Pokój zebrań
Strona 1 z 1 • Share
Pokój zebrań
Spora sala, który służy za pokój konferencyjny dla profesorów oraz pracowników gmachu biblioteki. Omawiane są tutaj sprawy bezpieczeństwa, współpracy międzyuczelnianej oraz międzynarodowej, kwestie zatrudnień oraz zwolnień oraz nowych rozwiązań i ewolucji uczelni. Omawia się tutaj również wybryki studentów oraz ich skargi i zażalenia.
Znajduje się w nim okrągły stół, obsadzony dokładnie tyloma miękkimi krzesłami, ilu pracowników umysłowych znajduje się aktualnie w uczelni. Poza nim w rogu sali stoi stolik zasłany ciastkami, uzupełniany wprost ze stołówkowej kuchni, ekspres do kawy oraz misa z owocami.
Znajduje się w nim okrągły stół, obsadzony dokładnie tyloma miękkimi krzesłami, ilu pracowników umysłowych znajduje się aktualnie w uczelni. Poza nim w rogu sali stoi stolik zasłany ciastkami, uzupełniany wprost ze stołówkowej kuchni, ekspres do kawy oraz misa z owocami.
Veneficium
Re: Pokój zebrań
Samantha Nyeste była kobietą o łagodnym głosie i szorstkim usposobieniu – kompletną przeciwnością jej męża, Luciela. Dlatego wszelkie dokumenty, które miała ze sobą – w tym i przepisane akta przesłuchiwanego studenta – miała przypięte srebrną klamrą do specjalnej deseczki, by przez cały czas przesłuchań mieć do nich wygodne dojście. Notować miało za nią samopiszące pióro, lewitujące sobie póki co w bezruchu nad notatnikiem po drugiej stronie stołu, by nie odciągać uwagi przepytywanego, od jego gospodyni.
Kobieta odgarnęła na jedno ramię zgrabnie upięte, złote pukle i poprawiła marszczącą się na udach, granatową, ołówkową spódnicę. Biała, bufiasta koszula z gustownym żabotem na szczęście nie wymagała takich poprawek. Kobieta otworzyła kluczem pokój i drugi już raz dnia dzisiejszego wkroczyła do środka – jej dotychczas słyszane na korytarzach obcasy umilkły zduszone przez miękką, ciemno-turkusową wykładzinę. Czarownica urwanym machnięciem różdżki włączyła magiczny ekspres do kawy i zasiadła przy stole. Przy okazji drewniane drzwiczki jednej z komód otworzyły się i z wnętrza wyleciały dwie filiżanki, które podjechały pod ekspres i czekały aż kawa zmieli się i połączy z wodą. Kolejne machnięcie drewnianym badylem sprawiło, że prawie wszystkie krzesła wysunęły się spod stołu i zostały ułożone po dwie po ścianą. Takim sposobem dostępne były już tylko dwa siedziska: to które zajmowała pracowniczka Ministerstwa, oraz jedno znajdujące się dokładnie naprzeciwko niej.
Powoli dochodziła osiemnasta.
Kobieta odgarnęła na jedno ramię zgrabnie upięte, złote pukle i poprawiła marszczącą się na udach, granatową, ołówkową spódnicę. Biała, bufiasta koszula z gustownym żabotem na szczęście nie wymagała takich poprawek. Kobieta otworzyła kluczem pokój i drugi już raz dnia dzisiejszego wkroczyła do środka – jej dotychczas słyszane na korytarzach obcasy umilkły zduszone przez miękką, ciemno-turkusową wykładzinę. Czarownica urwanym machnięciem różdżki włączyła magiczny ekspres do kawy i zasiadła przy stole. Przy okazji drewniane drzwiczki jednej z komód otworzyły się i z wnętrza wyleciały dwie filiżanki, które podjechały pod ekspres i czekały aż kawa zmieli się i połączy z wodą. Kolejne machnięcie drewnianym badylem sprawiło, że prawie wszystkie krzesła wysunęły się spod stołu i zostały ułożone po dwie po ścianą. Takim sposobem dostępne były już tylko dwa siedziska: to które zajmowała pracowniczka Ministerstwa, oraz jedno znajdujące się dokładnie naprzeciwko niej.
Powoli dochodziła osiemnasta.
Mistrz Gry
Re: Pokój zebrań
Był gotowy do wyjścia długo przed wyznaczoną godziną. Zwykle miał czas wypchany po brzegi wszelkimi zajęciami, tym razem jednak zorganizował sobie dzień tak, żeby nikt nie zauważył jego dłuższego zniknięcia. Nie było to trudne - wszyscy byli przyzwyczajeni, że jest czymś zajęty, więc na pewno wychodzili z założenia, że po prostu wpadł na kolejny głupi genialny pomysł.
Fincie jakiś czas zajęło, zanim sam się zorientował, że stresuje się czekającą go rozmową. Zwykle się nie stresował. I chociaż wiedział, że nic złego nie zrobił, to gdzieś w środku kłuło go przeczucie, że może zostać obarczony winą za bezmyślne rzucanie czarami podczas magicznej burzy. A to może przyczynić się do... Nie, nie mógł tak myśleć. Przecież nie miał się czego bać, przecież nikt nawet nie ucierpiał.
Mimo to już godzinę przed przesłuchaniem nie miał nic do roboty. Od rana wyglądał nienagannie, więc nie bardzo miał czym się zająć. Nakarmił swoją ukradzioną ośmiorniczkę. Szturchnął sowę, żeby zobaczyć, czy na pewno żyje, bo wyglądała jak wypchana. Poturlał w palcach różdżkę, poprzeglądał swoje notatki, dorysował serduszka przy tych kilku informacjach o zaklęciach wybiórczej utraty pamięci, które pomimo zakazu udało mu się wyrwać Jensenowi, zanim ten zniknął. Potem wyszedł. Złapał jeszcze gogle i naciągnął na czoło. Sprawiały, że czuł się lepiej.
