Mniejsza sala egzaminacyjna
Strona 1 z 1 • Share
Mniejsza sala egzaminacyjna
Znajduje się bliżej końca korytarza. Jest mniejsza od drugiej wykorzystywanej w tym celu, ale nie oznacza to wcale, że jest mała - na pewno pomieści prezentację nawet najbardziej wyszukanych pomysłów. Pełni rolę pomieszczenia zastępczego na wypadek, gdyby główne miejsce przesłuchań z jakiegoś powodu wymagało odbudowy, pilnego remontu czy specjalnego sprzątania. Tuż przy drzwiach znajduje się długi stolik, przy którym zasiadają członkowie komisji. Na jego końcu ustawiono szklane butelki z wodą.
Sala egzaminacyjna jest otwarta i udostępniona do użytku przez ostatnie siedem dni czerwca i pierwsze siedem dni lipca w każdym roku.
Sala egzaminacyjna jest otwarta i udostępniona do użytku przez ostatnie siedem dni czerwca i pierwsze siedem dni lipca w każdym roku.
Sala przygotowana tylko na retrospekcje egzaminu wstępnego postaci, jeśli Administracja zarządzi, że jest ona niezbędna do tego, by wpisać postać na listę studentów.
Temat jest zamknięty, ponieważ zakazuje się tutaj prowadzenia sesji. Sala jest otwarta tylko na czas egzaminów. Jest to jedyne miejsce na fabule, gdzie postać może pisać bez akceptacji Karty Postaci.
Veneficium
Re: Mniejsza sala egzaminacyjna
- To się nie chce... - Daniel Wilczyński raz po raz machał różdżką w kierunku kępki grzybów, wyrastającej przy guzikach jego marynarki. Z każdym machnięciem znikały, ale tylko po to, żeby zaraz odrosnąć. - W żaden sposób... I ciągle rośnie!
Allan Einarsson mieszał w kubku z kawą i kiwał głową. Dziekan Peeman musiała być jeszcze zajęta organizowaniem akcji odwracania skutków ambitnego, ale tragicznie niedopracowanego projektu, bo mimo tego, że czas naglił, wciąż nie pojawiła się w zastępczym miejscu egzaminu. Do pomieszczenia wszedł profesor Zhang.
- Wyrosły już przez okno w drugiej sali, nie możemy tego zatrzymać. Heike próbuje wydobyć tego nieszczęsnego kandydata ze środka. Dawno jej takiej wściekłej nie widziałem. - Nie wyglądał na zmartwionego. - Idź, wrzuć to do reszty grzybów, nie zatrzymasz tego. Przebierz się i wracaj, trzeba egzaminy robić.
- Kiedy to moja ulubiona marynarka! - Polak zamachał jeszcze parę razy, westchnął i zrezygnowany teleportował się z pomieszczenia. Fa-tang zajął miejsce przy stole i sięgnął po butelkę wody.
- Aż się zmęczyłem! Chciałem wziąć próbki, ale ciągle rosną, a ja nie mam czasu, żeby...
Z trzaskiem teleportacji pojawiła się wreszcie pani dziekan. Odgarnęła z czoła kosmyk włosów.
- Gdzie jest Daniel? - O zmęczeniu kobiety świadczył fakt, że nie chciało jej się bawić w tytuły. - Jesteśmy strasznie do tyłu z czasem. - Nie zdążyła dokończyć, a tuż obok niej zmaterializował się poszukiwany profesor. - O, świetnie. Możemy zaczynać?
- Usiądź, napij się. - Zhang poklepał miejsce obok siebie i zaśmiał się. - Co, wyczerpujące, prawda? Ale musisz przyznać - robi wrażenie!
Czarownica zajęła swoje krzesło i różdżką przywołała do siebie butelkę. Mimo zmęczenia rozciągnęła wargi w uśmiechu.
- Już nie pamiętam, kiedy ktoś zawalił tak widowiskowo. Może kiedyś spróbuje jeszcze raz...? - Napiła się i odchrząknęła. - Nie mamy czasu, kandydaci pewnie się już zdenerwowali... Gotowi?- Zwróciła się w stronę drzwi. - Proszę następną osobę na egzamin!
Allan Einarsson mieszał w kubku z kawą i kiwał głową. Dziekan Peeman musiała być jeszcze zajęta organizowaniem akcji odwracania skutków ambitnego, ale tragicznie niedopracowanego projektu, bo mimo tego, że czas naglił, wciąż nie pojawiła się w zastępczym miejscu egzaminu. Do pomieszczenia wszedł profesor Zhang.
- Wyrosły już przez okno w drugiej sali, nie możemy tego zatrzymać. Heike próbuje wydobyć tego nieszczęsnego kandydata ze środka. Dawno jej takiej wściekłej nie widziałem. - Nie wyglądał na zmartwionego. - Idź, wrzuć to do reszty grzybów, nie zatrzymasz tego. Przebierz się i wracaj, trzeba egzaminy robić.
- Kiedy to moja ulubiona marynarka! - Polak zamachał jeszcze parę razy, westchnął i zrezygnowany teleportował się z pomieszczenia. Fa-tang zajął miejsce przy stole i sięgnął po butelkę wody.
- Aż się zmęczyłem! Chciałem wziąć próbki, ale ciągle rosną, a ja nie mam czasu, żeby...
Z trzaskiem teleportacji pojawiła się wreszcie pani dziekan. Odgarnęła z czoła kosmyk włosów.
- Gdzie jest Daniel? - O zmęczeniu kobiety świadczył fakt, że nie chciało jej się bawić w tytuły. - Jesteśmy strasznie do tyłu z czasem. - Nie zdążyła dokończyć, a tuż obok niej zmaterializował się poszukiwany profesor. - O, świetnie. Możemy zaczynać?
- Usiądź, napij się. - Zhang poklepał miejsce obok siebie i zaśmiał się. - Co, wyczerpujące, prawda? Ale musisz przyznać - robi wrażenie!
Czarownica zajęła swoje krzesło i różdżką przywołała do siebie butelkę. Mimo zmęczenia rozciągnęła wargi w uśmiechu.
- Już nie pamiętam, kiedy ktoś zawalił tak widowiskowo. Może kiedyś spróbuje jeszcze raz...? - Napiła się i odchrząknęła. - Nie mamy czasu, kandydaci pewnie się już zdenerwowali... Gotowi?- Zwróciła się w stronę drzwi. - Proszę następną osobę na egzamin!
Mistrz Gry
Re: Mniejsza sala egzaminacyjna
Dzień egzaminu od początku nie był zbyt udany dla Zane’a. Pomijając fakt, że wrócił z baru trochę później niż zamierzał poprzedniego wieczoru i obudził się z gigantycznym kacem, przekonał się, że jego irlandzka krew zawiodła. W mieszkaniu nie było nawet jednego guinessa. Pozbawiony swojego tradycyjnego leku skorzystał z opcji awaryjnej - wody. Zapomniał już, jak dobrze smakuje w wyschniętym, przepitym gardle. - Ale i tak trzeba będzie się zaopatrzyć po drodze, bo inaczej tam padnę - wymamrotał do siebie, pomiędzy łykami krystalicznie czystej mineralki. Pokrzepiwszy się tym świetnym planem i szybkim prysznicem, zagarnął mniej i bardziej delikatne manatki do swojej walizki, pierwszej ofiary projektu zaliczeniowego. Zaklęcie Zwiększonej Pojemności zadziałało ze trzy razy mocniej niż wcześniej i bez trudu zmieścił w niej dwa biurka i inne klamoty. Poprawił po raz trzeci w ciągu ostatnich dziesięciu minut niesforny kosmyk włosów i ruszył podbijać świat. Znaczy, uczelnię.
* * *
Pół godziny i zimnego guinessa później, chłopak czuł się jak nowo narodzony. Bez stresu czekał pod salą egzaminacyjną, jeszcze raz powtarzając sobie w głowie wszystkie elementy prezentacji. Jego tajną bronią było zająć się tym, co lubił. Oczywiście, nie mógł zrobić projektu o rodzajach piwa kraftowego, albo odmian konopii… ale zaklęcia powinny być bardzo w porządku na Magii Eksperymentalnej.
- Proszę następną osobę na egzamin! - przenikliwy głos od strony drzwi wyrwał Zane’a z chwilowej zadumy. Odruchowo poprawił odstające pasma pompadoura, oszczędnym ruchem ręki poprawił kołnierzyk i mankiety, chwycił elegancką aktówkę i ruszył do środka. Z zaciekawieniem rzucił okiem na grzyby porastające tu i ówdzie zupełnie normalną poza tym salę. Wzruszył ramionami i posłał promieniejący uśmiech w stronę zebranej komisji egzaminacyjnej.
- Witam, nazywam się Zane Carrick i jestem absolwentem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Zanim przejdę do właściwej prezentacji mojego projektu, prosiłbym Państwa o danie mi pięciu minut na przygotowanie sali, a w międzyczasie będą Państwo mogli zapoznać się z dokumentacją na temat mojej inwencji - od samego początku przeszedł do meritum. Owszem, czuł się na siłach i w humorze, aby rozerwać komisję rozmową, ale stwierdził, że na to jeszcze będzie czas, a póki co pozwoli działać konkretom. Wyjął z nesesera cztery kopie swojej pracy naukowej i wręczył je siedzącemu za stołem gronu pedagogicznemu. Uśmiechnął się raz jeszcze i wrócił na środek sali. Zasępił się nieco, szacując wymiary pomieszczenia. Spodziewał się, że będzie miał nieco więcej miejsca na przeprowadzenie prezentacji, no ale trzeba umieć radzić sobie w każdych okolicznościach.
Nie patrząc, czy obecni na sali egzaminatorzy skupili się na jego pracy pisemnej, zajął się preparacją stanowiska do przeprowadzenia eksperymentu. Z walizki wyjął płachtę tkaniny, otrzymanej kiedyś od jego przyjaciela, hodowcy smoków. Zapewniono go, że co jak co, ale płomienie jej niestraszne. Rozłożył materiał o wymiarach sześć na sześć stóp na podłodze i położył na nim teczkę.
Musiało to wyglądać całkiem śmiesznie, gdy zaczął z niej wyciągać dwa spore, drewniane biurka. Ale liczy się efekt. Ustawił je w niewielkiej odległości od siebie i wylał na nie butelkę wody. Ot tak, dla zbudowania napięcia. Litr niewiele już mógł zmienić przy tej skali.
Około metra dalej ustawił sztalugi, na których rozpiął błyszczącą chromem, stalową blachę. Puścił oczko do swojego odbicia w lustrzanej tafli, po czym sięgnął po raz kolejny do leżącego obok nesesera.
Ostrożnie wyjął z niego dwie skrzynie, jedną dosyć dużą, wielkości podróżnego kufra, drugą niewielką, rozmiarów dość grubej książki formatu A4. Małe pudełko odłożył na bok, po czym z większego pojemnika wypakował duże, pokryte runami, metalowe urządzenie w kształcie wydłużonego owalu, z którego wysuwało się w górę kilkanaście pozornie losowo rozmieszczonych wypustek długości dwudziestu do trzydziestu centymetrów, zakończone delikatnie migoczącymi kryształami. Po ustawieniu przyrządu na zamkniętej już skrzyni, chłopak odwrócił się do zapewne nieco już zniecierpliwionej komisji.
- Nim pomówię o dokładnym działaniu i znaczeniu znajdujących się za mną elementów, chciałbym powrócić do korzeni rzucania zaklęć. Jak wiadomo zaklęcia, uroki to manifestacja mocy magicznej, ukierunkowanej na spełnianie konkretnych zadań. Moc zaklęć jest zależna przede wszystkim od własnej potęgi magicznej rzucającego, oraz od mocy użytego pośrednika, najczęściej różdżki. Przedmiotem moich badań, jest uniezależnienie siły zaklęć od siły czarodzieja, a wynikiem tego - urządzenie znajdujące się za moimi plecami - wystudiowanym gestem wskazał błyszczący promieniami słońca przyrząd, który wydawał się wydzielać z siebie lekką magiczną aurę. Szczególnie połyskujące tajemniczo kryształy.
- Amplifikator magii, bo tak się ono nazywa, pozwala spotęgować skutki rzucenia zaklęcia, umożliwiając osiągnięcie niesamowitych rezultatów nawet przy niewielkiej sile rzucającego czar. Podczas projektowania tego przedsięwzięcia posiłkowałem się w dużym zakresie wiedzą zaczerpniętą ze szkoły różdżkarstwa, głównie różnymi dziełami i opracowaniami członków rodu Ollivanderów. Podstawą jest stalowy korpus, służącego jako fizyczna podstawa i runiczne zabezpieczenie instalacji. Te podłużne elementy odlane są ze stopu srebra i platyny, które, jak to metale szlachetne, odznaczają się dobrym przewodnictwem magicznym i wpływają na stabilność. Jak widać - tu zademonstrował na prototypie - wszystkie te pręty są tak skonstruowane, aby można było dość dowolnie kierować położeniem umieszczonych na końcach kryształów, magicznego rdzenia amplifikatora.
Żeby już nie przedłużać, dokonam pierwszej części prezentacji, po której wytłumaczę zasadę działania mojej konstrukcji - przerwał swój monolog, wyjmując różdżkę z wewnętrznej kieszeni marynarki. Ustawił się tak, aby wzmacniacz znajdował się między nim, a ustawionymi na plandece meblami. Klejnoty rozbłysły nieco jaśniej, jakby wyczuwając zamiar chłopaka.
