegł jej dziwny dreszcz. Oj, bardzo złe przeczucie. Ale dlaczego? Przecież nic takiego nie powinno mieć miejsca? Tall niezupełnie to rozumiała. Do czasu.
Najpierw na scenę wkroczył Finta. Nie znała go może jakoś bardzo dobrze, ale nawet pobieżna znajomość jego osoby wystarczyła, aby eks Ślizgonka nie czuła się zbyt pewnie z myślą o Misaroszu jako przewodniczącym. Chociaż musiała przyznać, że charyzmę to on miał niezłą. No i te ceny warunków... Nie, żeby Tall miała zamiar jakiś mieć, o nie! Ale gdyby...
- Oj tak, zapewne ciekawy... - rzuciła z lekkim rozbawieniem, wciąż niepewna uczelnianej przyszłości. Finta. Przewodniczącym. O Slytherinie.
I wtedy stało się TO.
Nie byle jakie TO, ale "TO". Takie prawdziwe i straszne TO. Mówiąc prościej - na scenę wgramoliła się Lucy. A więc miała rację. Więc jej straszne przeczucia okazały się prawdą. Więc pojawiło się jakieś TO. Tall z głuchym jękiem chwyciła się za włosy i przygryzła wargę, aby nie krzyknąć. Klub drzemki? Wszystko to dla klubu drzemki? Czy Lu w ogóle wiedziała na co się porywa? Tall pochyliła się rozpaczliwie, aby ukryć twarz we własnych nogach, co zapewne z punktu widzenia Nathana musiało wyglądać dość zabawnie. Już chwilę później Ślizgonka poderwała się do poprzedniej pozycji. O NIE. Najgorsze z możliwych "TO". Lucy właśnie obiecywała darmowe posiłki. Cały misternie budowany przez Tall mit pójdzie się kochać. I to w drzazgi! A było już tak pięknie!
Reszta jakoś jej umknęła albo Tall po prostu starała się nie rejestrować. Tylko przy kisielu porzeczkowym przyszło jej do głowy, że Lucy pewnie prędzej by go zjadła, niż by się w nim biła...
- Fakt. Inna sprawa, że trochę czasu spędzam z taką jedną z WME, więc łatwiej mi jest chyba was rozpoznać - zażartowała, zaraz potem milknąc na czas ślubowania. Przez chwilę patrzyła gdzieś w dal, jakby próbowała sobie przypomnieć szczegóły własnego ślubowania rok wstecz. Kiedy znów spojrzała na Nathana, po zamyśleniu nie było śladu.
- Obrona Przed Czarną Magią i Transmutacja - odparła z pełnym zadowolenia uśmiechem. Była dumna ze swojego wydziału co najmniej tak, jakby sama go założyła. Później przez chwilę również skupiona przysłuchiwała się wykładowi odnośnie BHP. Cóż, przyjaźniąc się z Lucy trzeba było wiedzieć pewne rzeczy. Fakt, że Pani De Witt miała jasne włosy nie pozostawał tu bez echa. Tall rozejrzała się, chcąc namierzyć wzrokiem przyjaciółkę. Miała złe przeczucia.
- Wybory? - zapytała, zerkając na Natha. Po plecach przebiegł jej dziwny dreszcz. Oj, bardzo złe przeczucie. Ale dlaczego? Przecież nic takiego nie powinno mieć miejsca? Tall niezupełnie to rozumiała. Do czasu.
Najpierw na scenę wkroczył Finta. Nie znała go może jakoś bardzo dobrze, ale nawet pobieżna znajomość jego osoby wystarczyła, aby eks Ślizgonka nie czuła się zbyt pewnie z myślą o Misaroszu jako przewodniczącym. Chociaż musiała przyznać, że charyzmę to on miał niezłą. No i te ceny warunków... Nie, żeby Tall miała zamiar jakiś mieć, o nie! Ale gdyby...
- Oj tak, zapewne ciekawy... - rzuciła z lekkim rozbawieniem, wciąż niepewna uczelnianej przyszłości. Finta. Przewodniczącym. O Slytherinie.
I wtedy stało się TO.