Starał się nie przyjść przed czasem, ale nie wiedział czy mu się udało, kiedy wchodził do pomieszczenia. Zapukał uprzejmie i wychylił się zza drzwi, obdarzając obecną w środku kobietę - zapewne panią Nyeste, która pisała do niego list - swoim zwykłym, szerokim uśmiechem. Nie zdradzał po sobie najmniejszych oznak stresu. Kiedy zaczął rozmowę prawie udało mu się o nim zapomnieć.
- Dzień dobry! Nie jestem za wcześnie? - Nie miał wielkiego wyboru, jeśli chodziło o miejsce do siedzenia. Odsunął sobie jedyne dostępne krzesło i usiadł. - Finta Mészáros, dostałem wezwanie na godzinę osiemnastą.
Fincie jakiś czas zajęło, zanim sam się zorientował, że stresuje się czekającą go rozmową. Zwykle się nie stresował. I chociaż wiedział, że nic złego nie zrobił, to gdzieś w środku kłuło go przeczucie, że może zostać obarczony winą za bezmyślne rzucanie czarami podczas magicznej burzy. A to może przyczynić się do... Nie, nie mógł tak myśleć. Przecież nie miał się czego bać, przecież nikt nawet nie ucierpiał.
Mimo to już godzinę przed przesłuchaniem nie miał nic do roboty. Od rana wyglądał nienagannie, więc nie bardzo miał czym się zająć. Nakarmił swoją ukradzioną ośmiorniczkę. Szturchnął sowę, żeby zobaczyć, czy na pewno żyje, bo wyglądała jak wypchana. Poturlał w palcach różdżkę, poprzeglądał swoje notatki, dorysował serduszka przy tych kilku informacjach o zaklęciach wybiórczej utraty pamięci, które pomimo zakazu udało mu się wyrwać Jensenowi, zanim ten zniknął. Potem wyszedł. Złapał jeszcze gogle i naciągnął na czoło. Sprawiały, że czuł się lepiej.
Starał się nie przyjść przed czasem, ale nie wiedział czy mu się udało, kiedy wchodził do pomieszczenia. Zapukał uprzejmie i wychylił się zza drzwi, obdarzając obecną w środku kobietę - zapewne panią Nyeste, która pisała do niego list - swoim zwykłym, szerokim uśmiechem. Nie zdradzał po sobie najmniejszych oznak stresu. Kiedy zaczął rozmowę prawie udało mu się o nim zapomnieć.
- Dzień dobry! Nie jestem za wcześnie? - Nie miał wielkiego wyboru, jeśli chodziło o miejsce do siedzenia. Odsunął sobie jedyne dostępne krzesło i usiadł. - Finta Mészáros, dostałem wezwanie na godzinę osiemnastą.
Finta Mészáros
Re: Pokój zebrań
Kobieta czytała jeszcze ostatni raz pytania niedługiego wywiadu, by nie odrywać się co chwilę od przesłuchiwanego i przyklejać czoło do kartki, by sprawdzić czy o czymś nie zapomniała. Wolała, żeby to wszystko, mimo napiętej atmosfery, wyglądało jak uprzejma, choć konkretna, rozmowa, a nie wywiad do taniego brukowca. Samantha nie była na tyle skupiona, by usłyszeć kroki, w końcu gmach od rana tętnił życiem, więc dopiero lekkie skrzypnięcie otwieranych szerzej drzwi kupiło jej uwagę. Spojrzała przelotnie na chłopaka, by potem zerknąć na tarczę zegara zawieszoną na wewnętrznej stronie jej nadgarstka.
- Nie, jest Pan w samą porę, Panie... Mészáros - ewidentnie próbowała powtórzyć akcent z jakim chłopak wypowiedział swoje nazwisko i nie wyszło jej źle. Ale nie wyszło też specjalnie dobrze. Wstała jeszcze na chwilę i łagodnie uścisnęła mu dłoń - mimo, iż ręka filigranowej kobiety była drobna, to uścisk miała bardzo pewny siebie.
Akurat kiedy zasiedli, do dwóch parujących filiżanek skapywały ostatnie krople ciemnej ambrozji, która wypełniła je niemal po brzegi.
- Miło mi Pana poznać, Samantha Nyeste. Napiłby się Pan kawy? – zaproponowała i na moment wskazała lekkim skinieniem głowy na drugą część stołu, gdzie pióro już ze zgrzytem nanosiło ich słowa na papier. - Nasza rozmowa będzie notowana i trafi do dokumentacji śledczej Ministerstwa Magii, więc na wstępie pouczę Pana, że wszelkie kłamstwa lub niedopowiedzenia, będą traktowane z surowością przeszkadzania w dochodzeniu. – Ta kobieta mogłaby z delikatnym uśmiecham Mony Lisy obciąć komuś łeb. - Cenię sobie Pański czas, więc może już zacznijmy, hm? Na dzień dzisiejszy jak się Pan czuje? Zauważył Pan jakieś dziwne dolegliwości, znamiona? Teraz albo świeżo po Burzy?
- Nie, jest Pan w samą porę, Panie... Mészáros - ewidentnie próbowała powtórzyć akcent z jakim chłopak wypowiedział swoje nazwisko i nie wyszło jej źle. Ale nie wyszło też specjalnie dobrze. Wstała jeszcze na chwilę i łagodnie uścisnęła mu dłoń - mimo, iż ręka filigranowej kobiety była drobna, to uścisk miała bardzo pewny siebie.
Akurat kiedy zasiedli, do dwóch parujących filiżanek skapywały ostatnie krople ciemnej ambrozji, która wypełniła je niemal po brzegi.