- Incendio! - zaklęcie wystrzeliło z końca różdżki i przemknęło pomiędzy świecącymi punktami, co zostało okraszone wyładowaniami podobnymi nieco do iskier przeskakujących między cewkami Tesli. Nawet wizualnie można było dostrzec, że po kontakcie z urządzeniem jest silniejsze niż pierwotnie. Wilgotne biurka w ułamku sekundy stanęły całe w płomieniach, jak suche drzewa pod wpływem pożaru. Rozmiar i temperatura płomieni zaskoczyły nawet Zane’a. Ale tylko na chwilę.
- Aquamenti! - energia magiczna przeistoczyła się w wodę dopiero za “bramką” z magicznych kryształów. Zamiast spodziewanego strumyczka uderzyła w buchające ogniem meble prawdziwa rzeka, coś jak fala przypływu na brzegu oceanu. W parę sekund ciecz uporała się z okalającymi drewno językami ognia. Już bez zbędnych opóźnień, jednym machnięciem różdżki schował oba osmolone biurka i faktycznie nietkniętą tkaninę z powrotem do walizki.
- W sercu każdego z kryształów znajduje się rdzeń z potężnego magicznego materiału. Można też je dowolnie zdejmować i zakładać zależnie od potrzeb. W celu uzyskania słabszego wzmocnienia można użyć mniejszej ich ilości.
Na potrzeby prezentacji skorzystałem z włosów i rogu jednorożca, które odznaczają się największą stabilnością w kontakcie z czarami, choć w pewnym stopniu ograniczają potencjał amplifikatora. Póki co testowałem jedynie jednorodne pola magiczne, z wykorzystaniem klejnotów z jednorodnym rdzeniem, nie próbowałem jeszcze łączyć przykładowo kamieni z włóknem smoczego serca w kombinacji z piórami feniksów czy włosami wił. Zupełnie oddzielnym badaniem może być testowanie zależności pomiędzy różnymi rodzajami substancji aktywnych magicznie.
W pewien sposób ważne jest też ułożenie kamieni w przestrzeni. Wyszedłem od tradycyjnego okręgu, wzorując się na pierwszych kamiennych kręgach koncentrujących moc. To taka moja prywatna fascynacja, nie dziwi to chyba, biorąc pod uwagę, że Wielka Brytania jest najbardziej znana właśnie z tych masywnych wytworów dawnych Celtów. Ponownie - ułożenie elementów aktywnych w krąg ułatwia stabilizację zaklęć i zwiększa uniwersalność zestawu, ale znacząco ogranicza pole manewru jeśli chodzi o dostosowanie pod konkretne zaklęcie w celu zmaksymalizowania efektów. Obecnie korzystam z rozplanowania kryształów na planie walca, co określa kierunek, w który należy rzucić czar, aby wykorzystać wzmacniacz nie tylko do zwiększenia siły, ale i zasięgu uroku. Z kolei przy innym ustawieniu zwiększy się moc i obszar zaklęcia - z tymi słowami podszedł do maszyny i poustawiał wszystkie błyszczące kamienie na planie okręgu. Wycelował różdżkę w stronę jego centrum.
- Muffliato! - niewidzialna fala rozeszła się po całym pomieszczeniu. Nie mógł tego za bardzo sprawdzić, ale wiedział, że nikt z ludzi obecnych w sali nie jest w stanie usłyszeć co się właśnie dzieje. Aby chociaż wizualnie pokazać co zamierza zrobić teraz wyciągnął zza pazuchy torbę ptasiego puchu, które rozsypał, tworząc chmurę opadającego powoli pierza. Cisnął między nie knuta i wycelował w niego różdżką.
- Bombarda! - eksplozja ogłuszyła tylko jego, nie był wystarczająco cwany, aby rzucić zaklęcie na siebie. Nie pomyślał, że rozgrzany amplifikator wychwyci i to zaklęcie, falę uderzeniową widać było idealnie, śledząc ruch mniej i bardziej nadpalonych piór. Pozwolił jej przelecieć przez całe pomieszczenie, po czym machnięciem różdżki zakończył działanie zaklęcia ogłuszającego i zgarnął pióra z powrotem do torby.
- Tak prezentuje się moje urządzenie. Niestety z powodu jego rozmiarów na tym etapie jest tylko ciekawostką i punktem wyjścia do dalszych badań nad wpływaniem na moc zaklęć - z nutą zawodu w głosie poinformował zebraną komisję. Wziął do ręki mniejsze i pudełko i otworzył je, aby pokazać zawartość pani dziekan i pozostałym egzaminatorom. Na wyłożonym suknie dnie leżała trochę dłuższa skórzana rękawica z okalającymi nadgarstek czterema kamieniami połączonymi cienką, srebrną obręczą.
- Punktem rozwojowym mojego pomysłu jest ten przenośny amplifikator, który akurat w tym przypadku jest maksymalnie uproszczoną wersją. Powodów jest kilka. Po pierwsze względy bezpieczeństwa, nie potrafię jeszcze zbudować wersji na tyle niezawodnej, żeby można było bez strachu założyć ją na rękę przy zachowaniu mocy dużej wersji. Po drugie, niewielkie wymiary uniemożliwiły tak dokładną aranżację układu kryształów. Dalej można wymieniać je dowolnie, ale nie ma już takiej różnorodności ich układów względem siebie. Na szczęście ograniczony potencjał i dobre położenie względem różdżki, która jest podstawowym narzędziem ogniskującym moc magiczną, uniemożliwiają komplikacje przy rzucanym zaklęciu. W rezultacie praktycznie nie ma szans na niepożądane efekty czaru, co może zdarzyć się przy złej konfiguracji oryginalnego konstruktu - rozpoczął drugą część prezentacji. Tę ważniejszą, w końcu to miał być przełomowy wynalazek, który chciał pokazać komisji. Ale tylko na dużym modelu mógł zademonstrować pełnię możliwości swojego pomysłu. Skierował różdżkę w stronę rozpiętej na sztaludze blachy.
- Diffindo! - zaklęcie pomknęło z prędkością biegnącego geparda w stronę lśniącej tafli. Zaklęcie pozostawiło na metalu podłużne wgniecenie. I tyle. Zane założył rękawicę na dłoń i chwycił w nią różdżkę. Jeszcze raz wycelował nią w metalową płytę.
- Diffindo! - różdżka i kamienie w rękawicy rozbłysły, czar wyrwał się na wolność jak pikujący sokół, uderzając z hukiem w sztalugi. Na oczach zebranych metal został rozdarty na dwie części, strasząc powykrzywianymi od siły zaklęcia brzegami linii cięcia. Chłopak cmoknął z zadowoleniem, oglądając efekty swoich poczynań. Zerknął na rękawicę, dwa z czterech kryształów skruszyły się i wysypały na podłogę, uwalniając ze swoich okowów fragmenty rogu jednorożca.
- Jest tylko jeden problem. Amplifikacja jest możliwa dzięki kryształom. Drewno ze swej natury nadaje fali magicznej bardziej obły, mniej destrukcyjny kształt. Traci na tym moc, ale zyskuje stabilność rzucanych zaklęć i wytrzymałość samych różdżek. Kryształy dużo mniej wybaczają. Siła, z jaką eksploatują przepływającą przez nie magię sprawia, że po około dwóch-trzech użyciach kruszą się. Podejrzewam, że odpowiednia kombinacja rdzeni magicznych pod konkretne zaklęcia mogłaby zminimalizować ten efekt, ale wymagałoby to więcej badań.
W dalszej perspektywie pracuję jeszcze nad kondensatorem magii, który zamiast multiplikować siłę zaklęcia, koncentruje ją w jednym punkcie, oraz nad indukcją magiczną z wykorzystaniem magicznych zwierząt, co pozwalałoby na amplifikowanie zaklęć bez korzystania ze specjalistycznego urządzenia. Póki co są to jednak rozważania czysto teoretyczne. Z mojej strony to tyle, dziękuję - zakończył swoją prezentację Zane, biorąc się za chowanie całego swojego majdanu z powrotem do aktówki. Nie omieszkał w międzyczasie posłać w stronę komisji szczerego uśmiechu numer cztery.
* * *
Pół godziny i zimnego guinessa później, chłopak czuł się jak nowo narodzony. Bez stresu czekał pod salą egzaminacyjną, jeszcze raz powtarzając sobie w głowie wszystkie elementy prezentacji. Jego tajną bronią było zająć się tym, co lubił. Oczywiście, nie mógł zrobić projektu o rodzajach piwa kraftowego, albo odmian konopii… ale zaklęcia powinny być bardzo w porządku na Magii Eksperymentalnej.
- Proszę następną osobę na egzamin! - przenikliwy głos od strony drzwi wyrwał Zane’a z chwilowej zadumy. Odruchowo poprawił odstające pasma pompadoura, oszczędnym ruchem ręki poprawił kołnierzyk i mankiety, chwycił elegancką aktówkę i ruszył do środka. Z zaciekawieniem rzucił okiem na grzyby porastające tu i ówdzie zupełnie normalną poza tym salę. Wzruszył ramionami i posłał promieniejący uśmiech w stronę zebranej komisji egzaminacyjnej.
- Witam, nazywam się Zane Carrick i jestem absolwentem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Zanim przejdę do właściwej prezentacji mojego projektu, prosiłbym Państwa o danie mi pięciu minut na przygotowanie sali, a w międzyczasie będą Państwo mogli zapoznać się z dokumentacją na temat mojej inwencji - od samego początku przeszedł do meritum. Owszem, czuł się na siłach i w humorze, aby rozerwać komisję rozmową, ale stwierdził, że na to jeszcze będzie czas, a póki co pozwoli działać konkretom. Wyjął z nesesera cztery kopie swojej pracy naukowej i wręczył je siedzącemu za stołem gronu pedagogicznemu. Uśmiechnął się raz jeszcze i wrócił na środek sali. Zasępił się nieco, szacując wymiary pomieszczenia. Spodziewał się, że będzie miał nieco więcej miejsca na przeprowadzenie prezentacji, no ale trzeba umieć radzić sobie w każdych okolicznościach.
Nie patrząc, czy obecni na sali egzaminatorzy skupili się na jego pracy pisemnej, zajął się preparacją stanowiska do przeprowadzenia eksperymentu. Z walizki wyjął płachtę tkaniny, otrzymanej kiedyś od jego przyjaciela, hodowcy smoków. Zapewniono go, że co jak co, ale płomienie jej niestraszne. Rozłożył materiał o wymiarach sześć na sześć stóp na podłodze i położył na nim teczkę.
Musiało to wyglądać całkiem śmiesznie, gdy zaczął z niej wyciągać dwa spore, drewniane biurka. Ale liczy się efekt. Ustawił je w niewielkiej odległości od siebie i wylał na nie butelkę wody. Ot tak, dla zbudowania napięcia. Litr niewiele już mógł zmienić przy tej skali.
Około metra dalej ustawił sztalugi, na których rozpiął błyszczącą chromem, stalową blachę. Puścił oczko do swojego odbicia w lustrzanej tafli, po czym sięgnął po raz kolejny do leżącego obok nesesera.
Ostrożnie wyjął z niego dwie skrzynie, jedną dosyć dużą, wielkości podróżnego kufra, drugą niewielką, rozmiarów dość grubej książki formatu A4. Małe pudełko odłożył na bok, po czym z większego pojemnika wypakował duże, pokryte runami, metalowe urządzenie w kształcie wydłużonego owalu, z którego wysuwało się w górę kilkanaście pozornie losowo rozmieszczonych wypustek długości dwudziestu do trzydziestu centymetrów, zakończone delikatnie migoczącymi kryształami. Po ustawieniu przyrządu na zamkniętej już skrzyni, chłopak odwrócił się do zapewne nieco już zniecierpliwionej komisji.
- Nim pomówię o dokładnym działaniu i znaczeniu znajdujących się za mną elementów, chciałbym powrócić do korzeni rzucania zaklęć. Jak wiadomo zaklęcia, uroki to manifestacja mocy magicznej, ukierunkowanej na spełnianie konkretnych zadań. Moc zaklęć jest zależna przede wszystkim od własnej potęgi magicznej rzucającego, oraz od mocy użytego pośrednika, najczęściej różdżki. Przedmiotem moich badań, jest uniezależnienie siły zaklęć od siły czarodzieja, a wynikiem tego - urządzenie znajdujące się za moimi plecami - wystudiowanym gestem wskazał błyszczący promieniami słońca przyrząd, który wydawał się wydzielać z siebie lekką magiczną aurę. Szczególnie połyskujące tajemniczo kryształy.
- Amplifikator magii, bo tak się ono nazywa, pozwala spotęgować skutki rzucenia zaklęcia, umożliwiając osiągnięcie niesamowitych rezultatów nawet przy niewielkiej sile rzucającego czar. Podczas projektowania tego przedsięwzięcia posiłkowałem się w dużym zakresie wiedzą zaczerpniętą ze szkoły różdżkarstwa, głównie różnymi dziełami i opracowaniami członków rodu Ollivanderów. Podstawą jest stalowy korpus, służącego jako fizyczna podstawa i runiczne zabezpieczenie instalacji. Te podłużne elementy odlane są ze stopu srebra i platyny, które, jak to metale szlachetne, odznaczają się dobrym przewodnictwem magicznym i wpływają na stabilność. Jak widać - tu zademonstrował na prototypie - wszystkie te pręty są tak skonstruowane, aby można było dość dowolnie kierować położeniem umieszczonych na końcach kryształów, magicznego rdzenia amplifikatora.