Nie byle jakie TO, ale "TO". Takie prawdziwe i straszne TO. Mówiąc prościej - na scenę wgramoliła się Lucy. A więc miała rację. Więc jej straszne przeczucia okazały się prawdą. Więc pojawiło się jakieś TO. Tall z głuchym jękiem chwyciła się za włosy i przygryzła wargę, aby nie krzyknąć. Klub drzemki? Wszystko to dla klubu drzemki? Czy Lu w ogóle wiedziała na co się porywa? Tall pochyliła się rozpaczliwie, aby ukryć twarz we własnych nogach, co zapewne z punktu widzenia Nathana musiało wyglądać dość zabawnie. Już chwilę później Ślizgonka poderwała się do poprzedniej pozycji. O NIE. Najgorsze z możliwych "TO". Lucy właśnie obiecywała darmowe posiłki. Cały misternie budowany przez Tall mit pójdzie się kochać. I to w drzazgi! A było już tak pięknie!
Reszta jakoś jej umknęła albo Tall po prostu starała się nie rejestrować. Tylko przy kisielu porzeczkowym przyszło jej do głowy, że Lucy pewnie prędzej by go zjadła, niż by się w nim biła...
Tallulah Rossreeve
Re: Wielka Katedra
To było do niej? Idealnie w chwili, kiedy aktualnie przemawiający zamilknął na moment, może zbierał myśli, może potrzebował głębszego oddechu albo zrobił teatralną przerwę, odezwał się chłopak stojący tuż obok Naamah. Obco brzmiący akcent był na tyle wyraźny, że nie dało się go pomylić. Francuz.
– To dopiero początek, Kochaniutki. Przygotuj się na jeszcze co najmniej trzy godziny. Póki co są grzeczni, ale zaraz zaczną się przekrzykiwać, wykłócać, później może nawet obrażać. Ci tutaj zmawiają się na walkę w błocie, ale to jest naprawdę nic. Podobno kilka lat temu takie wybory rozstrzygnięto pojedynkiem i to na wcale niewybredne zaklęcia, bo przegrany nie mógł pogodzić się z klęską. Potem się na sobie mszczą, także jeśli już się ulokowałeś w akademiku, to miej nadzieję, że z daleka od wszystkich kandydatów. Wybuchy i unoszące się opary o nieprzyjemnym zapachu są na porządku dziennym. Liczy się charyzma. Obietnice przedwyborcze są jak wszędzie, niekoniecznie muszą zostać spełnione. Ważne, żebyś kupił to, co mówią.
Czyżby wyglądała na starszą? A może wykazywała tak znikomą ilość entuzjazmu, że można było odnieść wrażenie, że to nie jest pierwsza inauguracja roku akademickiego, w której bierze udział? Absolutnie każde słowo wymyśliła w trakcie produkowania wypowiedzi i chyba wyszło jej to całkiem dobrze. Przecież nie chciała go wystraszyć! To tylko taki niewinny żart. Aż sama prawie w niego uwierzyła.
– To dopiero początek, Kochaniutki. Przygotuj się na jeszcze co najmniej trzy godziny. Póki co są grzeczni, ale zaraz zaczną się przekrzykiwać, wykłócać, później może nawet obrażać. Ci tutaj zmawiają się na walkę w błocie, ale to jest naprawdę nic. Podobno kilka lat temu takie wybory rozstrzygnięto pojedynkiem i to na wcale niewybredne zaklęcia, bo przegrany nie mógł pogodzić się z klęską. Potem się na sobie mszczą, także jeśli już się ulokowałeś w akademiku, to miej nadzieję, że z daleka od wszystkich kandydatów. Wybuchy i unoszące się opary o nieprzyjemnym zapachu są na porządku dziennym. Liczy się charyzma. Obietnice przedwyborcze są jak wszędzie, niekoniecznie muszą zostać spełnione. Ważne, żebyś kupił to, co mówią.
Czyżby wyglądała na starszą? A może wykazywała tak znikomą ilość entuzjazmu, że można było odnieść wrażenie, że to nie jest pierwsza inauguracja roku akademickiego, w której bierze udział? Absolutnie każde słowo wymyśliła w trakcie produkowania wypowiedzi i chyba wyszło jej to całkiem dobrze. Przecież nie chciała go wystraszyć! To tylko taki niewinny żart. Aż sama prawie w niego uwierzyła.