- Miło mi Pana poznać, Samantha Nyeste. Napiłby się Pan kawy? – zaproponowała i na moment wskazała lekkim skinieniem głowy na drugą część stołu, gdzie pióro już ze zgrzytem nanosiło ich słowa na papier. - Nasza rozmowa będzie notowana i trafi do dokumentacji śledczej Ministerstwa Magii, więc na wstępie pouczę Pana, że wszelkie kłamstwa lub niedopowiedzenia, będą traktowane z surowością przeszkadzania w dochodzeniu. – Ta kobieta mogłaby z delikatnym uśmiecham Mony Lisy obciąć komuś łeb. - Cenię sobie Pański czas, więc może już zacznijmy, hm? Na dzień dzisiejszy jak się Pan czuje? Zauważył Pan jakieś dziwne dolegliwości, znamiona? Teraz albo świeżo po Burzy?
Mistrz Gry
Re: Pokój zebrań
Nie przejął się tym, że kobieta wymówiła jego nazwisko nie do końca poprawnie. Nie wyszło aż tak tragicznie. Na międzynarodowym uniwersytecie chyba każdy musiał przyzwyczaić się do tego, że jego imię raz na jakiś czas zostaje porządnie przekręcone, zwłaszcza na początku i zwłaszcza, gdy pojawiał się nowy profesor. Samantha poradziła sobie naprawdę dobrze.
Tutaj się przynajmniej starali. Na Akademii Koldovstoretz kiedy trafił się ktoś, komu zapomnieli powiedzieć, stał nad kartką długo wlepiając w nią wzrok, zanim Finta litował się i podpowiadał, że chyba chodzi o niego. Zwykle było zabawnie, raz tylko usłyszał po tym "Иди в жопу". Po tych słowach nauczyciel wyszedł.
Przypomnienie sobie tej sytuacji nie pomagało w skupieniu na przesłuchaniu. Węgier odwzajemnił uścisk dłoni, nie ustępując pewnością kobiecie, ale w głowie wciąż miał sytuację z poprzedniej szkoły. Odchrząknął.
- Chętnie. - Uśmiechnął się i dyskretnym, naturalnym ruchem poprawił krawat. - Rozumiem.
Nie, żeby było to jego pierwsze przesłuchanie. Przesłuchania były normalną procedurą, między innymi przy magicznych wypadkach, których często był świadkiem. Finta całkiem lubił przesłuchania. Ale zwykle prowadzili je wewnętrzni pracownicy uczelni.
Pomyślał jeszcze o tym, żeby nie walnąć nic głupiego. Wszystko będzie na papierze, w jego aktach. Do końca jego dni. Chociaż może, w takim razie... Pokiwał głową, zanim zaczął odpowiadać.
- Czuję się całkiem dobrze i całkiem normalnie, jak na studenta WME. - Uśmiechnął się, szukając jakiejś nici porozumienia. - Ani teraz, ani zaraz po burzy nie zanotowałem nic nietypowego w swoim ciele - oczy trochę mu zabłyszczały, kiedy wrócił wspomnieniami do tego wspaniałego wydarzenia - a niech mi pani wierzy, jako zafascynowany naukowiec zapisałbym dokładnie wszystko. Jedyne co mi po tym wszystkim zostało to siniaki i wstrząs mózgu po upadku na beton, ale magomedycy szybko się z tym uporali, mimo, że początkowo używali tylko mugolskich metod. Z wiadomych przyczyn.
Tutaj się przynajmniej starali. Na Akademii Koldovstoretz kiedy trafił się ktoś, komu zapomnieli powiedzieć, stał nad kartką długo wlepiając w nią wzrok, zanim Finta litował się i podpowiadał, że chyba chodzi o niego. Zwykle było zabawnie, raz tylko usłyszał po tym "Иди в жопу". Po tych słowach nauczyciel wyszedł.
Przypomnienie sobie tej sytuacji nie pomagało w skupieniu na przesłuchaniu. Węgier odwzajemnił uścisk dłoni, nie ustępując pewnością kobiecie, ale w głowie wciąż miał sytuację z poprzedniej szkoły. Odchrząknął.
- Chętnie. - Uśmiechnął się i dyskretnym, naturalnym ruchem poprawił krawat. - Rozumiem.
Nie, żeby było to jego pierwsze przesłuchanie. Przesłuchania były normalną procedurą, między innymi przy magicznych wypadkach, których często był świadkiem. Finta całkiem lubił przesłuchania. Ale zwykle prowadzili je wewnętrzni pracownicy uczelni.
Pomyślał jeszcze o tym, żeby nie walnąć nic głupiego. Wszystko będzie na papierze, w jego aktach. Do końca jego dni. Chociaż może, w takim razie... Pokiwał głową, zanim zaczął odpowiadać.
- Czuję się całkiem dobrze i całkiem normalnie, jak na studenta WME. - Uśmiechnął się, szukając jakiejś nici porozumienia. - Ani teraz, ani zaraz po burzy nie zanotowałem nic nietypowego w swoim ciele - oczy trochę mu zabłyszczały, kiedy wrócił wspomnieniami do tego wspaniałego wydarzenia - a niech mi pani wierzy, jako zafascynowany naukowiec zapisałbym dokładnie wszystko. Jedyne co mi po tym wszystkim zostało to siniaki i wstrząs mózgu po upadku na beton, ale magomedycy szybko się z tym uporali, mimo, że początkowo używali tylko mugolskich metod. Z wiadomych przyczyn.
Finta Mészáros
Re: Pokój zebrań
W ciszy, zaległej na krótką chwilę po zadaniu pytania przez pracowniczkę Ministerstwa, dało się słyszeć cichutkie, nienachalne skrobanie eleganckiego pióra po chropowatej kartce notatnika. Jego lekko różowawa chorągiewka wywijała się na samym czubku w elegancki loczek, który rozwijał się niemal do końca, kiedy pióro dochodziło do końca linijki i zwijał błyskawicznie, kiedy rozpoczynało kolejną. Po chwili do wewnętrznych odgłosów pokoju doszedł jeszcze cichy stuk filiżanki pełnej parującej kawy, która wylądowała na stole obok studenta, ponaglona łagodnym ruchem różdżki Pani Nyeste. Szybko dołączył doń dopasowany orszak, złożony z porcelanowej cukiernicy, miniaturowego mlecznika i pojemnika na sypką śmietankę.