Żeby już nie przedłużać, dokonam pierwszej części prezentacji, po której wytłumaczę zasadę działania mojej konstrukcji - przerwał swój monolog, wyjmując różdżkę z wewnętrznej kieszeni marynarki. Ustawił się tak, aby wzmacniacz znajdował się między nim, a ustawionymi na plandece meblami. Klejnoty rozbłysły nieco jaśniej, jakby wyczuwając zamiar chłopaka.
- Incendio! - zaklęcie wystrzeliło z końca różdżki i przemknęło pomiędzy świecącymi punktami, co zostało okraszone wyładowaniami podobnymi nieco do iskier przeskakujących między cewkami Tesli. Nawet wizualnie można było dostrzec, że po kontakcie z urządzeniem jest silniejsze niż pierwotnie. Wilgotne biurka w ułamku sekundy stanęły całe w płomieniach, jak suche drzewa pod wpływem pożaru. Rozmiar i temperatura płomieni zaskoczyły nawet Zane’a. Ale tylko na chwilę.
- Aquamenti! - energia magiczna przeistoczyła się w wodę dopiero za “bramką” z magicznych kryształów. Zamiast spodziewanego strumyczka uderzyła w buchające ogniem meble prawdziwa rzeka, coś jak fala przypływu na brzegu oceanu. W parę sekund ciecz uporała się z okalającymi drewno językami ognia. Już bez zbędnych opóźnień, jednym machnięciem różdżki schował oba osmolone biurka i faktycznie nietkniętą tkaninę z powrotem do walizki.
- W sercu każdego z kryształów znajduje się rdzeń z potężnego magicznego materiału. Można też je dowolnie zdejmować i zakładać zależnie od potrzeb. W celu uzyskania słabszego wzmocnienia można użyć mniejszej ich ilości.
Na potrzeby prezentacji skorzystałem z włosów i rogu jednorożca, które odznaczają się największą stabilnością w kontakcie z czarami, choć w pewnym stopniu ograniczają potencjał amplifikatora. Póki co testowałem jedynie jednorodne pola magiczne, z wykorzystaniem klejnotów z jednorodnym rdzeniem, nie próbowałem jeszcze łączyć przykładowo kamieni z włóknem smoczego serca w kombinacji z piórami feniksów czy włosami wił. Zupełnie oddzielnym badaniem może być testowanie zależności pomiędzy różnymi rodzajami substancji aktywnych magicznie.
W pewien sposób ważne jest też ułożenie kamieni w przestrzeni. Wyszedłem od tradycyjnego okręgu, wzorując się na pierwszych kamiennych kręgach koncentrujących moc. To taka moja prywatna fascynacja, nie dziwi to chyba, biorąc pod uwagę, że Wielka Brytania jest najbardziej znana właśnie z tych masywnych wytworów dawnych Celtów. Ponownie - ułożenie elementów aktywnych w krąg ułatwia stabilizację zaklęć i zwiększa uniwersalność zestawu, ale znacząco ogranicza pole manewru jeśli chodzi o dostosowanie pod konkretne zaklęcie w celu zmaksymalizowania efektów. Obecnie korzystam z rozplanowania kryształów na planie walca, co określa kierunek, w który należy rzucić czar, aby wykorzystać wzmacniacz nie tylko do zwiększenia siły, ale i zasięgu uroku. Z kolei przy innym ustawieniu zwiększy się moc i obszar zaklęcia - z tymi słowami podszedł do maszyny i poustawiał wszystkie błyszczące kamienie na planie okręgu. Wycelował różdżkę w stronę jego centrum.
- Muffliato! - niewidzialna fala rozeszła się po całym pomieszczeniu. Nie mógł tego za bardzo sprawdzić, ale wiedział, że nikt z ludzi obecnych w sali nie jest w stanie usłyszeć co się właśnie dzieje. Aby chociaż wizualnie pokazać co zamierza zrobić teraz wyciągnął zza pazuchy torbę ptasiego puchu, które rozsypał, tworząc chmurę opadającego powoli pierza. Cisnął między nie knuta i wycelował w niego różdżką.
- Bombarda! - eksplozja ogłuszyła tylko jego, nie był wystarczająco cwany, aby rzucić zaklęcie na siebie. Nie pomyślał, że rozgrzany amplifikator wychwyci i to zaklęcie, falę uderzeniową widać było idealnie, śledząc ruch mniej i bardziej nadpalonych piór. Pozwolił jej przelecieć przez całe pomieszczenie, po czym machnięciem różdżki zakończył działanie zaklęcia ogłuszającego i zgarnął pióra z powrotem do torby.
- Tak prezentuje się moje urządzenie. Niestety z powodu jego rozmiarów na tym etapie jest tylko ciekawostką i punktem wyjścia do dalszych badań nad wpływaniem na moc zaklęć - z nutą zawodu w głosie poinformował zebraną komisję. Wziął do ręki mniejsze i pudełko i otworzył je, aby pokazać zawartość pani dziekan i pozostałym egzaminatorom. Na wyłożonym suknie dnie leżała trochę dłuższa skórzana rękawica z okalającymi nadgarstek czterema kamieniami połączonymi cienką, srebrną obręczą.
- Punktem rozwojowym mojego pomysłu jest ten przenośny amplifikator, który akurat w tym przypadku jest maksymalnie uproszczoną wersją. Powodów jest kilka. Po pierwsze względy bezpieczeństwa, nie potrafię jeszcze zbudować wersji na tyle niezawodnej, żeby można było bez strachu założyć ją na rękę przy zachowaniu mocy dużej wersji. Po drugie, niewielkie wymiary uniemożliwiły tak dokładną aranżację układu kryształów. Dalej można wymieniać je dowolnie, ale nie ma już takiej różnorodności ich układów względem siebie. Na szczęście ograniczony potencjał i dobre położenie względem różdżki, która jest podstawowym narzędziem ogniskującym moc magiczną, uniemożliwiają komplikacje przy rzucanym zaklęciu. W rezultacie praktycznie nie ma szans na niepożądane efekty czaru, co może zdarzyć się przy złej konfiguracji oryginalnego konstruktu - rozpoczął drugą część prezentacji. Tę ważniejszą, w końcu to miał być przełomowy wynalazek, który chciał pokazać komisji. Ale tylko na dużym modelu mógł zademonstrować pełnię możliwości swojego pomysłu. Skierował różdżkę w stronę rozpiętej na sztaludze blachy.
- Diffindo! - zaklęcie pomknęło z prędkością biegnącego geparda w stronę lśniącej tafli. Zaklęcie pozostawiło na metalu podłużne wgniecenie. I tyle. Zane założył rękawicę na dłoń i chwycił w nią różdżkę. Jeszcze raz wycelował nią w metalową płytę.
- Diffindo! - różdżka i kamienie w rękawicy rozbłysły, czar wyrwał się na wolność jak pikujący sokół, uderzając z hukiem w sztalugi. Na oczach zebranych metal został rozdarty na dwie części, strasząc powykrzywianymi od siły zaklęcia brzegami linii cięcia. Chłopak cmoknął z zadowoleniem, oglądając efekty swoich poczynań. Zerknął na rękawicę, dwa z czterech kryształów skruszyły się i wysypały na podłogę, uwalniając ze swoich okowów fragmenty rogu jednorożca.
- Jest tylko jeden problem. Amplifikacja jest możliwa dzięki kryształom. Drewno ze swej natury nadaje fali magicznej bardziej obły, mniej destrukcyjny kształt. Traci na tym moc, ale zyskuje stabilność rzucanych zaklęć i wytrzymałość samych różdżek. Kryształy dużo mniej wybaczają. Siła, z jaką eksploatują przepływającą przez nie magię sprawia, że po około dwóch-trzech użyciach kruszą się. Podejrzewam, że odpowiednia kombinacja rdzeni magicznych pod konkretne zaklęcia mogłaby zminimalizować ten efekt, ale wymagałoby to więcej badań.
W dalszej perspektywie pracuję jeszcze nad kondensatorem magii, który zamiast multiplikować siłę zaklęcia, koncentruje ją w jednym punkcie, oraz nad indukcją magiczną z wykorzystaniem magicznych zwierząt, co pozwalałoby na amplifikowanie zaklęć bez korzystania ze specjalistycznego urządzenia. Póki co są to jednak rozważania czysto teoretyczne. Z mojej strony to tyle, dziękuję - zakończył swoją prezentację Zane, biorąc się za chowanie całego swojego majdanu z powrotem do aktówki. Nie omieszkał w międzyczasie posłać w stronę komisji szczerego uśmiechu numer cztery.
- Załączona dokumentacja:
Lista dziedzin zainteresowań:
- uniezależnienie mocy zaklęć od siły czarodzieja
- amplifikacja magii
- kontrolowanie magii
- wiedza o magii; teoria magiczna
- innowacyjne łączenie dziedzin magicznych
- eksperymentalne zastosowanie zwierząt magicznych przy rzucaniu zaklęć
- nowoczesne podejście do tradycyjnych technik magicznych
- zastosowanie praktyczne magii
- wpływ relacji społecznych na moc magiczną
- nowe rynki handlu magicznego
- współpraca czarodziejsko-mugolska
Preferowany kierunek specjalizacji:
- eksperymentalne zastosowanie zwierząt magicznych przy rzucaniu zaklęć
- amplifikacja i kondensancja mocy magicznej
- badania nad magią pierwotną
Opis przeprowadzanych eksperymentów projektu własnego:
Amplifikator magii - głównym źródłem wiedzy zastosowanej przy konstruowaniu prototypu są m.in. “Rozprawy o różdżkach” G. Ollivandera, antologia “Źródła magii” pod redakcją B. Bagshot, “Zastosowanie narzędzi w magii: Od kamiennych kręgów po drewniane różdżki” A. Rosier, oraz “Zaawansowane tłumaczenie run” Y.Blishen.
Eksperymentem wyjściowym, była próba zatopienia rdzeni magicznych w różnych substancjach, w celu wydobycia ich mocy jako wzmacniacza zaklęć:
- Drewno okazało się blokować swobodny przepływ fali magicznej. Jest to pożądane, gdy chcemy kontrolować moc magiczną, ale nie ma zastosowania w projekcie amplifikatora.
- Metale wydawały się dobrym wyborem, szczególnie szlachetne. Niestety, na drodze eksperymentów okazało się, że choć potencjalna moc wyjściowa ma obiecujący poziom, to stabilność rdzeni zatopionych w metalu pozostawia wiele do życzenia.
- Finalną, zbliżoną do ideału próbę udało się uzyskać, po zastosowaniu kryształów, jako materiału przewodzącego moc magiczną. Ich stabilność i potencjał magiczny są na zadowalającym poziomie i dają wymierne efekty. Dodatkowym plusem jest wygoda kombinowania efektów dwóch lub więcej ogniw magicznych opartych na krysztale.
Informacje dotyczące finalnego eksperymentu, po którym mogłem nazwać przenośny amplifikator udanym prototypem:
Przenośny amplifikator magii, model 42 (nazywany dalej Wzmacniaczem
Skórzana rękawiczka z wyszytymi runami Isa (opanowanie), Durisaz (ukierunkowana potęga) i Wunjo (szczęście). Na wysokości nadgarstka obręcz ze stopu platyny i srebra z czterema gniazdami na kryształy. Zestaw kryształów składa się z czterech klejnotów z zatopionymi włóknami smoczego serca (z tego co udało się ustalić, każda próbka pochodziła z tego samego smoka; dalej nazywany Zestawem 1) BĄDŹ dwóch kryształów z rogiem jednorożca i dwóch z włosem jednorożca, ułożonych w bransolecie parami naprzeciwlegle do siebie (dalej nazywany Zestawem 2).
1. Doświadczenie rozpoczęło się o 0730 na odizolowanym magią, zabezpieczonym przed płomieniami terenie w Irlandii, w hrabstwie Tipperary.
2. Na terenie o wymiarach dziesięć na dziesięć stóp rozstawiono w równych odległościach brzozowe polana o zbliżonych wymiarach.
3. Celem ustalenia poziomu bazowego mocy magicznej rzucono Incendio dziesięć razy. Uśredniony wynik wyniósł 7,6 kawałków drewna rozpalonych jednym zaklęciem.
4. Po założeniu Wzmacniacza dokonano dwóch serii po trzy próby z powodu nieodwracalnego uszkodzenia rdzeni magicznych. Uśredniony wynik wyniósł 37,5 kawałków drewna.
4a. Wartym odnotowania jest duży rozstęp pomiędzy wynikami: najmniejszy - 27; największy - 51.
4b. Kolejnym wartym uwzględnienia faktem jest niższa średnia przy użyciu Zestawu 2 (31) w porównaniu do Zestawu 1 (44).
4c. O ile przy korzystaniu z Zestawu 2 nie wykryto żadnych istotniejszych problemów, ze stabilnością Wzmacniacza, przy osiągnięciu przez Zestaw 1 rekordowego wyniku dokonano mimowolnego podpalenia drzewa, które nieopatrznie zostało włączone w strefę chronioną zaklęciem.