Naamah Dawn Harms
Re: Wielka Katedra
"Kochaniutki"? To jedno słowo wystarczyło by rudzielec poróżowiał, i to nie tylko na twarzy, zaskoczony tak niecodziennym określeniem na jego osobę. Bo... to było do niego, co nie?
- A-...ha. - bąknął, oszołomiony, zupełnie nie słuchając reszty tego czym blondynka postanowiła go uraczyć. Mogła nawet nie próbować go wkręcać, tylko ze szczerą troską zacząć streszczać wszystko to co ominął, a dalej nie miałoby to zupełnie żadnego sensu. Nie w momencie, gdy Remi przeżywał wewnętrznie to, że pierwszy raz ktokolwiek, do tego kobieta!, odezwał się do niego w tak przemiły sposób.
Gdy dziewczyna zamilkła, Francuz wreszcie oderwał od niej maślany wzrok i, widocznie speszony, zaczął rozglądać po reszcie zebranych. Co teraz? Czy powinien jej odpowiedzieć? A może lepiej by dał jej spokój i (wreszcie) skupił na tym co odgrywało się na scenie? Szczególnie, że nie miał pojęcia czy ona w ogóle oczekiwała od niego kontynuacji tej przypadkowej rozmowy. Co gorsza, odpowiedź na pytanie jakie zadał nie zdołała przedrzeć się przez jego chwilowy szok, więc skończył niepewien ile jeszcze przyjdzie mu siedzieć w tej sali, bez możliwości ponowienia zapytania (tym ostatnim jedynie przyznałby się do niesłuchania nieznajomej, a tego wolał uniknąć).
- To... ten... - zaczął w końcu, przeczesując rude włosy, których końcówki w tym oświetleniu wydawały się przez moment trochę innej barwy niż reszta.
- Długo już tu studiujesz..?
I do każdego zwracasz się per "kochaniutki"?
Znowu zrobiło mu się gorąco, lecz tym razem zdołał to w sobie zdusić. Tego mu tylko brakowało by niepotrzebnie zwracać na siebie uwagę bardziej niż było to konieczne...
- A-...ha. - bąknął, oszołomiony, zupełnie nie słuchając reszty tego czym blondynka postanowiła go uraczyć. Mogła nawet nie próbować go wkręcać, tylko ze szczerą troską zacząć streszczać wszystko to co ominął, a dalej nie miałoby to zupełnie żadnego sensu. Nie w momencie, gdy Remi przeżywał wewnętrznie to, że pierwszy raz ktokolwiek, do tego kobieta!, odezwał się do niego w tak przemiły sposób.
Gdy dziewczyna zamilkła, Francuz wreszcie oderwał od niej maślany wzrok i, widocznie speszony, zaczął rozglądać po reszcie zebranych. Co teraz? Czy powinien jej odpowiedzieć? A może lepiej by dał jej spokój i (wreszcie) skupił na tym co odgrywało się na scenie? Szczególnie, że nie miał pojęcia czy ona w ogóle oczekiwała od niego kontynuacji tej przypadkowej rozmowy. Co gorsza, odpowiedź na pytanie jakie zadał nie zdołała przedrzeć się przez jego chwilowy szok, więc skończył niepewien ile jeszcze przyjdzie mu siedzieć w tej sali, bez możliwości ponowienia zapytania (tym ostatnim jedynie przyznałby się do niesłuchania nieznajomej, a tego wolał uniknąć).
- To... ten... - zaczął w końcu, przeczesując rude włosy, których końcówki w tym oświetleniu wydawały się przez moment trochę innej barwy niż reszta.
- Długo już tu studiujesz..?
I do każdego zwracasz się per "kochaniutki"?
Znowu zrobiło mu się gorąco, lecz tym razem zdołał to w sobie zdusić. Tego mu tylko brakowało by niepotrzebnie zwracać na siebie uwagę bardziej niż było to konieczne...