Kobieta nie oglądała się jeszcze na własną kawę, widocznie dając jej czas na ostygnięcie. Jedynie delikatny cień uśmiechu przesunął się przez jej usta pociągnie jasnoczerwoną szminką, kiedy Finta pozwolił sobie na niewinny żarcik powiązany z jego wydziałem.
- Miło mi to słyszeć. Jak dotąd u żadnego z uczestników czy ofiar nie zanotowaliśmy żadnych niepożądanych zmian czy upadku kondycji, poza wspomnianymi przez Pana ranami mechanicznymi, jednak zawsze wolę się upewnić u samego źródła – niektóre skutki mogą nie być widoczne na pierwszy rzut oka – wytłumaczyła i poruszyła się na krześle, zakładając jedną zgrabną nogę na drugą. - Skoro mamy ten wstęp za sobą, to chciałabym cofnąć się wraz z Panem do samego dnia burzy. Na sam początek proszę mi powiedzieć jak się Pan tam znalazł? Co robił Pan późnym wieczorem przy jeziorze, dnia szóstego października bieżącego roku?
Kobieta nie oglądała się jeszcze na własną kawę, widocznie dając jej czas na ostygnięcie. Jedynie delikatny cień uśmiechu przesunął się przez jej usta pociągnie jasnoczerwoną szminką, kiedy Finta pozwolił sobie na niewinny żarcik powiązany z jego wydziałem.
- Miło mi to słyszeć. Jak dotąd u żadnego z uczestników czy ofiar nie zanotowaliśmy żadnych niepożądanych zmian czy upadku kondycji, poza wspomnianymi przez Pana ranami mechanicznymi, jednak zawsze wolę się upewnić u samego źródła – niektóre skutki mogą nie być widoczne na pierwszy rzut oka – wytłumaczyła i poruszyła się na krześle, zakładając jedną zgrabną nogę na drugą. - Skoro mamy ten wstęp za sobą, to chciałabym cofnąć się wraz z Panem do samego dnia burzy. Na sam początek proszę mi powiedzieć jak się Pan tam znalazł? Co robił Pan późnym wieczorem przy jeziorze, dnia szóstego października bieżącego roku?
Mistrz Gry
Re: Pokój zebrań
Z zadowoleniem złapał filiżankę i zabrał się za słodzenie i dodawanie mleka. Co prawda podniebienie miał wyrobione trunkami i papierosami i często pijał kawę czarną jak smoła, mocną tak, że stała w niej łyżka (ale tylko nocami, po zaaplikowaniu sobie takiej kawy w dzień pewnie tak szybko przemieszczałby się z miejsca na miejsce, że nie dotykałby nogami ziemi), ale czasem lubił z tego napoju zrobić wersję przypominającą kakałko. Był właśnie w trakcie dolewania śmietanki, kiedy pani Nyeste zapytała go o powód jego obecności nad jeziorem.
- Oh. - Ręka mu wyraźnie zadrżała, ale na szczęście nie na tyle, żeby coś rozlać. Odstawił naczynko i zaczął mieszać w filiżance łyżeczką. Odchrząknął, zanim przeszedł do odpowiedzi. I jeszcze westchnął. I zaśmiał się nerwowo. Pokręcił głową. - Podejrzewam, że niczego innego się pani nie spodziewa: jako żądny przygód, zafascynowany każdym zjawiskiem student, poszedłem nad jezioro oglądać burzę. Zastanawiałem się kilka razy nad rozpoczęciem badań nad tym zjawiskiem, bo - moim zdaniem - prąd, w tym pioruny, są w pewien sposób przesycone magią. Tym razem okazało się, bazs... Przepraszam, wyrwało mi się... Tym razem moja teza okazała się aż za bardzo prawdziwa. - Rozłożył ręce, w tym jedną, w której trzymał łyżeczkę. - I nie będę kłamał, widowisko przerosło moje największe oczekiwania. - Przyłożył wolną dłoń w okolice mostka. - To przez duszę eksperymentatora.
- Oh. - Ręka mu wyraźnie zadrżała, ale na szczęście nie na tyle, żeby coś rozlać. Odstawił naczynko i zaczął mieszać w filiżance łyżeczką. Odchrząknął, zanim przeszedł do odpowiedzi. I jeszcze westchnął. I zaśmiał się nerwowo. Pokręcił głową. - Podejrzewam, że niczego innego się pani nie spodziewa: jako żądny przygód, zafascynowany każdym zjawiskiem student, poszedłem nad jezioro oglądać burzę. Zastanawiałem się kilka razy nad rozpoczęciem badań nad tym zjawiskiem, bo - moim zdaniem - prąd, w tym pioruny, są w pewien sposób przesycone magią. Tym razem okazało się, bazs... Przepraszam, wyrwało mi się... Tym razem moja teza okazała się aż za bardzo prawdziwa. - Rozłożył ręce, w tym jedną, w której trzymał łyżeczkę. - I nie będę kłamał, widowisko przerosło moje największe oczekiwania. - Przyłożył wolną dłoń w okolice mostka. - To przez duszę eksperymentatora.
Finta Mészáros
Re: Pokój zebrań
Kiedy tylko student dokończył swój niespieszny rytuał przygotowywania popularnego nawet u mugoli eliksiru na rozbudzenie, użyte już kawowe utensylia podjechały powoli ku blondwłosej kobiecie, sunąc cicho po gładkim blacie stołu. Pani Nyeste ograniczyła się do półtorej łyżki cukru, który po bliższym przyjrzeniu się miał lekko różowawe zabarwienie. Nie znaczyło to jednak, że smakował czy działał inaczej – była to jedynie nieszkodliwa fanaberia pracowniczki Ministerstwa.