Podsumowanie: Wzmacniacz możemy uznać za działający, mający swoje wymierne znaczenie faktyczne konstrukt o klarownych kierunkach rozwoju. Pierwsze kroki należy poczynić w celu zwiększenia stabilności i żywotności zestawów rdzeni.
Projekt wstępny badań własnych:
Kondensator magiczny - próba stworzenia urządzenia modyfikujący efekt działania zaklęć na zasadzie ogniskowania. Z założenia chodzi o uzyskanie skoncentrowanego strumienia mocy magicznej dla zmaksymalizowania efektów, przy zachowaniu tego samego poziomu wyjściowego siły czaru. Plan podzielony jest wstępnie na dwie części:
1. Wynalezienie stabilnej metody ogniskowania zaklęć.
2. Stworzenie mobilnego urządzenia o pełnej funkcjonalności.
Modyfikacja zaklęć za pomocą zwierząt magicznych - wykorzystanie źródeł rdzeni magicznych “w całości”. Chodzi o uzyskanie efektu amplifikacji magicznej bez korzystania ze specjalistycznych urządzeń, a jedynie poprzez więź między czarodziejem, istotą magiczną i zaklęciem. Plan podzielony jest wstępnie na trzy główne części:
1. Badania nad oddziaływaniem żywych zwierząt na zaklęcia.
2. Badania nad więzią pomiędzy zwierzętami magicznymi a ludźmi.
3. Wykorzystanie praktyczne indukcji magicznej zwierząt.
Zane Carrick
Re: Mniejsza sala egzaminacyjna
Członkowie komisji z pewną ulgą przyjęli fakt, że kandydat potrzebował czasu na przygotowania. Dało im to kilka dodatkowych minut na ochłonięcie po akcji z grzybami, a przy okazji pozwoliło zapoznać się z dostarczonymi przez czarodzieja dokumentami. Dziekan Margaret ze spokojem popijała wodę, wpatrzona w kartkę przed sobą. Daniel Wilczyński czytał, co chwilę kiwając głową, aż siedzący obok niego Chińczyk nie dźgnął go dyskretnie różdżką. Zarówno on, jak i Allan Einarsson od początku przyglądali się temu, co robi czarodziej na środku sali.
Kiedy Zane wyciągał kolejne rekwizyty, profesor Zhang nie dał rady się powstrzymać - zaśmiał się na głos, zaraz uciszony ciężkim spojrzeniem przewodniczącej komisji. Nawet, jeśli śmiech wyrażał podekscytowanie i zadowolenie z przebiegu początku egzaminu, według pani dziekan był w tym momencie nie na miejscu. Azjata przestał wydawać z siebie dźwięki, za to jego brwi uciekły bardzo wysoko pod linię czoła w trudnym do rozszyfrowania wyrazie. Podobna mina została mu do samego końca przesłuchania.
Wszyscy obecni w sali byli gotowi w każdej chwili interweniować w przebieg egzaminu.
Podczas kiedy rekrutant rzucił Bombardę Daniel Wilczyński zatroszczył się o niewerbalne wyczarowanie niewidzialnej (w końcu nie chciał zakłócać przebiegu prezentacji) bariery przed stołem komisji. Jak nauczył się w swoim zawodzie - ostrożności nigdy za wiele.
Kiedy Zane skończył swój występ, na chwilę zapadła cisza. Głos podjęła jedyna w pomieszczeniu czarownica.
- To była bardzo szczegółowa prezentacja. Projekt aż się prosi, żeby wypytać pana bardziej szczegółowo, ale nie będę na siłę szukać luk w rozumowaniu. Wydaje mi się, że wszystko jest jasne.
- Opisał to pan tak dokładnie, że nie potrzebuję czytać dokumentów. - Powiedział profesor Zhang (mimo, że zdążył przeczytać wszystko) machając kartką.
- Są bardzo dobrze uzupełnione. - Pani dziekan ponownie obrzuciła kolegę ciężkim wzrokiem.
- Podobał mi się sposób prezentacji Bombardy. Wszystko przemyślane.
- I widowiskowe. - Polak włączył się do rozmowy. - Ma pan ciekawe pomysły na swój rozwój na uczelni. Skoro o tym mowa... Nie zas... - Profesor Wilczyński z niewiadomych przyczyn przerwał wypowiedziane zdanie i odchrząknął. - Eee... Myślę, że nie mam żadnych pytań. - Popatrzył po reszcie komisji. Członkowie pokiwali głowami. - Zgrabnie przedstawione, panie Carrick. Gratuluję przyjęcia na WME. Proszę oczekiwać sowy z terminarzem rozpoczęcia roku akademickiego.
Przełożył dokumenty i złożył przed sobą ręce. Uśmiechnął się do przyjętego studenta i odprowadził go wzrokiem do drzwi. Kiedy tylko zostali w sali bez Zane'a, profesor Zhang dźgnął Daniela Wilczyńskiego różdżką w żebra. Tym razem nie musiał się już starać, żeby egzaminowany tego nie zauważył.
- Dobrze, że cię powstrzymałem. Jeszcze by poszedł na WAAiMU. Za dużo ci u nas studentów?
- Nie. - Profesor Wilczyński roztarł bolący bok. - Ale powinien wiedzieć, że magia pierwotna i rytualna najbardziej rozwija się tam.
- No i co? - Chińczyk znowu uniósł wysoko brwi. - Na pewno to wiedział. - Zajrzał znowu do dokumentów. - Patrz, jaki miał rozmach! Bardziej nadaje się do nas.
Koniec egzaminu wstępnego.
GRATULUJĘ PRZYJĘCIA NA WYDZIAŁ MAGII EKSPERYMENTALNEJ!
Kiedy Zane wyciągał kolejne rekwizyty, profesor Zhang nie dał rady się powstrzymać - zaśmiał się na głos, zaraz uciszony ciężkim spojrzeniem przewodniczącej komisji. Nawet, jeśli śmiech wyrażał podekscytowanie i zadowolenie z przebiegu początku egzaminu, według pani dziekan był w tym momencie nie na miejscu. Azjata przestał wydawać z siebie dźwięki, za to jego brwi uciekły bardzo wysoko pod linię czoła w trudnym do rozszyfrowania wyrazie. Podobna mina została mu do samego końca przesłuchania.
Wszyscy obecni w sali byli gotowi w każdej chwili interweniować w przebieg egzaminu.
Podczas kiedy rekrutant rzucił Bombardę Daniel Wilczyński zatroszczył się o niewerbalne wyczarowanie niewidzialnej (w końcu nie chciał zakłócać przebiegu prezentacji) bariery przed stołem komisji. Jak nauczył się w swoim zawodzie - ostrożności nigdy za wiele.
Kiedy Zane skończył swój występ, na chwilę zapadła cisza. Głos podjęła jedyna w pomieszczeniu czarownica.
- To była bardzo szczegółowa prezentacja. Projekt aż się prosi, żeby wypytać pana bardziej szczegółowo, ale nie będę na siłę szukać luk w rozumowaniu. Wydaje mi się, że wszystko jest jasne.
- Opisał to pan tak dokładnie, że nie potrzebuję czytać dokumentów. - Powiedział profesor Zhang (mimo, że zdążył przeczytać wszystko) machając kartką.
- Są bardzo dobrze uzupełnione. - Pani dziekan ponownie obrzuciła kolegę ciężkim wzrokiem.
- Podobał mi się sposób prezentacji Bombardy. Wszystko przemyślane.
- I widowiskowe. - Polak włączył się do rozmowy. - Ma pan ciekawe pomysły na swój rozwój na uczelni. Skoro o tym mowa... Nie zas... - Profesor Wilczyński z niewiadomych przyczyn przerwał wypowiedziane zdanie i odchrząknął. - Eee... Myślę, że nie mam żadnych pytań. - Popatrzył po reszcie komisji. Członkowie pokiwali głowami. - Zgrabnie przedstawione, panie Carrick. Gratuluję przyjęcia na WME. Proszę oczekiwać sowy z terminarzem rozpoczęcia roku akademickiego.
Przełożył dokumenty i złożył przed sobą ręce. Uśmiechnął się do przyjętego studenta i odprowadził go wzrokiem do drzwi. Kiedy tylko zostali w sali bez Zane'a, profesor Zhang dźgnął Daniela Wilczyńskiego różdżką w żebra. Tym razem nie musiał się już starać, żeby egzaminowany tego nie zauważył.
- Dobrze, że cię powstrzymałem. Jeszcze by poszedł na WAAiMU. Za dużo ci u nas studentów?
- Nie. - Profesor Wilczyński roztarł bolący bok. - Ale powinien wiedzieć, że magia pierwotna i rytualna najbardziej rozwija się tam.
- No i co? - Chińczyk znowu uniósł wysoko brwi. - Na pewno to wiedział. - Zajrzał znowu do dokumentów. - Patrz, jaki miał rozmach! Bardziej nadaje się do nas.
Koniec egzaminu wstępnego.
GRATULUJĘ PRZYJĘCIA NA WYDZIAŁ MAGII EKSPERYMENTALNEJ!
Mistrz Gry
Re: Mniejsza sala egzaminacyjna
- Dzisiejszy dzień to jakieś kompletne szaleństwo. - Dziekan Peeman suszyła sobie buty gorącym powietrzem z różdżki. - Najpierw grzyby, potem ten wypadek, a teraz TO. - Wolną ręką machnęła w stronę środka sali. - Tego jeszcze nie było, żeby nam się kandydat mało nie utopił na egzaminie!
Mniej więcej połowę pomieszczenia zajmowała woda. I nie, nie dolną połowę, jak powinna - tylko tę dalszą od komisji. Zachowywała się przy tym, jakby tylna ściana pomieszczenia była podłogą. Tuż nad taflą, czy raczej obok, stał podparty pod boki Polak.
- Aaa tam. - Profesor Wilczyński patrzył na zjawisko z zainteresowaniem. - Bywało gorzej, to tylko woda. Zaraz to usunę...
Mimo deklaracji stał dalej, mrużąc oczy i marszcząc brwi, prawie dotykając powierzchni czubkiem nosa.
- Mam tam iść postać z tobą? - Profesor Zhang wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Coś słabo idzie ci myślenie. - Pokręcił głową, kiedy nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Odwrócił się do reszty. - Jak żyjesz, Allan? Takiego widowiska jeszcze z nami nie miałeś, co?
- A weź... - Czarodziej wyglądał, jakby marzył o wyjściu z sali. - Przynajmniej nie przykleiło mnie do ściany...
Profesor Wilczyński w końcu się poruszył. Jedno machnięcie różdżki wystarczyło, żeby nienaturalnie zachowująca się woda zniknęła z pomieszczenia, nie zostawiając nawet mokrych plam.
- Zrobione. - Oznajmił zadowolony i wrócił na swoje miejsce przy stole komisji. W przeciwieństwie do pracownika ministerstwa wyglądał świeżo i żywo. - To co, ilu jeszcze dzisiaj mamy?
- Jednego. - Jęknął Allan. - Jednego i do domu.
- Ciekawe, czy będziemy mieć dzisiaj jeszcze jakieś atrakcje. - Dziekan Margaret usiadła prosto i przysunęła się nieco bliżej blatu. - Następny!
Mniej więcej połowę pomieszczenia zajmowała woda. I nie, nie dolną połowę, jak powinna - tylko tę dalszą od komisji. Zachowywała się przy tym, jakby tylna ściana pomieszczenia była podłogą. Tuż nad taflą, czy raczej obok, stał podparty pod boki Polak.
- Aaa tam. - Profesor Wilczyński patrzył na zjawisko z zainteresowaniem. - Bywało gorzej, to tylko woda. Zaraz to usunę...
Mimo deklaracji stał dalej, mrużąc oczy i marszcząc brwi, prawie dotykając powierzchni czubkiem nosa.
- Mam tam iść postać z tobą? - Profesor Zhang wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Coś słabo idzie ci myślenie. - Pokręcił głową, kiedy nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Odwrócił się do reszty. - Jak żyjesz, Allan? Takiego widowiska jeszcze z nami nie miałeś, co?
- A weź... - Czarodziej wyglądał, jakby marzył o wyjściu z sali. - Przynajmniej nie przykleiło mnie do ściany...
Profesor Wilczyński w końcu się poruszył. Jedno machnięcie różdżki wystarczyło, żeby nienaturalnie zachowująca się woda zniknęła z pomieszczenia, nie zostawiając nawet mokrych plam.
- Zrobione. - Oznajmił zadowolony i wrócił na swoje miejsce przy stole komisji. W przeciwieństwie do pracownika ministerstwa wyglądał świeżo i żywo. - To co, ilu jeszcze dzisiaj mamy?
- Jednego. - Jęknął Allan. - Jednego i do domu.
- Ciekawe, czy będziemy mieć dzisiaj jeszcze jakieś atrakcje. - Dziekan Margaret usiadła prosto i przysunęła się nieco bliżej blatu. - Następny!
Mistrz Gry
Re: Mniejsza sala egzaminacyjna
Kiedy poprzedzający go kandydat wyszedł z sali, widocznie przybity i ociekający wodą, Ryś skrzywił się widocznie i aż wciągnął głośniej powietrze, sycząc w dezaprobacie.
-Uh staryyy....I...Jak?-Zagadnął, uśmiechając się tak, jakby chciał już samym tym grymasem powiedzieć "współczuję ci ziom..."
-Dupa. Uwaliłem.-Wyrzucił z siebie tamten, wzdychając ciężko nad własnym losem. Ryś klepnął go w plecy i wymusił na sobie szerszy uśmiech, spoglądając na niego pokrzepiająco.
-Nie bój żaby, może w następnym terminie ci się uda...-Powiedział pocieszająco, chociaż tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia, czy właściwie jest coś takiego jak drugi termin i czy przemoczony delikwent w ogóle się na niego kwalifikuje.-Jak dobrze ogarniesz, to może spotkamy się w trasie. Ostatecznie...-Jednak mokry kolega nigdy nie dane było dowiedzieć się, co miało być "ostatecznie", bo zza drzwi zabrzmiał przyjemny dla ucha głos pani dziekan. Riw przerwał i westchnął ciężko, kręcąc głową z rozbawieniem. No nareszcie kurwa. -Chuj, głowa do góry.-
Polecił jeszcze nowo poznanemu kumplowi i po raz ostatni zdzielił go swoją potężna łapą w bark. -Życz mi szczęścia.-Dorzucił i ruszył pewnym krokiem w stronę drzwi, zaraz otwierając je z typowym dla siebie rozmachem i przekraczając ich próg z równie standardową niefrasobliwością.
-Dzień dobry!-Rzucił od razu i żwawym, pewnym krokiem podszedł do ławy przy której siedzieli jego prywatni sędziowie, wręczając pani dziekan swoje papiery. Zaraz też zrobił krok w tył by móc objąć swoim jasnym spojrzeniem całą czwórkę i uśmiechnął się szeroko, kiwając zebranym głową.
-Nazywam się Ryszard Świerżewski, dla ułatwienia w zależności od stopnia opanowania końcówki; Riw lub Ryś. Nazwiska nie polecam. Mam dwadzieścia lat i jak zapewne państwo wiedzą, z poprzedniej uczelni zostałem wydalany po dwóch latach w konsekwencji pewnego...-Mężczyzna urwał na chwile, zastanawiając się jak ładnie ująć sytuację, która zmusiła go do opuszczenia poprzedniej placówki. Po chwili uśmiechnął się delikatnie i odkaszlnął, znajdując najmniej inwazyjne sformułowanie.-Nieporozumienia.-Dopowiedział, panując nad tym by kącik jego ust nie zadrgał zdradziecko i dał swojej widowni kilka sekund na oswojenie się z nim i jego słowotokiem. Przy okazji przejechał wzrokiem po każdym z egzaminujących osobno, jakby badając ich reakcje na własnie wypowiedziane słowa. Jak na razie nie było najgorzej. Chyba dostrzegł nawet jakiś zamaskowany uśmiech, ale zwalił to na swoje pobożne życzenia i stres, który, pomimo idealnej maski showmana i tak gdzieś w sobie odczuwał. Po odczekaniu odpowiedniej chwilki wznowił swój wywód, wciąż nie ruszając się z miejsca.
-Ukończyłem też z powodzeniem Hogwart, a dziś w tym pięknym, choć nieco przydługim dniu staję przed państwem by starać się o miejsce na wydziale Magii Eksperymentalnej...-Oznajmił spokojnie i uśmiechnął się pięknie, splatając ręce za sobą i ponownie przesuwając wzrokiem po reakcjach słuchaczy. Jeszcze go nie wyprosili, a więc nie było najgorzej. Miał nawet wrażenie, że nieźle mu idzie. Ostatecznie, kontakty międzyludzkie były jednym z jego koników....
-Aby udowodnić, że wbrew opinii poprzedniego dziekana faktycznie coś potrafię, przyniosłem dziś artefakt własnego projektu, którego działanie z przyjemnością państwu zaprezentuje. Ale najpierw! Prezentacja wizualna.-Powiedziawszy to, Ryś sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurtki i wyciągnął z niej małe pudełeczko prezentowe typowe dla drogiej biżuterii. Postąpiwszy krok do przodu, bez najmniejszego pośpiechu rozsupłał czerwoną wstążkę, otworzył pudełko i odłożył jego wierzchnią część na ławę egzaminujących. Jego drugą, spodnią część zachował w dłoni by móc unieść ją nieco, przechylić w stronę obserwujących i zaprezentować jego niepowtarzalną zawartość. W środku kremowego kartonika, na ciemnej, aksamitnej poduszeczce spoczywał skromny wisiorek złożony z kamienia, drewnianej obręczy przy zawieszce i splecionego rzemyka.
-Panie i panowie, mam zaszczyt zaprezentować państwu wynalazek mojej własnej roboty. Jego oficjalna nazwa to Lirogończyk, jednak osobiście nazywam go po prostu cudeńkiem.-Powiedział dumnie i wypiął pierś uśmiechając się z zadowoleniem. Następnie, ruchem pełny gracji, ułożył go pośrodku ławy i cofnął się o krok, do poprzedniego miejsca. -Pomimo swoich niewielkich gabarytów i zapewne niezbyt widowiskowej aparycji, Lirogończyk ma jedną, niezaprzeczalną zaletę, która jak przypuszczam, bardzo przypadnie państwu do gustu. Otóż - Moje cudeńko nie wybucha. Fajnie, prawda?-Zagadnął i uśmiechnął się półgębkiem, nieco rozbawiony.
-Nie zalewa tez pomieszczeń, nie truje ludzi, nie pochłania zaklęć i nie powoduje jakichkolwiek szkód. -Mówił z entuzjazmem, zachwalając swój produkt niczym dobrze przeszkolony sprzedawca. -Zapytacie państwo zapewne, co więc właściwie robi to niepozorne cudo.- Uśmiechnął się pewnie i podszedł ponownie, odkładając na nauczycielską ławę drugą część pudełka. Wyjąwszy Lirogona przełożył sobie wisiorek przez głowę i popatrzył, jak jego mały ulubieniec układa mu się na piersi. Dopiero wtedy podniósł wzrok na widownię i odetchnął, by następnie nabrać powietrza w płuca. -Otóż, mógłbym tłumaczyć państwu godzinami, co i dlaczego działa w nim tak, a nie inaczej powodując to i owo. Niemniej, zakładam, że po tak długim dniu podobny elaborat miałby na państwa raczej morderczy wpływ, wobec czego pozwolę sobie na przyśpieszenie moje prezentacji i połączenia części praktyczniej. Zapraszam.- Powiedział i zrobił parę kroków w tył, wyciągając różdżkę.
-Zacznijmy od tego, że obsługa Lirogończyka jest banalnie prosta. Wystarczy-tak jak ja w tej chwili- mieć go na sobie i uruchomić jego "mechanizm" odpowiednim zaklęciem. A więc...-Ryś wycelował różdżką w kamień na swojej piesi i wyrecytował wyraźnie słowa swojego zaklęcia.-Vocammutare.- Powiedział, a z czubka jego różdżki wystrzeliło jasnożółe światło, które zakorzeniło się najpierw w zawieszce, potem jakby wniknęło w kamień, który pod jego wpływem rozświetlił się delikatnie, przybierając barwę jeszcze jaśniejszego błękitu i wreszcie wygasło, przywracając kamień do dawnego stanu.Widząc to Riw uśmiechnął sie pod nosem i zatarł ręce, przenosząc spojrzenie na jury.-Zacznijmy od zaklęcia. Po wykorzystaniu parenastu różnych ksiąg i skorzystaniu z nieocenionej pomocy pewnej kochanej pani bibliotekarki udało mi się zaprojektować zaklęcie zmiany głosu, które samo w sobie jest w prawdzie zupełnie bezużyteczne, jednak w połączeniu z cudeńkiem potrafi wpompować w artefakt dość magii, by ten działał przez przynajmniej miesiąc. Dosłownie zaklęcie oznacza "głosozmieniacz" i pochodzi z języka łacińskiego. Jest to jedyna kombinacja słów związanych z głosem i zmianą, która zadziałała dając tak wysoki wynik energetyczny.-Powiedział i nieoczekiwanie zmienił kolor skóry na czarny, włosy na siwe, a twarz na zadziwiająco podobną tej Morgana Freemana. Kolejną wypowiedź zaczął też charakterystycznym dla tej gwiazdy, przyjemnie niskim, pieszczącym ucho głosem o tonie popularnonaukowym, przechadzając się wzdłuż ławy z widoczna wprawą imitując sposób poruszania się aktora i charakterystyczną gestykulację jego rąk.-Rzucone zaklęcie trafia w pierwszej kolejności na zawieszkę wykonaną z miedzi, która jako świetny przewodnik zaklęć kieruje moc wprost do rdzenia artefaktu, na którego składają się zaplecione ze sobą: włos północnicy, który wydłuża czas jego trwania do, jak dotąd, paru dodatkowych tygodni i struna głosowa Lirogonu. Lirogon jest to -musicie państwo wiedzieć- stworzenie niemagiczne, jednak wysoce utalentowane. Potrafi ono odtworzyć swym wątłym gardełkiem dosłownie każdy z istniejących na świecie dźwięków. Wystarczy mu tylko, że je uprzednio usłyszy. Właśnie ta właściwość, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, przeszła z powodzeniem na artefakt sprawiając, że potrafi on pomóc przy odtworzeniu jakiegokolwiek głosu ludzkiego, który kiedykolwiek usłyszał. Przeważnie, na identyfikacje dźwięku potrzebne jest dziesięć minut. Później, gdy ten się przyjmie, wystarczy tylko myśl.-Zakończył pewnie, płynnie przechodząc z Morgana Freemana w Rowana Atkinsona. Uśmiechnął się do widowni i puściwszy jej oczko, ruszył dalej w swoją wędrówkę rozłożoną na dwa końce jednego stołu.-Zaklęcie wchłania się więc w rdzeń artefaktu i wzmocnione jego siłą promieniuje na kamień, którym w tym przypadku jest chalcedon; minerał odpowiadający czakrze gardła i wszystkim, co z nim związane. Dzięki temu zmiana głosu przychodzi użytkownikowi bardzo naturalnie, nienarażające go na ewentualne skutki uboczne takie jak ból gardła czy zanik głosu...- Kontynuował, przechodząc w Jokera. Do tej konkretnej roli przyjął głos Heath'a Ladger'a, bo też ten wybór był dla niego jedynym słusznym.- Jak zapewne zdążyli się państwo zorientować, nawet to wszystko nie jest w stanie utrzymać podobnej zmiany na czas, o którym zdarzyło mi się wspomnieć. Na szczęście istnieje parę sposobów na to, by kamień wraz z obydwoma rdzeniami zechciał współpracować z moją magią w większym stopniu niż ten -dajmy na to- trzytygodniowy. Sposobem, którym mam na myśli, jest drewniana obręcz zakrywająca zawieszkę, wykonana z derenia, który kocha wręcz głośne zabawy pełne ekscytujących zmian. Drewno to ochoczo podejmuje się współpracy z resztą składników, łącząc się z nimi i spajając je niejako w jeden, dość nadpobudliwy organizm. Ryś uśmiechnął się pięknie i niespodziewanie przybrał postać Agnieszki Chylińskiej. Jej delikatnie zniszczony, kobiecy głos wypełnił salę, podczas gdy włosy Rysia zmieniały się, by upodobnić się do bieżącej fryzury piosenkarki.- Niestety, jak to bywa w życiu czarodzieja, czasami zdarzy nam się, że rzucimy zaklęcie niedbale czy niedokładnie zestresowani lub zaskoczeniu nagłym przymusem użycia go. Co gorsza, zdarza się przecież, że czasem nawet kiedy zaklęcie już trwa trudno nam jest utrzymać je z powodu przejmujących emocji takich jak stres, strach, wstyd czy gniew. Podczas paru badań zdołałem...łam, pomyśleć i o tym. Na pierścieniu z dereniowego drzewa wyryte zostały kolejno: Hagal odpowiadająca za przemianę głosu i Ehwaz umieszczona tuż obok jako gwarancja stabilności przemiany w warunkach niesprzyjających oraz Uruz magazynująca skrawek mocy zaklęcia poniekąd na czarną godzinę ustawiona tuż obok Mannaz odpowiadającej za pierwiastek męski i żeński, to jest cudo, którym bawię się obecnie. Bez niej, prawdopodobnie, role kobiece nie szłyby mi z równym powodzeniem.-Zapewnił i zaśmiał się delikatnie, przemieniając bez problemu w Salmę Hayek. -To jednak nie wszystko!-oznajmił jej zmysłowym głosem, rozrzucając szeroko ramiona i uśmiechając się dumnie.-Przez ostatni miesiąc udało mi się -wraz z pomocą mojego najstarszego brata, bez którego za nic nie dostałbym eliksirów do badań- zacząć kolejny projekt związany z cudeńkiem. Mianowicie, zacząłem sprawdzać jaki wpływ na drewno i jakość głosu mają poszczególne eliksiry. Dotychczas udało mi się przetestować jedynie Amortencją, pod której wpływem głos mówiącego staje się bardzo zmysłowy i pobudzający dla słuchaczy obu płci, eliksir Słodkiego Snu, dzięki którego kropli głos mówcy usypia ludzi w promieniu par metrów i znacząco nuży ludzi słuchających go z dalszej odległości oraz Eliksir Energii który analogicznie powoduje u słuchaczy nagły przypływ chęci do życia.-Oznajmił rozpromieniony, zmieniając się ponownie w siebie samego i stając naprzeciw środka stołu, niejako czekając na werdykt. -Projekt ten jest jeszcze niedokończony, wobec czego będę prowadził nad nim kolejne badania. Dopóki oczywiście nie skończą mi się próbki od brata. Lub nie kupię kolejnych...To i więcej znajduje się w załączonej dokumentacji. Jak sami państwo widzieli, lirogończyk potocznie nazywany cudeńkiem potrafi bez namysłu dostosowywać się do woli noszącego i bezbłędnie odtwarzać pożądany przez niego głos. Lista jego zastosowań jest niezmierzona, biorąc pod uwagę, że może pełnić ważna rolę zmieniacza głosu u aurora, noszącego go podczas akcji szpiegowskich, jak i zwykłego prezentu dla dziecka, które chciałoby chwilę pobawić się w postać z bajki. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że moja praca nad wpływem eliksirów na głos mówcy może wydawać się niepokojące zważywszy, że nieodpowiedni czarodziej mógłby zapragnąć wykorzystać lirogończyka do złych o ile nie podłych celów. Z tego powodu zamierzam jak najszybciej opatentować mój wynalazek i nigdy nie oddawać go do sprzedaży.-Zadeklarował i odetchnął, wreszcie nieco zwalniając w tempie własnej wypowiedzi. Po raz ostatni przesunął piwnymi oczami po zasiadającej przed nim komisji i uśmiechnął się szeroko, unosząc delikatnie brew.-Pytania? Chęci wypróbowania cudeńka na sobie?
