Duża Sala Treningowa
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Wydział Obrony Przed Czarną Magią i Transmutacji :: ♦ Budynek A
Strona 2 z 7 • Share
Strona 2 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Duża Sala Treningowa
First topic message reminder :
Czasem na terenie sali organizowane są spotkania Klubu Pojedynków.
Największa sala w całym budynku. Prowadzą do niej dwuskrzydłowe wrota, znajdujące się idealnie naprzeciwko drzwi wejściowych do samego budynku. Sala również jest rozmieszczona na planie pentagramu, ale odwróconego względem kształtu samego budynku. Sufit znajduje się na wysokości czterech metrów, a dwie ściany z pięciu są zasobne w wysokie strzeliste okna z ozdobnymi framugami. Podłoga jest w pełni drewniana, a ściany wzmocnione zaklęciami, by przeprowadzane tutaj treningi nie naruszały zbytnio spokoju reszty budynku.
Ponadto na sali znajdują się też drzwi prowadzące do składziku, w którym to trzymane są:
Ponadto na sali znajdują się też drzwi prowadzące do składziku, w którym to trzymane są:
- bibeloty różnej maści, mające służyć za przedmioty ćwiczeń podczas zajęć z transmutacji. Głównie: meble, zastawa stołowa, puste klatki dla zwierząt, puste akwaria, pluszowe zabawki, itp.
- zaczarowane manekiny do ćwiczeń
- góra poduszek
- cztery duże lustra na kółkach
- kufer z Boginem
- piłki plażowe i piłki lekarskie
Czasem na terenie sali organizowane są spotkania Klubu Pojedynków.
- Klub pojedynków - Zasady:
- 1. Klub Pojedynków powstał dla studentów MUMiCz, by mogli oni pod nadzorem profesora, zwanego później opiekunem, sprawdzić swoje umiejętności walki, myślenia abstrakcyjnego, oraz użycia zaklęć ofensywnych jak i defensywnych.
2. Wszyscy członkowie Klubu Pojedynków zobowiązani są do okazywania wzajemnego szacunku wobec siebie jak i opiekuna nadzorującego pojedynki, oraz zobowiązują się do wypełniania jego poleceń.
3. Opiekun Klubu ustala terminy spotkań jak i zasady, jakie będą panowały podczas Pojedynków. Każdy, kto zdecyduje się wejść na Podest Pojedynkowy zobowiązuje się przestrzegać ustalonych wcześniej przez Opiekuna reguł pojedynkowania się. W przypadku, gdy ktoś złamie ustalenia, Opiekun ma obowiązek przerwać pojedynek i wyciągnąć odpowiednie konsekwencje wobec niesubordynowanego członka Klubu.
4. Trzy kary czy też trzy ostrzeżenia udzielone przez Opiekuna Klubu skutkują miesięcznym szlabanem na pojawianie się na spotkaniach Klubu. Jeśli ukarany członek Klubu po miesiącu dalej będzie sprawiał kłopoty zostanie usunięty z listy członków Klubu, a gdy będzie chciał wrócić, będzie musiał stoczyć Pojedynek z Opiekunem i go wygrać. Opiekuna uznaje się za pokonanego wówczas, gdy po wymianie pięciu zaklęć przeciwnik dalej stoi na nogach. Zasadę tę stosuje się tylko wówczas gdy wyrzucony członek Klubu chce do niego wrócić.
5. Członkowie Klubu Pojedynków obowiązani są do zwracania uwagi na stopień zaawansowania swojego oponenta jak i na rocznik, który reprezentuje jego przeciwnik.
6. Członkowie Klubu Pojedynków mają obowiązek powiadomienia Opiekuna Klubu o swojej nieobecności lub też niemożności stawienia się na spotkaniu Klubu. Członkowie Klubu nie muszą podawać przyczyny swojej absencji.
7. W czasie spotkań Klubu wszyscy jego Członkowie jak i Opiekun są sobie równi. Uprasza się o nieużywanie form grzecznościowych, gdyż one tworzą niepotrzebną barierę pomiędzy Członkami Klubu, a ich Opiekunem. Zasada ta traci moc w chwili zakończenia spotkania Klubu Pojedynków.
8. Podczas spotkań z użyciem skrzyni z Boginem, wyjść terenowych lub też wizyt w pokoju z Magiczną Menażerią, Członkowie Klubu Pojedynków zobowiązani są do bezwzględnego przestrzegania zaleceń jakie ustalił Opiekun Klubu przed przystąpieniem do wykonywania określonego zadania.
9. Spotkania Klubu Pojedynków nie służą do załatwiania zatargów pomiędzy Członkami Klubu. Jeśli Opiekun zauważy, że Studenci lekceważą tą zasadę momentalnie przerywa Pojedynek, ogłasza remis, a sam staje do Pojedynku najpierw z jednym, a potem drugim uczestnikiem walki na zaklęcia. W takim przypadku nie obowiązują reguły, jakie zostały ustalone z uczestnikami Spotkania podczas jego rozpoczęcia.
10. Każdy Członek Klubu Pojedynków po wejściu na Podest Pojedynkowy musi się ukłonić przed swoim przeciwnikiem. Ta zasada obowiązuje obie Pojedynkujące się osoby. Brak ukłonu skutkuje brakiem zgody na rozpoczęcie Pojedynku.
11. Za koniec Pojedynku uznaje się rzucenie przez jednego z Pojedynkujących się zaklęcia Pericullum. Pojedynek może zostać przerwany również przez Opiekuna Klubu, bez podania przez niego przyczyny przez którą postanowił rozdzielić dwóch walczących, lub też jeden z czarodziei Pojedynkujących się będzie zbyt zmęczony, by rzucać zaklęcia.
12. Klub Pojedynków jest miejscem, w którym studenci mogą w kontrolowanych warunkach poczuć się jak Aurorzy lub też Członkowie Brygady Uderzeniowej, jednak nie mogą podczas Pojedynków używać zaklęć Czarnomagicznych oraz Zaklęć Niewybaczalnych. Jeśli któryś Członek Klubu użyje zakazanej grupy Zaklęć zostaje wykluczony z Klubu, bez możliwości powrotu do niego.
Autor: Coro Purdy
Veneficium
Re: Duża Sala Treningowa
Klub Pojedynków. Obiad. Klub Pojedynków. Obiad. Klub Pojedynków...
No dobrze – nie oszukujmy się – obiad bezdyskusyjnie wygrał tę rywalizację. Ponadto uświadomcie mnie, proszę, kto był na tyle mało inteligentny i prezentował swym postępowaniem tak niski poziom umiejętności rozsądnego myślenia, iż postanowił zorganizować spotkanie o takiej akurat godzinie?! Właśnie przez tego debila – wszak nazywajmy rzeczy po imieniu – Lucy biegła przed siebie, czując, jak ukochana szarlotka z bezą rozbija się po jej żołądku. Skandal! Zamiast należycie nacieszyć się posiłkiem, musiała szybko wpierniczyć swój zapracowany w pocie czoła deser – nie żeby żarcie na stołówce było darmowe – by niedługo potem zbierać się na zlot kopaczy – takich, co to skopią Ci tyłek skuteczniej niż ktokolwiek inny! Niby po drodze się zgubiła i zajrzała jeszcze do pokoju, by głęboko zanurzyć palce w puszystym dywanie – lecz to nie miało nic do rzeczy!
No ale, ale, uspokójmy się. Zwyczajowo zjawiskowa – i spóźniona – zjawiła się. Przekraczając próg sali z lekką zadyszką, obrzuciła pomieszczenie szybkim spojrzeniem, by pobieżnie rozeznać się w – być może – nie tak tragicznej sytuacji. Iii... nie zarejestrowawszy wzrokiem nikogo, kto wyglądałby na profesora, od razu się rozluźniła. Poprawiwszy już swą bordowo-granatową koszulę w kratę, tak by nie wyglądała na wyciągniętą co dopiero psu z gardła, pomachała radośnie do zebranych na sali znajomych.