Remi Thibault
Re: Wielka Katedra
David wysłuchiwał obojgu kandydatów z zainteresowaniem i głowa mu chodziła od jednaj mównicy do drugiej, z krótkimi przerwami na prześlizgniecie się wzrokiem po reszcie gawiedzi. Zwykle nie było tylu chętnych na pozycję przewodniczącego i żadna walka nie miała miejsca, ale teraz to zupełnie co innego! Ubiegłoroczny przewodniczący spojrzał na zegarek na wewnętrznej stronie swojego nadgarstka, na którym tuż za nieubłaganie przesuwającymi się strzałkami, widniał napis: „Nie ważne, i tak jestem spóźniony...”. I był.
Zagryzł dolną wargę i wbiegł pomiędzy dwie mównice kandydatów, na moment przejmując uwagę wyborców na siebie.
- Dobra, moi kochani! Inauguracja się przeciąga, a ta wielka przepychanka o waszą uwagę potrzebuje osobnego święta! ...zwłaszcza, że w chwili obecnej nie mam czasu tego rozstrzygnąć, hehe. Darujcie. Finta! Lucy! - zaczął zwracając się przodem do jednego i następnie do drugiego kandydat, podnosząc ręce do góry niczym wieszcz apokaliptycznej nowiny. - Przyznacie, że inauguracja to kiepskie miejsce na taką chwalebną walkę, zwłaszcza, że kupę studentów ją sobie darowało, a przecież chcemy, żeby byli świadkami spektakularnego zwycięstwa! Przenieśmy więc waszą walkę na nieco bardziej widowiskowy grunt, specjalnie na to przygotowany, co? Jak tylko poczujecie się gotowi na to starcie tytanów, to wywiesimy specjalne ogłoszenie dla chętnych świadków, które zawiśnie na tablicy informacyjnej pomiędzy akademikami. Widownię więc upraszam o czujność i poinformowanie znajomych. A na dziś, dziękuje wszystkim, którzy wytrwali ten pierdyl i... Nara! – rzucił zeskakując ze sceny i przystępując wraz z Nokatą o wyganiania gawiedzi z Katedry.
[z/t wszyscy, chyba, że ktoś chce kontynuować i narazić się na oplucie przez wściekłego chińczyka]
Baldwin +5PD
Colette +5PD
Daisabella +5PD
Finta +5PD
Lucy +5PD
Maude +5PD
Naamah +5PD
Nathan +5PD
Penelope +5PD
Peter +5PD
Remi +5PD
Tallulah +5PD
Zagryzł dolną wargę i wbiegł pomiędzy dwie mównice kandydatów, na moment przejmując uwagę wyborców na siebie.
- Dobra, moi kochani! Inauguracja się przeciąga, a ta wielka przepychanka o waszą uwagę potrzebuje osobnego święta! ...zwłaszcza, że w chwili obecnej nie mam czasu tego rozstrzygnąć, hehe. Darujcie. Finta! Lucy! - zaczął zwracając się przodem do jednego i następnie do drugiego kandydat, podnosząc ręce do góry niczym wieszcz apokaliptycznej nowiny. - Przyznacie, że inauguracja to kiepskie miejsce na taką chwalebną walkę, zwłaszcza, że kupę studentów ją sobie darowało, a przecież chcemy, żeby byli świadkami spektakularnego zwycięstwa! Przenieśmy więc waszą walkę na nieco bardziej widowiskowy grunt, specjalnie na to przygotowany, co? Jak tylko poczujecie się gotowi na to starcie tytanów, to wywiesimy specjalne ogłoszenie dla chętnych świadków, które zawiśnie na tablicy informacyjnej pomiędzy akademikami. Widownię więc upraszam o czujność i poinformowanie znajomych. A na dziś, dziękuje wszystkim, którzy wytrwali ten pierdyl i... Nara! – rzucił zeskakując ze sceny i przystępując wraz z Nokatą o wyganiania gawiedzi z Katedry.
[z/t wszyscy, chyba, że ktoś chce kontynuować i narazić się na oplucie przez wściekłego chińczyka]
Baldwin +5PD
Colette +5PD
Daisabella +5PD
Finta +5PD
Lucy +5PD
Maude +5PD
Naamah +5PD
Nathan +5PD
Penelope +5PD
Peter +5PD
Remi +5PD
Tallulah +5PD
Mistrz Gry