-Uh staryyy....I...Jak?-Zagadnął, uśmiechając się tak, jakby chciał już samym tym grymasem powiedzieć "współczuję ci ziom..."
-Dupa. Uwaliłem.-Wyrzucił z siebie tamten, wzdychając ciężko nad własnym losem. Ryś klepnął go w plecy i wymusił na sobie szerszy uśmiech, spoglądając na niego pokrzepiająco.
-Nie bój żaby, może w następnym terminie ci się uda...-Powiedział pocieszająco, chociaż tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia, czy właściwie jest coś takiego jak drugi termin i czy przemoczony delikwent w ogóle się na niego kwalifikuje.-Jak dobrze ogarniesz, to może spotkamy się w trasie. Ostatecznie...-Jednak mokry kolega nigdy nie dane było dowiedzieć się, co miało być "ostatecznie", bo zza drzwi zabrzmiał przyjemny dla ucha głos pani dziekan. Riw przerwał i westchnął ciężko, kręcąc głową z rozbawieniem. No nareszcie kurwa. -Chuj, głowa do góry.-
Polecił jeszcze nowo poznanemu kumplowi i po raz ostatni zdzielił go swoją potężna łapą w bark. -Życz mi szczęścia.-Dorzucił i ruszył pewnym krokiem w stronę drzwi, zaraz otwierając je z typowym dla siebie rozmachem i przekraczając ich próg z równie standardową niefrasobliwością.
-Dzień dobry!-Rzucił od razu i żwawym, pewnym krokiem podszedł do ławy przy której siedzieli jego prywatni sędziowie, wręczając pani dziekan swoje papiery. Zaraz też zrobił krok w tył by móc objąć swoim jasnym spojrzeniem całą czwórkę i uśmiechnął się szeroko, kiwając zebranym głową.
-Nazywam się Ryszard Świerżewski, dla ułatwienia w zależności od stopnia opanowania końcówki; Riw lub Ryś. Nazwiska nie polecam. Mam dwadzieścia lat i jak zapewne państwo wiedzą, z poprzedniej uczelni zostałem wydalany po dwóch latach w konsekwencji pewnego...-Mężczyzna urwał na chwile, zastanawiając się jak ładnie ująć sytuację, która zmusiła go do opuszczenia poprzedniej placówki. Po chwili uśmiechnął się delikatnie i odkaszlnął, znajdując najmniej inwazyjne sformułowanie.-Nieporozumienia.-Dopowiedział, panując nad tym by kącik jego ust nie zadrgał zdradziecko i dał swojej widowni kilka sekund na oswojenie się z nim i jego słowotokiem. Przy okazji przejechał wzrokiem po każdym z egzaminujących osobno, jakby badając ich reakcje na własnie wypowiedziane słowa. Jak na razie nie było najgorzej. Chyba dostrzegł nawet jakiś zamaskowany uśmiech, ale zwalił to na swoje pobożne życzenia i stres, który, pomimo idealnej maski showmana i tak gdzieś w sobie odczuwał. Po odczekaniu odpowiedniej chwilki wznowił swój wywód, wciąż nie ruszając się z miejsca.
-Ukończyłem też z powodzeniem Hogwart, a dziś w tym pięknym, choć nieco przydługim dniu staję przed państwem by starać się o miejsce na wydziale Magii Eksperymentalnej...-Oznajmił spokojnie i uśmiechnął się pięknie, splatając ręce za sobą i ponownie przesuwając wzrokiem po reakcjach słuchaczy. Jeszcze go nie wyprosili, a więc nie było najgorzej. Miał nawet wrażenie, że nieźle mu idzie. Ostatecznie, kontakty międzyludzkie były jednym z jego koników....
-Aby udowodnić, że wbrew opinii poprzedniego dziekana faktycznie coś potrafię, przyniosłem dziś artefakt własnego projektu, którego działanie z przyjemnością państwu zaprezentuje. Ale najpierw! Prezentacja wizualna.-Powiedziawszy to, Ryś sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurtki i wyciągnął z niej małe pudełeczko prezentowe typowe dla drogiej biżuterii. Postąpiwszy krok do przodu, bez najmniejszego pośpiechu rozsupłał czerwoną wstążkę, otworzył pudełko i odłożył jego wierzchnią część na ławę egzaminujących. Jego drugą, spodnią część zachował w dłoni by móc unieść ją nieco, przechylić w stronę obserwujących i zaprezentować jego niepowtarzalną zawartość. W środku kremowego kartonika, na ciemnej, aksamitnej poduszeczce spoczywał skromny wisiorek złożony z kamienia, drewnianej obręczy przy zawieszce i splecionego rzemyka.
-Panie i panowie, mam zaszczyt zaprezentować państwu wynalazek mojej własnej roboty. Jego oficjalna nazwa to Lirogończyk, jednak osobiście nazywam go po prostu cudeńkiem.-Powiedział dumnie i wypiął pierś uśmiechając się z zadowoleniem. Następnie, ruchem pełny gracji, ułożył go pośrodku ławy i cofnął się o krok, do poprzedniego miejsca. -Pomimo swoich niewielkich gabarytów i zapewne niezbyt widowiskowej aparycji, Lirogończyk ma jedną, niezaprzeczalną zaletę, która jak przypuszczam, bardzo przypadnie państwu do gustu. Otóż - Moje cudeńko nie wybucha. Fajnie, prawda?-Zagadnął i uśmiechnął się półgębkiem, nieco rozbawiony.
-Nie zalewa tez pomieszczeń, nie truje ludzi, nie pochłania zaklęć i nie powoduje jakichkolwiek szkód. -Mówił z entuzjazmem, zachwalając swój produkt niczym dobrze przeszkolony sprzedawca. -Zapytacie państwo zapewne, co więc właściwie robi to niepozorne cudo.- Uśmiechnął się pewnie i podszedł ponownie, odkładając na nauczycielską ławę drugą część pudełka. Wyjąwszy Lirogona przełożył sobie wisiorek przez głowę i popatrzył, jak jego mały ulubieniec układa mu się na piersi. Dopiero wtedy podniósł wzrok na widownię i odetchnął, by następnie nabrać powietrza w płuca. -Otóż, mógłbym tłumaczyć państwu godzinami, co i dlaczego działa w nim tak, a nie inaczej powodując to i owo. Niemniej, zakładam, że po tak długim dniu podobny elaborat miałby na państwa raczej morderczy wpływ, wobec czego pozwolę sobie na przyśpieszenie moje prezentacji i połączenia części praktyczniej. Zapraszam.- Powiedział i zrobił parę kroków w tył, wyciągając różdżkę.
-Zacznijmy od tego, że obsługa Lirogończyka jest banalnie prosta. Wystarczy-tak jak ja w tej chwili- mieć go na sobie i uruchomić jego "mechanizm" odpowiednim zaklęciem. A więc...-Ryś wycelował różdżką w kamień na swojej piesi i wyrecytował wyraźnie słowa swojego zaklęcia.-Vocammutare.- Powiedział, a z czubka jego różdżki wystrzeliło jasnożółe światło, które zakorzeniło się najpierw w zawieszce, potem jakby wniknęło w kamień, który pod jego wpływem rozświetlił się delikatnie, przybierając barwę jeszcze jaśniejszego błękitu i wreszcie wygasło, przywracając kamień do dawnego stanu.Widząc to Riw uśmiechnął sie pod nosem i zatarł ręce, przenosząc spojrzenie na jury.-Zacznijmy od zaklęcia. Po wykorzystaniu parenastu różnych ksiąg i skorzystaniu z nieocenionej pomocy pewnej kochanej pani bibliotekarki udało mi się zaprojektować zaklęcie zmiany głosu, które samo w sobie jest w prawdzie zupełnie bezużyteczne, jednak w połączeniu z cudeńkiem potrafi wpompować w artefakt dość magii, by ten działał przez przynajmniej miesiąc. Dosłownie zaklęcie oznacza "głosozmieniacz" i pochodzi z języka łacińskiego. Jest to jedyna kombinacja słów związanych z głosem i zmianą, która zadziałała dając tak wysoki wynik energetyczny.-Powiedział i nieoczekiwanie zmienił kolor skóry na czarny, włosy na siwe, a twarz na zadziwiająco podobną tej Morgana Freemana. Kolejną wypowiedź zaczął też charakterystycznym dla tej gwiazdy, przyjemnie niskim, pieszczącym ucho głosem o tonie popularnonaukowym, przechadzając się wzdłuż ławy z widoczna wprawą imitując sposób poruszania się aktora i charakterystyczną gestykulację jego rąk.-Rzucone zaklęcie trafia w pierwszej kolejności na zawieszkę wykonaną z miedzi, która jako świetny przewodnik zaklęć kieruje moc wprost do rdzenia artefaktu, na którego składają się zaplecione ze sobą: włos północnicy, który wydłuża czas jego trwania do, jak dotąd, paru dodatkowych tygodni i struna głosowa Lirogonu. Lirogon jest to -musicie państwo wiedzieć- stworzenie niemagiczne, jednak wysoce utalentowane. Potrafi ono odtworzyć swym wątłym gardełkiem dosłownie każdy z istniejących na świecie dźwięków. Wystarczy mu tylko, że je uprzednio usłyszy. Właśnie ta właściwość, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, przeszła z powodzeniem na artefakt sprawiając, że potrafi on pomóc przy odtworzeniu jakiegokolwiek głosu ludzkiego, który kiedykolwiek usłyszał. Przeważnie, na identyfikacje dźwięku potrzebne jest dziesięć minut. Później, gdy ten się przyjmie, wystarczy tylko myśl.-Zakończył pewnie, płynnie przechodząc z Morgana Freemana w Rowana Atkinsona. Uśmiechnął się do widowni i puściwszy jej oczko, ruszył dalej w swoją wędrówkę rozłożoną na dwa końce jednego stołu.-Zaklęcie wchłania się więc w rdzeń artefaktu i wzmocnione jego siłą promieniuje na kamień, którym w tym przypadku jest chalcedon; minerał odpowiadający czakrze gardła i wszystkim, co z nim związane. Dzięki temu zmiana głosu przychodzi użytkownikowi bardzo naturalnie, nienarażające go na ewentualne skutki uboczne takie jak ból gardła czy zanik głosu...- Kontynuował, przechodząc w Jokera. Do tej konkretnej roli przyjął głos Heath'a Ladger'a, bo też ten wybór był dla niego jedynym słusznym.- Jak zapewne zdążyli się państwo zorientować, nawet to wszystko nie jest w stanie utrzymać podobnej zmiany na czas, o którym zdarzyło mi się wspomnieć. Na szczęście istnieje parę sposobów na to, by kamień wraz z obydwoma rdzeniami zechciał współpracować z moją magią w większym stopniu niż ten -dajmy na to- trzytygodniowy. Sposobem, którym mam na myśli, jest drewniana obręcz zakrywająca zawieszkę, wykonana z derenia, który kocha wręcz głośne zabawy pełne ekscytujących zmian. Drewno to ochoczo podejmuje się współpracy z resztą składników, łącząc się z nimi i spajając je niejako w jeden, dość nadpobudliwy organizm. Ryś uśmiechnął się pięknie i niespodziewanie przybrał postać Agnieszki Chylińskiej. Jej delikatnie zniszczony, kobiecy głos wypełnił salę, podczas gdy włosy Rysia zmieniały się, by upodobnić się do bieżącej fryzury piosenkarki.- Niestety, jak to bywa w życiu czarodzieja, czasami zdarzy nam się, że rzucimy zaklęcie niedbale czy niedokładnie zestresowani lub zaskoczeniu nagłym przymusem użycia go. Co gorsza, zdarza się przecież, że czasem nawet kiedy zaklęcie już trwa trudno nam jest utrzymać je z powodu przejmujących emocji takich jak stres, strach, wstyd czy gniew. Podczas paru badań zdołałem...łam, pomyśleć i o tym. Na pierścieniu z dereniowego drzewa wyryte zostały kolejno: Hagal odpowiadająca za przemianę głosu i Ehwaz umieszczona tuż obok jako gwarancja stabilności przemiany w warunkach niesprzyjających oraz Uruz magazynująca skrawek mocy zaklęcia poniekąd na czarną godzinę ustawiona tuż obok Mannaz odpowiadającej za pierwiastek męski i żeński, to jest cudo, którym bawię się obecnie. Bez niej, prawdopodobnie, role kobiece nie szłyby mi z równym powodzeniem.-Zapewnił i zaśmiał się delikatnie, przemieniając bez problemu w Salmę Hayek. -To jednak nie wszystko!-oznajmił jej zmysłowym głosem, rozrzucając szeroko ramiona i uśmiechając się dumnie.-Przez ostatni miesiąc udało mi się -wraz z pomocą mojego najstarszego brata, bez którego za nic nie dostałbym eliksirów do badań- zacząć kolejny projekt związany z cudeńkiem. Mianowicie, zacząłem sprawdzać jaki wpływ na drewno i jakość głosu mają poszczególne eliksiry. Dotychczas udało mi się przetestować jedynie Amortencją, pod której wpływem głos mówiącego staje się bardzo zmysłowy i pobudzający dla słuchaczy obu płci, eliksir Słodkiego Snu, dzięki którego kropli głos mówcy usypia ludzi w promieniu par metrów i znacząco nuży ludzi słuchających go z dalszej odległości oraz Eliksir Energii który analogicznie powoduje u słuchaczy nagły przypływ chęci do życia.-Oznajmił rozpromieniony, zmieniając się ponownie w siebie samego i stając naprzeciw środka stołu, niejako czekając na werdykt. -Projekt ten jest jeszcze niedokończony, wobec czego będę prowadził nad nim kolejne badania. Dopóki oczywiście nie skończą mi się próbki od brata. Lub nie kupię kolejnych...To i więcej znajduje się w załączonej dokumentacji. Jak sami państwo widzieli, lirogończyk potocznie nazywany cudeńkiem potrafi bez namysłu dostosowywać się do woli noszącego i bezbłędnie odtwarzać pożądany przez niego głos. Lista jego zastosowań jest niezmierzona, biorąc pod uwagę, że może pełnić ważna rolę zmieniacza głosu u aurora, noszącego go podczas akcji szpiegowskich, jak i zwykłego prezentu dla dziecka, które chciałoby chwilę pobawić się w postać z bajki. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że moja praca nad wpływem eliksirów na głos mówcy może wydawać się niepokojące zważywszy, że nieodpowiedni czarodziej mógłby zapragnąć wykorzystać lirogończyka do złych o ile nie podłych celów. Z tego powodu zamierzam jak najszybciej opatentować mój wynalazek i nigdy nie oddawać go do sprzedaży.-Zadeklarował i odetchnął, wreszcie nieco zwalniając w tempie własnej wypowiedzi. Po raz ostatni przesunął piwnymi oczami po zasiadającej przed nim komisji i uśmiechnął się szeroko, unosząc delikatnie brew.-Pytania? Chęci wypróbowania cudeńka na sobie?