- Siema ludzie! - wykrzyknęła, uśmiechając się szeroko – w odrobinę niepokojący sposób – zauważając, ile pojawiło się osób z jej wydziału. - Siema Tall! - dodała po chwili, jakby wykluczając ją z wcześniej wspomnianego gatunku. Przecież Ślizgonka była jej przyjaciółką, a skoro tyle z nią wytrzymywała, to jak nic było z nią coś nie tak! Może ukrywała, że była kosmitą i pod tą bujną, czarną czupryną chowała zwinięte czułki?
Wracając jednak na ziemię... Lucy dostrzegła w końcu, siedzące na ziemi osobliwe zjawisko. Bez wahania zbliżyła się do niego, jawnie się przyglądając. Energia wręcz ją rozrywała, coś buzowało w niej od środka, a ona była gotowa wybuchnąć, niczym wulkan ze sztuczną lawą.
- Ej, ej... Ty wiesz, że to to jest na całe życie? - zwróciła się do Coro, wskazując na jego dziary, pokrywające ramiona. Same tatuaże lubiła, niemniej te jakoś raziły jej zmysł estetyczny. Kolorowe szlaczki, każdy z innej parafii – jakby nie potrafiły zdecydować się na jedno wyznanie. - Ładniejsze jakieś mogłeś se przynajmniej machnąć! - wyrwało jej się przy okazji zanim zdążyła się powstrzymać.
Ups. Uciekając na moment spojrzeniem, wypatrzyła dostojną, pogardliwą medyczkę. Aż zapomniała gdzie była, co robiła i że właśnie kogoś przypadkiem obraziła. Szczęka omal jej nie opadła z wrażenia, a rozproszona studentka zadawała sobie dręczące ją pytanie – jakże mogła nie wychwycić wcześniej tej olśniewającej prezentacji? Niczym zahipnotyzowana ruszyła powoli w kierunku Heike – z oczu jej zaś wyzierał prawdziwy głód, łatwy do zaobserwowania u drapieżników w trakcie polowania. Z tego też powodu odcięła się od wszelkich niepotrzebnych bodźców oraz bezczelnie zignorowała swego poprzedniego rozmówcę, który musiałby chyba użyć siły, by zwrócić na powrót jej uwagę.
Acz... O nie, prawie dała się pokonać! Złe nogi, złe! Lucy pokręciła energicznie głową, najprawdopodobniej starając się wytrącić z niechcianego transu, nieco zawiedziona swą chwilą słabości – zdarzającą jej się nazbyt często. Odrywając zachwycone spojrzenie od lśniącego, białego włosia, stanęła zdezorientowana...
No, to tak – czas iść do Tall i pochwalić się, że wcale – ach, błoga nieświadomość – się nie spóźniła!
No dobrze – nie oszukujmy się – obiad bezdyskusyjnie wygrał tę rywalizację. Ponadto uświadomcie mnie, proszę, kto był na tyle mało inteligentny i prezentował swym postępowaniem tak niski poziom umiejętności rozsądnego myślenia, iż postanowił zorganizować spotkanie o takiej akurat godzinie?! Właśnie przez tego debila – wszak nazywajmy rzeczy po imieniu – Lucy biegła przed siebie, czując, jak ukochana szarlotka z bezą rozbija się po jej żołądku. Skandal! Zamiast należycie nacieszyć się posiłkiem, musiała szybko wpierniczyć swój zapracowany w pocie czoła deser – nie żeby żarcie na stołówce było darmowe – by niedługo potem zbierać się na zlot kopaczy – takich, co to skopią Ci tyłek skuteczniej niż ktokolwiek inny! Niby po drodze się zgubiła i zajrzała jeszcze do pokoju, by głęboko zanurzyć palce w puszystym dywanie – lecz to nie miało nic do rzeczy!
No ale, ale, uspokójmy się. Zwyczajowo zjawiskowa – i spóźniona – zjawiła się. Przekraczając próg sali z lekką zadyszką, obrzuciła pomieszczenie szybkim spojrzeniem, by pobieżnie rozeznać się w – być może – nie tak tragicznej sytuacji. Iii... nie zarejestrowawszy wzrokiem nikogo, kto wyglądałby na profesora, od razu się rozluźniła. Poprawiwszy już swą bordowo-granatową koszulę w kratę, tak by nie wyglądała na wyciągniętą co dopiero psu z gardła, pomachała radośnie do zebranych na sali znajomych.
- Siema ludzie! - wykrzyknęła, uśmiechając się szeroko – w odrobinę niepokojący sposób – zauważając, ile pojawiło się osób z jej wydziału. - Siema Tall! - dodała po chwili, jakby wykluczając ją z wcześniej wspomnianego gatunku. Przecież Ślizgonka była jej przyjaciółką, a skoro tyle z nią wytrzymywała, to jak nic było z nią coś nie tak! Może ukrywała, że była kosmitą i pod tą bujną, czarną czupryną chowała zwinięte czułki?
Wracając jednak na ziemię... Lucy dostrzegła w końcu, siedzące na ziemi osobliwe zjawisko. Bez wahania zbliżyła się do niego, jawnie się przyglądając. Energia wręcz ją rozrywała, coś buzowało w niej od środka, a ona była gotowa wybuchnąć, niczym wulkan ze sztuczną lawą.
- Ej, ej... Ty wiesz, że to to jest na całe życie? - zwróciła się do Coro, wskazując na jego dziary, pokrywające ramiona. Same tatuaże lubiła, niemniej te jakoś raziły jej zmysł estetyczny. Kolorowe szlaczki, każdy z innej parafii – jakby nie potrafiły zdecydować się na jedno wyznanie. - Ładniejsze jakieś mogłeś se przynajmniej machnąć! - wyrwało jej się przy okazji zanim zdążyła się powstrzymać.
Ups. Uciekając na moment spojrzeniem, wypatrzyła dostojną, pogardliwą medyczkę. Aż zapomniała gdzie była, co robiła i że właśnie kogoś przypadkiem obraziła. Szczęka omal jej nie opadła z wrażenia, a rozproszona studentka zadawała sobie dręczące ją pytanie – jakże mogła nie wychwycić wcześniej tej olśniewającej prezentacji? Niczym zahipnotyzowana ruszyła powoli w kierunku Heike – z oczu jej zaś wyzierał prawdziwy głód, łatwy do zaobserwowania u drapieżników w trakcie polowania. Z tego też powodu odcięła się od wszelkich niepotrzebnych bodźców oraz bezczelnie zignorowała swego poprzedniego rozmówcę, który musiałby chyba użyć siły, by zwrócić na powrót jej uwagę.
Acz... O nie, prawie dała się pokonać! Złe nogi, złe! Lucy pokręciła energicznie głową, najprawdopodobniej starając się wytrącić z niechcianego transu, nieco zawiedziona swą chwilą słabości – zdarzającą jej się nazbyt często. Odrywając zachwycone spojrzenie od lśniącego, białego włosia, stanęła zdezorientowana...
No, to tak – czas iść do Tall i pochwalić się, że wcale – ach, błoga nieświadomość – się nie spóźniła!
Lucy Happymeal
Re: Duża Sala Treningowa
Na początku, kiedy tylko usłyszała o klubie pojedynków, była niechętna - jak na wiedźmę czuła się z różdżką w dłoni podczas pojedynku dość niepewnie. Wolała mieć w ręku pistolet, łuk albo nawet miecz. Później jednak zrozumiała, że to właśnie jest powód, żeby przytargać swoje cztery litery na zajęcia. W końcu musiała być silna, coraz lepsza we wszystkim, co robiła. Była to winna swojej ambicji i klanowi, który przyglądał się rodowi naczelnika z uwagą, chcąc widzieć we wszystkich jego członkach godnych następców bohaterów z przeszłości.
W czarnym t-shircie, jeansach, trampkach i rudymi włosami splecionymi w długi, ciasny warkocz opadający ciężkim kłosem na plecy, przybyła, spóźniona przez ostateczną walkę z własnym lenistwem oraz niechęcią, na miejsce spotkania.
Nie zjadła obiadu, nie chcąc złapać kolki w czasie zajęć.
Z różdżką sterczącą z tylnej kieszeni spodni, mimo całej nieodpowiedzialności z jaką podobne jej przechowywanie się wiązało, uchyliła drzwi i wcisnęła twarz do środka, żeby najpierw rozejrzeć się pozostając względnie niezauważoną w sporym studenckim zbiorowisku.
Dostrzegła obcą, surowo wyglądającą kobietę w kącie, całą masę studentów i Coro. Uniosła lekko brew. To Coro prowadził zajęcia? Przecież nie był studentem, nie przyszedł uczestniczyć w spotkaniu klubu, prawda? Musiało to jej umknąć.
Wślizgnęła się do salki i stanęła pod ścianą, nie czując potrzeby przedstawiania się prowadzącemu, nawet jeśli nie był nim znajomy nauczyciel - w końcu spóźniła się na tyle, by nie wiedzieć, że wszyscy zostali o to poproszeni. Dostrzegłszy jeszcze Kotleta uniosła kącik ust. Może nie będzie tak źle?
Skrzyżowała ręce na piersi, czekając na konkrety.
Wbrew pozorom nawet Cat potrafiła być skupiona.
W czarnym t-shircie, jeansach, trampkach i rudymi włosami splecionymi w długi, ciasny warkocz opadający ciężkim kłosem na plecy, przybyła, spóźniona przez ostateczną walkę z własnym lenistwem oraz niechęcią, na miejsce spotkania.
Nie zjadła obiadu, nie chcąc złapać kolki w czasie zajęć.
Z różdżką sterczącą z tylnej kieszeni spodni, mimo całej nieodpowiedzialności z jaką podobne jej przechowywanie się wiązało, uchyliła drzwi i wcisnęła twarz do środka, żeby najpierw rozejrzeć się pozostając względnie niezauważoną w sporym studenckim zbiorowisku.
Dostrzegła obcą, surowo wyglądającą kobietę w kącie, całą masę studentów i Coro. Uniosła lekko brew. To Coro prowadził zajęcia? Przecież nie był studentem, nie przyszedł uczestniczyć w spotkaniu klubu, prawda? Musiało to jej umknąć.
Wślizgnęła się do salki i stanęła pod ścianą, nie czując potrzeby przedstawiania się prowadzącemu, nawet jeśli nie był nim znajomy nauczyciel - w końcu spóźniła się na tyle, by nie wiedzieć, że wszyscy zostali o to poproszeni. Dostrzegłszy jeszcze Kotleta uniosła kącik ust. Może nie będzie tak źle?
Skrzyżowała ręce na piersi, czekając na konkrety.
Wbrew pozorom nawet Cat potrafiła być skupiona.
Catriona MacCance
Re: Duża Sala Treningowa
Colette kiwnął głową w zamyśleniu zastanawiając się co czarnowłosego kolegę skłoniło do tak uroczystego zapoznawania ze wszystkimi? Otarł jeszcze wilgoć po dopiero co wypitej herbacie z warg i z drugiej strony z kolei zaczął zastanawiać się jeszcze czemu ludzie podeszli do tej prośby tak sumiennie i zapoznawali się jak w przedszkolu? Brakowało tylko na czas nieobecności psora zorganizować jakąś zabawę integracyjną i już będą najbardziej gotowi na to, by po dobraniu się w pary skoczyć sobie do gardeł. Albo do różdżek.
- Coro Purdy, huh? - dopytał, mocniej skupiając spojrzenie na mężczyźnie. Był widocznie starszy od reszty, ale studiowali ludzie w różnym wieku – Colette na pierwszym roku był w klubie nut i batut z pięćdziesięciolatkiem, który kończył właśnie Biomagię – więc nie specjalnie skojarzył tego z ewentualnie piastowanym stanowiskiem. Węgrowi więc już prawie-prawie udało się zrobić Polaka w ryzykownego balona, ale cały misterny plan poszedł w pizdu, kiedy do sali wszedł jak robocik jakiś koleś z aparatem i zwrócił się do Purdiego per „Pan”. Wtedy też dwukolorowe ślepka Smoka Katedralnego przesunęły się powoli na szczerzącego się kumpla. - Profesor Coro Purdy, ta...?
Dopytywał raczej retorycznie.
Kiedy na moment zaległa cisza, bo weszło kilku nowych ludzi, Tomiczny zorientował się, że chyba jego kolej na przedstawienie się. Wyprostowywał się od razu i stanął o własnych siłach, bez wspierania się na koledze tak wątłym, że wyglądał jakby miał go zwiać lepszy powiew wiatru.
- Jestem Colette Tomiczny - tak żeńskie imię, ale mniej żeńskie ciało. - Skłonił lekko głowę, ale bez nadmiernej kurtuazji. - Lat dziewiętnaście, Wydział Magii Eksperymentalnej, zrobiony w Polsce i przyszedł, bo miał nadzieje zmyć gorycz porażki po pojedynkach z poprzedniego roku. - wyliczył krótko, węzłowato i powrócił do poprzedniej pozycji, puszczając jeszcze zawadiackie oczko do Clotilde. Przy okazji dosięgając wzrokiem znajomej Włoszki w kąciku jego oka zaigrała białowłosa postać, do której pragnął się wybrać. I nie, nie był to chłopak poznany na lekcji eliksirów... Była to GŁÓWNA MAGOMEDYK. Była tu i patrzyła. I zdawała się dostrzegać wszystko, a nawet jeszcze więcej. Lekki dreszcz przebiegł Colette po karku i przełknął ślinę.
Niby sytuacja wydawała się być idealna – po zakończeniu klubu mógłby ją przytrzymać kilka minut dłużej i... I umrzeć zabity jej spojrzeniem. Pewnie nawet to spotkanie ledwo wcisnęła w harmonogram, zamordowałaby studenta, który miałby ochotę na niezobowiązujący small-talk na temat innych klubów.
Nie, zdecydowanie musiał wpaść na inny pomysł.
- Coro Purdy, huh? - dopytał, mocniej skupiając spojrzenie na mężczyźnie. Był widocznie starszy od reszty, ale studiowali ludzie w różnym wieku – Colette na pierwszym roku był w klubie nut i batut z pięćdziesięciolatkiem, który kończył właśnie Biomagię – więc nie specjalnie skojarzył tego z ewentualnie piastowanym stanowiskiem. Węgrowi więc już prawie-prawie udało się zrobić Polaka w ryzykownego balona, ale cały misterny plan poszedł w pizdu, kiedy do sali wszedł jak robocik jakiś koleś z aparatem i zwrócił się do Purdiego per „Pan”. Wtedy też dwukolorowe ślepka Smoka Katedralnego przesunęły się powoli na szczerzącego się kumpla. - Profesor Coro Purdy, ta...?
Dopytywał raczej retorycznie.
Kiedy na moment zaległa cisza, bo weszło kilku nowych ludzi, Tomiczny zorientował się, że chyba jego kolej na przedstawienie się. Wyprostowywał się od razu i stanął o własnych siłach, bez wspierania się na koledze tak wątłym, że wyglądał jakby miał go zwiać lepszy powiew wiatru.
- Jestem Colette Tomiczny - tak żeńskie imię, ale mniej żeńskie ciało. - Skłonił lekko głowę, ale bez nadmiernej kurtuazji. - Lat dziewiętnaście, Wydział Magii Eksperymentalnej, zrobiony w Polsce i przyszedł, bo miał nadzieje zmyć gorycz porażki po pojedynkach z poprzedniego roku. - wyliczył krótko, węzłowato i powrócił do poprzedniej pozycji, puszczając jeszcze zawadiackie oczko do Clotilde. Przy okazji dosięgając wzrokiem znajomej Włoszki w kąciku jego oka zaigrała białowłosa postać, do której pragnął się wybrać. I nie, nie był to chłopak poznany na lekcji eliksirów... Była to GŁÓWNA MAGOMEDYK. Była tu i patrzyła. I zdawała się dostrzegać wszystko, a nawet jeszcze więcej. Lekki dreszcz przebiegł Colette po karku i przełknął ślinę.
Niby sytuacja wydawała się być idealna – po zakończeniu klubu mógłby ją przytrzymać kilka minut dłużej i... I umrzeć zabity jej spojrzeniem. Pewnie nawet to spotkanie ledwo wcisnęła w harmonogram, zamordowałaby studenta, który miałby ochotę na niezobowiązujący small-talk na temat innych klubów.
Nie, zdecydowanie musiał wpaść na inny pomysł.
Ostatnio zmieniony przez Colette Tomiczny dnia Wto Mar 14, 2017 12:25 am, w całości zmieniany 1 raz
Colette Tomiczny
Re: Duża Sala Treningowa
Brunet uśmiechnął się wdzięcznie i nie słysząc od nikogo słowa sprzeciwu oddalił się od belfra i stanął po drugiej stronie wyrysowanego na podłodze podestu, przeskakując maźnięte kredą granice długiego prostokąta tak, by nie zetrzeć ich podeszwą buta. Tam też ustawił się, zdjął osłonkę z aparatu i strzelił pierwsze, niezobowiązujące zdjęcie zbierającym się studentom. Na całe szczęście technika w świecie czarodzieju poszła nieco do przodu i zdjęcie ani nie oślepiało, ani nie rozprowadzało już naokoło dymu i ulotnego smrodku spalenizny.
Ichabod odszedł kilka kroków na bok i chrząknął, idąc w ślady chłopaka sprzed chwili.
- Cóż... Ja nazywam się Ichabod Cavendish Junior. Studiuję na Wydziale Nauk Biomagicznych i Środowiskowych, i aspiruje na bycie strażnikiem magicznych ekosystemów, więc przyszedłem tu po to by wyrobić w sobie lepszy refleks i odpowiednie reakcje automatyczne, by czasem zyskać kilka sekund na obronę, które bez treningu poświęciłbym ledwie na myślenie o niej. A to potrafi czasem nieco zająć – zaśmiał się uroczo i zrobił kolejne zdjęcie, tym razem łapiąc w kadr prowadzącego i Główną Magomedyk.
Ichabod odszedł kilka kroków na bok i chrząknął, idąc w ślady chłopaka sprzed chwili.
- Cóż... Ja nazywam się Ichabod Cavendish Junior. Studiuję na Wydziale Nauk Biomagicznych i Środowiskowych, i aspiruje na bycie strażnikiem magicznych ekosystemów, więc przyszedłem tu po to by wyrobić w sobie lepszy refleks i odpowiednie reakcje automatyczne, by czasem zyskać kilka sekund na obronę, które bez treningu poświęciłbym ledwie na myślenie o niej. A to potrafi czasem nieco zająć – zaśmiał się uroczo i zrobił kolejne zdjęcie, tym razem łapiąc w kadr prowadzącego i Główną Magomedyk.
Ichabod Cavendish Junior
Re: Duża Sala Treningowa
Parsknął śmiechem, kiedy Clotilde przedstawiła się po raz drugi.
- To nie do ciebie, oszołomie, to do tych, co nie słyszeli... - Uśmiechnął się do niej i poprawił sobie na czole gogle, bo zjechały mu niepokojąco nisko i było ryzyko, że odbiją się śladem na skórze.
Odwrócił się, słysząc zwrot "panie profesorze". A prawie się udało! Zrobił do Ichaboda minę wyrażającą "wszystko zepsułeś", ale tylko na chwilę, bo zaraz wyszczerzył się szeroko do zdjęcia. Podstawił też Colette rogi. Że co, że niby on miałby kiedykolwiek protestować przeciwko fotografiom? Nonsens.
- Taa... Ale zepsuł. - Powiedział bardziej do siebie, na tyle cicho, że tylko Polak mógł usłyszeć.
Nie dane mu było długo przejmować się, że wkręcenie współlokatora mu nie wyszło - oto pojawiła się Lucy, której nawet nic nie trzeba było sugerować. Okazała takie samo nieogarnięcie jak Finta, który początkowo nie uznał Coro za profesora, jednak poszła krok dalej: zaczęła z nim rozmawiać i pogrążać się coraz głębiej i głębiej. Węgier, już wcześniej zachwycony nietypowym przebiegiem wydarzenia, teraz wyglądał jak ktoś, kto bardzo lubił ciastka i właśnie dostał ich całą blachę. Czyli na bardzo, bardzo zadowolonego.
W chwili pomiędzy śmianiem się z/do różnych rzeczy i ludzi natrafił spojrzeniem na Heike. Nigdy nie starał się jej unikać, ale też nie lgnął do niej, jak to miał z innymi ludźmi. Przynajmniej nie, kiedy miał jakieś inne zajęcie i nie wyglądało to niezręcznie. Ich kontakt był... Trzeba to przyznać... Dość skomplikowany. Mimo to podniósł rękę i pomachał do niej, i chociaż był to gest jak każdy inny, wyglądał nieco bardziej pokornie, niż zwykle w jego wykonaniu. Nie oczekiwał odpowiedzi z jej strony, tylko skierował wzrok znowu na centrum wydarzeń.
- To nie do ciebie, oszołomie, to do tych, co nie słyszeli... - Uśmiechnął się do niej i poprawił sobie na czole gogle, bo zjechały mu niepokojąco nisko i było ryzyko, że odbiją się śladem na skórze.
Odwrócił się, słysząc zwrot "panie profesorze". A prawie się udało! Zrobił do Ichaboda minę wyrażającą "wszystko zepsułeś", ale tylko na chwilę, bo zaraz wyszczerzył się szeroko do zdjęcia. Podstawił też Colette rogi. Że co, że niby on miałby kiedykolwiek protestować przeciwko fotografiom? Nonsens.
- Taa... Ale zepsuł. - Powiedział bardziej do siebie, na tyle cicho, że tylko Polak mógł usłyszeć.
Nie dane mu było długo przejmować się, że wkręcenie współlokatora mu nie wyszło - oto pojawiła się Lucy, której nawet nic nie trzeba było sugerować. Okazała takie samo nieogarnięcie jak Finta, który początkowo nie uznał Coro za profesora, jednak poszła krok dalej: zaczęła z nim rozmawiać i pogrążać się coraz głębiej i głębiej. Węgier, już wcześniej zachwycony nietypowym przebiegiem wydarzenia, teraz wyglądał jak ktoś, kto bardzo lubił ciastka i właśnie dostał ich całą blachę. Czyli na bardzo, bardzo zadowolonego.
W chwili pomiędzy śmianiem się z/do różnych rzeczy i ludzi natrafił spojrzeniem na Heike. Nigdy nie starał się jej unikać, ale też nie lgnął do niej, jak to miał z innymi ludźmi. Przynajmniej nie, kiedy miał jakieś inne zajęcie i nie wyglądało to niezręcznie. Ich kontakt był... Trzeba to przyznać... Dość skomplikowany. Mimo to podniósł rękę i pomachał do niej, i chociaż był to gest jak każdy inny, wyglądał nieco bardziej pokornie, niż zwykle w jego wykonaniu. Nie oczekiwał odpowiedzi z jej strony, tylko skierował wzrok znowu na centrum wydarzeń.
Finta Mészáros
Re: Duża Sala Treningowa
Coro przyglądał się wszystkim, którzy się pojawili w sali. Owszem nie wiedział czego może się po nich spodziewać jednak miał nadzieję, że żaden student nie wpadnie na pomysł, aby drugiemu przysmażyć dupsko czy też dla zabawy poważnie zranić. Oczywiście widział takie akcje i zawsze się zastanawiał nad ich fenomenem. Wiedział, że nie wszyscy studenci muszą się lubić, a on na nieszczęście ustawiając sobie w myślach pary nie wziął tego pod uwagę jednakże zostawiał rozumowi młodych dorosłych to czy będą chcieli z nim stanąć w szranki czy też nie. Wysłuchał wszystkich po kolei i lekko się uśmiechnął widząc jak do sali wchodzi Cat. Miał okazję by podziwiać jej umiejętności jeździecki i doszedł do wniosku, że jest w tym świetna. No ale teraz ta umiejętność jej się na pewno nie przyda.
- Dobrze skoro wszyscy się już poznaliśmy i wiemy jakie są nasze powody, by stawić się na spotkaniu Klubu należałoby ustalić jakieś zasady. Otóż nie będę wam przytaczał wszystkich reguł jakie będą panować w tej sali na spotkaniach. Powiem tylko o najważniejszych. Każdy kto wejdzie na podest lub też w dniu dzisiejszym do wyrysowanego przed wami prostokąta będącego miejscem pojedynków jest zobowiązany do przestrzegania zasad dobrego wychowania. Chciałbym byście przed każdym starciem ukłonili się sobie oraz byście zwracali uwagę na to, kto jest z jakiego rocznika. Poza tym chociaż Klub Pojedynków jest rodzajem zajęć dodatkowych chciałbym byście o swoich nieobecnościach mnie powiadamiali. Jest mi to potrzebne do tego, aby móc ustalić jakiś grafik tudzież przygotować odpowiedni scenariusz zajęć. Jako, że jesteście po różnych szkołach magii i mam nadzieję, że podstawowe zaklęcia macie opanowane będziemy sobie utrudniać rzucanie w siebie zaklęciami. Na każdych zajęciach będę podawał zaklęcia lub grupę zaklęć z których nie możecie korzystać. Jeśli ktoś z was złamie ustalenia będzie musiał stanąć ze mną w szranki i tylko w takim wypadku zasady jakie ustaliliśmy na początku nie będą obowiązywały. Trzy takie ostrzeżenia lub kary będą skutkowały usunięciem z naszych spotkań na miesiąc. Jeśli będziecie chcieli wrócić wcześniej również czeka ich pojedynek ze mną. Jednak w nim będą musieli mnie pokonać, z tym, że za pokonanie Opiekuna uznaje się moment gdy po pięciu zaklęciach wymienionych pomiędzy sobą oponent stoi na nogach. Jeśli kogoś interesują wszystkie reguły jakie ustaliłem na spotkania Klubu Pojedynków będzie je mógł przeczytać w gablotce znajdującej się przy wyjściu z sali. Czy do tej pory jest wszystko jasne? – zapytał patrząc po twarzach studentów i wreszcie złowił wzrokiem tą osobę, która wyraziła zdanie na temat jego tatuaży. Chwilę się jej przyglądał i wreszcie do niego dotarło, że nie poznał jej imienia.
- Owszem zdaję sobie sprawę, że te malunki na moim ciele zostaną do końca życia. A co do ich wyglądu to muszę powiedzieć, że jestem z nich dumny. Poza tym one są pamiątkami po ważnych wydarzeniach w moim życiu. Także jeśli komuś one przeszkadzają będą musieli na nie patrzeć lub też mogą wyjść z tego pomieszczenia jeśli widok tatuażu jest dla nich gorszący. – powiedział i wyszczerzył białe, równe zęby w uśmiechu. Oczywiście nie chciał nikogo urazić lecz nie mógł też sobie pozwolić na to, by ktoś wyrażając swoje zdanie na temat jego malunków na ciele w jakikolwiek sposób go pouczał czy też pokazywał, że na ich temat wie więcej od Coro. Owszem brązowooki zdawał sobie sprawę, że ekspertem od robienia tatuaży nie jest jednak mając na swoim ciele zdaje sobie sprawę z konsekwencji jakie niesie za sobą ich noszenie.
- Zanim oddam wam głos mam dla was jeszcze dwie informacje. Otóż na dzisiejszych zajęciach nie będzie wam wolno używać zaklęć użytkowych za wyjątkiem Accio, Periculum oraz Finite. Mam nadzieję, że to będzie dla was zrozumiałe. A także zapewne chcecie poznać waszych przeciwników. Otóż w pierwszej parze zmierzą się ze sobą Finta Meszaros i Catrione MacCance. Druga para to Ichabod Cavendish Junior i Maude Morel. Trzecią parę tworzą Lucy Happymeal i Colette Tomiczny i jako ostatnie mierzyć się ze sobą będą Tallulach Rossreeve i Clotilde Coletti. Jeśli wszystko będzie dla was jasne zapraszam pierwszą parę do wejścia na pole pojedynków. Starcie kończy się gdy jeden z oponentów podda się używając do tego zaklęcia Periculum lub też nie będzie już w stanie rzucić żadnego zaklęcia. Mam nadzieję, że takie zasady są dla was zrozumiałe i nie będę musiał interweniować zbyt często w wasze pojedynki. Złamanie zasad skutkuje przerwaniem przeze mnie pojedynku, a każda osoba z pary staje ze mną w szranki. – zakończył swoją przemowę i spojrzał na studentów. Czy ja ich dobrze sparowałem? zapytał sam siebie w myślach. Miał też nadzieję, że nikt nie będzie miał żadnych obiekcji do dotychczasowych zasad i reguł.
- Dobrze skoro wszyscy się już poznaliśmy i wiemy jakie są nasze powody, by stawić się na spotkaniu Klubu należałoby ustalić jakieś zasady. Otóż nie będę wam przytaczał wszystkich reguł jakie będą panować w tej sali na spotkaniach. Powiem tylko o najważniejszych. Każdy kto wejdzie na podest lub też w dniu dzisiejszym do wyrysowanego przed wami prostokąta będącego miejscem pojedynków jest zobowiązany do przestrzegania zasad dobrego wychowania. Chciałbym byście przed każdym starciem ukłonili się sobie oraz byście zwracali uwagę na to, kto jest z jakiego rocznika. Poza tym chociaż Klub Pojedynków jest rodzajem zajęć dodatkowych chciałbym byście o swoich nieobecnościach mnie powiadamiali. Jest mi to potrzebne do tego, aby móc ustalić jakiś grafik tudzież przygotować odpowiedni scenariusz zajęć. Jako, że jesteście po różnych szkołach magii i mam nadzieję, że podstawowe zaklęcia macie opanowane będziemy sobie utrudniać rzucanie w siebie zaklęciami. Na każdych zajęciach będę podawał zaklęcia lub grupę zaklęć z których nie możecie korzystać. Jeśli ktoś z was złamie ustalenia będzie musiał stanąć ze mną w szranki i tylko w takim wypadku zasady jakie ustaliliśmy na początku nie będą obowiązywały. Trzy takie ostrzeżenia lub kary będą skutkowały usunięciem z naszych spotkań na miesiąc. Jeśli będziecie chcieli wrócić wcześniej również czeka ich pojedynek ze mną. Jednak w nim będą musieli mnie pokonać, z tym, że za pokonanie Opiekuna uznaje się moment gdy po pięciu zaklęciach wymienionych pomiędzy sobą oponent stoi na nogach. Jeśli kogoś interesują wszystkie reguły jakie ustaliłem na spotkania Klubu Pojedynków będzie je mógł przeczytać w gablotce znajdującej się przy wyjściu z sali. Czy do tej pory jest wszystko jasne? – zapytał patrząc po twarzach studentów i wreszcie złowił wzrokiem tą osobę, która wyraziła zdanie na temat jego tatuaży. Chwilę się jej przyglądał i wreszcie do niego dotarło, że nie poznał jej imienia.
- Owszem zdaję sobie sprawę, że te malunki na moim ciele zostaną do końca życia. A co do ich wyglądu to muszę powiedzieć, że jestem z nich dumny. Poza tym one są pamiątkami po ważnych wydarzeniach w moim życiu. Także jeśli komuś one przeszkadzają będą musieli na nie patrzeć lub też mogą wyjść z tego pomieszczenia jeśli widok tatuażu jest dla nich gorszący. – powiedział i wyszczerzył białe, równe zęby w uśmiechu. Oczywiście nie chciał nikogo urazić lecz nie mógł też sobie pozwolić na to, by ktoś wyrażając swoje zdanie na temat jego malunków na ciele w jakikolwiek sposób go pouczał czy też pokazywał, że na ich temat wie więcej od Coro. Owszem brązowooki zdawał sobie sprawę, że ekspertem od robienia tatuaży nie jest jednak mając na swoim ciele zdaje sobie sprawę z konsekwencji jakie niesie za sobą ich noszenie.
- Zanim oddam wam głos mam dla was jeszcze dwie informacje. Otóż na dzisiejszych zajęciach nie będzie wam wolno używać zaklęć użytkowych za wyjątkiem Accio, Periculum oraz Finite. Mam nadzieję, że to będzie dla was zrozumiałe. A także zapewne chcecie poznać waszych przeciwników. Otóż w pierwszej parze zmierzą się ze sobą Finta Meszaros i Catrione MacCance. Druga para to Ichabod Cavendish Junior i Maude Morel. Trzecią parę tworzą Lucy Happymeal i Colette Tomiczny i jako ostatnie mierzyć się ze sobą będą Tallulach Rossreeve i Clotilde Coletti. Jeśli wszystko będzie dla was jasne zapraszam pierwszą parę do wejścia na pole pojedynków. Starcie kończy się gdy jeden z oponentów podda się używając do tego zaklęcia Periculum lub też nie będzie już w stanie rzucić żadnego zaklęcia. Mam nadzieję, że takie zasady są dla was zrozumiałe i nie będę musiał interweniować zbyt często w wasze pojedynki. Złamanie zasad skutkuje przerwaniem przeze mnie pojedynku, a każda osoba z pary staje ze mną w szranki. – zakończył swoją przemowę i spojrzał na studentów. Czy ja ich dobrze sparowałem? zapytał sam siebie w myślach. Miał też nadzieję, że nikt nie będzie miał żadnych obiekcji do dotychczasowych zasad i reguł.
Coro Purdy
Re: Duża Sala Treningowa
Widząc uśmiech Coro lekko pomachała do niego ręką na przywitanie. Nie miała doświadczenia z prasą, której przedstawiciel najwidoczniej się znajdował na sali, i nie pomyślałaby nawet, że coś podobnego mogłoby się przerodzić w skandal, sporą sensację, o ile jedynie reporterzyna zwęszy trop. Drobny, nic nieznaczący gest dodać wymyślona wokół niego historyjka równa się często całkiem poważna sprzedaż numeru gazety. Pozostaje więc mieć nadzieję, że fotograf tropu nie złapie.
Nie dała po sobie poznać drobnego zdziwienia, słysząc jak ludzie nazywają Coro profesorem - w sumie mogła się tego domyślić. Nie ma na uniwersytetach po prostu nauczycieli, prawda? Chyba prawda. Z uwagą słuchała przedstawionych zasad. Wydawały się dość rozsądnie, nie nadmiernie surowe. Ludzie wokół mogliby mieć inne zdanie, ale ona była szaloną szkotką. Drobne przegięcia były na porządku dziennym.
Uśmiechnęła się pod nosem na rzeczową odpowiedź Coro, zakończoną jego uśmiechem, dotyczącą tatuaży. Elokwentnie zgasił panienkę.
Zanotowała w pamięci jakich zaklęć nie wolno było używać.
Finta Mészáros? Który to? Albo która...? Dlaczego tak wielu ludzi na tym uniwerku ma imiona, które pasowałyby obu płciom!? To mylące, będzie prowadzić do dziwnych sytuacji, przekonacie się jeszcze! Cat rzuciła Coro spojrzenie mówiące coś w stylu: „Nie po to stanęłam pod ścianą, żebyś mnie do pierwszej pary wrzucał!”. Odbiła się jednak od ściany o którą wspierała plecy, rozglądając się za tym/tą Fintą nieco bezradnie. Podrapała się koniuszkiem spiłowanego niemalże równie ze skórą paznokcia w nos, swoim zwyczajem, powoli występując na środek, sprężystym mimo tempa, krokiem.
Wysoko uniesiona broda, ciężki rudy warkocz kołysał się na czarnym tle t-shirtu. Przyjęła wyzwanie z radością czując drobny zastrzyk adrenaliny. Chciała być lepszą niż do tej pory wiedźmą, ale zwycięstwo było ważniejsze. Była głodna wygranych, ambitna bestia.
Wyciągnęła z kieszeni różdżkę, czekając na swojego oponenta.
Podejrzewała, że przegra, ale to tylko ją motywowało, żeby się postarać, przekroczyć własną granicę.
Nie dała po sobie poznać drobnego zdziwienia, słysząc jak ludzie nazywają Coro profesorem - w sumie mogła się tego domyślić. Nie ma na uniwersytetach po prostu nauczycieli, prawda? Chyba prawda. Z uwagą słuchała przedstawionych zasad. Wydawały się dość rozsądnie, nie nadmiernie surowe. Ludzie wokół mogliby mieć inne zdanie, ale ona była szaloną szkotką. Drobne przegięcia były na porządku dziennym.
Uśmiechnęła się pod nosem na rzeczową odpowiedź Coro, zakończoną jego uśmiechem, dotyczącą tatuaży. Elokwentnie zgasił panienkę.
Zanotowała w pamięci jakich zaklęć nie wolno było używać.
Finta Mészáros? Który to? Albo która...? Dlaczego tak wielu ludzi na tym uniwerku ma imiona, które pasowałyby obu płciom!? To mylące, będzie prowadzić do dziwnych sytuacji, przekonacie się jeszcze! Cat rzuciła Coro spojrzenie mówiące coś w stylu: „Nie po to stanęłam pod ścianą, żebyś mnie do pierwszej pary wrzucał!”. Odbiła się jednak od ściany o którą wspierała plecy, rozglądając się za tym/tą Fintą nieco bezradnie. Podrapała się koniuszkiem spiłowanego niemalże równie ze skórą paznokcia w nos, swoim zwyczajem, powoli występując na środek, sprężystym mimo tempa, krokiem.
Wysoko uniesiona broda, ciężki rudy warkocz kołysał się na czarnym tle t-shirtu. Przyjęła wyzwanie z radością czując drobny zastrzyk adrenaliny. Chciała być lepszą niż do tej pory wiedźmą, ale zwycięstwo było ważniejsze. Była głodna wygranych, ambitna bestia.
Wyciągnęła z kieszeni różdżkę, czekając na swojego oponenta.
Podejrzewała, że przegra, ale to tylko ją motywowało, żeby się postarać, przekroczyć własną granicę.
Catriona MacCance
Re: Duża Sala Treningowa
Dla Finty wszystko, co powiedział Coro, było zrozumiałe. Może i sam zorganizowałby całość inaczej, ale nie o to pytał prowadzący, więc grzecznie i z zapałem pokiwał głową.
Powstrzymał się od głośnej reakcji na dalszy ciąg wymiany zdań pomiędzy profesorem a Lucy, ale przyszło mu to z trudem. Nic nie mógł poradzić na to, że w takich sytuacjach najchętniej wyjąłby popcorn i oglądał je z zapałem, z jakim mugole wpatrują się w ekrany telewizorów. To było lepsze niż teatr! Drama na żywo! Aż trochę się zmartwił, kiedy Coro zakomunikował, że należy on do pierwszej pary (mógł nie dosłyszeć reakcji koleżanki z WME, a bardzo by tego żałował), ale szybko się zreflektował - w końcu miał coś robić, a przecież po to się tu wybrał. Poprawił kołnierzyk - tak, miał na sobie koszulę, nie ubrał nic bardziej wygodnego do pojedynków - i zadowolony wszedł na wyznaczone do starcia miejsce.
To, że nie mogli używać zaklęć użytkowych, znacząco ograniczało mu pole do popisu. Sam przed sobą przyznawał, że pojedynkowicz był z niego marny, a przy takim obrocie spraw będzie musiał walić kilkoma czarami w kółko. Nie myślał o tym jednak zbyt długo, bo zobaczył, z kim przyszło mu się zmierzyć. Zamiast skupić się na zadaniu, uśmiechnął się szarmancko.
- Nie mam pojęcia, jak to się stało - powiedział do stojącej przed nim dziewczyny - ale chyba nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać. Finta Mészáros - ukłonił się z jedną ręką za plecami, a drugą, już trzymającą różdżkę (właściwie kiedy ona się tam znalazła?), przyciskając do piersi. Popatrzył na Cat z dołu. - Bardzo mi miło.
Wyprostował się i stanął w odpowiednim miejscu. Zachowywał się trochę teatralnie, ale widać było, że taki ma sposób bycia, nie robi tego na potrzebę chwili. Był zachwycony, że wyszedł na środek jako pierwszy - pierwszych pamięta się z reguły najbardziej. Nie przełożył gogli na oczy, wciąż miał je założone na czoło. Generalnie - nie wyglądał jak ktoś, kto zbiera się do ataku.
Powstrzymał się od głośnej reakcji na dalszy ciąg wymiany zdań pomiędzy profesorem a Lucy, ale przyszło mu to z trudem. Nic nie mógł poradzić na to, że w takich sytuacjach najchętniej wyjąłby popcorn i oglądał je z zapałem, z jakim mugole wpatrują się w ekrany telewizorów. To było lepsze niż teatr! Drama na żywo! Aż trochę się zmartwił, kiedy Coro zakomunikował, że należy on do pierwszej pary (mógł nie dosłyszeć reakcji koleżanki z WME, a bardzo by tego żałował), ale szybko się zreflektował - w końcu miał coś robić, a przecież po to się tu wybrał. Poprawił kołnierzyk - tak, miał na sobie koszulę, nie ubrał nic bardziej wygodnego do pojedynków - i zadowolony wszedł na wyznaczone do starcia miejsce.
To, że nie mogli używać zaklęć użytkowych, znacząco ograniczało mu pole do popisu. Sam przed sobą przyznawał, że pojedynkowicz był z niego marny, a przy takim obrocie spraw będzie musiał walić kilkoma czarami w kółko. Nie myślał o tym jednak zbyt długo, bo zobaczył, z kim przyszło mu się zmierzyć. Zamiast skupić się na zadaniu, uśmiechnął się szarmancko.
- Nie mam pojęcia, jak to się stało - powiedział do stojącej przed nim dziewczyny - ale chyba nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać. Finta Mészáros - ukłonił się z jedną ręką za plecami, a drugą, już trzymającą różdżkę (właściwie kiedy ona się tam znalazła?), przyciskając do piersi. Popatrzył na Cat z dołu. - Bardzo mi miło.
Wyprostował się i stanął w odpowiednim miejscu. Zachowywał się trochę teatralnie, ale widać było, że taki ma sposób bycia, nie robi tego na potrzebę chwili. Był zachwycony, że wyszedł na środek jako pierwszy - pierwszych pamięta się z reguły najbardziej. Nie przełożył gogli na oczy, wciąż miał je założone na czoło. Generalnie - nie wyglądał jak ktoś, kto zbiera się do ataku.
Finta Mészáros
Re: Duża Sala Treningowa
Och, kolega teatralny, hę? Właściwie to jak miała się ukłonić? Wcześniej nie brała udziału w podobnych aktywnościach a efektem wychowywania się na odciętej od większości świata przez całe wieki wyspie była umiejętność dygania. Na kilka sposobów. Jednakże, jakby podbudowana przyjacielskim, nieco niezwykłym, zachowaniem swojego przeciwnika, skrzyżowała nogi i ugięła kolana dygając elegancko, wolną dłonią unosząc poły niewidzialnej sukni, dłoń z różdżką przykładając do serca, spuszczając skromnie wzrok ku podłodze. Jak się bawić, to się bawić, prawda? Najgorsze, co można zrobić, stojąc przed tłumem, to zachować się jak lama nie wiedząca gdzie ma nogi a gdzie grzbiet. Na całe szczęście spontaniczne, pewne siebie reakcje zakodowane były w charakterze Mori od urodzenia.
-Catriona Morrigan MacCance. Mi również miło- przedstawiła się pełną formą dwóch imion i nazwiska klanowego, odwzajemniając uśmiech.
Zdaje się, że byli idealną na sam początek parą oponentów - może niezbyt doświadczeni, ale brakowało im tremy towarzyszącej staniu pośród tłumu wlepiającego w nich oczy. Zapowiadał się interesujący spektakl. Brakowało popcornu, tym razem jednak nie Fincie.
Odeszła parę kroków w tył, uznając, że dygnięcie starczy za ukłon, przygotowała różdżkę. Wprawne oko mogłoby wyłowić w jej uchwycie na różdżce przygięty kciuk, jakby uchylała go przed niewidzialnym jelcem, wolną rękę gotową do balansowania przy fizycznych próbach uskoczenia przed zaklęciem. Właściciel wprawnego oka już teraz mógłby domyślić się, że Cat znacząco mocniej ufa własnej fizycznej sprawności w czasie pojedynku, niż swoim umiejętnościom obrony za pomocą czarów.
Dobra, to jak zaczynają? Ktoś da im znak? Czy mają po prostu od razu zacząć walić w siebie zaklęciami? Nie mając pewności, wolała na razie się powstrzymać - brak jej było ochoty pojedynkować się z Coro w ramach kary za złamanie zasad. Gotowa była jednak na ewentualną obronę.
-Catriona Morrigan MacCance. Mi również miło- przedstawiła się pełną formą dwóch imion i nazwiska klanowego, odwzajemniając uśmiech.
Zdaje się, że byli idealną na sam początek parą oponentów - może niezbyt doświadczeni, ale brakowało im tremy towarzyszącej staniu pośród tłumu wlepiającego w nich oczy. Zapowiadał się interesujący spektakl. Brakowało popcornu, tym razem jednak nie Fincie.
Odeszła parę kroków w tył, uznając, że dygnięcie starczy za ukłon, przygotowała różdżkę. Wprawne oko mogłoby wyłowić w jej uchwycie na różdżce przygięty kciuk, jakby uchylała go przed niewidzialnym jelcem, wolną rękę gotową do balansowania przy fizycznych próbach uskoczenia przed zaklęciem. Właściciel wprawnego oka już teraz mógłby domyślić się, że Cat znacząco mocniej ufa własnej fizycznej sprawności w czasie pojedynku, niż swoim umiejętnościom obrony za pomocą czarów.
Dobra, to jak zaczynają? Ktoś da im znak? Czy mają po prostu od razu zacząć walić w siebie zaklęciami? Nie mając pewności, wolała na razie się powstrzymać - brak jej było ochoty pojedynkować się z Coro w ramach kary za złamanie zasad. Gotowa była jednak na ewentualną obronę.
Catriona MacCance
Re: Duża Sala Treningowa
Coro nie wstał nawet gdy na wyrysowane przez niego pole wyszła Cat. Wiedział, że pojedynek się jeszcze nie zaczął więc był w miarę bezpieczny. Obserwował dziewczynę w momencie gdy szła we wskazane miejsce i gdy tylko ich wzrok się spotkał posłał jej uspokajający uśmiech. Czemu to zrobił, w sumie nie wiedział. Być może chciał jej dodać otuchy. W końcu doskonale pamiętał swój pierwszy pojedynek i to z jakim wielkim stresem się wówczas zmagał jednak choć wówczas przegrał wyciągnął z tego wnioski i wiedział jak podnosić na duchu innych. Po czym gdy na polu pojedynkowym pojawił się Finta, Coro z aprobatą skinął głową widząc zachowanie chłopaka. Po czym sam wstał i odszedł kilkanaście kroków od pola pojedynkowego.
- Catrione, Finta zaczynajcie. Pamiętajcie jakich zaklęć nie wolno wam używać i jakie zaklęcia pozwalają wam skończyć pojedynek. Poczekajcie aż wasi koledzy odsuną się pod ścianę i zaczynajcie. – powiedział i spojrzał na resztę grupy oraz na Główną Magomedyk czy była gotowa. Teraz nie było już odwrotu. Trzeba było powiedzieć „b” skoro wczoraj w dziekanacie powiedział „a”. Po czym zwrócił się do pozostałych studentów.
- Proszę odsuńcie się pod ścianę. Tam was żadne zaklęcie dwójki walczących nie powinno trafić jednak różdżki miejcie w pogotowiu gdyby jednak coś poszło nie tak. – powiedział i sam wyjął swój magiczny patyczek z pokrowca na ramieniu. Po czym odszedł na około trzydzieści kroków od pola walki i skinął głową Cat i Fincie.
- Pojedynek pomiędzy Catrione MacCance i Fintą Meszarosem uważam za rozpoczęty. – powiedział odrobinę silniejszym głosem. Lecz nie wzmocnił go magią. Po prostu użył odrobinę więcej siły, by zakomunikować dwójce walczących, że mogą ciskać zaklęcia w stronę swojego oponenta.
- Catrione, Finta zaczynajcie. Pamiętajcie jakich zaklęć nie wolno wam używać i jakie zaklęcia pozwalają wam skończyć pojedynek. Poczekajcie aż wasi koledzy odsuną się pod ścianę i zaczynajcie. – powiedział i spojrzał na resztę grupy oraz na Główną Magomedyk czy była gotowa. Teraz nie było już odwrotu. Trzeba było powiedzieć „b” skoro wczoraj w dziekanacie powiedział „a”. Po czym zwrócił się do pozostałych studentów.