Pani Nyeste delikatnie przekręciła głowę, zbliżając ją policzkiem ku ramieniu i lekko zwalniając tempo bełtania elegancką łyżeczką w filiżance wypełnionej płynną czernią.
- „Oh”? Zaskoczyłam Pana tym pytaniem? - zagaiła zdecydowanie bardziej uprzejmie niż z nadmierną podejrzliwością. Choć spektrum zachowań, jakie błyskawicznie przetoczyło się przez twarz jej rozmówcy początkowo nieco zbiło ją z tropu i przyczyniło się do pojawienia delikatnej, pionowej zmarszczki pomiędzy jej brwiami. Prędko stało się jednak jasne, że to nie potrzeba jakiejś większej misji popchnęła Węgra na dwór na czas tak nieciekawej pogody - nie było żadnej, detalicznej historii, a jedynie krótkie napomknięcie, w które mody mężczyzna zgrabnie wplótł swoje zainteresowania i swego rodzaju zadowolenie z obecnego stanu rzeczy. - Ma Pan ciekawy punkt widzenia. Choć jestem więcej niż pewna, że ktoś przed Panem w tej uczelni na pewno zdążył lekko nadgryźć ten temat. ...może nawet profesor Jensen? Doszły mnie słuchy, że pracownicy uczelni mieli nadzieje, że tak duże nagromadzenie magii sprowadzi go z powrotem. Ale niestety sala pozostała tak samo zamknięta jak była.
Pracownicy i magomedycy mimo całego zamieszania wywołanego Magiczną Burzą zawsze pilnowali, by ktoś trwał na stanowisku obok zamkniętej sali i był w każdej chwili gotowy wezwać innych, gdyby tylko cokolwiek zaczęło się tam dziać. Nawet do kilku dni po całym zajściu to postanowienie się nie zmieniało. Dopiero niedawno zaczęto tam zachodzić już tylko kilka razy dziennie, a na ten moment już tylko raz. Nadzieja i tak była utrzymana w powietrzu niesamowicie długo.
- Niech Pan mi jeszcze powie, czy natknął się Pan nad jeziorem na kogoś, czy przyszedł tam pierwszy? I jaka była pierwsza anomalia, którą Pan zauważył? Taka, która jednoznacznie pokazała, że ta konkretna burza może być inna od poprzednich.
Pani Nyeste delikatnie przekręciła głowę, zbliżając ją policzkiem ku ramieniu i lekko zwalniając tempo bełtania elegancką łyżeczką w filiżance wypełnionej płynną czernią.
- „Oh”? Zaskoczyłam Pana tym pytaniem? - zagaiła zdecydowanie bardziej uprzejmie niż z nadmierną podejrzliwością. Choć spektrum zachowań, jakie błyskawicznie przetoczyło się przez twarz jej rozmówcy początkowo nieco zbiło ją z tropu i przyczyniło się do pojawienia delikatnej, pionowej zmarszczki pomiędzy jej brwiami. Prędko stało się jednak jasne, że to nie potrzeba jakiejś większej misji popchnęła Węgra na dwór na czas tak nieciekawej pogody - nie było żadnej, detalicznej historii, a jedynie krótkie napomknięcie, w które mody mężczyzna zgrabnie wplótł swoje zainteresowania i swego rodzaju zadowolenie z obecnego stanu rzeczy. - Ma Pan ciekawy punkt widzenia. Choć jestem więcej niż pewna, że ktoś przed Panem w tej uczelni na pewno zdążył lekko nadgryźć ten temat. ...może nawet profesor Jensen? Doszły mnie słuchy, że pracownicy uczelni mieli nadzieje, że tak duże nagromadzenie magii sprowadzi go z powrotem. Ale niestety sala pozostała tak samo zamknięta jak była.
Pracownicy i magomedycy mimo całego zamieszania wywołanego Magiczną Burzą zawsze pilnowali, by ktoś trwał na stanowisku obok zamkniętej sali i był w każdej chwili gotowy wezwać innych, gdyby tylko cokolwiek zaczęło się tam dziać. Nawet do kilku dni po całym zajściu to postanowienie się nie zmieniało. Dopiero niedawno zaczęto tam zachodzić już tylko kilka razy dziennie, a na ten moment już tylko raz. Nadzieja i tak była utrzymana w powietrzu niesamowicie długo.
- Niech Pan mi jeszcze powie, czy natknął się Pan nad jeziorem na kogoś, czy przyszedł tam pierwszy? I jaka była pierwsza anomalia, którą Pan zauważył? Taka, która jednoznacznie pokazała, że ta konkretna burza może być inna od poprzednich.
Mistrz Gry
Re: Pokój zebrań
Faktycznie musiał wyglądać na zaskoczonego.
- Nie. - Lekko wzruszył ramionami. - Zawsze się spodziewam tego typu pytań. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, jak muszą brzmieć moje odpowiedzi. Teraz jeszcze nie było tak źle, ale przesłuchanie po moim nieudanym zaklęciu... A francba, to dopiero było niezręczne... - Zerknął na kobietę i wziął porządny łyk kawy. - Przepraszam za dygresję.
Mina mu trochę zrzedła na wspomnienie o doktorze Jensenie.
- Hmm... Tak, słyszałem. Teraz się niestety nie dowiemy. Razem z doktorem zniknęło mnóstwo wyników i zapisków, w tym moje projekty. Wie pani, prywatne szafki na WME są naprawdę prywatne, a on chciał mnie koniecznie powstrzymać od powrotu do moich eksperymentów, przynajmniej na jakiś czas. - Wyglądał na zdecydowanie bardziej zmartwionego uwięzionymi gdzieś pomysłami, niż samym zniknięciem naukowca. - Najgorsze, że nawet nie wiemy, nad czym akurat pracował, ciężko wymyślić coś, żeby... - Odchrząknął. - Bocsánat, znowu dygresja. Już wracam do tematu.
Finta wziął kolejny łyk kawy. Grzecznie słuchał następnych pytań Samanthy, już nawet w miarę rozluźniony. Przebrnął przez pierwsze niewygodne pytanie - do pełni szczęścia brakowało mu jeszcze przebrnięcia przez drugie, które - jak na razie - wciąż nie zostało wypowiedziane.
- Szczerze mówiąc - zaczął w zamyśleniu - nie jestem w stanie odpowiedzieć dokładnie na pani pytanie. Nie mam pojęcia, kto znalazł się tam pierwszy. Warunki, sama pani rozumie, były dość ciężkie. Na pewno przy krawędzi wody stałem początkowo sam, ale kto był pierwszym studentem nad jeziorem - znowu pokręcił głową - nie mam pojęcia. - Ponownie się zamyślił. - Ale reaguję na korzystne warunki bardzo szybko, więc gdybym miał się zakładać, to powiedziałbym, że byłem tam pierwszy. - W głosie zabrzmiało coś na kształt zadowolenia. - Oprócz mnie świadkami pierwszej anomalii były Lucy Happymeal i Tallulah Rossreeve. - Podał nazwiska bez najmniejszego zastanowienia. Miał doskonałą pamięć do imion. - Później zauważyłem też Samanthę Kastner, ale szczerze mówiąc wyglądała, jakby jej to całe widowisko mocno przeszkadzało.
Popił kawy i odstawił filiżankę. Wpatrzył się w powierzchnię napoju, przypominając sobie dokładnie, co się działo.
- Pierwsza była palma, pani Nyeste. - Powiedział z przekonaniem. - Walnęło ją zaraz po tym, jak... - Zawiesił się na chwilę. - To... Znaczy... Myślałem... W sumie nie wiem. - Zrobił przepraszającą minę. - Jak teraz myślę, to pierwszą anomalią mogło być to, że kopnęło mnie prądem. Byłem przekonany, że Lucy coś na mnie rzuciła, ale... Ona powinna być w stanie rozwiać wątpliwości. Ale tak, zaraz potem była palma. - Oczy znowu mu zabłyszczały. - Dostała piorunem i zaczęła wykręcać takie dzikie rzeczy, a kutyafáját, najpierw zaczęła się ruszać i zrobiła się fioletowa. I to było pierwsze, co tutibiztos vagyok benne. To znaczy, wtedy byłem pewien, że coś się dzieje.
- Nie. - Lekko wzruszył ramionami. - Zawsze się spodziewam tego typu pytań. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, jak muszą brzmieć moje odpowiedzi. Teraz jeszcze nie było tak źle, ale przesłuchanie po moim nieudanym zaklęciu... A francba, to dopiero było niezręczne... - Zerknął na kobietę i wziął porządny łyk kawy. - Przepraszam za dygresję.
Mina mu trochę zrzedła na wspomnienie o doktorze Jensenie.
- Hmm... Tak, słyszałem. Teraz się niestety nie dowiemy. Razem z doktorem zniknęło mnóstwo wyników i zapisków, w tym moje projekty. Wie pani, prywatne szafki na WME są naprawdę prywatne, a on chciał mnie koniecznie powstrzymać od powrotu do moich eksperymentów, przynajmniej na jakiś czas. - Wyglądał na zdecydowanie bardziej zmartwionego uwięzionymi gdzieś pomysłami, niż samym zniknięciem naukowca. - Najgorsze, że nawet nie wiemy, nad czym akurat pracował, ciężko wymyślić coś, żeby... - Odchrząknął. - Bocsánat, znowu dygresja. Już wracam do tematu.
Finta wziął kolejny łyk kawy. Grzecznie słuchał następnych pytań Samanthy, już nawet w miarę rozluźniony. Przebrnął przez pierwsze niewygodne pytanie - do pełni szczęścia brakowało mu jeszcze przebrnięcia przez drugie, które - jak na razie - wciąż nie zostało wypowiedziane.
- Szczerze mówiąc - zaczął w zamyśleniu - nie jestem w stanie odpowiedzieć dokładnie na pani pytanie. Nie mam pojęcia, kto znalazł się tam pierwszy. Warunki, sama pani rozumie, były dość ciężkie. Na pewno przy krawędzi wody stałem początkowo sam, ale kto był pierwszym studentem nad jeziorem - znowu pokręcił głową - nie mam pojęcia. - Ponownie się zamyślił. - Ale reaguję na korzystne warunki bardzo szybko, więc gdybym miał się zakładać, to powiedziałbym, że byłem tam pierwszy. - W głosie zabrzmiało coś na kształt zadowolenia. - Oprócz mnie świadkami pierwszej anomalii były Lucy Happymeal i Tallulah Rossreeve. - Podał nazwiska bez najmniejszego zastanowienia. Miał doskonałą pamięć do imion. - Później zauważyłem też Samanthę Kastner, ale szczerze mówiąc wyglądała, jakby jej to całe widowisko mocno przeszkadzało.
Popił kawy i odstawił filiżankę. Wpatrzył się w powierzchnię napoju, przypominając sobie dokładnie, co się działo.
- Pierwsza była palma, pani Nyeste. - Powiedział z przekonaniem. - Walnęło ją zaraz po tym, jak... - Zawiesił się na chwilę. - To... Znaczy... Myślałem... W sumie nie wiem. - Zrobił przepraszającą minę. - Jak teraz myślę, to pierwszą anomalią mogło być to, że kopnęło mnie prądem. Byłem przekonany, że Lucy coś na mnie rzuciła, ale... Ona powinna być w stanie rozwiać wątpliwości. Ale tak, zaraz potem była palma. - Oczy znowu mu zabłyszczały. - Dostała piorunem i zaczęła wykręcać takie dzikie rzeczy, a kutyafáját, najpierw zaczęła się ruszać i zrobiła się fioletowa. I to było pierwsze, co tutibiztos vagyok benne. To znaczy, wtedy byłem pewien, że coś się dzieje.
Finta Mészáros
Re: Pokój zebrań
Ministerstwo Magii zwykle nie specjalnie wtykało nos w wewnętrzne interesy uczelni jeśli ta bezpośrednio o to nie zabiegała. Ale tylko tak długo, jak dziejące się w niej eksperymenty nie działały bezpośrednio na niemagiczną społeczność - na przykład tę w niewielkim stopniu zamieszkującą Zasiedmiogórogród. Jeśli te dwa wymogi nie były spełnione, to pracownicy Veneficium sami dbali o spokój w swoich murach. I sami przesłuchiwali studentów. Na przykład tego siedzącego naprzeciwko Samanthy, który (nawet bez zaglądania do jego papierów) zdradzał swoim zachowaniem, iż nie był to dla niego pierwszy raz. Bez ciągnięcia za język dawał długie i wyczerpujące odpowiedzi, a nawet rzucał całkiem swobodnymi nawiązaniami i dygresjami.
- Faktycznie, stosunkowo rzadko kiedy natykamy się na uzasadnienie brzmiące na przykład „po prostu przechodziłem”, przepytywani często potrafią streścić cały swój dzień, bo z dziwnych względów uważają, że takie krótkie wytłumaczenie brzmi zbyt podejrzanie. – Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. - To taka dygresja ode mnie.
Kawa na stole stygła, a profesor Jensen nie wrócił – to zdanie może zdawać się być pozbawione sensu i faktycznie jest. Tak samo jak nieco pozbawione sensu było samo wspominanie przez kobietę o zaginionym pracowniku, bo przez to dygresji zrobiło się tylko więcej. Samantha, choć prywatnie zainteresowana tematem zaginionych pomysłów i samych owoców wcześniejszych badań, niestety była właśnie w godzinach pracy i miała inne obowiązki, więc w odpowiedzi kiwnęła tylko oszczędnie głową i postukała palcem o usztywniającą deseczkę, która leżała na jej kolanach wraz z doczepioną doń kartą z pytaniami.
Dopiero w chwili, w której Pan Mészáros zaczął odpowiadać na trzecie, podwójne pytanie, Pani Nyeste sięgnęła po swoją kawę i upiła łyk. Co śmieszne, za każdym razem, kiedy przesłuchiwany wtrącał w wypowiedzi węgierskie wstawki - których nazbierało się pod koniec – to zapisujące jego słowa pióro mocniej szurało koncówką po notatniku.
- Zatem palma pojawiła się jeszcze przed lodowym tornadem? – zapytała w przerywniku i zerknęła na chwilę w bok. - Rozumiem, a nawiązując do rzekomego „kopnięcia prądem” przez Pannę Happymeal, chciałabym wyjść do innego pytania: Czy jakieś zjawisko się powtarzało? Czy pojawiało się coś specyficznego lub działo zanim uderzał kolejny piorun i pojawiało więcej anomalii?
- Faktycznie, stosunkowo rzadko kiedy natykamy się na uzasadnienie brzmiące na przykład „po prostu przechodziłem”, przepytywani często potrafią streścić cały swój dzień, bo z dziwnych względów uważają, że takie krótkie wytłumaczenie brzmi zbyt podejrzanie. – Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. - To taka dygresja ode mnie.
Kawa na stole stygła, a profesor Jensen nie wrócił – to zdanie może zdawać się być pozbawione sensu i faktycznie jest. Tak samo jak nieco pozbawione sensu było samo wspominanie przez kobietę o zaginionym pracowniku, bo przez to dygresji zrobiło się tylko więcej. Samantha, choć prywatnie zainteresowana tematem zaginionych pomysłów i samych owoców wcześniejszych badań, niestety była właśnie w godzinach pracy i miała inne obowiązki, więc w odpowiedzi kiwnęła tylko oszczędnie głową i postukała palcem o usztywniającą deseczkę, która leżała na jej kolanach wraz z doczepioną doń kartą z pytaniami.
Dopiero w chwili, w której Pan Mészáros zaczął odpowiadać na trzecie, podwójne pytanie, Pani Nyeste sięgnęła po swoją kawę i upiła łyk. Co śmieszne, za każdym razem, kiedy przesłuchiwany wtrącał w wypowiedzi węgierskie wstawki - których nazbierało się pod koniec – to zapisujące jego słowa pióro mocniej szurało koncówką po notatniku.
- Zatem palma pojawiła się jeszcze przed lodowym tornadem? – zapytała w przerywniku i zerknęła na chwilę w bok. - Rozumiem, a nawiązując do rzekomego „kopnięcia prądem” przez Pannę Happymeal, chciałabym wyjść do innego pytania: Czy jakieś zjawisko się powtarzało? Czy pojawiało się coś specyficznego lub działo zanim uderzał kolejny piorun i pojawiało więcej anomalii?
Mistrz Gry
Re: Pokój zebrań
Już zdążył wysiorbać kawę do końca. Nie należał do osób, które piją wolno i nie tyczyło to jedynie alkoholi.
Zaśmiał się swobodnie w odpowiedzi na dygresję kobiety. Sam dobrze wiedział, że takie wytłumaczenie nie wydaje się tłumaczącemu wystarczające - ale sam też wiedział, że taka była prawda, a ściemnianie może tylko pogorszyć sytuację i sprawić, że będzie bardziej zagmatwana. No chyba, że się miało powody, żeby ściemniać. W tym przypadku jednak ich nie było i Finta był za to losowi bardzo wdzięczny, bo na szali stała jego kariera na uczelni.
A przynajmniej miał nadzieję, że nie ma powodów do kłamstwa. Bo to wszystko to przecież nie była jego wina, prawda? No pomyślmy logicznie - NA PEWNO nie miał tyle siły, żeby przenieść cały akademik. NA PEWNO.
- Lodowe tornado? - Uśmiechnął się. - Tak, palma była przed tornadem. Ja go w ogóle nie widziałem z bliska, w sensie na żywo. To znaczy... Nie widziałem go, jak było tornadem. - Zaplątał się trochę w wypowiedzi, ale to dlatego, że w sumie bardzo żałował, że nie był tego świadkiem. - Bo ja, widzi pani, poczułem się w obowiązku łapać ożywionego konia z posągu... Posągu Lorda... Stoddarda. - Miał nadzieję, że wymówił nazwisko poprawnie. - Tego, co stoi przy moim wydziale. Niestety mi uciekł. Dlatego zanim tornado zdążyło powstać, ja odgalopowałem wierzchem w stronę akademików. - Nie mógł się powstrzymać przed wspomnieniem o tym. - A to, że coś powstało na plaży, dało się zauważyć aż stamtąd, ale nie zaprzątało aż tak mojej uwagi... Ze względu na, ekhm, inne problemy.
Obrócił w rękach pustą, zimną filiżankę. W ogóle nie przyszło mu do głowy, że mógłby ją uzupełnić, za bardzo pogrążał się w myślach.
- Czy ja wiem...? A kutyafáját... - Mruknął marszcząc lekko czoło. - W sumie powietrze było takie bardzo przesycone prądem. - Podniósł wzrok na rozmówczynię. - Tak jest zwykle podczas burzy, ale tym razem to tak naprawdę, tak mocniej i dłużej. Normalnie aż strzelało i syczało. - Puścił filiżankę i złapał za krawędź krzesła, na którym siedział. Zrobił trudną do zinterpretowania minę, jakby trochę rozbawioną, a trochę taką, jaką robi się przy zdradzaniu wstydliwego sekretu. - No i w wielu przypadkach próbowaliśmy wcześniej używać czarów... Po prostu nie działały jak trzeba. Ale początkowo nie mieliśmy pojęcia, co się dzieje, a później... - Do mieszanej miny doszło trochę więcej uśmiechu. - A później nie bardzo mieliśmy alternatywę, bo co mieliśmy robić? Rzucać w kamienny posąg mantikory kamieniami? - Twarz mu spoważniała. - Ale tę mantikorę to zupełnie nie my. Ta mantikora to, a francba, ściągnęła pioruny i sama się ruszyła. A koń to w ogóle nie wiem co, bo przybiegł do nas chyba zupełnym przypadkiem.
Zaśmiał się swobodnie w odpowiedzi na dygresję kobiety. Sam dobrze wiedział, że takie wytłumaczenie nie wydaje się tłumaczącemu wystarczające - ale sam też wiedział, że taka była prawda, a ściemnianie może tylko pogorszyć sytuację i sprawić, że będzie bardziej zagmatwana. No chyba, że się miało powody, żeby ściemniać. W tym przypadku jednak ich nie było i Finta był za to losowi bardzo wdzięczny, bo na szali stała jego kariera na uczelni.
A przynajmniej miał nadzieję, że nie ma powodów do kłamstwa. Bo to wszystko to przecież nie była jego wina, prawda? No pomyślmy logicznie - NA PEWNO nie miał tyle siły, żeby przenieść cały akademik. NA PEWNO.
- Lodowe tornado? - Uśmiechnął się. - Tak, palma była przed tornadem. Ja go w ogóle nie widziałem z bliska, w sensie na żywo. To znaczy... Nie widziałem go, jak było tornadem. - Zaplątał się trochę w wypowiedzi, ale to dlatego, że w sumie bardzo żałował, że nie był tego świadkiem. - Bo ja, widzi pani, poczułem się w obowiązku łapać ożywionego konia z posągu... Posągu Lorda... Stoddarda. - Miał nadzieję, że wymówił nazwisko poprawnie. - Tego, co stoi przy moim wydziale. Niestety mi uciekł. Dlatego zanim tornado zdążyło powstać, ja odgalopowałem wierzchem w stronę akademików. - Nie mógł się powstrzymać przed wspomnieniem o tym. - A to, że coś powstało na plaży, dało się zauważyć aż stamtąd, ale nie zaprzątało aż tak mojej uwagi... Ze względu na, ekhm, inne problemy.
Obrócił w rękach pustą, zimną filiżankę. W ogóle nie przyszło mu do głowy, że mógłby ją uzupełnić, za bardzo pogrążał się w myślach.
- Czy ja wiem...? A kutyafáját... - Mruknął marszcząc lekko czoło. - W sumie powietrze było takie bardzo przesycone prądem. - Podniósł wzrok na rozmówczynię. - Tak jest zwykle podczas burzy, ale tym razem to tak naprawdę, tak mocniej i dłużej. Normalnie aż strzelało i syczało. - Puścił filiżankę i złapał za krawędź krzesła, na którym siedział. Zrobił trudną do zinterpretowania minę, jakby trochę rozbawioną, a trochę taką, jaką robi się przy zdradzaniu wstydliwego sekretu. - No i w wielu przypadkach próbowaliśmy wcześniej używać czarów... Po prostu nie działały jak trzeba. Ale początkowo nie mieliśmy pojęcia, co się dzieje, a później... - Do mieszanej miny doszło trochę więcej uśmiechu. - A później nie bardzo mieliśmy alternatywę, bo co mieliśmy robić? Rzucać w kamienny posąg mantikory kamieniami? - Twarz mu spoważniała. - Ale tę mantikorę to zupełnie nie my. Ta mantikora to, a francba, ściągnęła pioruny i sama się ruszyła. A koń to w ogóle nie wiem co, bo przybiegł do nas chyba zupełnym przypadkiem.
Finta Mészáros