- Załączona dokumentacja:
Lista dziedzin zainteresowań:
*Tworzenie zaklęć
*Tworzenie nowych artefaktów
*Techniki walki między czarodziejami
*Magia lecznicza
*Runy wszelkiej maści, języki starożytne
*broń mugolska - a zaklęcia
*Psychika ludzi, istot magicznych i zwierząt
*Umagicznianie niemagicznych przedmiotów
*Łączenie dziedzin magicznych
*Zastosowanie praktyczne magii
*Współpraca czarodziejsko-mugolska
*Wpływ eliksirów wszelkiej maści na przedmioty i ich późniejszych właścicieli
*Wpływ położenia ciał niebieskich na osobowość i poszczególne umiejętności czarodzieja
*Kamienie magiczne, półmagiczne, półszlachetne oraz ich zastosowanie w magii użytkowej
Preferowany kierunek specjalizacji:
*Projektowanie nowych zaklęć
*Współpraca czarodziejsko-mugolska
*Tworzenie artefaktów
Opis przeprowadzanych eksperymentów projektu własnego:
I.Zaklęcie
1.Voxmenuridea (łac. Głoslirogona) - Brak reakcji
2.Menurideavox (łac. Lirogonagłos) - Brak reakcji
3.Vox menuridea (łac. Głos lirogona) -Brak reakcji
4.Menuridea vox (łac. Lirogona głos) - Brak reakcji
5.Lyrebirdvox (ang. Lyrebird-lirogon łac. vox- głos) -Brak reakcji
6.Lyrebird vox (ang. Lyrebird-lirogon łac. vox- głos) - Brak reakcji
7.Lyrevox (ang. Lyre-liro łac. vox - głos) - Brak reakcji
8.Recersere vox (łac. zmiana głosu) - Brak reakcji
9.Vox recersere (łac. Głosu zmiana) - Zadziałało na trzy dni.
10.Vox mutare (łac. głosu mutacja/zmiana) - Zadziałało na dwa tygodnie
11. Vocam mutare (łac. Głosu zmiana/mutacja) <-- Poprawna odmiana słowa vox. Zadziałało na miesiąc, satysfakcjonując mnie na tyle bym nie szukał dalej.
II. Zawieszka
Wykonana z miedzianego drutu, który doskonale przewodzi energię magiczną. Wydała mi się tania i dość dobra. I działa, spełniając swoje zadanie przewodnika, doprowadzając moc do rdzeni.
III.Rdzenie
1.Włos północnicy - Wydłuża i wzmacnia moc działania.
2.Struna głosowa Lirogona - pozwala na odtworzenie "zasłyszanego" przez artefakt dźwięku z precyzją właściwą dla swojego gatunku.
IV. Kamień
1. Ametyst - Odrzucony przez wzgląd na za silne działanie uspokajające kolidujące z zamierzonym działaniem artefaktu.
2. Jaspis - Odrzucony przez wzgląd na ognistą naturę i zbyt silne,nieprzewidywalne działanie.
3. Chalcedon - Przyjęty przez wzgląd na jego właściwości magiczne i ładny, niebieski kolor, który udało mi się znaleźć.
V. Zawieszka
1. Drewno
A) Bambus - Bambus mnie nie lubi i nie chce współpracować
B) Świerk - wymagający twardej ręki doprowadził mnie do szału i został złamany...
C) Jawor - Z początku świetnie sprawdzające się drewno z czasem przywykło do jednego zaklęcia i znudziło się, słabnąc
D) Czerwony dąb - Za drogi, nieoperacyjny
E) Jabłoń - Świetna, jeśli artefakt ma udawać kota miast Janis Joplin
F) Jałowiec - Byłby idealny gdyby nie brak odporności na wodę !
G) Jodła - Wierna, jednak nienadająca się, jeśli zechcę komuś artefakt pożyczyć
H) Leszczyna - Niebezpieczna!
I) Dereń - Idealny. Kochany, pomysłowy, podekscytowany, chętny do służby ku chwale głosowi.
2.Runy
A) Raino (Ukierunkowanie) - W praktyce przez nią zanikała możliwość pełnej kontroli nad zmianą, runa poniekąd sama zmieniała głosy, co utrudniało wypowiedź.
Została zmieniona na Hagal (Przemiana), która sprecyzowała życzenie i ukierunkowała bieg głosu.
B) Gebo (Porządek świata) miała ułatwić działanie, jednak została wymieniona na Mannaz (Równowaga, pierwiastek żeński i męski), która stabilizuje głos i ułatwia przemianę z głosu kobiecego na męski i z powrotem.
C) Dagaz (Równowaga) - Z powodu wcześniejszych zmian, została zastąpiona runą Ehwaz (Stabilność), która ułatwia przemianę nawet jeśli sytuacja wydaje się być niesprzyjająca
D) Dodano runę Uruz (magazynowanie energii), której celem dodatkowo miało być zachowanie części siły zaklęcia na tzw "czarną godzinę"
VI. Działanie eliksirów
A) Amortencja - Nasączenie zawieszki dwoma kroplami eliksiru.
Próba wykazała przerażające skutki prowadzące do przesadnego zacieśnienia więzów koleżeńskich, na szczęście przejściowe
Dawka została zredukowana do pół kropli. Drewno zostało nasączone.
kolejna próba wykazała, ze dawka jest słyszalna, jednak nie przynosi pożądanych efektów.
Dawka została podniesiona do całej kropli.
Osiągnięto pożądany elekt pozwalający na miłe spędzenie wieczoru.
B) Eliksir słodkiego snu
Kierując się doświadczeniami z wcześniejszym eliksirem, autor zasosował na poczatek pół kropli. Jedyne co spowodował, to znudzenie przysłuchującego się kota.
Podniesienie dawki do półtora kropli pozwoliło uśpić dwóch dorosłych mężczyzn, Dalsze badania należało robić poza miejscem zamieszkania.
Dawką optymalną okazało się półtorej kropli.
C) Eliksir energii- Na początek zastosowano całą kroplę
Po dniu opieki nad trzema naładowanymi energią siostrami autor postanowił zmniejszyć dawkę o 3/4
Dawka wydała się rozsądna i pozwoliła autorowi na chwilę spokoju.
Projekt wstępny badań własnych (poglądowo; możliwa jest późniejsza zmiana)
*Praca nad wynalazkami mugolskimi
*Praca nad niestandardowym użyciem eliksirów
*Wytworzenie kolejnego pomysłowego artefaktu, ulepszanie Lirogończyka
Ryś (Riw) Świerżewski
Re: Mniejsza sala egzaminacyjna
Twarze członków komisji były nieruchome - albo przez to, że próbowali zachować profesjonalizm, albo dlatego, że byli już zmęczeni. Nie dało się powiedzieć. Jedynym, kto jak zwykle nie panował nad swoją mimiką, był profesor Zhang, który gdzieś na początku prezentacji wysoko uniósł brwi. Zostało mu tak do samego końca.
Kiedy Ryś skończył prezentację, nie zdążyła zapaść cisza.
- Oczywiście. - Profesor Wilczyński wyciągnął dłoń po wynalazek i poczekał, aż kandydat udostępni mu urządzenie. Powiedział to tak szybko, że praktycznie wszedł Świerżewskiemu w słowo. Obracał cudeńko w palcach i oglądał dokładnie z każdej strony. Wyglądało na to, że potrzebuje chwili na zapoznanie się z przedmiotem z bliska.
- To może ja zacznę. - Powiedział Chińczyk, który wciąż trzymał brwi niepokojąco wysoko. - Po pierwsze muszę się z panem stanowczo nie zgodzić - to, że coś nie wybucha, nie jest tego zaletą. - Ciężko było interpretować jego minę, ale w głosie dało się wyczuć niezadowolenie.
- Dla niektórych - weszła mu w słowo pani dziekan. - Dla innych jak najbardziej.
- Mimo to...
- Profesorze. - Powiedziała spokojnie, ale z naciskiem, Margaret. To skutecznie uciszyło Zhanga i dało jej możliwość kontynuowania wypowiedzi. - Całkiem imponujący wynalazek. - Uśmiechnęła się do stojącego przed komisją. - Rozumiem, że... Hmm... Ma zapobiec kolejnym nieporozumieniom? - Zapytała, ale nie czekała na żadną odpowiedź. - Widzi pan, nie mam żadnych zastrzeżeń do projektu, ale muszę przyznać, że doniesienia z pańskiej poprzedniej uczelni są nieco niepokojące...
- Jak dla mnie zabawne. - Powiedział Wilczyński głosem Rysia, a zgromiony spojrzeniem przewodniczącej dodał: - No co?
- Przysięga składana na początku roku zobowiązuje do godnego reprezentowania uczelni. - Ciągnęła dziekan Peeman. - Mam tylko nadzieję, że zdaje sobie pan z tego sprawę.
- A ja mam jeszcze pytanie odnośnie wynalazku. - Polak uśmiechnął się. Ciągle używał urządzenia i brzmiał jak egzaminowany. - W przypadku użycia eliksirów - jaki jest mechanizm, który chroni użytkownika przed ich działaniem? Chyba, że przemilczał pan fakt, że na noszącego cudeńko eliksiry również działają.
Kiedy Ryś skończył prezentację, nie zdążyła zapaść cisza.
- Oczywiście. - Profesor Wilczyński wyciągnął dłoń po wynalazek i poczekał, aż kandydat udostępni mu urządzenie. Powiedział to tak szybko, że praktycznie wszedł Świerżewskiemu w słowo. Obracał cudeńko w palcach i oglądał dokładnie z każdej strony. Wyglądało na to, że potrzebuje chwili na zapoznanie się z przedmiotem z bliska.
- To może ja zacznę. - Powiedział Chińczyk, który wciąż trzymał brwi niepokojąco wysoko. - Po pierwsze muszę się z panem stanowczo nie zgodzić - to, że coś nie wybucha, nie jest tego zaletą. - Ciężko było interpretować jego minę, ale w głosie dało się wyczuć niezadowolenie.
- Dla niektórych - weszła mu w słowo pani dziekan. - Dla innych jak najbardziej.
- Mimo to...
- Profesorze. - Powiedziała spokojnie, ale z naciskiem, Margaret. To skutecznie uciszyło Zhanga i dało jej możliwość kontynuowania wypowiedzi. - Całkiem imponujący wynalazek. - Uśmiechnęła się do stojącego przed komisją. - Rozumiem, że... Hmm... Ma zapobiec kolejnym nieporozumieniom? - Zapytała, ale nie czekała na żadną odpowiedź. - Widzi pan, nie mam żadnych zastrzeżeń do projektu, ale muszę przyznać, że doniesienia z pańskiej poprzedniej uczelni są nieco niepokojące...
- Jak dla mnie zabawne. - Powiedział Wilczyński głosem Rysia, a zgromiony spojrzeniem przewodniczącej dodał: - No co?
- Przysięga składana na początku roku zobowiązuje do godnego reprezentowania uczelni. - Ciągnęła dziekan Peeman. - Mam tylko nadzieję, że zdaje sobie pan z tego sprawę.
- A ja mam jeszcze pytanie odnośnie wynalazku. - Polak uśmiechnął się. Ciągle używał urządzenia i brzmiał jak egzaminowany. - W przypadku użycia eliksirów - jaki jest mechanizm, który chroni użytkownika przed ich działaniem? Chyba, że przemilczał pan fakt, że na noszącego cudeńko eliksiry również działają.
Mistrz Gry
Re: Mniejsza sala egzaminacyjna
Widząc entuzjazm jednego z profesorów Riw uśmiechnął się szeroko i bez zwłoki zdjął z siebie artefakt, zaraz robiąc krok w stronę ławy i wręczając go zainteresowanemu. Następnie powrócił na swoje miejsce i splótł ręce za plecami, przyglądając się jak Wilczyński obraca cudeńko w ręku, badając je z każdej strony. Dopiero głos azjaty oderwał piwne oczy egzaminowanego od powiernika jego skarbu i skupiły jego spojrzenie na mówiącym. Słowa profesora spowodowały u Rysia podobny objaw niedowierzania, do tego zamarłego na twarzy rozmówcy. Jego brew również uniosła się lekko i pozostała tam, prawdopodobnie bez wiedzy właściciela, o sekundę czy dwie za długo. Gdy by nie to, że naprawdę zależało mu na tej uczelni, Riw wdałby się zapewne w dysputę ze sceptycznym profesorkiem, z całą stanowczością stwierdzając, że owszem, przyznałby mu rację, gdyby nie fakt, że osoba nosząca wisiorek podczas wybuchu mogłaby, podobnie jak on sam, nie podzielić zdania nauczyciela. Niemniej, jako że jego opinia i tak znacznie utrudniała mu życie i stawiała jego przyjęcie pod znakiem zapytania, wolał nie ryzykować i dla własnego dobra - trzymać język za zębami i zacisnąć zęby. Zwłaszcza, że do rozmowy wtrąciła się sama pani dziekan, która -dzięki Bogom- brak wybuchów odbierała chyba za coś mile pocieszającego.
Słysząc pochwałę Riw uśmiechnął się pięknie, odsłaniając zęby i wypił dumnie pierś, mile połechtany.
Dwie sekundy później uśmiech poszerzył mu się jeszcze bardziej, jednak wargi zacisnęły się w próbie nie przepuszczenia rozbawionego prychnięcia, dodatkowo stłumionego uniesiona przez chłopaka dłonią. Na szczęście, pani dziekan nie wymagała odpowiedzi na to pytanie, co Ryś odebrał z cichą wdzięcznością, doskonale wiedząc, że gdyby "sędziowie" usłyszeli o genezie jego urządzenia, prawdopodobnie wywalili by go na zbity pysk. Przynajmniej trzy razy.
Na kolejne słowa przewodniczącej komisji Riw spoważniał nieco, choć na jego ustach wciąż jeszcze błąkał się delikatnie łobuzerski uśmieszek. Nawet oczy- cholerne, zdradzieckie- jasno i wyraźnie pokazywały, że podobnie jak profesor Wilczyński, główny winowajca uważał, że doniesienia na jego temat są bardziej zabawne, niż niepokojące. Na dźwięk swojego głosu na ustach profesora Ryś przechylił głowę w jego stronę i prychnął rozbawiony, zaraz unosząc lekko brew. Miał śmieszne wrażenie, że dogadałby się z tym człowiekiem. Nigdy nie przypuszczał też, że tak właśnie brzmi jego głos. Ostatecznie, sam słyszał go nieco inaczej. Niemniej, efekt był naprawdę ciekawy.
-Tak, oczywiście.- Odparł, zapytany, szybko podchwytując poważny ton pani dziekan. Co jak co, ale obietnice i przysięgi były dla Świerżewskiego sprawą honoru, wobec czego starał się je zawsze traktować z należytym szacunkiem i realizować w miarę swoich możliwości.
Kolejne słowa wypowiedziane jego delikatnie zmodulowanym głosem skutecznie oderwały go od patosu chwili i skierowały ku uśmiechniętemu mężczyźnie. Tknięty jego pytaniem drgnął lekko i zmarszczył brwi, uświadamiając sobie, że w zasadzie nigdy nie zastanawiał się nad tym, dlaczego właściwie eliksiry nie działają na niego samego. Widocznie zaciekawiony, skrzyżował ręce na piersi i mruknął coś pod nosem, przeszukując swój chaotyczny umysł w poszukiwaniu jakiegoś w miarę sensownego rozwiązania.
-Przyznam szczerze, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, w myśl zasady, że jeśli coś działa, należy pozwolić temu działać. Niemniej, gdybym miał to jakoś racjonalnie wytłumaczyć, skupiłbym się zapewne na tym, że po pierwsze: głos mówiony i głos słyszany w wypadku mówiącego różnią się delikatnie, wobec czego mówiący tak naprawdę nie słyszy dokładnie tego , co mówi w taki sam sposób jak osoba słuchająca go, co może powodować jakąś znieczulicę i po drugie: że tak na chłopską logikę trudno jest oddziaływać własnym głosem na siebie samego, wobec czego nawet głos zabarwiony eliksirem nie powinien na mnie działać. Oczywiście są to tylko hipotezy, niemniej, gdybym miał obstawiać, postawiłbym właśnie na to- Stwierdził po chwili namysłu i wzruszył ramionami stwierdzając, że niczego lepszego już raczej nie wymyśli.
Słysząc pochwałę Riw uśmiechnął się pięknie, odsłaniając zęby i wypił dumnie pierś, mile połechtany.
Dwie sekundy później uśmiech poszerzył mu się jeszcze bardziej, jednak wargi zacisnęły się w próbie nie przepuszczenia rozbawionego prychnięcia, dodatkowo stłumionego uniesiona przez chłopaka dłonią. Na szczęście, pani dziekan nie wymagała odpowiedzi na to pytanie, co Ryś odebrał z cichą wdzięcznością, doskonale wiedząc, że gdyby "sędziowie" usłyszeli o genezie jego urządzenia, prawdopodobnie wywalili by go na zbity pysk. Przynajmniej trzy razy.
Na kolejne słowa przewodniczącej komisji Riw spoważniał nieco, choć na jego ustach wciąż jeszcze błąkał się delikatnie łobuzerski uśmieszek. Nawet oczy- cholerne, zdradzieckie- jasno i wyraźnie pokazywały, że podobnie jak profesor Wilczyński, główny winowajca uważał, że doniesienia na jego temat są bardziej zabawne, niż niepokojące. Na dźwięk swojego głosu na ustach profesora Ryś przechylił głowę w jego stronę i prychnął rozbawiony, zaraz unosząc lekko brew. Miał śmieszne wrażenie, że dogadałby się z tym człowiekiem. Nigdy nie przypuszczał też, że tak właśnie brzmi jego głos. Ostatecznie, sam słyszał go nieco inaczej. Niemniej, efekt był naprawdę ciekawy.
-Tak, oczywiście.- Odparł, zapytany, szybko podchwytując poważny ton pani dziekan. Co jak co, ale obietnice i przysięgi były dla Świerżewskiego sprawą honoru, wobec czego starał się je zawsze traktować z należytym szacunkiem i realizować w miarę swoich możliwości.
Kolejne słowa wypowiedziane jego delikatnie zmodulowanym głosem skutecznie oderwały go od patosu chwili i skierowały ku uśmiechniętemu mężczyźnie. Tknięty jego pytaniem drgnął lekko i zmarszczył brwi, uświadamiając sobie, że w zasadzie nigdy nie zastanawiał się nad tym, dlaczego właściwie eliksiry nie działają na niego samego. Widocznie zaciekawiony, skrzyżował ręce na piersi i mruknął coś pod nosem, przeszukując swój chaotyczny umysł w poszukiwaniu jakiegoś w miarę sensownego rozwiązania.
-Przyznam szczerze, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, w myśl zasady, że jeśli coś działa, należy pozwolić temu działać. Niemniej, gdybym miał to jakoś racjonalnie wytłumaczyć, skupiłbym się zapewne na tym, że po pierwsze: głos mówiony i głos słyszany w wypadku mówiącego różnią się delikatnie, wobec czego mówiący tak naprawdę nie słyszy dokładnie tego , co mówi w taki sam sposób jak osoba słuchająca go, co może powodować jakąś znieczulicę i po drugie: że tak na chłopską logikę trudno jest oddziaływać własnym głosem na siebie samego, wobec czego nawet głos zabarwiony eliksirem nie powinien na mnie działać. Oczywiście są to tylko hipotezy, niemniej, gdybym miał obstawiać, postawiłbym właśnie na to- Stwierdził po chwili namysłu i wzruszył ramionami stwierdzając, że niczego lepszego już raczej nie wymyśli.
Ryś (Riw) Świerżewski
Re: Mniejsza sala egzaminacyjna
- Rozumiem, z mojej strony to wszystko. - Wilczyński zdjął wynalazek i podał go właścicielowi. Popatrzył znacząco na resztę. Profesor Zhang skrzyżował ręce i najwyraźniej postanowił się nie odzywać. Allan wyglądał na zadowolonego - jemu na pewno podobał się fakt, że przedstawiane urządzenie nie może narobić kolejnych tego dnia szkód. Pani dziekan zerknęła w leżące przed nią dokumenty, odłożyła je i zetknęła przed sobą końce palców.
- Panie... - Zamilkła na chwilę, widząc napisane na papierze nazwisko.
- ...Świerżewski - podpowiedział Polak. Kobieta kiwnęła głową.
- Musi pan wiedzieć, że wydalenie z poprzedniej placówki to poważny problem przy rekrutacji. Jako przewodnicząca komisji jestem odpowiedzialna za zachowanie przyjętych studentów i wizerunek uczelni. Jednak - tu przerwała i rzuciła spojrzenie profesorowi Wilczyńskiemu, który nieustannie wbijał w nią wzrok - muszę mieć też na uwadze, że wynalazek jest bardzo dobry...
- Chociaż opis jest niezbyt naukowy. - Prychnął profesor Fa-Thang. - I nie wybucha. - Dodał ironicznie.
- ...a przewinienie, za które został pan wydalony z uczelni, ma małą szkodliwość społeczną - kobieta mówiła teraz głośniej, skutecznie dając innym do zrozumienia, że nie powinni jej już więcej przerywać - dlatego też podjęłam decyzję o przyjęciu pana w szeregi studentów Wydziału Magii Eksperymentalnej.
Polak wyprostował się w krześle, zadowolony. Profesor Zhang przełożył dokumenty na odpowiednią kupkę, ale minę miał równie dziwną, jak podczas egzaminu.
- Proszę mieć na uwadze, że w związku z przeszłością wszelkie przewinienia, nawet pierwsze, nie będą traktowane ulgowo. - Po tym zdaniu dziekan Margaret odpuściła poważny ton i uśmiechnęła się. - Gratuluję panu przyjęcia na studia.
Koniec egzaminu wstępnego.
GRATULUJĘ PRZYJĘCIA NA WYDZIAŁ MAGII EKSPERYMENTALNEJ!
- Panie... - Zamilkła na chwilę, widząc napisane na papierze nazwisko.
- ...Świerżewski - podpowiedział Polak. Kobieta kiwnęła głową.
- Musi pan wiedzieć, że wydalenie z poprzedniej placówki to poważny problem przy rekrutacji. Jako przewodnicząca komisji jestem odpowiedzialna za zachowanie przyjętych studentów i wizerunek uczelni. Jednak - tu przerwała i rzuciła spojrzenie profesorowi Wilczyńskiemu, który nieustannie wbijał w nią wzrok - muszę mieć też na uwadze, że wynalazek jest bardzo dobry...
- Chociaż opis jest niezbyt naukowy. - Prychnął profesor Fa-Thang. - I nie wybucha. - Dodał ironicznie.
- ...a przewinienie, za które został pan wydalony z uczelni, ma małą szkodliwość społeczną - kobieta mówiła teraz głośniej, skutecznie dając innym do zrozumienia, że nie powinni jej już więcej przerywać - dlatego też podjęłam decyzję o przyjęciu pana w szeregi studentów Wydziału Magii Eksperymentalnej.
Polak wyprostował się w krześle, zadowolony. Profesor Zhang przełożył dokumenty na odpowiednią kupkę, ale minę miał równie dziwną, jak podczas egzaminu.
- Proszę mieć na uwadze, że w związku z przeszłością wszelkie przewinienia, nawet pierwsze, nie będą traktowane ulgowo. - Po tym zdaniu dziekan Margaret odpuściła poważny ton i uśmiechnęła się. - Gratuluję panu przyjęcia na studia.
Koniec egzaminu wstępnego.
GRATULUJĘ PRZYJĘCIA NA WYDZIAŁ MAGII EKSPERYMENTALNEJ!
Mistrz Gry