- Proszę odsuńcie się pod ścianę. Tam was żadne zaklęcie dwójki walczących nie powinno trafić jednak różdżki miejcie w pogotowiu gdyby jednak coś poszło nie tak. – powiedział i sam wyjął swój magiczny patyczek z pokrowca na ramieniu. Po czym odszedł na około trzydzieści kroków od pola walki i skinął głową Cat i Fincie.
- Pojedynek pomiędzy Catrione MacCance i Fintą Meszarosem uważam za rozpoczęty. – powiedział odrobinę silniejszym głosem. Lecz nie wzmocnił go magią. Po prostu użył odrobinę więcej siły, by zakomunikować dwójce walczących, że mogą ciskać zaklęcia w stronę swojego oponenta.
Coro Purdy
Re: Duża Sala Treningowa
Prawdopodobnie gdyby na ich prowizorycznym "podeście" był teraz ktoś inny, zaklęcia już zdążyłyby polecieć w kilku kierunkach. Wyglądało na to, że stojąca naprzeciw siebie dwójka dobrze trafiła, przychodząc na klub pojedynków - istniała jakaś możliwość, że w trakcie trwania semestru poprawi się im umiejętność podjęcia walki. O poziomie, który dopiero mieli sobą zaprezentować, nie wspominając.
- Co za miły początek pojedynku...! - Powiedział do Catriony rozbawiony i obejrzał się na odchodzących bliżej ściany studentów. Musiał przyznać, że nie tego się spodziewał. Takie akcje kojarzyły mu się ze szczurzą rywalizacją i pchaniem się do zwycięstwa, czasem wbrew regułom. A tu taka kultura! Podniósł różdżkę i popatrzył na swoją rywalkę, jakby szukając porozumienia i potwierdzenia, że jest przygotowana na atak. Teoretycznie powinien zacząć jak najszybciej, szukać elementu zaskoczenia, próbować wpływać na oponenta psychologicznie, stwarzać wrażenie trudnego przeciwnika, ale...
Jakoś nie potrafił się wczuć. Przecież to była tak naprawdę walka na niby. No ale nic, po pierwszym zaklęciu może będzie łatwiej.
Nie czekając już dłużej na nic (reszta chyba zasnęłaby w końcu z nudów) zaatakował najbardziej podstawowym zaklęciem, jakie przyszło mu do głowy.
- Expeliarmus!
[Expeliarmus - od 51 na kości powodzenie; +1 za rok; +2 ofensywne; +1 defensywne]
- Co za miły początek pojedynku...! - Powiedział do Catriony rozbawiony i obejrzał się na odchodzących bliżej ściany studentów. Musiał przyznać, że nie tego się spodziewał. Takie akcje kojarzyły mu się ze szczurzą rywalizacją i pchaniem się do zwycięstwa, czasem wbrew regułom. A tu taka kultura! Podniósł różdżkę i popatrzył na swoją rywalkę, jakby szukając porozumienia i potwierdzenia, że jest przygotowana na atak. Teoretycznie powinien zacząć jak najszybciej, szukać elementu zaskoczenia, próbować wpływać na oponenta psychologicznie, stwarzać wrażenie trudnego przeciwnika, ale...
Jakoś nie potrafił się wczuć. Przecież to była tak naprawdę walka na niby. No ale nic, po pierwszym zaklęciu może będzie łatwiej.
Nie czekając już dłużej na nic (reszta chyba zasnęłaby w końcu z nudów) zaatakował najbardziej podstawowym zaklęciem, jakie przyszło mu do głowy.
- Expeliarmus!
[Expeliarmus - od 51 na kości powodzenie; +1 za rok; +2 ofensywne; +1 defensywne]
Finta Mészáros
Re: Duża Sala Treningowa
The member 'Finta Mészáros' has done the following action : Rzut kostką
'k100' : 91
'k100' : 91
Mistrz Gry
Re: Duża Sala Treningowa
Parsknęła krótkim śmiechem na uwagę o miłym początku - miło było, racja. Ale czy na pewno powinno być miło? Najwidoczniej trafił swój na swego. Być może dzięki temu oboje wyjdą z tego całkowicie bez szwanku fizycznego, choć z godnością przegranego może być gorzej. Zgodnie z Fintą odczekała, aż będzie pusto, po czym skinęła mu lekko głową na znak, że mogą zaczynać.
I zaczęli.
Od rozbrojenia.
-Protego!- machnęła różdżką, ale nim zdążyła skończyć nieskutecznie rzucać zaklęcie, magiczny kijek wyrwał jej się gwałtownie z ręki i poleciał... gdzieś, lądując w bliżej nieokreślonym miejscu.
I tyle by było, jeśli chodzi o lojalność różdżek.
-A Dhia- syknęła pod nosem w gaelic nim różdżka zdążyła w pełni opuścić dłoń.
Zaklęcie odrzuciło ją też w tył, choć utrzymała się na nogach.
Pozbawiona magii mogła liczyć tylko na własne sprawne ciało. Rzuciła się w przód, przetoczyła przez ramię, znacznie zmniejszając odległość do Finty - dzięki bogom za sprawność fizyczną. Wprost z przewrotu skoczyła wprost na nogi, podczas przewrotu podginając jedną z nóg, by ułatwić sobie wstawanie. Klucząc jak łania, dwoma czy trzema dziwnymi skokami na boki, żeby utrudnić wycelowanie w siebie, zbliżyła się do Finty. Nikt nie zabronił przemocy fizycznej, prawda? Prawda?
Pchnęła silnie jego ramię, podcinając chłopaka jedną z nóg w celu przewrócenia go na ziemię. Znała swoją siłę dziewczyny ciężko fizycznie pracującej i czerpiącej z tego satysfakcję, a Finta na najbardziej z umięśnionych nie wyglądał. Trzymajcie kciuki!
I zaczęli.
Od rozbrojenia.
-Protego!- machnęła różdżką, ale nim zdążyła skończyć nieskutecznie rzucać zaklęcie, magiczny kijek wyrwał jej się gwałtownie z ręki i poleciał... gdzieś, lądując w bliżej nieokreślonym miejscu.
I tyle by było, jeśli chodzi o lojalność różdżek.
-A Dhia- syknęła pod nosem w gaelic nim różdżka zdążyła w pełni opuścić dłoń.
Zaklęcie odrzuciło ją też w tył, choć utrzymała się na nogach.
Pozbawiona magii mogła liczyć tylko na własne sprawne ciało. Rzuciła się w przód, przetoczyła przez ramię, znacznie zmniejszając odległość do Finty - dzięki bogom za sprawność fizyczną. Wprost z przewrotu skoczyła wprost na nogi, podczas przewrotu podginając jedną z nóg, by ułatwić sobie wstawanie. Klucząc jak łania, dwoma czy trzema dziwnymi skokami na boki, żeby utrudnić wycelowanie w siebie, zbliżyła się do Finty. Nikt nie zabronił przemocy fizycznej, prawda? Prawda?
Pchnęła silnie jego ramię, podcinając chłopaka jedną z nóg w celu przewrócenia go na ziemię. Znała swoją siłę dziewczyny ciężko fizycznie pracującej i czerpiącej z tego satysfakcję, a Finta na najbardziej z umięśnionych nie wyglądał. Trzymajcie kciuki!
Ostatnio zmieniony przez Catriona MacCance dnia Wto Mar 14, 2017 9:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
Catriona MacCance
Re: Duża Sala Treningowa
The member 'Catriona MacCance' has done the following action : Rzut kostką
'k100' : 47
'k100' : 47
Mistrz Gry
Re: Duża Sala Treningowa
The member 'Catriona MacCance' has done the following action : Rzut kostką
'k100' : 17
'k100' : 17
Mistrz Gry
Sponsored content
Strona 2 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
:: Międzynarodowy Uniwersytet Magii i Czarodziejstwa “Veneficium” :: Wydział Obrony Przed Czarną Magią i Transmutacji :: ♦ Budynek A
Strona 2 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach