Pomnik Percivala F.
Strona 1 z 1 • Share
Pomnik Percivala F.
Chociaż nikt już dzisiaj nie pamięta kim był Percival F. i jak właściwie miał na nazwisko - zdobiące posąg litery odpadły wiele lat temu - jego wykonany z brązu posąg wciąż stoi przy głównej drodze i podpierając się laseczką łypie złowrokim, ciut nieprzytomnym wzrokiem na przechodniów.
- Legenda pomnika:
- Kim był Percival F.? Czym zasłużył sobie na własny pomnik? I jeśli dokonał wielkich czynów, to dlaczego nikt nie pamięta już jakich? Och, gdyby tylko nie poodpadały literki na postumencie! Teraz już bardzo niewielu pamięta starą legendę, zdawałoby się, nieprzyjemnego staruszka z laską. Historię z jego dawnych lat, którą jeszcze długo przekazywano z ust do ust, chociaż głównie na pogrzebach...
Dawno, dawno temu żył sobie pewien młodzieniec jakich wielu. Percival, gdyż tak ów utalentowany czarodziej miał na imię, żył w malutkim miasteczku położonym dobry kawał ziemi stąd, ciesząc się życiem z przepiękną ukochaną u boku. Nic nie zapowiadało tego co miało się wydarzyć.
Pewnej letniej nocy Percival nie mógł zasnąć. Miał złe przeczucia, chociaż nie był pewien co mogą one oznaczać. Nie mogąc wyleżeć dłużej w łóżku, wymknął się z domu i przeszedł na długi spacer, jak zawsze w takich chwilach kierując krok ku posiadłości ukochanej Elizabeth. Czarownica, której rodzice byli ludźmi zamożnymi i bardzo szanowanymi, wbrew przestrogom lubiła pozostawiać okno sypialni szeroko otwarte, właśnie na wypadek wizyty ukochanego. Tym jednak razem to nie Percival wszedł po oplecionej bluszczem kracie i wskoczył do pokoju młodej wiedźmy. Zanim zdążył pokonać choćby połowę drogi, wrogowie tej zamożnej rodziny, a według innej wersji - zwyczajni bandyci, włamali się do posiadłości i wzniecili pożar. Wszystkim udało się w porę uciec, poza biedną Elizabeth, która w szarpaninie z napastnikami straciła przytomność.
Percival nie mógł się z tym pogodzić. Gdyby tylko dotarł na miejsce wcześniej! Albo gdyby wcale nie odwiedzał jej nocami! I pomimo, iż sprawców złapano i stracono, on dalej czuł pustkę w sercu. Wyrzuty sumienia oraz żal doprowadzały go do szaleństwa. Życzliwi mu ludzie przestrzegali go przed pochopnym działaniem, gdyż temu co raz umarło należy pozwolić spoczywać w pokoju, ale mimo to młodzieniec poprzysiągł znaleźć sposób na ożywienie ukochanej i z tą myślą wyruszył w świat.
Po przejściu wielu mil, tak daleko jak jeszcze nikt nigdy nie dotarł, zmęczony czarodziej trafił przed tajemny las. Mówiono, że jest zasiedlony przez stwory spotkania z którymi nikt jeszcze nie przeżył. Podobno ten kto raz wszedł do lasu, już nigdy go nie opuszczał, a próba przelecenia nad nim na miotle kończyła się dziwnymi wypadkami, zawsze śmiertelnymi. Wszystko w niebie i na ziemi mówiło, iż złym pomysłem byłoby zapuszczanie się w te rejony, lecz dla człowieka, który wszystko stracił, nie było już nic strasznego na tym świecie. Nieprzejęty niczym Percival po raz kolejny nie usłuchał dobrych rad i z wysoko uniesioną głową ruszył prosto przez las, wprost na spotkanie z przeznaczeniem.
Szedł tak i szedł, a zdawało się jakby wcale się nie ruszał z miejsca. Okolica zawsze wyglądała tak samo - każde drzewo było identyczne, a przez liściaste korony nie widać było nieba, więc nie sposób było określić upływu czasu. Za jedyne źródło światła mając koniec własnej różdżki, młodzieniec wędrował zdawałoby się całe lata, ku własnemu zdziwieniu nigdy nie czując zmęczenia, głodu czy pragnienia. Równie dobrze mógł okazać się dawno martwym i wcale tego nie zauważyć.
"Lecz we śmierci połączyłbym się z Elizabeth." przekonywał się czarodziej, niestrudzenie brnąc przed siebie. Jego wytrwałość nagrodziła w końcu brama, a za nią stary zamek, który choć ogromny, szczelnie okrywały liście drzew, jakby chroniąc przed dojrzeniem z nieboskłonu. W zamku, który w środku wyglądał jak nowy, mieszkali tylko bardzo smutny król i jego śliczna żona, królowa.
"Nie masz tu czego szukać." rzekł król smętnym tonem, gdy tylko doczekał się Percivala, który pchnięty ciekawością począł zwiedzać zamek.
"Nie ma tu kosztowności, ani nawet szczęścia. Jeno żałość, ale tej nikt przecież nie chce." dokończył i chwycił dłoń królowej. Ta nawet nie drgnęła, tylko trwała niczym posąg, wyprostowana i na wieczność uśmiechnięta, usadzona na swym tronie ze wzrokiem nieprzytomnym i pustym.
"Kiedyś były tu bogactwa." kontynuował król, widząc, iż młodzieniec nie zbiera się do odejścia.
"Mieliśmy poddanych i wierną służbę. Wszystkim żyło się jak w bajce. Niestety, pewnego razu, gdy wybrałem się z królową na wycieczkę, zaatakowała nas bestia. Udało się nam uciec, lecz stwór zdołał wpierw ją trafić. Zatruty pazur przeszył jej serce i chociaż zdawało się, że przeżyła, już nigdy nie była taka sama. Poddani nie mogli jej znieść i odeszli. Służba też. W końcu zostaliśmy tylko we dwoje... Być może też powinienem odejść, ale nie potrafiłbym jej tu zostawić."
Skończywszy swą ponurą opowieść, król pogładził żonę po policzku. Starał się uśmiechać, lecz widać było, że cierpi. Percival rozumiał jego ból. Pomimo, iż królowa przeżyła, wewnętrznie była martwa. Jedynym co różniło ją od Elizabeth było ciało, lecz te tylko przypominało jak wiele się straciło i nie pozwalało skupić na poszukiwaniu pomocy. Wiedząc, iż król sam nie może opuścić boku małżonki, Percival rzekł:
"Na pewno jest sposób by ją uratować. Znajdę go i przywrócę jej życie. Jej i Elizabeth." przyrzekłszy to, wybiegł z zamku i pędem ruszył z powrotem do lasu. Chciał znaleźć bestię odpowiedzialną za chorobę królowej, przekonany, że tylko te samo stworzenie, które doprowadziło do wypadku może odwrócić to co uczyniło. Lecz zamiast bestii, na drodze stanęła mu Śmierć.
"Głupcze, wciąż nie rozumiesz? Ze stratą trzeba się pogodzić - taka jest kolej rzeczy na tym świecie. Nawet wielcy i ważni kiedyś giną i nie ma na to ratunku."
W tej chwili las się rozświetlił i przed oczami młodego czarodzieja stanęła ruina zamku. Przez resztki ścian dało się dojrzeć coś co jeszcze moment temu było salą tronową. Na dwóch tronach dało się dostrzec jakby znajome postaci - pierwszy zajmował sędziwy staruszek z ciężką koroną na siwej głowie, którego twarz tonęła w zmarszczkach, zaś długa broda owijała się wokół stóp. Na drugim spoczywał szkielet - wiecznie uśmiechnięty, o pustych oczodołach, odziany w długą, pięknie zdobioną suknię.
"Nie odzyskasz jej, ale możesz sam stracić życie próbując tego dokonać, lub zmarnować je żyjąc przeszłością. Mam już dosyć takich dusz jak twoja. Posłuchaj mego ostrzeżenia, gdyż niewielu je otrzymuje."
Świat zawirował, a kiedy Percival znowu otworzył oczy, był na skraju lasu, wychudzony i wycieńczony, lecz żywy. W dłoni wciąż ściskał różdżkę, której koniec jarzył się magicznym światłem.
Czy spotkanie ze Śmiercią zdarzyło się naprawdę czy może był to tylko sen zbłąkanego wędrowca na skraju wytrzymania? I co stało się z królem? Tego nikt nigdy się nie dowiedział, nawet sam Percival, który wziął sobie do serca to co od początku próbowano mu powiedzieć. Pogodzony z losem poświęcił się pomaganiu innym i przestrzeganiu każdego kto tylko zechciał go słuchać. Z czasem jego historie, z każdym razem jak je opowiadał - coraz barwniejsze, przeszły do legendy tak jak i on sam. A pomnik? Cóż, możliwe, że natchnął kogoś do uwiecznienia go w kamieniu by po wieki przypominał kolejnym pokoleniom to o czym uwielbiał mówić aż po kres swych dni - jak kruche potrafi być życie i jak ostateczna, nieodwracalna jest śmierć.
Spisana przez Remiego Thibaulda.
Veneficium
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach